czwartek, 9 sierpnia 2012

i'm on a highway to hell


Eddie Delacour,
a właściwie Edward Thomas Delacour
urodzony 20 września 1991 roku w Paryżu
stażysta, przyszły nauczyciel języka rosyjskiego

Eddie nigdy nie lubił Paryża. Nie lubił Francji. Choć się tam urodził i stamtąd pochodziła rodzina jego ojca, to jego samego drażnił nawet ten język. I choć zna go perfekcyjnie, to nie używa go, jeśli nie musi. Kiedy więc jego rodzice powiadomili jego, jego brata oraz siostrą o przeprowadzce do USA - to on cieszył się najbardziej. W nowym miejscu odnalazł się szybko. Zresztą, będąc tak kontaktowym, radosnym i nieco stukniętym dzieckiem, jak miałby się nie odnaleźć? Najszybciej z całego rodzeństwa nauczył się angielskiego, już po pół roku miał gromadkę kolegów, którym nie musiał nawet imponować super zabawkami. Do Eddiego po prostu od zawsze wszyscy lgnęli. 
Jako, że jest środkowym dzieckiem (Victor jest od niego dwa lata starszy, Jasmine trzy lata młodsza), poświęcano mu najmniej uwagi. A bo to Victor, jako najstarszy, powinien to i tamto, a malutkiej Jasmine wolno przecież wszystko. Kto by się przejmował Eddiem. Nie narzekał nigdy na brak miłości ze strony rodziców. Wręcz przeciwnie, Melinda Davies-Delacour jest kobietą tak ciepłą i kochającą, że starczyłoby jej tej miłości i uwagi na dziesiątkę dzieci. Tata, jak to tata. Zabiegany, próbujący trzymać dyscyplinę, kiedy trzeba było dał w tyłek, innym razem pokopał piłkę. Rodzina wręcz idealna. Choć momentami dziwaczna. Ale nawet Eddie, człowiek lubiący nowości i szybko się nudzący, nie ma ich nigdy dość. To więc chyba coś znaczy.


Zdawszy maturę, nie zamierzał ulokować się wygodnie na uczelni. Wyjechał do Europy. Oczywiście, jak wielu ludzi w jego wieku. Większość z nich wybiera jest Wielką Brytanię, Francję, Włochy, Niemcy, ewentualnie Skandynawię. Gdzie wylądował Eddie? Otóż, dwa lata spędził w Rosji. Poznając kulturę, ludzi, ucząc się języka. Zdał nawet egzaminy z rosyjskiego. Załapał język w mig, co otwiera przed nim świetlaną przyszłość nauczyciela. Po odpowiednich kursach, może i kiedyś tłumacza. O ile mu się to nie znudzi.
Eddie to chłopak, którego zawsze jest wszędzie pełno. Mający w sobie niezliczone pokłady energii i radości. Podchodzi do wszystkiego z optymizmem. Bo przecież zawsze może być gorzej. Przecież nie ma sytuacji bez wyjścia. Jak nie drzwiami, to oknem. Dla niego nie ma rzeczy niemożliwych. Kocha wyzwania, nowe doświadczenia i przygody. Dwa razy mu powtarzać nie trzeba. Szybko się nudzi, nie lubi monotonii. Człowiek kompletnie nieprzewidywalny. Nigdy nie wiadomo, jak zareaguje. Czy zbędzie cię wzruszeniem ramionami, czy nastąpi wybuch euforii, złości. Jest jak chodząca, tykająca bomba. Niesamowicie radosny i wesoły. Stara się niczym nie przejmować i całkiem nieźle mu to wychodzi. Nawet, kiedy serce mu zadrży, kiedy łza się w oku zakręci - zrobi wszystko, by nikt nie zauważył. Woli pozostać beztroskim, przynajmniej w oczach innych. Żyje chwilą. Można nazwać go lekkoduchem, choć to trochę naciągane. Uwielbia się bawić. Nie myśli prędko o stabilizacji. Nie jest jednak tak, że zamierza żerować na rodzicach i tylko się bawić. Spędził w końcu dwa lata w obcym kraju i jakoś przeżył. Także po powrocie, sam się utrzymuje. Załapał pracę w szkole, a póki trwają wakacje, nie pogardzi żadnym zajęciem. A to coś pomoże, a to coś naprawi. Złota rączka. Kombinuje po swojemu, ale do celu zawsze dojdzie.
Choćby okrężną drogą, ale nie przystanie, ani nie zawróci. Niezwykle ambitny i dumny. Bystry i sprytny. Szybko wszystko łapie. Kto jak kto, ale on sobie w życiu zawsze poradzi. Kiedy kocha, kocha bez pamięci. Gotów jest dać swojej wybrance gwiazdkę z nieba i zabić każdego, kto śmie ją skrzywdzić. Zdeklarowany heteroseksualista. Bardzo stały w uczuciach. Kiedy raz straci głowę na jakiejś dziewczyny, ciężko jest mu o niej zapomnieć. Niepoprawny romantyk, marzyciel, chodzący z głową w chmurach. W końcu wszystko się zawsze ułoży! Szarmancki, dżentelmen jak za starych czasów. Śmiały, rozgadany, nie mający żadnych trudności w nawiązywaniu znajomości. Kocha małe dzieci i zwierzęta. Chciałby psa, ale boi się, że tylko zrobiłby mu krzywdę ze swoim roztrzepaniem. Wbrew pozorom, jest jednak bardzo punktualny. Za to straszny z niego bałaganiarz. W bałaganie jakoś łatwiej wszystko znajduje. I przecież tak jest przytulniej, prawda? Ma bzika na punkcie swojej młodszej siostry. Jasmine, oczywiście, nie wie o bezgranicznej miłości brata. W końcu nie może jej rozpieszczać. Zabiłby jednak każdego, kto chciałby ją skrzywdzić. Bez żadnych skrupułów. Miewa dziwne pomysły. Najpierw robi, potem myśli. Czasami zachowuje się, jak nienormalny. Ale przy tym tak szalenie uroczy!
Jako że energię jakoś trzeba spożytkować, choć w pewnym stopniu, Eddie robi wiele rzeczy. Przede wszystkim, uprawia sporty. Dużo biega, gra w piłkę nożną oraz koszykówkę. Teraz, oczywiście, już rekreacyjnie, w szkole grał w szkolnych drużynach. Poza tym, uwielbia śpiewać, gra też na gitarze oraz perkusji. Zarówno w śpiewaniu, jak i w grze jest całkiem niezły. Świetny tancerz. Na imprezach zawsze robi furorę. Każda dziewczyna marzy, żeby z nim zatańczyć. Imprezuje, włóczy się po okolicy, jeździ rowerem, jeździ na rolkach, pomaga w schronisku, dużo czyta, ogląda filmy (fan filmów gangsterskich, kryminałów i super-bohaterów!) etc, etc. Co tylko chcesz, Eddie może robić wszystko. Nawet chodzi na zakupy i ogląda babskie filmy, jak ktoś ładnie poprosi.
Wygląd Eddiego całkowicie oddaje to, jaki jest. Dwudniowy zarost, bo po co golić się codziennie. Wielkie oczy w kolorze czekoladowym, zawsze tak radosne i wesołe. Artystyczny nieład na głowie, przydługie, ciemne włosy. Ubrany jak od niechcenia, chodzący od lat w tych samych, starych, znoszonych trampkach. Chudy, może nieco za bardzo. Lubi dobrze zjeść, jak każdy porządny facet, jednak tyle się rusza, że nie jest w stanie przytyć. No i wszędzie porusza się swoim starym rowerem, który jest tak rozklekotany, że jeżdżenie nim wymaga naprawdę wiele wysiłku.


[Na zdjęciach Jim Sturgess, zdjęcia z tumblra, wątki i powiązania - jak najbardziej, zapraszam! :D]

70 komentarzy:

  1. [Przepraszam że zakryłam, ale nie zauważyłam twojej karty. W zamian oferuję wątek.]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Hmm... Skoro obydwoje są stażystami to może coś z tym. Albo Van chciałaby się podszkolić w rosyjskim ]

    OdpowiedzUsuń
  3. [ Przepraszam, jeśli wątek nie będzie jakiś mistrzowski, ale.. Starałam się! :D AC/DC!!]

    Początek sierpnia przyniósł miastu, które nie zasypia piękną pogodę. Taką, na którą Navia liczyła przez całe wakacje- Przyjemnie muskające skórę słońce, ale też delikatny wietrzyk, dzięki któremu nie dało się odczuć upału. Pełnia lata, tak przynajmniej myślała jasnowłosa, kiedy wsiadała na swój ukochany rower i... Gnała gdziekolwiek. Nie miała ochoty użerać się w domu ze swoim bratem, który w prawdzie nie wychodził ze swojego pokoju, ale.. No, po prostu tam był, świadomość tego, że nie jest się samemu w dużym mieszkaniu była dla Navii dosyć uciążliwa.
    Efektem takiej jazdy były zrobione zakupy, które teraz spoczywały w koszyku z przodu roweru. A ona przemierzała kolejne uliczki i alejki w rytm 'Love me two times', kompletnie nie zwracając uwagi na nic innego. Może dlatego nie załapała w pierwszej chwili, że przez swoją nieuwagę wjechała na ścieżkę rowerową, w ostatniej chwili torując komuś drogę. A potem to już jej koło zaczepiło się o drugi rower, nagle stanęło, a ona przekoziołkowała w bok, gubiąc swój sprzęt i tylko kątem oka widząc wysypujące się z koszyka zakupy. Nawet nie miała pojęcia kto był tą drugą osobą. Teraz miała czarne mroczki przed oczami i kostkę, która pulsowała mocno, wykręcona pod dość dziwnym katem.
    Brawo Navia, brawo. Dać Ci tylko medal za bezpieczną jazdę.
    NAVIA

    OdpowiedzUsuń
  4. [ Och, cóż za ciekawa postać i piosenka. Byłam bym chętna zarówno na wątek, jak i powiązanie. Ale pomysłowa to nie jestem ; < ; ))) ]

    Rosalie Besettet-Benoit

    OdpowiedzUsuń
  5. [ A może jakieś taneczne pokazy na Brooklynie ? ]

    Rosalie BB

    OdpowiedzUsuń
  6. [Jasne, tylko pytanie czy Eddie woli być w roli obserwatora czy biorącego udział? ]
    Rosalie BB

    OdpowiedzUsuń
  7. Podobną miłością Navia pałała do swojego roweru, który był póki co w świetnej formie. Ona niestety była chyba bardziej przywiązana do tego sprzętu niż do brata bliźniaka. Może dlatego, że ona raczej była kiepska w okazywaniu mu swoich uczuć, a on zbyt zamknięty by w ogóle porozmawiać z nią na jakimś tam poziomie. Praktycznie się nie znali, to było smutne.
    Jasnowłosa zmarszczyła brwi i spróbowała oprzeć się na ugiętych rękach, spoglądając na nienzajomego, któremu zajechała drogę. Przez kilkanaście sekund miała przed dużymi, cynamonowymi tęczówkami jedynie kolorowe, pulsujące plamy. Dopiero potem dostrzegła jakby za mgłą parę ciemnych, przyjaznych oczu i lekko rozmyte rysy twarzy mężczyzny. I kotłowało się jej w głowie, kiedy już udało się jej normalnie usiąść na trawie.
    - Żyję, bywało lepiej.- Mruknęła, woląc nie patrzeć na swoją nogę. Wiedziała, że jest raczej kiepsko, ale miała nadzieję, że obejdzie się bez chirurga, bez dziwnych gipsów i bez zwolnienia. To dziewczę nie potrafiło tak po prostu się nie ruszać, nie jeździć, nie pływać i nie ćwiczyć.
    - Przepraszam, zajechałam Ci drogę. Mam nadzieję, że nie zepsułam Ci roweru..- Przyznała nieco ciszej. O ile zawsze była uparta, dumna, miała swoje racje, tak teraz doskonale zdawała sobie sprawę, że to ona jest temu winna. I była w stanie zapłacić za wszelkie usterki jakie przez swoją nieuwagę spowodowała.
    NAVIA

    OdpowiedzUsuń
  8. Vivianne myślała o powrocie Eddiego właściwie tylko przez jeden dzień. Potem musiała zająć się siostrą, a myśl o mężczyźnie przychodziła na chwilę i wydawała się prawie niemożliwa. Tak więc, kiedy mała Lise wyszła na pierwsze zajęcia śpiewu, na które zaczęła uczęszczać (oby tylko się jej nie spodobały), jej starsza siostra mogła nareszcie zająć się książką. Wybrała jeden z mdłych romansów, który odstawiła na stos "do przeczytania" w trakcie porządków i usadowiła się na parapecie.
    Dopiero po chwili zorientowała się, że do drzwi ktoś zapukał. Lise, to było pierwsze co pomyślała. Zaczęła nawet przeklinać w myślach, że zupełnie zapomniała jej odebrać. Zresztą, robiła to nadal otwierając drzwi.
    - O mój boże... - szepnęła tylko, widząc mężczyznę w progu. Przyjrzała mu się i dopiero potem na jej ustach zagościł delikatny uśmiech. - Eddie. - powiedziała i przytuliła go mocno.

    OdpowiedzUsuń
  9. Cóż, w takim razie nie miała powodu do zmartwień. O ile dałoby się go jeszcze poskładać. Bo gdyby jednak się nie udało, to Navia byłaby tu winną wszystkiemu co złe i niedobre. I chciałaby jakoś zadośćuczynić swoje grzechy względem tak cudnego sprzętu, jakim był rower. Nawiasem mówiąc jednym z jej ulubionych, również.
    - Mam nadzieję, że będzie dało się go jeszcze poskładać.- Powiedziała cicho i zmarszczyła brwi, spoglądając to na mężczyznę, to na rowery, które leżały na chodniku i inni ludzie musieli je po prostu omijać szerokim łukiem, spoglądając na nią jak na dziwaka. Albo i z politowaniem. Navia zupełnie nie zwracała na nich uwagi, przyglądając się swojej nodze. Albo tego, co aktualnie z niej zostało.
    - Chyba tak.- Powiedziała spokojnie i spróbowała wstać, korzystając z pomocy nieznajomego. Skończyło się jednak na tym, że owszem, stała, ale tylko na jednej nodze. Drugiej nie była w stanie oprzeć na podłożu. - Jest w porządku, dojdę do domu.- Dodała chyba niezbyt przekonującym głosem, lekko zaciskając drobne pięści. Dobre sobie, dojdzie do domu jeśli jakimś cudem uda się jej teleportowanie.
    NAVIA

    OdpowiedzUsuń
  10. Może to i lepiej, że nie pytał ją w kwestii przenoszenia jej na ławkę na rękach. Od razu by zaprotestowała, marszcząc gniewnie jasne brwi, mówiąc stanowczym tonem, że jest już duża, samodzielna i z taką błahostką sobie poradzi. Tylko gdyby to zrobiła, nieznajomy pewnie uciekłby gdzie pieprz rośnie, a ona nie miałaby już okazji jakoś tego wypadku i wszelkich usterek dotyczących roweru jakoś mu wynagrodzić. O ile była dumna i samowystarczalna, to była honorowa i musiała się za coś takiego odpłacić. To w końcu była jej wina, jakby nie patrzeć.
    - Ale.. Naprawdę, poradzę sobie. Chwilę posiedzę, aż mi noga...- Chciała powiedzieć coś w stylu 'przestanie puchnąć' albo 'wyprostuje się', ale było to zupełnie idiotyczne. - Wróci do normy i będę w stanie pojechać do domu. Nie musisz się tak kłopotać.- Dodała dziwnie swobodnym tonem, uśmiechając się delikatnie. Jeszcze tego brakowało, by musiał ją ciągać po lekarzach, sprawczynię wypadku i potencjalną morderczynię, gdyby taka kraksa stała się o wiele poważniejsza.
    NAVIA

    OdpowiedzUsuń
  11. Juz miała zamiar odpowiedzieć, że w tym przypadku powinno być na odwrót, bo to ona była sprawczynią całego zamieszania. Teoretycznie damy w opresji to były te, które wpakowały się w to przypadkiem, a faceci ratowali je bo to oni byli winni. Tu było odwrotnie, więc to raczej ona powinna chcieć podbudować swoje ego i ratować jego. To znaczy w tym przypadku jego rower, bo jemu nic się nie stało. Farciarz.
    Gdyby była jedynie poszkodowaną, już dawno by jej tu nie było. Czekałą na niego głównie po to, by wyłudzić od niego jakiekolwiek informacje, znaleźć go kiedyś i chociaż podarować mu jakieś dobre ciasto, które sama by upiekła z obietnicą, że nigdy więcej nie będzie zajeżdżała nikomu drogi, ani słuchała muzyki w trakcie jazdy bo to jak widać źle się kończyło.
    NAVIA

    OdpowiedzUsuń
  12. Navia po chwili uniosła powieki, bo przez dłuższy czas siedziała po prostu z zamkniętymi oczami, napawając się ciepłymi promieniami słońca, próbując skupić się na czymkolwiek, co nie byłoby potwornie bolącą nogą. Ujrzawszy mężczyznę, którego brutalnie staranowała lekko kiwnęła głową.
    - Wolałabym nie robić z siebie wielkiej ofiary, wystarczy mi jeśli będę mogła oprzeć się na Twoim ramieniu. Niesienie mnie przez pół miasta jakoś nie wydaje się tak zabawne, jak powinno.- Stwierdziła i ostrożnie podniosła się z ławki, stojąc niepewnie na jednej nodze. Lewa kostka wyglądała już prawie jak balon, ale jasnowłosa łudziła się jeszcze, że może nie jest skręcona, że może obędzie się bez nawet opaski uciskowej. Chyba naprawdę za dużo ostatnimi czasy marzyła.
    - Prawie jak nowa..- Mruknęła jeszcze nie kryjąc rozbawienia, spoglądając w dół. Adrenalina, może ból, a może po prostu fakt, że sama była sobie winna sprawiły, że Navia dała się mu poznać jako całkiem miła i spokojna, bardzo uparta kobieta. Fart.
    NAVIA

    OdpowiedzUsuń
  13. Oczywiście Vivianne była wściekła przez kilka miesięcy po rozstaniu. Czemu ją tak zostawił, czemu wyjechał tak daleko stąd... Potem jednak przestała o tym myśleć, a kiedy już wspominała chłopaka, nie miała żalu i nie rzadko uśmiechała się przy tym. Teraz, kiedy minęły już dwa lata, cieszyła się, że znów go widzi.
    - Nie jestem wcale ładniejsza. Po prostu zbyt długo mnie nie widziałeś. - stwierdziła i wzruszyła lekko ramionami. - Ale dziękuję. Wejdź, napijesz się czegoś? - zaproponowała, otwierając szeroko drzwi. Teraz mógł zobaczyć jej pokój, który tego dnia prezentował się znakomicie. A przynajmniej na tyle, na ile mógł prezentować się zakątek takiej dziewczyny jak Vivianne. Jedynym elementem, który nie zmienił swojego miejsca w ciągu tych dwóch lat był pamiętnik, jak zwykle leżący na środku łóżka.

    OdpowiedzUsuń
  14. Vivianne zamknęła drzwi, a potem podeszła do szafki, w której trzymała jedzenie i otworzyła ją.
    - Kawy, herbaty, wody, soku... wina? - zaczęła wymieniać wszystko to, co znajdowało się w środku, po czym odwróciła się w jego stronę. Wydawało jej się, że ona zmieniła się o wiele bardziej. Chłopak wydawał się taki sam, tylko odrobinę doroślejszy.
    - To wszystko przez małą Lise. Przyjechała wczoraj i musiałam to wszystko posprzątać. Powinnam dać jakiś dobry przykład jako starsza siostra. - wytłumaczyła się, jakby to było coś złego. Zresztą można było powiedzieć, że bałagan był jedną z tych rzeczy, która ich łączyła i Vivianne nagle zmieniła ten stan.

    [ Autorzy różnie wyobrażają sobie ten ich cały akademik i nie wiem, jakie ty masz wyobrażenie, ale według mnie w pokojach nie ma kuchni. Jest jakaś wspólna :) ]

    OdpowiedzUsuń
  15. Naprawdę, Navia wolałaby się krzywić za każdym razem kiedy jej stopa dotknęłaby podłoża, niż zmusić mężczyznę do takiego wysiłku i siebie do takiej małej, życiowej porażki- Jej duma znacznie w tym momencie ucierpiała, kiedy jasnowłosa nie mogła być do końca samodzielna i niezależna. To kompletnie nie było w jej stylu.
    Widząc jednak jego poświęcenie dziwnym trafem na jje ustach zadrgał uśmiech. Podobno ona nawet nie miała serca, ale tak twierdzili tylko nieznajomi, którzy się jej bali. Wbrew pozorom Navia nie była robotem, miała nawet jakieś tam uczucia.
    - Uprzedzam, że robisz to na własną odpowiedzialność i ja osobiście nie polecam. Wcale nie jestem taka lekka i zmęczysz się zanim znajdziesz wyjście z parku.- Ostrzegła go sumiennie i westchnęła ciężko, ostrożnie obejmując go za szyję i 'wskakując' mu na plecy, przymykając oczy. Miała taki lęk wysokości, że nawet te kilkadziesiąt centymetrów robiło jej znaczną różnicę. To dlatego zaraz ułożyła zimne czoło na swoim ramieniu, starając się nie spoglądać ani w dół, ani przed siebie.
    NAVIA

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie zważałaby nawet na bolącą kostkę, absolutnie na nic, gdyby była tylko poszkodowaną w tym wszystkim. Została tylko i wyłącznie dlatego, by jakkolwiek poprawić humor mężczyźnie i zadośćuczynić wszystkie swoje winy. W końcu nie była sprawczynią takich kraks codziennie.
    - Daj jednak znać, zanim wyplujesz płuca, Eddie.- Odparła po chwili, nawet nie próbując podnosić głowy czy spoglądając w dół, na ruszającą się przestrzeń. Wtedy oprócz bolącej nogi doszły by pewnie mdłości, a to już niebezpieczna mieszanka.
    - To nie w moim stylu mówić, że mi miło. A byłoby, gdybym nie musiała Ci siedzieć na plecach i ściągać wzroku innych. Jestem Navia. Tylko się nie śmiej.- To święto, że przedstawiła się prawdziwym imieniem, którego się wstydziła. Uznała jednak, że nie ma sensu zmienianie swoich danych, skoro była w drodze do lekarza, któremu musiałaby powiedzieć swoje dane. I tak by pewnie to usłyszał, a wolała ograniczyć się do bycia nieostrożną dziewczyną na rowerze, niż zwykłą kłamczuchą.
    NAVIA
    [ A w porządku. :D]

    OdpowiedzUsuń
  17. Mało kto uważał ją za zabawną. A jeszcze mniej osób uważało, że Navia potrafi kogokolwiek rozbawić. Może to ze zwykłej przekory, a może jasnowłosa dopiero do tego dojrzewała? Te wakacje były dla niej w jakiś sposób przełomowe.
    - Wdzięczne? Okropne. Mało, że nietuzinkowe, to przez to imię całe dzieciństwo byłam wytykana palcami. Brat też, jego też matka nie oszczędziła.- Mruknęła wyjątkowo zbolałym tonem, na moment otwierając oczy. Wszystko jednak w dalszym ciągu latało, ruszało, pulsowało i Navia wolała po prostu przeczekać tą trasę, opuszczając powieki i opierać policzek na plecach mężczyzny. - Zazwyczaj przedstawiam się po prostu jako Laura, to jest jeszcze w miarę normalne. Ale wolałam być szczera, zanim lekarz wyciągnie ze mnie absolutnie wszystko.- Dodała po chwili i westchnęła bezgłośnie, czując, że zjeżdża. Nie w smak jej było zaduszenie swojego potencjalnego wybawiciela, ale musiała mocniej objąć jego szyję. Chyba, że chciała zahaczyć czterema literami o chodnik.
    NAVIA

    OdpowiedzUsuń
  18. Vivianne natychmiast nalała wody do obu szklanek i podała jedną z nich chłopakowi. Sama usiadła na łóżku, naprzeciw niego i skrzyżowała nogi.
    - Nie wierzę, że byli gorsi od ciebie. To niemożliwe. - zaśmiała się, chociaż wcale tak nie było. Widziała gorsze pokoje, chociaż zazwyczaj w programach telewizyjnych. Ale to i tak się liczyło!
    - A mała Lise jest teraz... duża. Ma prawie 14 lat i wpadają jej do głowy różne dziwne pomysły. Ale nie mówmy o niej. Co u ciebie słychać? Jak wyjazd i... wszystko? - zapytała, po czym napiła się wody.
    Rosja była chyba ostatnim miejscem, do którego Vivianne by się przeprowadziła. Ale kto wie? Może w IV klasie wybierze rosyjski jako jeden z języków i zmieni zdanie?

    OdpowiedzUsuń
  19. Navia kompletnie tego nie rozumiała. Może to i lepiej, że nie potrafiła czytać w myślach, albo on nie powiedział tego głośno. Bo ona i bycie w jakikolwiek sposób uroczą po prostu nie grało. To byłby jakiś makabryczny żart, ale co ona tam wiedziała? W życiu nie spodziewała się, że można ją odebrać inaczej niż gburowatą, wyniosłą kobietę, która ma wszystkich w nosie i inni się jej zwyczajnie boją. O proszę, co za nowość.
    - W takim razie jesteś pierwszą i ostatnią osobą, bo ja w dalszym ciągu nie mogę się pogodzić, że mnie rodzice tak wyrolowali. Chociaż brata bardziej, to fakt..- Mruknęła, lekko kręcąc głową. Navia w porównaniu z Laurionem to było jeszcze całkiem przyzwoite imię. Szkoda tylko, że ojciec nie potrafił się postawić i wybrać czego normalnego. W stylu jakiejś Emmy, albo Camile. Cokolwiek.
    - Laura się całkiem sprawdza. Ludzie nie patrzą na mnie z politowaniem, że mnie ktoś w dzieciństwie skrzywdził, albo się tak od razu nie śmieją.- Dodała po chwili i na jej twarzy mignął ledwie zauważalny uśmiech.
    NAVIA

    OdpowiedzUsuń
  20. - A więc gratuluję. - powiedziała z uśmiechem, po czym napiła się swojej wody. Zaraz potem uświadomiła sobie znaczenie ostatnich słów chłopaka, przez co jej oczy wyglądały jak dwa spodki.
    - Czekaj... będziesz tutaj uczył? - zapytała zaskoczona. - To będzie nieco... dziwne. Gdybym wybrała teraz rosyjski, musiałabym mówić do ciebie per "pan". Chyba to nie jest najlepszy pomysł. - stwierdziła, po czym wstała z miejsca, by przynieść butelkę wody.
    Rzeczywiście sytuacja nie byłaby najnormalniejsza. Były chłopak jako nauczyciel? Nigdy by nie pomyślała, że coś takiego może się stać, a tym bardziej jeżeli chodziło o Eddiego. Na szczęście mogła tego uniknąć. Gorzej byłoby gdyby uczył historii albo matematyki.

    OdpowiedzUsuń
  21. Może to i dobrze, że tym razem to ona nie uważała. Inaczej Eddie pewnie by nie przeżył starcia z ciskającą gromy Navią, gdyby to była jego wina. Jej własny brat obawiał się niekiedy o własne życie i zawsze zamykał się w pokoju, doskonale wiedząc, że ona mimo wszystko tam nie wejdzie. A tak to ona była tą skruszoną i pewnie gdyby była bardziej spokojna i ułożona, Eddie już tysiąc razy usłyszałby z jej ust 'przepraszam, przepraszam bardzo'.
    - Ojciec by mnie wydziedziczył gdybym to zrobiła. Poza tym to jedyna rzecz jaka mi została po zmarłej matce. O ile go nie lubię, o tyle jestem w jakiś sposób przywiązana.- Odpowiedziała zupełnie zwyczajnie, bez jakichkolwiek emocji w głosie. I nie miała zamiaru robić z tego większej sprawy niż była. W końcu wszyscy umierają; prędzej, czy później. A jasnowłosa już dawno się z tym pogodziła.
    NAVIA

    OdpowiedzUsuń
  22. - Wtedy byśmy ze sobą na pewno nie chodzili. A nawet jeśli to nikt nie mógłby o tym wiedzieć. - stwierdziła Vivianne i położyła butelkę wody na biurku, przy okazji nachylając się nad chłopakiem. Jednak zaraz potem wróciła na swoje miejsce na łóżku i objęła kolana ramionami.
    Taka sytuacja była niedozwolona, bo gdyby ktokolwiek się o tym dowiedział, oboje zostaliby wyrzuceni. Vivianne mogłaby się jakoś bronić, powiedzieć, że nie miała wyboru, choć oczywiście tego by nie zrobiła. Zresztą były to tylko luźne założenia.
    - Naprawdę chcesz być nauczycielem? - zapytała nagle.

    OdpowiedzUsuń
  23. Co do tych płaczliwych nastolatek to Navia w stu procentach się z mężczyzną zgadzała- od takich ludzi zwyczajnie stroniła. Pewnie by uciekła, gdyby trafiła na kogoś takiego. A sama już bólu nie odczuwała- całą rodzina była na tyle pechowa, że każdy już swoje w życiu przeżył i skręcona kostka w porównaniu do bólu po kilku skomplikowanych operacjach naprawdę była niczym.
    - Wbrew pozorom.. Nie no, nie jesteś. Chociaż ja tak właściwie Cię prawie nie znam. Ale byłabym skłonna polubić, skoro jeździsz na rowerze. Nie ufam ludziom, którzy nie jeżdżą na rowerach.- Przyznała nieco żartobliwie i naprawdę, po raz pierwszy w życiu ucieszyła się na widok szpitala. To oznaczało bowiem, że nie będzie musiała zwisać na cudzych plecach jak małpa. No i on odpocznie, bo nie dość, że ją tyle niósł, to jeszcze prowadził jej rower.
    NAVIA

    OdpowiedzUsuń
  24. Navia też słyszała, ze jest dziwna. I to bynajmniej nie w dobrym tego słowa znaczeniu. Niewiele osób miało okazję ją poznać, bo dziwnym trafem większość się jej po prostu... bała. A przecież nie miała wielkich kłów czy nie ziała smoczym ogniem.
    - Nowy rower to już nie będzie ten sam rower. Wcale się nie dziwię.- Stwierdziła i powoli skinęła głową, siadając na krzesełku w poczekalni. Ona pewnie też dłubałaby przy swoim, ale wolała go doszczętnie nie zepsuć. To dlatego oddawała go czasem na przegląd do zaufanego mechanika, ot co.
    - U, będziemy mieli co robić.- Stwierdził lekarz, który właśnie do niej podszedł, bardziej zainteresowany jej nogą niż czymkolwiek innym. Potem otworzył drzwi do gabinetu, a Navia dźwignęła się i wstała z krzesełka, stojąc na jednej nodze. - Mąż woli poczekać, czy wejść z Panią?- Spytał jeszcze z nienagannym uśmiechem a jasnowłosa wytrzeszczyła na niego oczy, po chwili wędrując wzrokiem w stronę Eddie'go i delikatnie marszcząc brwi. Czyżby już wyglądała tak staro? Wyglądała na mężatkę? To było dopiero dobre. Pewnie by się uśmiała, gdyby nie fakt, że stała na środku korytarza z prawdopodobnie skręconą kostką.
    NAVIA

    OdpowiedzUsuń
  25. Pięknie. To już druga sytuacja w przeciągu miesiąca, kiedy Navia została posądzona o bycie czyjąś żoną. Czy ona naprawdę wyglądała na taką, a nie na zwykłą, dorosłą już kobietę? Fakt, mówili jej, że wygląda na odrobinę więcej niż 19 lat, ale żeby aż tak?
    - Pączka. Kochanie.- Odpowiedziała po chwili, robiąc między jednym, a drugim słowem monstrualną przerwę i obrzuciła lekarza mało przyjaznym spojrzeniem. A widząc niezwykle rozbawionego Eddie'go lekko zmarszczyła brwi. O ile ogólnie wcale nie było jej do śmiechu, to widząc jego minę jej kąciki ust uniosły się o te kilka milimetrów, a potem zniknęła w gabinecie modląc się żeby nie skończyło się na gipsie.
    NAVIA

    OdpowiedzUsuń
  26. A ona trafiła niestety na takiego chirurga, których to szczerze nienawidziła- zbyt miły, zbyt ciekawski, zbyt zadufany w sobie, który jak coś sobie postanowi, to świętość. I takim oto sposobem orzekł, że kostka jest zwichnięta, pomachał nią dla zabawy (jakby to w ogóle nie bolało) i zlecił wykonanie 'pięknej szyny sztuk jedna'. Niecałe pół godziny później Navia dostała nawet parę zdezelowanych kul i miała się stawić tu za półtora tygodnia by zdjąć z nogi to ustrojstwo.
    Jej mina kiedy wychodziła z gabinetu, nie mówiąc lekarzowi nawet 'do widzenia' należała do tych, na których widok ludzie uciekali. Aż się zdziwiła, że Eddie jeszcze tego nie zrobił.
    - Dzięki.- Powiedziała dość ponurym głosem i usiadła na krześle, opierając kule o ścianę. Nie ma co, piękne półtora tygodnia.
    NAVIA

    OdpowiedzUsuń
  27. Jasnowłosa natomiast przez dłuższą chwilę wpatrywała się w to co dostała. W końcu chciała pączka, to fakt, ale nic nie wspominała o żadnym ciepłym napoju. Statystyczny człowiek wybrałby do tego pewnie kawę, której Navia szczerze nie znosiła. Od samego zapachu ją mdliło, tym bardziej była zaskoczona jego wyborem. Mile zaskoczona.
    - Dobrze trafiłeś, strasznie nie lubię kawy.- Przyznała po chwili i na jej twarzy pojawił się delikatny, trochę smutny uśmiech. Wszystko za sprawą tego białego czegoś, co musiała mieć na nodze przez jakiś czas. No i przez własną nieuwagę.
    - Mam chyba ze sto książek, które czekają na przeczytanie. Może to nie taki zły wypadek..- Tak, usilnie chciała samą siebie przekonać, że półtora tygodnia w domu dobrze jej zrobi. A jej zbolała mina wysyłała mężczyźnie zgoła niewesoły sygnał.
    Jasnowłosa wgryzła się w pączka, przez chwilę nci nie mówiąc. - A jak mi to zdejmą, to postraszę tego lekarza. Nawet nie wiesz jaki był irytujący.
    NAVIA

    OdpowiedzUsuń
  28. To była nowość, że ktoś też nie pijał kawy. Navii się wydawało, że wszyscy ostatnio wariują na tym punkcie i było to wysoce denerwujące, przynajmniej dla niej. Jak można było lubić coś, co pachniało i smakowało prawie jak ziemia?
    - Mąż, mężem, ale ja nigdzie tu pierścionka nie widzę.- Przyznała iście zawiedzionym tonem i pomachała mu przed nosem drobną dłonią i dosyć smukłymi palcami. Po chwili jednak uśmiechnęła się pod nosem i w ekspresowym tempie dokończyła pączka. Dopiero teraz, kiedy już adrenalina i wszystko związane z koziołkowaniem przez rower minęło, Navia poczuła że jest strasznie głodna.
    - To by było całkiem miłe. Musze jednak Cię ostrzec, że zanim dotrę do jakiegokolwiek miejsca musiałabym wyjść z domu jakieś trzy godziny wcześniej. Pierwszy raz w życiu mam do czynienia z kulami.- Mruknęła, obrzucając owe kule dość nieprzyjemnym spojrzeniem, jakby to one były wszystkiemu winne.
    NAVIA

    OdpowiedzUsuń
  29. Vivianne może nawet chciałaby, aby Eddie to zrobił. Chętnie wdrapałaby się na jego kolana jak kiedyś. Minęło jednak tyle czasu, przecież nie mogła tego tak po prostu zrobić. To by nie było właściwe.
    Zastanawiało ją, jakby potoczył się ich los, gdyby chłopak nie wyjechał. Nadal byliby razem? Chyba trochę w to wątpiła.
    - Myślę, że będzie dobrze. Uczniowie będą cię nosić na rękach. - zaśmiała się. - Chociaż niektórzy z nich też pamiętają cię jako ucznia, większość nauczycieli cię pamięta jako ucznia. Chyba nie tylko ja będę miała problem z mówieniem "panie Delacour".

    OdpowiedzUsuń
  30. - Pan Eddie nie brzmi dobrze. - roześmiała się. - Może jednak porzucę... francuski na rzecz rosyjskiego? I tak dobrze znam ten język. - wzruszyła ramionami. Za bardzo lubiła włoski, by porzucić ten język, a łacina była czymś nowym i chciała się przekonać jaka będzie. Może to wcale nie był najgorszy pomysł?
    - Lekcje z tobą będą całkiem zabawne. Obecny nauczyciel raczej odstrasza uczniów. - powiedziała. Eddie na pewno musiał pamiętać starego pana profesora od rosyjskiego. Vivianne zawsze wydawał się gburowaty i dziwny. Jakby był wściekły na wszystko wokół.

    OdpowiedzUsuń
  31. Vivianne udała, że się zastanawia, ale zaraz potem uśmiechnęła się szeroko do chłopaka.
    - Przyznam, że te prywatne lekcje w jakiś sposób mnie zachęcają. - powiedziała, po czym roześmiała się, kryjąc twarz w dłoniach. Gdyby rzeczywiście do siebie wrócili, byłoby to naprawdę niezręczne, ale i w pewien sposób dosyć zabawne.
    - Eddie, to jest kompletnie szalone. Nie wyobrażam sobie tego. - pokręciła głową, wyłaniając się zza swoich dłoni, którymi znów objęła kolana. - Jeżeli będziesz mnie rozśmieszał i za to będę dostawać jedynki, to przeniosę się znów na francuski. Powinni mnie przyjąć, nie jestem w końcu najgorsza. - przyznała. To był jeden z tych przedmiotów, z którymi nie miała większych trudności. Od dziecka mówiła w tym języku, dzięki dziadkowi, który był Francuzem.

    OdpowiedzUsuń
  32. Vivianne uśmiechnęła się lekko, patrząc na ich dłonie, po czym podniosła wzrok na chłopaka.
    - A potem przez ciebie nie zdam, nie pomożesz mi w przeniesieniu i na zawsze zostanę licealistką, która nie potrafi zaliczyć rosyjskiego. - powiedziała i zaśmiała się. Cały ten pomysł zaczynał jej się podobać. Mimo, że był okropnie niewygodny i dziwny. Z drugiej jednak strony, było to coś nowego, na języku francuskim raczej nic się nie zmieni.
    - I nawet nie pomogą mi wtedy te twoje prywatne lekcje! Jeszcze bardziej mnie pogrążą. - stwierdziła z uśmiechem. - Chyba, że cię zaszantażuję, będę wtedy najlepszą uczennicą.

    OdpowiedzUsuń
  33. [ Chętna na wątek? ^^ byłabym mega wdzięczna za relację, bym mogła zacząć wątek :) Lilian Walker ]

    OdpowiedzUsuń
  34. Kiedy chłopak zabrał swoje ręce, Vivianne niewiele myśląc odszukała je i z powrotem ujęła. Jakoś nie miała ochoty tego zmieniać, nawet jeżeli chłopak zamierzał się jej wyrywać.
    - Ale szantaż jest ciekawszy... - odpowiedziała jakby rozczarowana, że jej tego zabroniono. - Mogę też użyć tortur... albo wyjawić jakieś twoje brudne sekrety... - zaczęła wyliczać z uśmiechem na ustach, jednocześnie bawiąc się dłonią chłopaka. Nie zwracała na to większej uwagi, robiła to jakby automatycznie.
    - Będzie ciekawie. - wyszeptała, po czym zaśmiała się.

    OdpowiedzUsuń
  35. [ Och nawet nie wierz jak sie cieszę, że karta nie jest taka zła. Ostatnio preferuję krótsze i bardziej tajemnicze, bo wolę poznawać ludzi w wątkach.:)OK mogą znać się przez siostrę. Już skrobię wątek, nie wiem jaką preferujesz długość, bo ja potrafie rozpisać sie na stronę w wordzie XD więc postaram się by było tak optymalnie :) ]

    Słońce już wisiała wysoko ponad horyzontem, a czerwony budzik, z którego po upadku z szafki wyleciały baterie, leżał gdzieś obok łóżka panny Walker. Dziewczyna przekręciła się leniwie na drugi bok i otworzyła oczy, by sekundę potem podnieść się do pionu i sięgnąć po zegarek.
    - Cholera- jękneła i szybko wstała ubierając na siebie jakieś spodnie, bluzkę i sięgnęła po rolki. Tak najszybciej dostanie się na lekcje. Do tego wszystkiego dzisiaj psorka miała pytać. Założyła rolki, chwyciła w dłonie książki i własne notatki, by spakować je do torby i wyleciała z pokoju. Radziła sobie świetnie na rolkach dlatego zdecydowała się, że zdąży sobie coś przeczytać przed lekcją. Jechała właśnie szkolnym korytarzem przeglądając notatki, kiedy nagle uderzyła w kogoś z impetem. Zachwiała się na nogach, przed oczami pojawiły jej się gwiazdki, a ona sama klapnęła na zimną posadzkę. Zawartość torby całkowicie się rozsypała, a ona nieco zamglonym spojrzeniem spojrzała na osobę, w którą uderzyła.
    - Strasznie przepraszam, ja na prawdę nie chciałam- powtarzała rozmasowując plecy. Zmarszczyła delikatnie oczy, bo obraz nadal nie był wyraźny.

    OdpowiedzUsuń
  36. [ Taaa cała ja. Skupiłabym się na jednym blogu, a nie wszędzie inaczej i się mylę XD ok. To można założyć, że uderzyła w niego na ulicy, gdy śpieszyła sie na autobus, bo nie chce mi się po raz kolejlny zaczynać. Proszę *.* ]

    OdpowiedzUsuń
  37. [ Dzięki wielkie i przepraszam za moje zamotanie ^^ ]

    Zamrugała kilkakrotnie, a obraz stawała się coraz bardzie wyraźny. Miała nadzieję, że o mało co nie zabiła jakiegoś nauczyciela, bo rok szkolny mógłby skończyć się dla niej niezbyt przyjemnie. Jednak gdy obraz się już wyklarował ujrzała przed sobą tak dobrze znaną jej twarz, a kąciki jej ust uniosły się ku górze, ukazując rządek bielutkich zębów.
    - Nie, chyba nic mi nie jest- powiedziała próbując przekręcić się jakoś na kolana, by w takowej pozycji pozbierać swoje szpargały. Kobieca torebka była wręcz kopalnią i sama właścicielka częstokroć nie wiedziała co jeszcze kryję się w odmętach fałd jej torby. Tak jak teraz, Lilian chowała jakąś starą maskarę do rzęs, jakąś wizytówkę firmy budowlanej na co jej oczy zrobiły się nieco większe, jakąś ulotkę informującą o powstaniu nowej kawiarenki na rogu ulicy. Gdy wszystko pozbierała nieudolnie starała się stanąć, bo nogi trzęsły się jej jak galareta.
    - Najpoważniejszy uraz odniosła moje lusterko- stwierdziła patrząc na swoją dłoń, która była poprzecina, gdy próbowała pozbierać resztki lusterka- mam nadzieję, że nic Ci się nie stało?- zapytała z wyczuwalna troską w głosie. Nie chciała nikomu zrobić krzywdy, no na pewno nie celowo.

    OdpowiedzUsuń
  38. Navia po dłuższym zastanowieniu, rozpatrzeniu wszystkich za i przeciw powoli, jakby z lekkim wahaniem skinęła głową i odebrała kubek z gorącą herbatą. Ten przez dłuższą chwilę obejmowała drobnymi dłońmi i napawała się zapachem, przymykając oczy i czując ciepłą parę na rumianych policzkach.
    - Jeśli mi obiecasz, że będziesz ostrożny. Obawiam się, że z tym jestem kilka kilogramów cięższa. A dwie osoby na jednym rowerze.. To mogłoby się skończyć urazem Twoich nóg. Albo rąk. Albo czegoś innego.- Odpowiedziała i dopiero teraz zanurzyła malinowe wargi w gorącej herbacie. Jakoś nie mogła sobie tego wyobrazić. A po chwili jednak się jej udało i parsknęła cichym śmiechem, jakimś cudem nie wylewając herbaty na podłogę. Jak nic, już wziął ją za wariatkę.
    [dzień doobry :D]
    NAVIA

    OdpowiedzUsuń
  39. Uśmiechnęła się nieco szerzej, gdy zaczął jej pomagać zbierać te wszystkie szpargały, a trzeba przyznać, że sporo tego było. No i rozprysło sie wszystko w szerz chodnika, a przechodzący ludzie w cale nie pomagali.
    - Dziękuję za pomoc- powiedziała spoglądając na niego zielonymi oczami, które wyrażała wdzięczność. Tak, Lilian była taką osóbką, że wystarczyło spojrzeć w jej oczy i można wszystkiego się dowiedzieć. O jej uczuciach, przeczuciach no i o niej samej. W końcu oczy to zwierciadła duszy.
    Spojrzała na swoją dłoń poprzecinaną kawałkami lusterka, a krew spływała całkiem obficie po bladej skórze.
    - Ależ nic mi nie jest, wystarczy, że... że no dobra- westchnęła widząc ja szkarłatna ciecz brudzi chodnik[ tutaj zaraz jest apteka, skoczę po jakiś bandaż- zaproponowała wyciągając rączkę po swoją torbę, którą zawiesiła na ramieniu.- A Ty w tym czasie opwowiesz mi co u Twojej siostry i co porabiasz w wakacje.

    OdpowiedzUsuń
  40. Świat się kończy, ona słodka? To w ogóle w jej głowie się nie mieściło. To było abstrakcyjne pojęcie, zupełnie nie pasujące ani do sytuacji, ani do niej. Przynajmniej w jej mniemaniu. Niektórzy ludzie mieli niezwykłe szczęście poznać ją w odpowiednich okolicznościach. Gdyby Eddie zapytał kogokolwiek w szkolę o Navię, dostałby zgoła inne określenia. Na pewno nie mieściłoby się tam wyrażenie 'słodka'.
    - Ojeju, słodka... Całe życie robiłam wszystko by nie być słodka. To prawie jak obelga!- Stwierdziła przesadnie zbolałym tonem i wygięła usta w podkówkę. Robiła to ze zwykłej przekory, bo tak naprawdę było jej to obojętne, co myślą ludzie. Ważne, że ona znała siebie bardzo dobrze.
    - Już wolałabym się poparzyć żeby mi skóra odchodziła, niż do niego wrócić.- Dodała jeszcze zdecydowanym tonem i pokręciła głową. A po chwili wypiła gorącą herbatę do końca, nie zważając na to, że poparzyła sobie przy tym język. Po chwili jednak na jej drobnej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, a ona oparła się na krześle i przymknęła oczy. Może wcale nie ma szyny na nodze, a to tylko jakiś sen? Byłoby wtedy fajnie, nie musiałaby się tyle męczyć. Chociaż, wtedy pewnie nie poznałaby mężczyzny.
    NAVIA

    OdpowiedzUsuń
  41. Vivianne poczuła się tak, jakby te dwa lata w ogóle nie istniały, a oni przenieśli się w czasie - ona do I klasy, on do IV. Wielokrotnie później zastanawiała się, jakim cudem pierwszoklasistka mogła zawrócić w głowie komuś z ostatniej klasy. Zresztą nie tylko ona się dziwiła. Podobne zdanie miały jej przyjaciółki, może nawet wiele osób ze szkoły. Zazwyczaj pierwszoklasistki były smarkulami, na które nikt nie zwracał uwagi. A tu proszę.
    - Mogę coś wymyślić... - odpowiedziała cicho i przygryzła lekko dolną wargę. - Postaram się, aby mi wszyscy uwierzyli.

    OdpowiedzUsuń
  42. Vivianne cicho westchnęła, chociaż uśmiech nie schodził z jej ust.
    - A więc chyba będę skazana na twoją łaskę... przez najbliższe dwa lata. Muszę wymyślić coś nowego. - powiedziała i również zbliżyła się lekko, chociaż teraz każdy milimetr wydawał się niezwykle wielką odległością. Blondynka nie zastanawiała się nad tym co robi. Nad tym czy powinna raczej zachować dystans, czy może wyrzucić go zaraz po pojawieniu się w jej drzwiach. Działała pod wpływem chwili, zresztą jak zwykle.
    - I to musi być coś naprawdę dobrego. - wyszeptała jeszcze.

    OdpowiedzUsuń
  43. Może to i lepiej? Navia już dawno przestała żałować, że ludzie zazwyczaj oceniają innych po pozorach. Sama tego nie robiła, ale miała zupełnie gdzieś co sobie o niej pomyślą. Mogła w ich mniemaniu urosnąć do rangi wampirzycy, cokolwiek.
    - O, to już brzmi bardziej znajomo.- Stwierdziła całkiem poważnym tonem, chociaż na jej ustach błądził ledwie zauważalny uśmiech. I przyznała mu w duchu rację co do siedzenia w szpitalu, więc wstała ostrożnie, złapała swoje zdezelowane kule i oparła się na nich, przez chwilę próbując skoordynować ruchy. Nigdy nie miała do czynienia z czymś takim, tym bardziej było jej trudno.
    - No to wymyśl coś lepszego, mężu.- Rzuciła jeszcze z przekąsem i pokiwała głową z rozbawieniem. Ale naprawdę, żeby brać ją za zamężną?
    Navia

    OdpowiedzUsuń
  44. Lilka już się przyzwyczaiła, że ludzie jacy są tacy są i nic sie z tym zrobić nie da. Smutne, ale prawdziwe.
    Podziękowała za chusteczkę, którą przyłożyła do bladej dłoni, a krew natychmiast wsiąknęła. Uśmiechnęła się i spojrzała na Eddiego słuchając jego słów. Z każdym kolejnym zdaniem jej uśmiech poszerzał się. Jasmine. No tak cała ona.
    - Och no to miło- powiedziała w końcu z uśmiechem- u mnie? Nic ciekawego. Akademik rządzi się własnymi prawami i nic się z tym zrobić nie da. Imprezy, nie dają Ci spać, głupi pomysł, wiesz taka tam norma- zaśmiała się- a wyjeżdżasz gdzieś na wakacje?

    OdpowiedzUsuń
  45. Navia jakimś cudem zrobiła mozolny krok, krzywiąc się delikatnie. Nie miała pojęcia, że chodzenie o kulach wiąże się z tak wielkim wysiłkiem- może nie była jakaś wielka i ważyła niewiele, to jednak ciężko było utrzymać cały ciężar ciała wyłącznie na rękach. Poza tym kule były w kiepskim stanie i rączki zwyczajnie ocierały jej delikatną na dłoniach skórę.
    - No może ja jestem trochę chuchrem. Ale też mistrzynią w jedzeniu pączków, rok 1999. Pokonałam przyjaciela z kretesem, on miał dwa dni wyjęte z życia przez problemy żołądkowe. I chociaż lubię pączki dalej, to mi wystarczy. Najadłam się.- Odpowiedziała stanowczym tonem, lekko kręcąc głową. I kolejny, pokraczny krok z pomocą kul, które wcale nie były tak pomocne jak by się mogło wydawać.
    - Poza tym to raczej ja powinnam Tobie kupować jedzenie. O mało nie pozbawiłam Cię dzisiaj życia.- Zauważyła po chwili. Chociaż, taka karma.. On wyszedł z tego cało, a ona ma za swoje.
    Navia

    OdpowiedzUsuń
  46. Vivianne zaśmiała się cicho, nie wykonując żadnych większych ruchów. Teraz nie obchodziło ją nic poza jego oczami. Wszystko wokół znikło i przestało się liczyć. Brawo V.! To naprawdę dobry pomysł, jak na pierwsze spotkanie po dwóch latach.
    - A więc muszę być strasznym potworem. - stwierdziła, nadal szepcząc. - Pogrążyć takiego dobrego chłopaka... - pokręciła lekko głową, przy okazji zahaczając jego nos swoim. Gdyby miała teraz wykonać jakiś gwałtowny ruch, pewnie złamałaby mu nos.

    OdpowiedzUsuń
  47. Nie do końca rozumiała jak można w taki sposób troszczyć się o praktycznie obcą osobę. Ona sama nie byłaby w stanie, po prostu. Może dlatego czuła się okropnie speszona i zagubiona w jego towarzystwie, niczym mała dziewczynka, kompletnie nie wiedząc co ma powiedzieć i zrobić. Taka sytuacja kompletnie gryzła się z jej codziennym zachowaniem i wrodzoną opryskliwością. Eddie zupełnie nieświadomie przeprowadzał w jej głowie jedną, wielką rewolucję. I jasnowłosa nie wiedziała, czy ma się z tego cieszyć.
    - Nie, już i tak wyjątkowo Cię wykorzystałam.- Odpowiedziała od razu, energicznie kręcąc głową. Wolała się już trochę pomęczyć z tymi kulami, niż prosić go o kolejną przysługę. I tak za dużo dla niej zrobił jak na wypadek z jej własnej winy i nieuwagi.
    Navia

    OdpowiedzUsuń
  48. Blondynka nie pozostała dłużna, składając na jego ustach delikatny pocałunek. Jej związki w ciągu tych dwóch lat były zupełnie inne, niż ten z Eddiem. Każdy był na swój sposób wyjątkowy, jednak żaden znacząco się nie wyróżniał. Może po prostu chodziło o to, że chłopak był jednym z jej pierwszych miłości. A może było to coś bardziej wyjątkowego. Dwóch szaleńców zakochanych w sobie.
    - Tęskniłam... - wyszeptała między krótkimi pocałunkami i wplotła jedną z dłoni w jego włosy, by jeszcze bardziej przybliżyć go do siebie.

    OdpowiedzUsuń
  49. Navia mimo tego, że miała rodzeństwo jakoś nigdy takiego swoistego instynktu nie czuła. Nigdy nie była z bratem związana jakoś szczególnie. On nie dbał o nią, ona o niego. Pewnie gdyby było inaczej byłaby przyzwyczajona i zachowanie Eddiego byłoby dla niej jasne i zrozumiałe.
    - Oj tak, żonatego w dodatku geja.- Odparła po chwili z wyraźnym rozbawieniem i nawet wyciągnęła rękę po swoje kule. Szkoda, że nie dosięgnęła i rad, nie rad, musiała się ponownie brunetem 'wysłużyć'. Tak, zdecydowanie będzie musiała upiec niedługo jakieś dobre ciasto. Albo od razu tort.
    Navia

    OdpowiedzUsuń
  50. Vivianne odwróciła się powoli w jego stronę i położyła nogi na jego kolanach. Oddawała każdy najmniejszy pocałunek, chociaż i tak nie dało się nadrobić tych dwóch lat. Teraz można było to nazwać jedynie przerwą w ich związku. Przecież tak naprawdę nigdy nie zerwali - wszystko skończyło się, kiedy on wyjechał, ale nikt nie mówił o tym na głos.
    Wtuliła się w niego, chłonąc jego zapach, po czym poniosła wzrok, by spojrzeć mu w oczy.
    - Eddie... - zaczęła cicho. - Lise za chwilę tu wróci. - dodała nieoczekiwanie, a na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech.

    OdpowiedzUsuń
  51. Faktem było, że imprezy w akademikach były dzikie, szalone. generalnie górowało hasło sex, drugs, rock no ale wszystkim to pasowało. Przynajmniej póki nie byli napruci, a raczej kiedy następnego dnia nie męczyli się z powodu potwornego kaca. Na szczęście Lilka starała się tego uniknąć.
    Uśmiechnęła się szeroko słysząc jego słowa,
    - Chętnie wpadnę odespać te wszystki noce- przyznała z uśmiechem- a u was zawsze panuje taka miła atmosfera- dodała po chwili. Lubiła ich odwiedzać. Byli tacy mili, szczerzy i uprzejmi po prostu dobrze się czuła z nimi.
    - a no tak. Ja nie mam nawet gdzie pojechać wiec siedzę cały czas w domciu.

    OdpowiedzUsuń
  52. - Ci... - szepnęła Vivianne, przykładając palec do jego ust. - Za wcześnie na takie obietnice.
    Bo o ile resztę można było usprawiedliwić rozstaniem, to takich obietnic nie można tak po prostu wymazać. A Vivianne naprawdę nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć. Może dlatego, że nie potrafiła tego robić przy nim. Może kiedy zostanie sama, zmieni co do wszystkiego zdanie.
    - Nie wiem czy Lise ma wiedzieć... i tak jej powiem, wszystko potrafi ze mnie wydusić, ale nie chcę, żeby się tak na nas natknęła. - powiedziała bardziej do jego koszuli, po czym podniosła wzrok, a na jej twarzy znów zagościł uśmiech. Musnęła delikatnie jego wargi.

    OdpowiedzUsuń
  53. Mówiąc, że za chwile do pokoju wpadnie mała Lise, Vivianne nie miała na myśli tak niedalekiej przyszłości. Była pewna, że minie jeszcze około dziesięciu minut, jednak jej siostra już stała w drzwiach i patrzyła na nich zdziwionym wzrokiem. Jako, że siedzieli tyłem do drzwi, Vivianne musiała odwrócić się w stronę małej.
    - O mój Boże... - powiedziała jedynie mała kopia Vivianne, nie ruszając się z miejsca.
    - Lise to jest Eddie. Wrócił z Rosji. - oznajmiła starsza siostra i szybko, niezbyt zgrabnie wstała z miejsca.
    - O mój Boże. - powtórzyła jedynie, wpatrując się w Vivianne, jakby chciała o coś zapytać bez słów. - Cześć Eddie.

    OdpowiedzUsuń
  54. - Chętnie- odparła szybko kiwając potakująco głową. Już miała ciągnąć swoja wypowiedź dalej kiedy zatrzymali się przy aptece. Lilka weszła do środka kupując opatrunek jałowy i dziany bandaż. Wyszła z apteki i zaproponowała pójście do parku, gdzie przysiedli na jednej z ławeczek.
    - Mógłbyś?- zapytała podając mu bandaż i gazy.-chętnie bym gdzieś się z nią wybrała. Może nad jezioro, czy nawet nad morze. Może pojedziesz z nami. Ciesz się póki masz wolne, bo później będziesz się z nami użerał w szkole- zaśmiała się.

    OdpowiedzUsuń
  55. Mimo, że siostry wyglądały prawie tak samo, różniły się znacznie charakterem. Vivianne - otwarta i roześmiana, i Lise - odrobinę nieśmiała. Vivianne w jej wieku zachowywała się zupełnie inaczej i gdyby teraz stała w miejscu siostry, zapewne wypaliłaby coś o tym, że Eddie winien jest poduszkę, w którą płakała dziewczyna po rozstaniu. Cóż, Lise była zupełnie inna i tylko spoglądała to na siostrę, to znów na chłopaka, którego rękę uścisnęła.
    - Co tu się dzieje? - zapytała nagle.
    - Lise, może nam powiesz jak twoja pierwsza lekcja śpiewu? - przerwała Vivianne i jakby w odpowiedzi na jej pytanie, splotła palce z chłopakiem.

    OdpowiedzUsuń
  56. Mała Lise spojrzała pytająco na Vivianne, która usiadła obok chłopaka. Nie rozumiała dlaczego tak szybko do siebie wrócili, jeżeli można to było tak nazwać. Pamiętała przecież smutną siostrę, kiedy przyjechała do domu na wakacje, i nie myślała, że to wszystko tak szybko się potoczy. Przecież jeszcze godzinę temu nie pamiętała, że ktoś taki istnieje.
    - Zajęcia były... w porządku. - odpowiedziała i usiadła krześle naprzeciw. - Myślę, że chciałabym je kontynuować. Czy... czy ja wam przeszkadzam? Nie wiedziałam, że ktoś tu będzie, więc hm... nikt mi o tym nie powiedział. - powiedziała nieco niepewnie, choć i tak dużym sukcesem było, że się na to zdobyła.

    OdpowiedzUsuń
  57. Vivianne przez chwilę patrzyła na siostrę, po czym nagle wstała z miejsca. Skoro już widziała się z Eddiem, nie zamierzała tak prędko kończyć tego spotkania.
    - Wychodzimy. Wrócę za... jakiś czas, okej? - powiedziała i wzięła chłopaka za rękę. Skierowała się ku wyjściu, nie biorąc ze sobą nawet torebki.
    - Hej, Vivianne! - zawołała za nią Lise, kiedy starsza siostra już otwierała drzwi. - Załóż buty. - dodała, wskazując na pudrowe balerinki, które leżały obok. Vivianne zaśmiała się tylko, zakładając obuwie. - Eddie, zapiszę sobie pytania! - zdążyła jeszcze zawołać, zanim zatrzasnęły się drzwi.

    OdpowiedzUsuń
  58. Vivianne zastanowiła się przez chwilę. Może według Eddiego nie było to najlepsze wyjście, ale dla obu sióstr wydawało się najbardziej odpowiednie. Przecież nie mogły tak po prostu wyprosić chłopaka, a zostanie w trójkę było co najmniej niezręcznie.
    - Chętnie... - powiedziała nieco niepewnie, po czym spojrzała na chłopaka. - Ale mamy tylko godzinę. Nie chce jej na długo zostawiać. - wytłumaczyła i uśmiechnęła się, kiedy chłopak objął ją ramieniem.
    - Wiesz, że nie będziesz mógł tego robić od września? Nauczyciel z uczennicą... - pokręciła karcąco głową i zaśmiała się. - No może prawie nauczyciel.

    OdpowiedzUsuń
  59. - Nikt nie musi wiedzieć. - powtórzyła za nim, nieco go przedrzeźniając. - To nie jest takie proste. Musielibyśmy się ciągle ukrywać. I mała Lise też nie może się o tym dowiedzieć. Że będziesz nauczycielem. Zabije mnie. - dodała i wzruszyła lekko ramionami. Dobrze wiedziała jaka jest siostra i że na pewno jej się to nie spodoba. Zresztą, już jej się to nie podobało. Po co jeszcze bardziej wszystko komplikować?
    - A na przepytanie zgłoś się pojutrze. Mamy z siostrą zaplanowany całkiem uroczy dzień. I nie uda ci się go tak po prostu popsuć. - zaśmiała się.

    OdpowiedzUsuń
  60. Vivianne uwielbiała, kiedy ktoś zamiast zapraszać ją na kawę, proponował herbatę. Cudem było jeżeli zamówił zieloną lub taką, na którą dziewczyna miała ochotę. Takich ludzi było naprawdę niewiele. I Eddie się do nich zaliczał.
    Uwielbiała też kawiarnię, do której poszli. Może też dlatego, że wiązały się z nią przyjemne wspomnienia. Teraz było tak samo jak dawniej... a jednak trochę inaczej.
    - Jeżeli zapyta, musisz jej powiedzieć, że szukasz pracy. - powiedziała nagle, odwracając się w stronę chłopaka. Odwzajemniła jego uśmiech.

    OdpowiedzUsuń
  61. Znaczenie słów chłopaka dotarło do Vivianne dopiero po chwili. Ścisnęła mocniej jego dłoń i spojrzała w jego oczy.
    - Nie możesz tak zrobić. To nie wchodzi w grę. - powiedziała poważnie, lekko nachylając się w jego stronę. - Nie zrezygnujesz z pracy dla mnie, nie zgadzam się na to. Po prostu nie ma takiego wyjścia, wymyślimy coś innego.
    Mimo wszystkich tych kłopotów i całej tej niezręczności, nie mogła na to pozwolić. Nie chciała, żeby ktoś rezygnował przez nią z czegokolwiek. A co jeżeli ich związek rozpadłby się po tygodniu? Czy w ogóle był jakiś związek?

    OdpowiedzUsuń
  62. Vivianne pokręciła głową, śmiejąc się.
    - Masz słabą pamięć, kotku. Jestem w klasie trzeciej. - wyjaśniła i tym razem to ona wzięła jego dłoń i pocałowała ją delikatnie. - I za niczym nie będziesz się rozglądał. Zostajesz w szkole i tyle. - postanowiła, po czym zaczęła mieszać swoją herbatę.
    Nie miała co prawda pojęcia, jak będą wyglądały lekcje z nim i jak będzie się na nich zachowywać, ale uparcie nie zmieniała zdania. Musiał tam pracować i tyle.

    OdpowiedzUsuń
  63. Blondynka zaśmiała się, widząc reakcję chłopaka. Jej myliły się daty urodzenia i różne święta, on mógł nie pamiętać klasy.
    - Ale chyba nie wybiorę tego rosyjskiego, co? - powiedziała i przygryzła lekko dolną wargę. - Będziesz nauczycielem, ale nie moim. Mnie możesz uczyć prywatnie... czegoś innego. - dodała i roześmiała się.
    Skoro tak szybko zmieniała zdanie, może pod koniec tego spotkania zamierzała się z nim rozstać? Kto wie, co jeszcze wymyśli.

    OdpowiedzUsuń
  64. Pierwszy raz w Nowym Jorku, poczuła się jak w domu. Taniec na ulicach Madrytu i Marsylii, był codziennością, a tu czymś nowym. Uśmiech nie schodził jej z ust cały dzień. Pierwsze tańce, były tak lekkie, a partnerzy zmieniali się co chwilę. Jednak w końcu nadszedł czas, by spróbować zachęcić do tańca, kogoś z obserwatorów. Rosalie obróciła się wokół własnej osi i zobaczyła młodego mężczyznę, który delikatnie się uśmiechał. Gdy spiker oświadczył wszystkim, aby spróbowali się włączyć, dziewczyna podeszła do niego i wyciągając dłoń, uśmiechnęła się.
    - Zaryzykujesz? - zapytała, unosząc delikatnie brew.

    Rosalie BB

    OdpowiedzUsuń
  65. Vivianne udałą, ze się zastanawia, ale zaraz potem na jej twarzy pojawił się uroczy uśmiech.
    - Poważnie się nad tym zastanowię. Jestem tylko ciekawa jakie przedmioty możesz mi zaproponować? - powiedziała, po czym napiła się swojej zielonej herbaty.
    Pozostawienie francuskiego jako jeden z języków miało właściwie same plusy. Może i na rosyjskim byłoby ciekawie, ale musiałaby włożyć o wiele więcej pracy, by mieć oceny, pozwalające na zdanie do kolejnej klasy.

    Vivianne

    OdpowiedzUsuń
  66. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  67. Vivianne uśmiechnęła się delikatnie.
    - Na pewno nie językiem rosyjskim. - odpowiedziała po chwili i lekko musnęła jego wargi. Przy okazji natknęła się na cukiernicę i popchnęła ją. Ta zderzyła się ze szklanką i wydała dosyć nieprzyjemny zgrzyt, tak że Vivianne szybko oderwała się od chłopaka i ustawiła wszystko jak wcześniej. Na szczęście niczego nie wylała.

    OdpowiedzUsuń
  68. Vivianne zaśmiała się cicho.
    - Lepiej nic nie obiecuj. Mogę coś przeciwko tobie niecnie wykorzystać. - odpowiedziała z uśmiechem i wysunęła delikatnie swoją dłoń z uścisku, by napić się swojej herbaty.
    - Chyba zapomniałeś do czego jestem zdolna. - dodała znad filiżanki, po czym odstawiła ją i zaśmiała się.

    - Vivianne

    OdpowiedzUsuń

Archiwum bloga