środa, 19 września 2012

A mental mind fuck can be nice



Tarquin „Quin” Williams, 17 lat

Zajęcia obowiązkowe: język angielski, niemiecki, rosyjski, łacina, wos, wok, historia, matematyka, fizyka i biologia na poziomie podstawowym, chemia na rozszerzonym, jazda konna, muzyka.
Nie uczęszcza na żadne zajęcia dodatkowe; chciałby założyć kółko literackie.


Quin urodził się w Nowym Jorku, jako owoc romansu prokuratora stanowego i modelki rosyjskiego pochodzenia. Nigdy nie poznał matki (zmarła przy porodzie) i wcale nie jest mu z tego powodu przykro. Ojciec był – i nadal jest – nieustannie zajęty pracą, dlatego chłopca od najmłodszych lat wychowywały opiekunki, za którymi szczerze nie przepadał. Z wzajemnością zresztą. Już wtedy Quin był niezłym kombinatorem, a kolejne lata tylko udoskonaliły jego umiejętności.

Tarquin chyba nigdy nie był normalny. Ale kogo to obchodziło? Wszyscy zachwycali się eleganckim aniołkiem z blond czupryną. Co z tego, że na ogół był zdystansowany i małomówny. W końcu sprawiał wrażenie bystrego, dojrzałego dziecka, a z nauką nie miał żadnych problemów. Przeciwnie, radził sobie ponadprzeciętnie dobrze.

Gdy miał dziesięć lat, razem z nim i jego wiecznie nieobecnym ojcem zamieszkała kobieta, z którą mężczyzna wiązał przyszłość. Między nową partnerką ojca a chłopakiem się nie układało, w efekcie czego Quin stał się jeszcze bardziej wyalienowany, a jego zachowanie niepokojące. Sześć lat później kobieta zmarła w niewyjaśnionych okolicznościach. Tarquin unika tematu ich relacji i staje się bardzo drażliwy, kiedy ktoś wspomni o jego macosze. Jeśli już musi o niej mówić, nie przejmuje się tym, że o zmarłej nie powinno się mówić źle.

Od najmłodszych lat Quin nie miał przyjaciół. Ludzie, którzy wiedzą, jakim jest czubem, starają się go unikać. Ci, którzy jeszcze nie mieli okazji go poznać, czasem lgną do niego, ale po pierwszej konfrontacji mają z reguły dosyć. W końcu kto zniósłby taką dawkę wyobcowania? Oczywiście zdarzają się osoby, które uważają Tarquina za intrygującego i nie zrażają się tak szybko jak reszta, jednak są to nieliczne przypadki. Prawdopodobnie równie nienormalne, co Quin – tylko w inny sposób.

Kiedy Quin chodził do liceum, kilkukrotnie był zmuszony zmienić szkołę. W jednej wybił szyby przy pomocy kija bejsbolowego, z którym swego czasu się nie rozstawał, w innej groził nauczycielom i kolegom, a w jeszcze innej próbował poderżnąć sobie gardło na korytarzu. Poza tym podczas lekcji często rozmawiał z nieistniejącą osobą, której nawet nadał imię (nadal z nią czasem rozmawia). Wszystko dla zabawy, jak później uparcie twierdził. Oczywiście o sprawach szybko zapominano, bo kochający ojciec sypnął pieniążkiem gdzie trzeba. I choć przy ludziach pan Williams zgrywa przejętego ojca, który twierdzi, że to inni uwzięli się na jego biednym, małym Quinie, tak naprawdę wstydzi się syna. W końcu kto chciałby mieć za potomka takie dziwadło?

Nikt nie wie, co tak naprawdę dolega chłopakowi, bo ten konsekwentnie odmawia skorzystania z pomocy psychiatry czy nawet zwykłego psychologa. Twierdzi, że może i jest szalony, ale na pewno nie głupi, dlatego nie zamierza spędzać czasu wolnego u obcego mężczyzny lub kobiety wbrew swojej woli, na dodatek im za to płacąc.

Nikt nie wie również, jaki tak naprawdę jest Quin. Chłopak potrafi opowiadać ludziom o potwornościach, by zaraz śmiać się im w twarz lub z niewinną miną skrzywdzonego dziecka powstrzymywać łzy. Ma napady paniki i zdarza mu się histeryzować, jednak równie często odcina się od świata. Poza tym prowokuje, uwodzi, miesza w głowach. Gardzi wszystkim i każdym wokoło. Patologiczny kłamca i niezły aktor. Lubi pokazywać ludziom, jak bardzo są beznadziejni. Nie widzi w tym nic złego i, co więcej, chyba nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, że postępuje niewłaściwie.

Uwielbia rozmawiać z ludźmi; czasami dopada go wręcz przymus mówienia (często o rzeczach szokujących). Nie jest to jednak stan permanentny. Bywa, że Quin w ogóle nie reaguje na to, co się do niego mówi i milczy uparcie nawet tygodniami. Komunikacja z nim potrafi być uciążliwa.

Nazwiesz go szaleńcem? Masz szczęście, jedynie wzruszy obojętnie ramionami. Zdążył już przywyknąć do takich określeń. Szturchniesz, krzywo spojrzysz lub będziesz próbował wybić mu z głowy dziwactwo? W najlepszym wypadku zostaniesz zignorowany, w najgorszym trafisz do szpitala z rozwaloną buźką. Quin ewidentnie nie radzi sobie z agresją. Zdarzało się, że obrywały od niego nawet przypadkowe osoby, które akurat mu się nawinęły. Sam również bywa obiektem własnej złości.

Tarquin ma cały wachlarz specyficznych zachowań. Potrafi przez kilka minut wpatrywać się uparcie w jeden punkt lub wręcz przeciwnie, pośpiesznie błądzić wzrokiem wokoło, jakby czegoś szukał. Często mimowolnie bawi się rękawami swetrów i koszul, a onieśmielony zaczyna nerwowo rozczochrywać palcami włosy.

Jedyną rzeczą, jaka pozwala Quinowi skupić się i wyciszyć, jest literatura, zarówno w formie biernej (czytanie), jak i czynnej (pisanie). Dobrym filmem czy wycieczką po galerii sztuki też nie pogardzi – w końcu obrazy pobudzają i hipnotyzują. Sam siebie nazywa grafomanem, ale po cichu liczy na to, że kiedyś uda mu się osiągnąć sukces, pisząc. Lubi rzeczy brutalne i mocne, nudzą go schematy, grzeczność i odtwarzanie.

W przypadku Quina NIC nie trzyma się kupy.



[Mam nadzieję, że na blogu nie ma podobnej postaci. Twarzy użyczył Evan Peters. Zaczynam, jeśli podrzuci mi się pomysł, ale ucieszę się, jeśli Ty zaczniesz. :) Kartę w przyszłości rozbuduję, bo odczuwam braki.]

2 komentarze: