♣ lat 18 ♣ ur. 27 marca 1994 roku w Londynie ♣
♣ klasa III ♣
♣ zajęcia obowiązkowe: język francuski, rosyjski, łacina, fizyka, chemia, biologia rozszerzona, karate ♣
♣ zajęcia dodatkowe: drużyna siatkarska (rozgrywający), sztuki walki,fotografia ♣
Na samym początku muszę was
ostrzec. Jeżeli nie lubicie egoistycznych facetów, którzy nie dość, że są pieprzonymi narcyzami to jeszcze niewyżytymi seksualnie osobnikami, radzę
wam porzucić czytanie tego. Bo choć Lorcan z pozoru wydaje się być grzeczną, miłą
i dobrze wychowaną osobą, jesteście w błędzie. Tak, kolejny dupek, który
udaje kogoś kim nie jest. Co poradzić, kolejny hipokryta chodzący po tej
ziemi. I jedyne co możecie z tym zrobić to po prostu trzymać się od niego z
daleka, ignorować go i traktować jak powietrze. Uwierzcie mi, tak byłoby dla
was najlepiej. Bo po co kolegować się z kimś kto samym swoim towarzystwem
niszczy wam życie? Zamiast wam pomóc, on pogrąży was jeszcze bardziej. Siłą
zepchnie was na złą drogę, niemal w tym samym momencie znikając z waszego
spieprzonego życia. Dlatego nie lepiej zaprzyjaźnić się z kimś kto wam pomoże?
Kto będzie przy was trwał na dobre i na złe? Nie! Bo po co? Lepiej przywiązać
się do osoby, która nas skrzywdzi i pozostawi ze zranionym sercem, prawda? Tak,
niestety,
macie oto do czynienia z kolejnym facetem, który jest rozpuszczony do
granic
możliwości i myśli, że mu wszystko wolno. Dlatego ostrzegam,
spieprzajcie jakby
was zombie goniło, bo on wykorzysta każdą sytuację, żeby się na kimś
poznęcać. Ale tego nie zrobicie, prawda? Za bardzo jesteście nim
zafascynowani, aby zmarnować prawdopodobnie jedyną szansę na poznanie go
bliżej. Ale czy wy jesteście głusi? Przecież mówię, że to kolejny
rozpieszczony bachor, który ma bogatych rodziców. Nie wierzycie? Proszę
bardzo, sami chcieliście. Podejdźcie bliżej. Uśmiechnijcie się do niego.
Przedstawcie się. Porozmawiajcie z nim. Miałam rację, czyż nie? Ha!
Teraz jednak jest za późno. Zainteresował się wami. A jeżeli ktoś go
zainteresuje, może być wrzodem na tyłku i to niezbyt miłym. To zależy od
was. Zależy czy będziecie dla niego mili. Zależy czy będziecie ulegli.
Zależy czy będziecie go słuchać. Bo jak nie, to lepiej uciekajcie, gdzie pieprz rośnie. I kto by pomyślał, że wyrośnie z niego
taki egoista? Wróćmy jednak do samego początku.'
Wszystko
zaczęło się od niewinnego romansu Christine Russell, kolejnej, nic nie
znaczącej kobiety, która była niezwykle chciwa i łasa na pieniądze, oraz Finn'a Wayne, narcystycznego
syna jakiegoś tam ważnego biznesmena. Kilka niewinnych randek,
później spędzonych ze sobą nocy, aż tu nagle okazuje się, że panna
Russell jest w ciąży. Wszyscy zgadzają się na najwygodniejsze
rozwiązanie, coby żadnego skandalu nie było. Ślub, właśnie tak. W ciągu
zaledwie dwóch miesięcy organizują ślub, a później huczne wesele. Niby
wszyscy szczęśliwi, wszyscy zadowoleni, gdy tak naprawdę załamani.
Szczególnie świeżo upieczeni małżonkowie. Nic dziwnego, mieli lat
zaledwie dwadzieścia i całe życie przed sobą. Mieli swoje plany,
marzenia. Ale pal sześć ich marzenia, co nas one obchodzą? Bo już sześć
miesięcy po owym nieszczęsnym ślubie, na świat przychodzi ich
pierworodny syn - Lorcan Finn Wayne. Było to dokładnie dnia dwudziestego siódmego maja roku tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego czwartego w
jednym z londyńskich szpitali.
Urocze, rozkoszne dziecko, na początku niechciane, później wyczekiwane
ze zniecierpliwieniem. I choć z początku naprawdę było urocze,
szczególnie później, z tymi szarymi ślepiami i bezzębnym uśmiechem,
tak później wszyscy przechodzili z nim piekło. Wiecznie rozdarty,
pyskaty i uparty. Bił i przezywał swoje opiekunki, a później z
szatańskim uśmiechem im uciekał i się chował dopóki rodzice nie wrócili
do domu. Nic dziwnego, że każda rezygnowała mniej więcej po tygodniu. I
właśnie takim oto sposobem w swoim życiu przerobił chyba pięćdziesiąt
opiekunek, każda w innym wieku, acz tak samo przerażona zachowaniem tego
małego urwisa, który niemal od początku był małym sadystą znęcającym
się nad zwierzętami. W końcu od czegoś trzeba było zacząć, prawda?
Minęło piętnaście lat zanim w końcu coś się zmieniło w życiu państwa Wayne, a przede wszystkim w życiu Lorcana. Zamiast siedzieć w nudnym i deszczowym Londynie, rodzice chłopaka w końcu zdecydowali się przeprowadzić. I to nie byle gdzie, a do Nowego Jorku. Nic więc dziwnego, ze Lorcan cieszył się jak małe dziecko. Wiedział, że w Ameryce jego życie nabierze tempa. I tak się stało, a szczególnie, kiedy poszedł do szkoły i poznał wielu nowych ludzi. O dziwo, nie miał problemy z dostosowaniem się do otaczających go dzieciaków. Ba! Był tak samo rozpuszczony, egoistyczny i narcystyczny jak większość, więc łatwo się z nimi dogadał. Jednak może dość o jego historii? Powiedzmy coś o nim samym. Jak
wygląda, każdy widzi. Wysoki na metr dziewięćdziesiąt pięć i
umięśniony jak na prawdziwego faceta przystało. Bo jak o siebie dbać to
dbać, czyż nie? Do tego niestety zbyt blada cera, niewinny uśmiech,
urocze piegi,
krótkie, sterczące na wszystkie strony włosy, które to są koloru chuj
wie jakiego, choć sam ocenia je na orzechowe i oczywiście te duże,
śliczne ślepia o barwie pochmurnego nieba. Ale jaki jest? Tego nie wie
nikt. Przynajmniej nikt z żyjących, bo przy swojej babce ze strony
matki, którą to często w dzieciństwie odwiedzał, był taki, jaki powinien
być każdy grzeczny, przeuroczy chłopczyk. Niestety, babki na świecie
już nie ma, a on przy żadnej innej osobie nie zamierza się otwierać.
Poza tym, już tak długo zachowywał się jak rozpieszczone dziecko, że
naprawdę taki się stał. No i właśnie takim znają go znajomi,
przyjaciele, wrogowie i wszyscy inni, którzy są nawet zwykłymi
obserwatorami. I choć mógłby udawać miłego, ułożonego faceta, on woli
nie udawać i być sobą. Czyli bezczelnym, aroganckim, złośliwym i egoistycznym facetem, który jest uzależniony od alkoholu, fajek i kobiet, a w szczególności seksu z nimi.
♣ oni ♣ on ♣ jego wspomnienia ♣
▼▼▼▼
▼▼▼▼
Dobry wszystkim! Tak, zapewne się skądś tam znamy. Cytat w karcie - Woody Allen. Na zdjęciach Matthew Hitt.Na wątki jam chętna, więc głupio się nie pytać, bo
zagryzę. Wyznaję zasadę 'Ja pomysł, ty wątek' oraz na odwrót i 'Jak Kuba
Bogu, tak Bóg Kubie'. Zazwyczaj nie pomijam, ale odpowiadam tylko w
sobie znanej kolejności, więc upominać się dopiero po 24 godzinach.
Dziękuję i zapraszam do wątków.
[ Witam! Od razu rzucę takim pomysłem: Vivianne i Lorcan mogli się kiedyś jakoś spotykać, ale ona nie chciała z nim pójść do łóżka i od tej pory... nie wiem. Vivianne może też go jakoś znosić jako przyjaciela :) ]
OdpowiedzUsuń[ Ja Cię chyba znam z naciskiem na chyba. Wątka chcę i wybacz, że na wstępie wyskoczą z negatywną relacją^^ Czy mogą się nie lubić? Nie znosić? Gra słów, udowadnianie drugiej osobie, kto jest lepszy. Takie pogrywanie o ile wiesz o co mi chodzi, bo trudno mi to ubrać w słowa. ]
OdpowiedzUsuń[ Byłabym Ci mega wdzięczna za zaczęcie *.* a i się cieszę, że zrozumiałaś i mam nadzieję, że wyjdzie coś sensownego z tego :D ]
OdpowiedzUsuń[ Hm... chyba tak. Zobaczymy jak to wszystko wyjdzie :) A jakiś pomysł na wątek? Nie chcę przypadkowych spotkań nie wiadomo gdzie, a nic innego nie przychodzi mi do głowy. ]
OdpowiedzUsuń[ Chciałąbym sobie powątkować, ale liczę jednak na ciekawe powiązanie. Masz może jakiś pomysł? :)]
OdpowiedzUsuńCalliope
[Pomysł? :)]
OdpowiedzUsuń[ Polećmy jakimś banałem w takim razie:) Impreza? Tam mają spore pole do popisu i wszystko może się wydarzyć. No i prawdopodobieństwo, że tam sie znajdą razem jest największe. ^^ ]
OdpowiedzUsuń[ No i cudnie<3 ]
OdpowiedzUsuńWakacje to był czas gdzie impreza goniła imprezę, no bo co innego nastolatkowie mieli robić? Siedząc w akademiku i tak nie było nic lepszego do roboty, a trzeba było jakoś sobie odbić te dziesięć miesięcy nauki. Tak więc nocą się bawiło, rano wracało, a popołudniu odsypiało, by mieć siłę na kolejną imprezę.
Tym razem impreza była wyniesiona poza akademik, a mianowicie do domu jednego z uczniów. Szczerze mówiąc współczuła chłopakowi, bo pewnie jego dom nie będzie w najlepszym stanie tuż po. No, ale cóż, jego problem. Ją wyciągnęli znajomi więc już od początku imprezy byłą na miejscu dobrze się bawiąc. Jednak trzeba było uzupełnić procent we krwi wiec udała się po piwo. W ręku jeszcze miała szklankę, w której było trochę trunku i pech chciał, że się potknęła, a te kilkanaście kropli spadło na idealnie czysta koszulę jakiegoś chłopaka.
- Przepraszam, to było...- zatrzymała się, kiedy jej zielone oczy rozpoznały znajomą osobę, a jej twarz od razu zmieniła wyraz. Uśmiechnęła się kącikiem ust odkładając szklankę. - No proszę, proszę kogo tu przywiało. Szukasz dzisiaj dziewczyny spitej czy zdesperowanej?- zapytała doskonale zdając sobie sprawę po co Lorcan pojawia się na takowych imprezach i nieukrywanie ją to irytowało.
Vivianne obudziła się wraz ze wschodem słońca. Pierwszy raz od wielu długich dni nie musiała przejmować się siostrą (czy jest coś na śniadanie? kiedy muszę ją odebrać z zajęć wokalnych? może zjemy w chińskiej restauracji?), która spędzała dwa dni w domu dawnej przyjaciółki. Postanowiła więc w pełni skorzystać z tego co jej dano i spędzić czas w miłym towarzystwie.
OdpowiedzUsuńNa początku nie do końca wiedziała kogo o tej porze mogła znaleźć żywego i przytomnego, dlatego wyszła z akademika. Uwielbiała te puste ulice i ciszę. Czasami tylko zdarzyło jej się spotkać o tej porze zaspanych właścicieli psów czy ludzi wracających z imprezy. Miasto wydawało się wtedy zupełnie inne. Jakby była w nim tylko ona.
Nogi same zaniosły ją pod mieszkanie Lorcana. Dobrze wiedziała, że chłopak jeszcze śpi, ale mimo to postanowiła zadzwonić do drzwi.
to Vivianne Bourett miała być :)
Usuń[Okej, mi pasuje, może być ciekawie :D mogłabym prosić o zaczęcie? :c nienajlepiej mi to ostatnio wychodzi :c]
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń[A tak.:D]
OdpowiedzUsuń[Z chęcią 'zawątkowałabym' z ową postaćką, a nawet i powiązała. Na przykład, podczas wakacji, spotkali się i Lorcan stał się jedynym chłopakiem, z którym Rosalie spędziła jedną noc bez zobowiązań ? ]
OdpowiedzUsuńRosalie Bessettet-Benoit