Margaret Marie Collins
ur. 11 lipca 1993 r.
pochodzenie: USA, Nowy Jork
Margaret wychowała się w jednej z elitarnych rodzin Manhattanu. Jej rodzice, matka z zawodu prawnik, ojciec zaś chirurg plastyczny, dbali o to, aby ich jedyna córeczka już od najmłodszych lat miała się jak najlepiej. Pozwalali na wiele rzeczy, spełniali niemal każdą jej zachciankę, natomiast częstą i długą nieobecność w domu, a także brak poświęcanej dziewczynie uwagi, wynagradzali kosztownymi prezentami. Nic więc dziwnego, że Margaret wyrosła na egoistyczną, snobistyczną dyktatorkę, rządzącą się i patrząca na innych z góry. Wszystko to może zawdzięczać rodzicom, którzy chcieli dobrze, a przesłodzili. Którzy zatracili się w pewnym momencie wychowywania córki i już nie odnaleźli drogi powrotnej. Krążyli i błądzili jak Jaś i Małgosia, kierując swe kroki prosto w sidła złej Baby Jagi. Nie dając rady, poszli na łatwiznę.
Jednak każdy medal ma dwie strony. Podobnie jest z Margaret. Na szczęście nie przesiąkła całkowicie złem, a jej serce z pewnością nie skamieniało. W stosunku do przyjaciół jest lojalna, nigdy nie dałaby ich skrzywdzić. Jest osobą kreatywną i uparcie dążącą do celu. Ma duże poczucie humoru, uwielbia się śmiać i dobrze zabawić. Często wychodzi na imprezy jak i na zakupy. Okropny z niej śpioch i leniuch. Potrafi spać do południa, a później przeleżeć kilka dobrych godzin w łóżku i oglądając kolejny film zajadać się słodkościami. Lubi spacery ze swoim psem Marco, długie, gorące, pieniste kąpiele w wannie, orzeźwiające zapachy perfum oraz czekoladowe cappuccino.
Jednak każdy medal ma dwie strony. Podobnie jest z Margaret. Na szczęście nie przesiąkła całkowicie złem, a jej serce z pewnością nie skamieniało. W stosunku do przyjaciół jest lojalna, nigdy nie dałaby ich skrzywdzić. Jest osobą kreatywną i uparcie dążącą do celu. Ma duże poczucie humoru, uwielbia się śmiać i dobrze zabawić. Często wychodzi na imprezy jak i na zakupy. Okropny z niej śpioch i leniuch. Potrafi spać do południa, a później przeleżeć kilka dobrych godzin w łóżku i oglądając kolejny film zajadać się słodkościami. Lubi spacery ze swoim psem Marco, długie, gorące, pieniste kąpiele w wannie, orzeźwiające zapachy perfum oraz czekoladowe cappuccino.
Margaret mierzy 165 centymetrów i jest z tego zadowolona. Uważa, że to dla niej idealny wzrost. Na swoją wagę również nie narzeka. Jest posiadaczka dużych kasztanowych oczu i wydatnych malinowych ust. Nosek jest zgrabny, a kiedy się uśmiecha, w jej policzkach tworzą się urocze dołki. Na jej ramiona opadają gęste, brązowe włosy, z którymi lubi eksperymentować i w zależności od humoru albo zostawia je rozpuszczone albo upina w różnego rodzaju koki. Ubiera się przeróżnie. Począwszy od dżinsów i krótkich szortów, a skończywszy na balowych kreacjach. Garderoba jest ogromna, więc ma w czym wybierać. Jeśli chodzi o makijaż, to na co dzień stawia na lekkość i naturalność. Co innego kiedy wychodzi na imprezę czy jakąś większą uroczystość, wtedy pozwala sobie na coś odważniejszego. Jednym słowem: wszystko zależy od okazji.
zajęcia obowiązkowe: język angielski, język francuski, wiedza o społeczeństwie, matematyka, historia, wiedza o kulturze, fizyka (podstawa), chemia (podstawa), biologia (rozszerzenie), szermierka
zajęcia dodatkowe: drużyna siatkarska
zajęcia dodatkowe: drużyna siatkarska
[ Witam wszystkich i serdecznie zapraszam na wątki, wątusie, wąteczki oraz powiązania :) Margaret uczęszcza do tej szkoły od I klasy, więc nie jest to jakaś nowa uczennica tylko stały bywalec i wiele osób zna. Także tego no... koniec gadania, nic tylko brać się do roboty i pisać! :D
Twarz: Leighton Meester
Zdjęcia: weheartit]
[Leighton <3]
OdpowiedzUsuń[Jasne, jasne. Masz tylko jakiś pomysł na powiązanie/relacje? ;)]
OdpowiedzUsuń[jak dla mnie, okej]
OdpowiedzUsuńSiedział z papierowym kubkiem wypełnionym po brzegi czarną, gorzką kawą, na murku przy Central Parku. Lubił spędzać czas na świeżym powietrzu. W drugiej ręce trzymał smycz, na której końcu można było dostrzec białego bullteriera, który zdecydowanie wyglądał na dużo żywszego, niż jego pan.
- Sponge, spokój - mruknął przystawiając kubek do ust. Uwielbiał swojego psa, jednak często grał mu na nerwach, szczególnie wtedy, kiedy nie wykonywał jego poleceń. Mruknął coś jeszcze cicho pod nosem, po czym skrócił smycz i przyciągnął psa do siebie, a następnie wskazał mu dłonią, uprzednio odstawiając kubek, miejsce na murku, aby na nie wskoczył.
- Dobry pies, dobry - wymruczał, głaszcząc czworonoga po głowie z uśmiechem na twarzy.
- Ciebie również - powiedział z uśmiechem, który posłał wprost do dziewczyny. Przeczesał powolnie włosy i spojrzał na swojego bulla.
OdpowiedzUsuń- Trzeba ruchu zwierzęciu dostarczyć, poza tym spacer to dobra forma treningu. Szczególnie taki długi i męczący, czyli z psem - mówił z uśmiechem. Zdecydowanie biały bull terier był zwierzęciem, które nadzwyczaj szybko męczyło ludzi. Ciągle skakał, biegał, ciągnął... Jednak kiedy tylko się zaczynał męczyć; siadał na środku chodnika i ani się ruszył. Pozostawało jedynie wzięcie psiaka na ręce i zaprowadzenie do domu. Ot co.
- A co u Ciebie? Jak wakacje?
- Święte słowa - powiedział z uśmiechem, spoglądając na szczeniaka. Zdecydowanie już od pierwszych dni powinien wziąć się za tresurę bulla, jednak nie oszukujmy się. Są to cholernie wymagające psy.
OdpowiedzUsuń- Sponge ma dopiero trzy miesiące. Wiem, że powinienem od razu wziąć się za jej wychowanie, ale żal mi tak od małego wszystkiego jej zabraniać - powiedział spoglądając na ukochane zwierze.
- Sierpień spędzamy podobnie. A w lipcu byłem u rodziny w Europie - wzruszył delikatnie ramionami - dwa tygodnie siedzieliśmy w Londynie, później zatrzymaliśmy się na Majorce - uśmiechnął się delikatnie. Lubił zwiedzać i podróżować. To było jego drugie hobby tuż za szermierką, którą kochał całym sercem.
[Hej, masz ochotę na wątek?]
OdpowiedzUsuń- Wiesz? Nigdy w życiu nie byłbym w stanie robić tego co z Tobą, z inną! - powiedział z uśmiechem. To prawda, okres szczeniaków był najlepszym. Psy były wtedy takie słodkie, małe i kochane. Co prawda kochane były zawsze, jednak to będąc szczeniakami robiły najwięcej zabawnych rzeczy.
OdpowiedzUsuń- U rodziny jak u rodziny - odpowiedział z uśmiechem - a jeżeli chodzi o Majorce to prawda. Słoneczko przyjemnie grzało - przytaknął po czym wstał z murka i się uśmiechnął. - to co, mała rundka wokół central parku?
Miles
[ Po przeczytaniu kp mam dziwny pomysł, ale mam XD może tak zakupy? NO bo Tomuś ma świra na punkcie butów więc raz w miesiącu kupuje sobie nowe, mogliby się tam spotkać i kojarzyć z widzenia. Może też być kawiarenka, np. wylanie czekoladowego cappucino albo pies Margo pobrudziłby mu buty. No mam nadzieję, że coś podpasuje i mam nadzieję, ze Thomas nie przerazi XD ]
OdpowiedzUsuńZakupy była dla Thomasa powinnością, a nawet można by rzec pewnym rytuałem. Nie uważał tego za nie męskie, gdyby takowe było nawet by tego nie tknął, ale wychodził z założenia, że mężczyzna musi dobrze wyglądać. Szczególnie teraz, kiedy ma wakacje ma zdecydowanie więcej czasu i może sobie pozwolić na to, by skoczyć do galerii po...nową parę butów. Nie wiedział dlaczego, ale zwracał na nie niezwykłą uwagę. Tak jak niektórzy zwracają na dłonie, twarz, włosy, ciuchy itd. tak on patrzył na buty. No kobietą możenie nie, u nich interesowało go zupełnie co innego, ale to już inna bajka.
OdpowiedzUsuńWłaśnie oglądał czarne półbuty, lekko lśniące. Ostatnie zostały brutalnie potraktowanie przez kły jakiegoś kundla więc musiał sobie kupić nowe. No i nieukrywanie mu się podobały. Słysząc kobiecy głos obok siebie odwrócił wzrok i uśmiechnął się kącikiem ust. No nie ma to jak trzymać modne buty w ręku, a obok mieć piękną kobietę.
- Też tak uważam- odpowiedział głosem wypranym z emocji, ale nie zrażając on po prostu taki już był. Spojrzał na czerwone buciki, które trzymała dziewczyna- nowa kolekcja Valentino. Klasyczna czerwień, ponętna i modna w tym sezonie. Chociaż na twoim miejscu przymierzyłbym tamte- wskazał dłonią na regał tuż obok, gdzie były buty w tym samym odcieniu trochę innym kroju lecz lepiej wyprofilowane- będą wygodniejsze- stwierdził i ponownie się uśmiechnął.- Zarzucę teraz tanim tekstem na podryw, ale mam dziwne wrażenie, że odpowiedź będzie twierdząca. Czy my się znamy? Chodzisz do Platta, prawda?- bardziej stwierdził niż zapytał.
On lubił ubierać się dobrze, wyglądać dobrze i czuć się dobrze. Był to dla niego ważny element, bo kreował sam jak widzą go ludzie. Nie wyszedłby w brudnych ciuchach, ani nie w wyprasowanych, a jakby ktoś zabrudził mu buty i nie miałby jak ich wyprać czy oczyścić kupiłby nowe. Był dzieckiem milionera i nie mógł zaprzeczyć, że jest czasami rozpuszczonych bachorem. Nie to, że roztrwaniał pieniądze na prawo i lewo, tym zajęta jest jego matka. On lubił pokazywać swoją rolę w społeczeństwie wiedzą, inteligencją, niekoniecznie pieniędzmi. One służyły mu tylko do spełniania jego misternych planów, które od czasu do czasu tliły się w jego głowie lub wydawał na jego zachcianki, których w sumie nie było aż tak dużo.
OdpowiedzUsuńSpojrzał na dziewczynę i uśmiechnął się kącikiem warg co zawsze dawało wrażenie tego ironicznego uśmiechu. Zlustrował ją ciemnymi oczyma zatrzymując się na jej twarzy. No proszę, jeszcze nie uciekła więc nie jest źle.
- Jak uważasz- powiedział głosem wypranych z emocji tak bardzo charakterystycznym dla jego osoby- przeważnie się nie mylę, nie zdarza mi się nie mieć racji- zauważył jakby od niechcenia- szybkie zakupy, kawa i wieczorny spacer?- zapytał choć w pierwotnej wersji miało brzmieć ,,szybkie zakupy, kawa i idziemy do mnie'', ale stwierdził, że dziewczyna nie jest tym typem dlatego się powstrzymał.
- Stawiam kawę- dodał po chwili pakując buty do pudełka, bo zdecydował się, że je kupi.
Uniósł brwi w górę i uważnie przyglądał się dziewczynie.
OdpowiedzUsuń- No wiesz, muszę dbać o Twoją kondycję - oznajmił z uśmiechem. Jednak przytaknął głową, na znak zgody. Niech już jej będzie; pomyślał i pogłaskał Sponge po łbie.
- Ale tych dwóch rundek Ci nie odpuszczę - ostrzegł wciąż z uśmiechem na twarzy.
Miles
- No wiesz, ktoś w końcu musi o Ciebie zadbać - uśmiechnął się, mając nadzieje, że dziewczyna dość szybko zregeneruje swoje siły, ponieważ go aż rwało na dłuższą przechadzkę.
OdpowiedzUsuń- Skoro rodzice są zaproszeni to też pewnie będę, wiesz jak jest - uśmiechnął się nie mając nic złego na myśli. Zazwyczaj jeździł z rodzicami na wszelkiego rodzaju kolacje i spotkania.
Miles
Jedyne co ukrywać musiała rodzina Couper to to, że młody Miles niczego się nie boi i, że w zasadzie wszystko jest dobrze, że nie boi się życia. Że ta dwójka mężczyzn ubranych w drogie garnitury chodzących za nim to tylko zbieg okoliczności, że nigdy w życiu Milesa nie wydarzyło się nic złego. W zasadzie... To nie było takie trudne do ukrycia, jednak Miles nie czuł się z tym dobrze. Z myślą, że stało się coś, co nigdy nie powinno mieć miejsca. Coś, co spowodowało... utratę radosnych chwil dzieciństwa.
OdpowiedzUsuń- Tak, zdecydowanie lepiej jest kiedy masz kogoś takiego jak ja obok siebie - odparł z radosnym uśmiechem. Może na tej kolacji nie będzie tak nudno, jak na większości z nich?
Miles
On też wychodził z założenia, że stereotypy dotyczące rozpieszczonych jedynaków są jednak tylko stereotypem i nie tyczą się każdego. I bardzo dobrze, bo on by sam ze sobą nie wytrzymał gdyby był rozpieszczonym bachorem. Nie lubił takich. Jak chodził na spacery do parku i widział jak dzieci są nieposłuszne rodzicom, drąc się, wiercąc, kopiąc i bijąc ich szlag go trafiał i niejednokrotnie podszedł to takiego malca poprosił by zamilkł, a jego straszna osoba była wystarczającym argumentem.
OdpowiedzUsuńZauważył, że dziewczyna ma silną osobowość dlatego się nią zainteresował, w sensie intelektualnym. Sam poszedł do kasy, zapłacił kartą kredytową i podszedł do dziewczyny, która stała już przy wyjściu ze sklepu.
- Proponuję kawiarenkę na górze, na balkonie jest dość przyjemnie szczególnie, że pogoda dopisuje- powiedział uśmiechając się kącikiem ust i wyciągnął rękę do przodu, by uprzejmym gestem dać jej znać, że mogą ruszać. Niespełna trzy minuty później siedzieli już przy stoliku w cieniu, na balkonie, gdzie było dość ciepło i otaczało ich sporo kwiatów. - Mniemam, że wybór kawy będzie trafny jak wybór odpowiednich butów- powiedział o dziwo bez cienia ironii. Po chwili uświadomił sobie, że przecież się nie przedstawił co uważał za dość niekulturalną gafę z jego strony. Szybko wstał, ujął jej dłoń, którą musnął ustami i wbił w nią spojrzenie ciemnych oczu.
- Thomas Hundlay, wybacz, że z takim opóźnieniem.
- Aż się boję zapytać, co takiego wymyśliłaś - powiedział, wpatrując się w dziewczynę. Naprawdę bał się pytać, patrząc na jej minę. Miles był raczej spokojnym chłopakiem, który rzadko kiedy robił coś szalonego, czy niezgodnego z zasadami. No zawsze musi być, kiedyś ten pierwszy raz.
OdpowiedzUsuńMiles
[Powiązanie nauczyciel - uczennica można w sumie wykluczyć, bo łaciny nie widzę w Twojej karcie. Zresztą, to takie oklepane... :D Może więc spotkają się w klinice ojca Margaret? (C. mógł mieć wypadek rowerowy i złamany nos, który źle się zrósł wymagał operacji, a teraz chodzi tam na konsultacje? :D)]
OdpowiedzUsuńCasyan
Jakże się cieszył, że ten nos już nie wyglądał tak okropnie, jak parę tygodni temu. Właściwie, wyglądał całkiem w porządku: w sumie nic mu nie mógł zarzucić. Tylko czasem go bolał, ale to chyba było normalne. Tak przynajmniej zapewniał doktor Collins, którego postanowił dzisiaj odwiedzić. Okej, z postanawianiem miało to mało wspólnego, bo po prostu miał umówioną wizytę, niemniej jednak o wskazanej porze zjawił się w klinice i mrucząc pod nosem jakąś piosenkę przemierzał korytarze w poszukiwaniu gabinetu. Choć był tutaj wiele razy, nigdy dokładnie nie potrafił zapamiętać drogi do niego, a z pomocy pani na recepcji skorzystać nie chciał - ot, włączył mu się ten niesamowicie męski instynkt, który pod żadnym pozorem nie pozwalał pytać o drogę gdziekolwiek. A już na pewno nie w miejscu, które tak często odwiedzał.
OdpowiedzUsuńZatrzymał się gwałtownie, kiedy coś w niego uderzyło, a właściwie ktoś. Szatynka średniego wzrostu o tak rozwścieczonej minie, że Casyan nawet trochę się przestraszył. No cóż, przecież nie spodziewał się!
A kiedy zaczęła na niego warczeć, stwierdził, że ma dzisiaj wyjątkowego pecha. Przecież to ona w niego uderzyła, a nie odwrotnie.
- Dzień dobry. - zaczął nad wyraz uprzejmym tonem - Myślę, że lekarza nie pomyliłem, a po prostu miałem nieszczęście trafić na panią. - przy "panią" odrobinę się zawahał, ale brnął dalej, ze spokojnym uśmiechem na twarzy. - W każdym razie, mam nadzieję, że nic się nie stało. - wzruszył beztrosko ramionami i usunął jej się z drogi zupełnie nic sobie nie robiąc ani z jej miny, ani z jej tonu, ale ogólnie z całej sylwetki, która zdawała się płonąć gniewem.
Casyan
Zdziwiła go trochę ta nagła zmiana zachowania dziewczyny. Ale w jego życiu działo się mnóstwo nienormalnych rzeczy, toteż ta sytuacja wypadała dość blado na tle innych epizodów, których doświadczał. W dodatku Casyan posiadał tę już prawie prehistoryczną cechę, jaką była wiara w ludzi. I wiara w to, ze tak naprawdę nikt nie chce robić źle, tylko czasem po prostu same wychodzi. Najczęściej na przykład ładnym dziewczynom. Chłopakom też, ale t już mniejsza z tym.
OdpowiedzUsuńPokiwał więc tylko głowa z uśmiechem.
- W porządku. Przecież nigdy nie spotyka nas tak wiele miłych rzeczy, na ile byśmy liczyli. – umilkł na moment i zmrużył oczy przed światłem późno-letniego słońca wpadającego do pomieszczenia.
- Obiad? Bardzo chętnie, może jednak innym razem, lub co najmniej nieco później. Nie chciałbym narażać doktora na nieprzyjemności z tytułu mojego spóźnialstwa.
Casyan
Zastanowił się, co tez takiego dziewczyna chciała w sobie poprawiać: nie widział żadnej niedoskonałości. No chyba, że pod ubraniem, czy coś. Chociaż, mogła podobnie jak on mieć wypadek i teraz tylko wpadać na konsultacje; dokładnie jak Casyan. Uśmiechnął się więc w przepraszający sposób.
OdpowiedzUsuń- W takim razie, choć bardzo nad tym ubolewam, będę musiał panią zostawić z wyrzutami sumienia. Szalenie rzadko zdarza się, żebym gdzieś przyszedł na czas, albo coś zrobił w terminie, więc nie chce tracić okazji ku temu. - wyjaśnił spokojnie, choć z pewnym żalem w głosie, którego nawet nie próbował specjalnie maskować. Ale Casyan, o ile było to możliwe, starał się być punktualny i w ogóle: na przeciw swojej pokręconej naturze.
- I proszę sobie niczego nie wyrzucać, ani nie gnębić się poczuciem winy.Szkoda tracić na takie rzeczy czas. - umilkł na moment - Ale jeśli naprawdę nie będzie mogła sobie pani z tym poradzić, to zawsze może mnie pani poczęstować swoim numerem telefonu. I wtedy już bez stresów, wizyt i terminów będzie mogła zadośćuczyni swojej winie. - znowu się uśmiechnął - chyba, że moja propozycja jest zbyt obcesowa.
Casyan
Zabrał od niej karteczkę, i uśmiechnął się do niej. O, Margaret. Urocze imię.
OdpowiedzUsuń- A więc do zobaczenia. Mam nadzieję, że towarzystwo psa będzie równie miłe, jakby mogło być moje, gdybym nie był umówiony. - skinął jej głowa na pożegnanie i ruszył korytarzem w stronę drzwi do gabinetu doktora Collinsa. Ale Nawe nie zdążył dotknąć choćby jednym palcem klamki, kiedy usłyszał to bolesne „ała!” wwiercające się w uszy. Momentalnie obudził się w nim obrońca uciśnionych; mentalnie na jego plecach powiewała peleryna superbohatera, a ciało miał przyobleczone w obcisły jaskrawy strój.
Zawrócił gwałtownie i podbiegł do nowopoznanej z lekką zaciętością wypisaną na twarzy i w kilka sekund już był przy niej, na tych nieszczęsnych stopniach, które spowodowały jej wypadek. Ukląkł natychmiast przed nią i przyjrzał się jej uważnie.
- Widzi pani? To kara za złośliwości w moim kierunku. – uśmiechnął się, a potem natychmiast spoważniał – Bardzo panią boli? – i nie pytając jej o zdanie, złapał ją za te kostkę. Dziewczyna syknęła z bólu, co chyba miało być potwierdzeniem prawdziwości jej kontuzji; Casyan zresztą od początku nie miał najmniejszych wątpliwości.
- Jakie to szczęście, ze jesteśmy w klinice. Zaraz zawołam kogoś, kto pani pomoże. Wcześniej jednak będzie chyba wygodniej, jeśli pomogę pani przejść na tamte fotele. – skinął głową w kierunku wyściełanych krzeseł ułożonych w rząd przed jakimś gabinetem
Casyan
Zaśmiał się.
OdpowiedzUsuń- Gdybym przetransportował panią do domu, to by było coś w rodzaju noszenia drewna do lasu. Jesteśmy przecież w klinice; co prawda, plastycznej, ale chyba tutaj jak nigdzie indziej znają się na takich wypadkach. Głupio chyba nie skorzystać z okazji. - stwierdził lekko, przyglądając się kostce w największym skupieniu. Nie znał się ani na złamaniach, ani na skręceniach, ani na niczym innym; miał tylko opanowaną pierwszą pomoc, bo z powodu swojej niezgrabności co rusz przytrafiały mu się jakieś mniejsze i większe wypadki. Ogółem, chyba połowę życia spędził u wszelakiej maści lekarzy, a spędziłby drugie tyle, gdyby sam sobie nie potrafił chociaż odrobinę pomóc.
Nie czekając na jej słowa, objął ją w talii, zarzucił sobie jej rękę na swoje ramie i delikatnie uniósł ze stopnia.
- Spokojnie, to tylko kawałek. Jak panią usadzę, to zaraz kogoś zawołam, kto się panią zajmie. Jakie to szczęście, że jesteśmy akurat niedaleko gabinetu doktora Collinsa! - zauważył i zerknął na wielki ścienny zegar. Do jego wejścia pozostawały niecałe dwie minuty.
Casyan
[To co, może jej ojciec będzie bratem mamy Zacka? Czyli byliby kuzynami xD A widzę, że łączy ich na pewno lenistwo, lojalność wobec przyjaciół i poczucie humoru. I mają psy, więc mogą razem czasem wychodzić. Co ty na to? x3]
OdpowiedzUsuńZack Collins
W świetle argumentów przytoczonych przez Margaret, jedynym, co mogę zrobić, to przyznać jej bezapelacyjną rację. Mimo różnic i podobieństw w charakterze, łączyło ich coś jeszcze. Wygląd. Obydwoje byli posiadaczami ciemnych oczu i brązowych włosów, choć to akurat było popularne u większości populacji, przez co na taki szczegół nie zwracało się na ogół uwagi.
OdpowiedzUsuńZack miał dziś strasznie zabiegany poranek. Prócz tego, że oczywiście wysłano go do sklepu, zmuszając do dźwigania czterech, wypchanych po brzegi, siatek, to jeszcze Złośnik od rana wyjątkowo postanowił ujawnić swój paskudny charakter. Najpierw wystraszył koty w salonie, przez co Karmel zwiał, zbijając ulubioną ramkę Rosie, a Kapitan Mielonka zawisł na firance, przez co prawdopodobnie nadawała się tylko na śmietnik. Jeszcze chwilę przed przyjściem Margaret psisko biegało po domu, bawiąc się z Zackiem w ganianego - i trzeba przyznać, że naprawdę robiło wszystko, by chłopak go nie dorwał. Kiedy w całym domu rozległ się dzwonek, Złośnik popędził w tamtą stronę, najprawdopodobniej mając nadzieję, że to listonosz. Wtedy mógłby go swobodnie obszczekać i wystraszyć na śmierć. W tym czasie to Danielle, 6-letnia siostra Zacka, otworzyła drzwi i uśmiechnęła się na widok starszej kuzynki. Tylko tyle dane jej było zrobić, bo tuż obok niej przebiegł husky i wskoczył na psa Margo, najwyraźniej chętny do zabawy. Sekundę później do drzwi, ze smyczą w ręku, dopadł Zachary, zipiąc i łapiąc oddech.
- Wybaczcie, nie mogłem go złapać. - mruknął i podpiął się do obroży Złośnika, kiwając do Margo na powitanie. Danielle uścisnęła szybko kuzynkę i zaraz pobiegła oglądać dalej swoją bajkę.
- To co, idziemy? - wydusił z siebie chłopak, uśmiechając się szeroko.
Zack Collins
Pokiwał głową na jej słowa.
OdpowiedzUsuń- Cóż, znajdzie się pani pod fachową opieką.
Naprawdę się cieszył, z tej opieki nie musiał zapewniać jej we własnej osobie, bo o ile chodziło o jego zdrowie, to wiedział, że w sumie nic go nie zniszczy, za dużo przeżył; ale już czyjeś to na pewno dużo większa odpowiedzialność, dużo większe konsekwencje i tak dalej.
Poszedł do gabinetu doktora Collinsa uprzednio nakazując jej grzeczne czekanie i wrócił po chwili.
- Lekarz za chwilę przyjdzie. – poinformował ją, spoglądając z troską na nogę dziewczyny.
Casyan należał do ludzi wyjątkowo wrażliwych na czyjąś krzywdę: wiele poświęcał uwagi, jeśli komuś coś się przytrafiło i pomagał jak tylko mógł.
- Ale skoro już umówiliśmy się na obiad… - zauważył – a mam nadzieję, że to jest nadal aktualne, to może zaczęlibyśmy sobie mówić po imieniu? Nie jestem znowu aż tak dramatycznie stary - zaśmiał się - a muszę szczerze przyznać, że bezpośredniość to coś, co szalenie sobie cenię. – umilkł na moment – Oczywiście, jeżeli ta propozycja nie jest dla pani zbyt śmiała i w ogóle niegrzeczna. Pozwoliłem sobie zajrzeć na kartkę z pani numerem. – ciągnął dalej – Margaret to bardzo piękne imię. Cieszyłbym się, gdybym mógł się nim posługiwać bez tego oficjalnego honoryfikatora.
Casyan
- Ach, więc to tak! Dobrze więc, że nie jestem aż tak stary w ludzkich oczach. - zaśmiał się, zupełnie inaczej odczytując sens jej słów. Pan Korhonen lubił słuchać ludzi, ale jeszcze bardziej lubił przetwarzać sobie w głowie ich słowa i stworzyć zupełnie inny obraz ich wypowiedzi i sytuacji, całkowicie różny od intencji jego rozmówców.
OdpowiedzUsuń- Margaret. - powtórzył - Bardzo mi więc miło cię poznać, chociaż okoliczności nie są zbyt łaskawe. - zauważył, ściskając krótko jej rękę - Nazywam się Casyan. - przedstawił się po chwili i już miał zacząć mówić o innych sprawach, kiedy to drzwi gabinetu otworzyły się i stanął w nich jegomość na oko czterdziestoparoletni, w lekarskim kitlu ze zmarszczoną surowo brwią.
- Tak jak mówiłem, tutaj mamy poszkodowaną. - wskazał podbródkiem na dziewczynę i wstał z miejsca.
Casyan
Margaret uśmiechnęła się, faktycznie chyba się nie zrozumieli, i już chciała otworzyć usta żeby coś powiedzieć, ale nie zdążyła, bo jej oczom ukazał się wysoki mężczyzna, który był ojcem dziewczyny.
OdpowiedzUsuńJego zmarszczone brwi nie zapowiadały niczego dobrego i miłego. Znała tę minę. Cóż się dziwić. Margo była najpierw żywym dzieckiem, a potem przerodziło się to w okres burzliwej nastolatki, i trzeba powiedzieć że z nią nie nudzili się tak samo jej znajomi jak i rodzice. A może tym razem ta mina oznaczała po prostu zaciekawienie cóż to się mogło stać i wypatrywanie poszkodowanej?
Casyan na całe szczęście odwrócił się i Margaret mogła za pomocą gestów przekazać ojcu, żeby nic nie wygadał, żaby zachowywał się tak jakby jej nie znał. Była dziś dla niego nieprzyjemna i obawiała się, że on może się jej tym samym odpłacić, tym samym psując wszystko. Ale była też jego kochaną córeczką, oczkiem w głowie, więc może jego dobre serce wszystko jej wybaczy i nie będzie tak źle.
Mężczyzna podszedł bliżej i przyjrzał się kostce, po czym zalecił córce aby poszła z nim na prześwietlenie, a Casyanowi kazał zaczekać. Chyba się udało, jednak bez kazania się nie obejdzie.
[ wybacz, że tak późno odpisuję, ale ostatnio nie miałam do tego głowy.. ]
Margaret