czwartek, 30 sierpnia 2012

"I want always to be a boy, and have fun."



♪ Zachary Matthew "Zack" Collins ♪
III rok || drużyna koszykówki || pasjonaci matematyki
184 centymetry uroku osobistego || 66 kilogramów poczciwego sarkazmu
Uwaga! Facet trudny do zaszufladkowania! 
Chyba, że wrzucimy go do wora "Dziwacy".

23 listopada, o godzinie 14.03, w miejskim szpitalu w Nowym Yorku przyszedł na świat chłopiec. Darł się wniebogłosy (wróżono mu karierę piosenkarza) i zasnął dopiero gdy oddano go zmęczonej, ale jakże szczęśliwej matce - Anabelle Collins. Była ona samotną kobietą, zbyt głupią prostoduszną, by w porę zauważyć, że miłość jej życia wcale nie ma zamiaru zakładać rodziny. Ciężko przeżyła zniknięcie ukochanego, ale pełna wiary i pozytywnych myśli postanowiła urodzić ich wspólne dziecko i była przekonana, że uda jej się pogodzić pracę menadżerki z wychowywaniem.
Jasne, jakby to było takie proste.
Swoje dzieciństwo młody Zachary spędził na ulicy, bawiąc się z innymi dzieciakami z osiedla, pełnego najróżniejszych imigrantów. Mamy często nie było w domu, więc biegał za starszymi kolegami, obserwując ich podczas gry w kosza. To wtedy, na tym zrujnowanym boisku z jedną obręczą bez siatki i ledwo widocznymi liniami, zakochał się w tym sporcie. Był co prawda za mały, by móc grać z innymi, ale pałętał im się pod nogami wystarczająco długo, by w końcu pozwolili mu momentami wrzucać piłkę do kosza, lub, dużo częściej, biegać za nią gdy wypadła na ulicę. Ogółem mało co z tego okresu Zack pamięta, prócz tej widocznej mieszanki kultur, języków i tradycji.
Kiedy miał 7 lat, jego matka ponownie została postrzelona przez Kupidyna i oddała serce rozwodnikowi, który okazał się sławnym kardiochirurgiem. Jakby tego było mało, zgarnęła rzeczy z małego mieszkanka i wprowadziła się do wielkiej chaty swojego lubego, ciągnąc niezadowolone dziecię ze sobą. Jego oburzenie było jak najbardziej zasadne, bo chociaż miał w końcu swój pokój, to począwszy od tego dnia przestał być jedynakiem i nagle zyskał trzy starsze, sadystyczne siostry, którym wcale nie uśmiechał się widok nowego brata. Rosalie, Clarie i Felicia były jego utrapieniem i największą zmorą. Prawdopodobnie to ich sprawką jest, że Zack pół życia spędził w towarzystwie samych kobiet. Wielu jego kolegów bało się przychodzić do tej jaskini pełnej krwiożerczych przedstawicielek płci pięknej. Dlatego też jego przyjaciółmi na ogół zostawali ukochani starszych sióstr, którzy po zerwaniu przesiadywali w pokoju młodego Collinsa, napawając się widokiem zdezorientowanych ex.
Tym, co na dobre połączyło obie rodziny były narodziny Danielle, dziecka, które wywołało całą lawinę zdarzeń. Anabelle nagle zapragnęła małżeństwa, koleś, którego Zachary traktował bardziej jak miejscowego głupka, niż faceta mamy, został jego ojczymem, a trzy złe siostry uznały, że może przestaną się pastwić nad małych Collinsem. Zwłaszcza, że tylko on jeden miał w tym domu inne nazwisko niż reszta rodziny.
Zachary od tamtego momentu był jakby bardziej dręczony rozpieszczany przez swoje siostry. Zawsze mógł na nie liczyć i z nimi porozmawiać, więc nie sprawiał specjalnych problemów, wchodząc w etap dojrzewania. No, może trochę popalał...Może popalał nie tylko trochę. Mogłoby się to nazwać nawet uzależnieniem od papierosów i skrętów, ale ważne, że z tym skończył. Zmusiły go do tego siostrzyczki i wizja profesjonalnej gry w kosza. A wiadomo, sportowiec nie pali! Tylko czasem popala. Rosa, Clarie i Fel ukończyły Liceum im. Benjamina Platta, więc bez jego zgody uznano, że to właśnie tam powinien trafić.



"- Dobrze, że ty nie jesteś sportowcem, Zack.
- Ee...jestem?
- Daj spokój, gra w szachy to nie sport...
"

Jak już zostało wspomniane, tego chłopaka trudno jednoznacznie zaszufladkować. Na pierwszy rzut oka zdaje się być zwyczajnym kolegą z sąsiedztwa, nieco ciamajdowatym, ale gotowym by wysłuchać i pożartować. Ludzie wydają się być szczerze zdumieni, gdy dowiadują się, że uprawia jakikolwiek sport - choć nie jest patykowaty, to jednak z całą pewnością nie przypomina umięśnionego koksa. Jest wysportowany, ale nie przesadnie, choć bardzo dba o swoje ciało. W drużynie zazwyczaj pełni funkcję obrońcy, blokuje przeciwników, odbiera piłkę i momentalnie przekazuje ją do przodu. Nie jest na tyle utalentowany, by mógł myśleć o profesjonalnej grze (choć myśli, wciąż ma marzenia!), ale dzięki wytrwałej pracy udało mu się w II klasie zostać regularnym graczem na meczach, a w III na dobre zagościł w pierwszym składzie. Trudno jednak wrzucić go do jednego wora z resztą sportowców. Oni wydzielają mnóstwo testosteronu, chodzą w fajnych koszulkach i ogółem stanowią elitę, przynajmniej na ogół, a ten gość...jakby coś mu się pomieszało i nie mógł się zdecydować czy zostać matematycznym nerdem, czy popularnym karkiem.
Chodzi w koszulkach z postaciami z komiksów, sweterkach i koszulach, zawsze ma wytarte jeansy i tenisówki. Od święta ubierze garnitur, a gdy już go ma to wydaje mu się, że wygląda jak James Bond. Jego ciemne włosy prawdopodobnie nigdy nie witały się z grzebieniem, na domiar złego chyba pokłócił się z fryzjerem, a ten w akcie zemsty zrobił mu na głowie coś, co poniektórzy określają urokliwie "buszem". Bywa, że po nocy zarwanej na gry ma trochę podkrążone oczy, co w połączeniu z jego dość bladą cerą i lekkim przygarbieniem każe przypuszczać, że jest jakimś ćpunem. I ma takie zwyczajne, pospolite tęczówki! Większa część ludzi ma brązowe, więc szczególnie wyjątkowy nie jest. Można by rzec, że koleś nie jest stworzony do tego, by być zauważalnym...ale! Jedyną rzeczą, godną pozazdroszczenia, jest jego uśmiech, szeroki, wesoły, w jakiś sposób dziecięco niewinny. Nadaje on mu wygląd małego chłopca bez względu na okoliczności. To właśnie dzięki niemu chłopaka określa się mianem uroczego, bądź słodkiego. Zresztą, prócz uśmiechu posiada całą gamę min, którymi rozbraja ludzi. Niezależnie od sytuacji, zawsze przybierze odpowiedni wyraz twarzy.

To miły facet. Daleko mu do nieczułego dupka, którego głowę zaprząta tylko myśl o przeleceniu jakieś panny na imprezie. Potrafi być zarówno nieprzyjemny, jak i komiczny, wszystko zależy od osoby, z jaką przebywa. Nie jest zbyt trudno się z nim zaprzyjaźnić, ma wiele zainteresowań, więc na ogół dogaduje się z każdym. Potrafi być cyniczny i wredny wobec ludzi, ale od nikogo innego nie usłyszycie tak szczerej opinii, jak od niego. Bywa, że chowa się za sarkastycznymi uwagami, żeby odwrócić od czegoś uwagę. Nie jest łatwo go do siebie zarazić, ale jeśli wam się uda, to widok jego zniesmaczonej miny jest waszym najmniejszym problemem. Nie lubi się kłócić, nie przepada też za przemocą, ale nie warto przekraczać granicy jego świętej cierpliwości, bo przecież każdemu człowiekowi mogą puścić nerwy. Bardzo lojalny, można na niego liczyć zarówno w dobrych, jak i złych chwilach. Ale trzeba przywyknąć do tego, że zachowuje się czasami jak świr. Lubi się bawić, beztrosko spędza każdą chwilę, budząc się z najważniejszymi rzeczami na ostatnią sekundę. 
Jest zagorzałym fanem komiksów, fizyki i matematyki, koszykówki, filmów oraz samochodów. Kompletnie nie radzi sobie z przedmiotami humanistycznymi, interpretacja wiersza zdaje mu się czarną magią, a gdy ma przeczytać, ba, zrozumieć! tekst liryczny, to aż widać, jak dusza z niego ulatuje. W roztargnieniu robi masę błędów, interpunkcja u niego leży, a stylistyka zdań kona w spazmach bólu.
Co do talentów, to całkiem nieźle rysuje. I oczywiście świetnie gra w kosza. Ale i tak kompletnie nie umie tańczyć (wydaje mu się, że jednak umie), śpiewać i grać na jakimkolwiek instrumencie poza trójkątem. Wyjątkowo często obrywa po łbie od znajomych.

"Never is an awfully long time


Ciekawostki ♫
→ Jest wirtuozem trójkąta!
→ Ma dwa koty i psa rasy husky - Złośnika.
→ Codziennie rano biega, często też ćwiczy sam na hali gimnastycznej.
→ Swoje prace chowa tam gdzie porn...gdzie czasopisma o anatomii kobiet.
→ Ku zdumieniu umie gotować.
→ Potrafi zasnąć wszędzie.
→ Uwielbia swoją młodszą siostrę - Danielle. Określa ją mianem Księżniczki, lub Małej Dyktatorki.
→ Plotka głosi, że jeżeli nawiedzicie go z samego rana w dzień wolny, to zobaczycie go w bokserkach, z chrupkami w ręku, oglądającego operę mydlaną.

Zajęcia obowiązkowe: język angielski, francuski, rosyjski, włoski; wiedza o społeczeństwie, wiedza o kulturze, historia, matematyka, biologia oraz chemia (na poziomie podstawowym), fizyka (na poziomie rozszerzonym), szermierka, jazda konna i muzyka.


_____
Rany, naprawdę kocham Adama. I te jego miny!
Karta wykorzystana została też na innym blogu, tutaj jest tylko ociupinkę zmieniona. Widocznie jestem złym, leniwym człowiekiem. ^^
Zapraszam do wszelakich wątków, powiązań czy czegoś tam. Ale ostrzegam, że dopiero zaczynam w blogach grupowych i trzeba patrzeć na mnie trochę pobłażliwie xP

wtorek, 28 sierpnia 2012

Nie wierzę w miłość. Ale za to wiem, że jest Black Sabbath.

Mieszanka kulturowa. Zlepek całej masy różnych dziwnych rzeczy. Wynik  kontraktu cywilnego między pojebanym ekscentrycznym brytyjskim projektantem mody i francuską modelką, która po urodzeniu dziecka zajęła się ładnym wyglądaniem u boku bogatego męża. Im nawet nie chciało się nazwać dziecka pełnym imieniem. Tony przypadkiem urodził się w Anglii, jednak do dziesiątego roku życia żył wśród żabojadów (to stąd ten paskudny akcent), po czym jego rodzice, stwierdziwszy że Europa jest nudna, postanowili że wyemigrują do Ameryki-do Nowego Jorku, konkretnie. W zasadzie to życie tego ruchliwego dziwadła przebiegało całkiem spokojnym rytmem, nikt ważny dla niego nie umarł, a on też nie sprawiał problemów wychowawczych większych niż to, że jako trzynastolatek był już kompletnie uzależniony od papierosów. Żadnych głębszych powodów do depresji nie stwierdzam. 



Małe zwierzątko domowe. Jest dumny ze swojego metra sześćdziesiąt dwa i pogodził się z tym, że wyższy chyba nie będzie. Tak jak z tym, że nie ma co liczyć na atletyczną sylwetkę. Straszna z niego chudzina i nie zanosi się na to, by miał przytyć. Najbardziej w swoim wyglądzie lubi przydługawe włosy w kolorze, który chyba jest ciemnym blondem. Bądźmy szczerzy-jak James Dean to on nie wygląda, bo jest posiadaczem raczej delikatnej urody, brązowych oczu i uroczego uśmiechu, który nie schodzi mu z twarzy.



Największą wadą chłopaka jest patologiczna nieśmiałość. Wręcz panikuje, gdy musi rozmawiać z kimś, kogo zupełnie nie zna, bardzo często najnormalniej na świecie ucieka przed ludźmi (przed znajomymi też)-nie ważne, czy ta osoba wykazuje chęć skrzywdzania go, czy ma pokojowe zamiary. Boi się własnego cienia. Przeraża go także wizja siedzenia w jednym miejscu dłużej niż dziesięć minut-on musi się ruszać, trzymać coś w rękach, czy choćby mieć możliwość bazgrania po kartce. Zupełnie nie umie też skupić się na niczym konkretnym, bardzo łatwo go rozproszyć, jest strasznie chaotyczny. Często działa pod wpływem impulsu, jest też odrobinę nerwowy i niecierpliwy. Nie jest ani szcególnie szczery, ani nie działa to w drugą stronę. A przy tym wszystkim optymista jakich mało, uwielbia się wygłupiać, wiecznie cieszy mordkę. Jeśli przekona się do kogoś, robi się z niego gaduła i przylepa nie z tej ziemi. Łatwo też się przywiązuje. Żaden z niego geniusz, szczególnie spostrzegawczy czy uzdolniony w jakimkolwiek kierunku nie jest. Należy raczej do gatunku nieszkodliwych głupków, którzy przez swoje braki w inteligencji bywają uroczy.



Potrafi grać na gitarze basowej. Straszna z niego łamaga i ofiara losu. Boi się dużych zwierząt psów i wszelkiej maści lekarzy. Uwielbia czekoladę, ale jest na nią uczulony, a mimo to i tak ją wcina, jak tylko ma okazję. Jest homoseksualistą. Straszny śpioch, jest w stanie zasnąć wszędzie. Mówi z wyraźnym francuskim akcentem. Panicznie boi się psów i dużych zwierząt. Ryczy przy prakycznie każdym filmie, jaki przyjdzie mu oglądać oraz gdy słyszy piosenkę "Who wants to live forever". Histeryzuje na widok krwi. Jest chory na anemię. Niedługo zostanie straszym bratem. Uwielbia kreskówki-im głupsze tym lepsze, ma też zeszyt, pełen rysunków, przedstawiających postaci z bajek. pasjonuje go masakrowanie plastikowych butelek. Bez okularów, których oczywiście nie nosi, jest prawie ślepy. Ma pluszaka-nietoperza o imieniu Ozzy.



Tony Jamison. Urodzony 17 marca 1995 roku, w Londynie
Zajęcia obowiązkowe- angielski, francuski, łacina, rosyjski, WoS, WoK, historia, matematyka, biologia, fizyka, chemia (rozszerzona), szermierka, muzyka.
Zajęcia dodatkowe-chór, gazetka szkolna i koło miłośników historii.

No title. Titles are so mainstream.



Koziorożec z dnia dziewiątego roku pańskiego 1994, z kanadyjskiego Toronto 

Milusi uczeń z klasy III

Lekcje ważne i nieważne: 
Hiszpański, włoski, niemiecki 
WOS, WOK, Historia 
Matematyka, podstawy fizyki i biologii, rozszerzenie chemii
Lekkoatletyka, muzyka 

I takie tam dodatki:
Gazetka szkolna (zdjęcia) oraz fotografia 

Ponadto bardzo uroczy homoś i fotograf 

Taki tam 
Noah Medley
___________________
- Mamo, mamo, mamo! 
- Noaś, proszę cię, ciszej. Co chcesz?
- Niczego. Chciałem się tylko upewnić, czy ty też mnie nie opuściłaś.

Żydowska, kanadyjska rodzina. Żydowska mama, żydowski tata, których przeszłość religijna/wyznaniowa (niepotrzebne skreślić) sięga holokaustów podczas II Wojny Światowej, gdzie siedzieli pradziadkowie i dziadkowie Medley'ów. Medley, niby takie nie-żydowskie nazwisko, a noszone przez kanadyjskich Żydów. Tak, ma na nazwisko jak ta piosenka Michaela Jacksona i Boba Marleya, z przedrostkiem Acoustic.  Koniec o Żydach i piosenkach, zaczynamy o Noasiu, który też jest Żydem i tak, kiedy miał osiem dni, to go obrzezano, bo tak nakazuje żydowskie prawo. Młody do dnia dzisiejszego tego nie rozumie, dlaczego odebrano mu tyle przyjemności. 
Było zimno, on urodził się w Toronto, w Kanadzie, gdzie stereotypowo powinno być zimno cały czas. Otrzymał tak bardzo żydowskie imię i przyniósł wiele radości swojej licznej rodzinie. Licznej, bo w domku na przedmieściach Toronto mieszkała babcia z dziadkiem, ciocia z wujkiem i dwójką dzieci, no i rodzice Noasia i sam Noaś. Trochę ich było, ale nikt za bardzo nie narzekał i jakoś sobie żyli. 
Noah rósł, odkrywał świat, uczył się, rysował, bawił się klockami Lego i ukradł wujkowi aparat, którym bardzo się zainteresował. Oczywiście, jako pięciolatek nie robił super profesjonalnych zdjęć. Zaczynał od prowizorycznych fotek mamusi, tatusia, babci i dziadka. Gdy trochę podrósł, rodzice zafundowali mu prosty aparat, w którym Noah się zakochał i nawet spał z nim w jednym łóżku. 
Wtedy zaczęły się problemy zdrowotne pana Medleya seniora. Jego serce przestało prawidłowo funkcjonować. W tym samym czasie ojciec Noaha otrzymał atrakcyjną ofertę pracy w Nowym Jorku, którą, nie zważając na problemy zdrowotne, niezwłocznie przyjął. 
Wraz z żoną i synem opuścili rodzinne Toronto i znaleźli się w Wielkim Jabłku. Firma, dla której pracował pan Medley ufundowała duże mieszkanie na Manhattanie. Noah miał wtedy trzynaście lat. 
Dobrze im się żyło. Problemem było tylko zdrowie pana Medleya, które z czasem pogarszało się. Konieczne były coraz częstsze wizyty u lekarzy, za które trzeba było oczywiście płacić. 
Noah chodził do szkoły, zdobył nowych przyjaciół, zbierał pieniądze na lepszy aparat. Gdy miał już sporą sumkę, rodzice dołożyli mu trochę pieniędzy i chłopak kupił sobie najprawdziwszą lustrzankę Canona. Taką profesjonalną, z dużym obiektywem i wieloma bajerami. Ma ją do dzisiaj i bardzo dobrze mu służy. 
W nastoletnim wieku zaczął też odkrywać siebie. Spróbował alkoholu, zapalił papierosa, palił zioło, zaczął oglądać się za płcią przeciwną... No właśnie nie za przeciwną, bo dziewczęta za bardzo go nie interesowały. Problem był w tym, że to on interesował dziewczęta. I nadal interesuje. Szkoda tylko, że tyle kobiet prawie się załamało, gdy usłyszało, że Noah jest gejem. Hitler by go nienawidził. 
Powiedział o tym rodzicom, oczywiście, że powiedział. Kultura żydowska za bardzo homoseksualistów nie toleruje, ale co miał Noaś poradzić? Przecież nie będzie na siłę pieprzył panienek. No okej, z dwoma się przespał, gdy miał szesnaście lat, bo sobie pomyślał, że to może coś pomoże, ale dupa, nic, nadal jest stuprocentowym homosiem. Z panami też już spał i w sumie nie narzeka na brak atrakcji. 
Gdy Noah miał lat szesnaście, czyli dwa lata temu, jego ojciec zmarł na zawał serca. Pogrzeb był skromny, wszystko w obrządku żydowskim. 
Pani Medley rozważała powrót do Toronto. Noah jednak wybłagał ją, aby pozostali w Nowym Jorku, bo on już się tu zaklimatyzował i nie chce zaczynać wszystkiego od początku. Przecież znalazł tolerancyjnych przyjaciół. Chciał skończyć tu szkołę i prawdopodobnie zacząć studia na wydziale fotografii. Matka uległa i pozostali w NY. 
Noah jest w trzeciej klasie, lubi patrzeć na tyłki innych facetów, ma bardzo dużo aparatów w domu, które namiętnie kolekcjonuje i sprawdza wszystkie ich możliwości. Prawie zapomniał o tym, że rodzice kazali mu być Żydem.


Może troszkę za chudy i za blady, ale pochodzi z Kanady, a tam PODOBNO cały czas jest zimno. Więc to jest wymówka na jego bladość. Jednak uprawia sport, bo nie chce się strasznie spaść (jakby mu to groziło), albo być strasznie chudym. Mierzy 185 centymetrów wzrostu, waży trochę za mało, bo jedynie 60 kilogramów. Ma niedowagę, ale nie chce jeść. Ogólnie jest strasznym niejadkiem i wegetarianinem. Mama próbuje wcisnąć mu mięso, ale ten się nie daje i z jako takich mięs toleruje tylko małe ryby.
Włosy ma brązowe i jakimś dziwnym sposobem na zimę mu ciemnieją, a na lato jaśnieją. Wiosną i jesienią są takie... Normalne. To pewnie wina KANADY i BRAKU słońca. Czasem w wielkim nieładzie, czasem ładnie ułożone. To zależy, czy mu się zachce rano uczesać. Oczęta ma brązowe, takie duże i czekoladowe. Fanie się w je patrzy, można się utopić w tej czekoladzie.
Uśmiech też ma fajny, z białymi i prostymi ząbkami. Opłaciło się nosić aparat przez trzy lata. 
Ubiera się różnie. Lubi koszule, T-shirty, swetry, te rozciągnięte. Tak, nosi rurki, które podobno nie są męskie, nosi też luźniejsze jeansy, które zjeżdżają mu do połowy tyłka. Nosi conversy, vansy, inne buty sportowe. Lubi bluzy, lubi czapki. Kolorystyka raczej stonowana, bez żadnych jaskrawych barw czy oczojebnych żakiecików. 
Lubi siebie.
Nie jest pesymistą. Nie jest żadnym egocentrykiem. Na świat patrzy przez obiektyw swojego aparatu, czyli realistycznie. Śmiech, radość, optymizm. No też lubi, choć z tym ostatnim nie przesadza, bo trzeba pamiętać, że na świat nie patrzy się tylko przez różowe okulary. Dzieciak uwięziony w ciele dorosłego faceta, który wciąż chce szaleć, chce się bawić i śmiać. Bywa przez to infantylny i irytujący. Wtedy trzeba zdzielić go patelnią w głowę, to się uspokoi. Byle nie za mocno, bo to bardzo kruche chłopię jest. I wrażliwe. Tak, gdy ktoś go zrani czy pokłóci się z bliską jego sercu osobą, może zaszyć się w swoim pokoju i trochę popłakać. Wtedy pogada z mamą, która mu wszystko wytłumaczy, doradzi i da buziaka w czoło.
Jest też przesadnie ufny i naiwny. Pogada się z nim trochę o fotografii, powie się, że jest się tolerancyjnym co do homoseksualistów, a on widzi w drugiej osobie przyjaciela na wieki wieków.  Może to właśnie wpłynęło na to, ze jest wrażliwy. Za dużo osób go w życiu zostawiło, przez co czuł się samotny. 
Jednak nie jest samotnikiem, o nie! Ma przyjaciół, kilku nawet, takich zaufanych, którym może się wygadać. Bo on od czasu do czasu musi się komuś wygadać. Skombinujcie więc alkohol i papierosy. I chusteczki tez mogą się przydać. Wiele rzeczy dusi w sobie i tylko najbliższym mówi o wszystkim. 
Ponadto, nienawidzi kłamstwa. On sam jest cholernie szczery i bezpośredni, nie lubi owijać w bawełnę, mówi wszystko prosto z mostu, nawet jeśli może to zranić drugą osobę. Łączy się to też z jego pewnością siebie i wrodzonym 'ciągnięciem do ludzi'. Potrafi być niesamowicie upierdliwy. Taka przylepa. 
Jednak jest miły i przyjacielski, chętnie się uśmiecha, łazi na imprezy i takie tam. Jest pozytywną osobą i cholernie tolerancyjną. Od innych ludzi oczekuje, aby zachowywali się w stosunku do niego tak, jak on zachowuje się w stosunku do nich.


- słucha tego, co mu do ucha wpadnie, ale głównym gatunkiem muzyki, który preferuje, jest rock, stary, dobry rock 
- upodobał sobie książki Dana Browna, Stephena Kinga oraz Agathy Christie 
- ma wadę wzroku, przez co nosi soczewki- w okularach raczej zobaczyć go nie można, chyba że czyta 
- uczulony na sierść oraz cytrusy 
- uwielbia białą czekoladę, może jeść ją kilogramami i do tego nie tyje 
- jak już wcześniej wspomniano, jest wegetarianinem 
- w domu ma duże terrarium z żółwiem stepowym, którego nazwał Kozak, czyli bardzo ładnie
- alkohol tak, papierosy tak, używki od czasu do czasu, imprezy tak, seks tak (jak się spije, to może nawet z kobietą, ot co)
- gada po angielsku of kors, francusku i hiszpańsku
______________________________
Zdjęcia z we<3it. 
Jestem chętna na wszystko. Na zawiłe powiązania, w których mogą go przekabacać na heteryka, ale nikomu się to of kors nie uda, romanse, przyjaźnie, wrogo nastawione do siebie osoby. 
Noaś na pewno nie gryzie, na pewno nie zjada w całości. Ja czasem mogę. 
No i lubię takie średniej długości wątki, nie jakieś epopeje narodowe, bo ja nie mam weny, zeby na takowe odpisać. 
Toleruję zasady: Ty długo, ja długo, Ty krótko, ja krótko oraz Proponujesz, zaczynasz. 
Wiem, że to ostatnie może być trochę demotywujące, ale taka prawda. Od czasu do czasu mogę zacząć, ale nie wykorzystywać mnie, tym bardziej teraz, na początku.
Chciałam walnąć jakiś cytat albo piosenkę, ale nie wiedziałam, co wybrać. 
Pozdrawiam i zapraszam do wątków z Noasiem :3

niedziela, 26 sierpnia 2012

Życie... nienawidź je lub ignoruj, polubić się go nie da.

Carmen Dissenter
lat 15, klasa pierwsza

Drogi Wujku Pisarzu!
Mam nadzieję, że mój list e-mail zastanie Cię w jak najlepszym zdrowiu, jakim i ja się cieszę. Przenosiny do Nowego Jorku okazały się nie tak straszne, jak się spodziewałam. Miły typ, który pomagał nam w przeprowadzce bez słowa zaakceptował fakt, że jeśli coś stanie w trakcie mojej kolekcji komiksów/figurek/karcianek, wyciągnę mu śledzionę gardłem, a następnie wpakuję mu ją przez cewkę. Co prawda nie wiem, czy to fizycznie możliwe, ale podobno ćwiczenie czyni mistrza.
W drodze Mutter puściła mi "Sherlocka" produkcji BBC i, zaprawdę powiadam Ci, wujku: nie oglądaj, chyba że chcesz, aby zwisające radośnie do kolan cycki Irene Adler śniły ci się po nocach, o ile nie zostaną wyparte przez końską gębę głównego bohatera. Sally przemyciła butelkę wódki i piła ją "na czysto", gdy tylko Mutter nie widziała. Pewnie uważała to za bardzo śmieszne, albo po prostu nie mogła znieść na trzeźwo "Sherlocka". Ja grałam w Pokemony. Wiesz, jak złapać Mew w Emerald Version? Obiło mi się o uszy, że da się bez specjalnego biletu, ale Wujek Google milczy na ten temat.
W każdym razie nasze nowe mieszkanie ma większy metraż niż poprzednie, a mi się trafiło poddasze. Sally narzeka, bo ona by chciała, ale tak zdecydowało losowanie i nie można już tego odkręcić. Ma na mnie focha jak stąd do Miami. 
Na Twój ślub przyjedziemy prawdopodobnie dzień przed. Możesz polecić jakiś hotel z umiarkowaną ilością karaluchów? Pozdrów narzeczonego i zapytaj się, czy nie ma jakichś ciekawych kolegów-nie gejów.
Pozdrawiam, xoxo
Carmen

*****

Drogi Narzeczony Wujka Pisarza!
Nie jestem do końca pewna, jakie łączą nas koligacje rodzinne, więc taki przydługi tytuł będzie musiał wystarczyć. Obiło mi się o uszy, że pracowałeś w CERNie, wobec czego zwracam się z uprzejmą prośbą: ZABIERZ MNIE TAM NA WAKACJE, A BĘDĘ CI WDZIĘCZNA DO KOŃCA ŻYCIA I DAM CI MOJE BŁOGOSŁAWIEŃSTWO NA NOWEJ DRODZE ŻYCIA. I w ogóle.
Jutro idę do nowej szkoły i nie napawa mnie to optymizmem. Znowu przefarbowałam włosy (Sally mówi, że niedługo będą mi wypadały garściami, ale olejuję je codziennie i nie jest źle), uporządkowałam swoje t-shirty tematycznie, i nawet wyszczotkowałam Księżniczkę, a ta wredna małpa w ramach podziękowań próbowała zjeść mi dłoń.
Ratuj, nie chcę iść do szkoły. Mam dziwne przeczucie, że będzie jak w poprzedniej, nikogo nie polubię. W poprzedniej roiło się od "o-jak-zbuntowanych-i-fajnych" piętnastolatków, którzy jeszcze nie wpadli na to, że chlanie i palenie wcale nie oznacza, że są fajni. Oznacza, że są debilami. Dlatego mnie nie za bardzo lubią - ostatnio odważyłam się to powiedzieć na głos. Zresztą, nie ważne.
Trzymaj się. Całusy dla wujka Harveya.
xoxo, a nawet xoxoxoxo
Carmen
PS. Znowu próbowałam czytać książki cioci Angie. Przy opisie "miała piękne, czekoladowe tęczówki okryte wachlarzem gęstych rzęs, a jej usta stworzone były do pocałunków" prawie zrobiłam pod siebie ze śmiechu. Polecam!
PS2. Nie mów jej tego.

*****

Droga Ciociu Producentko!
W mojej nowej szkole jej pewien zepsuty zegar. Znajduje się on w gabinecie dyrektora, a legendy głoszą, że jeśli szkołę zdąży ukończyć dziewica, zacznie on znowu działać. Mam nadzieję, że już kojarzysz o co mi chodzi.
WPUŚĆ MNIE NA PLAN SWOJEGO NOWEGO FILMU, JA MUSZĘ POZNAĆ JOHNNY'EGO DEPPA!
Odwdzięczę ci się własną duszą. Proponowałabym też, abyś do nowego filmu zatrudniła kolejno: Hugh Jackmana, Jude'a Lawa, Christiana Bale'a, Roberta Downeya i tego typa, co grał Legolasa, a potem kazała im zrobić kilka scen z nagimi zapasami w błocie. Mogę się poświęcić i zostać wtedy twoją asystentką. 
Liczę na szybką odpowiedź, xoxo dla ciebie i xoxoxoxoxoxoxoxoxo dla Johnny'ego
Carmen
PS. Dzięki za plakaty z autografami, to słodkie.


Zajęcia: angielski, hiszpański, włoski, łacina, wiedza o społeczeństwie, wiedza o kulturze, chemia, biologia, matematyka, fizyka (rozsz.), szermierka, muzyka.
Dodatkowo: klub szalonych matematyków

POWIĄZANIA | OPOWIADANIA

[Witam. Zasady wątkowania: ja pomysł, ty zaczynasz, lub odwrotnie. Zdjęcia z weheartit lub tumblr, autorów nie znam. Cytat: robot Marvin, Autostopem przez Galaktykę. Karta będzie rozbudowywana. 
xoxo
Autorka]

Nie należę do nikogo


 Lana Callaghan


 / n a   p o c z ą t e k /
Marion Callaghan myślała, że jej życie będzie wyglądać całkiem inaczej. Chciała iść na studia, poznać księcia z bajki, mieć trójkę uroczych dzieci i willę z basenem. I może psa, bo na koty ma uczulenie. Niestety, wybrała złe drzwi i dziewięć miesięcy później, w wieku piętnastu lat, urodziła dziecko. Dziewczynka została ochrzczona jako Lana Wendy, gdyż Marion uwielbiała Nibylandię. Państwo Callaghan wypędzili Marion z domu, twierdząc, że splamiła honor rodziny. Dali jej tysiąc dolarów. Marion uciekła z córeczką do Nowego Jorku, gdzie mieszkała jej babcia. Pani Darla Callaghan zajmowała się małą Laną przez kilka lat, a w tym czasie Marion kończyła liceum. Chwilę potem babcia zmarła na zawał serca i osiemnastolatka znowu została sama. Nie lubiła pracować, brudzić sobie rąk, ale potrzebowała pieniędzy. Została więc prostytutką. W ten sposób szybko zdobyła małą fortunę i mogła rozpieszczać Lanę. Wysłała ją do najlepszej nowojorskiej szkoły, skrzętnie ukrywając prawdę o tym, co mamusia robi wieczorami. Ale Lana wiedziała. I napawało ją to obrzydzeniem.

/ t r o c h ę   o   c h a r a k t e r z e /
Lana nie rzuca się w oczy. Nawet jeżeli miała coś wspólnego z paleniem papierosów w toalecie, nikt o tym nie wie. Nie ma dowodów, ona potrafi zatrzeć ślady. Jest jak kameleon, ktoś niewidzialny. Zrozumiała, że najważniejsze to nie dać się złapać. I wychodzi jej to. Nie należy do dziewczyn z elity ani do szarych myszek. Po prostu jest. Gdzieś pomiędzy. Lubi ciszę, lubi pomilczeć. W jej towarzystwie można odpocząć od nieustannej paplaniny innych. Zawieranie znajomości nie jest jej mocną stroną, bo nie potrafi przejąć się problemami kolegi czy koleżanki. Liczy się tylko ona. Egocentryczka, w której zachowaniu można dopatrzyć się wyższości. Ale wysłucha, chociaż nie da dobrej rady, pomoże, jeżeli będzie mogła i nigdy nie wyjawi powierzonej tajemnicy. W trudnych chwilach zachowuje spokój, jest silna. Jej wypowiedzi często są doprawione szczyptą złośliwości. Jest bystra i inteligentna, ma dobrą pamięć. Nie uczy się dużo, nie ma żadnych ambicji poza skończeniem studiów. Zdolna kłamczucha, doskonała aktoreczka.

/ s p ó j r z   w   l u s t r o /
Nie posiada urody długonogiej modelki ani jasnowłosego aniołka. Nie jest piękna, raczej interesująca. Kocie oczy obrysowane czarną kredką z wachlarzem gęstych rzęs przyciągają wzrok. Szaro-niebieskie tęczówki aż proszą o spojrzenie. Drobny nosek i pełne usta znajdują się na alabastrowej twarzyczce obsypanej niezliczoną ilością piegów. Właścicielka ma długie ciemne włosy, które od czasu do czasu skręcają się w fale. Lana jest średniego wzrostu o szczupłej, wysportowanej sylwetce. Ma długie, aczkolwiek krzywe nogi. Ubiera się... ciekawie. Na jej ręce można dostrzec srebrną bransoletkę. Łańcuszek został odziedziczony po babce.

/ a   w i e c z o r e m /
Pije, pali, bierze udział w bójkach. Niepostrzeżenie potrafi wymknąć się ze szkoły, po czym udaje się, gdzie ją nogi poniosą. Od dziecka sprawiała problemy, czasem uciekała z domu, ale uczynna policja zawsze przyprowadzała ją z powrotem. W liceum nikt nie podejrzewa, kim jest jej matka i niech tak pozostanie.


Lana Wendy Callaghan
ur. 19.03.1994 w Filadelfii
lat 18
klasa III
język angielski, hiszpański, rosyjski, łacina, wos, wok, historia, matematyka, fizyka, chemia, biologia (rozszerzona), aikido, muzyka
miłośnicy historii, miłośnicy matematyki, chór
zło wcielone


[ CZEŚĆ! Lana jest, jaka jest, czyli zła, ale chyba może liczyć na odrobinę uprzejmości, prawda? No. Wątki i powiązania - tak, tak, tak. O charakterze mało napisałam, wiem, ale postanowię kiedyś to dopracować. Panią na gifie wszyscy znają, nie muszę przedstawiać. Karta gościła na innym blogu, trochę ją zmieniłam, ale jest moja. Nie pomijam specjalnie, także proszę się upominać, jakby coś. Dzięki za uwagę ]

I can be your dream or your nightmare


Thomas Hundlay


Akta: urodzony 23 stycznia 1994 Nowy Jork, USA

Zajęcia:
rozszerzone- matematyka, fizyka, chemia, angielski, informatyka; 
podstawa- francuski, hiszpański, biologia, wok

Dodatkowo: 
drużyna pływacka,
 miłośnicy matematyki drużyna koszykarska


Szkolna klasa. Cisza. Kroki nauczyciela odbijają się echem od ścian. Każdy uczeń wstrzymał oddech modląc się do wszelkich bóstw, by tym razem profesor nie wskazał palcem w jego stronę. Mężczyzna natomiast zlustruje wzrokiem każdego z osobna wyczytując emocje z twarzy, aż jego oczy padną na ciemnowłosego chłopaka siedzącego w ostatniej ławce. On jedyny siedzi rozluźniony, z nonszalancko przewieszoną ręką nad oparciem i przewraca między palcami ołówek. Wydaje się jakby profesor nie robił na nim żadnego wrażenia, jakby napawał się tym napięciem, strachem innych. Na jego ustach widnieje kpiący uśmiech, który wcale a wcale nie oszpeca jego rysów twarzy, wręcz nadaje im wyrazu dumy i arogancji.
- Thomas Hundley, do tablicy!- rozbrzmiał głos profesora, a oskarżycielski palec był wytknięty w stronę ciemnowłosego chłopaka. Thom podniósł głowę i wbił w nauczyciela chłodne spojrzenie swoich czarnych niczym węgiel oczu, a przez ciało mężczyzny przeszedł zimny, nieprzyjemny dreszcz. Wstał szurając krzesłem i podszedł do tablicy rozwiązując równanie. Kreda jakby paliła mu się w dłoniach. Niedługo potem odłożył ją, otrzepał dłonie i usiadł na miejscu wciąż z tym swoim kpiącym uśmieszkiem. - Frajerzy- mruknął do siebie dalej zajmując się ołówkiem. Nauczyciel w drżących dłoniach trzyma książkę sprawdzając rozwiązanie równania, a w jego myślach pojawia się jedno i to samo zdanie ,, Skurwysyn znowu dobrze to rozwiązał''

Szkolny korytarz. Ciemnowłosy chłopak kroczy jak zwykle wyluzowany z tą obojętnością na twarzy mówiącą mam na wszystko wyjebane. Jak zwykle zresztą. Dziewczęta odprowadzają go wzrokiem rozchylając delikatnie wargi z zachwytu, a ich policzki płoną czerwonymi rumieńcami. I każda z nich myśli to samo ,, Jest cudowny, gdyby tylko nie był takim skurwysynem''. A Thom uśmiecha się ironicznie widząc ich spojrzenia na sobie. Zawsze go to bawi. Lubi mieć innych ludzi w garści, lubi ich uległość, lubi czuć nad nimi władzę. Uwielbia nimi manipulować, a wtedy jest przeuroczym chłopakiem, potrafi być sympatyczny, zabawny, romantyczny...o tak potrafi wyciągnąć z każdego to co potrzebuje. Lubi szybki numerek, och sprawia mu to niesamowitą przyjemność widząc jak dziewczyny mu ulegają i lubi widzieć ich zawód, gdy w kluczowym momencie potrafi powiedzieć,, odechciało mi się, możesz spadać'. Ich wyraz twarzy strasznie go bawi. Taaa, ma dziwne poczucie humoru. Seks, papieros, alkohol to codzienność. Takie życie w jego mniemaniu jest całkiem przyjemne. Jak nie na imprezie to siedzi na siłowni lub basenie. Sport to jego żywioł. To tutaj może się wyżyć, a co więcej pracuje nad mięśniami, które szczerze mówiąc się przydają. Powiedzmy sobie szczerze w środku nocy raczej nikt go nie zaczepi, a jeśli nawet to biada tej osobie. Oczywiście wdaje się w bójki, dość krótkie, wystarczy, że ktoś mu podpadnie i prawy sierpowy wkracza do akcji. Krew leje się z nosa osobnika, a Thom tylko krzywi się widząc, że poplamił swoją białą koszule. Naprawdę lubił koszule, ubierał się zazwyczaj klasycznie. Dżinsy, koszula lub zwykła koszulka, czasami jakaś bluza, drogie buty, na których punkcie ma świra, bo nie ważne czy to adidasy czy wypolerowane butki zawsze muszą być czyste.

To co już o nim wiemy? Że jest cholernie inteligentny, nie liczy się z uczuciami innych, że jest wysportowany co czasami wykorzystuje, że jest chamem i manipulatorem, że uwielbia wytykać ludziom ich niewiedzę, pastwić lubi się tylko psychiczne, ale to ponoć gorsze. No to z tego wynika, że przyjaciół raczej nie ma. Oczywiście otacza się gronem kumpli, ale żadnego z nich nie nazwie przyjacielem. Rozmawia z ludźmi, ale lubi oryginalnych i takich, którzy potrafią znieść jego spojrzenie, nie znosi słabeuszy. Osoba musi go zainteresować czymś, by nie miał poczucia straconego czasu. Nie ma dziewczyny i nie zamierza jej mieć, szkoda tracić czasu na puste lalunie. Można je przelecieć, popatrzeć sobie, ale nic więcej nie są warte. A rodzinka jeszcze! Cóż, jego tatuś był milionerem w podeszłym wieku, który zmarł niestety, a jego młoda mamusia odziedziczyła wszystko po mężu. 

To z tego wszystkiego wyłania się dość pesymistyczny obraz Thomasa Hundley'a, ale jeśli Cię zainteresowała jego osoba to zawsze masz te 20%, że jednak Ty zainteresujesz jego.  

[ Witam. Chętna jam na wątki i powiązania, Thomas wbrew pozorom też. Tak zdarza mi się pomijać, tak faworyzuję i tak jestem dziewczyną. No to możemy zaczynać. ]

Mierzyć wysoko i wierzyć w to mocno...

Jennifer Isobell Morgan
Dziewczyna. Uczennica. Córka.
A w piątki także wariatka.
Klasa III
Lat 18
Urodzona 12 lipca 1994 roku w Nowym Jorku
Zajęcia obowiązkowe: Język Angielski, Język Hiszpański, Język Francuski, Łacina, Wiedza O Społeczeństwie, Wiedza O Kulturze, Historia, Matematyka, Fizyka (podstawa), Chemia (podstawa), Biologia (rozszerzona), Gimnastyka artystyczna, Muzyka
Zajęcia dodatkowe: koło teatralne, drużyna pływacka 


- Macie jakieś pomysły?
- A czy kołysanie się w embrionalnej pozycji to pomysł?
- Nie.
- To sam rusz głową!

Dawno, dawno temu w Nowym Jorku było sobie małżeństwo. On – biznesmen, ponoć geniusz, marzył o zmienieniu świata na lepszy; ona – pisarka z milionem pomysłów na minutę, chcąca szczęśliwej rodziny. Państwo Morgan we własnej osobie. Po roku odkąd obrączki pojawiły się na ich dłoniach Janette Hisher-Morgan zaszła w ciąże, o czym błyskawicznie dowiedział się kraj. W końcu potomek lidera branży elektronicznej zasługiwał na uwagę kraju, bądź, chociaż jego części.
Minęło dziewięć miesięcy, podczas to, których małżeństwo oddaliło się od siebie. Głównym powodem były coraz częstsze wyjazdy męża, kiedy to kobieta została w ich apartamencie. Znajomi byli niemal pewni, że gdy dziecko przyjdzie na świat scali ono parę.
12 lipca okazał się dniem szalonym. Powrót Richarda Morgana z Tunezji. Mężczyzna jak zawsze został przywitany przez żonę na lotnisku. I wtedy się wszystko skomplikowało.
Poród rozpoczął się w najmniej oczekiwanym momencie, a mianowicie limuzynie. Zakorkowane ulice Manhattanu nie były okolicznościami sprzyjającymi wychodzeniu na świat. Na szczęście szpital nie znajdował się daleko i tak po kilkudziesięciu minutach urodziły się bliźniaczki, Jennifer i młodsza o sześć minut Gabrielle Morgan.
Sielanka ponownie zapanowała w rodzinie. Niestety nie na długo.
Choć dziewczynkom niczego nie brakowało to, jednak podróże ojca stawały się coraz częstsze, a wytłumaczenie, że to dla ich komfortu życia nie dość skuteczne. Wkrótce i matka się od nich oddaliła powierzając wychowanie córek opiekunkom.
Gdy miały dziesięć lat Gabrielle zachorowała. Wszystko wydawało się być w normie, ale wtedy lekarz zdiagnozował coś, co przedtem uszło jego uwadze. Serce Elle biło nieregularnie - wykryto arytmie. Jennifer w tamtym czasie wydawało się, że to z nią jest coś nie tak. Kilka miesięcy później na placu zabaw była świadkiem, jak jej siostra spada z huśtawki i leży na ziemi bez ruchu. Kiedy ich opiekunka to zobaczyła natychmiastowo wezwano karetkę. Nie zadziałało. Mała Elle zmarła, przez migotanie komór.
Jennifer nie mogła pogodzić się z jej stratą. Dochodziły również kłótnie rodziców, którzy obwiniali się wzajemnie o śmierć młodszej córki. Wtedy też Jenny się zmieniać. Ze skrajności popadała w skrajność. Potrafiła być agresywna, istniały też problemy z odżywianiem – ciągle nie miała apetytu, bała się osamotnienia i porzucenia, nie potrafiła się kontrolować, bądź robiła to nadmiernie oraz targały nią sprzeczne emocje.
Zaniepokojeni Morganowie wybrali się na rodzinną terapię u psychologa. Ten przekonał ich, że dojmujące poczucie pustki opanowujące dziewczynkę powodowane jest przez stratę bliskiej osoby. Mylił się, czego pięć lat później dowiódł inny specjalista.
Słodka Jennifer to dziewczyna z osobowością chwiejnie emocjonalną typu boderline. 
- Jenny...
- Nie nazywaj mnie tak.
- Jennifer…
- Dobra może być i Jenny.

Jennifer od trzech lat jest regularną pacjentką psychologa. Kochani rodzice, którzy bali się popsucia opinii przez nieco zakręcona córeczkę wysłali ją do szkoły z internatem. Wiedzą, że leczenie, przez które przechodzi jak na razie nie przynosi większych efektów, a jedynie minimalizuje symptomy. W dodatku nie dość skutecznie. Owszem nie postępuje tak lekkomyślnie jak kilka lat temu i zachowania impulsywne są rzadsze, ale przecież to ona potrafi śmiać się z ciebie by trzy minuty później usiąść w kącie płakać z tego samego powodu. Na to niestety antydepresanty i stabilizatory nastrojenie działają. Chce umrzeć, ale nie ma odwagi, aby to zrobić. I złości się. Tak Jenny to prawdziwa złośnica. To uczucie góruje nad lękiem. Więc bawi się chcąc zapomnieć o wszystkim.

- Chce umrzeć!
- Więc czemu tego nie zrobisz Jenny?
- Jennifer! Nie pozwala mi pan!

Co można o niej powiedzieć na pewno? Praktycznie nic oprócz danych personalnych i tego, że Jennifer jest bardzo zmienna. Ma tysiące myśli i na żadnej z nich nie potrafi się w pełni skoncentrować, więc chyba już nikogo nie dziwią jej wypowiedzi odbiegające od tematu rozmowy. Zawsze usilnie dąży do akceptacji grupy, w czym nie pomagają jej paranoiczne myśli. Potrafi nie przespać całej nocy, ponieważ gałąź drzewa rzuca cień na okno wyglądający jak jakiś hak. Wypadałoby również coś wspomnieć o jej związkach z innymi ludźmi. Tak, relacje z Jennifer do łatwych nie należą. Są raczej niestabilne równie mocno, co ona sama.

- Już będzie dobrze…
- Kłamiesz! Wszyscy kłamiecie!

Jennifer ma typowo śródziemnomorską urodę. Ciemna karnacja idealnie współgra z brązowymi włosami, które swobodnie sięgają nieco za ramiona i niemal czarnymi oczami, spoglądającymi na świat uważnie. Malinowe usta muśnięte jej ulubionym, arbuzowym błyszczykiem wyginają się w rodzajach grymasów bądź uśmiechów. Szczupła i wysportowana. Uwielbia czas wolny spędzać w basenie, więc chyba nikogo nie zdziwiło, że należy do drużyny pływackiej. 

Album | Powiązania | Pamiętnik 

[ Ołkej żuczki cieszmy mordki, bo potrzebne mi jakieś pocieszenie. Tak, tak Jennifer miała mi wyjść kompletnie inna i niewątpliwie jeszcze będzie ulegać (licznym) poprawkom. Buziulki użyczyła Phoebe Tonkin. Wątki? Tak! Powiązania? Tak, ale... No tak. Musi być jakieś 'ale.'  Preferuję współpracę, tzn. ja podsuwam relację - ty zaczynasz bądź na odwrót. Bry! ]
Jennifer Morgan

sobota, 25 sierpnia 2012

'Pieniądze szczęścia nie dają. Do­piero zakupy. '

Margaret Marie Collins
ur. 11 lipca 1993 r.
pochodzenie: USA, Nowy Jork


Margaret wychowała się w jednej z elitarnych rodzin Manhattanu. Jej rodzice, matka z zawodu prawnik, ojciec zaś chirurg plastyczny, dbali o to, aby ich jedyna córeczka już od najmłodszych lat miała się jak najlepiej. Pozwalali na wiele rzeczy, spełniali niemal każdą jej zachciankę, natomiast częstą i długą nieobecność w domu, a także brak poświęcanej dziewczynie uwagi, wynagradzali kosztownymi prezentami. Nic więc dziwnego, że Margaret wyrosła na egoistyczną, snobistyczną dyktatorkę, rządzącą się i patrząca na innych z góry. Wszystko to może zawdzięczać rodzicom, którzy chcieli dobrze, a przesłodzili. Którzy zatracili się w pewnym momencie wychowywania córki i już nie odnaleźli drogi powrotnej. Krążyli i błądzili jak Jaś i Małgosia, kierując swe kroki prosto w sidła złej Baby Jagi. Nie dając rady, poszli na łatwiznę.  
Jednak każdy medal ma dwie strony. Podobnie jest z Margaret. Na szczęście nie przesiąkła całkowicie złem, a jej serce z pewnością nie skamieniało. W stosunku do przyjaciół jest lojalna, nigdy nie dałaby ich skrzywdzić. Jest osobą kreatywną i uparcie dążącą do celu. Ma duże poczucie humoru, uwielbia się śmiać i dobrze zabawić. Często wychodzi na imprezy jak i na zakupy. Okropny z niej śpioch i leniuch. Potrafi spać do południa, a później przeleżeć kilka dobrych godzin w łóżku i oglądając kolejny film zajadać się słodkościami. Lubi spacery ze swoim psem Marco, długie, gorące, pieniste kąpiele w wannie, orzeźwiające zapachy perfum oraz czekoladowe cappuccino. 

     


Margaret mierzy 165 centymetrów i jest z tego zadowolona. Uważa, że to dla niej idealny wzrost. Na swoją wagę również nie narzeka.  Jest posiadaczka dużych kasztanowych oczu i wydatnych malinowych ust. Nosek jest zgrabny, a kiedy się uśmiecha, w jej policzkach tworzą się urocze dołki. Na jej ramiona opadają gęste, brązowe włosy, z którymi lubi eksperymentować i w zależności od humoru albo zostawia je rozpuszczone albo upina w różnego rodzaju koki. Ubiera się przeróżnie. Począwszy od dżinsów i krótkich szortów, a  skończywszy na balowych kreacjach. Garderoba jest ogromna, więc ma w czym wybierać. Jeśli chodzi o makijaż, to na co dzień stawia na lekkość i naturalność. Co innego kiedy wychodzi na imprezę czy jakąś większą uroczystość, wtedy pozwala sobie na coś odważniejszego. Jednym słowem: wszystko zależy od okazji. 



zajęcia obowiązkowe: język angielski, język francuski, wiedza o społeczeństwie, matematyka, historia, wiedza o kulturze, fizyka (podstawa), chemia (podstawa), biologia (rozszerzenie), szermierka
zajęcia dodatkowe: drużyna siatkarska 


[ Witam wszystkich i serdecznie zapraszam na wątki, wątusie, wąteczki oraz powiązania :) Margaret uczęszcza do tej szkoły od I klasy, więc nie jest to jakaś nowa uczennica tylko stały bywalec i wiele osób zna. Także tego no... koniec gadania, nic tylko brać się do roboty i pisać! :D
Twarz: Leighton Meester
Zdjęcia: weheartit]

piątek, 24 sierpnia 2012

“I don’t mind if it takes time, just wanna get away”


Juliette Johanson.
05.02.94.Paryż, Francja.
angielski, francuski, hiszpański, łacina, matematyka, historia, fizyka, chemia, rozszerzona biologia, wos, wok, muzyka, lekkoatletyka, gimnastyka artystyczna, koło teatralne, drużyna pływacka.


"Najgorsze są te marzenia, o których wciąż marzymy chociaż doskonale wiemy, że one się nigdy nie spełnią. To tak, jak gdyby marzyć o tym, aby ukochany chomik wrócił do życia. Jesteśmy doskonale świadomi tego, że to nigdy się nie wydarzy, jednak podświadomie wciąż o tym marzymy, samemu powodując u siebie smutek. Bo przecież on nigdy nie wróci, niezależnie od tego jak bardzo byśmy tego chcieli i jak wiele byśmy robili by to się stało.
Podobnie jest z wieloma sprawami. Żyjemy ze świadomością o braku możliwości, ale wciąż tego chcemy. Paradoksalnie pragniemy tego, czego mieć nie możemy..."

I Ty. Dlaczego chcesz zostać?
O mój Boże! Czy słuchałeś mnie ostatnio?
Ostatnio, byłam pieprzonym szaleńcem.

"Twoje słowa zadają mi ból. Mierzysz we mnie szablą, wpatrując się uważnie w moje oczy zaciskasz rękojeść mocniej i wpychasz ją co raz głębiej we mnie. Przebijasz mnie na wylot każdym słowem, które nie jest takim, jakim chciałabym aby było. A Ty doskonale o tym wiesz i robisz to dalej, co raz śmielej, tak jak gdyby sprawiało Ci to przyjemność. Przestałam mieć dla Ciebie jakiekolwiek znaczenie? Mam wrażenie, że piszesz do mnie tylko po to, aby mnie zniszczyć, wykończyć. Czy to jest dla Ciebie, aż tak wielką radością? Widok moich łez? Byliśmy szczęśliwi, ale Ty się zmieniłeś. Stałeś się potworem. Dokładnie takim samym jakie kryją się pod ramami łóżek dzieci. Chociaż wiem, że Cię tam nie ma, wciąż Cię tam widzę.
Proszę, zostaw mnie samą. Odejdź. Pozwól mi żyć."

Związki między ludzkie bywają co najmniej skomplikowane. Zależą od ludzi, od charakterów. Czasami ludzie dobierają się tak, jak gdyby nie mieli o sobie pojęcia. Dokładnie tak było z Juliette i Billy'm. Byli tak różni, a tak bardzo się od siebie uzależnili. To on ją zmienił. Spowodował, że rodzice zmuszeni byli zapisać ją do szkoły z internatem bo w domu, nie dawali sobie rady z młodą Johanson.
Nowy Jork to dla blondynki nowe możliwości, zupełnie inne perspektywy. Państwo Johanson byli święcie przekonani, że wyjazd córki zmieni ją na lepsze. Przez dwa lata może i tak było. Jednak Juliette w lipcu wpadła na Billy'ego w Nowym Jorku. Oczywiście, zapomniała wspomnieć o tym rodzicom... 

[Ashley Benson. Karta zmieniona, lepsza. Postać Billy'ego jest do stworzenia jak gdyby ktoś był zainteresowany, aczkolwiek i bez niego będzie dobrze. weheartit.com]

Welcome to the jungle we've got fun and games

 Anna  Crystal McCaine.
Klasa III. Urodzona 10 października 1993
Zajęcia obowiązkowe ; Angielski, Hiszpański, Francuski, Rosyjski.Wiedza o ; Społeczeństwie i Kulturze,Historia, Matematyka. Fizyka i Chemia na poziomie podstawowym. Biologia na poziomie rozszerzonym.Muzyka. Szermierka i gimnastyka artystyczna. Dodatkowo gra na pozycji napastnika w żeńskiej drużynie piłkarskiej, której jest również kapitanem.

Uśmiechnij się. Ludzie na Ciebie patrzą, niech myślą, że jesteś normalna, że nie różnisz się od nich niczym specjalnym. Kochanie co z tego, że rzeczywistość jest zupełnie inna? Ci głupcy nie zauważą, są ślepi, widzą tylko to co chcą, ograniczają się. Nie jesteś taka jak oni. No już księżniczko, na co czekasz? 

 Nazywasz się Anna McCaine, choć wolisz jak ludzie zwracają się do Ciebie drugim imieniem i tak też się przedstawiasz. Urodziłaś się w Chicago, pewnego jesiennego popołudnia. Dokładnie? 10 października, niebo płakało nad szpitalem jeśli chcesz wiedzieć. Jakby już wtedy chciało ostudzić twój ognisty temperament. Masz 18 lata i jakoś starasz się wiązać koniec z końcem. Bo od rodziców niczego nie weźmiesz, jesteś zbyt dumna.  Zupełnie jak ten mężczyzna z twojego komiksu, który w dzieciństwie powstał pod twoją ręką. Masz go gdzieś jeszcze? Ale wróćmy do tematu. Byłaś kochana, długo wyczekiwane dzieciątko, wciąż nazywają Cię cudem, bo trudno uwierzyć, że 43 letnia kobieta po latach prób od tak zaszła w ciążę. Anthony i Elizabeth, bo tak możesz ich nazywać, cieszyli się jak głupi gdy wydałaś pierwszy okrzyk, po zaczerpnięciu zaledwie jednego haustu powietrza. Byłaś jakby to rzec....Niezwykła. Ruchliwe dziecko, rozwijające się niezwykle szybko. Jako 9 miesięczny maluch już chodziłaś, mając roczek zaczynałaś wymawiać pierwsze słowa, pisałaś już w wieku 3 lat a mając 4 potrafiłaś grać już którąś tam symfonię Beethovena. Skakałaś po drzewach, zdzierałaś kolana ubrana w przesadnie dziewczęce sukieneczki. Pyskowałaś mamusi, plułaś jej pod nogi a ta jedynie wzdychała i odprowadzała Cię wzrokiem. Nigdy nie próbowała Cię ujarzmić, sama z biegiem czasu to zrobiłaś. Do 14 roku twoje życie nie wyróżniało się niczym specjalnym. Szczęśliwa dziewczynka z pełnej rodziny, rozpieszczona egoistka, zwykła nastolatka, taka jak dziewięćdziesiąt procent amerykańskich księżniczek. A potem wszystko zaczęło się zmieniać. Coraz częstsze kłótnie rodziców, krzyki, wrzaski budzące Cię w nocy i miliony niewypowiedzianych przez Ciebie pytań. Pół roku później sprawa sądowa, aż wreszcie spakowane walizki i bilet do NY Kilka godzin podróży i oto jesteś, z zamiarem siania spustoszenia. Nowa szkoła, nowi znajomi, nowe życie, nowa ty skrzywdzona przez ludzi, których najbardziej kochałaś, buntująca się przeciwko nim jak tylko się da. A to wszystko w przeciągu sześciu miesięcy. 
 Jednak to tu poznałaś jego. To twój najlepszy przyjaciel, człowiek, któremu ufasz bezgranicznie, którego kochasz choć nigdy nie wypowiesz tego na głos. Boisz się odrzucenia, godzisz się więc na przyjaźń, na godziny spędzone na wysłuchiwaniu o jego miłosnych podbojach, które później, wtulona w poduszkę musisz przepłakać. Ale jest dobrze prawda? W końcu masz go blisko, na wyciągnięcie ręki, może kiedyś Ci przejdzie. 

Jaka jesteś? Zabawne, że pytasz. Cholerna z Ciebie egoistka moja panno. Nosek zadzierasz do góry, kroczysz dumnie po trupach, które zostawiasz za Uciekasz w najmniej odpowiednim momencie. Uczciwa, to fakt, poczciwa z Ciebie dziewczynka. Aż trudno w to wszystko uwierzyć patrząc na Ciebie. Miła potrafisz być, owszem. Częściej jednak ironia w twych ustach gości. Złośliwa być potrafisz, w ten sposób się bronisz. Pierwsza sięgasz po broń, pierwsza zaczynasz kłótnie. Słowa "przepraszam" nie posiadasz w swym słowniku. Błąd rodziców, nie wychowali Cię tak jak trzeba, w przedszkolu też niczego się nie nauczyłaś. Uparta, nie ma chyba takiej drugiej osoby. Jak coś postanowisz to nikt nie zmusi Cię do zmienienia decyzji. Trudno Cię zranić, ukrywasz się za grubym pancerzem, dopuszczasz do siebie ludzi, choć jednocześnie trzymasz ich na dystans. Dobra z Ciebie "ciocia dobra rada", mało kto jednak o tym wie. Lubisz rolę darmowego psychologa, niewielu jednak ludzi słucha twoich rad. Bywają one bowiem wyjątkowo złośliwe, może nawet brutalne. Myślisz, że najokrutniejsza prawda jest lepsza od kłamstwa, którym się brzydzisz. Do bólu szczera, możesz tym odstraszać. Dobra jednak z Ciebie dziewczyna, nie lubisz ranić, a obok płaczącej osóbki czy bezdomnego zwierzątka nie przejdziesz obojętnie. Dlaczego więc udajesz często kogoś kim nie jesteś? Prawda, wtedy trudniej jest Cię zranić. Rozumiem. Sprytna z Ciebie bestia. Dla przyjaciół skarb, dla wrogów prawdziwe utrapienie. O dziwo potrafisz zjednać sobie ludzi, a wśród tych, których kochasz przeistaczasz się w prawdziwą siebie, a wtedy jesteś jak promyk słońca, radosna, wiecznie uśmiechnięta, współczująca. Warto Cię poznać, poświęcić trochę czasu na odszyfrowanie tej maski, którą zakładasz każdego dnia. Zdarza Ci się sprawiać wrażenie osoby, którą trzeba się zaopiekować. Nie wiadomo dlaczego dostrzegają to głównie mężczyźni.

 Za dnia pięknością, w nocy zaś szkaradą. Śmiejesz się z tego. Mówisz, że przypominasz Shreka, twierdzisz, że podobnie jak on masz warstwy, chociażby makijaż. Masz jasną, porcelanową karnację, brązowe włosy, pełne usta, które chce się nieustannie całować. Patrząc na nie zastanawiasz się czy są tak miękkie na jakie wyglądają. Twe czekoladowe oczy okala wachlarz gęstych, czarnych jak smoła i długich rzęs. Można Ci ich zazdrościć, nie musisz nawet używać maskary. Jesteś dość wysoka, mierzysz sto siedemdziesiąt trzy centymetry w płaskich butach, często jednak nosisz szpilki. Jesteś chuda, naprawdę chuda ale Ci to nie przeszkadza. Lubisz swoje ciało choć jak twierdzisz mogłabyś mieć większe piersi, czy prostsze nogi, które wydają Ci się krzywe. Sama nie wiesz co mówisz. Masz kilka firmowych uśmiechów. Zazwyczaj jednak używasz tego figlarnego, przyciąga spojrzenia. W swej szafie posiadasz głównie sukienki, niewątpliwie jesteś kobieca. Znajdzie się jednak kilka par czarnych rurek, ramoneska, cięższe wojskowe buty i jakieś podkoszulki, w których twe drobne ciało niemal tonie. Lubisz je jednak, wyznajesz zasadę jeśli Ci się nie podoba to nie patrz.

Chcesz wiedzieć więcej? Dobrze.
Masz w torebce malutką maskotkę, swoją ulubioną. Nigdy się z nią nie rozstajesz. Grywasz na gitarze choć jak sama mówisz tego brzdąkania grą nie można nazwać. Znasz biegle rosyjski, hiszpański, francuski  i oczywiście angielski. Uprawiasz gimnastykę akrobatyczną, ze śmiechem przyznajesz, że może się to przydać w łóżku. Nie szukasz partnera, z uśmiechem mówisz, że to on powinien Cię znaleźć. Zawsze się spóźniasz, leń  z Ciebie okropny. Jak Kubuś Puchatek zawsze masz ochotę na małe co nieco. Wciąż oglądasz kreskówki, zbierasz komiksy ze Spiderman`em, trzymasz je pod łóżkiem w swoim niewielkim mieszkanku. Czasami nocą wymykasz się z łóżka i idziesz do ogrodu. Obserwujesz gwiazdy, czekasz na tę spadającą a gdy taka się trafi mocno zaciskasz kciuki wypowiadając życzenie. Dość naiwne. Nie rozstajesz się ze słuchawkami. Lubisz dobrego, starego rock`a. Masz rudego kota imieniem Napoleon. Od lat grasz w piłkę, jednak dopiero tutaj odważyłaś się zgłosić do drużyny, gdzie po roku zostałaś kapitanem.

______________
karta pisana na potrzeby innego bloga. lubię ją. Wątki i powiązania = wielkie TAK. na gifach Crystal Reed. Postać Aarona do przejęcia, chyba, że ktoś z gotowych postaci chce się wcielić w jego postać.

czwartek, 23 sierpnia 2012

Jonathan Smith - Character is what you are in the dark.


    

Imię i nazwisko: Jonathan Smith
Miejsce urodzenia: Nowy Jork
Klasa: III
Wiek: 18
Data urodzenia: 15.01.1994
Zajęcia obowiązkowe: Język Angielski, Język Hiszpański, Język Francuski, Łacina, Wiedza O Społeczeństwie, Wiedza O Kulturze, Historia, Matematyka, Fizyka (podstawa), Chemia (podstawa), Biologia (rozszerzona), Lekkoatletyka
Zajęcia dodatkowe: Drużyna piłkarska (kapitan, napastnik), Drużyna pływacka, Koło teatralne

Osobę Jonathana można przedstawić dzieląc jego cechy na trzy podstawowe grupy: to co Cię do niego przyciągnie, to co Cię od niego odepchnie to co Cię przy nim zatrzyma. Zacznijmy więc od początku.

To co Cię do niego przyciągnie:
Z pewnością właśnie do tej kategorii zalicza się jego wygląd. Jest wysoki i umięśniony, ale szczupły. Jego jasne lekko kręcone włosy ze złocistymi refleksami niesfornie opadają na zielone oczy, okolone rzęsami, jakich pozazdrościłaby mu nie jedna dziewczyna. Pełne usta najczęściej wykrzywione są w flirciarskim, lekko aroganckim uśmiechu. Wszyscy, mniej lub bardziej, ale Jonathana znają. Sławy nie przysporzył mu tylko i wyłącznie incydent z przedstawieniem teatralnym (choć miał on na to bardzo znaczący wpływ), czy bycie kapitanem szkolnej drużyny piłkarskiej, ale również "to coś", czemu często otoczony wianuszkiem znajomych.

To co Cię od niego odepchnie:
Tu należałoby umieścić znaczną część cech jego charakteru. Jonathan jest niezwykle świadomy swej urody, co sprawia, iż nazwanie go pewnym siebie nie oddaje w pełni tej cechy jego usposobienia. Innymi słowy jest po prostu arogancki..
Uwielbia wytykać ludziom ich błędy, szczególnie, gdy ma do czynienia z osobą w przeciwieństwie do niego nieśmiałą.
Można również zauważyć, że jest łamaczem niewieścich serc. Traktuje on płeć przeciwną, bądźmy szczerzy, wręcz przedmiotowo. Dziewczyna musi mu zaimponować, by spotkał się z nią więcej niż raz.
Jest szczery do bólu i tego samego oczekuje od innych. Dziewczyny mają u niego zdecydowanie większe szanse, gdy wprost zakomunikują, że im się podoba.

To co Cię przy nim zatrzyma:
Czuję się w obowiązku dodać, że stanie się to tylko i wyłącznie, gdy Cię polubi. Ale do rzeczy! Jonathan jest przede wszystkim uczciwy. Wracając do jego relacji z dziewczynami, nigdy nie powie żadnej, że ją kocha, jeżeli nie będzie tego w stu procentach pewny. Nie wyobraża sobie postawienia jakieś przed faktem: seks, albo z nami koniec.
Dla najbliższych zrobiłby wszystko, mogą oni liczyć na niego dosłownie w każdej sytuacji. Przy nich zdaje się ściągać maskę zarozumiałego dupka i pokazać swą milszą naturę. Gdy chce potrafi wykrzesać z siebie nawet czułego romantyka, choć pewnie okaże to dopiero, gdy się zakocha.
Potrafi dochować tajemnicy nawet swojego największego wroga, a dane słowo jest dla niego niemal świętością.
 

Kilka słów niepasujących do powyższych kategorii:
Jest przeciwnikiem narkotyków, nawet tych „lekkich” od czasu, gdy jego przyjaciel przedawkował. Dym papierosowy mu nie przeszkadza, choć sam raczej nie pali. Alkohol jak najbardziej, ale w rozsądnych ilościach. Nie to raczej nie jest najlepsze określenie. Zdecydowanie bardziej pasuje: w rozsądnych odstępach czasu można doprowadzić swą osobę do „urwania filmu”.
Nie znosi truskawek, ale by uniknąć zszokowanego „jak to?!” i tłumaczenia, że wszystkiego można nie lubić, zazwyczaj twierdzi, że jest na nie uczulony.

Jego ojciec ma własną firmę produkującą sprzęt elektroniczny. Liczy, że jego syn w przyszłości przejmie rodzinny interes. Żeby się nie zdziwił...
Gdy miał siedem lat jego mama zginęła w wypadku samochodowym, w którym on również uczestniczył. Na pamiątkę została mu cienka, ok. 4-centymetrowa blizna z tyłu głowy, z powodu której ma dłuższe włosy, by ją ukryć, ale nadal łatwo można ją wyczuć palcami. Od śmierci matki był głównie wychowywany przez niańki, ponieważ ojciec niemal ciągle był w jakiś delegacjach.

Odkąd w II klasie mimo głośnych protestów i gróźb został przymuszony do odegrania roli Romea dziewczyna grająca Julię do tej pory rumieni się na jego widok a jego obecność na zajęciach teatralnych przez opiekunkę owego koła jest niemal ignorowana, co mu bardzo odpowiada. Twierdzi, że uczęszcza na nie tylko i wyłącznie z powodu ładny dziewczyn.

Najczęściej można go spotkać w parku; w każdym możliwym barze, czy klubie, no może z wyjątkiem tych gejowskich, bo jest zatwardziałym heretykiem, ale do lesbijskich chętnie zajrzy; jeżeli jesteś dziewczyną o seksownej pupie, to za twoimi plecami. ;)

Na zajęciach zazwyczaj jest obecny, ale nauczyciele już się przyzwyczaili, że do książek raczej nie zajrzy. Jednak mimo to ma bardzo dobre oceny, co zawdzięcza świetnej pamięci, również dzięki której nie myli imion dziewczyn z jakimi się spotyka.

  
[Karta z pewnością będzie jeszcze dwa miliony razy poprawiana i dopracowywana.
By uprzedzić wątpliwości jestem dziewczyną i do tego chętną na wątki. Toleruję wszystko od oblewania substancjami po wpadanie. Jedyne czego nie znoszę, to zmienianie charakteru postaci, w takim przypadku wątek mogę po prostu "olać".]

Archiwum bloga