środa, 25 lipca 2012

I'm an honest guy i've got no reason to lie


Vivianne Bourett
ur. 13.12.1994r., Miami (17 lat)

klasa III
zajęcia obowiązkowe: język angielski, język francuski, język włoski, łacina, wiedza o społeczeństwie, wiedza o kulturze, historia, matematyka, fizyka i biologia na poziomie podstawowym, chemia na poziomie rozszerzonym, gimnastyka artystyczna, muzyka
zajęcia dodatkowe: koło teatralne, chór


- Twoje pomysły są doprawdy zabawne. Mogę już mówić?

Bezpośrednia i szczera. Nieprzewidywalna i impulsywna. Spóźnialska. Najgorsza starsza siostra. Ciągle mówi i nie potrafi przestać. Uwielbia śmiech, a na łzy pozwala sobie tylko w samotności. Niezwykle łatwo ją urazić, choć nigdy się do tego nie przyzna.

- Co lubię? Lubię wiele rzeczy. Chociażby ziołową herbatę. Lubię też buldogi i mopsy. Możesz mi jednego kupić na urodziny. 

Ubrana w stonowane kolory, najlepiej ciemne, ze starannie pomalowanymi ustami. Najlepiej na czerwono. Kolekcjonerka kapeluszy, okularów przeciwsłonecznych i oczywiście butów. Chyba jak każda kobieta.

- Tak, prowadzę pamiętnik. Wklejam tam wszystko i zapisuję wszystko, od moich wierszy po przepisy kulinarne. Możesz przeczytać, ale nie polecam.

Ciągle czyta. Najczęściej magazyny o modzie lub mdłe romansidła. Umie grać na fortepianie i całkiem nieźle śpiewa. Lubi dobre czerwone wino i czekoladki.

- Nie widzę sensu w tym wywiadzie. Nawet jeżeli ma ci to w jakiś sposób pomóc, dla mnie to nadal najbardziej niedorzeczny pomysł. Czy myślisz, że ktokolwiek kiedykolwiek będzie chciał tego słuchać?



(Mała) Lise Bourett
ur.28.08.1998r., Miami (13 lat)

- Proszę Vivianne, przestań mnie tak nazywać. To, że jestem młodsza, nie znaczy że jestem mała.

Spokojna i poukładana. Trochę nieśmiała, co próbuje zmienić. Z niesamowitym głosem. Potrafi grać na skrzypcach i uwielbia stare filmy.


[ Lise to postać poboczna, ale będzie się pojawiać w wątkach (można też z nią stworzyć wątek). Być może zostanie tu na stałe. 
Aktualizacja: 25.08
Zdjęcia pochodzą z weheartit ]

249 komentarzy:

  1. [Pięknie się zgrałyśmy czasowo :) Witam już na wejściu. Vivianne wydaje się być interesującą młodą kobietką, a karta choć krótka dostatecznie ją opisuje. Jestem oczywiście chętna na wątek, ale czy Vivianne ma ochotę rozmawiac z nauczycielem, który jej nawet nie uczy? :D ]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Xaviera? Myślę, że w bibliotece lub, ze względu na nieprzyjemny nałóg, na zewnątrz ;D]

    OdpowiedzUsuń
  3. [O, witam :) Mmm... się znają, się znają... Coś mi świta... A nie, to tylko przypomnienie w telefonie.
    Nie mam nic dobrego. Mogą być przyjaciółmi, poznani w internecie, ucieszeni, że jednak mogą się spotkać i być w tej samej szkole. Vi może nie reagować na jego flitujące zaczepki, co chce zmienić. W każdym razie siebie szanują na wzajem. No nie wiem - wybierz coś z tych opcji, zmieniaj, co tylko ci się podoba i od razu zaczynaj, nie ma sensu marnować czasu :)]

    OdpowiedzUsuń
  4. [Jak dla mnie pasuje ;D Chcesz zacząć czy ja mam to zrobić?]

    OdpowiedzUsuń
  5. Niewiele znał tutaj miejsc, gdzie mógłby napić się dobrej kawy. Niewiele, bo od niedawna tutaj mieszkał, więc i znajomość miasta bez GPS'a w samochodzie leżała w gruzach. Dzisiaj jednak wolał zaryzykować i udać się na jakiś spacer. Skoro ma tu mieszkać, to musi poznać lepiej miasto. Wsiadł na motor i pojechał przed siebie, zostawiając za sobą kłęby szarego dymu. Po pokonaniu kilku przecznic zatrzymał się przed jakimś lokalem z ogromnym szyldem 'Kawiarnia'.
    - O tak- uśmiechnął się lekko na myśl o ulubionym napoju, którego dzisiaj jakoś przypadkowo nie wypił. Zostawił motor na parkingu i zdejmując kask przestąpił próg owej kawiarni.

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy tylko wszedł do kawiarni rozejrzał się dookoła. Brązowymi tęczówkami lustrował całe otoczenie i ludzi, którzy się tutaj znaleźli. Gdy tak wodził oczami po nieznajomych twarzach, ujrzał kogoś kto macha do niego dłonią, tym samym zapraszając go, aby się przysiadł. Skądś znał tą dziewczynę. Przez moment zastanowił się skąd. A, no tak! Był już raz z nią na kawie. Wtedy akurat się zgubił na mieście i właśnie ta dziewczyna wytłumaczyła mu jak może najszybciej dotrzeć do swojego mieszkania.
    - Witam- posłał jej szeroki uśmiech, siadając na wolne miejsce- Kolejny dzień spędzony w kawiarni?- zapytał.

    OdpowiedzUsuń
  7. Majorka – największa w archipelagu Balearów wyspa hiszpańska na Morzu Śródziemnym. Zamieszkuje ją około 846 000 mieszkańców.
    Akcja blogu rozgrywa się tutaj, na hiszpańskiej wyspie, a dokładnie w jej stolicy Palma de Mallorca. Zabawa, miłość, twarda szkoła życia-to właśnie wszystko co może Cię tu spotkać. Słońce delikatnie muskające twoją skórę, morska bryza i klimat, którego nie znajdziesz w żadnym innym miejscu. Słynne turystyczne miasto co roku przyciąga rzeszę turystów ale poza sezonem nadal pozostaje intrygujące.
    Wciel się w kogo tylko zechcesz. Ucznia tutejszego liceum, właściciela uroczej knajpki czy też pracownika wielkiej korporacji. Daj się ponieść i wykreuj nowatorską postać, właśnie tutaj, w miejscu gdzie liczy się tylko i wyłącznie dobra zabawa.
    majorka-life.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Aż dziwne, że znalazł chwilę na siedzenie w kawiarni. To było dość niecodzienne, bo w sumie ostatnimi czasy miał mnóstwo pracy. Co z tego,z e były wakacje; Casyan pracował cały rok i cały rok się starał. Nie odpuszczał. Takie właśnie miał zasady, o. I o ile w liceum jakoś specjalnie nie miał nic do roboty, to rzucił się w wir udzielania korepetycji słabiej radzącym sobie uczniom, co okazało się nie takie łatwe, jak sobie wyobrażał. Dlatego stwierdził, ze chwilka relaksu mu nie zaszkodzi.
    I właśnie wtedy spotkał tamta dziewczynę, podobno jego nową uczennicę. Nie kojarzył jej zbytnio, ale przecież nawet uczniowie, z którymi znał się dwa lata nie mogli liczyć za bardzo na to,z e ich zapamięta, bo Casyan nie miał pamięci ani do twarzy, a ni do imion. Właściwie nie miał żadnej pamięci, jeśli nie chodziło o historię antyczną, ale mniejsza z tym.
    - Proszę siadać, powinienem to od razu zaproponować, ale mieszanie kawy w filiżance niesamowicie mnie wciągnęło. - wstał i wskazał jej miejsce, czekając, aż dziewczyna spokojnie je zajmie.
    A potem się zaśmiał.
    - Hm, nie wiem, co przez to rozumiesz, ale muszę cię ostrzec, że porywasz się na bardzo ekstremalny przedmiot.- mrugnął do niej porozumiewawczo - To czerwony szlak dla zawodowców, który przetrwają tylko nieliczni.

    OdpowiedzUsuń
  9. Xavier wiedział, że potrzebował desperacko nikotyny. Nie wiedział, co mogłoby się stać gdyby nie dostarczył jej organizmowi, bo nigdy nie próbował. Istniała duża szansa na to, że padłby trupem na swoje biurko i znalazłby go jakiś uczeń. Co wtedy by sobie wszyscy o nim pomyśleli? Co prawda całe życie miał ten fakt głęboko w poważaniu, a wtedy wisiałoby mu to tym bardziej (chyba, że wierzący mają rację i to całe zycie po śmierci nie jest tylko podaniem ludowym), ale teraz jest nauczycielem...musiał o to dbać.
    Szybkim krokiem wyszedł, więc na zewnątrz, przed szkołę. Był może trochę złośliwy i nieprzystępny…trochę gderliwy, ale nie był świnia i nie miał zamiaru zasmradzać budynku pełnego nastolatków.
    Naprawdę, pomińmy fakt, ze oni sami zapewne wypalają sterty tytoniu. Pewnie biją go w tym na głowę.
    Oparł się delikatnie o ścianę budynku i zaczął obserwować wszystko, co znajdowało się przed nim. Uśmiechał się przy tym delikatnie.
    Dziewczyna, która zjawiła się tak nagle, do czego trudno się przyznać, trochę go przestraszyła. Wzdrygnął się lekko i popatrzył na nią wielkimi oczami.
    - Dla ciebie Pan Beakland, moja droga – mruknął, przyglądając się jej dokładnie. Za żadne skarby świata nie mógł sobie przypomnieć, czy ją zna. Być może to dlatego, ze duże okulary zasłaniały pół jej twarzy. Jego sprawne oko szybko wychwyciło, że nie były pierwszymi lepszymi szkiełkami z bazarku.
    - Nie chcę być złośliwy – zaczął powoli, nie spuszczając z niej wzroku. – Ani wredny, oczywiście. – Kogo on oszukiwał? – Ale zdajesz sobie sprawę z tego, ze twoje zaproszenie jest raczej niestosowne? Nie mogę pozwolić by moja uczennica stawiała mi kawę, ale jednocześnie nie mogę sam jej na nią zaprosić. Stawia mnie to w nieprzyjemnej sytuacji…

    OdpowiedzUsuń
  10. Uśmiechnął się lekko w jej stronę. Dziewczyna może była od niego nieco młodsza i śmieszyło go to całe per 'pan'.
    - Mów mi Alex- przedstawił się. Przez te całe per 'pan' czuł się jakoś staro. Spojrzał nieco zaciekawionym wzrokiem na książkę- Można wiedzieć co czytasz?- zapytał, kiedy nie mógł dostrzec tytułu lektury. W sumie teraz już rzadko kiedy czytał książki, ze względu na brak czasu, ale kiedy jakaś go już zainteresowała, to nie było zmiłuj. Czytał w każdej wolnej minucie. Choćby pół strony.

    OdpowiedzUsuń
  11. Kiwnął jej głową na przywitanie.
    - Bardzo mi miło, panno Bourett. - upił łyk kawy ze swojej filiżanki- Obawiam się jednak, ze znanie u mnie kilku słów nie wystarczy na zdanie roku. - mrugnął do niej porozumiewawczo - Niemniej jednak, podziwiam twoją odwagę, to naprawdę jest godne podziwu. Powiedz mi tylko, co masz zamiar potem robić? Bo jeśli nie jesteś pasjonatką, to bezsensownie siedzieć na moich lekcjach i marnować czas, w których można by nauczyć się niemieckiego na przykład, który poniekąd jest przecież bardziej używalny w świecie.- zauważył, uśmiechając się szeroko, jakby to było naprawdę ogromne odkrycie z jego strony. - Ale - zauważył po chwili - do początku roku jest jeszcze bardzo daleko i póki co masz jeszcze czas, żeby się wycofać, lub zacząć przygotowywać się psychicznie na spędzanie ze mną czasu na kółkach, które robię w każdy wtorek o piętnastej. Możesz wpaść i sprawdzić, na co tak naprawdę się porywasz.
    Przypomniały mu się jego czasy licealne. Tak naprawdę, nie radził sobie jakoś wyjątkowo dobrze; miał kilka przedmiotów, w których bił nauczycieli na głowę, ale z innych z trudnością przechodził do następnej klasy. Takiej matematyki na przykład. Ciągle zresztą się mylił w jakiejś głupiej tabliczce mnożenia; nie wiedział dlaczego ludzie twierdzą, że to komuś jest potrzebne. Ona na przykład jakoś żył i nie radził sobie źle. Chyba.

    OdpowiedzUsuń
  12. - Wszyscy ludzie są interesujący. Nawet nauczyciele z niemieckiego, chociaż tobie trudno jest w to uwierzyć. - zaśmiał się - okej, nie tylko tobie. I masz rację, ja słyszę tylko "hande hoch" w każdym zdaniu. Ale może to i dobrze? Zastanów się, jak bardzo stanowczo byś brzmiała. To jest wielce utylitarne. - pokiwał głową, jakby sam chciał potwierdzić własne słowa - poza tym, jestem szalenie ciekaw, kto powiedział ci o moich "intrygujących" zajęciach, co?
    Naprawdę, nie wierzył, że ktokolwiek mógł takie coś powiedzieć. Nie dlatego, że nie wierzył w siebie i tak dalej, ale ludzie jakoś niezbyt dobrze byli nastawieni do jego przedmiotu i trudno coś zorganizować bez jakiegokolwiek entuzjazmu, a tego mógł jedynie wymagać od swoich kółkowiczów, których było dokładnie dziesięciu: dwóch z trzeciej klasy, jednego z drugiej i siedmiu z pierwszej. I tak wiedział, że we wrześniu ta liczba zmniejszy się o połowę, zawsze tak było; kiedy pierwszoklasiści się zniechęca. Cóż, nie przejmował się tym zbytnio. I tak miał wystarczająco dużo innych inicjatyw rozpoczętych lub w planach, żeby się nad takim czymś zatrzymywać.

    OdpowiedzUsuń
  13. [taaak, relacje nauczyciel-uczeń są nudne. Co powiesz na to, aby spotkali się gdzieś na wyjeździe? Wakacje w końcu są i można z tego skorzystać. Ponadto jak będą się już znać/kojarzyć, to chyba nawet łatwiej. :>]

    OdpowiedzUsuń
  14. Rzeczywiście, jakieś babskie poradniki jakoś specjalnie go nie kręciły. Uśmiechnął się lekko pod nosem, słysząc to co mówi dziewczyna. Chwilę potem zauważył jak jakieś dwie dziewczyny obgadują ich. Skąd to wiedział? A no bo przecież kto normalny co drugie słowo patrzy na kogoś innego, od czasu do czasu, wskazując na ową dwójkę palcem, albo podbródkiem.
    - Znasz je może?- zapytał Vivi, ukradkiem wskazując na plotkary- Bo ja jakoś nie kojarzę ich.

    OdpowiedzUsuń
  15. [Oczywiście. :>]

    Lipiec dobiegał końca, a ja jeszcze nigdzie się nie wybrałem na urlop. To było dość dziwne, gdyż zazwyczaj już na początku wakacji wybierałem się do jakiegoś ciekawego miasta osadzonego gdzieś nad oceanem. Zwykle była to Ameryka, aczkolwiek często wybierałem się też do Europy czy Australi. Tę ostatnią wybrałem tym razem.
    - Dzień dobry, w czy mogę pomóc? - zapytał wesoło mężczyzna w recepcji. Posłałem mu serdeczny, a zarazem wdzięczny uśmiech i wyjasniłem, iż mam rezerwację. Gdy oddał mi klucz do mojego stałego pokoju, skierowałem się do windy. Parę minut później byłem już w swoim pokoju. Pokój wyglądał schludnie i był dość sporych rozmiarów. Tak już jest w przypadku apartamentów, w końcu raz na ruski rok mogę sobie pozwolić na takie wydatki. Przeciągnąłem się leniwie ze zmęczenia, po czym zdecydowałem rozpakować się w sypialni. Jednakże gdy do niej wszedłem stanąłem jak wryty, widząc znajomą dziewczynę, która rozpakowywuje swoje rzeczy do MOJEJ szafy w MOJEJ sypialni.
    - Co robisz? - zapytałem, unoszac brew ku górze. - Czyżbym nie był sam tym razem?

    OdpowiedzUsuń
  16. Wyciągnąłem klucz z kieszeni i uniosłem go na wysokość moich uczu, sprawdzając jednocześnie czy numerek zgadza się. Tak, wszystko było w porządku. Poza tym, nie dostałbym się tutaj inaczej niżeli używając klucza, wszystko bowiem było zamknięte na czteryspusty. Poruszyłem lekko ręką, tak że klucz wyginał się to w prawo, to w lewo, tym samym pokazując dziewczynie, że go posiadam. Westchnąłem cicho, lustrując dziewczynę od stóp do głów. Może to ona pomyliła pokoje? A może dziwnym trafem recepcjonista się pomylił, kto wie. Byłem jedynie świadom, że ta sytuacja jest nieco krępująca. - Mógłbym spytać o to samo, bo nie wiem co robisz w moim pokoju,Vivianne.. - mruknąłem, robiąc krok do tyłu. Dziewczyna była prawie naga, jedynie ręcznik okalał jej idealne ciało. Odrząknąłem cicho, wychodząc z pokoju. Co jak co, ale nie chcę wyjść na zboczeńca, to zniszczyłoby moją reputację. - Może się ubierz i wtedy porozmawiamy. - powiedziałem głośno z innego pokoju.

    OdpowiedzUsuń
  17. Zmarszczył nieco czoło, aby później się rozpogodzić. Kiedy dziewczyny zauważyły, że Alex wpatruje się w nie swoimi brązowymi tęczówkami, odwróciły się zawstydzone i zaczerwienione tyłem do niego. Chłopak uśmiechnął się lekko z uzyskanego rezultatu.
    - A więc jeszcze się uczysz- bardziej stwierdził niż zapytał. Właśnie wtedy podeszła do nich kelnerka.
    - Coś podać?- zapytała.
    - Dla mnie kawę. Espresso, bez mleka i cukru- dostrzegł zdziwienie na twarzy kelnerki. No cóż... każdy ma inny gust i chyba nie powinien w to ingerować- Chcesz może coś do picia?- zapytał uprzejmie dziewczynę, siedzącą obok niego.

    OdpowiedzUsuń
  18. Powinien teraz powiedzieć, że słuchanie plotek nie jest niczym mądrym; byłoby to wyjątkowo pedagogiczne posunięcie z jego strony, ale jednocześnie wykazałby się hipokryzją, bo przecież sam zachowywał się czasem, jak jedna z tych pań, które często przed blokiem siedzi na ławce i wraz z koleżankami gromadzi informacje o znajomych.
    - W takim razie sprawdzisz. Bardzo mi miło, że jesteś taka zdecydowana. - uznał w końcu, kręcąc łyżeczką w palcach i przyglądając się jej uważnie - Cenię ludzi pewnych siebie. - dodał nieco zagadkowym tonem i uznał, że chyba nie zaszkodzi, jeśli sobie zamówi tutaj jakieś ciasteczko. Padło na eklera przekładanego kremem karmelowym i już po chwili zjawił się kelner dźwigając mały grzech Casyana na uroczym, porcelanowym talerzyku. W tym miesiącu obiecał sobie nie jeść słodyczy, bo ostatnimi czasy mocno przesadzał; poza tym, jedzenie ich w zbyt dużej ilości w jakiś sposób było sprzeczne z jego zasadami, jakkolwiek to w tym momencie nie brzmi.

    OdpowiedzUsuń
  19. Pokiwałem przecząco głową. O nie, ja się stąd nie ruszam. Zawsze, ale to zawsze zajmowałem ten pokój i nie było żadnych komplikacji, a jeśli były to takie usuwałem i pokój pozostawał do mojej dyspozycji. - Proszę bardzo, ale ja się nie ruszam stąd ani o milimetr. - powiedziałem, przyglądając się dziewczynie z cwanym uśmiechem. O nie, nie, nie. Nawierzch wychodził drugi, cyniczny Smith. Westchnąłem cicho, uspakajając się tak. Co jak co, ale była moją uczennicą. Powinenem więc być miły. - I błagaaaam, mów mi David!

    OdpowiedzUsuń
  20. Westchnąłem bezgłośnie, kręcąc przy tym przecząco głową. Nie ruszam się , poymsłałem ponownie. widząć postawę dziewczyny wywróciłem teatralnie oczyma, po czym wstałem z kanapy. Wziąłem swoją walizkę do ręki. - Apartament jest duży, a ja nie zamierzam się stąd ruszać. - rzekłem, rozglądając się. O ile dobrze pamiętałem były tu dwa pokoje sypialniane, duzy pokój z aneksem kuchennym, łazienka (niestety jedna) i wielki balkon z panoramą na ocean. - Najwyżej mogę wziąć drugą sypialnię, Vivienne. To wszystko. - mruknąłem. Nie po to płaciłem tyle, aby teraz zrezygnować z jednego z najlepszych apartamentów w tym zasranym hotelu. Inne były już dawno pozajmowane, więc nie pozostawało mi nic innego jak tutaj zostać.

    OdpowiedzUsuń
  21. Zmarszczył brwi w ów szczególny sposób, jakby się nad czymś intensywnie zastanawiał.
    - Tak, jestem z Finlandii.- pokiwał głową - To ciekawe, co mówisz. Myślałem, że dziewięćdziesiąt osiem procent ludzi ze szkoły kompletnie nie wiem o moim istnieniu, a tu okazuje się, że temat mojej osoby czasem nawet się przewinie przez jakąś rozmowę. Tak wnioskuję, przynajmniej. - uśmiechnął się i powtórzył - Tak, jestem z Finlandii, z Helsinek konkretnie. Twoje imię i nazwisko brzmi z francuska za to. Masz może korzenie w krainie winem i serem płynącej?
    Umilkł na moment i znowu na nią spojrzał tak, jakby chciał przejrzeć ją na wylot, a konkretnie jej głowę. Nie wiedział w sumie,,dlaczego.
    - to widać? - podjął temat na nowo - No, może faktycznie trochę skandynawski z wyglądu jestem. A w Nowym Jorku...hm , cóż złożyło się na to mnóstwo różnych dziwnych wypadków i sam właściwie nie wiem, jak to się stało, że tutaj jestem.
    Dlaczego ona była taka dociekliwa? Nie, żeby miał coś przeciwko, ale zwykle rozmawiał w ten sposób z uczniami, z którymi się już trochę dłużej znał. O ile w ogóle rozmawiał z nimi prywatnie. A tymczasem ona pojawia się tutaj i tak po prostu pyta go o te wszystkie rzeczy.

    OdpowiedzUsuń
  22. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  23. [ Ten cudak usunięty wyżej, to moje... nie wiadomo co :D ]

    - Przecież jestem przed trzydziestką. Teoretycznie stoję jedną nogą w grobie. - zaśmiał się - Poza tym, nie sądzę, żeby to miało jakikolwiek wpływ na gadanie o mnie. Większość nauczycieli tutaj, to stosunkowo młodzi stażem ludzie w wieku oscylującym właśnie w granicach mojego. Myślę raczej, ze to kwestia tego, ze ponoć uchodzę za atrakcyjnego.- stwierdził zwyczajnym tonem zupełnie pozbawionym jakichkolwiek emocji, zabierając się za eklera - Aczkolwiek i tak to jest bez znaczenia przecież. - urwał na moment, zerkając na nią z ukosa - Francja to piękny kraj. Oczywiście nie Paryż, ani te wszystkie przereklamowane miejsca. - to powiedział po francusku; był to drugi z bardziej użytecznych języków w jego asortymencie umiejętności lingwistycznych obok angielskiego. Spędził nawet w tamtym kraju kilka lat, kiedy studiował pedagogikę. W sumie, nie wiadomo po co, ale tak to sobie umyślił i na krótko przed przybyciem do Nowego Jorku uważał się już prawie za Nicejczyka.
    - Mieszkasz może w akademiku? - spytał. Nie sądził, żeby tak było; dziewczyna nie wyglądała na taką. Ale kto wie...

    OdpowiedzUsuń
  24. Bradley High School. Mówi ci to coś? Koniecznie sprawdź! www.bradlet-high-school.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  25. - Byłem w Prowansji kilka lat temu; lawendowe pola sprawiają niezwykłe wrażenie. Przypomniało mi się, że to akurat choć przereklamowane jest również urokliwe. - rozsiadł się wygodniej na krześle - No i uważam, że masz rozsądnych rodziców. Przynajmniej chcieli zapewnić ci jaką taka opiekę. Pewnie myślą, że w tym akademiku masz nad sobą stały dozór i jesteś bardzo grzeczna. - zaśmiał się. Dokładnie wiedział, co się tam wyrabiało; tak się akurat składało,z e od czasu do czasu tam bywał. I to nie bynajmniej w roli pedagoga, czy też strażnika spokoju, oj nie... Casyan miał często wrażenie, ze siedzi po złej stronie biurka.
    No a poza tym, sam skończył liceum z internatem; więc miał chociaż częściowe pojęcie o toczącym się tam życiu. Potem jakby coś sobie przypomniał i zerknął na zegarek.
    - Szalenie mi przykro, ale będę musiał już lecieć. Także jeśli masz ochotę, możesz mnie złapać na jednym z wtorkowych kółek.- dodał i zawołał kelnera, płacąc i za nią i za siebie.

    OdpowiedzUsuń
  26. [ Oczywiście, bardzo chętnie. Zastanawiam się nad tym powiązaniem ale jest mi ciężko, bo niewiele można z karty wywnioskować. Zawsze mogą się znać z wolontariatu w szpitalu, jeśli Vivienne się tym zajmuje. I niby jest z klasy III, ale wiek sugeruje na klasę II więc mam dylemat. Jeśli jednak klasa trzecia to mogą się znać z koła teatralnego. :)]

    Laurion

    OdpowiedzUsuń
  27. Uśmiechnął się tylko na słowa dziewczyny. On sobie nawet postanowień nie dawał; nie chciał już sobie wyrzucać, że znowu się nie udało. Lepiej było starać się na bieżąco, lub w ogóle' mniej stresu.
    ***
    Od spotkania w kawiarni minął dokładnie tydzień. Tak się przynajmniej Casyanowi wydawało, bo właśnie siedział w sali, czekając na uczniów, którzy mieli się w tej sali stawić. Tak naprawdę nie zdawał sobie sprawy, że dzisiaj wcale nie było wtorku, tylko czwartek, a wtorek po prostu przegapił, spędzając go na jakiejś imprezie, której i tak zbytnio nie pamiętał.
    Kiedy zegar wskazywał piata po południu, stwierdził, że już mu się nie chce czekać i wyszedł z sali, zamykając ją na klucz. Co jak co, ale już się z nimi wszystkimi rozmówi....
    Tak sobie przynajmniej w myślach mówił; oczywiście nic nigdy z tego nie wychodziło, bo Casyan po prostu nie potrafił się gniewać, a teraz nawet nie miał powodu... tylko, że jeszcze o tym nie wiedział. Właśnie wtedy zauważył Vivianne idącą korytarzem w stronę biblioteki.

    OdpowiedzUsuń
  28. Spojrzał na nią uważnie.
    - Siedziałem tutaj całe dwie godziny i czekałem, aż ktoś się zjawi. Nie wiem, czy czasem nie przysnąłem, czy co, ale głowę dam sobie uciąć, że nie widziałem nawet jednego kółkowicza i ciebie też nie...- zmarszczył brwi. No mogli go obudzić przynajmniej, czy coś. Nie pogniewałby się, gdyby stwierdzili, że dzisiaj nie chce im się przerabiać łaciny, naprawdę. No chyba, że...
    I uśmiechnął się bardzo szeroko, a właściwie zaśmiał gorzko pod nosem, załamując się odrobinę nad swoją głupotą. Co prawda, dalej nie wiedział, jaki jest dzień, ale to wtorek nie mógł być.
    - Przepraszam.- powiedział tylko, zanim pacnął sobie ręką w czoło - Naprawdę zapomniałem. Przykro mi, że wszyscy na mnie czekali. Będę to musiał wam wszystkim jakoś wynagrodzić.... - zastanawiał się przez moment - A gdzie ty teraz właściwie idziesz? Może pomogę nieść ci te wszystkie książki, co? - zerknął na twarz Vivianne do połowy schowaną za stosem tomiszczy.

    OdpowiedzUsuń
  29. - Bardzo pięknie, że dużo czytasz. - stwierdził, odbierając stos książek od niej. On sam uwielbiał je; był niemal fanatykiem takiego sposobu spędzania czasu, choć ostatnio w ogóle nie miał na to czasu. Potem zerknął na tytuły poszczególnych tomów i uśmiechnął się przekornie. Większość z nich to nie były ambitne dzieła. Romanse w zatrważającej ilości. Casyan nawet takich kilka przeczytał, żeby na koniec stwierdzić, że każdy z nich jest dokładnie taki sam, jak poprzedni i już nie wrócił do tego rodzaju książek. Były zbyt przewidywalne w jego oczach.
    Doszli do biblioteki; nauczyciel przepuścił dziewczynę przodem, a nogą zaczepił o krawędź drzwi, żeby te się zamknęły. Odstawił je na biurko, przy którym nie siedziała żadna z dwóch pań, które tu pracowały. Casyan i reszta nauczycieli zgodnie twierdzili, że to właśnie one mając najmniej pracy urządzają sobie najwięcej wolnego, aczkolwiek jakoś nie zwracał uwagi na to. W pokoju obok, który był czytelnią siedziało kilkoro uczniów zajętych zwykle siedzeniem przy komputerach, które się tam znajdowały.
    - Mam nadzieję, że nie zmarnowałaś w jakiś znaczący sposób swojego czasu, czekając tam na mnie...- wrócił do tematu zajęć, które się nie odbyły. W jego głosie ciągle pobrzmiewała skrucha.

    OdpowiedzUsuń
  30. - A więc znowu plotkowaliście; nieładnie, nieładnie... - pokręcił głową z ubolewaniem, by potem się uśmiechnąć - A w dodatku próbowaliście wymyślić dla mnie karę. Cóż, czas najwyższy, żebym rozpoczął inwigilację i zaczął się z wami spoufalać. Jako, że jesteś aktualnie najbliżej, to z tobą będzie najprościej. - mruknął - wszystko w trosce o moje życie, naturalnie.
    Nie, naprawdę było mu głupio z powodu jego zapominalstwa, ale uznał, że już i tak nic nie może zrobić poza tym, że ich przeprosi.
    - Oj, a ja chciałem wam to wynagradzać... Ale skoro knujecie przeciwko mnie, to nic z tego. Skończył się dobry i ustępliwy pan Korhonen, oj skończył...- dodał, próbując nadać bardzo złowieszczy ton swojemu głosowi.

    OdpowiedzUsuń
  31. Kiedy pani bibliotekarka pojawiła się przy kontuarze, rzucił jej krótkie, acz uprzejme "dzień dobry" i poczekał spokojnie, aż dziewczyna odda książki, po czym wskazał jej jakiś regał na drugim końcu sali.
    - Tam są te książki, o które mnie prosiłaś. - widząc pytające spojrzenie Vivianne, tylko uśmiechnął się cwanie i lekko popchnął ja w tamtym kierunku. Dziewczyna chyba nie wiedziała, co teraz mogłaby mu powiedzieć lub zrobić, toteż do pólek doszli bez większych utrudnień, do pewnego momentu tylko obserwowani przez panią zza biurka.
    - Widzisz? Na oczach pracownicy tej szkoły odciągnąłem ci w ciemne, niebezpieczne miejsce i nikt nie zareagował. Radziłbym jednak zrezygnować z tych wszystkich tortur i wyznać wszystkie ustalenia tego spotkania. - znowu spróbował to powiedzieć bardzo złowieszczo i znowu poniósł porażkę, bo nie był w stanie ukryć uśmiechu, który bezwiednie plątał mu się po twarzy i krzywił kąciki oczu.

    OdpowiedzUsuń
  32. - Jeszcze żadnej nie wymyśliłem - przyznał szczerze - Ale to na pewno będzie coś makabrycznego. Umiem robić wiele rzeczy. Wymyślać straszne kary również. - wyprostował się, żeby przynajmniej cała sylwetka wyglądała władczo i groźnie. Bo z mimiką raczej słabo mu szło.
    - Tak więc masz czas się jeszcze uratować, bo inaczej...- tu starał się uzyskać dramatyczny nastrój, grając pauzą - inaczej naprawdę się przekonasz, ze łacina to zły wybór.
    Chciał jeszcze na koniec dodać "muahahaha", ale się powstrzymał; to by mogło dać jeszcze bardziej komiczny efekt, niż cała ta sytuacja, a do tego nie chciał dopuścić. Miał pragnienie zachować resztki swojej godności i ukryć swoje aktorskie braki. Bardzo poważne, nawiasem mówiąc.
    - Nie... bez przesady. - zaśmiał się w końcu w normalny sposób i spojrzał na napis nad regałem, który głosił, że tutaj znajdują się horrory. - Zobacz, przynajmniej dobre miejsce wybrałem. - ucieszył się, patrząc po grzbietach książek.

    OdpowiedzUsuń
  33. Końcowo zaśmiał się tylko, bo już nie chciało mu się mówić nic w tym zakresie.
    - Tak w ogóle, to dobrze, ze tutaj jestem, bo chciałem sobie coś wypożyczyć.- stwierdził. O tak, pewnie gdyby nie spotkał Vivianne, to zachodziłby w głowę całe godziny, co też takiego miał zrobić, a końcowo i tak by nic nie wymyślił. Czasem jednak zbiegi okoliczności są wyjątkowo dobre.
    I skręcił w boczną alejkę, w dział "popularnonaukowe". Miał zamiar trochę się podokształcać, a przy okazji przejrzeć pozycje, które powinien już dawno wypożyczyć.
    - "Tortury na przestrzeni dziejów" - odczytał głośno tytuł i spojrzał na okładkę przedstawiającą mężczyznę rozciąganego przez dwóch innych za pomocą jakichś łańcuchów i rzemieni - Tak, teraz już będę wiedział, co z wami zrobić. - stwierdził i zabrał ją ze sobą, po czym podszedł do biurka i podał numer swojej karty.
    Pani nadal na niego dziwnie się patrzyła, ale nie przejął się tym w jakiś znaczący sposób. Ona często tak patrzyła. A Casyanowi nawet wydawało się, że coś miała potem wspólnego z różnymi plotkami krążącymi po szkole. Ale to w końcu były tylko domysły i jak na razie nie miał żadnych dowodów, że tak właśnie jest.

    OdpowiedzUsuń
  34. Odwrócił się do niej i powoli zaczął zmierzać do wyjścia.
    - Nie wiem, jak tobie, ale coś mi się wydaje, że ta pani ma już nas na dzisiaj dość. Jakkolwiek dziwnie to nie brzmi - mrugnął do niej i zniżył głos do konspiracyjnego szeptu, przy okazji otwierając szeroko drzwi - Skąd to pytane? No na pewno nie byłbym nauczycielem. - zachichotał krótko - Myślę, że żyłbym na przełomie piętnastego i szesnastego wieku, miał bym swój statek i byłbym odkrywcą. A jeśli nie, to przynajmniej misjonarzem z takiego statku. Tak sobie to wyobrażam. Przyjaźniłbym się z Kolumbem i innymi ludźmi tego formatu. Sam zresztą byłbym jednym z nich. - wyjaśnił, przypominając sobie, o czym marzył, kiedy był dzieckiem. Okej, marzył o tym do tej pory. - A teraz serio. To był jakiś test, tak? Psychologiczny? Lub udowadniający coś, albo nie daj Boże ułatwiający zastosowanie na mnie tortur, czy jak? Ty też teraz musisz odpowiedzieć na to pytanie. Żebym ja ewentualnie mógł je wykorzystać. A więc Vivianne, mając do wyboru wszystkie epoki, kim chciałabyś w nich być?
    Wyszli na korytarz; było około wpół do szóstej wieczorem. Tak przynajmniej wskazywał ogromny zegar na kościelnej wieży za oknem.

    OdpowiedzUsuń
  35. Nie powiedział już, że spodziewał się, że Vivianne właśnie wybierze coś takiego. I nie dodał także, że Maria Antonina była znana ze swojej próżności, głupoty, rozrzutności (" - Pani, lud nie ma chleba! - Niech więc jedzą ciastka!") no i że nie skończyła dobrze swojego żywota, jeśli gilotyna może być czymś pełnym chwały. Pomijając fakt, że podobno osiwiała w ciągu jednej nocy, jak się dowiedziała, co z nią chcą zrobić. Cóż, dziewczyna jednak chciała być kimś na kształt, może więc wykazywałaby się w swoim osiemnastowiecznym wcieleniu większą roztropnością. Uśmiechnął się do swoich myśli; co to w ogóle za temat?
    - Jak miło, że podsuwasz mi te wszystkie pomysły. - zironizował odrobinkę - A teraz gdzie się wybierasz? No i najważniejsze; kółko po prostu przełożymy na następny wtorek, tak? - podrapał się po głowie, zastanawiając się, czy właśnie tak powinien zrobić, czy może przeskoczyć już do następnego tematu. W końcu łacina nie wymagała jakiejś niewiarygodnej regularności.

    OdpowiedzUsuń
  36. [dobre checi pol sukcesu jak to mówią xD, witam również! nad wątkiem pomyślę, bo chwilowo wczorajsze wesele wciąż nie pozwala mi jasno myśleć xD]

    OdpowiedzUsuń
  37. Pokiwał głową.
    - Tak, postaram się zrobić wszystko, by nie zapomnieć. A tymczasem obiecałem koledze po fachu, że dokończę za niego sprzątanie w sali historycznej, której nawiasem mówiąc, czasem będziemy używać. - stwierdził, przypominając sobie o ciasnej graciarni z zaledwie jednym małym okienkiem gdzieś poniżej parteru. Było tam zawsze mnóstwo kurzu, mnóstwo przedmiotów, które nie pasowały nawet do składzika, no i o dziwo, często uczyli niej profesorowie, których Casyan lubił. Miał nawet na to swoją teorię: to miejsce wytwarzało szczególny rodzaj promieniowania, który przyciągał ich wszystkich. Wspaniale, dzięki temu od razu wiedział, że się z kimś polubi.
    - W takim razie do zobaczenia. - powiedział w końcu, patrząc na nią z uśmiechem.

    OdpowiedzUsuń
  38. - Mam randkę. - powiedział nader poważnym, niemal grobowym tonem usiłując patrzeć na nią z niewzruszona twarzą, a chociaż nie mrugać, jakby go coś opętało. Potem oczywiście się roześmiał, jak to Casyan. Stwierdził jednak, że serio mu to nie idzie i nie ma sensu już się jakoś specjalnie wysilać - Mój eks mówił tak samo. To zadziwiające, że dla wielu ludzi jest to doskonałym uzasadnieniem. - to wyrwało się z jego ust, zanim zdążył dokładnie się zastanowić, co też w ogóle chciał powiedzieć. Poprawił nerwowo włosy.
    - Tak więc, sądzę, że możesz mi pomóc w sprzątaniu. Byle nie będziesz oczekiwać specjalnego traktowania na lekcjach. - spróbował zagadać (o ironio!) swój długi język i odszedł kilka kroków w kierunku schodów. Jemu to pasowało: w końcu co dwie pary rąk to nie jedna,a przy okazji wszystko będzie zrobione dużo szybciej. Tak przynajmniej sobie to wyobrażał.
    - Vivianne, idziemy! - zakomenderował, oglądając się za siebie, żeby sprawdzić, czy dziewczyna za nim idzie.

    OdpowiedzUsuń
  39. Pkkręcił przecząco głową.
    - Nie powinnaś. – przyznał. Nie dlatego, że jego orientacja, nawiasem nie-homo stanowiła jakąś wielką tajemnicę, ale dlatego, że po prostu są pewne granice w relacjach uczeń-nauczyciel i jakkolwiek Casyan często miał wrażenie, że po błędnej stronie biurka siedzi, tak tych zasad starał się przestrzegać.
    Ale spodziewał się, ze prędzej, czy później jego gadulstwo sprawi mu mnóstwo kłopotów, wiec się tym specjalnie nie przejmował. Pomijając fakt, że nie był to pierwszy raz; ba, rzec można nawet, że to mógłby być nawet tysięczny, przy zagęszczeniu gaf i wpadek, które popełniał każdego dnia. Taka właśnie już była jego natura.
    - Vivianne, nie wleczemy się! Jeśli chcesz mi pomóc, to wiedz, że czeka nas kupa roboty, a ja chciałbym stąd jednak wyjść przed zamknięciem o północy. – zaznaczył dobitnie, przystając na moment, by dziewczyna mogła zrównać z nim krok.

    OdpowiedzUsuń
  40. [Chyba tak. Zaczynamy nowy czy ciągniemy tamtem?]

    OdpowiedzUsuń
  41. [Okay, moja wena też lekko podupada, ale myślę, że coś wymyślę]

    Przechadzała się po parku w lipcowy słoneczny dzień. Rozmyślała o wszystkim i o niczym, tak naprawdę chciała jedynie odpocząć od zgiełku miasta. Nagle w niewielkiej odległości od niej na tej samej uliczce dojrzała znajomą twarz. Była to jedna z uczennic szkoły.
    - Dzień dobry - przywitała się z uśmiechem.
    Michelle Dockery

    OdpowiedzUsuń
  42. Zaczął się śmiać, słysząc jej słowa.
    - To takie miłe z twojej strony, że próbujesz ratować sytuacje, ale naprawdę nie trzeba. To jest urocze w twoim wykonaniu. – powiedział szczerze i otworzył przed nią salę – Ale nie musisz się martwić, ja już przyzwyczaiłem się do takich sytuacji. Po prostu tematu nie było, ok.?
    Hm, gdyby wiedział, że Vivianne prowadzi pamiętnik, to pewnie miałby ogromną ochotę przeczytać, co tez dziewczyna napisała odnośnie jego niewyparzonej gęby i wszystkiego, co z niej zdąży wylecieć. Ale nie miał o tym pojęcia, więc uznał, że najbezpieczniej będzie, jeśli po prostu to zakończą.
    Kiedy weszli do klasy, w nozdrza uderzył ich jakiś słodki ciężki zapach. Na dłuższą metę to było drażniące, czy wręcz przyprawiające o wymioty, a Casyan uważał, że tak właśnie musi pachnieć starość. I trochę racji w tym miał, choć nie do końca.
    W powietrzu natomiast wirowały drobinki kurzu, które przy dogasających promieniach zachodzącego słońca zdawały się lekko połyskiwać. To można było nazwać nawet ładnym zjawiskiem, którego magia trwa, dopóki złocista kula całkowicie nie schowa się za horyzontem.
    - Proponuję najpierw posegregować tamte mapy. – wskazał metalowy stojak w kącie, kiedy po dłuższej chwili wpatrywania się w kurz przypomniał sobie, po co tu właściwe są.

    OdpowiedzUsuń
  43. - Obiecuję, że jednak postaram się wypuścić cię przed nocą. - powiedział, odsuwając jakiś olbrzymi karton starych podręczników, który stał w kącie. A pająków nie było; to znaczy, na razie ich nie widział, chociaż srebrnoszary woal jeszcze chwilę unosił się tuż nad podłogą, zanim nie zmiótł go z jej powierzchni prowizoryczna konstrukcją ze zmiotki i drążka.
    - Tak, to mógłby być bardzo dobry film. Pod warunkiem, że ja bym w nim nie występował.- uśmiechnął się na myśl o swoich aktorskich umiejętnościach i zaczął wydobywać z pudła książki. Część z nich odkładał na stolik, a inne, te najbardziej zniszczone przekładał do osobnego, mniejszego już kartonu.
    Właściwie, mimo, że sala prezentowała się niezbyt dobrze, to Casyan był i tak szczęśliwy, ze nie wygląda tak, jak na początku, kiedy zaczynał porządki z którymś z historyków. To dopiero była tragedia.
    - Poczekaj tutaj chwilę, skoczę po szmaty do sprzątaczek. - przypomniał sobie, kiedy spojrzał na swoje ręce i ich odciski na grzbietach podręczników.

    OdpowiedzUsuń
  44. - Przejrzałaś mnie, Vivianne. Teraz naprawdę muszę cię zabić. – tym razem nawet nie udawał żadnego super złowieszczego tonu, a od razu się uśmiechnął i zaczął wycierać książki. Potem zauważył, że mapy są już posegregowane, więc z niemałym trudem wziął cały stojak (Casyan był przekonany, że waży jakieś trzy tony, jeśli nie więcej…) i przestawił go gdzieś pod ścianę. Oczywiście, w tamtej chwil iw ogóle nie oddychał, żeby nie sapać jak jakiś dziewiętnastowieczny wóz parowy, albo co gorsza coś innego i jednocześnie próbował w ogóle się nie zaczerwienić, co naturalnie średnio mu wyszło. Potem udawał, że poprawia poszczególne mapy, żeby mieć pretekst do krótkiego odpoczynku, a następnie stanął z powrotem obok dziewczyny i złapał za szmatę.
    - Mógłbym cię na przykład przydusić do ziemi takim kartonem – tu wskazał podbródkiem na pudło z książkami – a potem zadźgać wskaźnikiem. – zastanowił się głębiej przez moment, wbijając spojrzenie w trzonek miotły - Albo jeszcze tym drążkiem ewentualnie. – pokiwał głową – Ale koniec, koniec mojego fantazjowania; samo się nie posprząta, a coś czuję, że spędzę tutaj jeszcze co najmniej dwa takie wieczory.
    Westchnął.

    OdpowiedzUsuń
  45. Nie zwrócił już jej uwagi, ze pozbyła się „pan”. W gruncie rzeczy byli tutaj sami, więc mogła sobie mówić do niego po imieniu.
    - Mordercy do tej pory nie złapano. Niektórzy twierdzą, ze nadal przebywa na miejscu zbrodni, co jest absolutnie niemożliwym, zważywszy na to, że sala, w której go dokonano do obszernych należy. Nie mniej jednak należy liczyć się też z ewentualnością, że morderca zna różne tajemne skrytki i że nie zawaha się ukryć w którejś z nich, by nadal pozostać nieuchwytnym. – kontynuował transmisję głosem dziennikarki, przy okazji kończąc segregować ksiązki.
    I na potwierdzenie swoich słów, brnąc między innymi kartonami, mapami, stolikami i krzesłami dotarł do końca sali i zdjął ze ściany ogromy plakat przedstawiający sposób ubierania się rzymskich patrycjuszy. Znajdowało się tam przejście do zaplecza, aczkolwiek patrząc na klasę, to jednak ona musiała robić za składowisko wszystkich tych rzeczy, które normalnie powinny znajdować się właśnie tam
    - Taaa daaaam! Tam postaramy się przenieść część tego syfu. Niektórzy nauczyciele nadal nie wiedzą, ze mają coś takiego.- kiwnął głową w stronę mniejszego pomieszczenia i uśmiechnął się lekko. To by tłumaczyło, dlaczego w tej sali zawsze panuje taki bałagan.

    OdpowiedzUsuń
  46. Uśmiechnął się tylko pod nosem. Na zapleczu z pewnością było mnóstwo skarbów, jednak Casyan nie sadził, żeby mogli znaleźć coś na miarę Indiany Jones’a. Chociaż, przecież od czego mają wyobraźnię?
    - Tam podłoga zasłana jest rozkładającymi się trupami. – wskazał podbródkiem drugie pomieszczenie - Oczywiście, ciała są niekompletne, bo morderca je mrozi, kroi, a potem wrzuca do zupy. - dodał jeszcze tylko – filmy grozy to jednak jest coś, co bardziej tutaj pasuje, zważywszy na fakt, ile jeszcze czeka na mnie tego strasznego sprzątania. To naprawdę nadaje się na scenariusz. No, ale, wracając do sprzątania, to mam plan: książki, które nie są w kartonach będziesz mi podawała, a ja w tym czasie będę je układał na półkach. – to mówiąc, wyciągnął skądś rozkładaną, zardzewiałą drabinkę i postawił ją tuż za progiem. Mimo, że Casyan był naprawdę wysoki, to jednak nawet ona nie sięgał na najwyższe półki. To była starsza część budynku, która była wybudowana w ten specyficzny i kompletnie nie praktyczny pionowy sposób. Chociaż może dodawało to pewnej powagi temu miejscu.

    OdpowiedzUsuń
  47. Pokręcił głową.
    - Jeszcze byś spadła, a ja serio musiałbym się tłumaczyć z zabójstwa, którego nie popełniłem. Może więc po prostu znajdziemy sobie inne zajęcie? – to mówiąc, rozejrzał się uważnie po pomieszczeniu – O, tamte parapety. Leży tam mnóstwo miniatur budowli. Może je odkurzymy i jako tako ułożymy, co? Z książkami poradzę sobie ewentualnie sam, jutro. – uściślił i powoli zszedł po stopniach drabinki – Poza tym sadze, że nie powinnaś tak mówić. – mrugnął do niej – Jakby nie patrzeć, tutaj panują takie zasady, że p pierwsze jestem nauczycielem, a dopiero potem człowiekiem. – uśmiechnął się.
    Nie miał pojęcia, dlaczego ktoś to tak urządził, ale tak było i Casyan chcąc nie chcąc musiał się jakoś dostosować.
    - Pomyślałem też sobie, że skoro tak miło mi pomagasz, to nie będziesz miała nic przeciwko jakiemuś serniczkowi domowej roboty. Oczywiście, nie mojej roboty, bo tego też mogłabyś nie przeżyć. – dodał szybko, jakby znowu powiedział coś niesamowicie głupiutkiego.

    OdpowiedzUsuń
  48. - Serniczek zrobi pewna pani z cukierni. Co prawda, znam tylko jej imię i smak wypieków, ale śmiało możesz uznać, że jesteśmy jak rodzina. To prawie, jakbym robił to ja sam. – wyszczerzył się do niej – „domowa robota” to tylko taki chwyt marketingowy, żeby nie było, że nie włożę ani grama w przygotowanie tego. Bo włożę. Kupię i przyniosę. – powiedział pełnym dumy tonem – czysta psychologia, Vivianne.
    Złożył drabinkę i odstawił ją do kąta, a potem przysiadł na brzegu ławki, tuż przed dziewczyną, biorąc sobie uprzednio na kolana makietę zikkuratu, którą zaczął oczyszczać z pyłu.
    - Co to za pytanie? Jak to: postarza mnie? Ten zawód jedynie daje mi możliwość bycia WZGLĘDNIE poważnym od ósmej do czternastej w roku szkolnym. – wzruszył beztrosko ramionami – I bardzo mi miło, że to zauważasz. To prawda, wyglądam bardzo młodo i zachowuję się zupełnie inaczej, niż przystało na dziadków w moim wieku. A łacina to odrębna rzecz. Każdy ma jakąś pasję, a to, ze ten język ma tysiące lat… to tylko dodaje powagi, której, jak zauważyłaś, kompletnie mi brak.

    OdpowiedzUsuń
  49. - Przyjemnie, odpoczywam i próbuję się zrelaksować - odpowiedziała z uśmiechem - A tobie? Masz w planach jakieś ciekawe wycieczki, wyjazdy? - spytała idąc tuż obok Vivianne.
    Zawsze lubiła tą dziewczynę, podziwiała ją za mocny charakter i zawsze potrafiła się z nią jakoś dogadać. Niezaprzeczalnie była to jedna z tych uczennice, które Michelle lubiła, mimo, iż nikogo nie faworyzowała to z Vivianne zawsze starała się utrzymać dobry kontakt.
    Michelle Dockery

    OdpowiedzUsuń
  50. [ Lauriona można spotkać wszędzie, oprócz sal gimnastycznych i boisk. Nie wiem czy to coś ułatwiło, ale byłabym wdzięczna gdybyś mogła jakoś zacząć.. :)]
    Laurion

    OdpowiedzUsuń
  51. Faktycznie. Kadra w tej szkole była bardzo młoda.
    - Hm, trudno powiedzieć. Łacinę lubię, ale nauczycielem nigdy nie chciałem być. To znaczy…- zastanowił się, jak jej to wyjaśnić – To nie jest tak, że nie podoba mi się zawód, który wykonuję. Nie jest źle i w gruncie rzeczy mam okazje spotkać mnóstwo ludzi każdego dnia. A ja lubię mieć towarzystwo. Tylko czasem mam wrażenie, że siedzę po nieodpowiedniej stronie biurka, jeśli wiesz, co mam na myśli. – uśmiechnął się – Nie zawsze w życiu jest tak, że możemy robić to, o czym marzyliśmy. Tak jest w moim przypadku. Ale zawsze przecież mogło być gorzej, a z czego mi wiadomo, nie jestem jednym ze znienawidzonych nauczycieli, więc jest w porządku. To znaczy, jeszcze nie jestem. – uściślił. Tak, tak, zdawał sobie sprawę, że na dłuższą metę może być całkiem męczący.
    - Ty pewnie też nie masz ochoty być tutaj, uczyć się, co dzień wstawać i się męczyć. Więc wydaje mi się, ze dobrze rozumiesz moją sytuację, Vivianne.- spojrzał na nią uważnie i odłożył zikkurat na parapet, biorąc tym razem do ręki Operę z Sydney.
    Przez chwilę obracał modelem w dłoniach, by po chwili zacząć go wycierać szmatką. Bardzo machinalnie, jakby nad czymś intensywnie myślał.

    OdpowiedzUsuń
  52. W jego przypadku tez nie było tak, że od początku doskonale wiedział, co w życiu chce robić i śmiało do tego dążył.. Jego rodzina nie była tez zbyt bogatą, by zapewnić mu wszystko, co chciał mieć, ale równocześnie niczego mu nie brakowało.
    Na wyjazd do Nowego Jorku zarobił sam i mieszkanie też miał tylko i wyłącznie swojej ciężkiej pracy.
    - Zawsze chciałem podróżować. Lub być osobistością ze świata mediów. Dziennikarzem… no, kimś w tym stylu. Była też trzecia opcja i ta do pewnego etapu w życiu najbardziej mnie pociągała: archeologia. Chciałem grzebać w ziemi i odkrywać tajemnice starych przedmiotów. Dlatego pilnie uczyłem się języków i chemii, między innymi. – powiedział – I nie przejmuj się. Mojego gadulstwa i tak nic nie pobije, więc nigdy nie czuj się winna w moim towarzystwie. - zaśmiał się i odłożył Operę na miejsce, a zaczął zajmować się miniaturowym Big Benem.
    - Ale jestem tu i teraz i uczę łaciny. Myślę, ze to jest dla mnie dobre i że jestem tutaj z jakiegoś konkretnego powodu. Nic nie dzieje się bez przyczyny i ja w to naprawdę wierzę.

    OdpowiedzUsuń
  53. - Cóż, poznać moje życie i to w dość znaczący sposób chyba już miałaś dzisiaj okazję. – wyszczerzył się, przypominając sobie jeszcze nie tak dawną sytuacje z korytarza – I nie nudzisz mnie, wprost przeciwnie. Lubię słuchać ludzi, niezależnie kim oni są. A to, że się tak niefortunnie złożyło, że jesteś moją uczennicą… no, mówi się trudno. Powiedziałem już chyb, że człowiek to niezmiernie interesująca istota i warto poznać go w jego wszystkich odsłonach.
    Przez chwilę szorował tarczę zegarową Big Bena i postawił ją przed sobą, łapiąc końcami palców wieżyczkę i kręcąc nią. Casyan pomyślał, że może kiedyś wymyśla takie tańczące zegary, a on wtedy z radością kupi sobie jeden, o ile będzie go na niego stać. A potem uświadomił sobie, o czym właśnie pomyślał i stwierdził, że już bardzo długo nie odwiedzał psychiatry.
    - Nie lubię programów rozrywkowych z gatunku talent-show, czy czegoś w tym stylu. Chciałbym mieć własne szoł, z miękką kanapą i mądrymi gośćmi, z którymi miałbym dużo tematów do rozmowy. Ale to by nie przeszło, mądrzy ludzie rzadko kiedy stają się popularni…- wymruczał pod nosem i odłożył miniaturkę na parapet- mógłbym na przykład zaprosić ciebie i wtedy mogłabyś mi godzinami opowiadać o swoim życiu, a ja opowiadałbym o swoim i tym sposobem oglądalność tego kanału spadła do zera. – zaśmiał się – Ale my miło spędzilibyśmy czas.

    OdpowiedzUsuń
  54. W pokoju Rosalie roznosił się piękny zapach świeżych kwiatów i truskawkowego ciasta, które kupiła podczas rannego poznawania miasta oraz dźwięk wydobywający się z radia. Uśmiech gościł na jej twarzy, gdy obracała się wokół siebie w rytm muzyki. Słysząc pukanie, była niezwykle zdziwiona, gdyż zbytnio się nikogo nie spodziewała. Ujrzała w drzwiach ładną, żywo reagującą dziewczyną, a już po chwili zapraszała ją z pudełkiem w dłoniach, aby weszła.
    - Cześć i dziękuję - powiedziała zdziwiona, patrząc na pudełko - Siadaj, masz ochotę na kawę, herbatę, ciasto ? - zapytała uśmiechając się.


    Rosalie Bessettet-Benoit

    OdpowiedzUsuń
  55. - Myślę, że nawet w dzisiejszych czasach sam wygląd mógłby nie wystarczyć. Chociaż i owszem, prezencję mamy znakomitą, więc to już połowa sukcesu. - zgodził się - O, oni by zgadywali, a ja bym ich podpuszczał jako prowadzący. To by mogło być naprawdę interesujące.
    Wziął kolejny przedmiot, tym razem Bazylikę św. Piotra i zaczął z wolna objeżdżać ją szmatką.
    A potem zerknął z ukosa na Vivianne.
    - Tobie jakoś to sprzątanie nie idzie. - uśmiechnął się i założył nogę na nogę.- A poza tym, sądzę, ze nas, nauczycieli łaciny nie zaprosiliby nawet do programu śniadaniowego. Chociaż teraz jest w sumie ten znamienny sezon ogórkowy, więc może się zgłoszę i serio zrobię oszałamiającą karierę? - spojrzał za okno, za którym zaczęły zapalać się już latarnie - Chyba nie mógłbym. Ta szkoła nie przetrwałaby ani dnia po odejściu takiego wspaniałego łacinnika jakim jestem...
    Chwilę czyścił inne miniatury w milczeniu, a potem drgnął niespokojnie, przypominając sobie coś.
    - A. Jeszcze jedno. Gdybyś miała już dość, to wystarczy powiedzieć. Odprowadzę cię do akademika.

    OdpowiedzUsuń
  56. [ Pięknie, pięęęknie dziękuję. :)]

    Zabawne, że z wielkim opóźnieniem reagował na imię, które sam sobie wymyślił. Czy to nie powinno być tak, że indywidualny wybór był tym najważniejszym, który przysłaniał wszystko inne? Bo 'Lauriona' słyszał stosunkowo rzadko. Tak wołał na niego ojciec, siostra natomiast ograniczała się do powszechnego 'Ej'. Też coś..
    - Hmm? A, tak tylko straszę. O to samo mogę zapytać Ciebie.- Stwierdził spokojnie kiedy już odwrócił się i cofnął kilka metrów, by znajoma nie musiała biegać w tych wielkich butach. Będąc facetem nigdy nie rozumiał kobiet, które cierpiały katusze dla kilku centymetrów. Nie było co do tego żadnych wyjątków. A nie, był- Jego bliźniaczka, która od obcasów stroniła ze względu na skręconą kiedyś kostkę. Uraz co jakiś czas miał niestety tendencję do odnawiania się.
    - Myślałem, że dzisiaj mamy koło teatralne, ale chyba coś mi się pomyliło.- Przyznał po chwili w zadumie, chociaż jego ciemne oczy w dalszym ciągu wydawały się całkiem radosne.
    LAURION

    OdpowiedzUsuń
  57. Kiedyś wpadła mu w ręce niewielka książeczka, gdzieś w ulubionej księgarni. Dotyczyła jakiejś nieskomplikowanej filozofii życiowej, która opierała się na tym by wszystko po prostu.. Pieprzyć. Laurion nie był jej wielkim zwolennikiem, ale trafił na całkiem przyjemne hasło, które brzmiało mniej więcej tak: 'Pieprz to, przestań wszystkich oceniać. To jest po prostu nudne.'. I takim oto sposobem tego nie robił, uznając to za jedno z ulubionych życiowych motto.
    - Zrobiłaś sobie całkiem niezły klimat.- Zauważył, rozglądając się po korytarzu. On czytał jedynie w swoim pokoju, uprzednio się w nim zamykając, by nikt mu nie przeszkadzał.
    - Skoro przyszedłem niepotrzebnie, to znaczy, że nie tylko Tobie się mieszają dni. Tak właściwie dużo Ci zostało tego horroru?- Spytał po chwili, ledwie na moment rzucając spojrzenie na książkę, którą dziewczyna trzymała. Może w końcu trzeba było poznać ludzi, z którymi grało się od kilku lat, a ledwie znało się ich imiona? To nie był taki głupi pomysł.
    LAURION

    OdpowiedzUsuń
  58. [Hmm, z Liamem trudno się gdzieś spotkać, bo zwykle siedzi w tych swoich barach bla, bla, bla. Ewentualnie można by wymyślić jakiś wątek w parku, chociaż nie bywa tam zbyt często. Korytarze szkolne są zbyt oczywiste, więc odpuśćmy sobie, ok? ;P
    Co do wątku w parku.. Liam czasami przesiaduje w parku i gapi się na ludzi. Może tym razem jego "ofiarą" byłaby V.? Wydaje mi się być dość odważna i charakterna, więc mogłaby podejść i jakoś zwrócić uwagę, czy coś. Ale to tylko taka moja propozycja. Wybór należy do Ciebie ;)]

    OdpowiedzUsuń
  59. On o takich romansidłach miał raczej niepochlebną opinię, ale w końcu.. Każdy lubi, to co lubi. Są gusta i o nich się podobno nie dyskutuje. On też nie zamierzał, jeśli tylko lubiła czytać takie rzeczy.
    - Ten huk to chyba moja sprawka, przepraszam. Potknąłem się na schodach.- Odpowiedział w końcu skruszonym tonem i spojrzał na nią jakby.. Niepewnie. Za nic nie chciał komukolwiek swoją osobą przeszkadzać, nawet przez przypadek. Po chwili jednak na jego ustach pojawił się delikatny, przyjemny uśmiech. Miał świadomość, że ludzie z koła teatralnego myśleli że sam jest straszny. Czas było chyba trochę poprawić wizerunek. Taki update.
    - W ramach rekompensaty może jakaś zimna lemoniada? Bo słońce dzisiaj nikogo nie oszczędza.- Przyznał po chwili, lekko wzruszając ramionami. Vivianne wydawała się być całkiem odpowiednim towarzyszem, z którym Laurion mógłby się nawet dogadać.
    LAURION

    OdpowiedzUsuń
  60. - Oczywiście - powiedziała z entuzjazmem. Tego ranka nie wypiła kawy i trzeba przyznać, że był to błąd i teraz odczuwała skutki uboczne. - Siostra młodsza? - spytała zaciekawiona.
    Michelle Dockery

    OdpowiedzUsuń
  61. W sumie to nie miał pojęcia o niechęci Vivianne do kawy. Sam całkiem taki napój lubił, ale raczył się nim tylko w chłodne dni. W upały, jak dzisiaj wolał coś zdecydowanie zimniejszego do picia, jak chociażby ta lemoniada.
    - Mam dzisiaj farta, ma się rozumieć? Nie proponuję kawy w takie upały. Jak kawa to tylko zimą.- Stwierdził spokojnie i jego ramiona powędrowały nieco do góry, tak jakby Laurion chciał nimi wzruszyć, ale w połowie się jednak rozmyślił. Tak, to zdarzało mu się niestety często.
    - Wiesz co.. Możemy tak zrobić, chociaż ja mam trochę miejsca w plecaku. Jeśli chcesz, możesz ją tam schować. - Zaproponował po chwili z lekkim uśmiechem i już był gotów ściągać rzeczony przedmiot z pleców. W końcu Laurion-pomocna-dłoń. Siostra się właśnie w ten sposób z niego nabijała.
    LAURION

    OdpowiedzUsuń
  62. - Ależ ja to doskonale wiem, Vivianne.- zaśmiał się, jakby to był naprawdę doskonały żart – Nikt sobie beze mnie nie radzi. A w tej szkole to już w ogóle.
    Chwile przysłuchiwał się temu, co mówi i pokręcił z ubolewaniem głową.
    - Jeśli zacząłbym ci pomagać w twoim pokoju, to obawiam się, że kawałek serniczka, który dostaniesz będzie musiał być dużo mniejszy. Nie zwykłem przepłacać za wykonaną pracę. – mrugnął do niej i zeskoczył zgrabnie z blatu ławki. Chociaż „zeskoczył” to niezbyt dobre określenie, bo Casyan z racji swojego wzrostu miał też bardzo długie nogi, więc wystarczyło tylko odrobinkę przysunąć się do krawędzi, żeby stanąć na nich pewnie na podłodze.
    - Myślę jeszcze, że to biurko wymaga uporządkowania. A dzisiaj już więcej mi się robić nie chce.- powiedział, przeciągając się – A z tym przykładem to prawda. Powinnaś dawać dobry przykład. Zwłaszcza, jeśli jesteś starsza.- znowu się wyszczerzył - Ja w moim domu byłem zawsze najmłodszy, więc nie musiałem się martwić o takie rzeczy. No, ale z drugiej strony, mając tylko dwie starsze siostry… jakaś męska ręka by się im przydała. Cóż, nie korzystały ze mnie zbytnio, a e narzucałem z pomocą. W tamtym okresie byłem naprawdę leniwy….

    OdpowiedzUsuń
  63. Rozkręcamy ponownie największą blogową imprezę. Dołącz, a nie pożałujesz.
    district-party.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  64. [Z kawiarnią wątek nam gdzieś się urwał, więc tym razem może spróbujemy podczas treningu Alexa z drużyną siatkarzy? Chyba, że masz jakiś inny pomysł :)]

    OdpowiedzUsuń
  65. Ostatnio Liam Smith znalazł sobie nowe ciekawe hobby - obserwowanie ludzi. Często przesiadywał popołudniami w parku, zajmując się ostentacyjnym gapieniem się na ludzi. Szczerze mówiąc, niezmiernie bawiły go reakcje niektórych - jedni rzucali wyzwiskami, inni czym prędzej przenosili się w inne miejsce, jakby w obawie, że zabije ich wzrokiem.
    Tym razem na swoją 'ofiarę' wybrał dziewczynę, która wydawała mu się dziwnie znajoma. Pomyślał, że pewnie kojarzy ją ze szkoły, albo już kiedyś ją obserwował.
    Na jego twarzy zagościł szeroki, prześmiewczy uśmiech, kiedy dziewczyna zdecydowała się do niego podejść.
    - Po prostu nie potrafiłem oprzeć się twej urodzie - odparł z szyderczym uśmieszkiem.

    OdpowiedzUsuń
  66. W szybkim tempie wstawiła wodę na herbatę i pokroiła ciasto, podając je dziewczynie, razem z talerzem.
    - Może być herbata różana - to moja specjalność, jako że mam na imię Rosalie - zaśmiała się, wyjmując kubki i saszetki.
    Odwróciła się w jej stronę i patrząc na jej osobę, odpowiedziała na zadane przez nią pytanie.
    - Druga - uśmiechnęła się delikatnie - A Ty ? - dodała, siadając przed nią, czekając aż woda się zagotuje - Jesteś jedną z niewielu uczniów, których poznałam. Mimo, że już trochę tu jestem, to bardziej znam miasto, niż samą szkołę, czy ludzi - zaśmiała się, wzruszając ramionami.

    Rosalie BB

    OdpowiedzUsuń
  67. Laurion odebrał on dziewczyny książkę, którą bez problemu schował do swojego plecaka również wypełnionego książkami, portfelem i pompami insulinowymi, których jednak nie było widać na pierwszy rzut oka. Poza tym chłopak od razu zapiął plecak i nasadził sobie na plecy.
    - Bałagan? Mi nie straszny, mam siostrę. Przestałem już wchodzić do jej pokoju szczególnie przed wyjściem do szkoły. Wtedy wszystko to, co powinno być w szafach jest.. No, choćby na podłodze.- Mruknął z delikatnym uśmiechem na twarzy. Sam nie należał do żadnych pedantów, ale wolał mieć wokół siebie chociaż względny porządek. Nigdy nie wiadomo kto i kiedy może mieć chęć go odwiedzić, a Laurion nie lubił trzymać swoich gości w salonie na dole, w dwupoziomowym, niewielkim mieszkanku.
    LAURION

    OdpowiedzUsuń
  68. - Nie obruszaj się tak, moja droga - zaśmiał się, ale w jego głosie słychać było chłód.
    Wstał i podszedł do miejsca, w którym siedziała dziewczyna. Usadowił się wygodnie tuż obok niej, by nadal móc się jej uważnie przyglądać.
    - Czyżbyś czuła się niezręcznie? - zapytał, a na jego twarzy wykwitł łobuzerski uśmiech. Co jak co, ale uwielbiał irytować ludzi. - Zupełnie niepotrzebnie.

    OdpowiedzUsuń
  69. [Hej! Pomysł z powiązaniem mi się jak najbardziej podoba i jestem na tak. A wątek... Cóż, zawsze mogliby gdzieś się spotkać, albo wyjść razem, cokolwiek. Skoro już mieliby się znać, to prosta droga. Co sądzisz?]

    OdpowiedzUsuń
  70. [Jasne, może. A co do tego, gdzie mieszkają, to we własnym domu. Oni i internat... Oj, lepiej nie.]

    OdpowiedzUsuń
  71. - Najmodszy też nie ma wcale łatwo. Przecież ta ciągła kontrola ze strony najbliższych i świadomość tego, że mimo, że będziesz miała czterdzieści lat,a dalej będziesz traktowana w najlepszym razie jak jakaś nastolatka może być przytłaczająca. Tak sądzę w ogóle. - stwierdził i odgarnął szmatą pył pokrywający część biurka - A co - zagadnął po chwili - twoje rady są do bani, skarżysz na nią i nie pomagasz jej w rozterkach? - uśmiechnął się - A tak poza tym, to ile lat ma twoja siostra? Bo z czego mi powiedziałaś, to, co ona robi wydaje się być niezwykle dorosłym. - zauważył i zerknął kątem oka na stos nie poprawionych sprawdzianów sprzed kilku lat. Tak, to chyba nikomu już nie było potrzebne... Nawet Casyana tutaj wtedy nie było. W 2006 to chyba jeszcze studiował nawet...
    - Wyrzuć wszystkie. Najwyżej wylecę za to. - zdecydował i zaczął układać jakieś inne, jeszcze potrzebne papiery w szafce pod blatem - A jak już się uporamy z tym, to jednak już będzie wystarczająco jak na jeden dzień. Po serniczek możesz zjawić się na przykład jutro. Też tutaj będę.- uśmiechnął się.

    OdpowiedzUsuń
  72. [oko loko : D mnie pasi. czyli.. V będzie jedyną osobą, która wie prawdę o Surprise? A może lepiej, aby wiedziała o niej kilka rzeczy - małe przestęspwa, dilowanie, kradzieże, prostytucja, a narazie o zabójstwa i jej rodzinie czy ściganiu przez policję nie? : > ]

    OdpowiedzUsuń
  73. Duncan przyglądał się przez moment to Vivianne, to pudełku czekoladek, jakie mu podarowała. Zawsze wolno kalkulował sytuację, taki już był. Jednak po chwili odpowiedział.
    - Wiesz doskonale, że Ciebie bym nie wyrzucił. - Uśmiechnął się lekko do dziewczyny, mówiąc to. - No i dzięki za czekoladki. Tylko, nie wiem, cholera, skąd Ty zawsze wiesz, jakie lubię... - Zrobił śmieszną minę.
    Dante zaś, gdy usłyszał wzmiankę o lodach, szybkim krokiem ruszył w kierunku brata i Vivianne, na ustach mając szeroki uśmiech.
    - Jeśli masz lody, możesz wszystko... - Odpowiedział, nie przestając się szczerzyć.

    OdpowiedzUsuń
  74. - Oł, no toś się musiała pewnie namęczyć. - Zauważył Duncan. Na słowa Vivianne o oddaniu siostry na parę dni, rzekł z westchnięciem. - Chciałbym, ale mam z tym tu obok praktykę całodobową i nie wiem, czy dałbym sobie radę...
    - Hej! - Obruszył się Dante, wpatrując gniewnie w bliźniaka. - Wcale nie jestem jakiś niewiadomo jak uprzykrzający! - Zauważył dobitnie i spojrzał na Vivianne. - Prawda?

    OdpowiedzUsuń
  75. - No, a co ty w ogóle sobie myślałaś? Ja właśnie próbuję wodzić cię za nos, wykorzystywać perfidnie do sprzątania... o, tak... zapoznając się ze mną w tamtej kawiarni skazałaś siebie na moje wieczne towarzystwo. Albo chociaż tymczasowe, co i tak nie jest wielkim pocieszeniem. - zaśmiał się i nachylił się nad nią: wiedział, że jego głos NIGDY nie zabrzmi groźnie, a już na pewno nie wtedy, kiedy się o to będzie usilnie starał, toteż postanowił zadziałać trochę postawą ciała.
    Zerknął na stosik.
    - Nie wiem, może wrzuć to do szuflady. Nie chce mi się więcej dzisiaj. - westchnął i wsparł się na ramionach, żeby usiąść na biurku. - Pozwól,z e po tej jakże ciężkiej pracy odpocznę chwileczkę. A potem mogę odprowadzić cię do akademików. Mam tam przecież coś do załatwienia...- dodał od niechcenia.

    OdpowiedzUsuń
  76. [ Piękne, piękne zdjęcie. :)]

    - To nie jest takie złe, jeśli masz poukładaną siostrę. To popłaca bardziej, niż mieć siostrę-potwora, uwierz.- Stwierdził żartobliwym tonem, chociaż jego uśmiech nie był aż tak radosny. Bądź co bądź, trochę było w tym stwierdzeniu prawdy. Jego bliźniaczka potrafiła być często gorsza od diabła. Zdarzało się.
    - Właściwie.. Właściwie to myślałem o takim barze mlecznym niedaleko. Ale może lepszym pomysłem jest wypicie lemoniady, w której wiadomo co dokładnie jest. Jeśli Ci to odpowiada, mógłbym zaprosić Cię do siebie. Jeśli się nie boisz, po tym horrorze.- Zauważył i uśmiechnął się niepewnie, ściągając łopatki. Vivianne wcale go tak dobrze nie znała, a okazało się, że on siebie chyba też nie. Rzadko porywał się na takie 'szalone' w jego mniemaniu propozycje. Nowości.
    LAURION

    OdpowiedzUsuń
  77. Przyjrzał się rysunkowi i uśmiechnął się pod nosem.
    - Podobno Kleopatra nigdy nie uchodziła za piękną, więc nazwanie tego dzieła „czymś” jest lekką ignorancją. – zaśmiał się i puścił jej oczko – Podobno miała wielki, krzywy nos i w ogóle jej uroda… cóż, powiedzmy, że była kwestią dyskusyjną. Ale widzisz, miała władzę i niesamowitą osobowość, która sprawiła, że zapisała się w dziejach jako jedna z najsławniejszych kochanek wszechczasów. Wniosek jest taki, że jeżeli rządzisz Egiptem, to twoja uroda nie ma nic do rzeczy. – zauważył, choć chyba nie to chciał stwierdzić.
    - Gdybym nie był zmyślny, to już nazywałbym cię własnym murzynem. Ale to już mogłoby być powodem do wszczęcia buntu. Wielcy władcy zawsze nazywali lud swoimi braćmi albo dziećmi. Tylko po to, żeby uniknąć rebelii. To bardzo mądre. – zerknął za okno, za którym panowała już kompletna ciemność – A teraz Vivianne, ponieważ już dawno jest po wieczorynce, czas najwyższy wracać do pokoju i chociaż grzecznie przede mną udawać, że będziesz spała, jak na porządną dziewczynę przystało. – to mówiąc, ześlizgnął się z blatu i podał jej rękę, żeby mogła zrobić to samo, przy okazji nie narażając się na jakieś przykre wypadki. W końcu jej nogi dyndały nieco wyżej, niż te Casyana.

    OdpowiedzUsuń
  78. Minęły dwa miesiące od kiedy popełniłam morderstwo, od kiedy zabiłam tą parę. Nie czuję żadnych wyrzutów sumienia, nie żałuję. Jedyne co jest problematyczne, to moje ukrywanie się, chociaż i to często olewa, i nadal robię, co chcę. Nie sądziłam jednak, że i w Nowym Jorku policja została już powiadomiona o moich przestępstwach. Widocznie Australijczycy chcą mnie złapać za wszelką cenę, żywą albo martwą, bo kogo to obchodzi. Włączyłam telewizor, podejrzewając, że i tam dowiem się jaki informacji o poszukiwaniach. Nic nie wiedzą o moim miejscu pobytu. Ukrywam się. W hotelu nawet podałam fałszywe nazwisko oraz podrobione dokumenty. Co to dla mnie, gdy jestem zdolna do zabójstwa. Co to dla mnie, kiedy truję młodociancyh narkotykami. Nic. Mogę wszystko, nie posiadam żadnych granic i chyba to jest najlepsze; nie czuję lęku.
    Słysząc hałaśliwe pukanie do drzwi, uniosłem brew ku górze. Czyżby mnie nakryli? W razie potrzeby ucieczki otworzyłam okno, a następnie wzięłam mały, kieszonkowy nożyk, gdybym musiała kogoś szybko skaleczyć. Zgrabnym krokiem podeszłam do drzwi i spojrzałam przez wizjer.
    - Vivianne! - mruknęłam, gdy rzuciła się mi w objęcia. Nie spodziewałam się jej dzisiaj, jednakże słysząc jej pytania wiedziałam, czemu przyszła. Czy wierzyła w to, że zabijłam ich? Sama nie wiedziałam, czy wie w co się pakuje przyjaźniąc się ze mną. - Ciiiiichoo. - rzekłam, przytulając ją swobodnie na przywitanie. Była to jedyna osoba, którą w porządku traktowałam. Przynajmniej chciałam i próbowałam. Gdy oswobodziłam się z uścisku wyjrzałam na korytarz. Musiałam się upewnić czy nikt za nią nie szedł. Moja mała paranoja. Gdy tylko zamknęłam drzwi spojrzałam na przyjaciółkę, uśmiechając się przy tym cwanie. W końcu jednak odpowiedziałam na jej pytanie:
    - Może.

    OdpowiedzUsuń
  79. - Nie, żeby czuli się winnymi. Mylisz pojęcia. Żeby czuli się WAŻNYMI.- uśmiechnął się – Manipulacja to zjawisko powszechne, o którym nie zdajemy sobie nawet sprawy, że istnieje. Dlatego nazywamy to manipulacją. Ja nie wpajam ci wartości. Ja cię przygotowuje do życia, moja droga. – zauważył i oglądał, jak dziewczyna przymocowuje obrazek do ściany – Nie powinienem. Chciałbym, ale musiałbym się grzebać w średniowieczu i tych innych, mało interesujących epokach, które w ogóle mnie nie pociągają przez większość czasu. A poza tym, na antyk jest najmniej miejsca w programie i wszyscy zgodnie twierdza, ze jest absolutnie nieprzydatny. Bzdura To podwaliny naszej cywilizacji, dzięki temu mamy w ogóle tożsamość.
    A potem roześmiał się.
    - Tak, jestem niesamowicie wszechstronny. Cieszy mnie, że potrafisz udawać. To smutne, ale do przetrwania w tym świecie konieczne. Fakt, że to robisz, świadczy o tym, że jesteś bardzo inteligentna i zdajesz sobie sprawę, że żeby poprawić swoją pozycję, trzeba trochę nagiąć rzeczywistość. Podejrzewam, że dzisiaj właśnie więcej cię nauczyłem, niż na wszystkich lekcjach z mojego przedmiotu, na których dane będzie ci siedzieć. Przygotuj się. – zamknął za nimi drzwi i klucze schował do kieszeni. Miał je odnieść na portiernię, ale już dawno o tym zapomniał.
    - No to teraz ostatnia prosta przed tym, aż walniesz się do łóżka ze świadomością, że pracowałaś dzisiaj na chwałę narodu.

    OdpowiedzUsuń
  80. [jasne, możemy kontynuuować.]

    OdpowiedzUsuń
  81. - Oj, nie bądź dla siebie takla surowa. Moja jest potworem. Ty dla swojej siostry jesteś po prostu tą mniej poukładaną.- Stwierdził spokojnie, uśmiechając się pod nosem. Strasznie nie lubił, kiedy ktoś w jego towarzystwie zaniżał swoją własną wartość chociażby w taki sposób i zawsze próbował temu jakoś zaradzić.
    - Nie wyglądasz na taką ryzykantkę, zdziwiłaś mnie. Ale obiecuję, że swoje potwory pozamykam w szafach i postaram się zrobić całkiem dobrą lemoniadę.- Dodał po chwili, skręcając w odpowiednią, węższą uliczkę. Jakoś mu było dziwnie dobrze z tym, że mógł z kimś normalnie porozmawiać. Sam nie miał do tego specjalnie okazji, chyba za bardzo się od innych oddalił. A szkoda.
    LAURION

    OdpowiedzUsuń
  82. I całe szczęście, że nie robiła tego specjalnie. Nawet w kole teatralnym zdarzały się osoby, które wiecznie myślały o sobie nie tak jak powinny. I Laurion się w to nie mieszał, ale naprawdę było mu ich szkoda, bo nie byli warci takiego umartwiania się.
    - Mam nadzieję, że Cię nie rozczaruję. Nie jestem wybitną personą jeśli chodzi o kuchenne rewolucje. Ale jeszcze nie zdarzyło mi się nikogo otruć, jeśli to ma być jakimś pocieszeniem.- Stwierdził spokojnie i zgrabnie wyminął jakąś starszą Panią, która poruszała się żółwim tempem. Za chwilę też obejrzał się odruchowo, czy jego towarzyszka nie zaginęła jeszcze w akcji.
    LAURION

    OdpowiedzUsuń
  83. Obydwaj bracia popatrzyli na nią, lekko zdziwieni, kiedy powiedziała, że ich uwielbia, ale za chwilę wyszczerzyli zęby w identycznych uśmiechach. Po chwili, Duncan się odezwał, gdy usłyszał wzmiankę o małej Lise.
    - Sądzisz, że dałaby radę? On jest trochę, ociupinkę nienormalny... - Spojrzał krytycznie na brata, który dał mu łokciem lekkiego kuksańca w bok. - Au. - Mruknął.
    - Wiecie co? No normalnie się obrażam. Na Ciebie, Duncan, to już w ogóle! - Dante zrobił filmową, wściekłą minę, co było tak sztuczne, że aż śmieszne i z całą swoją godnością, zamaszystym krokiem poszedł do kuchni.
    - On jest... - Duncan urwał, nie chcąc kończyć swej wypowiedzi o bracie. - W sumie, nieważne. Przeszło mu pewnie już w chwili wejścia do kuchni... No a my tu tak stoimy. Wypadałoby iść do salonu...
    Nieco bardziej spokojny z braci, szczerze nie znosił zasad gościnności, ponieważ z jakiegoś powodu go żenowały. Vivianne musiała o tym dobrze wiedzieć, skoro go znała, a obecnie, wychwycić to można było chociażby po strapionym tonie.

    [Dziękuję, musiałem je zmienić i poprawić trochę kartę, żeby w końcu była przynajmniej w 85% dobra. :D]

    OdpowiedzUsuń
  84. Laurion skinął głową i uśmiechnął się całkiem wesoło, jakby naprawdę ten fakt go ucieszył. W sumie to i tak było- Jak może nie cieszyć fakt, że nikogo się nie otruło i wszyscy żyją?
    - W takim razie zdaje się, że będziemy zgranym duetem w kuchni i ta lemoniada nam w ogóle wyjdzie. A jak nie wyjdzie, to mam jeszcze zimną wodę w lodówce.- Stwierdził po chwili, bo przecież to w razie czego ratowało ich od śmierci z pragnienia w taki upał.
    - Nigdy nie zrozumiem kobiet. Te buty są wygodne?- Spytał po chwili, spoglądając nieufnie na parę szpilek i stopy ich właścicielki. Dosłownie przez moment, bo o ile były ładne, to Laurion nie chciał przypłacić jakimś wypadkiem takiego oglądania.
    LAURION

    OdpowiedzUsuń
  85. - Ahh, to stąd wzięło się to powiedzenie, że 'Nieważne, że niewygodne, ważne, że umrę w ładnych butach". Wszystko jasne.- Mruknął pod nosem szatyn i w pewnym momencie po prostu się zatrzymał, otwierając ciężkie drzwi do wejścia jednej z zabytkowych, jak na tą dzielnicę kamienic.
    - Zapraszam. Uważaj tylko zanim wejdziesz na schody, tuż przed nimi jest jeszcze próg.- Poinformował ją od razu i wszedł zaraz za dziewczyną. Już od jakiegoś czasu musiał uprzedzać o tym innych- Za dużo widział krwi i złamanych nosów, bo i tak się zdarzało z tego powodu. i zawsze zastanawiał się kto mógł, do jasnej, zrobić próg tuż przed wejściem na schody. To był totalny bezsens.
    LAURION

    OdpowiedzUsuń
  86. Duncan skierował się za nią w stronę salonu. Usiadł na kanapie, nieopodal fotela. Zastanawiał się chwilę nad odpowiedzią na jej pytanie, aż w końcu jej udzielił.
    - Cóż, najbardziej ekscytujące jak na razie jest to, że mój obrażalski brat stwierdził, iż ciekawie byłoby zostać piosenkarzem, a z tego, co jest powszechnie wiadome, wstydzi się publicznych występów. - Stwierdził takim tonem, jakby oznajmiał jej jakąś sensację. Zaśmiał się cicho, zaraz po tym i dodał: - A tak na poważnie, to ciotka planuje nas odwiedzić. Ja nie bardzo się z tego cieszę, bo trochę się rządzi, zaś Dante... Jak to Dante, jemu nic i nikt nie przeszkadza.
    Wtem, do salonu wkroczył na nowo rozpromieniony Dante. Stanął obok fotela, gdzie siedziała Vivianne, wydawał się być zniecierpliwiony.
    - I gdzie lody?! - Spytał podekscytowanym głosem.
    - Co, nie planujesz się z nami podzielić? - Zdumiał się Duncan, zaś jego brat rozchylił usta z oburzenia, bo co jak co, ale lodami to nie ma mowy, aby się podzielił!

    OdpowiedzUsuń
  87. Laurion skinął głową i postanowił nie wyprzedzać dziewczyny na schodach, wcześniej mówiąc jej, że i tak wchodzą na samą górę. Nie wydawało mu się to za grzeczne, aby kobietę wyprzedzać w ogóle, nawet jeśli rozchodziło się o taką błahostkę.
    - Ja za to chętnie bym zamieszkał w internacie. O ile znalazłby się jednoosobowy pokój. Czasami ciężko mieć siostrę tuż za ścianą, szczególnie że ona nie potrafi słuchać muzyki tak.. Normalnie. Słucha tak, że nie słychać dzwonka do drzwi, ani telefonu. I to w całym mieszkaniu.- On to rozumiał, skoro ta była na jedno ucho praktycznie głucha, ale Schmidt raczej nikogo o tym nie informował, bo to nie była jego sprawa.
    LAURION

    OdpowiedzUsuń
  88. Kiedy spokojniejszy z braci usłyszał wzmiankę o środkach nasennych, mimowolnie zachichotał. Wolał jednak zniechęcić jakoś ciotkę, tak, by więcej nie miała najmniejszej ochoty na odwiedziny.
    Dante zaś, widząc, jak dziewczyna macha mu przed nosem opakowaniem lodów, wyszczerzył zęby w uśmiechu. Mina zrzedła mu wyraźnie, wraz z jej słowami "Najpierw musisz nam coś zaśpiewać".
    - A-Ale... Jak to... - Ton tego pytania był tak nijaki, że ledwie jak ono brzmiało. Wyglądał co najmniej, jakby ktoś wylał mu kubeł lodowatej wody na głowę.

    OdpowiedzUsuń
  89. Szatyn wyciągnął z kieszeni klucze, otworzył drzwi i wpuścił Vivianne do środka. Mieszkanie mogło wydawać się dosyć dziwne, szczególnie jak na kamienicę- było bowiem dwupoziomowe. Już z korytarza widać było kręte schody z salonu na górę, gdzie znajdowały się dwa pokoje, w tym Lauriona i jego siostry. Tak podobno wyremontował je poprzedni właściciel, a jemu to całkiem pasowało.
    - Czuj się jak u siebie.- Stwierdził i wszedł nieco głębiej, wieszając wcześniej kluczyki na specjalnej półeczce.
    - Cóż, to duża odpowiedzialność. I sprawdzian, dla was obu. Ale nie wydajesz się złym przykładem, więc rodzice chyba moga być spokojni, że nie sprowadzisz jej na złą drogę.- Stwierdził i zaprosił ją do kuchni, która była otwarta na salon, oddzielona tylko 'barową' ladą, przy której zazwyczaj Schmidtowie się stołowali.
    LAURION

    OdpowiedzUsuń
  90. Chłopak odetchnął, ciesząc się, że nie musi narazie śpiewać. Chociaż potem też nie zamierzał.
    - Tak, tak, tak! - Odpowiedział szybko na słowa o wywinięciu. - Dziękuję za lody, już idę robić herbatę! - Opuścił pokój, niczym oparzony, aby się czasem nie rozmyśliła.
    Duncan, który przyglądał się tej scenie, parsknął śmiechem i zwrócił się ku Vivianne.
    - Oczywiście wiesz, że tak naprawdę on nie zamierza zaśpiewać?

    OdpowiedzUsuń
  91. Duncan przyłożył palec wskazujący do ust, niczym myśliciel. Przez chwilę się nie odzywał, a w tym samym czasie jego brat zdążył już przynieść herbatę dla Vivianne, którą postawił na stoliku obok niej; wiedział już, jaką lubiła. Duncan tymczasem odezwał się:
    - Chyba jestem mało rozrywkowy, bo nie wiem, co wymyślić i już bym przystał na ten film...
    - A może się w coś pobawimy? - Zaproponował Dante, klaskając lekko w dłonie. Brat spojrzał na niego, po czym przyłożył dłoń do czoła, w geście zażenowania.
    - No co? - Mruknął zniechęcony tą postawą Dante. - Czy to coś złego, czasami się trochę pobawić? Nie jesteśmy tacy znowu dorośli...

    OdpowiedzUsuń
  92. [Oho, Viv podoba mi się naprawdę! I mogła chodzić z Edwardem. Powiem szczerze, że nawet zamierzam wejść na bloga z którymś z braci Jas. Może właśnie z Eddiem ;)]

    OdpowiedzUsuń
  93. - Oczywiście, że jestem dumny z siebie. – zaśmiał się - Zawsze jestem. Nie wiem, czy to podniesie jakoś poczucie twojej wartości, ale powiem ci tez, ze możesz się uważać za klejnot koronny moich pracownic, których nawiasem mówiąc nie mam. Za to twoje poświęcenie jest godne podziwu. Ale już jutro pozbędę się długu wdzięczności, kiedy skosztujesz serniczka.
    Wyszli na zewnątrz: zrobiło już się prawie całkowicie ciemno, to znaczy, tak ciemno, jak może być w mieście wczesną nocą. Czyli w sumie szaro-granatowo, z nielicznymi punktami gwiazd na niebie.
    - Stąd już został jedynie malutki kawałeczek do akademików. Udawaj teraz senną, żeby bajka o tym, że idziesz spać wydała się jeszcze bardziej wiarygodną. - mruknął do niej i wsadził ręce w kieszenie spodni, spoglądając w stronę zapalających się jedna po drugiej ulicznych latarni.
    Potem zerknął kątem oka na Vivianne, która wyglądała na nienaturalnie zadowolona, jakby ta praca serio sprawiła jej przyjemność. No tak, przyszła aktorka, czyż nie?

    OdpowiedzUsuń
  94. [Być może dziewczyny mają do zrobienia wspólny projekt na zajęcia? Każda będzie musiała napisać o drugiej osobie, co będzie wymagało od nich poznana swoich życiorysów, ogólnie siebie nawzajem. Może połączy je przyjaźń albo coś w tym rodzaju? Aby trochę to skomplikować, Tallulah początkowo może być zauroczona twoją postacią? Później mogłoby się to zmienić albo i nie, zobaczymy jak się rozwinie wątek :3]

    OdpowiedzUsuń
  95. [Możesz Ty zacząć, bardzo proszę :3 i mam nadzieję, że pomożesz mi w wybraniu wizerunku dla Eddiego... może by i coś między nimi odżyło :D a nie mogę się zdecydować.]

    OdpowiedzUsuń
  96. [Myślałam o tym, że Eddie tuż po skończeniu szkoły wyjechał do Europy i wraca teraz, po ponad dwóch latach nieobecności. :)]

    Jasmine od rana chodziła po mieście. Zjadła śniadanie w jednej ze swoich ulubionych kawiarni (ach, te naleśniki z truskawkami!), oddała książki do biblioteki, wysłała listy, które dała jej poprzedniego dnia mama. Dzień jak co dzień, czyli załatwianie spraw całej rodziny.
    Szła właśnie przez park na przystanek autobusowy, by wrócić do domu, kiedy ktoś ją zawołał. Odwróciła się, a jej twarz rozjaśnił szeroki uśmiech na widok Vivianne. Chyba jedyna z dziewczyn braci, którą polubiła.
    - Cześć, Viv! - zawołała wesoło. - Cóż za zbieg okoliczności, od rana dziś o tobie myślę. - Zaśmiała się.

    OdpowiedzUsuń
  97. [Jest trzy lata starszy, 91' rocznik. Tak myślę, żeby go związać ze szkołą.]

    Jasmine roześmiała się szczerze, słuchając dziewczyny. Któż chciałby o niej myśleć? Jakby nie wiedziała, jakiego bzika Eddie miał kiedyś na jej punkcie. Samo to, że umawiał się z młodszą dziewczyną, było niemałym poświęceniem w wykonaniu chłopaka, w tym wieku, oczywiście.
    - Nie kłamię, kochana. Eddie wrócił kilka dni temu. Wczoraj cały wieczór mnie o ciebie pytał, ale niestety, musiałam mu powiedzieć, że cię długo nie widziałam. No i proszę, spotkałyśmy się. - powiedziała rozbawiona.

    OdpowiedzUsuń
  98. [No, dokładnie :)]

    - Och, możesz być pewna, że pojawi się u ciebie. Jak nie dziś, to najpóźniej jutro. - Mrugnęła do niej z szerokim uśmiechem. Właściwie, to nie miałaby nic przeciwko, gdyby się zeszli. Lubiła Vivianne i była jedną dziewczyną ze wszystkich dziewczyn Eddiego, która naprawdę była jego warta. Tak, brat Jasmine był prawdziwym pechowcem pod tym względem.
    - Masz czas? Może siądziemy, porozmawiamy, co? - zapytała, uśmiechając się, skinąwszy na jedną z ławek.

    OdpowiedzUsuń
  99. - Hmm... - Mruknął Dante. - Możemy się bawić w pytanie lub zadanie, chowanego albo to takie coś... - Spojrzał na brata. - Jak Europejczycy nazywają tę zabawę, gdzie jest taka biała plansza i na niej kropki z kolorami i się na nich łazi?
    - Tvister chyba, ale słyszałeś, że ona chce być żywa. - Odpowiedział Duncan.
    - Ej no, pomóżcie mi, jak nie pasują moje pomysły. Ja tu się staram rozkręcić trochę wszystko.

    OdpowiedzUsuń
  100. Nie sądziłem, że sprawa tak obróci swój przebiegł. Zazwyczaj, aby nie wchodzić dziewczynie w drogę siedziałem w swoim pokoju i dawałem jej wolną rękę. Co jak co, ale pojawiła się tutaj pierwsza, czyż nie? Tak więc zdziwiłem się, gdy ujrzałem ją w progu do swojego pokoju. - Nie ma sprawy. - rzekłem, posyłając jej delikatny uśmiech. Takie wypadki w hotelach się zdarzają, a tylko klienci na nich cierpią, jednakże nadal nie zamierzałem przeprowadzić się do innego pokoju. Wziąłem od dziewczyny butelkę wina, po czym pokazałem na kieliszki. - Sam tego nie wypiję. - mruknąłem entuzjastrycznie. Były wakacje, można poszaleć.

    OdpowiedzUsuń
  101. Surprise Avennue6 sierpnia 2012 14:52

    Westchnęłam cicho, przymykając przy tym lekko oczy. Dobre pytanie, czyż nie? Szczerze mówiąc, to nie było zaplanowane zabójstwo. O nie, nie. Zaplanowane zabójstwo byłoby perfekcyjne, bez śladów ani innych dziwacznych poszlak. Nie dałabym policji dojść do siebie, nie musiałabym się przenościć do cuchnącego Nowego Jorku. Myślicie, że miło mi mieszkać tutaj? Miło jest się ukrywać, ciągle zmieniać miejsce zamieszkania? Nie, nie, nie. Ale.. poniosło mnie tamtego dnia, po prostu. I nie żałuję swoich czynów, wręcz jestem na swój sposób z nich dumna. - Tak wyszło. - rzekłam, niezbyt wiedząc co odpowiedzieć blondynce(?). Przysiadłam na wysokim krześle i głowę podparłam o ręce, była to dogodna pozycja na przyglądanie się przyjaciółce.

    OdpowiedzUsuń
  102. [O mamuniu, przepraszam, że dopiero teraz, ale czasu mało i teraz znalazłam chwilkę.]

    Opadł opornie w jednym z boksów, wołając ręką kelnerkę. Tak, Chis był dzisiaj strasznie zmęczony po wyczerpującym treningu, tym bardziej, że ich trener zażyczył sobie porządnej rozgrzewki i świetnej, wręcz idealnej gry.
    Człowieku, zlituj się! My nie maszyny do biegania cały dzień po sali gimnastycznej.
    O tak, w tym momencie żałował, że należy do owej drużyny, ale z czasem dopatrzył plusów. Po pierwsze: lepsze ciało. O taak... Samą buzią żadnej kobiety nie wyrwie, tym bardziej, gdy zamiast kaloryfera będzie miał beczkę. Po drugie: zapełnienie wolnego czasu. Miał go nad domiar, pomijając dni, gdy wpadał do przyjaciela i robili sobie mini imprezę, ograniczając się do trzech osób - takie najlepsze. I po trzecie: myślał, o tak, on wtedy myślał.
    Przeczesał sprawnie włosy, mierzwiąc je niesamowicie i zamawiając kawę, sięgnął po leżącą obok gazetę. W sumie, nic ciekawego nie było, ale musiał czymś zająć palce i oczy, bo nie wytrzymałby, siedząc bezczynnie.
    Podniósł wzrok na dziewczynę i uśmiechnął się promiennie, rozpoznając w niej znajomą twarz.
    - Cześć, cześć, Vi - przywitał się, odkładając makulaturę na bok. - Co cię do mnie sprowadza?

    OdpowiedzUsuń
  103. Rozbawiona reakcją dziewczyny, kręciła głową, patrząc jak je ciasto.
    - Jakoś nigdy nie czułam potrzeby poznania wszystkich - wzruszyła ramionami - I do tego nie umiem piec ciasteczek, w ogóle pieczenie jest nie dla mnie, co innego gotowanie. Jednak nie wiem czy wszyscy cieszyliby się tak, gdyby dostali talerz z ravioli? - zaśmiała się.


    Rosalie BB

    OdpowiedzUsuń
  104. - Oh, ja popieram pomysł z karaoke! - Stwierdził od razu Duncan, zaś Dante wyglądał, jakby go ktoś chlusnął wodą w twarz.
    - Nie! - Zawołał, przerażony.

    OdpowiedzUsuń
  105. [Z góry przepraszam za SPAM. Zaznaczam jednak, iż otrzymałam zgodę od właścicielki bloga.]
    Wrzesień. W Birmingham High School pojawiają się nowe twarze, niektórzy odchodzą. Szkoła jednak nieustannie od kilkudziesięciu lat tętni tym samym życiem, a nauczyciele zarażają tą samą pasją. Ty też już dziś możesz dołączyć do najsłynniejszej szkoły z internatem w Wielkiej Brytanii.
    Możesz wcielić się w rolę szkolnego kujona, kapitanki drużyny cheerleaderek, szkolnego sportowca. Wspinaj się po szczeblach szkolnej drabiny popularności i z niepopularnej pierwszoklasistki zmień się w królową balu!
    Już dziś dołącz do http://birmingham-high-school.blogspot.com/
    [Blog wciąż w budowie, jednakże najważniejsze zakładki są już dostępne.]

    OdpowiedzUsuń
  106. Jasmine Delacour7 sierpnia 2012 19:02

    Jasmine ruszyła za nią energicznym, jak zwykle krokiem, po czym opadła na ławkę, kładąc tuż obok niej swoje rzeczy. Spojrzała na nią z szerokim uśmiechem.
    - Wakacje? Właściwie, jak każde inne dni, tylko bez szkoły. - Wzruszyła wątłymi ramionkami, śmiejąc się. - Za mało czasu, za dużo pomysłów, za dużo energii. Rodzice już mają mnie dość, tak to przynajmniej miałam gdzie tą energię spożytkować. A jak twoje? Byłaś gdzieś, może się wybierasz? Ja tu tkwię. Jakoś się nie mogłam zebrać w tym roku, a rodzice nie dostali urlopów. I tak wyszło. - Rozłożyła bezradnie ręce, uśmiech jednak nie schodził jej z twarzy.

    OdpowiedzUsuń
  107. [Przepraszam, że tak długo trzeba było na mnie czekać, ale miałam małe kłopoty z portalem :)]

    Nie powiedział już, że tak chętnych i uczynnych pracownic raczej już nie znajdzie, więc specjalnie nie będzie miała komu przewodzić, ale zrezygnował dostatecznie szybko, zanim się to wydobyło z jego ust.
    Pokiwał za to energicznie głową na ostatnie słowa dziewczyny.
    - Oczywiście. Zawsze istnieje prawdopodobieństwo, ze ktoś sobie coś bardzo niestosownego pomyśli, a tego naprawdę bym nie chciał. Już i tak w oczach szkolnej bibliotekarki uchodzę za kompletnego zwyrodnialca… - zaśmiał się, zupełnie nieadekwatnie do całej sytuacji. Bycie zwyrodnialcem chyba nie należało do rzeczy, z których można było się śmiać. Jakby tak dłużej nad tym pomyśleć.
    W końcu doszli niemal pod same wejście do budynku: Casyan akurat swoje sprawy załatwiał gdzieś na zapleczu, więc to oznaczało, że muszą się już pożegnać.
    - No, to dobranoc, Vivianne. Nie zapomnij upomnieć się o serniczek. – uśmiechnął się.

    OdpowiedzUsuń
  108. Jasmine spojrzała na nią z uwagą, uśmiechając się do niej delikatnie.
    - Ja tam lubię sprzątać. Cała rodzina mnie za to kocha. Ale nie daję się wykorzystywać. Chyba by mnie wykończyli, gdybym im pozwoliła. - Zaśmiała się, kręcąc głową. - Ale Eddiemu bałagan nie przeszkadza. - powiedziała, mrugając do niej znacząco, jednak po chwili znów się zaśmiała. Eddie był chyba największym bałaganiarzem w rodzinie. Jemu było wszystko jedno, jak wygląda jego otoczenie. Wręcz chyba była mu lepiej w bałaganie. Jasmine na samą myśl wywróciła oczami ze śmiechem.

    OdpowiedzUsuń
  109. [Szczerze mówiąc, to właśnie był mój problem :D]

    Uśmiechnął się na tego „manipulatora”. To chyba ostatnia cecha charakteru, jaką sobie by przyznał. A naprawdę starał się być w tym obiektywny.

    Dzisiaj wyjątkowo dużo zdążył uprzątnąć z klasy historycznej. Gdyby ktoś tam teraz wszedł znając wcześniejszy stan tego pomieszczenia, to mógłby doznać wrażenia, że znajduje się w kompletnie innej klasie. Toteż Casyana naprawdę rozpierała duma i mimo spoconego czoła i barw wojennych na policzkach (kilka szarych krech kurzu) stwierdził, że jak nic dzisiaj sobie… pofolguje.
    Zaśmiał się pod nosem: chyba powinien skończyć już zagłębiać się w średniowieczne tematy. Ostatnio nawet sporo czytał, jeśli chodzi o tę epokę. Żeby nie wyjść na ignoranta.
    Zdziwił się odrobinę, słysząc pukanie, ale raźnym krokiem podszedł do drzwi. Momentalnie przypomniał sobie o swojej obietnicy widząc blondynkę na progu: no tak, zawalił. Pacnął sobie ręką w czoło, jeszcze bardziej rozmazując kurz na twarzy.
    - Przepraszam, kompletnie o tym zapomniałem! Dlaczego nie przyszłaś wcześniej, teraz już na pewno go nie zdobędę!- stwierdził autentycznie przerażonym głosem –Mam nadzieję, że mi wybaczysz, a sernik kupię jutro. Nawet mogę ci go przynieść do pokoju w ramach pokuty.- spróbował się uśmiechnąć.

    OdpowiedzUsuń
  110. - O, twoja siostra? - zapytała ożywiona Jasmine, przyglądając się Vivianne z zaciekawieniem. Lise znała tylko z jej opowiadań. - To może zatrzymam Eddiego w domu? Jeszcze ją przestraszy. - Zachichotała na samą myśl o bracie. Doprawdy, Edward był przerażający. Z tym swoim wiecznym uśmiechem na twarzy. Zresztą, tak jak i Jasmine. Oboje byli chodzącymi szczęściami.
    - Wiesz, jak wpadnie z kwiatami i rzuci się na kolana... Mógłby ją do siebie zrazić. To wariat, i do tego straszny kretyn. - Wywróciła oczami.

    OdpowiedzUsuń
  111. - Dobra, postaram mu się to jakoś delikatnie wyperswadować. - Mrugnęła do niej, jakby faktycznie Eddie o czymś takim wspominał. Oczywiście, nie wspominał. Choć takie akcje były w jego stylu, to w tym przypadku chyba nawet on nie byłby taki głupi.
    - Zamieszka? Z tobą? - Jasmine spojrzała na Vivianne zaskoczona. - To ciekawie... Chce się tutaj uczyć? I twoi rodzice tak po prostu ją puszczą? To znaczy, wiesz... We dwie, same... - mruknęła niepewnie.

    OdpowiedzUsuń
  112. [Eddie gotowy :D]

    OdpowiedzUsuń
  113. [Hej. Chciałabym zacząć wątek. Co Ty na to? ]

    OdpowiedzUsuń
  114. Oparł się o ścianę, oglądając tę małą inspekcje, którą przeprowadzała Vivianne.
    - Myślę wiec, ze lepiej będzie, kiedy jednak kupię więcej serniczka. Nie chciałbym jednak, żeby moje zapominalstwo, czyli w rzeczywistości kłamstwa i manipulacje zniszczyły też twoje relacje rodzinne. Będziesz więc miała czym poczęstować siostrę.
    Otrzepał spodnie z pyłu i dopiero po chwili w gablocie ujrzał swoją twarz; wyglądał, jakby właśnie wrócił z kopalni, gdzie pracował na drugą zmianę. Uśmiechnął się do swojego odbicia i spróbował zetrzeć trochę ten kurz, jednak tylko bardziej go rozmazał, więc uznał, że umyje się dopiero jak wróci do domu, albo po prostu skorzysta ze szkolnych prysznicy.
    - Wybacz Vivianne, ale jest mi naprawdę wstyd za moją pamięć i za mój wygląd. W końcu jestem nauczycielem, powinienem świecić przykładem… a nie być obrazem waszej przyszłości, która będzie ewentualnym efektem waszego braku zapału do nauki… - podrapał się po skroni – Hm, a może przejdziemy się do kawiarni w ramach zadośćuczynienia? Bo chyba cukiernie o tej porze są zamknięte. Ale najpierw musiałbym się wykąpać.

    OdpowiedzUsuń
  115. [Tak Van mieszkała tam trochę więc jak najbardziej może być Miami.]

    OdpowiedzUsuń
  116. - Wydaje mi się, że z samotnością jakoś sobie poradzę, bardziej żałuję, że piec nie umiem - zaśmiała się, upijając łyk herbaty - Ponoć jestem do tego za mało cierpliwa, dlatego pozostają mi cukiernie, które cieszą się, że mnie widzą, przynajmniej dużo zarabiają - dodała.
    - Nie widziałam Cię tu jeszcze, byłaś gdzieś na wakacjach ? - zapytała, uważnie się jej przyglądając.
    Miała ciekawą urodę, zupełnie różniła się od Rosalie.

    Rosalie BB

    OdpowiedzUsuń
  117. - Ja się nie użalam, proszę panny! Ja tylko emanuje skromnością i dobrym wychowaniem! - zaśmiał się i przepuścił ja przodem, by oboje mogli opuścić klasę – I obawiam się jednak, że miałbym chyba całe pięć głosów. Jeden twój i cztery, które bym sam sfałszował. W końcu jestem takim kłamcą… - strzepał większość pyłu z włosów i zamknął za nimi drzwi.
    Wyglądało na to, że jutro tylko chwile tu posiedzi i całe sprzątnie będzie skończone. Najwięcej zrobił chyba dzisiaj: sześć ciężkich godzin przewalania się przez te wszystkie rupiecie było czymś zdecydowanie męczącym.
    - Chyba skorzystam z tych natrysków obok szatni. Co prawda, kąpielą tego nie nazwę, ale chyba doprowadzę się do jakiegoś stanu używalności. – zastanowił się przez moment – eh, chyba jednak się przeliczyłem. W wakacje pewnie i tak nie są czynne, kto teraz by się tam kąpał…- zerknął na nią uważnie – Vivianne, czy ty masz może jakichś kolegów, którzy nie będą mieli nic przeciwko, żebym z ich prysznica skorzystał?
    Każdy pokój miał bowiem swój i Casyan uznał, że nie chce jej kłopotać, pomijając fakt, że ludzie są jacy są i widząc taki obrazek zarówno dziewczyna jak i on zostaliby o coś posądzeni. Coś bardzo niedobrego. Pnie z biblioteki czasem miały swoje klony.

    OdpowiedzUsuń
  118. [ No trudno, to zacznę na czuja ;> ]

    Siedziała w pokoju i z zupełnie nieznanego powodu trzymała w jednej dłoni książkę od fizyki, w drugiej ołówek i rozpisywała skomplikowane wzory na zeszycie, który zwisał z jej uda, trochę łamiąc prawo grawitacji.
    Nagle grafit złamał się, a do Yvette dotarło jak dziwną rzecz robi. Były wakacje. Cudowne, piękne, imprezowe wakacje. Zerwała się i wybiegła z pokoju. Usłyszała piękny dźwięk fortepianu. Zjechała po poręczy schodów i powoli przeszła przez korytarz, jakby rozkoszując się każdą nutą. Weszła do salonu i usiadła na podłodze, przy ścianie. Przyglądała się Vivianne uderzającej delikatnie, starannie, powoli, ale pewnie w klawisze. Uśmiechnęła się delikatnie. Gdy dziewczyna skończyła, Yv wstała powoli i podeszła do fortepianu tanecznym krokiem.
    - Nieźle. Naprawdę pięknie.
    Przypomniała sobie jak sama grała. Jeszcze trzy lata wcześniej. Potem doszła do wniosku, że musi się wziąć za gitarę. Jej nauczycielka kazała jej wybierać. To oczywiste. Raczej nie zaleca się grać i na fortepianie i na gitarze. To trochę się wyklucza. Poszła za głosem serca, a może rozumu i zaczęła kupować gitary, struny, wzmacniacze i wkurzać sąsiadów. Czasem żałowała. Kochała fortepian.

    OdpowiedzUsuń
  119. Mógłby kogoś przestraszyć. Zwykle udawało mu się to tylko wtedy, kiedy tego nie chciał.
    No tak, to brzmiało bardzo logicznie. Nie był nawet specjalnie zdziwiony faktem, że uczennica musi mu wyjaśniać takie rzeczy: on absolutnie nie był stworzony do funkcjonowania w tym świecie, więc zbytnio się tym nawet nie przejął. Miał prawie trzydzieści (o zgrozo!) lat i chyba było to zdecydowanie za mało czasu, żeby się do tego świata przyzwyczaić. O ile w jego przypadku było to w ogóle możliwe.
    - Dobrze, w takim razie pójdę do twojej łazienki. – zgodził się w końcu – wydaje mi się, że zbierasz właśnie na sernik, który wpiszemy do Księgi Rekordów Guinessa. – uśmiechnął się i oboje wyszli na podwórze. Tak jak ostatnim razem, skierowali się w stronę akademików.
    - Ale tak całkowicie bez żartowania: jestem ci naprawdę wdzięczny za pomoc. I za prysznic. Już z góry.- zaznaczył, wspinając się po schodach do budynku, tuz za dziewczyną

    OdpowiedzUsuń
  120. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  121. Posłała jej ten swój cudowny, czarujący uśmiech.
    - Przepraszam. - mruknęła, dodając słodkie oczka. W takich chwilach wyglądała jak przerośnięte, urocze dziecko. - Nie mogłam się powstrzymać. To Bach!
    Dla niej to wytłumaczenie, było takim, które wyjaśniało wszystko. Gdyby wstawić tam Chopin albo Nirvana, nie zmieniło by dla niej znaczenia.
    - Nieźle, naprawdę fajnie to brzmi. Chociaż od kiedy nie gram to raczej przestałam uważać się za eksperta. Wcześniej myślałam, że mogę być jurorem w konkursie chopinowskim. Całe osiem lat praktyki. Zabawne? Nie, skądże. Wtedy brała to bardzo na poważnie. W przyszłości chciała zostać Mozartem. Co z tego, że do ósmego roku życia zawsze pisała jego nazwisko przez c.

    OdpowiedzUsuń
  122. Tak! To by było chyba nawet trochę łatwiejsze, niż ciągłe czekanie, aż go ktoś nareszcie zauważy.
    - Obawiam się jednak, że moimi umiejętnościami jest lepiej raczej obstać przy pierwszej opcji, którą podsunęłaś mi wczoraj. – puścił jej oczko – a mianowicie zabicie jakiejś niczego nie podejrzewającej uczennicy…. Tak, tak, to by była bardziej kusząca opcja… - dodał ściszonym głosem, rozglądając się po prawie opustoszałym akademiku. Kiedy dziewczyna już chciała iść przodem, złapał ją delikatnie za ramię i pokręcił głową.
    - Nie, bez przesady. To by wyglądało jeszcze gorzej, niż normalnie. Zresztą, już i tak jestem najbardziej rozwiązłym, niereformowalnym nauczycielem w tej szkole. A poza tym: to w końcu tylko ludzie. – odsunął się od niej szybko - Tutaj mieszkasz?- spytał, kiedy zatrzymali się pod jakimiś drzwiami. – Uprzedzam, że zajmie to naprawdę chwilkę. Nie musisz się o nic martwić.

    OdpowiedzUsuń
  123. Jeśli chodziło o Vivianne, Eddie nigdy nie pozbył się tego dziwnego ciepła, które ogarniało jego serducho, gdy tylko o niej myślał. Nie wiedział, czy znów chciałby z nią być. Wątpił, by przyjęła go z powrotem, niczym syna marnotrawnego. Wiedział jednak, że musi ją zobaczyć. Zobaczyć, czy się zmieniła, jak sobie radzi i co u niej słychać. Myślał o tym właściwie bezustannie już przez tydzień przed powrotem. Dlatego nie dziwne, że kiedy tylko pojawił się w Nowym Jorku, zapragnął ją odwiedzić. Właściwie tylko dzięki Jasmine nie pobiegł do niej od razu z lotniska. Więcej niż trzy dni jednak nie wytrzymał. Stał teraz pod jej drzwiami, z czekoladkami, które pamiętał, że uwielbiała i denerwował się, jak przed pierwszą randką. Zapukał.

    Eddie.
    _____

    Jasmine pokiwała głową ze zrozumieniem, ściągając brwi, jakby głęboko się nad czymś zastanawiała. Spojrzała na dziewczynę nieco nieobecnym wzrokiem.
    - Jesteś jej starszą siostrą. Dbasz o nią, troszczysz się. Jeśli więc masz jakiekolwiek wątpliwości, co do jej przyjazdu, powinnaś o tym powiedzieć, i to jak najprędzej. - powiedziała w końcu, poważnym jak na nią tonem.

    OdpowiedzUsuń
  124. - Szczerze, wolałabym tutaj przyjechać później, jednak w końcu miasto trzeba poznać, co by nie żyć jak dzikus - uśmiechnęła się.
    W pomieszczeniu zrobiło się duszno, więc podeszła do okna, które otworzyła.
    - A może nie masz żadnych planów i zechcesz się ze mną gdzieś wybrać? - zapytała uśmiechając się szczerze - Poznałam tu już kilka miejsc, ale sądzę, że będziesz w stanie mnie czymś zaszkoczyć

    Rosalie

    OdpowiedzUsuń
  125. Kiedy w końce weszli do środka, Casyan omiótł spojrzeniem całe pomieszczenie i uśmiechnął się do siebie.
    - Nie nazwałbym tego bałaganem. To jest… chaos. A tylko geniusz potrafi zapanować nad chaosem. – zauważył – U mnie wygląda całkiem podobnie. Tylko nie ma tego kobierca z gazet na biurku.
    Pokiwał głową i poczekał, aż Vivianne wydobędzie dla niego ręcznik, w tym czasie analizując poszczególne detale jej pokoju: w oczy rzucił mu się chyba zeszyt w ładnej oprawie leżący na środku łóżka, ale potem jego wzrok prześlizgnął się na meble, magazyny i jedyne okno ukryte za prześwitującą zasłonką. Potem skupił się na plakatach, a kiedy obejrzał już wszystkie, skręcił w stronę drzwi, które wskazała mu dziewczyna. Gdy znalazł się w środku, zaczął powoli odpinać guziki koszuli. Dopiero teraz zauważył, że od prawego ramienia do pasa ciągnie się szara rozmazana plama przypominająca mu szarfę, w jakich paradują kobiety startujące w wyborach miss. Ona miała rację: naprawdę mógł kogoś wystraszyć. Zachichotał. No tak, nie zawsze ma okazję do takich przemyśleń.
    Rozpiął połowę guzików, kiedy dziewczyna pojawiła się na progu z rzeczonym ręcznikiem.
    - Dziękuję ci. – skinął jej krótko głową.

    OdpowiedzUsuń
  126. Jasmine Delacour10 sierpnia 2012 12:12

    [Nie, w porządku ;)]

    Eddie nie ukrywał swojego zaskoczenia. Dobra, nie miała być o co na niego wściekła (choć gdyby się uparła, mogłaby), ale nie sądził, że od razu, w pewnym sensie, rzuci mu się w ramiona. Nie żeby narzekał. Objął jej drobne ciałko ramionami i przytulił ją mocno do siebie, wdychając tak dobrze mu znany zapach jej włosów. Westchnął cicho.
    - Dopiero zdałem sobie sprawę, jak za tobą tęskniłem, mała. - powiedziała, odsuwając się lekko, by na nią spojrzeć. Uśmiechnął się. - Jak to możliwe, że jesteś jeszcze ładniejsza, niż byłaś? - zapytał szczerze, przyglądając jej się uważnie.

    Eddie.
    _____

    Jasmine pokiwała głową i posłała jej ciepły, pokrzepiający uśmiech. Cóż, takie rozmowy bywały trudne.
    Roześmiała się na jej słowa. - Ja mam raczej taki problem, że Eddie chce się wyprowadzić. Victor też coś ostatnio o tym wspominał i jak pomyślę, że miałabym teraz zostać sama z rodzicami, to aż mi smutno. - Westchnęła ciężko. Bo choć bracia ją nierzadko denerwowali, to nie wyobrażała sobie życia bez nich. Oczywiście, kiedy sama już się wyprowadzi, to w porządku, ale tak sama, z rodzicami... Choć wiedziała, że często by ich odwiedzali. Ale to i tak smutne.

    OdpowiedzUsuń
  127. Laurion uśmiechnął się pod nosem, wyciągając z szafki wysokie szklanki, parę słomek i wszystko co było im potrzebne do zrobienia tej lemoniady. Nawiasem mówiąc, Laurion nie miał pojęcia jak się ją robi. Ale wierzył w dobre chęci i trochę sprytu, który chyba posiadał.
    - Jeśli chcesz, mogę potrzymać kciuki za niepowodzenie planu Twojej siostry. Chociaż to odrobinę okrutnie brzmi.- Przyznał po chwili, lustrując dziewczynę uważnym spojrzeniem. Zabawne, że wcześniej, w ciągu roku szkolnego i ciągłych zajęć nie był w stanie zauważyć, że ma do czynienia z naprawdę urodziwą młodą kobietą. Która w dodatku wydawała mu się niezwykle interesując. A po chwili pokręcił lekko głową, uświadamiając sobie kim on właściwie przy niej jest i że rozmyślanie o takich rzeczach jest po prostu głupotą.
    - Czuję się zaszczycony. Ty za to jesteś pierwszą osobą, która mnie tu odwiedza.- Przyznał po chwili i kiedy miał pewność, że Vivianne na niego patrzy podrzucił niewielką cytrynę, która zgrabnie wylądowała jej w dłoniach. - Więc, eee... Najpierw chyba trzeba rozgromić cytryny.
    lAURION

    OdpowiedzUsuń
  128. Szatyn nie chciał mówić, że pierwszą osobą, która spróbuje jego lemoniady będzie przecież on sam. Jeszcze by wzięła nogi za pas i uciekła hen daleko, a Laurion by się nie zdziwił, skoro to byłaby przecież jego wina.
    - Plusów na pewno. Ale wybacz, ja mam trochę.. Nietuzinkowe rodzeństwo. W moim przypadku nie ma chyba żadnych plusów.- Wyznał i westchnął bezgłośnie, wyjmując wyciskarkę do cytrusów i również krojąc resztę cytryn na pół. Nigdy tak do końca nie potrafił się z siostrą porozumieć. Po chwili jednak spojrzał na zegarek wiszący na ścianie i lekko pokręcił głową, spoglądając na Vivianne niepewnie.
    - Mogę Cię przeprosić na sekundę? Za chwilę wrócę.- Obiecał i zniknął na górze w swoim pokoju, nie spędzając tam wiele czasu. Wrócił po chwili, omijając co drugi stopień i wolną ręką przyklejając plaster na palec wskazujący. Akurat swoją cukrzycą nie zamierzał się nikomu chwalić i rozprawiać o tym na prawno i lewo.
    LAURION

    OdpowiedzUsuń
  129. Był trochę zakłopotany: wcale nie oczekiwał do niej ciuchów na zmianę i tak dalej. Miał przecież tylko wziąć prysznic. Ale fakt faktem: w tej kwestii akurat miała rację. Ubabrał się jak przedszkolak. Rozebrał się już do końca i przewiesił sobie ręcznik przez ścinkę prysznica, by potem się w niej zamknąć i spłukać z siebie cały ten kurz, który osiadł na nim w Sali historycznej.
    - Vivianne, ze spodniami daj sobie spokój. Jakoś sobie poradzę, w końcu w domu i tak mam zamiar wziąć porządną kąpiel. To tylko rozwiązanie tymczasowe! – odkrzyknął. W końcu te jego gacie nie były w takim strasznym stanie jak koszula.
    Zdał sobie sprawę, jakie to szczęście, że akurat się na nią natknął. Ostatnio często zdarzały mu się takie miłe zbiegi okoliczności, które w pewien sposób ratowały sytuację.
    Odkręcił wodę i już po chwili jego ciało smagały gorące strumienie: ona żyła tu sobie jak księżna! Miała ciepłą.

    OdpowiedzUsuń
  130. O z tymi lekami wcale tak bardzo się nie pomyliła. Laurion był jej jednak wdzięczny, że o nic nie wypytywała i nie miała ochoty maglować go o takie szczegóły. On nigdy nie był zbyt wylewny, a już na pewno kiedy chodziło o jego chorobę, którą wolał raczej przed innymi ukrywać. Nie lubił słuchać o tym, jak komuś jest przykro, albo stwierdzeń w stylu 'pewnie jest Ci trudno', czy 'współczuję'. Albo patrzeć na smutne miny znajomych. Bez sensu.
    - Jestem z Ciebie dumny.- Stwierdził prostując się znacznie i uśmiechając się delikatnie. Spojrzał na przyozdobione szklanki z uznaniem- W jego wykonaniu nic by z tego nie wyszło.
    - Teraz powinniśmy dodać cukru. No i wody. Wolisz gazowaną, czy niegazowaną?- Spytał, zanim wyjął obie butelki z lodówki i przysunął cukiernicę w stronę Vivianne. On sam powinien go raczej skrzętnie unikać.
    lAURION

    OdpowiedzUsuń
  131. W końcu zakręcił wodę i trochę wytarł mokre włosy, a potem całe ciało. Potem wciągnął spodnie wychodząc z łazienki i zabrał koszulkę kierując się w stronę kuchni. Wciągnął ja na siebie i stanął obok Vivianne, patrząc na przygotowany napój.
    - To dla mnie? Zbytek gościnności. W ogóle, to wytarłem ci podłogę, bo trochę nachlapałem i chciałem ci powiedzieć, że nie udało mi się tego zrobić tak dokładnie, jakbym chciał, w związku z czym jest tam nadal wilgotno, więc uważaj. Nie chciałbym, żebyś jeszcze coś sobie zrobiła. Już i tak mi pomogłaś. – uśmiechnął się i upił łyk ze swojej szklanki – Myślę, że teraz powinienem się wymknąć po angielsku i zapisać sobie gdzieś ten serniczek, żebym jutro już na pewno nie zapomniał.

    OdpowiedzUsuń
  132. Sporo osób na czymś grało. I rzeczywiście najczęściej była to gitara? Dlaczego? Właściwie cholera wie. Panowała dziwna faza na rocka, która Yv powoli przechodziła. Momentami zastanawiała się czy nie zacząć grać na saksofonie. I na przykład rzucić gitarę. Bo perkusji nigdy. Nie ma mowy.
    - Gram od dziecka. Znalazłam w domu kasetę z muzyką Chopina i tak długo męczyłam mamę o zajęcia, że się zgodziła. Potem musiałam przestać, bo wybrałam gitarę. - wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się szeroko, radośnie. - Masz ochotę na kawę? Herbatę? Piwo? Cokolwiek?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [ To ode mnie, zapomniałam się wylogować :) ]

      Usuń
  133. - Myślę, że nie mogę czegoś chcieć, jeśli chcesz mnie do czegoś zmusić. – uśmiechnął się - I tak, właśnie teraz powinienem wyjść. Żeby nie narażać ani mnie ani ciebie na jakieś nieprzyjemności z tego tytułu. Bo o ile ja mam gdzieś, co sobie ludzie pomyślą, to nie mogę brać odpowiedzialności również za ciebie. No i jakby na to nie patrzeć: zapotrzebowanie na łacinników w tym kraju nie jest wysokie. – zauważył i spojrzał na swoją-jej koszulkę. Rzeczywiście, istnieje szansa, ze nie zapomni.
    Tak, już raz w tej szkole była taka sytuacja: wyrzucili jednego z wuefistów za rzekome kontakty z uczennicą. Casyan był święcie przekonany, ze nic takiego miejsca nie miało, znał tamtego faceta bardzo dobrze, a może nawet lepiej, niż powinien i nie wierzył, żeby zdobył się na takie coś. Ale opinia kilku pracowników, a końcowo i tamtej dziewczyny zaważyła. I już nikt nie mógł nic zrobić.
    Wypił resztę napoju i odstawił szklankę do zlewu. Potem zerknął na pokój dziewczyny.
    - No, to od czego zaczynamy?

    OdpowiedzUsuń
  134. Uśmiechnęła się szeroko i ruszyła w stronę kuchni. Miała ochotę na espresso. Albo nie, może dzisiaj był w końcu dzień na zmianę. Latte. Nie, nie ma szans. Kawa z mlekiem jest do kitu. Herbatka. Rooibos. Z wanilią.
    - Wcześniej fortepian. Nadal trochę umiem grać, ale już się nie uczę. Gitara. Trochę bas. I oczywiście, największa miłość, perkusja.
    Westchnęła głęboko i wyjęła filiżanki z szafki.
    - Co dla ciebie, Viv? - spytała z lekkim uśmiechem.

    OdpowiedzUsuń
  135. Przez te kilka miesięcy po rozstaniu Eddie nieustannie za nią tęsknił, zastanawiając się, czy dobrze zrobił. Nie chciał jednak tkwić w Nowym Jorku. Obiecał sobie, że wyjdzie. Przynajmniej na trochę. Później trochę mu przeszło, choć wciąż ciepło o niej myślał. Szczególnie w trudnych chwilach. Mimo to, do końca się chyba z tego nie wyleczył.
    - I nadal jaka skromna. - powiedział rozbawiony, kręcąc głową. - Pewnie, chętnie. Strasznie gorąco dziś. - mruknął, wchodząc do środka i rozglądając się z czułością. Czuł się trochę zawiedziony, nie widząc tak znajomego i ukochanego bałaganu.
    - Zrobiłaś się porządnicka? - zapytał, uśmiechając się do niej szeroko. Zdjął buty i usiadł na krześle, nie spuszczając z niej wzroku.

    OdpowiedzUsuń
  136. Przelała wodę z filtra do czajnika i włączyła przycisk gotowania. Poszukała w szafce zielonej herbaty w torebkach oraz rooibos aromatyzowanej wanilią. Wrzuciła saszetki do filiżanek i uśmiechnęła się przyjaźnie do koleżanki. - Chyba nadal nienajgorzej gram. A co do zespołu... grałam zimie w zespole przyjaciela, ale szybko odpuściłam. Nie miałam na to czasu i chyba wolę grać sama dla siebie w domu.
    Czajnik kliknął na znak, ze woda już się zagotowała. Yv odczekała moment i powoli zalała herbatkę. Wyciągneła z szuflady dwie łyżeczki i położyła na blacie.

    OdpowiedzUsuń
  137. - Napiłbym się wina, ale jest trochę wcześnie. - Uśmiechnął się do niej szeroko. - Poproszę więc wody. - dodał, rozglądając się po pokoju. Niewiele się w nim zmieniło. No, może właśnie to, że tego dnia był w nim porządek. Eddie przyzwyczajony był to widoku walających się ubrań, książek, czy innych rzeczy. Jakoś to lubił.
    - O, Lise jest tutaj? Może wreszcie ją poznam. - powiedział pogodnie, a kiedy podała mu wodę, podziękował grzecznie z uśmiechem. - Pokrzepiająca jest jednak myśl, że to przez nią jest tu tak czysto. Przynajmniej nie ja jeden jestem nadal takim bałaganiarzem. Chociaż, w porównaniu do tych Rusków, z którymi mieszkałem, wypadałem wręcz na pedanta. - Zaśmiał się na samą myśl o swoich rosyjskich znajomych. Napił się wody, wypijając za jednym razem prawie całą szklankę. Był naprawdę spragniony.

    OdpowiedzUsuń
  138. Jasmine Delacour11 sierpnia 2012 13:43

    - Och, nie. Nie chcę wiedzieć, jak wyglądałby mój pokój, gdybym zamieszkała sama. - Zaśmiała się. - Poza tym, rodzicom chyba by serca pękły. Tak nagle straciliby trójkę lokatorów. Umarliby z nudów i z tęsknoty. - mówiła rozbawiona, ale cóż, taka była prawda.
    - No to faktycznie, musisz to wszystko przemyśleć. Naprawdę myślisz, że mieszkanie we dwójkę teraz byłoby takim problemem? Że nie dałabyś sobie rady z Lise? - zapytała, przyglądając jej się z uwagą. W końcu Lise nie była dzieckiem, które wymagało bezustannej opieki. A skoro całkiem nieźle się dogadywały, to dlaczego nie?

    OdpowiedzUsuń
  139. Spojrzał na nią rozbawiony i pokręcił ze śmiechem głową. I kto to mówił!
    - Byli gorsi, niż ja i ty razem wzięci, wierz mi. Nawet nie mieli w mieszkaniu miotły, mopa, niczego. Twierdzili, że im to niepotrzebne. - Zaśmiał się na samo wspomnienie tych pierwszych tygodni w Rosji, choć wtedy do śmiechu mu nie było.
    - Różne, dziwne pomysły? Cóż, to chyba ten wiek. - Wzruszył ramionami, dopijając wodę. Obracał pustą szklankę w dłoniach, cały czas patrząc na Vivianne ciepłym wzrokiem. - Trochę ciężko na początku było z językiem. Wiadomo, jak się człowiek uczy, to nie znaczy, że się zaraz będzie biegle porozumiewał. Ale szybko poszło. Zdałem nawet państwowy egzamin. Dzięki temu podłapałem teraz pracę w szkole. - Uśmiechnął się. - Zapisz się na rosyjski to będe cię uczył. - Mrugnął do niej figlarnie.

    OdpowiedzUsuń
  140. - Albo od razu zróbmy zdjęcia i załóżmy jakiegoś bloga kulinarnego. Będziemy sławnymi, internetowymi celebrytami.- Stwierdził z nutą rozbawienia w głosie i sam sobie dolał wody niegazowanej, odkładając cukier na miejsce, nie wsypując nawet łyżeczki. Nawet nie chodziło mu już o to, że nie może.. Zawsze lubił kwaśne rzeczy, czasami nawet kroił cytrynę w plasterki i jadł to zamiast chociażby jabłek.
    - Gotuje... Gotuje, fakt. Gotuje i sprząta. Wyjdę na bezdusznego faceta jeśli powiem, że tylko do tego się nadaje.- Mruknął niepewnie, nie chcąc wyjść na grubianina.- Bo o ile to robi, to reszta ją mało obchodzi. Z Tobą w ciągu ostatniej godziny rozmawiałem więcej niż z nią przez ostatnie dwa lata. I to niestety nie jest przesada.- Stwierdził, biorąc swoją pięknie przyozdobioną szklankę. - Mój pokój to ten pierwszy, zaraz przy schodach. Chyba tam będzie wygodniej, niż przesiadywać w kuchni.
    LAURION

    OdpowiedzUsuń
  141. Laurion uśmiechnął się pod nosem i spojrzał na lemoniadę, którą trzymał w rękach. Z jego skłonnością do wypadków bardzo możliwym było, że szklanka ot tak, przypadkowo wyślizgnie mu się z ręki. To by dopiero było..
    - Nie mogę przesadzać z cukrem. A poza tym lubię kwaśne rzeczy.- Wyjaśnił swobodnym tonem i przez krótką chwilę wpatrywał się dziewczynie w oczy. Zadziwiająco łatwo mu było mówić jej rzeczy, które zazwyczaj skrzętnie ukrywał. Nikt tak na dobrą sprawę nie wiedział jak wyglądają jego relacje z siostrą.
    - Cóż, ona ma ciężki charakter. Ja też nie należę do najłatwiejszych, z tym, że ona na siłę ludzi odpycha. A ja nie jestem masochistą, żeby ciągle się na to natykać. Nie płaczemy z tego powodu, także..- Stwierdził, ostrożnie stawiając stopy na krętych schodach, idąc tuż za nią. Ciekaw był co tak właściwie o nim myślała, i czy przypadkiem nie zmieniła zdania.
    LAURION

    OdpowiedzUsuń
  142. Jasmine Delacour11 sierpnia 2012 17:03

    - Dzięki. - Eddie uśmiechnął się do niej, opierając się o oparcie krzesła i odkładając szklankę na biurko. Spojrzał rozbawiony na jej zaskoczoną minę. Tego się właśnie spodziewał. Sam nie sądził, że zostanie kiedykolwiek nauczycielem. Co prawda, na początek stażystą, żeby nie było, ale po roku, może dwóch, będzie mógł już normalnie nauczyć, w to nie wątpił.
    - No, może dziwne. Ale tylko trochę. Dziwniejsze byłoby, gdybyśmy nadal ze sobą chodzili. - Zaśmiał się na samą myśl o podobnej sytuacji.

    Eddie.
    ___

    - Więc może to lepiej, żeby Lise zamieszkała z tobą. Skoro wasi rodzice są tak zapracowani, lepiej, żeby była przy tobie, a nie sama. - powiedziała, zastanawiając się nad tym głęboko. Jej rodzice też sporo pracowali, ale jakoś starali się wydzielać dla nich czas, poza tym zawsze miała braci. Dlatego tak bała się ich wyprowadzki.
    - To normalne, że się martwisz... Eddie o tym nie mówi, przynajmniej nie mi, ale martwi się o mnie bardziej, niż moi rodzice. - Zaśmiała się cicho. - Ale wystarczy tylko odrobina zaufania. I będzie dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  143. Eddie nie nie odpowiedział, spojrzał na nią, gdy się nad nim nachyliła. Lustrował ją wzrokiem, znów poczuł jej zapach i nagle zapragnął znów jej dotknąć. Na szczęście, odwrócił głowę, wyzywając się w myślach, niż zdążył spełnić swoją idiotyczną zachciankę. Nie chciał jej przecież wystraszyć. Ani nie chciał oberwać. Gdy odeszła, sięgnął wodę i nalał sobie do szklanki, wypinając duszkiem od razu całą. Spojrzał na nią poważnym wzrokiem i wzruszył ramionami.
    - Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia. To na razie jedyne, czego mogłem się chwycić. Zobaczymy, jak będzie mi się pracowało. - powiedział beznamiętnie. Nawet nie wiedział, czy chce tu zostać na stałe.

    OdpowiedzUsuń
  144. Właśnie, czas. Nie widział jej tyle czasu. Patrzył na nią i zastanawiał się, czy nadal jest tą Vivianne, dla której tak stracił głowę jeszcze w szkole. Nie pozostawało mu nic innego, jak tylko się przekonać. I albo dać sobie spokój... Albo zwariować dla niej do reszty.
    Roześmiał się.
    - Dlatego chyba nie będę ''panem Delacour''. Strasznie nie znoszę tych oficjalnych sytuacji. Mogę być, no ewentualnie, panem Eddiem. - Wywrócił ze śmiechem oczami. To było chyba najgorsze. Kompletnie nie nadawał się na poważnego nauczyciela.

    OdpowiedzUsuń
  145. Eddie aż skrzywił się na samą myśl o obecnym nauczycielu rosyjskiego. Tak, sam miał z nim lekcje. Był chyba najbardziej wytrwałym uczniem. Za bardzo chciał wybrać się do Rosji po skończeniu szkoły.
    - Odstrasza to łagodne określenie. Nie znoszę gościa. I on mnie zresztą też. Jak pomyślę, że najpierw będę musiał być jego stażystą... Uch, źle mi. Ale szybko go wykurzę. - dodał pogodniej, uśmiechając się szeroko.
    - Właśnie, francuski znasz świetnie! - powiedział ożywiony. Vivianne była chyba jedyną osobą na świecie, która mogła mówić po francusku i sprawiać tym Eddiemu przyjemność. Nie znosił tego języka. - Chodź więc na rosyjski. Dostaniesz nawet prywatne lekcje. - Mrugnął do niej.

    OdpowiedzUsuń
  146. Eddie automatycznie odwzajemnił jej uśmiech. To był silniejsze od niego. To jej uśmiech tak działał. Nie mógł się nie uśmiechać.
    - No prawda, że zachęcające? I nikt inny nie miałby szans, żeby takie dostać. - powiedział, uśmiechając się od ucha do ucha. Podsunął się do niej z krzesłem i złapał ją za dłonie, jak robił kiedyś za każdym razem, kiedy się chowała.
    - Ja? Rozśmieszać? Ciebie? No coś ty! Taka poważna ze mnie osoba. - mówił, uśmiechając się do niej szeroko. - Na pewno cię przyjmą z powrotem. Jeśli byłoby ci ze mną tak źle, to musiałbym to z bólem przyjąć i pomóc ci w przeniesieniu. - Zrobił smutną minę.

    OdpowiedzUsuń
  147. [Witam! :D Myślę, że pomysł z kółkiem teatralnym jest niezły. Mogą się stamtąd znać, dostać do przećwiczenia wspólną rolę czy coś. Chętnie coś zacznę, ale dopiero jutro jeśli pozwolisz, bo nie wiem czy na dziś się nie wypaliłam z pomysłów. Chociaż może zamknę Lilkę szatni z kostiumami? Kto wie :) ]

    OdpowiedzUsuń
  148. Eddie zaśmiał się, głaszcząc delikatnie jej dłonie, jednak szybko zabrał ręce. Nieco nerwowo przetarł policzki. Cóż, powinien się ogolić.
    - Och, kochana. Ty byś nie zaliczyła? Chyba nawet obecny nauczyciel nie byłby w stanie cię oblać, nawet jeśli miałabyś same jedynki. - Zaśmiał się. Jego, co prawda, próbował oblać, mimo że Eddie z rosyjskiego był naprawdę dobry. Nigdy większych problemów z nauką nie miał, ale do rosyjskiego nawet się przykładał!
    - Nie musiałabyś mnie szantażować. - Wyszczerzył w uśmiechu cały komplet białych zębów, przyglądając jej się z czułością. Cholera, Eddie.

    OdpowiedzUsuń
  149. Eddie patrzył to na nią, to na jej dłoń. Zawsze tak robiła, a on to uwielbiał. Zresztą, czego on nie uwielbiał, co miało związek z nią? Nie zamierzał się wyrywać. Jej bliskość, jej dotyk sprawiał mu przyjemność. Czuł się prawie, jak kiedyś. Na chwilę się nawet wyłączył, nie słuchał tego, co mówi, skupiając się na jej drobnych, delikatnych dłoniach.
    - Viv... - mruknął cicho. Nawet nie wiedział, kiedy znalazł się tak blisko niej. Patrzył jej głęboko w oczy.
    - Jakie brudne sekrety, co? - zapytał nagle, uśmiechając się. Nie to chciał powiedzieć, oczywiście. Ale nie chciał jej płoszyć. Odsunął się też nie, nie zabierając jednak dłoni.

    OdpowiedzUsuń
  150. [ Ok zaczynam coś :) ]

    Dzień zaczął się całkiem zwyczajnie dla panny Walker. Udało jej się nawet nie spóźnić na pierwszą lekcje co ostatnio było sukcesem. Biologie zaliczyła na bardzo dobry wiec już przez cały dzień chodziła szczęśliwa i rozpromieniona, że kolejny sprawdzian udało jej się zaliczyć bezbłędnie. Na fizyce już nie było tak pięknie, gdyż psorka pytała i gdyby nie fakt, że Lilka miała szczęście, że nie padło jej nazwisko pewnie skończyłoby się to niezbyt przyjemnie. Jednak po całym dniu, który w ostatecznych rozrachunku pozostał na plus udała się na dół, gdzie zawsze odbywają się spotkania koła teatralnego. Stwierdziła, że wcześniej uda się po kostium, gdyż generalna próba wymagała przygotowania wszystkiego tak jak trzeba. Weszła więc do pokoiku, gdzie znajdowały się kostiumy. Najczęściej uczniowie sami je przygotowywali choć szkołą finansowała niektóre z nich. Na pewno dekoracje pozostawały w łapkach uczniów, ale to już sprawa ludzi chodzących na nauki manualne tudzież malarstwo i inne takie. Bądź co bądź drzwi do tego pomieszczenia były dość specyficzne. Z zewnątrz otwierało je się bez problemu, zaś od środka nijak to szło. Czasami się zastanawiała, czy nie powinno być odwrotnie. Najwidoczniej budowniczych mieli lipnych. Tak czy siak Drzwi omsknęły się po rączce Lilki i tym samym uwięziły wewnątrz pomieszczenia.
    - Cudownie- mruknęła sama do siebie i zaczęła uderzać piąstkami i wołać kogokolwiek o pomoc, bo nie chciała spędzić to reszty dnia a nawet i nocy. Wiec z nadzieją, że ktoś jednak otworzy jej drzwi pukałą i nawoływała dalej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taa dopiero teraz zobaczyłam, że są wakacje. Załóżmy wiec , że koło teatralne działa dalej, a o pierwszych zdaniach zapomnijmy.

      Usuń
  151. Jasmine Delacour12 sierpnia 2012 11:39

    Jasmine pokiwała głową, uśmiechając się lekko. W to nie wątpiła. Vivianne na pewno da radę.
    - Ach, Victor. - Uśmiechnęła się szerzej na myśl o swoim najstarszym bracie. - Jeszcze bardziej tajemniczy, niż zwykle. Właściwie, to prawie go nie widuję. Ciągle pracuje, gdzieś chodzi. Wraca do domu tylko na noc, a i to nie zawsze. - Wzruszyła ramionami. Nie rozumiała do końca tej sytuacji. Victor nie mówił nawet czym się zajmuje. ''Pracuje u kumpla''. Trochę to Jasmine niepokoiło, cała sytuacja wyglądała bowiem bardzo podejrzanie.

    OdpowiedzUsuń
  152. Lilina niby nie bała się ciemności, ale jej wyobraźnia działa w takich chwilach nad wyraz szybko. Wolała jednak szybko stamtąd wyjść chociaż po to, by nie spóźnić się na próbę, a nie wiedziała kiedy ludzie przyjdą po swoje kostiumy i czy w ogóle ktoś przyjdzie.
    Dlatego gdy zobaczyła jak drzwi uchylają się wpyszczając do pomieszczenia światło odetchnęła z ulgą. Zrobiło jej się jeszcze lzej na duszy, gdy zobaczyła znajomą buźkę. Słysząc pytanie dziewczyny jej oczy zrobiły się wielkie niczym denka od szklanek. Zamrugała kilkakrotnie i wzruszyła ramionkami.
    - Nie, nic zatrzasnęłam sie tylko tutaj- powiedziała beztrosko jakby rozmawiała o pogodzie- sięgnąć Ci po jakiś kostium? -zapytała po chwili uśmiechając się subtelnie.

    OdpowiedzUsuń
  153. Laurion słuchał jej uważnie, chociaż wpatrywał się w swoją szklankę, również po to by niczego na schody nie wylać. Sam jeszcze nie wiedział jak ten ich wyrób smakuje, ale to nie było dobre i odpowiednie miejsce na próbowanie.
    - Spokojnie, mi to jakoś nie przeszkadza. Wbrew pozorom, i to się pewnie wydaje dziwnie, ale tak nam jest chyba najlepiej.- Stwierdził i ledwie wzruszył ramionami, bojąc się wykonywać gwałtowniejsze ruchy. Wtedy dopiero mógł stracić własnoręcznie wykonany napój!
    - Podobno tak mówią. Mi osobiście ze sobą dobrze, nie wiem tylko co reszta ludzi na to.- Przyznał i otworzył jej drzwi do swojego pokoju, który wyglądał jakby przed chwilą został gruntownie wysprzątany.
    - Zapraszam.
    LAURION

    OdpowiedzUsuń
  154. Bez żadnych zbędnych protestów udałem się za blondynka na balkon. Gdy postawiła kieliszki do wina na stole odaunalem jej krzesło. Co jak co, ale jestem na tyle gentelmanem, aby wykonać taki gest (pomijając wczorajsze incydenty). Zawsze szanowalem kobiety i próbowałem dość z nimi do jakiegoś porozumienia. Otworzylem wino i nalalem nam do kieliszków. - na zdrowie.

    David Smith

    OdpowiedzUsuń
  155. Jasmine Delacour12 sierpnia 2012 18:21

    Jasmine zaśmiała się, słysząc uwagę Vivianne. No cóż, trudno było się nie zgodzić. Victor, podobnie jak wszyscy z rodziny Delacour, był raczej wesołym człowiekiem, choć zawsze miał dość specyficzne poczucie humoru i był bardzo tajemniczy.
    - Szczerze? Nie mam zielonego pojęcia. Mówi, że w firmie jakiegoś kolegi. Ale co robi, nie wiem. Nie mówi o tym zbyt wiele. W ogóle, jakoś niewiele ostatnio mówi. Trochę mnie to martwi. - powiedziała szczerze zafrasowana tym faktem. W końcu był jej bratem. Nie chciała, by w coś się wplątał.

    OdpowiedzUsuń
  156. Sam Eddie niejednokrotnie się nad tym zastanawiał, nawet po tym, jak zerwali. Vivianne była przecież w wieku jego siostry, a Jasmine zawsze była dla niego smarkulą (i zapewne zawsze będzie). Ale, jak to się mówi, miłość nie wybiera. Dla Eddiego żadna inna dziewczyna się nie liczyła. Nawet teraz.
    - Ja nie mam brudnych sekretów. - Uśmiechnął się szeroko, patrząc w jej śliczne oczy. Nieznacznie zbliżył się do niej. - Jestem szczerym, prostym chłopakiem, co poradzisz. - Wzruszył bezradnie ramionami, wzdychając teatralnie. - I na twoje nieszczęście, wszyscy o tym wiedzą.

    OdpowiedzUsuń
  157. Eddie patrzył w jej oczy, patrzył na jej uśmiechnięte usta. Ten uśmiech zawsze sprawiał, że wszystkie problemy znikały. Wiedział, że powinien się odsunąć, zachować dystans. Pozwolić sprawą toczyć się, ale powoli. Ale nie mógł. A gdy i ona się do niego zbliżyła, poczuł to znajome, ogarniające go ciepło. Uśmiechnął się lekko.
    - I naprawdę chciałabyś mnie tak pogrążyć? - zapytał również szeptem, zbliżając się do niej jeszcze. - Chociaż... Właściwie to już to robisz. - mruknął, nim zdążył ugryźć się w język. I plany o luźnej, niezobowiązującej znajomości zaczęły się sypać.

    OdpowiedzUsuń
  158. Jasmine Delacour12 sierpnia 2012 19:19

    Jasmine pokiwała głową. Vivianne oczywiście miała rację. Nie miała się czym przejmować. Victor może i był trochę dziwny i tajemniczy, jednak przy swoim roztargnieniu i lekkomyślności, miał jednak zdrowy rozsądek i znał pewne granice. Tak przynajmniej jej się wydawało i wciąż próbowała się do tego przekonać.
    - Taka chyba rola rodziny. Żeby się martwić. To nieuniknione. - powiedziała, śmiejąc się.

    OdpowiedzUsuń
  159. Usiadłem na przeciwko blondynki, jednocześnie wyjmujac jointa z kieszeni. Zapalę później, do wina. Ot takie dziwne pomieszanie Smithowskie. Skinalem głową z uśmiechem na pełnych ustach. Fakt faktem, było tutaj pięknie, a w dodatku był to jedyny apartament z tymże widokiem. Inne oczywiście również robią wrażenie, aczkolwiek nie takie jak ten. Westchnąłem cicho, kręcąc głową. - Cóż, przyjemniej mi w towarzysytwie. - rzekłem, po czym upilem łyk wytrawnego wina. Był poranek, a Ja juz piłem. Może to nic dziwnego, bo na swój sposób byłem alkoholikiem. Oh, biedna Vivienne.. Bedzie musiała jakoś sobie ze mną poradzić. - Jadłas juz śniadanie? - spytałem z delikatnym uśmiechem na ustach.

    OdpowiedzUsuń
  160. Eddie poczuł przyjemny dreszcz. Tylko ona potrafiła doprowadzać go do takich emocji, nie robiąc nic wielkiego. Widocznie nic się w tym względzie nie zmieniło.
    - O, tak... Jesteś wyjątkowo straszna. - powiedział, uśmiechając się przekornie. Musnął nosem jej policzek, patrząc jej głęboko w oczy. Byli już tak blisko siebie, że znów czuł jej zapach. Czuł jej oddech na twarzy. I cóż, już było po nim. Nie dziwił się już, dlaczego w Rosji nie przekonała go do siebie żadna dziewczyna. Nie, nie były nieatrakcyjna. Po prostu żadna z nich nie była Vivianne.
    Niewiele myśląc, zbliżył się do niej jeszcze, muskając delikatnie ustami jej miękkie, malinowe usta. Tęsknił za nimi.

    OdpowiedzUsuń
  161. Lilka patrzyła jak drzwi sie zamykają i czuła się jak w filmie ze zwolnionym tempie. Już wyciągnęła rączki, by złapać drzwi kiedy te zamknęły się sekundę przed tym zanim je złapała. Spojrzała na dziewczynę i zawtórowała jej wybuchając głośnym śmiechem.
    - Cóż, zawsze lepiej utkwić tu z kimś niż samej. Mam nadzieję, że ktoś niedługo przyjdzie- powiedziała i rozsiadła się wygodniej między kostiumami- a w tym czasie opowiadaj co u Ciebie- dodała i poklepała miejsce na przeciwko siebie dając znać, by dziewczyna sobie usiadła. Zawsze to wygodniej niż stać.

    OdpowiedzUsuń
  162. Eddie uniósł się delikatnie z krzesła i przysiadł na łóżku, tuż obok niego. Wyciągnął rękę i delikatnie objął ją w pasie, jakby się bał, że gdy złapie zbyt mocno, dziewczyna ucieknie. Na początku, wolał być ostrożny. Choć i tak wiedział, że to, co się dzieje, to kompletne szaleństwo.
    - Ja też... Boże, tak bardzo tęskniłem, Viv... - mruknął, przejeżdżając drugą dłonią po jej gładkiej, delikatnej szyi. Pogłaskał ją po policzku i ponownie pocałował, tym razem nieco zachłanniej.

    OdpowiedzUsuń
  163. Na pewno pomieszczenie z kostiumami było interesujące, temu nie mogła zaprzeczyć. Często znajdowało sie tutaj ciekawe rekwizyty, a no i znajdą się też tacy co to wpadną tutaj przebiorą się za wikingów i wkroczą na biologię. Na samo wspomnienie zaśmiała sie cicho.
    - A zdziwisz się- powiedziała z uśmiechem po czym skrzywiła sie na widok sukienki, którą pokazała jej dziewczyna. - U mnie nic ciekawego. Nie dają mi spać w akademiku, cieszą sie wakacjami ile wlezie i impreza za imprezą. Na krótką mete było fajnie, a potem strasznie męczy- przyznała spoglądając na kolejne ciuchy, które przeglądała Vivianne.

    OdpowiedzUsuń
  164. Widocznie dziewczyna była typem chomika, i trzymała rzeczy z sentymentu, nawet te kompletnie niepotrzebne. Laurion był w tym względzie bardziej ostrożny i starał się do rzeczy nie przywiązywać. Wtedy pewnie też miałby graciarnię zamiast pokoju.
    - Cóż, pierwsze wrażenie prawie zawsze jest mylne. Już się przyzwyczaiłem.- Odpowiedział zupełnie swobodnym tonem i na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu. I nie zniknął nawet kiedy wypił dosyć kwaśnej lemoniady.
    LAURION

    OdpowiedzUsuń
  165. Patrząc na rzeczy, które wcześniej wybrała dziewczyna sukienka w kolorze pudrowego różu rzeczywiście wydawała się być najlepszym rozwiązaniem.
    - Dokładnie- potwierdziła i omiotła wzrokiem szafkę z rekwizytami- ale jeszcze miesiąc wakacji i wolne się skończy. Nie tęsknię za lekcjami, ale za chwilą spokoju jak najbardziej. Chociaż trudno o taką akademiku- przyznała przenosząc wzrok na Vivienne- może po próbie wyskoczymy gdzieś do parku? Na rolki, kawę, cokolwiek. Brakuje mi jakiejś odskoczni.

    OdpowiedzUsuń
  166. Eddie złapał ją delikatnie za nogi, usadzając ją wygodnie na swoich kolanach. Całował ją zachłannie, z utęsknieniem. Tak bardzo mu tego brakowało przez te dwa lata. Jeśli miałby żałować swojego wyjazdu z jakiegoś powodu, to tym powodem byłaby tylko i wyłącznie Vivianne. Objął jej drobne ciałko swoimi szerokimi całkiem ramionami i przytulił do siebie mocno. Najchętniej wcale by jej nie wypuszczał.
    - Więc wreszcie ją poznam. - powiedział, uśmiechając się równie szeroko. Oczy aż mu rozbłysły. Pocałował ją czule w czoło. - Już nigdy więcej cię nie zostawię, Viv. Nigdy.

    OdpowiedzUsuń
  167. Pokiwał głową, nic już nie mówiąc i całując czule jej palec. Skoro nie chciała, nie będzie mówił tego głośno. Ale wiedział, że dotrzyma obietnicy. Zrozumiał teraz, jaki błąd popełnił, zostawiając ją. Nie zamierzał tego powtarzać.
    Nie wiedział, czy Vivianne za chwilę nie będzie żałować tego, co teraz się działo. Ale wiedział, że on na pewno nie. I jeśli ona będzie czuć się niepewnie - zrobi wszystko, by to zmienić.
    - Co tylko chcesz. - powiedział, uśmiechając się do niej szeroko. Pogłaskał ją po włosach, całując ją z czułością.

    OdpowiedzUsuń
  168. Eddie przyglądał się Vivianne z uwielbieniem, głaszcząc ją czule po włosach i całując ją co chwilę delikatnie. Musiał się nią teraz nacieszyć, po tej długiej przerwie.
    Kiedy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi, od razu odwrócił się w tamtą stronę spoglądając na... nieco młodszą Vivianne. Wiedział, że Lise jest bardzo do niej podobna, ale aż tak? Aż musiał zamrugać kilkakrotnie powiekami, aby upewnić się, że to, co widzi, to prawda.
    Kiedy tylko Vivianne podniosła się, Eddie zrobił to sama i podszedł do Lise, wyciągając do niej rękę i uśmiechając się w swój naturalny, wesoły sposób.
    - Cześć, Lise. Miło mi cię w końcu poznać.

    OdpowiedzUsuń
  169. Eddie patrzył na dziewczynę niezbyt nachalnie, ale dość sympatycznym, przyjaznym wzrokiem. Nie chciał przecież, żeby się go bała. Choć pewnie i tak myślała o nim jakieś niestworzone rzeczy, w końcu zostawił jej siostrę, i to w dość nieprzyjemny sposób, choć bez żadnych większych kłótni. Cóż, musiał ją jakoś do siebie przekonać. Nie wiedział jeszcze tylko jak.
    Ścisnął za to rękę Vivianne, kiedy go złapała i spojrzał na nią czule. Och, mógł na nią patrzeć godzinami, jednak teraz już chyba nie wypadało.
    - O, no właśnie. Z chęcią posłuchamy. - powiedział wesoło, rad, że Vivianne zmienia temat, czyniąc atmosferę nieco mniej niezręczną. Usiadł z powrotem na łóżku, patrząc na zdezorientowaną nieco Lise.

    OdpowiedzUsuń
  170. Eddie machnął niedbale ręką i uśmiechnął się do Lise przyjaźnie. Naprawdę, bardzo jej w tamtym momencie współczuł. Biedna, nie wiedziała, co się dzieje. Zupełnie spokojnie wraca do pokoju siostry, by zobaczyć ją w objęciach byłego chłopaka, który zostawił ją, żeby wyjechać do Rosji. Niezbyt normalna sytuacja.
    - Może to ja powinienem was zostawić, co? - zapytał nagle, przyglądając się młodszej pannie Bourett, po czym spojrzał na Vivianne z uwagą. - Chcecie pogadać? Albo może twoja siostra chce coś wiedzieć ode mnie? - spytał Viv, jednak spojrzał ponownie na Lise. Był gotów na wszelkie działania, byle rozwiązać jakoś tą sytuację.

    OdpowiedzUsuń
  171. Eddie spojrzał zaskoczony na Vivianne. Tego się nie spodziewał. Myślał, że zostaną tam w trójkę, albo on sam opuści jej pokój, ale nie, że dziewczyna wyjdzie razem z nim. Nie wiedział, czy to w porządku wobec Lise, ale już nic nie mówił.
    Roześmiał się tylko, patrząc na bose stópki ukochanej. Cała Viv. I za to ją tak uwielbiał. Że nie był sam w swoim wariactwie.
    - Pewnie! Przyjdę jutro! - zawołał jeszcze do Lise, śmiejąc się i ruszył za Vivianne, łapiąc ją za rękę. Spojrzał na nią z uwagą, uśmiechając się szeroko.
    - Masz ochotę na herbatę? - zapytał, puszczając jej dłoń, ale obejmując ją po chwili ramieniem. Przytulił ją do siebie.

    OdpowiedzUsuń
  172. [Czyli może tak, Lorcan chciał kiedyś zaciągnąć ją do łóżka, ale ona się nie dała, więc po jakimś czasie dał jej spokój i teraz są tylko przyjaciółmi. O, może tak być? :D]

    Lorcan Wayne

    OdpowiedzUsuń
  173. Uśmiechnęła się szeroko, radośnie.
    - Nie gram w zespole z wyboru. - podkreśliła. Nie miała ochoty dostosowywać się do nikogo. Od dziecka w muzyce była egoistką i tak już powinno pozostać. Zawsze grała tylko i wyłącznie dla siebie. - Może nie potrafię słuchać gry innych i grać pod ich dyktando i nie mieć szans zmian decyzji w trakcie gry. A co do konkursu talentów... Bardzo chętnie zorganizuję, ale do występu mnie nie namówisz.
    Puściła jej tajemnicze oczko u oparła się o blat.

    OdpowiedzUsuń
  174. Co najmniej niezręczne, fakt. Lise chyba musiała sobie najpierw wszystko ułożyć. Choć Eddie i tak czuł się idiotycznie. Zaczynał mieć dopiero prawdziwe wyrzuty sumienia za to, jak zostawił Vivianne.
    Spojrzał na nią z uwagą, po czym zaśmiał się krótko. Nachylił się i pocałował ją czule w głowę.
    - Nikt nie musi widzieć. - Mrugnął do niej, tuląc ją mocniej do siebie. - Okej, jasne. Godzinka i jesteś z powrotem. Mam się jutro zgłosić na to przepytanie? - zapytał ze śmiechem. Opuścili już akademik.

    OdpowiedzUsuń
  175. Eddie nie skomentował tego już. Westchnął tylko cicho, marszcząc brwi. Zaczął poważnie się nad tym zastanawiać. Może by jednak zrezygnować? W końcu raz Vivianne zostawił. Jeśli teraz miałby coś poświęcić to nie ją, ale coś innego dla niej.
    - Dobrze, jutro się będę przygotowywać. - powiedział, uśmiechając się. Doszli w końcu do malutkiej, przytulnej kawiarenki, do której chodzili kiedyś. Eddie od razu zamówił zieloną herbatę dla Viv, a dla siebie jakiś sok. Odsunął jej krzesło przy jednym ze stolików, a gdy usiadła, usiadł naprzeciwko niej. Patrzył na nią z uśmiechem. Nie mógł się napatrzeć.

    OdpowiedzUsuń
  176. [ Odpisuje na tel i zle kliknelam i mi odpowiedz zniknela. Odpisze juz jutro ;) ]

    OdpowiedzUsuń
  177. Eddie miał pamięć całkiem niezłą, choć tym, co jej przeszkadzało było niezwykłe roztargnienie chłopaka. Jednak jeśli chodziło o Vivianne - pamiętał niemal wszystko, nawet najdrobniejsze szczegóły. A co dopiero fakt, że tak lubiła zieloną herbatę? Sam ją przecież przy niej polubił.
    Ogarnął wzrokiem tak znane sobie pomieszczenie, przypominając sobie pierwsze spotkanie z Vivianne. Uśmiechnął się do siebie.
    Spojrzał na Viv. Znalazł na stoliku jej rękę i ścisnął ją delikatnie.
    - Pewnie, tak właśnie powiem. Albo nawet tak zrobię. - Wzruszył ramionami.

    OdpowiedzUsuń
  178. [Może Vivianne wpadnie do mieszkania Lorcana dość wcześnie rano i będzie chciała go gdzieś wyciągnąć czy coś? ^^]

    Lorcan Wayne

    OdpowiedzUsuń
  179. Jej wakacje byly bardzo dziwne. W zasadzie nie robila nic szczegolnego, a bawila sie swietnie. Cale dnie potrafila siedziec w domu i bardzo dobrze organizowac sobie czas. Nawet nie wiedziala co robila.
    - A, jest calkiem fajnie. Wykrecilam sie z wyjazdu z rodzinka, bylam na kilka dni ze znajomymi na wybrzezu. Wlasciwie nic nie robie. Obijam sie. Odsypiam zycie. Nie ogarniam. Duzo gram chyba i czytam.
    Westchnela i wypila lyka z filizanki.
    [wybacz ze tak malo ale slabo mi idzie rekonstrukcja pamieci :/]

    OdpowiedzUsuń
  180. [mówiąc szczerze też nie mam za bardzo pomysłów. Są w tej samej klasie, wiele przedmiotów mają wspólnych więc znać się muszą. Pytanie brzmi czy kombinujemy coś zawiłego i pokręconego czy pozostaniemy przy jakiś banalnych opcjach typu "kumplują się", "nienawidzą się"? Bo niby mogę pomyśleć, ale w sumie nie mam pojęcia co z tego mi wyjdzie]

    OdpowiedzUsuń
  181. [dobra ja też będę myśleć, jak mnie coś natchnie to się odezwę ;d]

    OdpowiedzUsuń
  182. [no właśnie miałam pisać, że mogliby być dobrymi znajomymi w pierwszej klasie, po czym okazałoby się, że któreś do któregoś czuje coś więcej i próbowaliby być razem w pierwszej klasie po czym rozstaliby się, ale mimo wszystko ciągnęłoby ich do siebie pod względem przyjaźni.
    Ale może być tak jak piszesz Ty, żeby byli przyjaciółmi od pierwszej klasy. Wtedy można zacząć wątek hm, jakimś spotkaniem bo imprezie, albo po powrocie z wakacyjnego wyjazdu, żeby sobie wzajemnie opowiedzieć co się działo itp. ;d]

    OdpowiedzUsuń
  183. [Dobra to niech będzie w ten sposób ;) Jasne że się nie obrażę :)]

    OdpowiedzUsuń
  184. [teoretycznie w akademiku, jednak większość czasu jak może to spędza w domu lub jego okolicach, w szczególności w wakacje ;d]

    OdpowiedzUsuń
  185. Jasmine Delacour14 sierpnia 2012 23:16

    Nią, owszem przejmowali się, ale ona nie potrafiła się nie przejmować. Bo niby jak? To w końcu jej najbliżsi, jej ukochani bracia! Miała świra na ich punkcie.
    Spojrzała na Vivianne i posłała jej przyjazny uśmiech.
    - A, pewnie. Znajdźmy jakąś fajną kawiarenkę. - powiedziała pogodnie, biorąc swoje rzeczy i podnosząc się z ławki. Poczekawszy na dziewczynę, ruszyły razem do najbliższej kawiarenki.

    OdpowiedzUsuń
  186. Eddie spojrzał na nią rozczulony. Uniósł jej dłoń i pocałował ją czule. Uśmiechnął się pogodnie.
    - W porządku. Nie rzucę tego z dnia na dzień. Tylko się rozejrzę. Jak nie znajdę, to trudno. Damy radę. W końcu, to twoja ostatnia klasa. - powiedział wesoło, po czym zerknął na kelnerką, która przyniosła im ich zamówienie. Napił się swojego soku, wdychając jednak zapach zielonej herbaty, który kojarzył mu się tylko i wyłącznie z nią.

    OdpowiedzUsuń
  187. Poprzedniego dnia rodzice chłopaka wieczorem wyjechali na spektakl, przez co młody Couper wrócił wcześniej do akademika i praktycznie od razu kładł się spać. Zapewne spałby zdecydowanie dłużej, jednak hałas, który dochodził od strony drzwi prowadzących na korytarz uniemożliwiał mu dalszy sen. Szatyn zrzucił z siebie kołdrę po czym leniwie przeciągnął się, szeroko ziewając. Wstał z łóżka i ruszył w stronę drzwi, aby sprawdzić co wydaje taki dźwięk.
    - Vivienne? - mruknął zaspanym głosem przecierając leniwie oczy. Oczywiście, że miał ochotę na dalszy sen, no ale skoro wstał już z łóżka, a ona stała na progu, niegrzecznie byłoby zamknąć jej drzwi i kontynuować spanie - dlaczego już nie śpisz? - zapytał. Wydawało mu się, że te pytanie jest najbardziej odpowiednie. Przecież większość ludzi śpi o tej porze.

    OdpowiedzUsuń
  188. przepuścił ją w drzwiach, a kiedy ucałowała go w policzek uśmiechnął się tylko po czym ziewając odwrócił się w stronę łóżka, na którym już siedziała blondynka.
    - Chyba sobie żartujesz - jęknął, zdecydowanie wolałby wrócić do łóżka, wgramolić się pod kołdrę i spać dalej, od tak - nie rozumiem jak miałaś odwagę przyjść tu o tak wczesnej godzinie i to bez kawy. I jeszcze próbując mnie wywalić na dwór - zdecydowanie na samą myśl robiło mu się zimno - wydaje mi się, że mam dużo lepszy pomysł - oznajmił, a na ustach pojawił mu się chytry uśmieszek - chodźmy po prostu dalej spać, zamiast łazić po mieście o tak wczesnej godzinie - zdecydowanie nie chciało mu się jeszcze opuszczać ciepłej pościeli. Niestety był prawie, że pewien iż dziewczyna mu nie odpuści.

    OdpowiedzUsuń
  189. Eddie zaśmiał się, odwracając jednak wzrok trochę zakłopotany.
    - Widzisz, pamiętam, że lubisz zieloną herbatę, a pomyliłem klasy. Chociaż dokładnie wiem, kiedy się urodziłaś! Cóż, ale nawet nie wiem, w której klasie jest moje siostra, a to nie ujmuje ani trochę mojej miłości do niej, więc... Wybacz. - Uśmiechnął się szeroko, patrząc na nią z czułością. - No dobrze, skoro tak mówisz, to zostanę. - Wzruszył ramionami. - Jakoś to będzie.

    OdpowiedzUsuń
  190. Wyciągnął dłoń i dotknął delikatnie jej ust, jak robił zawsze, gdy je przygryzała. Uśmiechnął się.
    - Mogłoby być niezręcznie. Gdyby ktoś się dowiedział, jeszcze byśmy mieli kłopoty. I by było, że cię faworyzuję. - Zaśmiał się. Pogłaskał ją po policzku i zabrał rękę. - Nauczę cię czego tylko zechcesz. - powiedział z uśmiechem, dopijając sok. Był najszczęśliwszym facetem na świecie, mając ją znowu przy sobie.

    OdpowiedzUsuń
  191. Spojrzał na nią przeciągle, a potem uśmiechnął się lekko.
    - Vivianne, przecież nie mieszkasz tu od tygodnia, prawda? Sądziłem, że pewne rzeczy są dla ciebie oczywiste, ale jeśli nie, to lepiej dla ciebie. Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz.- wzruszył ramionami – Tu w ogóle nie liczy się to, co ja myślę, ale to, co tu faktycznie się dzieje. Jako uczennica powinnaś być we wszystko lepiej wtajemniczona ode mnie.
    Potem zaczął się śmiać, mimowolnie wyobrażając sobie samego siebie w takim programie, ale jakoś nie mógł tego zrobić dokładnie,. Bo hasła „perfekcyjny” i „Korhonen” jakoś kompletnie nie chciały współgrać w jego głowie.
    - Przez te dwa dni dałaś mi więcej pomysłów na to, jak mogę zostać sławnym, niż ja uknułem przez ostatni miesiąc. A podobno mam bujna wyobraźnię. Jestem naprawdę pełen podziwu.- pokiwał głową z uznaniem – Ale teraz serio: stajesz przed jedyną i niepowtarzalną okazją. Oferuję ci swoją pomoc w sprzątaniu. No, czyż to nie brzmi kusząco? – powiedział, gestykulując przy tym, jakby ukazywał siebie jako najlepszego pomocnika, jakiego można sobie tylko wymarzyć.

    OdpowiedzUsuń
  192. Słysząc jej słowa uniósł brwi delikatnie w górę, aby zmierzyć dziewczynę dokładnie spojrzeniem.
    - wyjdź, nie będziesz obrażać spania w mojej obecności - powiedział śmiertelnie poważnie, jednak oboje doskonale wiedzieli, że chłopak zaraz wybuchnie śmiechem i pójdzie się umyć i ubrać.
    - dobrze mamusiu już idę myć ząbki, a może chcesz mieć pewność że nałożyłem na szczoteczkę wystarczającą ilość pasty do zębów? I może jeszcze chcesz mi uszykować ubrania i mieć pewność, że zakładam świeżą bieliznę, hm? - oznajmił z uśmiechem kierując się do łazienki, gdzie po chwili się zamknął i zaczął wykonywać czynności związane z poranną toaletą. Kiedy wyszedł po jakichś piętnastu minutach był już gotowy do wyjścia, jednak wciąż oczy miał zaspane.
    - Stawiasz mi kawę i wiedz, że Ci jej nie odpuszczę - uśmiechnął się do blondynki i czekał, aż wstanie by mogli opuścić akademik.

    OdpowiedzUsuń
  193. Uśmiechnęła się do niej.
    - Zawsze możemy odkryć coś razem - powiedziała i szybko podeszła do półki, na której leżała ulotka - Albo możemy wybrać się na jakieś dziwne pokazy - wzruszyła ramionami - W sumie, nie wiem na czym to ma polegać, bo słabo wyjaśniają, ale może być całkiem zabawnie, patrząc na młodych gniewnych, próbujących swoich sił w zabawie z ogniem.

    Rosalie BB

    OdpowiedzUsuń
  194. - Nie wierzę w to co słyszę - odpowiedział dziewczynie już z łazienki, jednak później nie nasłuchiwał już żadnej odpowiedzi. Skupiał się na tym, by jak najszybciej się wyszykować.
    - Nie dzięki, kawa mi wystarczy - odpowiedział z delikatnym uśmiechem po czym zmarszczył lekko brwi i uważnie zerknął na książkę trzymaną przez dziewczynę. Nie przypominał sobie, żeby ją wcześniej widział, ale całkiem możliwym był fakt, że wziął ją z domu, nawet o tym nie wiedząc.
    - Jasne. No i nie spiesz się z czytaniem - w zasadzie spacer z rana nie był tak bardzo złym pomysłem. Świeże powietrze na pewno zrobi mu dobrze.
    - Chcesz po prostu pospacerować, czy chcesz o czymś pogadać? - spojrzał na blondynkę, jak gdyby próbował odczytać cokolwiek z jej twarzy.

    OdpowiedzUsuń