czwartek, 30 sierpnia 2012

"I want always to be a boy, and have fun."



♪ Zachary Matthew "Zack" Collins ♪
III rok || drużyna koszykówki || pasjonaci matematyki
184 centymetry uroku osobistego || 66 kilogramów poczciwego sarkazmu
Uwaga! Facet trudny do zaszufladkowania! 
Chyba, że wrzucimy go do wora "Dziwacy".

23 listopada, o godzinie 14.03, w miejskim szpitalu w Nowym Yorku przyszedł na świat chłopiec. Darł się wniebogłosy (wróżono mu karierę piosenkarza) i zasnął dopiero gdy oddano go zmęczonej, ale jakże szczęśliwej matce - Anabelle Collins. Była ona samotną kobietą, zbyt głupią prostoduszną, by w porę zauważyć, że miłość jej życia wcale nie ma zamiaru zakładać rodziny. Ciężko przeżyła zniknięcie ukochanego, ale pełna wiary i pozytywnych myśli postanowiła urodzić ich wspólne dziecko i była przekonana, że uda jej się pogodzić pracę menadżerki z wychowywaniem.
Jasne, jakby to było takie proste.
Swoje dzieciństwo młody Zachary spędził na ulicy, bawiąc się z innymi dzieciakami z osiedla, pełnego najróżniejszych imigrantów. Mamy często nie było w domu, więc biegał za starszymi kolegami, obserwując ich podczas gry w kosza. To wtedy, na tym zrujnowanym boisku z jedną obręczą bez siatki i ledwo widocznymi liniami, zakochał się w tym sporcie. Był co prawda za mały, by móc grać z innymi, ale pałętał im się pod nogami wystarczająco długo, by w końcu pozwolili mu momentami wrzucać piłkę do kosza, lub, dużo częściej, biegać za nią gdy wypadła na ulicę. Ogółem mało co z tego okresu Zack pamięta, prócz tej widocznej mieszanki kultur, języków i tradycji.
Kiedy miał 7 lat, jego matka ponownie została postrzelona przez Kupidyna i oddała serce rozwodnikowi, który okazał się sławnym kardiochirurgiem. Jakby tego było mało, zgarnęła rzeczy z małego mieszkanka i wprowadziła się do wielkiej chaty swojego lubego, ciągnąc niezadowolone dziecię ze sobą. Jego oburzenie było jak najbardziej zasadne, bo chociaż miał w końcu swój pokój, to począwszy od tego dnia przestał być jedynakiem i nagle zyskał trzy starsze, sadystyczne siostry, którym wcale nie uśmiechał się widok nowego brata. Rosalie, Clarie i Felicia były jego utrapieniem i największą zmorą. Prawdopodobnie to ich sprawką jest, że Zack pół życia spędził w towarzystwie samych kobiet. Wielu jego kolegów bało się przychodzić do tej jaskini pełnej krwiożerczych przedstawicielek płci pięknej. Dlatego też jego przyjaciółmi na ogół zostawali ukochani starszych sióstr, którzy po zerwaniu przesiadywali w pokoju młodego Collinsa, napawając się widokiem zdezorientowanych ex.
Tym, co na dobre połączyło obie rodziny były narodziny Danielle, dziecka, które wywołało całą lawinę zdarzeń. Anabelle nagle zapragnęła małżeństwa, koleś, którego Zachary traktował bardziej jak miejscowego głupka, niż faceta mamy, został jego ojczymem, a trzy złe siostry uznały, że może przestaną się pastwić nad małych Collinsem. Zwłaszcza, że tylko on jeden miał w tym domu inne nazwisko niż reszta rodziny.
Zachary od tamtego momentu był jakby bardziej dręczony rozpieszczany przez swoje siostry. Zawsze mógł na nie liczyć i z nimi porozmawiać, więc nie sprawiał specjalnych problemów, wchodząc w etap dojrzewania. No, może trochę popalał...Może popalał nie tylko trochę. Mogłoby się to nazwać nawet uzależnieniem od papierosów i skrętów, ale ważne, że z tym skończył. Zmusiły go do tego siostrzyczki i wizja profesjonalnej gry w kosza. A wiadomo, sportowiec nie pali! Tylko czasem popala. Rosa, Clarie i Fel ukończyły Liceum im. Benjamina Platta, więc bez jego zgody uznano, że to właśnie tam powinien trafić.



"- Dobrze, że ty nie jesteś sportowcem, Zack.
- Ee...jestem?
- Daj spokój, gra w szachy to nie sport...
"

Jak już zostało wspomniane, tego chłopaka trudno jednoznacznie zaszufladkować. Na pierwszy rzut oka zdaje się być zwyczajnym kolegą z sąsiedztwa, nieco ciamajdowatym, ale gotowym by wysłuchać i pożartować. Ludzie wydają się być szczerze zdumieni, gdy dowiadują się, że uprawia jakikolwiek sport - choć nie jest patykowaty, to jednak z całą pewnością nie przypomina umięśnionego koksa. Jest wysportowany, ale nie przesadnie, choć bardzo dba o swoje ciało. W drużynie zazwyczaj pełni funkcję obrońcy, blokuje przeciwników, odbiera piłkę i momentalnie przekazuje ją do przodu. Nie jest na tyle utalentowany, by mógł myśleć o profesjonalnej grze (choć myśli, wciąż ma marzenia!), ale dzięki wytrwałej pracy udało mu się w II klasie zostać regularnym graczem na meczach, a w III na dobre zagościł w pierwszym składzie. Trudno jednak wrzucić go do jednego wora z resztą sportowców. Oni wydzielają mnóstwo testosteronu, chodzą w fajnych koszulkach i ogółem stanowią elitę, przynajmniej na ogół, a ten gość...jakby coś mu się pomieszało i nie mógł się zdecydować czy zostać matematycznym nerdem, czy popularnym karkiem.
Chodzi w koszulkach z postaciami z komiksów, sweterkach i koszulach, zawsze ma wytarte jeansy i tenisówki. Od święta ubierze garnitur, a gdy już go ma to wydaje mu się, że wygląda jak James Bond. Jego ciemne włosy prawdopodobnie nigdy nie witały się z grzebieniem, na domiar złego chyba pokłócił się z fryzjerem, a ten w akcie zemsty zrobił mu na głowie coś, co poniektórzy określają urokliwie "buszem". Bywa, że po nocy zarwanej na gry ma trochę podkrążone oczy, co w połączeniu z jego dość bladą cerą i lekkim przygarbieniem każe przypuszczać, że jest jakimś ćpunem. I ma takie zwyczajne, pospolite tęczówki! Większa część ludzi ma brązowe, więc szczególnie wyjątkowy nie jest. Można by rzec, że koleś nie jest stworzony do tego, by być zauważalnym...ale! Jedyną rzeczą, godną pozazdroszczenia, jest jego uśmiech, szeroki, wesoły, w jakiś sposób dziecięco niewinny. Nadaje on mu wygląd małego chłopca bez względu na okoliczności. To właśnie dzięki niemu chłopaka określa się mianem uroczego, bądź słodkiego. Zresztą, prócz uśmiechu posiada całą gamę min, którymi rozbraja ludzi. Niezależnie od sytuacji, zawsze przybierze odpowiedni wyraz twarzy.

To miły facet. Daleko mu do nieczułego dupka, którego głowę zaprząta tylko myśl o przeleceniu jakieś panny na imprezie. Potrafi być zarówno nieprzyjemny, jak i komiczny, wszystko zależy od osoby, z jaką przebywa. Nie jest zbyt trudno się z nim zaprzyjaźnić, ma wiele zainteresowań, więc na ogół dogaduje się z każdym. Potrafi być cyniczny i wredny wobec ludzi, ale od nikogo innego nie usłyszycie tak szczerej opinii, jak od niego. Bywa, że chowa się za sarkastycznymi uwagami, żeby odwrócić od czegoś uwagę. Nie jest łatwo go do siebie zarazić, ale jeśli wam się uda, to widok jego zniesmaczonej miny jest waszym najmniejszym problemem. Nie lubi się kłócić, nie przepada też za przemocą, ale nie warto przekraczać granicy jego świętej cierpliwości, bo przecież każdemu człowiekowi mogą puścić nerwy. Bardzo lojalny, można na niego liczyć zarówno w dobrych, jak i złych chwilach. Ale trzeba przywyknąć do tego, że zachowuje się czasami jak świr. Lubi się bawić, beztrosko spędza każdą chwilę, budząc się z najważniejszymi rzeczami na ostatnią sekundę. 
Jest zagorzałym fanem komiksów, fizyki i matematyki, koszykówki, filmów oraz samochodów. Kompletnie nie radzi sobie z przedmiotami humanistycznymi, interpretacja wiersza zdaje mu się czarną magią, a gdy ma przeczytać, ba, zrozumieć! tekst liryczny, to aż widać, jak dusza z niego ulatuje. W roztargnieniu robi masę błędów, interpunkcja u niego leży, a stylistyka zdań kona w spazmach bólu.
Co do talentów, to całkiem nieźle rysuje. I oczywiście świetnie gra w kosza. Ale i tak kompletnie nie umie tańczyć (wydaje mu się, że jednak umie), śpiewać i grać na jakimkolwiek instrumencie poza trójkątem. Wyjątkowo często obrywa po łbie od znajomych.

"Never is an awfully long time


Ciekawostki ♫
→ Jest wirtuozem trójkąta!
→ Ma dwa koty i psa rasy husky - Złośnika.
→ Codziennie rano biega, często też ćwiczy sam na hali gimnastycznej.
→ Swoje prace chowa tam gdzie porn...gdzie czasopisma o anatomii kobiet.
→ Ku zdumieniu umie gotować.
→ Potrafi zasnąć wszędzie.
→ Uwielbia swoją młodszą siostrę - Danielle. Określa ją mianem Księżniczki, lub Małej Dyktatorki.
→ Plotka głosi, że jeżeli nawiedzicie go z samego rana w dzień wolny, to zobaczycie go w bokserkach, z chrupkami w ręku, oglądającego operę mydlaną.

Zajęcia obowiązkowe: język angielski, francuski, rosyjski, włoski; wiedza o społeczeństwie, wiedza o kulturze, historia, matematyka, biologia oraz chemia (na poziomie podstawowym), fizyka (na poziomie rozszerzonym), szermierka, jazda konna i muzyka.


_____
Rany, naprawdę kocham Adama. I te jego miny!
Karta wykorzystana została też na innym blogu, tutaj jest tylko ociupinkę zmieniona. Widocznie jestem złym, leniwym człowiekiem. ^^
Zapraszam do wszelakich wątków, powiązań czy czegoś tam. Ale ostrzegam, że dopiero zaczynam w blogach grupowych i trzeba patrzeć na mnie trochę pobłażliwie xP

27 komentarzy:

  1. [ Och, ależ przeuroczy chłopiec : ))))
    Osobiście nie mam pomysłu na powiązanie, więc pytam czy Ty ewentualnie masz jakiś pomysł. ]

    Rosalie Bessettet - Benoit

    OdpowiedzUsuń
  2. [ ha ha ,,czasopisma o anatomii kobiet''dobre<3 ]

    OdpowiedzUsuń
  3. Jasmine Delacour30 sierpnia 2012 21:43

    [No hej <3]

    OdpowiedzUsuń
  4. [A widzisz :D Się skryłam. Możesz rozpocząć wątek, bejbe :D :*]

    OdpowiedzUsuń
  5. [ Od razu się zapisuję na wątek i jakieś powiązanie! Vivianne ma już trochę za dużo przyjaciół, więc może masz pomysł na coś lepszego? :) ]

    - Vivianne Bourett

    OdpowiedzUsuń
  6. [Może tym razem to on przyjdzie do niej? ;> do któregoś z jej braci :D tego młodszego raczej, Eddiego.]

    OdpowiedzUsuń
  7. [ Ojej dziękuję*.* tekst jest świetny<3 no to w takim razie ja bym chętnie powątkowała:) podaj mi tylko powiązanie, jakiekolwiek ci przyjdzie na myśl i coś zaczniemy :) ]

    OdpowiedzUsuń
  8. [ Kurczę, kurczę! Zack jest za fajny, żeby się z nim kłócić. Chyba jednak zostaniemy przy przyjaciołach albo zobaczymy po prostu co z tego wyjdzie. Pomysł na wątek? Jakieś przypadkowe spotkanie czy coś? ]

    - Vivianne

    OdpowiedzUsuń
  9. [ Jak dla mnie okej ; ))]

    Rosalie cieszyła się z ostatnich chwil, kiedy do woli może przechadzać się po uliczkach i knajpach miasta. Właśnie wracała go akademika, gdy przechodząc obok boiska, zobaczyła znajomego chłopaka z pomarańczową piłką w dłoniach.
    - Założę się, że wygram z Tobą w jakieś najprostsze 24 czy inną gierkę - zaśmiała się, podchodząc do niego i zabierając mu piłkę.
    Ucałowała przelotnie jego policzek i podrzuciła piłkę do góry.
    - To jak? - spojrzała na niego uważnie.

    Rosalie BB

    OdpowiedzUsuń
  10. To był koniec wakacji i szkoła była jeszcze opustoszała. Czasami zjawiali się tam jacyś uczniowie, którzy załatwiali coś w sekretariacie czy chodzili na jedne z wakacyjnych zajęć. Vivianne udało się wykorzystać ten fakt, bo przecież nie było nic specjalnego w czytaniu horroru w kawiarni czy w parku. W takich miejscach krwawe morderstwa nie robiły na dziewczynie specjalnego wrażenia - równie dobrze mogła czytać babski poradnik czy też artykuł o sporcie. Jednak czytanie w opustoszałym korytarzu, siedząc na jednym z parapetów było czymś zupełnie innym. Każde ciche szurnięcie zdawało się krokiem potwora, który tylko czekał na odpowiedni moment, by zabić blondynkę.
    W pewnej chwili, kiedy bohaterowie książki byli już w prawdziwym niebezpieczeństwie, gdzieś daleko Vivianne usłyszała huk. Nie myśląc zbyt wiele, zamknęła książkę i szybkim krokiem ruszyła w kierunku wyjścia. (Brawo Bourett! Prawdziwa z ciebie bohaterka!) Kiedy była już w głównym korytarzu i zobaczyła przed sobą znajomą postać, zupełnie się uspokoiła, karcąc się przy okazji w myślach za swoją głupotę.
    - Hej, Zack! Co ty tu robisz? - zapytała próbując dogonić chłopaka. Stukot jej wysokich obcasów odbijał się echem po korytarzu.

    - Vivianne

    OdpowiedzUsuń
  11. Przewróciła oczami, uśmiechając się delikatnie. Szybko rzuciła piłkę w jego stronę, obracając się zgrabnie.
    - Założyć możemy się o co tylko chcesz - wzruszyła delikatnie ramionami - A koordynację ruchową mam, więc pozostaje mi tylko celność.
    Zdjęła jeansową kurtkę i w duchu dziękowała sobie, że nie wymyśliła ubierania się w jakąś sukienkę, a w tradycyjne spodenki i bokserkę.
    - Jako znawca musisz ustalić jakieś zasady gry - powiedziała, ruszając w stronę kosza.
    Nie była obdarzona, ani darem wzrostu, ani darem talentu w koszykówce. Chciała się zabawić, co wcale nie oznaczało przegranej bez walki. A nóż się uda ? Może to taki szczęśliwy dzień dla niej. W końcu udało jej się dzisiaj dostać wyczekiwaną płytę, a i babeczki jej się udały, co przecież graniczyło z cudem.


    Rosalie BB

    OdpowiedzUsuń
  12. HA HA! Ten gościu jest mega! :P

    OdpowiedzUsuń
  13. świetny blog ! ; 3
    zgadzam się , ten koleś jest mega . x d
    http://alienowablogfashion.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  14. [Jak ja kocham Zacka, naprawdę <3]

    W domu rodziny Jasmine rzadko było pusto. Pomijając fakt, że dwójka męskich przedstawicieli młodego pokolenia Delacour'ów powinna się już z domu wynieść. Przynajmniej według słów ojca, które jednak wypowiadał tylko, kiedy zostawili zbyt wielki bałagan. Tak naprawdę, wszyscy odwlekali ten moment, jak najbardziej. Nadopiekuńcza mamusia, zapatrzony w swych synów tatuś, a najbardziej chyba Jasmine, która po prostu nie chciała zostać w domu sama. I była ogromnie do braci przywiązana.
    Tego dnia jednak dom miała dla siebie. Rodzice w pracy, wieczorem na przyjęciu firmowym, Eddie biega pewnie za dziewczyną albo z kolegami, a Victor... O tym, co on robi, wolała nie myśleć. Zawiódł ją ostatnio bardzo.
    Siedziała więc w domu sama. Postanowiła nigdzie nie wychodzić, spędzić dzień sama ze sobą. Posprzątać, zrobić porządki w szafach. O tak, przydadzą się.
    Na bosaka, ubrana w krótkie, czerwone spodenki i koszulkę z Iron Manem, biegała po domu, jak głupia, śpiewając, tańcząc i robiąc porządki. Nikt nigdy nie widział jej w akcji i tak miało pozostać. Kiedy ktoś zapukał, zbiła się trochę z tropu, nie spodziewała się żadnych gości. Może listonosz, pomyślała, zbiegając po schodach i otwierając drzwi. Spojrzała zaskoczona na stojącego przed nimi chłopaka.

    OdpowiedzUsuń
  15. [a może wspólne ranne bieganie? ;>]

    OdpowiedzUsuń
  16. [ Oo widzę znajome nazwisko :D coś z tym zrobimy? ;> ]

    OdpowiedzUsuń
  17. [Znalazłam takie cudowne gify Adama i Rachel <333]

    Jasmine rzadko marudziła na swoich braci. Częściej na Edwarda, który był wyjątkowo infantylny, nawet jak dwudziestoletniego faceta. I nierzadko był brany za jej brata bliźniaka. Nie tylko ze względu na podobieństwo fizyczne, ale to, że oboje byli chodzącymi wulkanami energii, której spożytkować nijak nie mogli, a uśmiech rzadko ich buzie opuszczał.
    Otworzyła drzwi, ze zdezorientowaniem patrząc na leżącego przed drzwiami chłopaka. Od razu zgadła, że to musi być kolega Eddiego. Po prostu to wiedziała. Widać było na pierwszy rzut oka.
    Zachichotała uroczo, patrząc na niego. Pokręciła głową.
    - Leżysz pod moimi drzwiami i nie wiesz, kim jestem? - zapytała rozbawiona, podając mu rękę, by pomóc mu wstać. Gdy stanął przed nią, spojrzała na niego i jego koszulkę z uśmiechem. - Kim jest koleś na mojej koszulce? Obrażasz mnie, zadając mi to pytanie. - Udała obruszoną, mając na myśli oczywiście całą swoją kolekcję komiksów. Co prawda, miała ją na spółkę z Eddiem, ale kiedy wyjechał, przeniosła wszystkie na regały w swoim pokoju.

    OdpowiedzUsuń
  18. [Galaretka <3 6589557 - napisz, to Ci wyślę :D]

    Widocznie Eddie miał kolegów równie trzepniętych, co i on. No i ona, skoro podobno tak zbliżeni charakterami byli. Chłopak jednak, jak się później okazało o imieniu Zack, wzbudził w Jasmine sympatię. Może swoją koszulką z Flashem, może roztrzepaniem, a może wszystkim po kolei. Lubiła wesołych ludzi.
    Wpadka, nie wpadka, w jej oczach się nie zbłaźnił. Raczej ją rozczulił. No i rozbawił. Ale to dobrze! Nawet bardzo dobrze. Sama zresztą miewała... różne sytuacje, że tak się wyrażę.
    Posłała mu szeroki, uroczy uśmiech.
    - Tak, Jasmine. Miło mi cię poznać, Zack. Przeprosiny przyjęte. Jak mogłabym nie wiedzieć, kim jest miłość mojego życia. - powiedziała, śmiejąc się, zerknąwszy na Iron Mana na swojej piersi. Wzruszyła ramionami. - No, co prawda, kilka mam takich miłości. Ale cóż. A Eddiego nie ma, niestety. Właściwie, to nikogo nie ma, prócz mnie. Nie wystarczę? - zażartowała, śmiejąc się uroczo.

    OdpowiedzUsuń
  19. [ o, kuzyni, nieźle :D jeszcze nie miałam kuzyna na blogu grupowym :D ]

    Zachary Matthew Collins. Tak tak, ten mężczyzna był kuzynem Margaret Collins. Na pierwszy rzut oka może tak to nie wyglądało, ale po głębszym przyjrzeniu się i zbadaniu sytuacji, można było z ręką na sercu powiedzieć, że to całkowita prawda. No bo spójrzcie. Margaret zawsze musiała wyglądać dobrze. Przywiązywała dużą wagę do swojego ubioru, makijażu i fryzury. Często chodziła na zakupy i korzystała z zabiegów kosmetycznych. Z kolei Zachary najczęściej miał na sobie zwykłą koszulkę z nadrukiem, a do tego wytarte dżinsy, co dla dziewczyny było okropieństwem i zdecydowanie wolała go w garniturze. Szkoda tylko, że zakładał go na święta. Dodatkowo nie był w dobrych relacjach z grzebieniem i dlatego na jego głowie widniał, ktoś mógłby powiedzieć, artystyczny nieład. Kolejnym względem pod którym się różnili była nauka. Oczywiście oboje dobrze się uczyli, ale każdy specjalizował się w czymś innym. Ona wolała przedmioty humanistyczne, on ścisłe. W sumie to i dobrze, bo było się u kogo podszkolić i może z tego powodu ich stopnie nie były takie tragiczne.
    Jednak, jak już wcześniej wspomniano, mimo tego, że w pewnych sprawach się różnili, to w wielu zgadzali. Oboje byli lojalni wobec najbliższych, mieli dobre poczucie humoru, uwielbiali dobrą zabawę. Dodatkowo potrafili być wredni ( no, może Margo bardziej), ale też mili (tutaj chyba Zack, ale Margaret również, wszystko zależało od tego z kim przebywała). Na prawdę wiele czynników wpływało na to, że każdy spokojnie mógł powiedzieć: 'Tak! To kuzyni.'
    Dziewczyna stanęła przed drzwiami wejściowymi i wskazującym palcem prawej ręki wcisnęła guzik, który powodował, że w całym domu rozbrzmiewała przyjazna dla ucha melodyjka. W lewej zaś trzymała na smyczy psa, który grzecznie siedział przy jej nogach. Umówiła się na dziś z Zackiem. Mieli razem ze swoimi pupilami wyjść na spacer.

    OdpowiedzUsuń
  20. Wspaniałe, pierwsze wrażenie? A cóż to właściwie jest? Jak je wywrzeć? Nie miała zielonego pojęcia. Wrażenie, jakie zrobił na niej Zack, było jak najbardziej pozytywne, a to chyba było najważniejsze. No i miał koszulkę z Flashem. Mówił o jej Iron Manie, czyli widocznie lubił superbohaterów. Może i czytał komiksy? Skoro przyjaźnił się z Eddiem, to pewnie tak. Wciąż uśmiechała się do niego.
    - Jakbym miała chłopaka, to pewnie by był. Nie miałby szans z superbohaterami. - Westchnęła ciężko, rozkładając bezradnie ręce, po czym zaśmiała się. Spojrzała na postać na jego koszulce. - On? Przecież to Flash, jak miałabym nie wiedzieć? - zapytała, unosząc brwi i przyglądając mu się z uwagą. No dobra, to było trochę niecodzienne, że dziewczyna czytała komiksy. I to naprawdę namiętnie. Kochała superbohaterów. Ale ona wychowała się z dwoma braćmi. Miała wiele męskich zainteresowań. Na szczęście, udało jej się pozbyć męskich zachować. Nie pluła i nie chodziła, jak chłopak. Umiała się zachować, w przeciwieństwie do Eddiego.
    Słuchając go, zamyśliła się głęboko. W sumie, porządki nie zając. A skoro chłopak nie ma co robić... Poza tym, wydawał się naprawdę fajny. I był słodki.
    No, no, Jasmine.
    - Możemy zostać tutaj. Mam słodkości, mam komiksy, mam filmy, kreskówki, możemy w coś pograć. A może iść i porobić coś innego. - zaoferowała się, spoglądając na niego z uroczym uśmiechem. Skoro odpowiadało mu jej towarzystwo, a jej jego towarzystwo tym bardziej, to dlaczego nie? Może z tego wyniknąć naprawdę piękna przyjaźń! Albo i nie przyjaźń...?
    Och, Jas!

    OdpowiedzUsuń
  21. Jeśli ktoś był miły, to było dobre wrażenie. A jeśli ktoś był wesoły, uśmiechnięty i naturalny, jak Zack, to było nawet bardzo dobre wrażenie, które sprawiało, że Jasmine miała ochotę poznać tego kogoś lepiej i kto wie, co z tego wyniknie. Uśmiechnęła się szeroko na jego słowa, kiwając głową ze zrozumieniem.
    - Chyba, że kochałby ich równie mocno, jak ja. - powiedziała, mrugając do niego figlarnie. Zaśmiała się, widząc minę chłopaka. No nie mogła powiedzieć, że jej się nie spodobał. Zazwyczaj starała się nie angażować od pierwszych minut znajomości, ale Zack był taki uroczy. Wydawał się inny, niż reszta chłopaków, których znała. A to był duży plus, bo tamci raczej jej nie interesowali. Przynajmniej nie jako potencjalni chłopcy dla niej.
    Zaśmiała się uroczo, odsuwając się, by wpuścić go do środka.
    - Robiłam porządek w szafkach, więc nie, nie przeszkadzasz. Nie lubię siedzieć zbyt długo sama, więc i mi twoja obecność jest na rękę. - powiedziała szczerze, posyłając mu słodki uśmiech. Zamknęła za nim drzwi. - Nie oświadczaj się tak szybko, bo jeszcze się potem rozmyślisz, i co? - Zachichotała pod nosem, kierując się do kuchni. Skinęła na niego, by poszedł za nią.

    OdpowiedzUsuń
  22. Zaśmiała się szczerze, kiwając głową.
    - Tak, masz rację. - odparła ze zrozumieniem, patrząc na niego swymi wielkimi, czekoladowymi oczami, które błyszczały teraz wesoło, przyglądając się mu. Tak, ona niewątpliwie też się do nich zaliczała. Ona nigdy nie miała do czynienia z takim chłopakiem, jak on. Kolegów i przyjaciół też miała wielu, owszem, ale żaden nie działał na nią w szczególny sposób. Mając dwóch braci, przedstawicieli płci brzydkiej zawsze traktowała, jak kolegów. Zbyt dużo się ich pałętało po ich domu, by miała się krępować, czy ekscytować, albo każdego podrywać. Ale Zack, chociaż był kolegą jej brata, był inny.
    - Och, tak. Powiesiliby cię razem z Victorem. - powiedziała, śmiejąc się tak. Tak, według jej braci, każdy chłopak interesujący się ich siostrą był ich wrogiem. Żaden nie był jej wart. A jeśli tylko spróbowałby ją skrzywdzić... Och, biada mu.
    Wyciągnęła z lodówki świeże ciasteczka czekoladowe, które sama upiekła dzień wcześniej, wyciągnęła też jakieś chipsy i czekoladę. Zebrała to wszystko na tackę, stawiając na niej jeszcze dwie szklanki i butelkę soku, po czym to wszystko wręczyła mu z uroczym uśmiechem. Skinąwszy na niego, opuścili kuchnię, kierując się po schodach do jej pokoju. Nie był wielki, za to bardzo kolorowy. Nad łóżkiem miała plakat przedstawiający klasycznych Avengersów, jedną całą ścianę, oprócz biurka, zajmował regał, zastawiony książkami (głównie fantastyką, kryminałami i przygodowymi) oraz całą masą komiksów. Nad książkami stało kilka figurek, ale większość była w pokoju Eddiego. W rogu leżały dwie gitary, stare, znoszone już rolki, piłka do kosza i do nogi. Wieża, obok sterta płyt, przy oknie niewielka sztaluga i przybory do malowania. Puchaty dywan, sporo maskotek na łóżku i w kącie.

    OdpowiedzUsuń
  23. Strzepała niewidzialny kurz z ramion i uśmiechnęła się cwanie.
    - Nic mnie nie ruszy - zaśmiała się delikatnie i uważnie spojrzała na niego - Naprawdę zadowala Cię zwykły hamburger ? - skrzywiła się delikatnie - Mogłabym zrobić Ci coś sto razy lepszego, ale jak chcesz.
    Nie rozumiała osób, które zachwycały się takim jedzeniem. Dla niej była to ostateczność.
    Zastanawiała, się co mogłaby ewentualnie od niego chcieć. Mogła wymyślić coś absurdalnego, w końcu i tak marne szanse. Rozważała tradycyjny masaż, albo na przykład mógł posprzątać jej pokój. Niestety druga wizja, która mogłaby być całkiem śmieszna w obserwacji, upadał, gdyż w jej pokoju panował idealny porządek i raczej nie pozwoliłaby komuś coś w nim zmieniać.
    - Poddaje się i wymyśliłam tylko masaż - zrobiła zmartwioną minę.
    - Dobra, zaczynaj. Wiem na czym ta gra polega - powiedziała do niego i stanęła, obok.
    Obserwowała, jak wykonuje ruchy i w chwili, gdy miał wyrzucać piłkę, krzyknęła jego imię i podniosła koszulkę do góry, by po chwili wybuchnąć śmiechem i złapać piłkę, która nie wpadła do kosza.

    Rosalie BB

    OdpowiedzUsuń
  24. Oj, tak - była już spóźniona. Zack pewnie już czekał, a ona jak głupek stała przed lustrem jeszcze w piżamie. Gdyby wczoraj znów nie zabalowała, gdyby ustawiła budzik wszystko byłoby okej. Pobiegła prędko do łazienki, umyła twarz i zęby. Wsunęła dres i zarzuciła bluzę z kapturem na ramiona. Złapała do ręki butelkę wody i wybiegła z mieszkania, trzaskając drzwiami.
    - No to zajebiście. - mruknęła pod nosem, wychodząc na ulicę i patrząc na komórkowy zegarek. Dobiegła do miejsca umówionego, a tu... niespodzianka. Chłopaka jeszcze nie było. "Pobiegł beze mnie?" myślała rozpaczliwie. Zerknęła na zegarek. Ok, może miała dwadzieścia minut spóźnienia, ale to nie powód żeby od razu zostawiać ją samą. Oparła nogę o ławkę.
    Westchnęła z ulgą, gdy zobaczyła sylwetkę Zacka.
    - Spóźniłem się...co? - mruknął, uśmiechając się niewinnie.- Dużo się działo, ale możemy już biec.
    Uśmiechnęła się, nie dając po sobie znać, że i ona nie była na czas.
    - Nic nie szkodzi. No, ale chodź już! - powiedziała podniesionym głosem, kierując się w stronę wydeptanych ścieżek.
    - Jak tam? - dodała do chłopaka, który wreszcie do niej dobiegł i dotrzymywał kroku.

    OdpowiedzUsuń
  25. Oblała się lekkim rumieńcem.
    - Oj tam. - popatrzyła na niego przelotnie. - No, dobra, tak, wiem, zabalowałam. Nie patrz tak na mnie! - dodała ze śmiechem. Nienawidziła poranków po imprezach. To było najgorsze z... najgorszych. Zdała sobie sprawę, że pewnie nie wygląda zbyt dobrze, jeśli Zack zwrócił na to uwagę. Rano zdążyła nałożyć tylko podkład i trochę pomadki na usta. Poza tym była "goła".
    - Rosie Cię zarżnie. - roześmiała się gromko. - Za takie coś na pewno!
    Skręciła w lewo, chłopak potruchtał za mną. Zerknęła w dół na swoje buty. Huhu, były całe w błocie. No trudno. Lekko przyspieszyła, czując pracujące mięśnie w udach i łydkach.
    - Co robisz wieczorem? - spytała, oglądając się na chłopaka.

    OdpowiedzUsuń
  26. Racja. Duża część populacji posiadała ciemne oczy i włosy w kolorze brązu, więc stwierdzenie, że przyczyniły się do tego rodzinne geny absolutnie nie wchodziło w grę.
    Margaret, mimo tego, że w domu miała psa, nie było u niej tak wesoło jak u Zacka. Po pierwsze jej pupil był dobrze wychowany i nie zachowywał się tak jak Złośnik. Kiedy powiedziała mu, że ma zostać to zostanie, kiedy przybiec to przybiegnie. A po drugie, to Margaret była nie dość, że jedynaczką, to jeszcze rodziców ciągle nie było, bo albo całymi dniami przesiadywali w pracy albo byli zajęci swoimi sprawami czy to w domu czy po za nim. Dziewczynie czasem brakowało takiego rodzinnego spędzania czasu, czasem chciała żeby w ich apartamencie panowała rodzinna atmosfera, żeby tętniło życiem, a nie wiało pustką i chłodem. Chciała odczuć ciepło i miłość ze strony rodziców. Tyle dobrze, że połowę dnia spędziła w szkole, a drugą wraz ze znajomymi czy na nauce. W taki sposób czas szybko mijał, a ona nie odczuwała takiej pustki i samotności. Może dlatego, że w domu Zacka panowała całkiem inna atmosfera, Margo lubiła do niego często zaglądać. Była to taka odskocznia i w pewnym rodzaju wypełnienie tej części, której brakowało.
    Margaret już miała przywitać się ze swoją młodszą kuzynką, kiedy to przybiegł Złośnik i wskoczył jej labradora. Na szczęście nic poważnego się nie stało. Nikt nie spadł ze schodów, ani nie złamał żadnej kończyny. Brunetka ucałowała Danielle w policzek, po czym uśmiechnęła się do zdyszanego chłopaka na przywitanie.
    - Jeśli nie musisz mnie zbierać z ziemi, to jest okej - powiedziała pół żartem, pół serio - jasne idziemy - dodała i przyciągnęła do siebie swojego pupila, a następnie zeszła ze schodków na chodnik.

    OdpowiedzUsuń
  27. nie potrafiła opanować szerokiego uśmiechu, widząc jego minę, gdy nie trafił.
    - Nie mówiłeś, że nie można rozpraszać - zaśmiała się po raz kolejny.
    Lubiła to w nim, że zawsze gdy go widziała, gdy spędzała z nim czas, uśmiech nie schodził jej z twarzy.
    - Twoja klata jest zdecydowanie mniej interesująca niż moja - wzruszyła ramionami i stanęła na linii - Patrz i ucz się, jak rzuca mistrz - dodała i już przygotowywała się do rzutu, gdy usłyszała jego śpiew.
    Naprawdę uważała, że śpiewać każdy może, ale Zack ewidentnie z fałszem dziś przesadził. Skrzywiła się, zakrywając sobie uszy, przez co piłka jej wypadła. Żeby chłopak nie zdążył jej złapać, wskoczyła mu na plecy.
    - Nie dam Ci wygrać! - krzyknęła, obejmując go w pasie nogami.

    Rosalie BB

    OdpowiedzUsuń

Archiwum bloga