niedziela, 22 lipca 2012

"Nic się tak nie powtarza jak ekscentryczność i oryginalność."

          Casyan Korhonen urodził się w 1983 roku w Helsinkach jako trzecie dziecko Blusiusa i Jekaji. Będąc najmłodszym synem miał niewiele do powiedzenia w domu, ale nie przeszkadzało mu to w jakiś znaczący sposób; czas bowiem lubił spędzać samotnie poświęcając się marzeniom. Mniej więcej w tym okresie uznał, że prawdziwa data jego urodzin przypada na rok 1550 i tak naprawdę jest wampirem urodzonym na którejś z wysp Alandzkich - to tłumaczyłoby jego dość młody wygląd i mniej więcej chroniło od popadnięcia w jakąś chorobę psychiczną z uwagi na to, że Casyan panicznie boi się swoich trzydziestych urodzin.
Nauczycielem został w sumie przez przypadek; jakoś nigdy nie wyobrażał sobie siebie w tej roli, co ponoć widać, aczkolwiek kiedy już skończył studia i to całkiem nieźle, stwierdził, ze szkoda byłoby to zmarnować. Tak też zaczęła się jego kariera łacinnika.
Casyan  ogólnie ma duży dystans do własnej osoby, ale też wielkie poczucie godności i  iście skandynawską dumę, która objawia się w najmniej oczekiwanych momentach. Oprócz tego, uparcie wierzy, że jest stworzony do bycia gwiazdą, co skutkuje tym, że wolne chwile spędza w centrach handlowych, bo tam podobno jest najwięcej łowców talentów. Co prawda, jeszcze do końca nie wie, w czym by ten talent mógł tkwić, ale nie traci nadziei. W każdym razie, praca w liceum jest dla niego tylko tymczasowa.
          Lekcje Casyana wyróżniają się zwykle tym, że praktycznie w ogóle nie istnieją: zamiast rozmawiać o odmianie czasowników, bądź też roztrząsać średniowieczne teksty, lubi zapoznawać uczniów z mitologiami świata i anegdotami z życia Wielkich Starożytnych. Ma fioła na punkcie historii antycznej i nie rozumie, kiedy ktoś nie wie, jak miał na imię koń Aleksandra Macedońskiego, albo jaki wpływ na polis wokół basenu Morza Śródziemnego wywarły reformy Solona. Kiedy po jednej, czy drugiej kontroli stwierdza brak tej "podstawowej wiedzy" popada w dziwnie melancholijny stan i siedzi do końca lekcji smutny, pozwalając każdemu robić to, na co ma ochotę. Trzeba przyznać, że łatwo poddaje się skrajnym nastrojom, jednak za wszelką cenę usiłuje być poważnym, co średnio mu wychodzi. Ma mnóstwo kompleksów, przede wszystkim na punkcie braku jakiejkolwiek muskulatury, aczkolwiek nikt o tym nie wie, bo sądząc ze sposobu w jaki pręży się na korytarzu nie ma absolutnie żadnych 'ale' o do swojego wyglądu. Poza tym, jest niesamowicie szczery, przy gorszym samopoczuciu nie przebiera w słowach, ale zawsze potrafi przeprosić za swoje zachowanie.
       Co do pasji Casyana, to na pewno są nimi uczenie się dziwnych, nieprzydatnych języków, na przykład esperanto, czy mołdawskiego; hodowanie kaktusów i boks tajski. Co ciekawe, pomimo dość wątłej budowy, w tym ostatnim radzi sobie chyba najlepiej. Dodatkowo wierzy, że w lutym 2013 czeka nas koniec świata (tak się złożyło, że akurat wtedy wypadają jego 30. urodziny...), żywi się tylko i wyłącznie ekologicznym jedzeniem oraz brzdąka sobie na harfie. "Brzdąka" to najlepsze określenie tego, co z nią potrafi robić.
          Jak więc widać, Casyan to dość skomplikowany typ... okej,  jego osobowość można spokojnie zakwalifikować już pod jakąś jednostkę chorobową, ale z uwagi na jego skłonności hipochondryczne, można to wykluczyć - co dwa miesiące robi WSZYSTKIE badania. Nie dla siebie, bynajmniej; już dwa razy uratował jakąś staruszkę od ograbienia w zaułku, popisując się swoimi umiejętnościami z zakresu tego boksu tajskiego, co przyczyniło się trochę do wyobrażeń o jego szczególnej roli w tym mieście, jako strażnika praw  bezbronnych i uciśnionych, lub też kogoś na kształt współczesnego samuraja. Nigdy o tym nie mówi, skrywa wszystko w największej tajemnicy, bo przecież bohaterowie zawsze powinni zostać anonimowi. Ma mnóstwo znajomych i tylko jednego prawdziwego przyjaciela, którym jest kot Hector. Dostał go po śmierci jednej z tych babć, których torebki uratował.
         Nie ma za sobą żadnego związku, który przetrwałby dłużej, niż pół roku; kolejne niepowodzenia tym polu skutkują okresami bardzo przygodnych znajomości, po których ma kaca moralnego, a mimo tego co jakiś czas historia się powtarza. Oprócz tego, nosi się jak model, bo ( jak zwykł mawiać) "Ciekawe wnętrze powinno charakteryzować się ciekawym opakowaniem".

[Obrazek przedstawia Mathiasa Lauridsena i nie wiem, skąd pochodzi. Wątki, powiązania - mile widziane.]

336 komentarzy:

  1. [Posłusznie melduję, że koń Aleksandra Macedońskiego to Bucefał, a reformy Solona zostały przeprowadzone w Atenach i dotyczyły między innymi podziały społeczeństwa na klasy! Ja wiem, jestem mądra, mam poprawkę z historii starożytnej we wrześniu, ale za to mitologię nordycką mam obcykaną, piąteczkę dostałam :D Mamy ochotę na wątek? :D

    jean t.]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Matko kochano, 7:59, ja o tej godzinie chodzę spać :D Pomysł może i by się jakiś znalazł, ale najpierw bym chciała wiedzieć, jak się zapatrujesz na potencjalną relację :D bo ja wszystkich kocham i ludzie uważają, że to nudne :D]

    OdpowiedzUsuń
  3. Chętnie zaczęłabym wątek, tylko zastanawiam się nad ewentualnym miejscem, lub nad ewentualnym powiązaniem.. Masz może jakieś pomysły? :)

    OdpowiedzUsuń
  4. [Też powinnam iść do roboty... O mój panie, przepadnę w życiu jak nic :D I zaczynam wątek, jestem dzielna :D]

    Jean zauważył, że był ostatnimi czasy naprawdę szalenie przyzwoitym obywatelem - siedział grzecznie w domu, zajmował się swoją potomkinią, pił udawane herbatki z plastikowych filiżanek i budował fortece z klocków lego, przy okazji ucząc się jeszcze większego wyczucia w chodzeniu po własnym domu. Kto ciemną nocą, stopą bosą na porzucone w salonie lego nastąpił, wie o co chodzi. Oprócz tego zajmował się słuchowiskami (inni ludzie z dziwnych powodów nazywali to serialami) pokroju Plotkary, dlatego należało niezwłocznie udać się na jakieś piwo łamane na wódkę łamane na tequilę łamane na śpiewanie sprośnych piosenek trzymając się latarni. A sprawy miały się tak, że Casyan był dobrym towarzyszem takich wypadów. Jego telefon rozdzwonił się więc pewnego pięknego, lipcowego popołudnia, a Jean czekał na zgłoszenie się abonenta Korhonena.

    OdpowiedzUsuń
  5. [Nie mogę pracować, muszę się uczyć do egzaminu poprawkowego na moim kierunku, po którym jedyną pracą, jaką będę mogła podjąć, okaże się praca przy wykładaniu towaru po nocach w Lidlu :D No i muszę ogarnąć wyjazd, z którego organizacji jestem dumna :D]

    Czekając na łaskawe podniesienie słuchawki przez Casyana, Jean zdążył ułożyć się wygodniej na leżaku Enholmen z Ikei (skandynawski ślad!) i oprzeć nogi na balustradzie tarasu. A niech widzą, że jest u siebie i mu wolno. Wciąż czekając, odpowiedział na uprzejme dzień dobry sąsiadowi z mieszkania obok, który również zechciał skorzystać ze wspólnego tarasu. - Przeraził mnie ten fałsz, nie rób mi tak więcej, bo jeszcze parę takich twoich wyskoków i będę się musiał nauczyć nowego alfabetu. - Powiedział z udawanym oburzeniem, żeby później zaśmiać się radośnie, pod wrażeniem własnego dowcipu. - Ale tak teraz całkiem na serio, to ubi concordia, ibi victoria, nie? Masz może więc ochotę zgodzić się na pijacką eskapadę dzisiaj wieczorem?

    OdpowiedzUsuń
  6. [ No to ja coś zacznę, ale mistrzostwo to to nie jest. :( I trochę naginam fakty, korzystając z tego, że to 'koniec roku szkolnego'. Należy mi się po 36 godzinach bez snu. :D]

    Koniec roku szkolnego dla uczniów był jednym, wielkim wybawieniem. Gorzej mieli jednak nauczyciele, którzy na samym finiszu zyskiwali nawał nowych obowiązków, jak i masę papierkowej roboty. Większość zawsze narzekała z tego powodu, ale nie Gabriela. To ona z uśmiechem przejmowała obowiązki innych profesorów i usłużnie, bezinteresownie zostawała w pokoju nauczycielskim do późnych godzin wieczornych, tak, że musiała się przypominać woźnemu- Inaczej zostałaby tam zamknięta na całą noc.
    Może to chęć jakiejkolwiek pomocy, nawet tej najmniejszej? Albo po prostu dziwna przyjemność płynąca z wypełniania kolejnych, oficjalnych dokumentów? Oficjalnie- Tak. Nieoficjalnie, to po prostu kolejna rzecz, która pozwalała zająć Hiszpance masę wolnego czasu. Była tu od roku, ale do tej pory znała tylko dwie trasy- z domu do osiedlowego marketu, z domu do szkoły. W ciągu roku poznała zaledwie garstkę ludzi, z którymi utrzymywała niezły kontakt, ale do tej pory nie pamiętała wszystkich imion. Jasnowłosa chyba wolała zamknąć się w pokoju nauczycielskim, w ciemnym kącie, zapalić niewielką lampkę i przy filiżance kawy samotnie spędzać czas. Idealny sposób na samotność drobnej kobiety w wielkim mieście. A może to ze zwykłej przekory, bo przecież mogła wyjść ze znajomymi, a wolała spędzać czas sama. W ciszy.
    A papiery, dzienniki i inne dokumenty, które leżały rozłożone na biurku pochłaniały ją do tego stopnia, że pochylona nad nimi, skulona wręcz nie usłyszała nawet, że ktoś do środka wchodzi. To dlatego też nie przestała nucić hiszpańskiej kołysanki, którą lubiła sobie czasem i ową, przyjemną ciszę urozmaicić.

    OdpowiedzUsuń
  7. [Kulturoznawstwo międzynarodowe na UJocie :D Też mnie śmieszył ten kierunek, na którym wylądowałam, żeby nie studiować ochrony środowiska w Łodzi, ale przestało mi być do śmiechu, kiedy musiałam w dwóch sesjach pod rząd zdać po 9 egzaminów i drugie tyle zaliczeń/projektów/esejów :D]

    - Od jakichś czterech lat jestem tak bogaty, że do knajpy wchodzę trzeźwy. - Wyznał, a w jego głosie zabrzmiała nutka nostalgii za studenckimi czasami, kiedy do knajpy wchodził... nie było go stać na knajpy, a nawet jeśli zdołał zaoszczędzić te parę franków (za czasów euro powodziło mu się już nieco lepiej!), to do knajpy wchodził, trzymając się podłogi wszystkimi czterema kończynami, jeśli zaś udało mu się wyjść z niej o własnych siłach, to podpierając się również twarzą. - Ojej, złapała mnie melancholia... Dlatego sugeruję hipstersko zrobić u ciebie bifora, a później wstępnie natrzaskani udamy się na tournee, które skończy się... kiedyś na pewno i nawet pewnie gdzieś. Nie wiem, wczoraj pod oknami miałem nocny koncert piosenki pijackiej i też chcę tak skończyć!

    OdpowiedzUsuń
  8. Te jej dwie osobliwe trasy, których nauczyła się w rok chyba dobitnie świadczyły, że podzielała los osoby, która miała orientację w terenie... Bardzo kiepską. Póki co nie uśmiechało się jej wszędzie gubić i pytać o drogę, bo gdzieś tam, była jednak odrobinę dumna i wolała po prostu inaczej spożytkować wolny czas.
    Słysząc tak donośne przywitanie drgnęła i lekko pokręciła głową. Dobrze, że nie trzymała filiżanki z gorącą kawą, albo nie miała w dłoni długopisu, bo tak brutalnie przerwana cisza mogłaby się przyczynić do jakiegoś niefortunnego wypadku.
    Gabriela nie była przyzwyczajona do aż tak żywiołowych ludzi, którzy w ciągu kilku sekund potrafili powiedzieć wyjątkowo dużo. Niby tacy właśnie są Hiszpanie, ale ona więcej cech odziedziczyła po matce. Może dlatego ten całkiem przyjemny wywód mężczyzny skwitowała ciepłym uśmiechem, uniosła nieco ręce do góry i przeciągnęła się, na moment przymykając powieki. Dopiero wtedy wstała, poprawiła karmelową spódnicę i obrzucając stos map krótkim, ale zaciekawionym spojrzeniem.
    - Pokrewieństwa z sowami się nie dopatrzyłam, ale całkiem lubię tak spędzać wieczory. Naprawdę to takie niezdrowe?- Rzuciła retoryczne pytanie, które zwieńczyła delikatnym uśmiechem. Chyba naprawdę było, bo chociaż uśmiechnięta i wyprostowana, to jednak dało się zauważyć na jej twarzy lekkie cienie pod zielonymi oczami, które dodawały jej tych kilka lat.
    - Gabriela Hernandez, uczę hiszpańskiego. W prawdzie niedługo, pewnie dlatego się jeszcze nie poznaliśmy.- Zauważyła spokojnie i odruchowo założyła pasmo jasnych włosów za ucho, lustrując mężczyznę dość przychylnym i serdecznym spojrzeniem. Daleko jej było do gburowatej i wiecznie zdenerwowanej kobiety, na całe szczęście.

    OdpowiedzUsuń
  9. Chciał oczywiście dodać, że skoro u niego nie da rady, bo żona, dziecko, pies, niewygoda i inne tego typu przypadłości strategiczno-lokalowe, to on zapewnia flaszkę na bifora, ale że w słuchawce zabrzmiał głuchy trzask słuchawki rzucanej na widełki i odezwał się urywany sygnał, nie miał okazji dodać, że... Nie, moment, znowu bym się zapętliła i zdanie nie skończyłoby się nigdy. Jean zastanawiał się również, kiedy to jest 'na czas', bo nie umówili się na konkretną godzinę, jednak szybko uznał dwudziestą czterdzieści dwie za odpowiednią porę. Miał więc jeszcze całą masę czasu, zdążył zrobić kolację latorośli i sobie (w końcu trzeba mieć czym rzygać po udanej imprezie), pograć na skrzypcach, doprowadzić się do stanu społecznej używalności, wyjść, kupić flaszkę na bifora i dojechać metrem na miejsce spotkania, czyli do Casyanowego mieszkania. Stał pod drzwiami i służalczo się dobijał, wystukując na drzwiach rytm przypominający grany zaledwie dwie godziny wcześniej utwór Vivaldiego.

    OdpowiedzUsuń
  10. [ Moje też, na czele z Klarą, Laurą i Olimpią. Taki mam dziwny gust. :D]

    Ten nader ciekawy słowotok z jego strony spotkał się z wyraźną aprobatą Gabrieli, która nie miała nic przeciwko. Właściwie było to dla niej coś nowego, bo ona raczej rzadko przejmowała inicjatywę i potrafiła się przed nieznajomymi otworzyć na tyle, by prowadzić swobodną rozmowę. Zdecydowanie wolała, jeśli to ta druga osoba przełamywała lody, a nowy znajomy robił to znakomicie. Nic dziwnego, że na jej wargach pojawił się wesoły uśmiech, który odciągał uwagę od przemęczonych i lekko opuchniętych oczu.
    - Nietoperze to chyba nie dla mnie. Jakoś mi się nie uśmiecha wiszenie głową w dół.- Jasnowłosa pamiętała dziecięce zabawy na trzepakach czy innych tego typu rzeczach i nigdy jej się to nie podobało. Ona wolała chodzić po drzewach, niż wiszenie głową w dół i zamiatanie ziemi włosami.
    - Wspaniale.- Przyznała po chwili krótko i opadła na krzesło, które stało przy innym biurku, natomiast bliżej mężczyzny. Przecież nie będzie siadała w kącie i rozmawiała z nim przez całą długość pokoju nauczycielskiego. To szalenie niekulturalne!
    - Nie lubię, kiedy ktokolwiek mówi do mnie 'Pani'. Czuję się wtedy jak starsza kobieta, to nie należy do najprzyjemniejszych doznań, uwierz mi.- Przytaknęła po chwili i lekko pokiwała głową, uśmiechając się ciepło.
    - A skoro już z troską zakłóciłeś moją uroczą samotność do może kawy, herbaty?- Spytała i już była gotowa wstać, by podejść do małego aneksu kuchennego kilka metrów na lewo.

    OdpowiedzUsuń
  11. [Stwierdziłam, że coś zacznę, bo w sumie lekcje łaciny u mnie właśnie tak wyglądały, jak i u niego. Ale nie wspominam tego najlepiej, więc od tego może odejdźmy, a za to pozwolę się mu wykazać siłą i umiejętnościami tego boksu tajskiego ;D]

    Co ją podkusiło, by wyjść w poniedziałkowy wieczór samej na imprezę? W sumie nigdy niewiele musiało, bo zazwyczaj tak się kończył jej samotny wieczór, a że większość takich było, to też i ten się tak zakończył. Nigdy jednak nie miała takiego pecha, jak dziś. W końcu kiedyś szczęście musiało się skończyć.
    W każdym razie dziewczyna w krótkiej sukience, chodząca zygzakiem była wyjątkowo łatwym celem, zważając także na godzinę. Zegarek nad drzwiami jednego z jubilerów wskazywał w pół do trzeciej. Na ulicach pusta, a co chwilę mijała jakiś przesmyk. Nic dziwnego, że z jednego z nich wyskoczył jakiś mężczyzna i zasłonił jej usta brudną łapą, bo dłonią tego nazwać nie było można i zaczął ciągnąć w ciemny zaułek. Jednak dziewczyna zaczęła się szarpać i próbować wyrwać, jednak była od niego mniejsza, choć i on do największych i najsilniejszych nie należał.

    OdpowiedzUsuń
  12. [ Te też są super. :D]

    Gabriela też była jakoś mało hiszpańska, gdyby już tak porównywać. Wcale nie była głośna, też nie zawsze tryskała entuzjazmem i energią, i nawet wyglądem przypominała raczej francuzkę, po matce. Jedynie taką wielką gościnność miała wpojoną iście hiszpańską. To dlatego ciężko jej było w tym momencie odpuścić i pozwolić by to mężczyzna zajął sie ciepłym napojem.
    - To może kawę..- Odparła w końcu po wielkim namyśle, kiedy uświadomiła sobie że tamta filiżanka dawno już wystygła i nie nadaje się do picia.
    - Ciężko mi siedzieć bezczynnie, wolałabym się na coś przydać i pomóc.- Stwierdziła i mimo wszystko wstała, podchodząc do mężczyzny i wyjmując z szafki filiżanki. Póki co tyle mogła spokojnie zrobić, zwieńczyć to uśmiechem i nie czuć się kompletnie obsłużoną, jak w kawiarni. Trochę z niej była taka Zosia- Samosia.
    - W porządku, rozmowa o nietoperzach wydaje mi się nader ciekawa.- Dodała po chwili i uśmiechnęła się wesoło, obdarzając mężczyznę ciepłym spojrzeniem, które towarzyszyło jej dosyć często. Przynajmniej w otoczeniu ludzi.

    OdpowiedzUsuń
  13. - Żąąąąąą! - Poprawił go przez ścianę, włączając na chwilę swój pedagogiczny talent. Kiedy talent został zdezaktywowany, Jean mógł w spokoju odwinąć z papierka flaszkę tequili, która nabył na tę specjalną okazję i postawić ją dumnie na stole, po czym zabrał się do przeglądu zawartości stołu. Każda z dostępnych butelek została dokładnie zbadana, jednej nie potrafił zidentyfikować na podstawie kształtu, a brak tłoczeń w szkle nie ułatwiał mu zadania. Miał dziwne wrażenie, że nie wyjdą do żadnej knajpy, bynajmniej nie z braku funduszy lub chęci. Raczej ciała nie będą chciały współpracować. - Skoro już uważasz, że jestem stary, to chcę cię poinformować, że kiedy kupowałem dzisiaj flaszkę w markecie, jakaś miła pani z akcentem zza południowej granicy zażądała pokazania dowodu. Wiedziałem, że nie powinienem był się golić, nawet moja żona uważa, że bez zarostu wyglądam jak szesnastolatka, nie mylić z szesnastolatkiem. A ja wierzę mojej żonie.


    [Ej, przypomniałam sobie, że też miałam problem z ć swego czasu i to pomogło XD http://www.elektroda.pl/rtvforum/topic217889.html]

    OdpowiedzUsuń
  14. W tamtej chwili myślała już, że jest na przegranej pozycji i nie wyjdzie z tego cało. Krzyknęła gdy w pewnym momencie napastnik ją puścił, a ona opadła na kolana. Otarła szybko mokre policzki i powoli, podpierając się ściany pobliskiego budynku. Jęknęła, gdy pociągnął ją za rękę, zbyt zdecydowanie, jak na nią. Zmarszczyła brwi i popatrzyła na niego zaszklonymi oczami. Kopnęła go z całej swojej siły i dzięki temu mogła się uwolnić. No tak, jeszcze mu sie oberwało za to, że uratował ją, ale zrobił to w taki sposób, że ona znowu poczuła sie zagrożona.
    - Tobie też nie dam się dotknąć! - krzyknęła i sięgnęła po konar, który ledwie, co potrafiła udźwignąć.
    Oddychała niespokojnie i płytko, bo była bliska płaczu. Ledwo, co stała na nogach, zwłaszcza w tych butach. Niepewnie spojrzała na faceta, który zwijał się na ziemi z bólu. Pewnie za chwilę będzie wstanie się podnieść, a ona będzie w podwójnych tarapatach. Przynajmniej ona tak myślała.

    OdpowiedzUsuń
  15. Ludzie widząc Gabrielę zawsze spodziewają się tego, że całe życie tylko leżała a wokół niej tańczył harem składający się z samych przystojnych mężczyzn, którzy ją wachlowali i podawali winogrona. To dlatego tak bardzo nie lubiła stereotypowego myślenia i ludzi, którzy zamykali innych w określonych rolach, nawet ich nie znając. Jej raczej daleko było do takiej leżącej wiecznie kobietki.
    - W mojej kulturze to nie jest uwłaczające. Chociaż tam akurat faceci w dużej mierze robią to samo w stosunku do kobiet, więc nie jest źle. Nie lubię nic nie robić i patrzeć jak inni mi nadskakują, to dopiero uwłaczające. A wykorzystywać swoją płeć jeszcze zdążę, do różnych, innych celów. No i jestem trochę wiercipiętą, ciężko mi usiedzieć spokojnie, kiedy ktoś coś robi.- Przyznała, lekko wzruszając drobnymi ramionami. O ile w samotności potrafiła się skupić maksymalnie na jednej rzeczy, tak w towarzystwie było już ciężej. - I ja jednak popełnię wielki grzech.- Dodała tu i nieśmiało przysunęła sobie cukiernicę, by dosypać ledwie pół łyżeczki cukru do swojej filiżanki. Nie lubiła kawy z mlekiem, ale lekki słodki posmak wydawał się jej akurat dobrą rzeczą.
    Dopiero kiedy spokojnie mogli wypić kawę, co było ryzykownym posunięciem o tej porze, Gabriela uśmiechnęła się nieśmiało i wróciła z filiżanką na miejsce. Szkoda tylko, że jedynym źródłem światła było wątłe światło lampki stojącej w kącie, a ona zaczepiła się o kant biurka i jedna trzecia gorącej zawartości wylądowała w części na wolnym biurku, a w części na jej koszuli. Ta jednak tylko westchnęła, jakby to nie był pierwszy raz i złapała za chusteczki leżące obok.
    - O właśnie. Tu mogę wykorzystać, że jestem kobietą. Akurat często zostaję tu do późna, co zresztą sam pewnie widziałeś. Jak się ładnie uśmiechnę, to pozwolą nam tu jeszcze posiedzieć, myślę, że nie będzie z tym problemu.- Stwierdziła spokojnie i na moment uniosła głowę, by zobaczyć gdzie tak właściwie znajduje się jej towarzysz, bo w połowie była zajęta wycieraniem rękawa swojej jasnej koszuli.
    - A jak zostaniesz poetą, to chętnie kupię Twój tomik poezji. Tylko poprosiłabym z autografem.- Przyznała i uśmiechnęła się wesoło. Musiała przyznać że jakoś niespecjalnie z niej była gaduła, ale w towarzystwie mężczyzny rozmowa szła jej calkiem gładko.

    OdpowiedzUsuń
  16. - Przypominam ci, że umrzesz niedługo po mnie. - Odparł tonem Wujka Dobra Rada, zgarniając ze stołu tę butelkę, której identyfikacja mu nie wyszła, wpadł bowiem na genialny pomysł, że przecież alkohole oprócz butelek o charakterystycznych kształtach miały jeszcze zapachy, jeśli już się uparł odgadnąć tę zagadkę bez kosztowania. Ledwo wyciągnął korek z butelki, a wszystko stało się jasne. - Absynt? Ze wstążki na szyjce wnioskuję, że to prezent. Masz znajomych wśród druidów?

    OdpowiedzUsuń
  17. Zamrugała kilkakrotnie, a z dłoni wypadł jej konar. Sama usiadła na brudnym chodniku, nie przejmując się stanem swojej koronkowej sukienki i cisnęła swoimi butami w pijaka, który próbował ją zgwałcić.
    Pewnie gdyby powiedział to wszystko na głos, musiałaby niestety przyznać rację. Próbowała się uspokoić, ale to nie było takie proste. Zaskakujące było jednak to, jak szybko zdołała wytrzeźwieć. Widocznie adrenalina dziwnie przepompowała jej krew albo mózg. Przełknęła nerwowo ślinę i podniosła się przytrzymując ściany.
    - Moja matka mieszka na Florydzie... - powiedziała cicho i zmarszczyła brwi - Więc telefon nic nie zmieni - pokręciła głową, jakby już przytomniejsza. Naciągnęła rękawy swojej kurtki i otarła mokre policzki.
    Krzyknęła, gdy poczuła dłoń pijaka na swojej kostce i odruchowo schowała się za swoim wybawicielem, wychylając się zza niego nieznacznie.
    - Ale co z nim? - zapytała niepewnie. Mimo, że chciał jej zrobić krzywdę, ona nie umiałaby chyba go tutaj tak po prostu zostawić. Chyba, że ktoś ją od niego odciągnie siłą.

    OdpowiedzUsuń
  18. - A gdzie sól, limonka i gorąca Meksykanka do tequili? - Zapytał tonem pełnym udawanego wyrzutu. Chociaż w Stanach istniał cudownie rozwinięty stereotyp Francuza z fryzjerskim wąsikiem, w przekrzywionym czarnym berecie i spodniach na szelkach, do tego obowiązkowo pijącego jedynie francuskie wina, Jeana ciężko było w ten stereotyp wpisać. Na dźwięk słowa Bordeaux odechciewało mu się maltretowania swojej wątroby i zmniejszania ilości szarych komórek w mózgu, a importowana żubrówka, stojąca zawsze na najniższych sklepowych półkach, była zdecydowanie lepszą perspektywą na wieczór niż całe litry wina z Cotes du Rhone. - Właśnie sobie uświadomiłem straszną, ale taką totalnie przerażającą rzecz. Nie znam się na winach. - Powiedział grobowym tonem.

    OdpowiedzUsuń
  19. Akurat to wcale nie mijało się zbytnio z prawdą. Oczywiście, sam fakt pochodzenia Gabrieli z innej galaktyki był niedorzeczny, ale.. W Nowym Yorku była od niedawna, do tej pory miasta praktycznie nie poznała i naprawdę chwilami czuła się jak obcy na innej planecie. Na szczęście to zdarzało się coraz rzadziej.
    - Mam dzisiaj niewyobrażalne szczęście, że nie zostanę zgładzona, ani wygnana. Nawet nie wiesz jak mi ulżyło.- Stwierdziła pogodnie, chociaż jeszcze kilka sekund temu miała równie przerażoną co on minę. Gdyby naprawdę miał taką władze byłoby dużo kłopotu i pewnie nawet typowe kobiece sztuczki w obliczu posłodzenia kawy byłyby niczym. Po prostu.
    - Hm? Nie, niewiele poczułam. Późną porą moje zmysły trochę odpoczywają, nie jest źle. Nie będę potrzebowała przeszczepu skóry, spokojnie.- Dodała całkiem swobodnie i przyłożyła kawałek papierowego ręcznika do oblanego kawałka koszuli, czując już jedynie przyjemne ciepło. Jakoś nigdy nie była za wrażliwa. Niby drobna kobietka, ale jednak.. Gruboskórna, jakkolwiek to zabrzmiało. - Poza tym gdybym była Królową i zapaliłbyś więcej światła to ja mogłabym Cię skazać na banicję. Nie wiem jak Ty, ja całkiem lubię taki klimat. I nawet poparzenia kawą mi nie straszne.- Przetarła jeszcze krzesło na którym siedziała i które w starciu z gorącym napojem też ucierpiało. Dopiero wtedy usiadła spokojnie, co chwilę jednak poruszając brzegiem koszuli by ta szybciej wyschła. Co raz tylko spoglądała na swojego towarzysza- Na poły z zainteresowaniem, na poły z hiszpańską serdecznością wymalowaną w zielonych tęczówkach.

    OdpowiedzUsuń
  20. Zmarszczyła brwi, bo nie dość, że ciągle trzęsła się ze strachu, to facet się z niej nabijał. A przynajmniej takie odnosiła wrażenie. Westchnęła cicho i ostrożnie podniosła swoje buty, jednak wcale nie miała zamiaru ich ubierać. W nich już nie dojdzie i prawdę mówiąc nigdy więcej takich butów nie ubierze, bo jak widać nie umiała w nich chodzić i sprowadzały na nią same kłopoty. Zdecydowanie trampki były bezpieczniejszą opcją. Już nawet nie kłóciła się z nim o to dlaczego akurat najlepiej będzie, jeżeli pójdą do niego, tylko po prostu poszła razem z nim. Westchnęła ciężko, uspokajając się powoli.
    - Nie musisz zdrabniać, co drugiego słowa, zrozumiem przekaz i bez tego - mruknęła nieco podirytowana, jednak po chwili na moment zamilkła. Powinna mu podziękować za tą jednak niemałą troskę, prawda?
    - Przepraszam... - tu spojrzała na jego nogę - Wystraszy...ł mnie pan - zawahała się i zmarszczyła brwi. W życiu by nie powiedziała, że to nauczyciel. No ładnie... Jednak nie musiała zdradzać, jeszcze. Że w tym liceum się uczy, prawda?
    - Suzanne Woolstone - dodała jedynie, obejmując się w ramionach. No cóż. Zimno ciągnęło od stóp, a ona o trzeciej w nocy szła na boso.

    OdpowiedzUsuń
  21. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  22. Ona sama jednak byłe jeszcze lekko roztrzęsiona. Z tego wszystkiego nawet zapomniała drogi do akademika, ale przecież nie musiała o tym mówić. Pewnie musiałaby iść w przeciwnym kierunku, ale to też wolała przemilczeć. Jego słowa zabrzmiały jakby była jakąś gimnazjalistką, która dopiero miałaby się wybierać do liceum, ale na ten temat też nie chciała się wypowiadać. Dobrze, że w ogóle zareagował, bo tak pewnie teraz... Nie lepiej sobie tego nie wyobrażać. Wzdrygnęła się na samą myśl.
    - A więc dziękuję, że jesteś taki dobry i nie masz serca bym spędziła noc na komisariacie - uśmiechnęła się pierwszy raz, choć uśmiech ten był ledwie zauważalny - Pewnie wzywali by moich rodziców i takie tam, a przez to pewnie musiałabym wrócić na Florydę - zagryzła dolną wargę.
    Naprawdę nie chciała tam wracać, tam nie było przyszłości dla młodych ludzi, przecież Amerykanie wyjeżdżali tam dopiero na emeryturze.
    Westchnęła cicho i spojrzała na to w jakim jest stanie. Brudne kolana, pozacierane dłonie od gałęzi i pewnie też włosy w dziwnym nieładzie. Nieważne to już było teraz.
    - Przeżyję - wzruszyła lekko ramionami, idąc u jego boku już bardziej spokojna.
    [To to wyżej to też ja. Tak to jest jak się zachciało drugiej postaci ;) ]

    OdpowiedzUsuń
  23. Dziwne, że Gabriela nigdy o takiej zabawie nie słyszała ani nie miała pojęcia. To mogło się wydawać całkiem zajmujące, chociaż nigdy nie należała do urwisów i jej spędzanie wolnego czasu w dzieciństwie było aż nienaturalnie spokojne. A teraz to już chyba było za późno na takie radosne wybryki. Chociaż.. Pewnie gdyby ktoś jej to zaproponował, spróbowałaby ot tak. Bo to zawsze coś nowego.
    Zawartość jej filiżanki, mimo, że ta i tak nie była pełna niewiele się przez ten czas zmniejszyła. To dlatego słysząc jego słowa Hernandez lekko kiwnęła głową i również nie bawiąc się w damę dosyć szybko osuszyła swoją szklankę. To, że przy okazji poparzyła sobie język i podniebienie nie było takie ważne. To skwitowała jedynie ledwie zauważalnym grymasem, który lekko wygiął pełne wargi i dodał kilka niewielkich zmarszczek wokół dużych oczu.
    - Nie pierwszy raz wracam do domu o tej porze, ale mnie raczej nie zaczepiają. Na szczęście. Może dlatego, że kobieta w obcasach ma kolejną, zadającą ból broń?- Tu uśmiechnęła się wesoło, spoglądając z radosnymi iskierkami w oczach na swoje obuwie. W racji dosyć niskiego wzrostu głównie tak mogła ułatwić sobie życie. To przydawało się niesamowicie w sklepie, by ściągnąć ryż z górnej półki i nie szukać kogoś, kto ewentualnie mógłby jej w tym pomóc.
    - Może to dziwne, ale wcale mnie tymi opowieściami nie zanudzasz.- Przyznała całkowicie szczerze i wyprostowała się nieco, a widząc jego kawowe wyczyny uśmiechnęła się ciepło, bo w końcu nic takiego się nie stało. Jasnowłosa podała mu otwartą paczkę chusteczek, zupełnie nieświadomie lekko dotykając jego ramienia. - Nie smutne, wręcz przeciwnie. Kolejny powód, żeby się uśmiechnąć.- Mruknęła już nieco ciszej, obdarzając mężczyznę wyrozumiałym spojrzeniem. Smutne byłoby, gdyby trafiła na kogoś wycofanego i gburowatego, czego Casyan był absolutnym przeciwieństwem, na całe szczęście.

    OdpowiedzUsuń
  24. [No tak, szalona ;x]
    Słuchała go przez chwilę, ale wzruszyła ramionami z delikatnym uśmiechem.
    - Do starca jeszcze ci daleko, a na emeryturze możesz przyjechać na Florydę właśnie. - odpowiedziała i spojrzała na swoje buty w dłoni. No tak, rano będzie musiała w nich wrócić, no ale cóż... Może to także zrobić na boso. Dzięki latarniom jeszcze niebezpieczne przedmioty mogła ominąć.
    - To miejsce jest dobre na wakacje, jeżeli lubi się spokój - wzruszyła ramionami - Ale to zdecydowanie nie dla mnie - mruknęła już pod nosem. No właśnie, ona za spokojem nie przepadała i jak widać dzięki temu łatwo było wpakować się w jakieś kłopoty. Szła powoli, nie przejmując się nawet wzrokiem przechodniów. Szła już całkiem normalnie, tyle, że wyglądała nieco... Dziwnie, no trudno. Gdyby tylko wiedzieli, jakiego stracha dopiero, co się najadła...
    Zagryzła dolną wargę gdy weszła na klatkę schodową. Zamrugała kilkakrotnie, jakby to miało pomóc jej oczom przystosować się do ciemności, ale nic. Podziękowała za pomoc przy poręczy i uśmiechnęła się.
    - Na boso myślę, że dam sobie radę. W butach byłby problem i obiecuję, że będę grzeczną dziewczynką - drugą część zdania wypowiedziała nieco ciszej. No cóż, było jej jednak wstyd. W ciszy weszła do jego mieszkania i czekała na kolejne poinstruowania.

    OdpowiedzUsuń
  25. [ Ahh, bo teraz jest wielka moda na wysokie, szczupłe, niemal męskiej budowy kobiety, nie tylko w życiu, na blogach też. Poza tym ja mam 165 cm i chyba mam gigantycznych znajomych, bo przy każdym jestem liliputem. :D]

    - Ale kiedy kobieta zdejmie obcasy może całkiem 'swobodnie' biec. Ewentualnie, w geście samoobrony wydłubać komuś oko. Albo oczy. Albo jest jeszcze milion opcji jak boleśnie wykorzystać szpilki, ktoś mógłby napisać o tym obszerny poradnik dla bezbronnych elegantek.- Stwierdziła lekko kiwając głową. Ona i tak by go nie kupiła. Mało kto miał pojęcie, że jeszcze w Hiszpanii przeszła obowiązkowy kurs samoobrony, na który wysłał ją ojciec, w obawie o swą jedyną pociechę. Zawsze był trochę nadopiekuńczy. Dobrze, że zamiast zamykać ją w pokoju by chronić przed złem i występkiem wolał Gabrielę zaopatrzyć w gaz pieprzowy czy opłacić jej taki kurs. A ona mimo drobnej postury podobno potrafiłaby wyrządzić komuś krzywdę. Tak przynajmniej mówił Diego- Instruktor.
    Urocza. Urocza? Ona, urocza? Wiele rzecz mogłaby sama o sobie powiedzieć, ale to określenie było gdzieś daleko na liście. Niemniej jednak jak to na kobietę przystało- Dziwnie ją ten komplement ucieszył. Kobiety podobno lubiły komplementy, a Hernandez nie rozumiała tych, które na siłę takim określeniom zaprzeczały. Bezcelowe, kompletnie.
    - Ale nawet takie wypadki mogą przyczynić się do czegoś dobrego. To znaczy, współczuję ewentualnym ofiarom gorących napojów albo wina, albo lodów. Ale moja znajoma przez taką fajtłapowatość poznała swojego męża. Zawsze coś, więc nie masz się czym przejmować.- Dodała pogodnie, z jakąś uspokajającą nutą w głosie i z chęcią wtuliła się z swoją cienką kurteczkę, z którą mężczyzna jej pomógł. Niby było lato, ale takim wieczorem robiło się już chłodniej. A przezorny zawsze ubezpieczony.
    - To co jeszcze ciekawego możesz powiedzieć o tych sowach i nietoperzach?- Gabriela bez trudu wróciła do poprzedniego, pozornie dziwnego tematu i posłała Casyanowi wesoły, serdeczny uśmiech, który bez źródła światła był pewnie i tak ledwie widoczny.

    OdpowiedzUsuń
  26. - Akurat tam nie miałam okazji być - wzruszyła delikatnie ramionami. Zmarszczyła jednak brwi, słysząc jego kolejne słowa. Była typem, którego łatwo było urazić, więc gdyby jeszcze coś podobnego palnął to pewnie by wykonała w tył zwrot i po prostu wyszła. Jednak wzięła głębszy oddech i pokręciła głową.
    - Nie musisz mi ojcować - powiedziała cicho. No cóż, ojca nigdy nie poznała, mimo, że brakowało jej męskiej ręki w domu to... Nie chciała by obcy facet jej takie rzeczy mówił.
    Rozejrzała się po przyjemnym wnętrzu i odstawiła swoje buty w kąt, a kurtkę powiesiła na wieszaku, przez co też miała okazję przejrzeć się w lustrze. Zamarła, widząc swoje odbicie. Spojrzała niepewnie na swojego towarzysza.
    - Nie, nie trzeba - pokręciła głową - Wystarczy szklanka wody, chociaż ciepła herbata też może być - odparła, zdając sobie sprawę z tego, że gdyby coś w tym momencie przełknęła mogłoby to się skończyć po prostu źle. Lepiej było nie ryzykować z bliskim spotkaniem z muszlą klozetową, nie obrażając tutaj oczywiście jego kulinarnych zdolności, bo nie o nie w tym momencie chodziło.
    - A ja... Ja może jednak odwiedzę łazienkę - przygryzła dolną wargę i tam właśnie skierowała swoje kroki. Westchnęła ponownie, gdy i tam zobaczyła swoje odbicie.
    - Tragedia Suzie, tragedia... - mamrotała do siebie, zdejmując z siebie brudną sukienkę. Weszła pod prysznic i obmyła się wystarczająco. Miała problem z wybraniem ręcznika, ale stawiała, że mężczyzna się nie obrazi, jeżeli jeden sobie użyczy. Dopiero później zaczęły się problemy. Po cichu wyszła z łazienki, przytrzymując na piersiach ręcznik, którym była owinięta i na palcach weszła do kuchni.
    - Casyan... A podzieliłbyś się czymś do ubrania? - zapytała niepewnie, nieco zawstydzona, przygryzając dolną wargę.

    OdpowiedzUsuń
  27. [ Moja opinia też nie jest za delikatna w tym temacie. Nie dośc, że nie jestem wysoka, to jeszcze nie noszę rozmiaru XS, ani nawet S, czasem wcisnę się w M jak wciągnę brzuch, więc.. :D E tam, jest na świecie za dużo dobrego jedzenia. Ma się marnować tylko dlatego, że media mi każą wyglądać jak modelka? :D]

    - Trzeba przyznać, że naprawdę się starasz, skoro natknęliśmy się na siebie już jakiś czas temu a ja nadal jestem cała i zdrowa. Oblana kawą, ale to raczej z mojej własnej winy, nie Twojej. Oby tak dalej, mogę trzymać kciuki.- Odpowiedziała bez wahania i nawet zrobiła gest, który potocznie nazywało się 'trzymaniem kciuków'. Zaraz jednak schowana drobne dłonie do kieszeni swojej kurtki, a raczej żakietu. Nie było wcale aż tak zimno jak na dosyć późną porę, ale Gabrieli to właśnie w ręce było zawsze przeraźliwie zimno. Podobno wyziębiało się organizm głównie przez stopy i głowę, ale panienka Hernandez miała ulokowaną tą wredną opcję akurat w rękach.
    - No, Harry Potter to niejako klasyka. Podobno obowiązkowa lektura w szkołach podstawowych. Tez lubiłam, chociaż ja jestem wierna hiszpańskim pisarzom. Ale w sekrecie muszę przyznać, że mimo wieku często wracam do 'chatki Puchatka'.- Akurat tutaj nieco ściszyła głos, chociaż przyznała się do tego bez cienia wstydu. Podobno to była ulubiona książka jej matki, której nigdy nie miała okazji poznać. I od zawsze ciągnęło ją do rzeczy, którymi interesowała się Brigitte. Może to swego rodzaju rekompensata.
    - Tutaj, tutaj!- Zawołała, kiedy Casyan dalej pruł do przodu, a skoro chciał odprowadzić Gabrielę do domu, musiał skręcić w prawo. A dla pewności, gdyby to nie poskutkowało, jasnowłosa wyciągnęła rękę, by zacisnąć ją na męskim ramieniu i skierować go w odpowiednią stronę.

    OdpowiedzUsuń
  28. Czuła się jednym słowem nieswojo, gdy na nią patrzyć. Gdzieś tam z tyłu głowy pamiętała o tym, że on mógłby być jej nauczycielem. Na szczęście nie chodziła na łacinę, a więc nie musiała się o to martwić, jednak gdy go teraz zobaczy na korytarzu z pewnością będzie jej głupio.
    - Byłabym niezmiernie wdzięczna - powiedziała i gdy ten zniknął w sypialni, usiadła sobie przy stole i pochyliła się nad jednym z kubków. Powąchała i uśmiechnęła się delikatnie. Jej nozdrza opanowała naprawdę przyjemna woń orzeźwiającej herbaty. Pomyślała sobie, że jest z niego równy gość, gdyby tylko był nieco młodszy. Roześmiała się cicho pod nosem, zdając sobie sprawę, że myśli w tym momencie jak jakaś słodka idiotka. Pokręciła tylko głową i zeskoczyła ze stołka gdy Casyan wrócił z jakimiś ubraniami, lepsze to niż ręcznik.
    - Dzięki - skinęła głową i zniknęła jeszcze raz w łazience, z której szybko wyszła. No tak bluzka była przydługa, a spodenki za szerokie, ale na szczęście poradziła sobie ze sznurkiem w nich. Usiadła w salonie i popatrzyła na mężczyznę.
    - Mieszkasz sam? - zapytała i rozejrzała się po pokoju.

    OdpowiedzUsuń
  29. [ No ja mam dżem z cukinii i mam zamiar go zjeść. Całego. Sama. A co sobie będę żałować. :D Dopóki nie będę wyglądała jak trzy Grycanki razem wzięte to mogę jeść. Chociaż Grycanki to takie obrotne kobiety, czasami im tej obrotności aż zazdroszczę. :D]

    Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby do rana ta dwójka rozmawiała. Gabriela nie była jakąś skończoną gadułą, ale też nie należała do milczków. Poza tym lubiła słuchać innych, lubiła znać ich poglądy i wiedzieć co lubią, więc na pewno by nie narzekała, gdyby Casyan miał zamiar rozmawiać z nią do rana. Poza tym jakieś pół godziny temu oboje wypili kawę, a taki trunek chyba nie sprzyja szybkiemu zaśnięciu. Jasnowłosa zazwyczaj gotowała kiedy nie mogła spać. Tak, o trzeciej w nocy też, potrafiła to zrobić.
    - Straszne byłoby gdybym musiała spędzić wieczór w towarzystwie kogoś, kto nie potrafi i nie chce się wysłowić. Lubię słuchać ludzi, więc to naprawdę wielki komplement. Tak trzymaj.- Lekko kiwnęła głową i uśmiechnęła się delikatnie, zupełnie nie kryjąc swojego rozbawienia tym słowotokiem mężczyzny. Przyjemny był to słowotok więc Gabriela niespecjalnie chciała mu w tym przeszkadzać.
    - Niestety, tak jest. Może dlatego moja matka lubiła misia o małym rozumku, by czasem oderwać się od smutnej rzeczywistości. Ja chyba mam to trochę po niej.- Przyznała, ledwie zauważalnie wzruszając ramionami. Jako nastolatka, przechodząc swego rodzaju bunt potrafiła obwiniać się za to, że wychowuje ją tylko ojciec, skoro matka marła przy porodzie. A później odkryła, że o wiele więcej ma wspólnych cech z nią, niż z ojcem, i to 'odkupienie' przyszło jakoś samo.
    - Trochę dalej, zwariowałabym sama w domu. Od tego wolę niewielkie mieszkanie w starej kamienicy. Jest przytulne, mam szerokie parapety na których wyleguje mi się kot. Czasem nawet pies, co zdaje się być groteskowe i niemożliwe.- Uniosła podbródek nieco do góry, wyglądając znajomego osiedla, na którym mieszkała. Przy okazji lekko ściągnęła łopatki i schowała dziwnie zziębnięte dłonie jeszcze głębiej w kieszeniach żakietu.

    OdpowiedzUsuń
  30. Sięgnęła kubek z herbatą, jednak nie sięgnęła nim jeszcze nawet do ust, bo obserwowała wszystko w pokoju. Z taką uwagą, że wyłączyła się zupełnie, nie słuchając nawet tego, co mężczyzna do niej mówił. Strzelała, że fotografie przedstawiały jego rodziców, siostry, rozdanie dyplomów, jego samego i... Obstawiała, że jego dziecko. W końcu nie musiał z kimś być, by je mieć, prawda?
    W końcu się jednak ocknęła i delikatnie potrząsnęła głową.
    - Co? Znaczy słucham? - zamrugała niepewnie i uśmiechnęła się pod nosem, zdając sobie sprawę z tego, że jego słowa docierają do niej z lekkim opóźnieniem - A nie, nie... Wierzę, że się tam wyśpię i nie muszę sprawdzać czy dam radę - uśmiechnęła się ciepło w jego kierunku.
    - Nie musisz mnie odwozić ani zamawiać taksówki, pojadę metrem - uspokoiła go i upiła łyka herbaty - Mmm... - mruknęła jedynie i bardziej zapadła się w wyjątkowo wygodnym fotelu.
    Pewnie wróciłaby do domu teraz, jakoś by się na stacji metra odnalazła, ale metro działało jedynie do trzeciej, a pewnie było już grubo po.
    - A powiedz mi... Co to za niemowlę na zdjęciu? - zapytała w końcu, bo jednak ciekawość wzięła nad nią górę.

    OdpowiedzUsuń
  31. Roześmiała się cicho, następnie uspokajając się, by dopić swoją herbatę.
    - Nie ocenia się ludzi po ich opakowaniu - powiedziała cicho - Pewnie też nie wyglądam na osobę, która boi się ciemności czy... Zresztą nieważne - zagryzła na moment dolną wargę, zdając sobie sprawę z tego, że czasami po prostu za dużo gadała - Lepiej zbyt wiele nie zdradzać - pokręciła głową.
    Rozsiadła się jeszcze wygodniej, układając głowę na zagłówku.
    - Urocze stworzonko - przyznała szczerze i popatrzyła na mężczyznę, uśmiechając się delikatnie. Odłożyła kubek na stolik i skuliła się w fotelu, ale nie zdała sobie sprawy z tego, że to może być nie najlepszy pomysł.
    - Herbata bardzo, ale to bardzo dobra... - szepnęła i przymknęła powieki.
    Kofeina nigdy na nią nie działała, wręcz przeciwnie. Usypiała ją często. Tak, może i była małą anomalią, ale co mogła na to poradzić? Nawet nie wiedziała kiedy usnęła w jego fotelu, bo musiała przyznać, że był cholernie wygodny.

    OdpowiedzUsuń
  32. [ Celebrytki, jak celebrytki, ale mądrze gadały jak były u Wojewódzkiego. Przynajmniej potrafiły jakieś zdanie sklecić porządnie, nie to co niektórzy. A mnie jako przyszłą dziennikarkę boli jak ktoś nie potrafi się wypowiedzieć jak człowiek. :D]

    - Myślę, że może nie ma nudziarzy, ale są ludzie specyficzni. Mi byłoby ciężko dotrzymywać towarzystwa komuś, kto zamiast otwierać się na ludzi, coraz bardziej się zamyka. To trudna rzecz, psychoterapeuci to potrafią. Ja niestety nigdy się na psychoterapeutkę chyba nie nadawałam.- Przyznała po chwili lekko kiwając głową. Trochę jakby w takt tylko znanej sobie muzyki, której nikt nie mógł tu usłyszeć. Mimo upływu czasu, mimo młodzieńczego buntu, który dawno minął, mimo pogodzenia się z sytuacją zawsze stawała się na moment nieobecna, kiedy wspominała o rodzinnej sytuacji. Nie było przecież nigdy źle- Ojciec starał się jak mógł i chyba sobie poradził. Gabriela tylko żałowała, że nie miała okazji matki poznać, bo podobno była nieziemsko.. Postrzelona. Tak mówił sam Hernandez. I podobno w bardzo pozytywnym tego słowa znaczeniu.
    - Widzisz, nie ma nic za darmo. Ale podobno przesiadywanie na twardym jest zdrowsze. Będziesz dłużej żył. I więcej mówił. I poznasz wielu ludzi, zobacz, to chyba dobra rzecz.- Zauważyła i od razu zwolniła tempo, dostosowując się do kroków mężczyzny. Jej nigdzie się nie spieszyło. Szczególnie w takim towarzystwie, bo Casyan był pierwszą osobą od dłuższego czasu, przy której Gabriela mogła się trochę obnażyć, psychicznie oczywiście! Bardzo rzadko zdarzało się wyjawiać komuś informacje o chatce puchatka i innych tego typu rzeczach. Ba, nawet dość bliscy znajomi nie mieli pojęcia, że jest posiadaczką i psa, i kota.
    - Nie, jest w porządku. Naprawdę. Od dziecka marznę głównie w dłonie, nawet jeśli wieje lekki wietrzyk.- Wyjaśniła i uśmiechnęła się, odruchowo patrząc w niebo. Czasami żałowała, że tutaj kompletnie nie było widać gwiazd, bo całe miasto pławiło się w neonach i światłach. Za gwiazdami na hiszpańskim niebie czasem tęskniła.
    - Szkoda, że tu widać gwiazdy tylko na górze Empire. I to tylko te największe. A ja i tak tam nie wejdę, za duży lęk wysokości.- Teraz już chyba plotła skończone głupoty. Przynajmniej tak się jej wydawało, kiedy z jej ust popłynęły ostatnie słowa. To dlatego delikatnie zmarszczyła brwi, posyłając mężczyźnie coś na kształt przepraszającego uśmiechu.

    OdpowiedzUsuń
  33. Wymamrotała coś pod nosem gdy próbował ją podnieść. Chciała już negocjować z nim to, że jednak fotel jest bardzo wygodny i w ogóle chętnie by na nim została, ale poddała się jeszcze zanim rozpoczęła dyskusję.
    - Dasz mi przepis, a ja za to nie pisnę słówkiem, że jesteś gejem... - wymamrotała, idąc powoli. Jakimś cudem zdołała to jeszcze wywnioskować z jego słów, ale w sumie nie zdążyła pomyśleć o tym, że on może wcale nie wstydzi się swojej orientacji? W końcu mieli dwudziesty pierwszy wiek i nikogo to nie szokowało już. Bynajmniej nie ją.
    - I dobrze tato, pójdę grzecznie spać... - jęknęła, opadając już prawie, że bezwładnie na łóżko, które było wyjątkowo wygodne, a może po prostu ona była tak zmarnowana - A jutro zejdę ci z oczu - szepnęła i wtuliła swój blady policzek w poduszkę. To fakt. Tym razem widział ją w jej naturalnym wydaniu, z ogromem piegów, malinowymi ustami i błękitnym spojrzeniem, którego już nie było widać.

    OdpowiedzUsuń
  34. [Nie musisz pytać, samo wyjdzie]
    Na drugi dzień obudziła się gdzieś o siódmej rano. Kilka godzin snu wystarczały jej w zupełności. Przetarła zaspane powieki i zwlekła się powoli z łóżka. Pościeliła łóżko i całkiem trzeźwa, z lekkim bólem głowy poczłapała do jego sypialni. Widząc Casyana śpiącego w najlepsze, uśmiechnęła się pod nosem i pokręciła z rozbawieniem głową.
    - Słodki gościu... - mruknęła do siebie i w ramach rekompensaty poszła do kuchni, gdzie zabrała się za przyrządzenie pysznej jajecznicy. No cóż... Chciała mu się jakoś odwdzięczyć. Włączyła sobie cicho radio i podśpiewując i kręcąc tyłkiem do jakiegoś przeboju Adele pracowała nad swoim porannym specjałem. Umiała gotować, więc nie musiał się martwić o to, że danie nie będzie zjadliwe.

    OdpowiedzUsuń
  35. [ Kiedyś nadrobię te zaległości, na pewno. :D]

    - Ojej, jestem z tych dwudziestu procent, co to nie chcą wiedzieć czy przypadkiem nie są psychicznie chorzy. To smutne.- Przyznała, chociaż jej mina mówiła coś zgoła innego. Gabriela powstrzymywała się od wesołego uśmiechu, co zresztą dobitnie zdradzały jej roześmiane, zielone tęczówki. I chyba jej się tylko wydawało, albo jeszcze bardziej zwolniła swój krok. A może to nie ona, tylko mężczyzna, a Hernandez się tylko dostosowywała? A zresztą, to chyba mało ważne.
    Ona natomiast noce wolała przesypiać, co przychodziło jej z trudem. Nie wyglądała na taką, która byłaby wielce kreatywną osóbką, ale jej wyobraźnia często płatała jej figle; częściej od przyjemnych snów miewała nieuzasadnione koszmary, które nie mogłyby się nawet zdarzyć w realnym świecie. Pełno tam było chimer albo innych nieczystych mar prosto z bagien. To dlatego zawsze przed snem zażywała ziołowy syrop, który podobno był nasenny. Niewiele to pomagało, ale siła sugestii mogła tu wiele zdziałać.
    - Mam nadzieję, że nie jestem podobna do moich zwierząt. Inaczej może życie ograniczałoby się do mruczenia oraz obwąchiwania nieznajomych w parku. A to drugie mogłoby być dość... kłopotliwe.- Przyznała i roześmiała się cicho, po raz pierwszy tego wieczoru. O ile głos miała dosyć niski jak na kobietę, głęboki, to śmiech panny Hernandez był może o ton, góra dwa wyższy. Nie piskliwy, jedynie bardziej dziewczęcy.
    - Lubię wiedzieć, że ludzie w życiu by mnie o lęk wysokości nie posądzili. Chyba jesteś jedyną osobą, która to zauważyła. No i jedyną, która o tym wie, chyba.- Przyznała całkiem szczerze, delikatnie marszcząc jasne brwi. Tak, chyba nikt więcej o tym nie wiedział. Nie licząc jej ojca, ale on już nie żył. To się jakby nie liczyło.

    OdpowiedzUsuń
  36. W pierwszym momencie się wystraszyła i odwróciła w jego kierunku, wymachując drewnianą łychą, której zawartość niechybnie wylądowała na podłodze.
    - Oj... - mruknęła i spojrzała na jajeczną papkę na płytkach - posprzątam! - krzyknęła, wystraszona. Nie chciała mu brudzić w domu, jeszcze tego by brakowało. Na komentarz o wstawaniu wzruszyła jedynie ramionami.
    - Zawsze tak się budzę, więc to żaden problem. Za kucharkę też lubię czasem porobić, ale w akademiku nie ma do tego warunków, więc to miła odskocznia - odparła z uśmiechem i postawiła przed nim talerz ze śniadaniem. Sama usiadła ze swoim i zaczęła jeść. Nalała też soku pomarańczowego, który dorwała z lodówki.
    Prawie zachłysnęła się jajecznicą, gdy spytał o szkołę. Wiedziała, że naucza w jej liceum, gdyż rano sama zdała sobie sprawę, że jest łacinnikiem. Książki w salonie jej w tym pomogły, tak, tak.
    - Nie uczysz mnie, ale mógłbyś na mnie wpaść na korytarzu, więc... To chyba nie najlepiej, że tutaj spałam - mruknęła, ale wzruszyła tylko ramionami.
    [Jak będziesz szła to daj znać, jeżeli już tego nie zrobiłaś ;) ]

    OdpowiedzUsuń
  37. [ Literówki, kiedy się pisze to jedno. Sama czasem robię, chociaż fakt, zwracam uwagę i jak widzę to od razu poprawiam. Ale umiejętność wysłowienia się w mediach, gdzie to idzie na całą Polskę to rzecz konieczna. Jak się zaprasza hołotę to TV to mnie to boli. :D]

    Nawet nie zwracała uwagi na ten niby nieelegancki gest. W takim razie ona też powinna za to przeprosić, bo w końcu wsadziła ręce do kieszeni jako pierwsza. Po prostu rzadko zwracała uwagę na takie rzeczy. Nigdy też nie była kobietą, która zwracała uwagę tylko na dżentelmenów. A zresztą Ci chyba trochę wyginęli i ona z tego powodu przesadnie nie lamentowała.
    - To bardzo dobry wynik. Na pewno znalazłby się na jakimś wysokim miejscu w księdze rekordu co do mojego śmiechu.- Zabrzmiało to dziwnie, dla niej samej. Kiedy pomyślała to samo w swoim ojczystym języku zdawało się mieć to ręce i nogi. Ahh ten język, jak on lubi płatać figle.
    - Hm... Ulubione zwierzę? Kiedyś nałogowo wyłapywałam ślimaki. Nie wiem, lubiłam patrzeć jak sobie tak powoli pełzają. Wynosiłam im nawet sałatę do ogródka.- Stwierdziła całkiem pogodnie i uśmiechnęła się tak, jakby mówiła o czymś co naprawdę mogło mieć sens. Przy okazji wyszło na to, że Casyan wcale a wcale nie mówi głupot. A jeśli już tak myślał, to ona dorównywała mu na całkiem wysokim poziomie. - Jedyne osoby, które wiedzą o tej małej fobii już nie żyją.- Mruknęła, całkiem złowieszczo. Tak, jakby miała zamiar go tą wiadomością wystraszyć, co chyba się nie powiodło, skoro wszystkie jej mięśnie twarzy pragnęły wygiąć pełne wargi w radosnym uśmiechu. Ledwie się od tego powstrzymała, ale na pewno to widział. Na pewno.
    Dopiero wtedy zatrzymała się niespodziewanie, uśmiechając się jakoś smutno na widok swojej kamienicy i mężczyzny, który dopiero po kilku następnych krokach zorientował się, że towarzyszka zaginęła mu gdzieś w akcji. - To tutaj.- Wskazała na swoje lokum, po raz pierwszy wyciągając drobną dłoń z kieszeni. - Powinnam Ci podziękować, to był naprawdę miły spacer.- Uśmiechnęła się jakby niepewnie, przestępując z nogi na nogę. Mogłaby go w rewanżu zaprosić na kawę, ale czy na takie zaproszenie nie było już o wiele za późno?

    OdpowiedzUsuń
  38. A skąd ona mogła to wiedzieć? Jej nigdy nie zdarzało się sypiać u własnych nauczycieli, dlatego z początku czuła się tak nieswojo. Obdarzyła go jednak przyjacielskim uśmiechem, słysząc jego słowa.
    - Nie wiem czy to takie straszne - odparła i pokręciła lekko głową - No oczywiście, że nie dzieje się nic zdrożnego czy coś, po prostu. To dla mnie nowość - przyznała i roześmiała się w końcu.
    W pewnym momencie jednak uniosła wzrok i zatrzymała go na jego tęczówkach.
    - Ale tak naprawdę to dziękuję, wiesz? - westchnęła cicho - Nie chcę nawet wiedzieć, co by się ze mną stało gdyby nie ty - szepnęła i zaraz spuściła wzrok - Teraz będę się dziesięc razy zastanawiała zanim pójdę sama na imprezę - przygryzła dolną wargę.

    OdpowiedzUsuń
  39. Popatrzyła na niego i pokręciła z rozbawieniem głową.
    - No tak, wyniosłam z tego jakąś lekcję - przyznała i skinęła głową. Uniosła nieznacznie brwi, widząc jak jajecznica jej roboty znika w ekspresowym tempie z jego talerza. Prawdę mówiąc schlebiało jej to, bo to znaczyło, że mu chociaż smakowało. Zagryzła dolną wargę i skinęła głową.
    - Tak... Byłabym wdzięczna gdyby jednak się nikt o tym nie dowiedział - przyznała i również wstała, aby umyć swój, jak i jego talerz. Jak śniadanie zrobiła, to zajęła się już wszystkim z nim związanym.
    Sama zniknęła w pokoju gościnnym gdzie się przebrała, a jego ciuchy złożyła w kostkę na łóżku. Wyszła na korytarz i tam już ubrała buty. Podeszła do niego i wzięła karteczkę. Zmarszczyła nieco brwi przy ostatnim zdaniu. Już wiedziała, że to będzie trudne do wykonania, mogla zapytać czy pluszaki się do tego kwalifikują, ale w ostatniej chwili zrezygnowała.
    - Dziękuję... - powiedziała, wspięła się na palce i złożyła delikatny pocałunek na jego policzku - I do zobaczenia mam nadzieję - odparła i wyszła z jego mieszkania.
    [No i cóż dalej? ;) ]

    OdpowiedzUsuń
  40. No to raczej nic dziwnego, że miała na sobie wczorajsze ciuchy, bo przecież nie mogła wrócić w jego koszulce i spodenkach. Wyglądałaby komicznie, zwłaszcza na szpilkach i takim stroju. Uniosła zdumiona brwi, gdy ten zabrał z wieszaka bluzę i wyszedł z nią.
    - Nie wierzysz w to, że sama bym sobie poradziła, panie nauczycielu? - zapytała, uśmiechając się szeroko pod nosem. Oczywiście, że teraz z nim delikatnie pogrywała. Nie gniewała się przecież przez to, że Casyan chciał ją tylko odprowadzić na metro.
    - Na razie mieszkam w akademiku, ale jestem na etapie szukania taniej kawalerki, pracuję też w sklepie muzycznym - uśmiechnęła się szeroko, naprawdę dumna z siebie. Było ją na to stać, więc dlaczego by nie? We własnym mieszkaniu miałaby więcej luzu, no i własną kuchnię. O tak, tego jej brakowało.
    Zeszła powoli po schodach i przymrużyła oczy gdy tylko wyszła na ulicę. Cudowne słońce oblało jej bladą buzię. Uśmiechnęła się mimowolnie, po czym zdjęła kurtkę i spojrzała na mężczyznę.
    - Myślę, że to nie będzie ci dzisiaj potrzebne - odparła, spoglądając na bluzę, którą trzymał w dłoni.

    OdpowiedzUsuń
  41. [ Ja oglądam rozmowy w toku i na okrągło ludzi poprawiam. :D Aż moja rodzina wychodzi wtedy z pokoju, bo nie mogą już tego znieść. :D]

    W pierwszej chwili nawet nie pomyślała jak głupio mogło to zabrzmieć, jak bardzo się tym wygłupiła i pewnie wziął ją już za jakąś psychopatkę, którą baw to, że ktoś nie żyje. Szkoda tylko, że było już za późno na ugryzienie się w język. No i wypowiedzianych słów nie dało się cofnąć. Gabriela miała już tylko nadzieję, że Casyan szybko o tym zapomni.
    - Ja też nie wiem czy są spokrewnione, ale na pierwszy rzut oka.. To i to wydaje się oślizgłe i galaretowate, kto wie?- Odpowiedziała i lekko wzruszyła ramionami. To była błahostka, a jasnowłosa była w stanie pójść na górę i od razu to sprawdzić przy pomocy wujka Google. Wtedy miałaby idealną okazję do rozpoczęcia kolejnej rozmowy, gdzieś w szkole, albo i poza nią.
    - Uważaj czego sobie życzysz, bo to się jeszcze może spełnić.- Dodała po chwili już nieco ciszej, ale znowu na jej wargach pojawił się ledwie zauważalny, delikatny uśmiech. - Na szczęście masz to zagwarantowane. Chyba, że się mnie wystraszyłeś i jutro złożysz wymówienie.- to już nie obyło się bez nuty przestrachu w głosie;ledwie słyszalnej ale gdy ktoś był na tyle uważny.
    - Dobranoc. Miłych snów.- Zakończyła już, bo chyba nieładnie było trzymać kogoś na względnym chłodzie i niepotrzebnie się rozwlekać. Przez chwilę tylko wahała się, czy podać mu rękę, czy może odejść w swoją stronę jak gdyby nigdy nic, ale.. I tak zdecydowała się na lekkie muśnięcie policzka mężczyzny, również w geście podziękowania za tą osobliwą eskortę.
    [ No nie wiem jak Ty, ale teraz chyba Ty jedziesz z jakimś nowym wątkiem. Jeśli chcesz. :D]

    OdpowiedzUsuń
  42. [ Skłamałaby, gdyby powiedziała, że gdzieś tam nie liczyła na to, że mężczyzna ją zatrzyma. Może to tylko perspektywa samotnie spędzonej nocy, właściwie prawie już ranka. Albo fakt, że naprawdę podobał się jej wieczór, łącznie z rozmowami o sowach, nietoperzach, ślimakach i meduzach, aż żal go było kończyć.
    - Właściwie miałam zamiar wrócić do domu, włączyć komputer i sprawdzić to w Googlach. Ale pomysł z oceanarium wydaje mi się o wiele lepszy. Bardzo chętnie, cieszę się, że chcesz zadbać również o moją edukację. A skoro już wiesz gdzie mieszkam..- Stwierdziła i odruchowo spojrzała w górę. Gdzieś na trzecim piętrze, przy oknie zamajaczył jej zarys czarnego kota, który czekał na swoją właścicielkę. - Do zobaczenia w sobotę w takim razie. Nie mogę się doczekać.- Przyznała szczerze i z uśmiechem zniknęła w zabytkowej, niewielkiej kamienicy.

    [ Albo 'wziąść'. Masakra. No, to ja czekam. :D]

    OdpowiedzUsuń
  43. Vivianne zdecydowała, że czwartkowe popołudnie spędzi w jednej z kawiarni, popijając lemoniadę i jedząc jedną z tych przeuroczych małych babeczek. Zabrała ze sobą nowo zakupione mdłe romansidło z półki z tanimi książkami w wydaniu kieszonkowym. Mimo, że wszystkie te romanse były naprawdę nudne i przewidywalne, Vivianne uwielbiała je czytać. W swojej dość sporej kolekcji, znalazło się specjalne miejsce, właśnie dla tych książek. Gdzieś tam czaiła się w niej okropna romantyczka, czekająca na księcia w srebrnej zbroi.
    Szukając wolnego stolika, najlepiej gdzieś, gdzie nikt nie będzie jej przeszkadzał, natknęła się na jednego z nauczycieli. Jej nauczycieli. Nie mogła przejść obojętnie, udając, że wcale go nie zauważyła, skoro relacje z nauczycielami były dla niej ważne. O wiele bardziej ważne niż oceny. Dobre relacje, przynosiły korzyści.
    - Dzień dobry, panie Casyanie! - przywitała się wesoło, stercząc przy fotelu naprzeciw niego. - Zdecydowałam się wybrać łacinę jako jeden z języków w tym roku. Słyszałam, że pana zajęcia są... dosyć interesujące. Mogę? - powiedziała, wskazując na stolik.

    OdpowiedzUsuń
  44. Wyglądało to źle? Ciekawe dlaczego. Chciała się usamodzielnić, nic w tym jednak dziwnego. W świetle prawa może i nie była do końca pełnoletnia, przynajmniej nie w Stanach, ale w większości państw już tak. Jednak to tutaj nie miało żadnego znaczenia.
    - Na przyszłość? Liczysz na domowe obiadki? - zapytała ze śmiechem, unosząc nieco podbródek by móc na niego spojrzeć - Powiedz tylko kiedy a wpadnę, ale kup mi fartuszek, nie lubię się brudzić - dodała rozbawiona, po czym uniosła zaskoczona swe brwi.
    - Ale i tak mnie nie stać na takie duże mieszkanie, więc nawet jeśli. Nie kupię go, myślę na razie jedynie o wynajem, przecież nikt uczennicy kredytu na mieszkanie nie da - pokręciła głową i zdała sobie sprawę z tego, że stali już prawie przy bramkach, które prowadziły do metra.
    - Więc interesująca propozycja, ale nierealna i ciesz się z tego powodu - poklepała go po ramieniu, zamierzając oczywiście te słowa wyjaśnić - Nie wytrzymałbyś z taką sąsiadką długo. Imprezy, głośna muzyka, goście - wybuchnęła śmiechem. Oczywiście żartowała, nie była typem aż takiej imprezowiczki, a że poznał ją w takich a nie innych okolicznościach to już inna sprawa. Uśmiechnęła się delikatnie.
    - No... - klepnęła się dłońmi w uda i popatrzyła jeszcze na niego. Oj, tak... Nie widać po nim było, że jest nauczycielem, co najwyżej student. Przystojny w dodatku.
    - Czas na mnie - skinęła głową i powoli ruszyła do bramek.

    OdpowiedzUsuń
  45. [ Że swetr, to słyszałam. Ale o cwetrze jeszcze nigdy.. :D]

    Miał chyba niebywałe szczęście, że udało mu się złapać ją pod telefonem.. A właściwie, że go w ogóle odebrała, bo niby miała go zawsze przy sobie. Teraz jednak, wymęczona przez poranny jogging, przez milion niedokończonych spraw związanych z jej posiadłością i winnicą w Hiszpanii, przez jej Pana Psa, który normalnie był leniem, ale dzisiaj nie mógł sobie spokojnie znaleźć miejsca... Po prostu zasnęła. W ciągu dnia, niczym stara emerytka na rencie. W ubraniu, na kanapie, w pozycji siedzącej. To naprawdę był przykry widok i dobrze, że Casyan zadzwonił, a nie zjawił się osobiście. Dzięki temu mogła się jako tako doprowadzić wcześniej do porządku.
    - Hm?- Przez chwilę nawet nie otwierała oczu, ale usłyszawszy znajomy głos momentalnie wyprostowała się, przetarła powieki i nie bez trudu rozejrzała się dookoła.- Ojej, przepraszam, ale trochę mi się zasnęło. Dlatego długo nie odbierałam. Chyba, bo nawet nie wiem ile dzwoniłeś.- Przyznała nie bez nuty wstydu w głosie, ale mimo wszystko uśmiechnęła się pod nosem. Niezwykle było jej miło, że sam trudził się by dostać ten numer.
    - Nie gniewam, się, absolutnie. Właściwie to jestem bardzo z tego faktu zadowolona.- Dodała po chwili i wstała powoli, krzywiąc się lekko przez bose stopy na zimnej posadzce. W pobliżu nie widziała nawet swoich 'podopiecznych'.

    OdpowiedzUsuń
  46. Naprawdę miłym zaskoczeniem było, że mężczyzna również przez telefon był równie rozmownym człowiekiem. Nie było to jakimś wielkim zaskoczeniem, ale Gabriela ucieszyła się, że nie będzie ani chwili ciszy w słuchawce. Ciężko jej było podtrzymywać rozmowę z kimś, kto dzwonił do niej z wielkimi chęciami, ale zawsze dużo milczał. To się czasami zdarzało.
    - Wiem, dziwne, ale miałam dzisiaj naprawdę zwariowany dzień, jak na mnie. Nie jestem chora, nawet nie zorientowałam się jak zasnęłam.- Wyjaśniła i zaśmiała się lekko, dosłownie przez moment.
    - Meduz i ślimaków nie sprawdzałam. Nie chciałam odbierać sobie tej frajdy, możesz być pewien. I skuter też będzie nowością, ale nie mam nic przeciwko.- Zgodziła się bez cienia wahania w głosie, chociaż już spoglądała pełnym przerażenia wzrokiem w stronę swojej okazałej szafy, w której prym wiodły wszelki spódnice i sukienki. Ze spodni miała tylko kilka par dresów, a to raczej bardziej odpowiedni ubiór jeśli miała wsiąść na skuter. Od czego są sklepy, prawda? A może jakieś ładne spodnie się jej przydadzą, no, człowiek nigdy nie wie. - Mam tylko takie zastrzeżenie, że skoro zapraszasz mnie do Oceanarium, to później ja zapraszam Cię na kolację. Gotować raczej umiem, to Cię nie otruję. A coś mi się wydaje, że patrząc na meduzy i ślimaki możemy zgłodnieć.- Stwierdziła dość pogodnie, poruszając się chaotycznie po całym mieszkaniu, bo chciała na raz sprawdzić stan lodówki, stan szafy, zrobić listę zakupów i milion innych rzeczy. I przy okazji szukała swoich pupili, którzy się gdzieś pochowali.

    OdpowiedzUsuń
  47. Jasnowłosa zasępiła się na krótką chwilę, czego i tak nikt nie miał okazji zobaczyć. W dodatku zrobiła to zupełnie bez powodu, marszcząc jasne brwi i nie było to nawet związane z ich rozmową. Raczej w tym, że samoprzylepne kartki znowu gdzieś schował jej Kot, akurat wtedy, kiedy były jej niezmiernie potrzebne. Gabriela miała kurzą pamięć i wszystko powinna sobie chyba zapisywać.
    - Powiedzmy, że nie chodzi o wznoszenie toastu za ślimaki i meduzy. Niech to będzie odwdzięczenie się za miły wieczór w oceanarium i bezpieczne odprowadzenie mnie do domu dwa dni temu. A skoro nie masz żadnych argumentów 'przeciw', to mam nadzieję, że nie jesteś wegetarianinem? Wolałabym wiedzieć wcześniej, zanim zaszaleję z jakimś mięsem, czy cokolwiek.- Dodała, chociaż miała wrażenie że jej miękki głos utonął w fali głośnego, dziecięcego krzyku, który jedynie przyprawił ją o dreszcze i niepotrzebne drżenie rąk. Bała się dzieci na tyle, że nawet słysząc je przez telefon była gotowa ten telefon wyrzucić. Pewnie gdyby to była jakaś nowa znajoma, Hernandez by się rozłączyła. W przypadku Casyana mogła się trochę ugiąć. - Ha, mam Cię!- Mruknęła, nie zdając sobie sprawy, że i w słuchawce było to słychać.- To znaczy znalazłam moje karteczki samoprzylepne.- Wyjaśniła i uśmiechnęła się wesoło, teraz jednak biegając po domu w poszukiwaniu długopisu.

    OdpowiedzUsuń
  48. [Może przypadkowo wpadną na siebie w centrum handlowym. W prawdzie Alex nie za często przebywa w takich miejscach, ale od czasu do czasu trzeba gdzieś poszastać kasą xD]

    OdpowiedzUsuń
  49. Słuchając jego wypocin na temat miliarderek, roześmiała się i pokręciła lekko głową.
    - Nie... - odpowiedziała zdawkowo i puściła w jego kierunku oczko. Mógł być spokojny, nie była żadną miliarderką, a w sumie szkoda, bo być może byłoby ciekawie, ale z drugiej strony? Pełno ludzi, w dodatku fałszywych, by się wokół niej kręciło, a tego by z pewnością nie potrafiła znieść.
    - Mam nadzieję, że już nigdy nie będziesz musiał się bawić w Supermana - pomachała mu jeszcze z szerokim uśmiechem i zniknęła w jednym z wagonów metra.
    Ostatnio nowojorskie niebo nie było przykryte ciemnymi chmurami smogu, co było prawdę powiedziawszy zaskakujące, ale zarazem dzięki temu na usta zaraz pchał się uśmiech. Zadowolona ruda dziewczyna kręciła się przed lustrem w swoim akademickim pokoju, sprawdzając czy aby na pewno słomkowy kapelusz pasował do jej zwiewnej kremowej sukienki. Wydawało jej się, że i owszem.
    Z głębokim wdechem wyszła na zewnątrz i w wyśmienitym nastroju ruszyła prosto do Central Parku, który był w wakacje jednym z najchętniej odwiedzanych miejsc. Spacerowała parkowymi alejkami, podśpiewując sobie pod nosem. Nie przeszkadzała jej samotność, choć wiadomo, że miło by było czasem otworzyć do kogoś swą gębę. Dlatego wpadła na szalony pomysł, tzn. w jej mniemaniu szalony i ruszyła prosto do sklepu spożywczego. Kupiła składniki na obiad i ruszyła w kierunku poznanej przez nią dwa tygodnie temu kamienicy. O dziwo dotarła tam bez większych problemów, jednak o jednym nie pomyślała. Co zrobi jeżeli go tam nie zastanie? No i masz ci los...
    Gdy zapukała do drzwi odpowiedziała jej martwa cisza, dlatego zrezygnowana usiadła na zimnych kamiennych schodkach.
    - Mądra ja... - mruknęła do siebie pod nosem.

    OdpowiedzUsuń
  50. Vivianne zajęła miejsce naprzeciw mężczyzny jednocześnie chowając swoje romansidło do torebki. Zdjęła jeszcze czarne okulary i uśmiechnęła się delikatnie.
    - Nie przedstawiłam się, przecież nie każdy nauczyciel wszystkich zna. Tym bardziej jeżeli kogoś nie uczy. Nazywam się Vivianne Bourett, z klasy III. - powiedziała jednym tchem, w momencie kiedy przy stoliku pojawił się kelner, przynosząc jej napój i czekoladową babeczkę z wiśniami. Dziewczyna natychmiast upiła łyk napoju, po czym wyprostowała się w fotelu. - Myślę, że dam radę. W poprzednim roku przetrwałam, nie potrafiąc powiedzieć zdania po niemiecku. Mam nadzieję, że teraz będę znała choć kilka słów. To już będzie znaczyło, że dałam radę. - zaśmiała się.
    Nie chodziło o to, że Vivianne nie miała talentu do języków obcych - przecież włoski nie sprawiał jej większych problemów. Chodziło raczej o to, czego ktoś od niej wymagał. Z czystego lenistwa, zawsze robiła tylko to co należało robić, żeby przetrwać. Co innego jeśli mowa była o przedmiotach, które lubiła. Kiedy ktoś potrafił ją czymś zainteresować, chętnie czytała kilka książek na dany temat.

    OdpowiedzUsuń
  51. [Jak dla mnie pasuje :D Na początku zasugerowałam się tym co pisze w karcie, więc mam nadzieję, że się nie obraziłaś/eś (niepotrzebne skreślić xD)]

    Alex

    OdpowiedzUsuń
  52. Jeśli chodziło o dzieci i wszystko co z nimi związane, to było ich dwoje- Gabriela w ogóle nie widziała się w roli rodzica. Z tą różnicą, że dzieci ją przerażały, a Casyan mógł jeszcze z nimi jakoś wytrzymać. Tak przynajmniej wywnioskowała z tego, że był w stanie opiekować się siostrzenicą. Ona by nie potrafiła i chyba cieszyła się z faktu, że jest jedynaczką. Nie była zobligowana do ewentualnej pomocy przy ewentualnych dzieciach swojego ewentualnego rodzeństwa.
    Gest odłożenia słuchawki bez większego pożegnania wcale jej tak bardzo nie przeszkadzał. Wręcz przeciwnie- zaoszczędziła te kilka cennych sekund, a dla Hernandez to było prawdziwe zbawienie. Gdy chodziło o produkty spożywcze, czy o ubrania, jasnowłosa potrafiła być bardzo wybredna. Była raczej oszczędną kobietą, ale wolała pieniądze wydać na coś dobrego, a nie na pierwszą lepszą rzecz jaka jej się nawinęła. Nawet jeśli to miał być zwykły żółty ser. Takim sposobem spędziła ponad godzinę w markecie, wybierając odpowiednie produkty. Nie obyło się bez taksówki, bo tych toreb sama by raczej nie przyniosła. Ledwie zdążyła je rozpakować, już musiała wyruszyć na poszukiwanie spodni, które nie przypominałyby dresów.
    I może dlatego spała do południa, a potem ledwie przytomna musiała się jakoś przygotować. Im więcej spała, tym gorzej było z jej koordynacją ruchową, orientacją w terenie i zebraniem myśli. Nic dziwnego, że zaowocowało to potężnym siniakiem na ramieniu kiedy spadła z kanapy i obiła się o kant stolika. Ale przed tą szóstą była gotowa, sprawdzając jeszcze wszystko kilka razy- Czy zwierzaki mają karmę i wodę, czy wygląda w miarę dobrze, czy włosy splecione w warkocz nie wywinęły jej jakiegoś przykrego figla.

    OdpowiedzUsuń
  53. - Myślę, że zaryzykuję. Zawsze dowiem się czegoś ciekawego. - dodała, po czym wbiła łyżeczkę do swojej maleńkiej babeczki. To nic, że łyżeczka wydawała się dwa razy większa i prościej było zjeść babeczkę bez niej. - Poza tym liczy się też ciekawy nauczyciel. - uśmiechnęła się do niego i wzięła maleńki kawałek do ust. - Myśli pan, że nauczyciele języka niemieckiego mają coś ciekawego do powiedzenia? Ludzie, którzy władają tym okropnym językiem nie mogą być ciekawi. Tam każde zdanie brzmi jak groźba. A przynajmniej ja tak się czułam na zajęciach. Taki włoski jest o wiele przyjemniejszy. - stwierdziła i znów zabrała się do krojenia babeczki.
    Może i to, co powiedziała było totalną bzdurą, jednak Vivianne zazwyczaj mówiła dużo i nie zawsze kontrolowała to, o czym mówi. To był jeden z problemów ludzi przebywających z nią - dziewczyna czasami nie potrafiła być cicho. Szczególnie jeżeli ktoś zapytał ją o opinię. Wtedy potrafiła być ekspertem od wszystkiego.

    OdpowiedzUsuń
  54. Na dźwięk dzwonka zza drzwi dało się usłyszeć coś w stylu: "Już idę! Auu!", pomieszanie z ujadaniem jej psa. Jej pupil był raczej oazą spokoju i nigdy na żadnego człowieka nie szczeknął. Wyjątkiem był jedynie dzwonek, którego szczerze nienawidził. Kiedy ktoś pukał od razu ochoczo merdał ogonem. Coś widocznie musiało w tym być.
    Blondynka uśmiechnęła się pogodnie kiedy udało się jej otworzyć drzwi i od razu wpuścić gościa do środka. Pan Pies jedynie przyglądał się mu badawczo, póki co nie próbując go nawet obwąchać. Gabriela delikatnie westchnęła widząc kropelki na błyszczącym kasku.
    - Cześć. Czyżby pogoda robiła nas trochę w konia?- Puściła jedynie retoryczne pytanie i na moment przygryzła wargę, patrząc na swój strój. Skoro tak było, to powinna chyba zrezygnować z odkrytych szpilek i wziąć jakiś sweter, który pasowałby do jasnych jeansów i beżowej, dosyć eleganckiej tuniki. Cóż, z tym akurat było ciężko się rozstać Hernandez, nawet jeśli miała wsiąść na skuter i zwiedzać oceanarium.

    OdpowiedzUsuń
  55. [Ok, no to zaczynam ;D]
    Cały dzień miał zawalony. Wszystko przez to, że jakże cudowny dozorca budynku nie raczył jakoś szczególnie poinformować mieszkańców, że będzie przeprowadzany jakiś remont i wszyscy mają znaleźć jakieś lokum zastępcze na kilka dni. Tak więc chodził wkurzony. W prawdzie mógłby pojechać na kilka dni do dziadków, ale z racji tego, że może tak spotkać kogoś, kogo nie chciał, to raczej ten pomysł odpadał. Po obdzwonieniu wszystkich znajomych i usłyszeniu kilku wymówek, miał już kompletnie dość. Widząc ostatni numer z listy kontaktów, zadzwonił do koleżanki. Cóż ona też nie miała dla niego rewelacyjnych wieści, ale przynajmniej podała mu numer kogoś innego, kto mógłby go przygarnąć na kilka dni.
    - No dobra, no to dzwonimy- powiedział sam do siebie, po czym wykręcił numer.

    Alex

    OdpowiedzUsuń
  56. Gabriela widząc taki wyjątkowy popis roześmiała się dźwięcznie, ale to nie był śmiech pełen pogardy i wyższości. To raczej ten serdeczny, w którym dało się wyczuć nutę współczucia. Od razu wyciągnęła w jego stronę ręce, by pomóc mu wstać i spojrzała z wielkim wyrzutem na swojego pupila, który podkulił ogon i wycofał się do jej sypialni, nikomu nie przeszkadzając.
    - Nie jestem wielką fanką moknięcia, także możemy poczekać. Lepiej nie przypłacać tego chorobą, nawet jeśli tu się toczy sprawa o ślimaki i meduzy.- Korzystając z tego, że nie puściła jego rąk ruszyła się do tyłu, tym samym wprowadzając go do przestronnego salonu, w którym jedyną w miarę nowoczesną rzeczą był laptop stojący na mahoniowej komodzie. Telewizora póki co nie posiadała. Nie była wielką fanką reality show ani seriali czy telenowel i raczej rzadko spędzała czas leżąc przed TV. Zamiast tego wolała od czasu do czasu wybrać się do kina i obejrzeć coś na wielkim ekranie.
    - Kawa, herbata, wino czy może jeszcze coś innego? Zaopatrzyłam się konkretnie.- Przyznała z ciepłym uśmiechem, odruchowo poprawiając niedbale zapleciony warkocz. Chociaż podejrzewała że wybierze coś z ciepłych napojów, skoro przed chwilą zastała go taka ulewa. - Może chcesz się w coś przebrać, żeby nie siedzieć w mokrych rzeczach? Co prawda nie mam wiele do zaoferowania w Twoim rozmiarze, ale jakąś dresową bluzę większą ode mnie gdzieś tam posiadam.- Dodała zaraz spoglądając na niego z niejaką troską wypisaną w zielonych tęczówkach.

    OdpowiedzUsuń
  57. Wiedział, że nie obejdzie się bez jej kąśliwych uwag, ale to była Maggie. Podziękował jej za pomoc. Wykręcił ponownie inny numer. Kiedy po kilkunastu sygnałach nikt nie odbierał i chłopak miał już się rozłączać, usłyszał czyiś głos. Przedstawił się tak jak kultura nakazywała, powiedział kto mu go polecił i przedstawił swój problem.

    [Przepraszam, że krótko, ale się spieszę]

    OdpowiedzUsuń
  58. Uśmiechnął się lekko, słysząc jego odpowiedź.
    - Mi pasuje jak najbardziej taki pokój- powiedział- I tak to tylko na kilka dni, a rzeczy aż tak dużo nie mam- stwierdził, rozglądając się po swoim mieszkaniu. Na szczęście załatwił już sprawę u kogo pozostawi Mustę. Dzidek miał przybyć wieczorem, co równoważyło się z tym, że nie będzie musiał jakoś specjalnie ruszać tyłka i tłuc się godzinę aż do Newark. Po umówieniu się na konkretną godzinę, uśmiechnął się szeroko.
    - No to do zobaczenia- powiedział wesoło. Po chwili wyciągnął spod łóżka średniego rozmiaru walizkę. Nigdy nie brał ze sobą wielu rzeczy, żyjąc w przekonaniu, że jak będzie czegoś mu brakować to sobie kupi. I jakoś to się sprawdzało. Walizka okazała się być zapełniona po brzegi, ale gdyby Collins się tak bardzo uparł, to by wcisnął więcej. Spojrzał na Mustę, która patrzyła na niego z przechylonym lekko bok łbem.
    - Nie martw się mała. To tylko kilka dni- uśmiechnął się do psa, po czym pogładził subtelnie swoją dłonią jej głowę. Rzeczy zniósł i wpakował do bagażnika samochodu. Niedługo potem oddał owczarka niemieckiego pod opiekę dziadka, który zjawił się szybciej niż zapowiedział. Z racji tego, że starszy mężczyzna się bardzo spieszył, chłopak nie zatrzymywał go.
    Po krótkiej analizie, typu 'jak ja tam dojadę', wsiadł w specjalnie zamówioną przez niego aż z Europy Skodę Octavię i ruszył na miejsce spotkania.

    OdpowiedzUsuń
  59. Zastanowiła się chwilę nad odpowiedzią, jedząc babeczkę i popijając ją lemoniadą. Po chwili odłożyła łyżeczkę na stół i położyła dłonie na kolanach.
    - Krążą... różnie plotki. - powiedziała ostrożnie. - Może nie zawsze są o intrygujących zajęciach, ale i takie słyszałam. - wytłumaczyła pospiesznie, po czym uśmiechnęła się lekko. - Nie wiem od kogo to słyszałam, ale uznałam, że skoro i tak chcę zmienić jeden z języków to dlaczego nie łacina? Te plotki to też jeden z powodów, dla których wybrałam ten przedmiot. Żeby się przekonać czy są prawdziwe. - wzruszyła lekko ramionami i spojrzała na niego.
    W szkole takiej jak ta krążyło wiele plotek i rzadko kiedy dotyczyły one tego, że prowadzone zajęcia są niesamowicie ciekawe. O takich rzeczach mało kto mówił. Lepiej było narzekać jaki to nauczyciel jest niesprawiedliwy i okropny, albo zachwycać się nad jego wyglądem. Takie plotki były po prostu ciekawsze. Vivianne często ich słuchała, ale nie wierzyła w większość z nich. Zawsze wolała wszystko sprawdzić sama.

    OdpowiedzUsuń
  60. - Słyszałam też, że pochodzi pan z... Finlandii? - zapytała nie do końca wiedząc czy trafiła w odpowiednie państwo. Tak naprawdę słyszała wiele wersji. Gdzieś tam była też Szkocja, Szwajcaria czy Rosja. I tu pojawiało się pytanie, skąd Vivianne tyle słyszała? Przecież nie była jakąś maniaczką czy kimś w tym rodzaju, choć może mogło się tak niektórym wydawać.
    Zdarzyło jej się po prostu uczestniczyć w niezbyt mądrej rozmowie w jednym z pokoi w internacie, kiedy to zebrała się grupka dziewcząt i zaczęła plotkować przy butelce wina kilka minut po północy. Chociaż nie tylko wino znajdowało się wtedy w pokoju. Tak naprawdę tylko Vivianne piła wino.
    - Zresztą to widać. Więc... skąd pan się wziął tutaj w Nowym Jorku? - zapytała zaciekawiona i spojrzała na ciastko, które właśnie przyniósł kelner. Może i jej babeczka była o wiele bardziej urokliwa, jednak teraz wyglądała dosyć mizernie.

    OdpowiedzUsuń
  61. No cóż, takiego powitania to się nie spodziewał. Raczej spodziewał się czegoś w rodzaju 'cześć' albo 'siema'. Ale jeżeli właściciel mieszkania zdecydował się na takie, to cóż było poradzić. Spojrzał brązowymi tęczówkami na mężczyznę.
    - Innego oprócz Ciebie i mnie to nie widzę- odpowiedział żartobliwym tonem- Wpuścisz mnie czy mam tak stać z tą walizką w progu?- zapytał. Czasami zadziwiała go ta jego bezpośredniość- Wyglądasz tak jakbyś co najmniej zobaczył jakąś zjawę- stwierdził tuż po tym jak zlustorwał jego twarz. To było naprawdę zaskakujące jak wiele emocji potrafi wyrazić właśnie twarz. Zaraz za mężczyzną zauważył kota- Dobrze, że psa zostawiłem gdzie indziej- mruknął cicho sam do siebie. Wolał nie wyobrażać sobie Musty i tego kota pod jednym dachem. Takie spotkanie mogłoby zakończyć się totalną demolką mieszkania.

    OdpowiedzUsuń
  62. - Gdybyś był trochę starszy, może nie byłby... pan tematem rozmów. - zawahała się na chwilę, zupełnie zapominając, że Casyan był jej nauczycielem. Starała się tego nie robić odkąd kilka osób zwróciło jej na to uwagę. Miała wtedy 14 lat i chyba tylko dlatego było to takie niestosowne. Mimo to, do tej pory starała się pamiętać, by zwracać się do nowo poznanych czy trochę starszych per "pan".
    - Mój dziadek był Francuzem. Przeniósł się tutaj, kiedy poznał moją babcię. Ale moja ciocia wróciła do Francji, więc tak, mam trochę francuskich korzeni. - przyznała. Zawsze była z tego w jakiś sposób dumna, chociaż nigdy się tym specjalnie nie chwaliła. Chyba, że ktoś zapytał.
    Vivianne nie miała oporów w rozmowie na prywatne tematy z nauczycielem czy kimkolwiek innym. Ona nigdy nie wstydziła się swoich korzeni, ani niczego co jej dotyczyło. Na pytania, które jej nie odpowiadały po prostu nie odpowiadała. Jej otwartość mogła się wydawać dziwna czy trochę niezręczna. Ona się tym nie przejmowała.

    OdpowiedzUsuń
  63. -Alexander Collins- przedstawił się- Ale wolę jak ludzie mówią do mnie Alex- jakoś nie przepadał za swoim pełnym imieniem. Brzmiało ono dla niego jakoś dziwnie. Tak, dziwnie to całkiem dobre określenie. Uśmiechnął się lekko, słysząc jego słowa- Tak, podobno uczymy- mruknął cicho. Nie znał wszystkich nauczycieli. Jeszcze ich nie znał. Ba, skąd i jak miał ich poznać, skoro były wakacje i z pewnością większość z nich wyjechała na jakiś odpoczynek czy wakacje. A on dokładnie półtora tygodnia temu przeniósł się tutaj- Można wiedzieć czego uczysz?- zapytał z zaciekawieniem, stawiając walizkę gdzieś w kącie i siadając wygodnie na krześle.

    OdpowiedzUsuń
  64. Bradley High School. Mówi ci to coś? Koniecznie sprawdź! www.bradlet-high-school.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  65. Rozejrzał się po pomieszczeniu, kolejno rejestrując ich położenie. Nie chciałby iść którejś nocy po ciemku i nie trafić do swojego pokoju.
    - Łacina to nie moja działka- przyznał- Będę nowym nauczycielem W-Fu- dodał szybko. Tego przedmiotu nie należało jakoś specjalnie, jak to jego nowy kolega ujął- wykładać. Zadać dzieciakom kilka ćwiczeń, od czasu do czasu je zaprezentować, ot wielkie rzeczy. Przynajmniej on tak uważał. Nigdy wcześniej nie współpracował z młodzieżą, więc może się czegoś ciekawego dowie.
    - Jeżeli możesz to prroszę o kawę- stwierdził. Na warunki przystawał.

    OdpowiedzUsuń
  66. [ Przepraszam, że już wczoraj nie odpisałam, ale trzeba było iść na osiemnastkę koleżanki...]

    Nigdy nie była przesadną pedantką; utrzymywała względny porządek, ale nie wariowała na tym punkcie. Jeśli będzie miała wszystko mokre, to przecież to spokojnie wyschnie. Nie było z tym żadnego problemu.
    - Poczekaj chwilkę, poszukam jakiegoś namiotu.- Uśmiechnęła się wesoło i zniknęła w niewielkim korytarzu, który prowadził do jej sypialni. Była pewna, że ma gdzieś sportową bluzę ojca, która zawieruszyła się razem z jej rzeczami przy przeprowadzce. A po dokładnym przejrzeniu szafy trafiła na takową- szarą, z logiem hiszpańskiej szkoły. To dlatego niemal tanecznym krokiem wróciła do salonu, podając mu złożoną bluzę. - I widzisz, obejdzie się bez namiotu. Powinna był akurat.- Lekko kiwnęła głową, czując się trochę bardziej komfortowo kiedy Casyan siedział i to ona miała niepowtarzalną okazję popatrzeć na niego z góry. W szpilkach też był dużo niższa, ale bez.. Czuła się jak chochlik. Albo liliput, to nawet lepsze określenie.
    - To może przeniesiemy się do kuchni. Lubię z kimś rozmawiać a ciężko będzie do Ciebie krzyczeć.- Zauważyła i przez moment przyglądała mu się uważnie, z niejaką nadzieją w zielonych oczach; chodziło przecież o błahostkę, ale gdyby wolał posiedzieć tutaj, to Gabriela już zniknęłaby w kuchni i zajęła się tą rozgrzewającą herbatą.

    OdpowiedzUsuń
  67. Faktycznie, ta bluza mogłaby jej spokojnie sięgać do kolan. Raczej nie dało się nikogo przekonać, że była to jej własność. Teoretycznie po śmierci ojca wszystko było jej własnością, ale to rzecz mało ważna. Poza tym czemu miałaby komukolwiek wmawiać, że to jej? Bezsens. [W ogóle o czym ja tu plotę? :O]
    - Spokojnie, nie jestem z tych, co stawiają dobre maniery na pierwszym miejscu. Wolałabym, żeby moi goście czuli się tutaj jak u siebie, chyba o to chodzi, prawda?- Stwierdziła z uśmiechem i lekko przechyliła głowę, starając się przynajmniej nie lustrować torsu mężczyzny tak uważnie i bez skrępowania.
    - Nie wyglądam na sportsmenkę, ale lubię sobie czasem pobiegać. To bluza mojego ojca, zabrałam ją przez przypadek przy przeprowadzce i jak widać mogła się na coś przydać. Cieszę się.- Dodała, prowadząc Casyana do kuchni i od razu dopadając czajnika. Nigdy nie lubiła tych elektrycznych, chociaż można było uzyskać wrzątek dużo szybciej. Jakoś nie pasowały jej ani do wystroju, ani do jej pokręconej osobowości.
    - Ja? Mieć dosyć słuchania kogoś kto dużo mówi? To chyba niemożliwe. Poza tym stwierdziłam, że zadziwiająco łatwo mnie przekonałeś do długich rozmów, moi znajomi raczej nie są wielkimi gadułami, a ja przy nich też nie. To miła odmiana.- Stwierdziła całkiem szczerze, kiedy wyjmowała z różnych szafek duże, kolorowe kubki, herbatę i cynamon, z którym wyjątkowo lubiła pić kawę. Dopiero kiedy wszystko było przygotowane i czekało tylko na gorącą wodę, Gabriela mogła obrócić się w stronę mężczyzny, odruchowo poprawiając złoty łańcuszek, który miała na szyi.

    OdpowiedzUsuń
  68. Vivianne uwielbiała Francję i dobrze wiedziała jaki to piękny kraj. Kiedy była mała spędzała u ciotki każde wakacje, dopóki ta nie została matką, a w jej domu zaczęło roić się od pieluch. Wtedy V. przestała tak często odwiedzać Francję - mały Basile dawał popalić, a rodzice blondynki nie chcieli sprawiać ciotce dodatkowego kłopotu.
    - Uwielbiam wiosnę we Francji, jestem tam w tym czasie każdego roku. - przyznała również po francusku i uśmiechnęła się lekko. Potem przypomniała sobie o swojej maleńkiej babeczce i znów zaczęła kroić ją łyżeczką. - I mieszkam w akademiku. - przyznała po chwili. - Oczywiście wolałabym własne mieszkanie, ale to był warunek rodziców. Albo zostaję w domu i chodzę do liceum w Miami, albo wyjeżdżam, ale mieszkam w internacie. - wzruszyła lekko ramionami.
    Vivianne przyjechała do Nowego Jorku w wieku 15 lat. Wtedy oczywiste było, że miała zamieszkać w internacie. I mimo jej próśb o zmianę, tak po prostu zostało.

    OdpowiedzUsuń
  69. [ A, zapomniałam co do tej osiemnastki- zanosiło się na najgorszą imprezę pod słońcem, ale było całkiem fajnie. Nogi bolą, nie ma kaca, nie było dramatów.. :D]

    Gabriela również prowadziła aktywny tryb życia, ale nie potrafiła sobie odmówić chociaż tego porannego joggingu. Nie była jakimś sportowym maniakiem, lekka przebieżka na rozbudzenie zupełnie jej wystarczała. Nie kupowała karnetów na siłownię, nie chodziła na jakieś skomplikowane wygibasy bo latała po całej szkole, wyprowadzała psa i czasami sobie rano pobiegała. I chyba dobrze, biorąc pod uwagę ile czasem mogła zjeść.
    - Hm? A, to łańcuszek po mojej matce. Kiedyś zagubił się gdzieś na dobre kilka lat, znalazłam go dopiero po przeprowadzce tutaj, w którymś z pudeł. Taki chyba mini-cud.- Stwierdziła, bo od kiedy cudownym zbiegiem okoliczności się znalazł, Hernandez nie potrafiła się z nim rozstać. Chyba w obawie, że znowu gdzieś wyparuje na kolejnych kilka lat.
    Przez dłuższą chwilę nic nie mówiła, bo gwizdek zagłuszyłby wszystko, a ona pospiesznie zdjęła czajnik z gazu i ostrożnie zalała dwie rozgrzewające herbaty. Jeszcze tego brakowało, by znowu oblała się wrzątkiem. Wtedy Casyan miałby dopiero powód do szyderczego śmiechu, czego na szczęście nie wykorzystał kiedy Gabriela rozlała kawę.
    - Słodzić kawę to grzech, to pamiętam. Ale nie wiem co do herbaty, więc..- Tu postawiła na stole srebrną cukierniczkę, dwa kubki z herbatą i dwie łyżeczki. Sama na razie nie ruszała swojej, siadając z podkulonymi nogami na krześle i spoglądając za okno z przybitą miną. Mężczyzna się niby na tych chmurach znał, ale nie wyglądało to na przelotny deszczyk, tylko trochę gorzej. - Pogoda nas chyba nie lubi. Mam nadzieję, że to jeszcze minie.- Zauważyła nie bez cienia zawodu wymalowanego na delikatnej, drobnej twarzy. Naprawdę czekała na ten ich wspólny wypad do oceanarium. Chociaż.. Dobrze, że przynajmniej nie musiała siedzieć tu sama, a miała bardzo dobre towarzystwo. Jakieś to zawsze pocieszenie.

    OdpowiedzUsuń
  70. Wysłuchał wszystkich uwag. Zrobił tak jak Casyan poradził. Zaniósł swoje rzeczy do pokoju, po drodze oglądając pomieszczenia, z których będzie użytkował. W prawdzie przez pewien czas, ale jednak. Zostawił walizkę w pokoju, uznając, że ten nie jest aż taki zły. Może miał większy porządek niż u niego, gdzie krzesło robiło mu za szafę. Wrócił do kuchni, a słysząc wzmiankę o zlewie w łazience zaśmiał się cicho.
    - Czy nie wystarczyło Ci po prostu zamienić miejscami kurki?- zapytał. Przecież to było takie oczywiste- No chyba, że już zdążyłeś się pryzwyczaić do takiego stanu rzeczy.

    Alex

    OdpowiedzUsuń
  71. Upił łyk kawy, awet jej nie słodząc. Zawsze twierdził, że dodatki typu cukier czy mleko 'zabijają' prawdziwy smak tego napoju.
    - Chyba każdy z nas lubi się czymś wyróżniać- stwierdził z rozbawieniem- Ja swego czasu miałem na drzwiach pokoju wywieszoną tablicę z napisem 'Fu.ck off', co nie przypadło do gustu moim opiekunom- zaśmiał się cicho. Podczas, gdy jego znajomi chwalili się tabliczkami z ich imionami na drzwiach, on chwalił się swoją. Nie lubił być jak każdy. To było takie nudne. Takie mieszanie się z szarym tłumem. Wolał być tym, który się wyróżnia.

    OdpowiedzUsuń
  72. Musiał przyznać mu rację. Owszem, nie zgadzał się tylko z jednym, że indywidualizm jest przereklamowany. Nigdy jakoś nie gonił za tym, że inni coś mają co jest akurat modne, to i on musi to mieć.
    Przez chwilę zastanowił się nad odpowiedzią na drugie pytanie.
    - Około tygodnia- powiedział- Mam nadzieję, że nie dłużej- dodał. Nadal był wściekły na dozorcę, że dopiero dzisiaj go poinformował go o tym przeklętym remoncie. Niby nic wielkiego, a jednak- Ile Ty tak właściwie masz lat?- zapytał, obstawiając, że trzydziestki nie przekroczył. No, chyba, że miał tak dobre geny, które dobrze tuszowały jego wiek.

    OdpowiedzUsuń
  73. [ O proszę, też mam w środę imprezę, ale nie wiem czy zdołam na nią dotrzeć, bo to trochę daleko od mojego miasta, a z funduszami na autobusy ostatnio ciężko.. Zawsze zostaje opcja 'na stopa', gaz pieprzowy już mamy. :D]

    - Hmm... Podróż w deszczu. To może być całkiem ciekawe. W zasadzie też mamy wakacje, więc można chorować do woli.- Stwierdziła, uśmiechając się wesoło. Nigdy wielką fanką leżenia z gorączką nie była, ale.. Czego się nie robi dla ślimaków, meduz no i znakomitego towarzysza jakim był Casyan?
    A słysząc te wszystkie 'straszne' rzeczy zrobiła iście przerażoną minę, rozchylone usta zakrywając drobną dłonią. Podobno miała jakieś tam predyspozycje do bycia dobrą aktorką, ale nigdy nie poszła w tą stronę. A może dlatego, że to wiązało się w dużej mierze z obnażaniem siebie i swoich emocji przed innymi? W tym Gabriela chyba nie była za dobra, jej umiejętności kończyły się na zwykłym udawaniu. Niezłym, ale też bez przesady.
    - To chyba właśnie na mnie przechodzi. To nie pierwsza rzecz dzisiaj, zaczęło się od bliskiego spotkania z kantem stolika i chwała za bluzki z dłuższymi rękawami.- Stwierdziła, chociaż bez cienia zmartwienia na twarzy. Drobne wypadki zdarzały się każdemu, ona nie była wyjątkiem. Po chwili na jej twarzy zagościł delikatny uśmiech, a ona pochyliła się lekko nad kubkiem z gorącą herbatą, przymykając oczy. Lubiła kiedy ciepła para owiewała jej policzki, nadając im trochę więcej koloru niż zazwyczaj. Poza tym mogła przez chwilę napawać się specyficznym zapachem cynamonu, który był jednym z jej ulubionych.

    OdpowiedzUsuń
  74. - Myślę, że oni po prostu nie wiedzą co to internat albo wydaje im się, że skoro nie jestem daleko od szkoły, rzadziej będę z niej uciekać. - zaśmiała się. - Ale na pana lekcjach postaram się być pilną uczennicą. - dodała zaraz trochę poważniej, po czym znów się zaśmiała. Oczywiście każdego roku obiecywała sobie, że będzie się uczyć trochę bardziej niż zwykle, ograniczy swoje opuszczone lekcje do minimum czy będzie zapisywać schludne i logiczne notatki. Jeszcze nigdy nie dotrzymała żadnego z postanowień, ale chyba jak większość ludzi, którzy stawiali przed sobą takie głupie cele.
    - Postaram się kiedyś wpaść. Dziękuję za towarzystwo! - powiedziała jeszcze, kiedy mężczyzna wstawał z miejsca, po czym sięgnęła do torebki po swoją książkę.

    OdpowiedzUsuń
  75. [ Nigdy jeszcze tak nie podróżowałam, nie licząc tam 18 km. A muszę dojechać do innego miasta, normalnie do jakaś godzina drogi. A później z tego miasta jeszcze dalej, nawet nie wiem gdzie to jest. To raczej przyjaciółka targa mnie tam do towarzystwa.. :D]

    O tak, wraz z postępem medycyny, telewizją i internetem wiedza stała się ogólnodostępna. To podobno wtedy namnożyło się hipochondryków, ludzi, którzy każdy kaszel sprawdzali w internecie by dowiedzieć się, że pewnie mają raka. Albo są w ciąży. Albo to jakiś tasiemiec, czy inny pasożyt. Gabriela wolała jednak nie przesadzać i w drugą stronę- Nie dać się zwariować, ale też nie dbać o siebie kompletnie, bo nigdy nie wiadomo co się może stać. Sama badała się gruntownie dosyć często (może nie co dwa miesiące, ale co pół roku), z racji tego, że ciotka miała raka, a to wszystko mogło być przecież genetyczne, prawda?
    - Siniaka? Sam zniknie. A póki co dotrzyma mi towarzystwa. Zawsze mogę go wykorzystać do niecnych zamiarów. Nie wiem, mogę komuś wmówić że jestem ofiarą przemocy domowej. Albo, że mam wyjątkowo agresywnego psa. Albo że lunatykuję i obijam się o ściany.- Odpowiedziała z uśmiechem, chociaż nawet na moment nie zmieniła pozycji, ani nie otworzyła oczu. Głównie dlatego, że czując ciepłą parę na twarzy było jej nadzwyczaj przyjemnie i jasnowłosa miałą tylko nadzieję, że Casyan za takie 'niegrzeczne' zachowanie się nie obrazi.
    Pan Pies wszedł po chwili do kuchni, merdając ogonem i ułożył się przy nodze mężczyzny, z zainteresowaniem obwąchując jego nogawkę. Do tych, którym z jakiś powodów nie ufał w ogóle się nie zbliżał i zaszywał się w sypialni kobiety.
    - Pan Pies się zna na ludziach. Chyba Cię zaakceptował i polubił, bo gdyby było inaczej zostałby w sypialni. Czasami to lepszy doradca niż ktokolwiek.- Stwierdziła, dopiero teraz odrywając się od gorącego napoju i spoglądając z uśmiechem to na swojego pupila, to na mężczyznę. Chyba po raz pierwszy od momentu przeprowadzki tutaj nie czuła się tak do końca samotna. Niby była z ludźmi, chociaż w praktyce.. W praktyce była obok. Dzisiaj tylko przytulne mieszkanko nabrało jakiegoś charakteru, a ona wreszcie miała okazję wykorzystać ulubione kubki.
    I gdyby tylko mogła usłyszeć jego myśli, pewnie roześmiałaby się dźwięcznie, przecząco kręcąc głową. Chociaż to samo, jako kobieta i w dodatku estetka, mogła powiedzieć o mężczyźnie. Chociaż, czy nie bardziej odpowiednio brzmiałby przymiotnik 'przystojny'? A zresztą.

    OdpowiedzUsuń
  76. [ Ojej, sama bym się dla kogoś poświęciła i pojechała na Coke. A gdyby mi ktoś jeszcze bilet postawił to już w ogóle mogłabym się tak poświęcać. :D]

    - Masz prawo się cieszyć, bo to wcale nie jest takie łatwe. Wbrew pozorom niewielu akceptuje.- Tu zerknęła na Psa, który chyba nie miał zamiaru ruszać swoich szanownych czterech liter, ani szanownych czterech łap. Ledwie łeb podniósł, bo już mu chyba było za gorąco. No cóż, lato.
    - Ja wolę jednak swojemu kotu nie ufać, bo to cwane zwierzę i kiedy tylko jest głodny, to do mnie przychodzi. Bardzo interesowne zwierzę, ale i tak dalej go lubię. Może dlatego, że czasami przypominam takiego kota.- Stwierdziła spokojnie i dopiero teraz, po raz pierwszy podniosła kubek, obejmując go drobnymi dłońmi, upijając kilka niewielkich łyków ciepłej herbaty. Wbrew pozorom była jak kotka- Ciężko było ją do czegokolwiek zmusić. Musiała przyjść sama, musiała być trochę niezależna, chociaż krótkimi chwilami.
    - Pan Pies i Pan Kot. Jestem strasznie wybredna jeśli chodzi o imiona i żadne mi do tej pory nie pasuje. A to już półtora roku, więc z braku laku zostało już tak. Wątpię, czy kiedykolwiek znajdę im przyzwoite imiona które by pasowały do psa- lenia i wybrednego kota. No i żeby były oryginalne. I żeby mi się podobały. Jeju, naprawdę jestem wybredna..- Dodała z wielkim przerażeniem wymalowanym na drobnej twarzy, powoli kręcąc głową. Czasami samą siebie zadziwiała. Bardzo. Za bardzo.

    OdpowiedzUsuń
  77. - Nie, to po prostu wyraz Twojego zdecydowania. Ja nie jestem zdecydowana, powinnam Ci zazdrościć tego 'Hectora'. Zawsze możesz się pobawić i wymyślić im jakieś imiona. Tobie to pewnie pójdzie sprawniej i zajmie mniej niż półtora roku.- Stwierdziłą i uśmiechnęła się wesoło, kończąc swoją herbatę. Nie dało się ukryć, że co chwilę wygląda przez okno, z nadzieją, że pogoda się polepszyła. Rzeczywiście, teraz już tylko kropiło. Na całe szczęście.
    - Ojej, cóż za miły komplement. Nie przywykłam do komplementów, ale słyszałam, że nie wolno zaprzeczać, trzeba dziękować. Więc dziękuję. A teraz już wiesz gdzie mieszka i że robię całkiem niezłą herbatę. Tak na wszelki wypadek mówię, jakby Ci się kiedyś skończyła.- Dodała po chwili i podniosła się z krzesełka, wstawiając swój pusty już kubek do zlewu, by po chwili odwrócić się ponownie w stronę mężczyzny. Może to wynik gorącego napoju, a może tak błahego komplementu, Gabriela uśmiechała się pod nosem, czując, że jej policzki robią się nieco cieplejsze. I pewnie bardziej czerwone.
    - Prawie przestało padać, więc chyba mogę liczyć na te obiecane ślimaki i meduzy?- Spytała po chwili, unosząc delikatnie jasne brew, w nadziei, że jeszcze zdążą do wybranego przez Casyana oceanarium. Bo przecież Gabriela obiecała jeszcze po tym smaczną kolację!

    OdpowiedzUsuń
  78. Uśmiechnął się lekko, upijając łyk kawy.
    - Eee tam- zaśmiał się cicho- Dwadzieścia dziewięć lat to znowu nie tak dużo- stwierdził- A ja? Ja mam już dwadzieścia trzy i masz rację, niedawno ukończyłem studia- dodał. W tej chwili zauważył jak kot kręci mu się pod nogami. Wystawił dłoń, aby ten mógł zapoznać się z jego zapachem- Jak sie wabi?- zapytał blondyn, kładąc rękę na łebku zwierzaka i głaszcząc go. Od małego lubił zwierzęta, ale mógł je mieć dopiero wtedy, gdy wyprowadził się od dziadków. Dlaczego? Otóż jego babcia miała alergię na sierść. I dobrze się złożyło, że akurat na ten tydzień musiała wyjechać, bo musiałby znaleźć gdzieś indziej nocleg dla Musty.

    Alex

    OdpowiedzUsuń
  79. Zaśmiał się cicho. Sam będąc dzieckiem nie wyobrażał sobie, że dożyje dwudziestki. A jednak się udało. Spojrzał na kota.
    - Raczej ma nikłe na to szanse- uśmiechnął się- Swego czasu już zrobił mój pies, dopóki nie urósł- dodał szybko- Masz dziewczynę?- zapytał pchnięty czasami jeszcze tą swoją dziecinną ciekawością, która od czasu do czasu powodowała, że wpadał w jakieś kłopoty. Nie były one jakieś ogromne, ale rozmówca mógł poczuć się nieco zakłopotany.

    OdpowiedzUsuń
  80. - Taa... kobiety zawsze bardziej dbały o porządek niż faceci- stwierdził, śmiejąc się- A skąd to pytanie?- zapytał sam siebie- Dokładnie to nie wiem. Tak jakoś mi przyszło do głowy, więc zapytałem- wzruszył zabawnie ramionami- A, zapomniałbym...- mruknął cicho- Ile będę musiał Ci zapłacić za nocleg?- zapytał. Był typem człowieka, który nie wierzył w bezinteresowną pomoc. No może, wierzył, ale nie od obcej osoby, którą poznał dosłownie nie całe pół godziny temu.

    OdpowiedzUsuń
  81. Vivianne była naprawdę zdziwiona, ze udało jej się pamiętać o wtorkowych zajęciach. Przyszła nawet trochę wcześniej, dlatego też jako pierwsza znalazła się w odpowiedniej sali. Na początku nie była pewna czy dobrze trafiła albo czy nie pomyliła godziny, ale kiedy do środka zaczęli wchodzić inni uczniowie, uspokoiła się. Spędziła z nimi kilkanaście minut, a później wszyscy wspólnie uznali, że nie mają na co, a raczej na kogo czekać. Ustalili też, że następnego tygodnia również przyjdą na zajęcia, a jeżeli pan Casyan ponownie się nie zjawi, zrobią mu nalot na mieszkanie.
    Vivianne nigdy wcześniej nie była na tych zajęciach i nie wiedziała, że takie coś zdarzało się od czasu do czasu, dlatego zaczęły jej przychodzić do głowy najgłupsze powody, dla których mężczyzna miał nie przyjść. W końcu uznała, że to pewnie jej wina i że zrobił to specjalnie, by zrezygnowała z zajęć, przez co nie musiałby jej więcej wysłuchiwać.
    W czwartkowe popołudnie zupełnie zapomniała o całej sytuacji, dlatego też nauczyciel łaciny był ostatnią osobą, którą spodziewała się spotkać w drodze do biblioteki.
    - Pan Casyan! Byłam na zajęciach we wtorek, wszyscy byliśmy. Coś się stało? - zapytała nieco zaniepokojona znad sterty książek, które trzymała w rękach.

    OdpowiedzUsuń
  82. -Hmm...- udał, że się przez chwilę zastanawia- Dobra, mi pasuje- stwierdził. W sumie jeżeli miał pod koniec tygodnia wysprzątać tylko mieszkanie, to nie widział przeciwwskazań. W prawdzie nie dbał tak przesadnie o porządek, ale za to, że w taki sposób miał zapłacić, to czemu się nie zgodzić- Mam nadzieję, że nie masz wścibskich starszych sąsiadek- powiedział- Kiedy się wprowadzałem do swojego mieszkania, to owe panie powitały mnie w miarę miło, a później wyszło szydło z worka- uśmiechnął się blado.

    OdpowiedzUsuń
  83. - To ja znalazłam już kolejną zaletę. Nieprawdopodobny spryt w ukrywaniu swoich wad, to się chyba też liczy, prawda?- Spytała retorycznie i uśmiechnęła się wesoło. Naprawdę, póki co nie mogła stwierdzić, że Casyan ma jakieś wady. Widocznie naprawdę je skrzętnie przed innymi ukrywał. No bo tej lekkiej niezdarności Gabriela nie wliczała do listy wad, to było bardziej urocze, niźli niebezpieczne.
    - Spokojnie, nie musisz jej prać i specjalnie mi jej odnosić. Nie wymagam tego.- Odpowiedziała od razu dość stanowczym tonem i zniknęła w salonie, po chwili przynosząc mu wilgotną jeszcze koszulę, którą podała mu z jakimś ledwie zauważalnym opóźnieniem. - Czułabym się źle, gdybyś chciał tak zrobić. Kazać swojemu gościu robić takie rzeczy? To niedorzeczne.- Stwierdziła i skrzyżowała ręce na brzuchu, opierając się o ścianę. Nie zakładała jeszcze butów głównie po to, by odebrać od niego bluzę i nie musiał się bawić w mini-pralnię. Wtedy uraziłby w jakimś sensie jej kobiecą dumę.
    - Uprzedzam, że z tą bluzą Cię nie wypuszczę, gdybyś jednak chciał ją zabrać i wyprać. Muszę ćwiczyć swoją stanowczość i zdecydowanie.- Marne to było usprawiedliwienie, kiedy blondynka uśmiechnęła się wesoło, podeszła do mężczyzny i zadarła głowę do góry, wyciągając prawą dłoń w oczekiwaniu na bluzę. W życiu, nie pozwoli mu na to, by musiał coś takiego robić. A ona przecież prać też potrafiła, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  84. [Witam, może jakiś wątek? Mogę zacząć, chyba, że masz jakiś pomysł :)]
    Michelle Dockery

    OdpowiedzUsuń
  85. [Hm... mam taki pomysł, może nieco tandetny, ale co tam ;p]

    Szła przez centrum handlowe obładowana papierowymi torbami z zakupami. O dziwo nie były to zakupy ubraniowe, a książkowe. Musiała uzupełnić swoją biblioteczkę i wydać trochę pieniędzy, które już od dłuższego czasu grzał się na jej koncie w banku.
    Zmęczona i zamyślona szła teraz niemal środkiem alejki. Nagle ktoś gwałtownie wstał z ławki obok której właśnie przechodziła, cóż, może nie gwałtownie, ale zdecydowanie zbyt szybko i nie zdążyła już wyhamować. Zatrzymała się na plecach swojej ofiary i delikatnie się od nich odbiła. Jednak nie straciła równowagi za co dziękowała Bogu, jej towarzysz również jakoś się trzymał.
    - P-przepraszam - wydukała przerażona i ogłupiała - Nic panu nie jest?
    Michelle Dockery

    OdpowiedzUsuń
  86. - Oh nie, nie! - zaoponowała energicznie - Nic mi nie jest i to nie pana wina - powiedziała i uśmiechnęła się - to w końcu ja w pana weszłam, dobrze, że oboje nie wylądowaliśmy na podłodze - próbowała się zaśmiać, ale z jej gardła wydobył się jedynie nijaki histeryczny dźwięk. Ostatnio była nad wyraz poddenerwowana i zestresowana.
    - Może w ramach przeprosin postawię panu kawę lub jakiś sok? - spytała ze szczerym uśmiechem. Mężczyzna wydawał się bardzo miły, ktokolwiek inny pewnie naburmuszyłby się i zaczął ją przeklinać, a ten zachował się jakby nigdy nic, na szczęście.
    Michelle Dockery

    OdpowiedzUsuń
  87. Dopiero po dłuższej chwili Gabriela zrozumiała sens słów mężczyzny i nijak nie mogła się nie zgodzić z tym, że zabrzmiało to.. Nieco dziwnie. Ale mimo wszystko nie dała po sobie tego poznać, tylko z pełnym triumfu uśmiechem na twarzy odebrała od niego bluzę, którą złożyła całkiem starannie i póki co położyła na szafce w przedpokoju. Jeśli atmosfera się zagęściła, to może dobrym posunięciem było chociaż chwilowe odwrócenie wzroku od Casyana, szczególnie kiedy stał w jej mieszkaniu, powiedzmy sobie szczerze- półnagi. Tak, to chyba był całkiem dobry pomysł.
    - Na skuterze pewnie i tak się nie przyda, ale chyba warto wziąć parasolkę.- Powiedziała, chociaż chyba sama do siebie i włożyła czarny przedmiot do swojej torebki, którą przewiesiła przez ramię. Dopiero wtedy uświadomiła sobie, że stała już niemal na korytarzu, gotowa do wyjścia... Ale boso. Pięknie, Gabrielo. Piękny popis swoich 'umiejętności' oraz skoncentrowania i pamięci.
    - Udawaj, że tego nie widziałeś.- Stwierdziła tylko, śmiejąc się cicho pod nosem i znowu wsunęła się do mieszkania, w poszukiwaniu jakiś w miarę wygodnych butów. Przy okazji mogła schować czerwoną już twarz w jasnych kosmykach włosów, by mężczyzna nie widział, że naprawdę jest jej wstyd.

    OdpowiedzUsuń
  88. Vivianne zaśmiała się tylko. Ona pewnie też myliłaby dni tygodnia, gdyby tylko nie pisała pamiętnika i nie zaznaczała tam zaraz na początku jaki jest dzień. Nawiasem mówiąc, lista powodów, dla których pan Casyan miał nie przyjść na zajęcia zajęła jej tam całą stronę i nie znalazł się tam bynajmniej punkt "po prostu zapomniał".
    - Byłoby miło. - odparła zaraz. Spacer korytarzami przebyła bardzo ostrożnie, jednocześnie modląc się, by nie naruszyć konstrukcji. - Idę do biblioteki, muszę to wszystko oddać. Robiłam dziś porządki z książkami i naprawdę nie spodziewałam się, że aż tyle nie należy do mnie. - westchnęła. Efektem długiego porannego sprzątania były dwa stosy książek (do oddania, do przeczytania) i kilka zapełnionych półek. Mimo to, blondynka nadal nie była pewna czy dobrze ułożyła te wszystkie tomiska. Powinny być w kolejności alfabetycznej czy raczej ze względu na gatunek? A może powinna to połączyć? Próbowała też układać je z uwzględnieniem koloru (ale co miała zrobić z wielokolorową okładką? wyrzucić?) czy wielkość (ale przecież tak robią przedszkolaki!).

    OdpowiedzUsuń
  89. Ulżyło jej, że naprawdę nie zaczął się z niej śmiać. Chociaż znała go raczej od niedawna wiedziała, że i tak by tego nie zrobił, bo to raczej nie było w jego stylu. Ale teraz, kiedy utwierdziła się w tym przekonaniu było jej o wiele lżej niż kilkanaście sekund temu. I naprawdę się ucieszyła, że jadą skuterem. Kask był kolejną dobrą rzeczą, jeśli chodziło o ukrycie czerwonych ze wstydu policzków.
    - Teraz będę się Ciebie radzić przy każdej deszczowej pogodzie, w takim razie. Przynajmniej będę wiedziała kiedy lepiej po prostu sobie odpuścić i zostać w domu.- Wyszczerzyła się wesoło, jeszcze chwilę temu z uznaniem kiwając głową i z nieco przerysowanym, teatralnym można by rzec zachwytem nad jego umiejętnościami dotknęła jego przedramienia.
    - Smok pasuje, naprawdę. Tylko z tą sałatą to chyba kiepski był pomysł. Myślisz, że takie smoki żywiły się sałatą, a nie próżnymi rycerzami, jak to w bajkach bywało? Wtedy musiałbyś uważać, by przy karmieniu nie stać się przy okazji kolejną przekąską.- Zauważyła dość niepewnie, nie chcąc mu po latach rujnować pięknych, dziecięcych marzeń. Właśnie tą jej niepewną minę skutecznie ukrył kask, który z zadowoleniem wsunęła sobie na głowę. sąsiedzi, mając ją za próżną elegantkę by chyba nie uwierzyli, że może jej to sprawić przyjemność. Powiedzieliby raczej, że z krzykiem zaprotestuje, bo jej się fryzura popsuje. Szkoda tylko, że sąsiedzi w ogóle jej nie znali, nazywając małą elegantką.

    OdpowiedzUsuń
  90. Vivianne nie była do końca pewna czy biblioteka o takiej porze miała być otwarta. Zaglądała do niej głównie w roku szkolnym i wypożyczała kilka książek, nie oddając ich przez kolejne kilka miesięcy, dlatego dobrze wiedziała, że nigdy nie było tam tłumów. Po co więc drogie panie tam pracujące miały marnować czas w wakacje? I chyba nie marnowały, bo żadna z nich nie była na swoim miejscu. Blondynka rozejrzała się po pomieszczeniu, po chwili zauważając jedną z nich, która akurat układała pasjansa na komputerze w czytelni. Vivianne spojrzała na blat, gdzie niestety nie znalazła tego małego śmiesznego dzwoneczka, który zawsze był w hotelach, po czym pomachała w stronę kobiety.
    - Oczywiście, że nie zmarnowałam czasu. Dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy na pana temat. - powiedziała odwracając się w stronę mężczyzny, po czym zaśmiała się. - Tak naprawdę zastanawialiśmy się, jak pana ukarać. Udało nam się zrobić długą listę dość pomysłowych tortur. - dodała jeszcze z szerokim uśmiechem.

    OdpowiedzUsuń
  91. - Taaa- westchnął cicho- Chyba każde tego typu panie tak mają- stwierdził- Kiedyś pewne panie zadzwoniły nasłały na mnie policję- uśmiechnął się na wspomnienie o tym- Kolegę musiałem przenocować, a że ten był podchmielony, mówił, że posadzi sobie jakieś zioła- zaśmiał się- Jedna z nich usłyszała to i zadzwoniła- mówiąc zioła, nie mieli na myśli trawki czy coś. Raczej zioła na herbatę- Tamta pani do dzisiaj unika spotkania ze mną- zaśmiał się. Słysząc jednak wzmiankę o psie, zwanym Azorkiem, uśmiech zniknął mu z twarzy- Żałuję jednak, że nie wziąłem Musty ze sobą- stwierdził.

    OdpowiedzUsuń
  92. - Nie tyle szkoda młodych, ładnych dziewczyn, ale mam wrażenie, że tych dziewic coraz mniej. Chyba gatunek na wymarciu.- Stwierdziła spokojnie i jak na rycerkę przystało, zsunęła 'przyłbicę'. Mógł to być jeden z żartów, ale Gabrieli wydawało się, że to niestety smutna prawda. To by jakoś tłumaczyło ewentualny brak smoków- wyginęły razem z dziewicami. To już miało jakiś sens.
    - Zrobię, jak rozkażesz Paniczu Korhonen! Uczynisz mi ten zaszczyt i powieziesz nas tam, gdzie czekają prawdziwe przygody?- Spytała, chociaż jej głos został porządnie zdeformowany przez powłokę kasku. I tak samo, mężczyzna nie mógł dostrzec jej wesołego uśmiechu, przemieszanego z pewnego rodzaju obawą co do tego Smoka. Absolutnie, nie miała zamiaru się wycofywać. Nie wyglądała też na ryzykantkę, ale w życiu trzeba było stawać przed nowymi wyzwaniami. Podróż skuterem dla jasnowłosej była jedną z nich. Może dlatego bez wielkiego zaproszenia objęła mężczyznę w pasie, kiedy już usiadła na tej maszynie.
    - No teraz to się nie ma prawa nic stać. Trzymam się chyba dostatecznie mocno.- Dodała po chwili nieco głośniej, chociaż... Dla niej to owszem, było mocno i miała wrażenie że połamie mu żebra, ale była tylko drobną kobietką. Wcale by się nie zdziwiła, gdyby Casyan niewiele poczuł.

    OdpowiedzUsuń
  93. - O nie! Jak to możliwe! - odpowiedziała zawiedzionym głosem, tak jakby odgrywała swoją rolę w szkolnym kółku teatralnym, na które zresztą uczęszczała. W ogóle nie wierzyła, by mężczyzna mógł kogokolwiek w jakikolwiek sposób karać. Może i nie znała go zbyt dobrze i w sumie mógłby być psychopatycznym gwałcicielem, ale naprawdę wydawało jej się to niemożliwe. - Przecież nawet nie udało mi się poznać tego dobrego i ustępliwego pana Korhonena! Jak mogłam być tak głupia i powiedzieć prawdę! - dodała jeszcze, a potem troszkę spoważniała, kiedy pani od pasjansów pojawiła się przy kontuarze i zaczęła krzywo patrzeć na blondynkę. - Chciałam to oddać, wszystko. Na nazwisko Bourett Vivianne. - powiedziała do kobiety, delikatnie przesuwając stos w jej stronę, po czym odwróciła się w stronę Casyana z poważną miną. - Nie może nam pan tego zrobić. Ta lista jest naprawdę długa.

    OdpowiedzUsuń
  94. - Czyli można powiedzieć, że rozrywkę to masz już zapewnioną- zaśmiał się, po czym odpowiedział na zadane mu pytanie- Tak. Mam psa. Dokładnie to owczarka niemieckiego. Wabi się Musta i jest totalną wariatką- zaśmiał się cicho- Ale i tak bym chyba nie zamienił jej na żadne inne zwierzę.Ma lepsze przeczucie do ludzi niż ja. Na kilometr wyczuwa złe kobiety- nadal się śmiał, a po chwili zastanowił się- Jest tutaj gdzieś może w pobliżu jakiś spożywczak?- zapytał.

    OdpowiedzUsuń
  95. Nawet nie zastanawiała się głębiej nad tym, czemu jest Gabrielą herbu... Leśnej pieczarki, ale za to bardzo jej to odpowiadało. Mimo, że za pieczarkami nie przepadała. Skoro mężczyzna tak właśnie powiedział, to tak właśnie musi być, idąc iście średniowiecznym językiem i tamtejszym rozumowaniem. To dlatego zaśmiała się krótko, co zostało stłumione przez kask. Tylko w tym aspekcie posiadanie kasku na głowie jej jako-tako przeszkadzało. Ale to był niewielki dyskomfort, z którego nie trzeba było robić afery.
    - Całe dwadzieścia minut? Jak ja to wytrzymam? Proszę, nie rób mi tego..- Mruknęła smutno i na krótką chwilę oparła swoją już-nie-tak-drobną-głowę na plecach Casyana, na sekundę przymykając powieki. Już teraz mogła stwierdzić, że jazda skuterem jest całkiem przyjemna. Albo to fakt, że mogła bez wielkiego pretekstu objąć mężczyznę w pasie, usilnie próbując sobie tłumaczyć, że to nic nadzwyczajnego. Tylko miała poczucie, że teraz to najbezpieczniejszy środek transportu i te dwadzieścia minut wydawały się zdecydowanie za krótką chwilą. O czym ona w ogóle myślała?

    OdpowiedzUsuń
  96. Vivianne poczłapała tylko za mężczyzną, nie za bardzo wiedząc o co chodzi. No może nie do końca można to było nazwać człapaniem ze względu na wysokie szpilki (kto normalny wkłada szpilki idąc ze stertą książek?), które miała na sobie. Będąc już na miejscu, spojrzała tylko pytająco na Casyana.
    - Ja... ja naprawdę nic nie wiem! Ja tylko... naprawdę jestem niewinna! - odpowiedziała ze strachem w oczach.
    Blondynce w przeciwieństwie do nauczyciela idealnie udawało się odzwierciedlić strach i przerażenie. Może to kółko teatralne nie było takim złym wyborem? Nie żeby grała tam główne postaci. Zazwyczaj w swoich rolach rozpaczała czy płakała, choć zdarzyło się i tak, że była wytworną damą. Również płaczącą.
    - Jaka będzie kara za knucie? - zapytała potem i uśmiechnęła się szeroko.

    OdpowiedzUsuń
  97. Nie miała co prawda pod ręką żadnego lusterka, ale wydawało się jej, że z całego warkocza niewiele już pozostało. A w każdym razie nie coś, z czym można się było pokazać wśród ludzi. To dlatego Gabriela ściągnęła cienką, czarną gumkę z włosów, pochyliła się i przeczesała palcami jasne kosmyki, które teraz były lekko falowane, jak zawsze kiedy wcześniej miała warkocz. Dopiero wtedy wyprostowała się, odgarniając je z uśmiechem z drobnych policzków, by nie przysłoniły jej całego świata.
    - Jaki Panicz uprzejmy!- Zawołała, lekko odwracając głowę w jego kierunku, jednocześnie napierając do przodu, do miejsca, które miało wyjaśnić im wszystko. Przecież to, czy ślimaki i meduzy są jakoś spokrewnione jest w tym momencie wszystkim, prawda?
    Pierwsze co ją uderzyło po wejściu do środka, to.. Jasność Zawsze wydawało się jej, że w takim miejscu będzie ciemno, wszystko będzie utrzymane w zimnych kolorach i przypominać będzie wielką beczkę, w której ktoś upchnął całą faunę i florę oceanu. A tym czasem było tu całkiem jasno. Przynajmniej w dosyć dużym hallu.

    OdpowiedzUsuń
  98. Teraz Vivianne po prostu się śmiała. Z całej sytuacji i z postawy Casyana. Niezbyt dobrze wychodziło mu granie tego groźnego, jednak było to przynajmniej śmieszne. W gruncie rzeczy nie powinna śmiać się ze swojego nauczyciela, który dodatkowo był od niej o te kilka lat starszy. Wręcz przeciwnie, powinna traktować go o wiele poważniej. Mimo to, blondynka wcale nie czuła, że oto rozmawia z panem od łaciny i musi się jakoś zachowywać.
    - Niech się pan nie martwi. My mamy talent do wymyślania tortur, chętnie panu pomożemy. - odpowiedziała z szerokim uśmiechem na ciemnoczerwonych ustach, po czym spojrzała na okładki książek, które ich otaczały. - Przynajmniej to się panu udało. - dodała uszczypliwie i zaśmiała się. Gdyby to nie były wakacje, pewnie zaraz pojawiłaby się tu jedna z pań od pasjansów i upomniała, że przecież znajdują się w bibliotece, gdzie musi panować idealna cisza. Nie żeby wszyscy słyszeli o czym mówią. Po prostu śmiechu Vivianne nie dało się zignorować.

    OdpowiedzUsuń
  99. Ona zazwyczaj była zbyt zabiegana, by chować chociażby pieniądze do portfela, tak jak powinno być. On znajdował papierki po batonikach, a jej się zdarzało nie raz i nie dwa wyprać trochę dolarów. I niektóre egzemplarze nawet po akcji ratunkowej nadawały się już tylko na śmieci. Może też dlatego Gabriela pokręciła przecząco głową, wyjęła portfel i delikatnie wsunęła bilet za przezroczystą zakładkę, by był dobrze widoczny.
    - Zazwyczaj noszę sukienki albo spódnice i pewnie trochę czasu by minęło, zanim bym sięgnęła po tą parę. A do portfela zaglądam częściej, to i częściej będę się uśmiechać. To chyba lepsze rozwiązanie.- Zauważyła, kiedy na jej ustach pojawił się ciepły uśmiech, który gościł tam zdecydowanie częściej w towarzystwie mężczyzny. Dopiero po dłuższej chwili była więc w stanie zainteresować się poszczególnymi akwariami, w których pływały najróżniejsze gatunki ryb i innych morskich stworzeń. Kiedy lekko puknęła palcem w szybkę, ta, podobna do kultowego nemo zbliżyła się z wyraźnym zainteresowaniem, oglądając coś tak przedziwnego jak ludzki palec. Chociaż, te tutaj chyba były do tego przyzwyczajone.
    - Myślisz, że będą mieli też tu foki? Powinni mieć foki.- Zauważyła, chociaż nawet nie była ich wielką fanką. Teraz przyszło jej do głowy, że może miło byłoby zobaczyć i te zwierzęta.

    OdpowiedzUsuń
  100. Kiwnęła z uśmiechem głową, słysząc wzmiankę o pączku. Sama rzadko je jadła, ale kiedy już to robiła, wyglądało to bardzo podobnie. Zazwyczaj nikogo nie mogło być w pobliżu, bo ciężko było się wtedy nie ubrudzić. Jedynymi świadkami takich ekscesów z jej strony były jej zwierzęta, na całe szczęście.
    - W dzieciństwie wybierałam z paczki wszystkie rodzaje cukierków, po to żeby każdego spróbować. Wtedy ustalałam sobie system i te najlepsze też zostawiałam na koniec. To naprawdę ma sens.- Przyznała po chwili, na moment przymykając powieki. Rzadko pozwalała sobie na lawirowanie we wspomnieniach wieku dziecięcego, może dlatego tak rzadko o sobie i swoim dzieciństwie mówiła głośno. Przy mężczyźnie miała wrażenie, że przychodzi jej to nieco łatwiej.
    - Zazdroszczę im. Od urodzenia nic nie robią, tylko pływają. Tez bym tak chciała, chociaż najpierw musiałabym się w ogóle nauczyć pływać. Dziwnie to brzmi, ale lubię pływanie, chociaż sama nie potrafię.- Przyznała cicho, wręcz konspiracyjnym szeptem, przedtem pochyliwszy się w stronę Casyana. W końcu to była kolejna z jej wielkich tajemnic, która ujrzała światło dzienne. Jeszcze by to jakieś dziecko podsłuchało i wszystko pomieszałoby mu się w głowie? Przecież pozornie ten wywód nie miał sensu, jak można lubić coś, czego się nigdy nie robiło? To tylko Gabriela wiedziała. I Casyan, bo od tej chwili był powiernikiem. I jasnowłosa miała przeczucie, że mimo wszystko akurat on też to doskonale zrozumie.

    OdpowiedzUsuń
  101. Vivianne po raz kolejny tylko chodziła za nauczycielem, w sumie nie do końca wiedząc po co. Robiła to automatycznie, tak jak automatycznie wkładała swoje pluszowe kapcie po wstaniu z łóżka. Przyjrzała się książkom w alejce, którą wybrał Casyan i stwierdziła, że ostatnio zaglądała tu wyjątkowo rzadko. Musi coś wypożyczyć następnym razem. Kiedy już przeczyta wszystkie, które ustawiła w stosie w swoim pokoju.
    - My jesteśmy za to kreatywni. I jest nas więcej. - odparła zaraz, na wspomnienie o torturach. To był ten rodzaj książek, przy którym wzdrygała się co chwila. Nie robiły na niej wrażenia horrory i wymyślne krwawe zabójstwa z półki, którą odwiedzili wcześniej. Książka, którą wybrał Casyan opierała się na faktach. Vivianne zawsze wyobrażała sobie siebie - jak zachowywałaby się w innym wieku i co by się jej mogło przytrafić. Na końcu uznawała, że jest szczęściarą, bo nikt nie pali jej na stosie ani nie musi wychodzić za mąż w wieku 11 lat.
    - Kim by pan był, gdyby urodził się pan w innym wieku? - zapytała nagle, wahając się przy słowie "pan", kiedy czekali przy kontuarze.

    OdpowiedzUsuń
  102. [ Daj spokój, ja tam nic nie widzę. :D]

    Mimo tej swojej wrodzonej pewności siebie (haha, a to dobre..) nie zawsze czuła się swobodnie pośród ludzi, szczególnie jeśli chodziło o tak małe odległości, bo to było niemal jak naruszenie osobistej przestrzeni. I chyba wcale już nie dziwił jej fakt, że absolutnie nie czuje skrępowania w tym aspekcie jeśli chodziło o jej towarzysza. Ba, czuła się nader swobodnie. Za bardzo.
    Odsunęła się dopiero kiedy na horyzoncie pojawił się energiczny, uśmiechnięty przedszkolak. Gabriela odwróciła głowę, skrzyżowała ręce na brzuchu i z przerysowanym zainteresowaniem wpatrywała się w jakiegoś glona, dopóki maluch nie zniknął. Na całe szczęście to nie ona przysłaniała mu widok, bo.. Nie wiedziała jakby się zachowała. Dzieci wpędzały ją w panikę, przyprawiały o drżenie rąk i nie zmieniało się to już od jakiegoś czasu.
    - To zależy. Je tu karmią, dbają o nie, więc chyba nie mają wielkich zastrzeżeń co do miejsca. Gdybym była na ich miejscu, myślę, że mogłabym być taką niewolnicą. Przesadna wolność prowadzi do destrukcji, może to i lepiej, że każdy człowiek jest w jakimś aspekcie ograniczony i nie może wszystkiego.- Odpowiedziała po chwili namysłu, spacerując powolnym krokiem tuś obok mężczyzny. Miala niejasne wrażenie, że częściej spogląda na jego profil niż na zwierzaki dookoła. Ale miała do tego święte prawo, bo to jeszcze nie był ten wielki cel ich podróży, czyli ślimaki i meduzy.

    OdpowiedzUsuń
  103. Zaśmiała się.
    - Skoro obawia się pan o moje bezpieczeństwo to bardzo proszę - powiedziała i oddała mu torby z zakupami.
    Powoli ruszyli w stronę kawiarenki, idąc obok mężczyzny przez chwilę podziwiała jego dobrze prezentujący się profil. Trzeba przyznać, że był przystojny. Szybko jednak odgoniła te myśli i skupiła się na omijaniu szalenie pędzących ludzi, którzy zdawali się jak na złość iść wprost na nią.
    - Mam na imię Michelle - powiedziała i uśmiechnęła się delikatnie.
    Michelle Dockery

    OdpowiedzUsuń
  104. [ A, dobry dobry. :D]

    Delfiny z zasady się lubiło. Gabriela nie znała nikogo, kto by tych zwierząt nie lubił i było wysoce prawdopodobne, że takich ludzi po prostu nie ma. Czasami zastanawiała się z czego wynika te ogólne uwielbienie dla delfinów, ale wystarczyło na nie spojrzeć i już się wiedziało- Były chyba jednymi z najsłodszych zwierzaków.
    Czytając uważnie tabliczkę, która zawierała kilka ciekawostek jak i ogólne, przydatne informacje, jasnowłosa uśmiechała się szeroko. Z tego skrytego przerażenia nic już nie zostało, dopóki nie zaczepi jej jakiś maluch, oczywiście.
    - Delfiny są świetne.- Przyznała od razu, kiwając głową.- Chociaż ja jako dziecko chciałam mieć orkę. To po tym filmie, 'Uwolnić orkę'. A smoki i delfiny to trochę duża rozbieżność.. Mogłoby być ciekawie. Wtedy musiałbyś mieć plantację sałaty i hodowlę.. Tego co jedzą delfiny.- Stwierdziła, powracając wzrokiem do tabliczki, na której miała nadzieję, est wypisane ich pożywienie. To była wielka zbrodnia, tego nie wiedzieć, dlatego jej usta wygięły się w mało przyjemnym grymasie, kiedy nie odnalazła nawet wzmianki o ich pożywieniu.
    Za chwilę jednak na drobną twarzyczkę wypełzł przyjemny uśmiech, którym to obdarzyła mężczyznę. Ot tak, zupełnie odruchowo kiedy miała okazję złapać jego spojrzenie. Nie za bardzo nawet nad tym panowała. Jej twarz robiła tak za każdym już razem, jakby to była najbardziej naturalna rzecz pod słońcem.

    OdpowiedzUsuń
  105. Vivianne również zerknęła na zegar za oknem, po czym wróciła wzrokiem do mężczyzny.
    - Myślę, że mogłabym być kimś w rodzaju Marii Antoniny albo którejś z panienek z dworu. Osiemnasty, dziewiętnasty wiek? To by chyba do mnie pasowało. - wzruszyła lekko ramionami. Mimo wszystko, nie chciałaby zmienić daty swoich urodzin. Poprzednie wieki wydawały jej się o wiele straszniejsze. Chociaż kto wie, może czasy, w których żyli, też będą wydawać się okropne za sto lat. - I nie, to nie był żaden test, zwykłe pytanie. To dla pana odpowiedzi są bardziej pomocne - powiedziała, wskazując książkę, którą właśnie wypożyczył nauczyciel. - Dla każdego tortura z wieku, w którym chciałby żyć. Takie małe spełnienie marzeń, chociaż nie do końca przyjemne. Dla mnie tortura może być losowa, to w końcu ja jako pierwsza zaczęłam panu grozić. Otworzy pan książkę na którejkolwiek stronie i to może być coś przeznaczonego dla mnie. Tylko niech to nie będzie tortura przez łaskotanie. - oznajmiła, zastanawiając się czy coś takiego w ogóle istnieje. - Brawo dla mnie! Właśnie zdradziłam swój słaby punkt! - dodała po chwili i zaśmiała się.

    OdpowiedzUsuń
  106. Gabrieli, z jej kurzą pamięcią trochę zajęło, zanim przypomniała sobie w jaki sposób stała się szczęśliwą posiadaczką Pana Kota i Pana Psa. Miała znakomitą pamięć jeśli chodziło o przeczytany gdzieś tekst, który umiała powtarzać sobie w myślach po długich latach. Umiała bez problemu poznać kogoś, kogo widziała tylko raz, w dodatku jakiś czas temu. Pamiętała o ważnych wydarzeniach, ale o tak prozaicznych jak to, że ma jutro kupić jogurt albo w jaki sposób została właścicielką swoich pupili już nie pamiętała.
    - Uważam, że jesteś wyjątkowy. I to nie są puste frazesy.- Odpowiedziała całkiem poważnym tonem, lekko przechylając głowę na bok. - Nie każdy potrafi mimo upływu czasu zatrzymać gdzieś tą dziecięcą naturę. Ja nie potrafię, strasznie żałuję. I Ci zazdroszczę.- Przyznała nieco ciszej, uśmiechając się delikatnie. Czasami miała wrażenie, że strasznie odstaje od społeczeństwa, chociaż nigdy nie dawała po sobie tego poznać. A w jego towarzystwie potrafiła odkryć gdzieś głęboko skrywaną, dziecięcą niewinność, której pozornie już dawno nie miała. Chyba przebywanie w towarzystwie pana Korhonena wychodziło jej jedynie na dobre. To też mogłaby powiedzieć głośno, ale... Nie, pewnie by się jeszcze takich 'wyznań' wystraszył i uciekł gdzie pieprz rośnie. A Gabriela wolałaby, żeby póki co nie miał zamiaru nigdzie uciekać.

    OdpowiedzUsuń
  107. Vivianne zastanowiła się chwilę nad odpowiedzią na jego pytanie. Nie do końca umiała sobie przypomnieć co miała robić po swojej małej wycieczce do biblioteki. Pewnie chciała zaszyć się gdzieś, by poczytać jedną ze stosu książek. Mogła też chcieć iść odwiedzić kogoś w internacie. Chociaż... Nie, wizja tego wieczoru nie miała być wcale przyjemna. Blondynka planowała dalsze porządki, aby pokój jakoś wyglądał przed przyjazdem młodszej siostry, która miała mieszkać u Vivianne przez najbliższy tydzień (albo dwa).
    - W sumie nie wybieram się nigdzie. - stwierdziła w końcu. - I myślę, że tak. Kółko po prostu będzie w przyszły wtorek, ale musi się pan zjawić, bo inaczej my też przestaniemy przychodzić. Lub zrobimy coś innego. - odpowiedziała i uśmiechnęła się lekko. Nie znała większości osób, które chodziły na te zajęcia, ale już przy pierwszym spotkaniu udało jej się ich polubić. Stanowili dość ciekawą gromadkę osób, które wolały męczyć się z łaciną, niż uczyć się bardziej pożytecznego języka.

    OdpowiedzUsuń
  108. Uśmiechnął się lekko.
    - Wiedzialeś w jak dobrej lokalizacji się ulokować- stwierdził, głaszcząc kota. Jakoś nie uważał, żeby był aż tak przesadnie zły. Owszem, zdarzały mu się błędy, ale nie jakieś które zaważały na losach świata. Jeżeli zaś chodziło o jego życie, to owszem zaważały. Wyjrzał przez okno, patrząc jak jakieś dzieciaki oglądają jego samochód. Nie był może najdroższy, najnowszy, najmodniejszy. Nie miał otwieranego dachu i automatycznego sterowania, ale Alex i tak miał sentyment do tej Skody- Masz może garaż?- zapytał. Jeżeli nie to Skoda Octavia kilka dni przenocuje 'pod chmurką'.

    OdpowiedzUsuń
  109. Słysząc taką odpowiedź jej wargi wygięły się w delikatnym uśmiechu, chociaż w jej oczach malowało się coś na kształt niedowierzania.
    - To chyba pierwszy raz, co? Zadziwiające, że akurat to mi się udało sprawić, że TY nie wiesz co powiedzieć.- Przecież zawsze wiedział co powiedzieć. Zawsze mówił, dużo. I ktoś tak pokręcony jak Gabriela uważał, że wszystkie jego słowa miały sens, głębszy sens. Te o nietoperzach, sowach, ślimakach i meduzach, i smokach, dinozaurach, kotach i delfinach. Wszystko, co wydawało się pozornie głupie tak naprawdę okazywało się jakąś ukrytą perełką, ukrytą mądrością. Jasnowłosa też czasem żałowała, że nie potrafi tak swobodnie i w przystępny sposób formułować swoich myśli. Wbrew pozorom była to trudna sztuka.
    - Do tej pory myślałam, że cisza w Twoim towarzystwie będzie czymś przedziwnym, ale o dziwo, nie jest.- Dodała po chwili, kiedy mężczyzna w dalszym ciągu myślał, i bez problemu wsunęła swoją dłoń pod jego ugięte ramię, lekko pociągając go do przodu z ledwie zauważalnym, aczkolwiek szczerym wygięciem malinowych, pełnych ust. W końcu czekało na nich jeszcze mnóstwo rzeczy, a chyba niewiele czasu im zostało, biorąc pod uwagę oceanarium, które pustoszało z każdą chwilą.

    OdpowiedzUsuń
  110. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  111. [ To u góry się opublikowało przez przypadek :) teraz za to nic się nie chce publikować ]

    Vivianne stała przez chwilę w miejscu, marszcząc brwi i zastanawiając się nad czymś.
    - Idzie pan tam teraz? - zapytała w końcu, doganiając nauczyciela. - Mogę pomóc czy coś... jako nowa członkini kółka muszę dbać o miejsce pracy. - wytłumaczyła się jeszcze. Nie do końca wiedziała czy powinna się tak narzucać, dla mężczyzny mogła być prawdziwą zmorą. Mimo to, nie miała najmniejszej ochoty wracać do internatu. Sprzątanie w tak zagraconym pokoju, jakim była sala historyczna, mogło być całkiem ciekawe. Na pewno znajdowały się tam jakieś interesujące czy dziwne przedmioty, o których nikt od dawna nie pamiętał. Oczywiście w jej pokoju także można było znaleźć takie rzeczy (zapewne miała ich mnóstwo), ale je mogła oglądać codziennie.
    - Jeżeli mnie pan tam nie chce, może pan skłamać. Niech pan powie, że ma randkę, wtedy na pewno nie będę się narzucać. - dodała po chwili lekko ściszonym głosem.

    OdpowiedzUsuń
  112. - Nie jest jeszcze tak najgorzej. Całkiem niezłe masz te gorsze dni.- Odpowiedziała spokojnie i lekko kiwnęła głową, próbując w tym momencie się po prostu nie roześmiać. Chyba każdy inaczej wyobrażał sobie 'gorsze dni', a już na pewno nie tak. U Gabrieli wyglądało to bowiem zgoła inaczej i chyba nie warto się teraz nad tym rozwodzić, prawda?
    Właściwie trochę obawiała się tego z pozoru nic nie znaczącego gestu- Nie ze względu na to co sobie Casyan pomyśli (A guzik prawda, głównie z tego powodu..), ale też przez te swoje wiecznie chłodne dłonie. W końcu nie każdy jest amatorem dotykania czegoś, co zdaje się być trochę większą kostką lodu. Na szczęście Korhonen chyba nie miał zamiaru z tego powodu się odsuwać, to i Gabriela przestała zawracać sobie tym głowę. Błahostka.
    I o ile nie miała jako takich łaskotek, to szeptanie do ucha wywoływało u niej lekkie skurcze mięśni na całym niemal ciele, i te wredne, łaskoczące dreszcze. Naprawdę, nikomu raczej nie wspominała, że szeptanie ją łaskocze. Jak to w ogóle brzmi? Czując ciepły oddech i miękki głos przy swoim uchu wzdrygnęła się lekko, chociaż wyglądało to raczej jak reakcja na tak podniecającą wieść, jak rozwiązanie wielkiej tajemnicy, po które tu zresztą przyszli.
    - Na pewno jesteś gotowy na taki wybuch nowej wiedzy?- Spytała równie cicho, specjalnie odwracając głowę w jego stronę. Pierwotnym zamiarem było szepnięcie mu tych słów do ucha, by nie zburzyć pełnej napięcia atmosfery. Z jej wzrostem natomiast skończyło się tylko schowaniem na moment twarzy w jego ramieniu. Gabriela nie była nawet pewna, czy jej słowa po prostu nie utonęły w rękawie koszuli mężczyzny. Znowu taki wstyd, jak z tymi butami. Biedna Hernandez..

    OdpowiedzUsuń
  113. O mały włos, a zapomniałaby jak wielkim i odważnym rycerzem jest Casyan. A ona trochę mniej roztropną, ale równie odważną rycerką u jego boku, dlatego od razu przyznała mu rację ochoczo kiwając głową, kiedy prowadził swój wywód o rycerzach-agentach. To było zrozumiałe, i nie było już przecież odwrotu. Bilety kupione, pół oceanarium obejrzane, nijak nie mogliby się teraz wycofać; ucierpiałby na tym ich rycersko-agencki honor!
    Gabrieli natomiast grał główny motyw z 'mission impossible'. Nigdy jakoś nie przepadała ani za Cruise'm, ani za tym filmem, ale motyw przewodni całkiem się tu wpasował.
    Słysząc jego pytania, Hernandez wyprostowała się z iście poważną, pełną determinacji miną. Przyszła tu po wiedzę- I tę wiedzę otrzyma. Choćby czekały na nich nie wiadomo jakie przeszkody, czy źli agenci stojący im na drodze do największej z największych tajemnic.
    - Jestem gotowa. Mam świadomość tego, co może się stać jeśli odkryjemy tak wielką tajemnicę. Nie po to trenowałam całe swoje życie, by się teraz wycofać.- Dodała zupełnie konspiracyjnym szeptem z zaciętą miną, która tylko potwierdzała jej wielką chęć przekroczenia ostatniej granicy do czystej, nieposkromionej niczym wiedzy.- Musimy tam wejść, Casyan.- Dodała dobitnie i to ona pociągnęła go lekko za ramię, przekraczając próg kolejnej sali.

    OdpowiedzUsuń
  114. Blondynce zajęło chwilę zrozumienie tego co przez przypadek usłyszała. Powtórzyła wypowiedź mężczyzny trochę wolniej w swoich myślach i dopiero potem, słowa nabrały dla niej sensu. Uśmiechnęła się lekko usatysfakcjonowana ze swojego sukcesu i ruszyła szybko za Casyanem, który stał już przy schodach.
    - Powinnam była to słyszeć? - zapytała nagle, będąc jeszcze kilka kroków do tyłu. Po nerwowym zachowaniu nauczyciela, wywnioskowała, że nie do końca chciał to powiedzieć i właśnie dlatego o to pytała.
    Teraz już naprawdę musiała być zmorą. Pojawia się taka, nie wiadomo skąd i nie da się jej pozbyć. W dodatku pyta ciągle o jakieś totalnie dziwne rzeczy. Boże, dlaczego ktokolwiek umiał z nią wytrzymać? Z drugiej strony, gdyby naprawdę była taka straszna, to jej siostra nie chciałaby z własnej woli spędzać z nią tygodnia. Chociaż kto wie... może wolała tydzień z siostrą wariatką niż z rodzicami.

    OdpowiedzUsuń
  115. Skinął lekko głową, tym samym dając do zrozumienia, że zrozumiał. Czyli jego ukochana Skoda przestoi kilka dni na podwórzu. Nic jej się nie stanie. Może by i tak nie martwił się o samochód- w końcu to tylko materialna rzecz- jednak miał do niej wielki sentyment.
    - Pijesz od czasu do czasu jakiś alkohol?- zapytał- Pytam, bo przytargałem ze sobą nowiusieńką butelkę Jacka Danielsa- dodał.

    Alex

    OdpowiedzUsuń
  116. Gabriela herbu Leśnej Pieczarki właśnie kończyła czytać drugą linijkę jednej z tabliczek o mięczakach, kiedy całe swiatło nagle zgasło, a wszystko utonęło w półmroku. A oczy, nieprzyzwyczajone do tak nagłej zmiany zaczęły chyba wariować, bo przez kilkanaście sekund jasnowłosa widziała różnokolorowe,pulsujące i pływające plamy, które nawet najtwardszych agentów mogłyby przyprawić o mdłości i skurcze żołądka.
    - Agencie Korhonen, to chyba nasz wróg numer jeden, portier.- Mruknęła cicho, jakby otaczające ich wokół zwierzęta mogły w każdej chwili podsłuchać i magicznym zaklęciem posłać tą rozmowę do tego wroga, który w tej chwili zarządzał tym miejscem. Jednocześnie, myśląc, że Casyan się nie ruszył ze swojego miejsca, Gabriela pewnym krokiem przeszła niecały metr, kierując się na prawo. Szkoda tylko, że nie pomyślała wcześniej o tym, że mężczyzna mógł zrobić to samo. Nic dziwnego, że uderzyła całym swoim ciałem w tors mężczyzny. A żeby przypadkiem nie odbić się i nie wylądować na zimnej podłodze z obitymi pośladkami, od razu, machinalnie objęła go w pasie, chyba trochę zbyt kurczowo. Taki uścisk rozluźniła dopiero, kiedy miała pewność, że jej stopy bezpiecznie znajdują się na płaskiej powierzchni.
    - Przepraszam.- Mruknęła tylko, nie wiedząc kompletnie co powinna jeszcze powiedzieć. Chyba powinna już go puścić, tylko.. No jakoś jej to nie wyszło. Albo z tą swoją kurzą pamięcią zupełnie o tym zapomniała. Tak, tak.. Na pewno zapomniała, spokojnie wdychając całkiem przyjemny, męski zapach swojego towarzysza, pomieszany z deszczem, którym przesiąkła wcześniej jego koszula.

    OdpowiedzUsuń
  117. Zaśmiał się cicho dźwięcznym głosem.
    - Raczej się przyda jakieś głębsze szkło- stwierdził, tym samym odpowiadając na zadane mu pytanie. Sam zaś udał się do swojego, nowego pokoju. Po otworzeniu walizki, wyciągnął kilka ubrań w celu odnalezienia rzeczonej whisky. Niedługo potem ją znalazł. Szybkim krokiem powrócił do kuchni. Otworzył alkohol i czekał na Casyana, który chwilę później powrócił ze szkłem.

    OdpowiedzUsuń
  118. - Może coś im się pomyliło? Albo robią sobie żarty. Albo jest awaria.- Odpowiedziała po dłuższej chwili, dopiero kiedy mężczyzna sam ją odsunął. Może to i dobrze, że było praktycznie ciemno. Przynajmniej Casyan nie widział jej wyrazu twarzy, który był raczej pełen nieokreślonego zawodu, zamiast pełen szczęścia. Hernandez po chwili cofnęła się jeszcze bardziej, stając w końcu przy jednym z akwarium, w którym świeciła się nikle podłużna lampa, krzyżując ręce na brzuchu i wpatrując się z przesadzonym zainteresowaniem w jedną z większych meduz w tym osobliwym zbiorze.
    Teoretycznie nie powinna jakkolwiek na takie odsunięcie zareagować, bo chyba było to najnormalniejszym i najbardziej rozsądnym rozwiązaniem, jeśli jakaś dziewoja wpada na jakiegoś agenta w ciemnym pomieszczeniu. Właśnie dlatego nie do końca zdawała sobie sprawę czemu.. Jest jej przykro. W jakiś sposób było. A może to po prostu uczucie, które towarzyszy człowiekowi jeśli miłe spotkanie ma zaraz dobiec końca. A przy okazji Gabriela miała okazję w myślach zwyzywać się od niezdar i idiotek. Już dawno nie miała ku temu odpowiedniej okazji.

    OdpowiedzUsuń
  119. Gabriela zerknęła na tabliczkę dopiero kiedy Casyan odczytał nazwę głośno. Zupełnie odruchowo, jakby się spodziewała cokolwiek wypatrzyć w tym półmroku. Słysząc jego słowa jedynie pokręciła głową, jakby zupełnie się z jego osądem nie zgadzała, spoglądając na zwierzę z jakąś dozą rozrzewnienia, które wzięło się chyba znikąd.
    - Właśnie dlatego, że jest taka wielka, tak przyciąga wzrok.- Odpowiedziała cicho, jakby głośniejszy ton mógłby TO WIELKIE COŚ rozzłościć. A Gabriela nie chciała ryzykować, zważywszy na to, że wyczerpała już na dzisiaj momenty, w których nie potrafiła logicznie i rozsądnie pomyśleć. Choćby jak ten przed chwilą, kiedy tak totalnie się przed mężczyzną wygłupiła.
    Czyżby to był uśmiech ulgi? Ulgi, że to już koniec? Bo akurat ten uśmiech wcale nie uspokoił jasnowłosej. Wręcz przeciwnie, poczuła w żołądku niemiły skurcz. A mimo to skinęła powoli głową, posyłając pełen zrozumienia uśmiech nieznajomemu i jakimś cudem, powolnym krokiem wyszła z ciemnej sali. A tu kolejna niespodzianka, bo przecież to awaria w całym budynku. Tu było chyba jeszcze ciemniej, ale Hernandez postanowiła iść naprzód, powoli, jedną dłonią dotykając ściany. Dopiero po kilku metrach takiego marszu, nie bardzo słysząc czyjeś kroki westchnęła cicho i postanowiła ostrożnie się obrócić.
    - Hej, Agencie Korhonen? Idzie agent, czy mnie tu zostawia?- Mruknęła dosyć głośno w ciemność, uśmiechając się nikle. No jeszcze tego brakowało, by jasnowłosa zaszła nie wiadomo gdzie i kompletnie się zgubiła. Tego drugiego faceta też nie było widać ani słychać. Czyżby zabrnęła nie tam, gdzie powinna?

    OdpowiedzUsuń
  120. Włożenie jasnoróżowych wysokich szpilek naprawdę nie było najlepszym pomysłem. Vivianne gratulowała sobie w myślach, kiedy to próbowała nadążyć za nauczycielem.
    - Też mogę powiedzieć coś nieodpowiedniego. - uznała w końcu wspaniałomyślnie, ale jej głos urywał się przy szybkim kroku i nie do końca dało się słyszeć pojedyncze słowa. Mijając kolejne drzwi, zastanawiała się, co też takiego mogłaby wyznać, jednak nic nie przychodziło jej do głowy. A przynajmniej nic, co by nie było kompletnie idiotyczne i głupie. - Może jednak nic nie powiem. Jeszcze zdążę popełnić jakąś gafę. Sto tysięcy razy. - teraz już mówiła bardziej do siebie, przez co jej słowa jeszcze bardziej się rozmywały. Dodatkowo w pustym korytarzu roznosiło się echo jej butów, których miała już powoli dość.
    Kiedy dotarli do odpowiedniej sali, blondynka oparła się o ścianę i westchnęła cicho, czekając aż Casyan otworzy drzwi kluczem.

    OdpowiedzUsuń
  121. Skrzywił się lekko, słysząc pełną formę swojego imienia.
    - Nie lubię jak ktoś używa całego mojego imienia- powiedział. Chwilę potem otworzył butelkę i brązowymi tęczówkami bacznie obserwował jak alkohol zapełnia szkło. Uśmiechnął się lekko, kiedy pierwsze naczynie zostało zapełnione. Zaraz tak samo postąpił i z drugim. Postawił jedno dla Casyana, a drugie wziął w swoją dłoń- No to za co wypijemy?- zapyał.

    OdpowiedzUsuń
  122. Gdyby tylko Casyan dowiedział się o pamiętniku Vivianne, co wielką tajemnicą nie było - błyszczący notatnik leżał zawsze na środku jej łóżka i rzucał się w oczy każdemu, kto przekroczył próg jej pokoju - dziewczyna na pewno pozwoliłaby mu go przeczytać. Nie zawierał on wielkich tajemnic czy niesamowitych wyznań. Nie opisywała też tam swoich dni, z uwzględnieniem każdej godziny. Był to raczej zlepek wszystkiego, całego życia blondynki w mało zrozumiałej przez innych formie. Znajdowały się tam rysunki, bilety do kina, dziwne cytaty i listy dotyczące najróżniejszych rzeczy.
    Kiedy mężczyzna otworzył drzwi, Vivianne od razu zajrzała do środka, nadal oparta o ścianę. Cały pokój miał w sobie coś magicznego, może dzięki zachodzącemu słońcu. Pewnie dziewczyna pozbędzie się tego wrażenia, kiedy po prostu zapalą światło.
    - Czuję się trochę jak w filmie. Noc w sali historycznej. - powiedziała powoli wchodząc do środka i rozglądając się wokół. - Część pierwsza, spotkanie z kurzem i... pająkami. - dodała, po czym podeszła do stojaka z mapami, który wskazał nauczyciel.

    OdpowiedzUsuń
  123. Nawet specjalnie nie można było się zgubić? Może i tak było, ale z Gabrieli kiepską orientacją w terenie szczególnie w ciemności.. Cóż, ona na pewno by potrafiła. To głównie przez ten brak jakiegokolwiek rozeznania i wszelką nienawiść do map i planów panienka Hernandez znała dobrze tylko dwie trasy- Do szkoły i do sklepu. Bo póki co niczego więcej nie potrzebowała.
    Uśmiechnęła się w stronę pływających w akwarium rybek, kiedy usłyszała wesoły głos swojego towarzysza. Czyli nie zginął w akcji, a i Gabriela nie oddaliła się od niego za mocno. Mimo wszystko jednak wolała się nie ruszać i stać spokojnie póki jakoś oboje się w tym mroku nie znajdą. I chyba dobrze zrobiła, biorąc pod uwagę fakt, że po chwili poczuła przyjemny, ciepły uścisk, w którym mężczyzna schował jej chłodną dłoń. Teraz wydostanie się z tej ciemności wydawało się banalnie proste. A może to tylko złudne uczucie..?
    -Przepraszam, Agencie Korhonen. To już się więcej nie powtórzy, obiecuję.- Odpowiedziała skruszonym głosem i nawet na moment spuściła głowę, zupełnie jak gdyby było jej wstyd swojego niecnego występku. Bo przecież to mogło mieć fatalne skutki, prawda?!

    OdpowiedzUsuń
  124. Dziewczyna sortowała dalej mapy, układając je według dat.
    - Żadnej mapy skarbów... to chyba koniec naszego filmu. - powiedziała zawiedziona, kładąc kolejną z nich w odpowiednim miejscu. Zajmowała się tym przez większość czasu, będąc sama w sali.
    Kiedy w drzwiach pojawił się nauczyciel, przeglądała jeden z bardziej zniszczonych podręczników. Tak właśnie wyglądało sprzątanie w jej wykonaniu - więcej zabawy i oglądania znalezionych przedmiotów.
    - Myślę, że mógłby to być dobry thriller, skoro nie wyszło z filmem przygodowym. W jednej z klas znaleziono ciało nastolatki, policja uważa, że morderca to niezrównoważony psychicznie mężczyzna. - powiedziała oficjalnym tonem, tak jak robiły to prezenterki wiadomości. - Problemy psychiczne są, by ukryć pana wybuchy śmiechu, inaczej musielibyśmy zmienić aktora. - dodała już mniej poważnym tonem i zaśmiała się, po czym, odłożyła książkę na miejsce. - A to, żeby nie było odcisków. - powiedziała wskazując na szmatę, którą Casyan trzymał w ręce.

    OdpowiedzUsuń
  125. - Ewentualnie upadnie jedno z nas, drugie w porę się z tego zabezpieczenia wyswobodzi. Bo tak też może być, chociaż szkoda by było patrzeć jak jednemu agentowi się coś dzieje, a drugi wychodzi z tego cało. Coś w tym jest, że agenci muszą trzymać się razem.- Odpowiedziała po chwili i uśmiechnęła się delikatnie, przy okazji naginając trochę znane powiedzenie. No przecież i do tej sytuacji pasowało idealnie.
    I znowu, znowu ten gwałtowny przeskok z mroku do światła, który na dłuższą chwilę odbierał Gabrieli ostrość widzenia i zamiast tego podsuwał różnokolorowe, mieniące się i skaczące plamy, które za nic nie chciały odpuścić. To dlatego jasnowłosa wolną ręką przysłoniła sobie oczy, stojąc przez chwilę we względnym bezruchu.
    -Powinniśmy być superbohaterami, a nie agentami. Świat jest bezpieczny kosztem naszego wzroku.- Dodała po chwili, zakładając, że Casyan przeżywa w tej chwili podobną rzecz. A kiedy puścił jej dłoń prawie niezauważalnie kiwnęła głową, czując mało przyjemny, ogarniający to miejsce chłód, przypominając sobie, że ona zawsze ma zimne ręce i to było tylko chwilowe, przyjemne wyjście z sytuacji. A o ile on wiedział, że agenci takich rzeczy nie robią, to Gabriela miała w tym względzie mniejsze pojęcie i żadnego filmu z agentami w roli głównej na koncie. Dziwnym zbiegiem okoliczności, nie obejrzała nawet Jamesa Bonda. Żadnej, z aż dwudziestu trzech części.

    OdpowiedzUsuń
  126. Vivianne nadal stała w miejscu i przeglądała kolejną już książkę. Większość z nich miała przetarte lub wyrwane strony i ciężko było cokolwiek z nich odczytać.
    - Jak posprzątamy, nie będzie takiego klimatu. Wyobraź sobie grupę policjantów, którzy tu wchodzą i wszystko to jest w takim świetle jak teraz. To o wiele bardziej tajemnicze niż zabójstwo w posprzątanym pokoju. - stwierdziła, po czym nagle wyprostowała się, uznając, że chyba już dość tego leniuchowania. Podeszła do biurka, gdzie leżało wiele dziwnych przedmiotów i zaczęła je przeglądać. Najpierw miała zamiar je posortować: na te potrzebne i zdecydowanie mniej potrzebne, a potem ułożyć w jakiś sensowny sposób.
    - Ostatnią osobą, która widziała dziewczynę żywą jest pani N. lat 53, pracownica biblioteki. - kontynuowała Vivianne swoją wyimaginowaną transmisje telewizyjną. - Ten mężczyzna jest chory! Najpierw zabrał ją do ciemnego kąta, a potem wypożyczył książkę o torturowaniu... taka tragedia! Pewnie zastosował na niej wszystkie te tortury. Biedna dziewczyna, była taka miła... - mówiła skrzeczącym głosem, wcielając się w rolę pani od pasjansów. Nadal zajmowała się sortowaniem przedmiotów i jakby nie zwracała uwagi na nauczyciela.

    OdpowiedzUsuń
  127. - Stereotypowe myślenie! Nie każdy superbohater miał rajtuzy i pelerynę, to tylko wyjątki... Poza tym połowa kobiet na świecie i tak by powiedziała, że to niezwykle seksowne, gdyby jej wmówić, że facet w rajtuzach z majtkami na wierzchu jest superbohaterem. Może biznes to to wielki nie jest, ale zawsze można nadrobić tymi plantacjami sałaty.- Powiedziała z uśmiechem i w ostatniej chwili cofnęła się o te dwa kroki w tył. Nawet nie zauważyła, że znowu się rozpadało. I to porządnie, chyba znacznie gorzej niż przed ich wyjazdem. Od razu sięgnęła do swojej torebki, bez problemu wyciągając czarną parasolkę, którą podała mężczyźnie. Kolejny mit, że kobieca torebka jest otchłanią bez dna. Gabriela jakoś jeszcze nigdy nie miała problemów ze znalezieniem kluczy czy małych gum do żucia. A może to ona była jednym wyjątkiem i miała w torebce porządek?
    - Chociaż..- Mruknęła bardzo cicho, raczej sama do siebie niż do Casyana i po chwili już jej pod tym daszkiem nie było. Jasnowłosa, mimo że nie była wielką fanką deszczowej pogody, teraz, spokojnym krokiem szła na spotkanie wielkiej ulewie, jak gdyby nigdy nic. Wystarczyło kilka sekund, żeby wyglądała jak wyjęta spod prysznica, a chłodne krople staczały się po jej karku, wchodziły za koszulę i z wielką przyjemnością próbowały wpakować się do wnętrza butów.w.
    - Dziewięćdziesiąt procent filmów opiera się na przynajmniej jednej scenie w deszczu. Ciekawe co takiego specjalnego w tym jest. Agencie Korhonen, może agent wie?- Teraz musiała się naprawdę wytężyć, a jej głos podniósł się o ton czy dwa.. Gabriela pierwszy raz musiała wręcz krzyczeć, by w tak donośnym szumie płynącej wody można było ją usłyszeć.

    OdpowiedzUsuń
  128. Vivianne odłożyła na biurko dziwny przedmiot, który mógł być starą popielniczką. Odwróciła się w stronę nauczyciela i spojrzała na skrytkę, o której do tej pory nie miała pojęcia.
    - Drugiego dnia śledztwa odkryto tajemną skrytkę, gdzie morderca ukrywał przez wiele miesięcy ciała innych, zaginionych uczennic. Przedstawiamy portret pamięciowy mordercy, który powstał przy współpracy ze świadkiem. - powiedziała, idąc w stronę pomieszczenia i zajrzała do środka. - Skoro mamy coś takiego, możemy wrócić do filmu przygodowego. Gdzieś tu na pewno jest ruchoma ściana, prowadząca do tajemnego labiryntu! - dodała podekscytowana i spojrzała wielkimi oczami na mężczyznę. Po chwili jednak zaczęła się głośno śmiać, kończąc ze swoją powagą i wszystkimi rolami, w które do tej pory się wcieliła.

    OdpowiedzUsuń
  129. Hernandez absolutnie nie wymagała od niego, by do niej dołączył. Przecież właśnie po to to on dzierżył parasolkę, by nie musiał moknąć razem z nią. Chociaż jasnowłosa poczuła się całkiem miło, że mimo wszystko do niej dołączył, moknąc już drugi raz dzisiejszego dnia.
    - Cóż, jeśli o cerę chodzi to mi chyba wystarczy. Jeśli będę trochę bardziej brzoskwiniowa, to zaczną mnie omijać szerokim łukiem i wytykać palcami jako przykład nieodpowiedzialnej kobiety, która zasnęła w solarium.- Tu skrzywiła się lekko, bo nigdy z takich usług nie korzystała. Wystarczyła jej dziwna mieszanka francusko-hiszpańskich genów, gdzie była skazana na podobieństwo do matki w każdym calu, prócz odcienia skóry, który wcale nie był delikatnie porcelanowy.
    - Ewentualnie w serialach kryminalnych proponują deszcz w każdym niemal odcinku. Żeby zmyło ślady i było trudniej.- Zauważyła po chwili i uśmiechnęła się, z jakimś pobłażaniem kręcąc głową. W głównej mierze też dlatego rzadko oglądała tego typu rzeczy. To trochę zabijało wyobraźnię i zdolność kreatywnego myślenia. Dlatego częściej sięgała po książki.
    - Proszę Agenta... Zaplanowana kolacja miała się odbyć w tajnej bazie, z której przybyliśmy. I to agentka Hernandez miała być odpowiedzialna za przygotowanie posiłku.- Tu wskazała palcem na siebie, dumnie się prostując. A to nie było łatwe, pod wpływem mokrych, lepiących się ubrań, które tak na dobrą sprawę zaczęły prześwitywać. Blondynka uśmiechnęła się jednak wesoło i odgarnęła mokre kosmyki włosów, przy okazji zahaczając o prawą powiekę. Dzięki temu stała się posiadaczką osobliwej, czarnej kreski biegnącej przez pół jej twarzy, spowodowanej przez zupełnie niewodoodporny tusz.

    OdpowiedzUsuń
  130. Vivianne tylko przytaknęła i podeszła do ławki, na której leżało większość książek. Ustawiła je, jedną na drugiej i wzięła niemały stosik. Idąc w stronę zaplecza, zachwiała się na swoich wysokich butach i zaklęła cicho. Chyba już naprawdę zapomniała, że była w towarzystwie nauczyciela. Brawo Bourett! Należą ci się oklaski.
    - Nie obrazi się pan, jeżeli zdejmę buty? Będąc w nich, prędzej zabije się sama. - powiedziała, stojąc pod Casyanem i wyciągając do góry ręce ze stosikiem. Z drugiej strony, bez butów będzie niższa i będzie musiała podnosić książki jeszcze wyżej. Bolące ręce lub bolące nogi. - Może to ja będę układać te książki? - zaproponowała w końcu, co również nie było najlepszym wyjściem. Bose stopy i zardzewiała drabinka lub śmierć przez upadek z drabiny, dzięki zachwianiu na wysokich szpilkach. Kolejne gratulacje dla Bourett! Te buty to był naprawdę okropny wybór.

    OdpowiedzUsuń
  131. - I w dodatku jeśli nikogo jedzeniem nie otruła. Chociaż agenci podobno i robią takie rzeczy w imię misji..- Tu zamyśliła się na moment, jakby właśnie robiła rachunek sumienia jako odpowiednia osoba na agenta. Faktycznie, nie zdarzyło się jej nigdy nikogo otruć. Czy to źle, biorąc pod uwagę jej miano?
    Jego propozycje coraz to nowych określeń na zupełnie zwyczajną Gabrielę przyprawiały ją o miłe, ciepłe dreszcze i szeroki uśmiech. Może nawet się śmiała, tym swoim cichym głosem, ale szum spadających kropel był zbyt silny, by ktokolwiek mógł to teraz wychwycić.
    - Przemoczony Słonecznik. Agentka Hernandez herbu Leśnej Pieczarki. To całkiem ładne. Chyba będę się tak przedstawiać od dzisiaj wszystkim. Na pewno nikomu nie umknę.- Powiedziała z zamkniętymi oczami, kiedy Casyan dotknął jej twarzy by zmazać czarną kreskę. Dziwne, że w ogóle zdobyła się na powiedzenie czegokolwiek, bo w takiej sytuacji przychodziło jej to z trudem. O dziwo. Lekko uniosła jasną brew, kiedy tak niespodziewanie się odsunął i przez myśl jej przeszło, że albo jakimś cudem mężczyzna się jej boi, albo z niewiadomych dla niej powodów nie może wytrzymać w aż tak bliskim sąsiedztwie kobiety. Nic jednak nie powiedziała, machając ręką na wzmiankę o chusteczkach. - Myślę, że podzielą nasz los i nie są tak do końca potrzebne.- Stwierdziła, próbując odkleić z ramion cienki materiał swojej koszuli. I zamiast tak stać ruszyła się wreszcie w stronę skutera, bez problemu wyjmując z bagażnika oba kaski, jeden z nich wyciągając przed siebie, by podać do Agentowi Korhonen.

    OdpowiedzUsuń
  132. Podeszła do parapetów trochę zawstydzona swoim zachowaniem i wzięła do ręki jedną z budowli.
    - Oczywiście nie mam nic przeciwko serniczkowi domowej roboty, ale skoro jest domowej roboty i nie pana roboty, to czyjej jest roboty? - zapytała, nie do końca wiedząc, czy to co powiedziała, było w ogóle zrozumiałe. Serniczki czy w ogóle jakiekolwiek ciasta jej roboty były za to znakomite. Vivianne uwielbiała piec, ale najczęściej robiła to, kiedy była wściekła.
    - Nie postarza pana bycie nauczycielem? - zapytała nagle, odwracając się w jego stronę. - To znaczy, nie wygląda pan szczególnie staro i nigdy nie pomyślałabym, że jest pan nauczycielem, a w dodatku łacinnikiem. Bardziej studentem. - wzruszyła lekko ramionami. Może to właśnie dlatego tak często o tym zapominała. Albo nie umiała wyrzucić z siebie tej dziwnej czternastolatki, która do wszystkich mówiła na 'ty'.

    OdpowiedzUsuń
  133. Gabriela, zanim jeszcze weszła na pierwszy schodek zatrzymała się gwałtownie, po czym zdjęła buty, z których wylała całkiem sporą ilość zimnej wody. I stwierdziła, że nie ma już po co zakładać ich znowu, więc boso przemierzyła tych kilka pięter, trzymając buty w lewej dłoni, prawą odruchowo trzymając się poręczy.
    - Można odpocząć, ale najpierw się trzeba wysuszyć. I zjeść. A dla Ciebie Agencie Korhonen mam jeszcze jedną misję specjalną.- Stwierdziła z dość tajemniczym uśmiechem na pełnych wargach, po czym otworzyła drzwi do swojego mieszkania i wpuściła mężczyznę pierwszego. Pan Pies chyba naprawdę się nudził, bo przywitał Casyana dość.. Cóż, Gabriela niekoniecznie znała angielski odpowiednik tego słowa, ale Pan Pies wskoczył na niego, opierając się przednimi łapami na mokrych spodniach.
    - Hej, spokój!- Rzuciła ostro jasnowłosa, co zdarzało się jej naprawdę rzadko. Pan Pies chyba doskonale zdawał sobie z tego sprawę, bo z zawiedzionym pyskiem cofnął się i wrócił do salonu, wykładając się niemal na całej długości miękkiego dywanu.
    - Zaraz dam Ci jakiś ręcznik. I wiedziałam, że bluza się jeszcze przyda. Nie wiem tylko, czy znajdę Ci jakiś dół w Twoim rozmiarze, bo chyba trzeba to wszystko wysuszyć.- Zauważyła z niepewną miną, lustrując go od góry do dołu. Przy okazji położyła kluczyki na niewielkiej szafeczce, rzucając mokre buty w kąt, razem z torebką. Podobno jak trzymało się torebkę na ziemi, to uciekały pieniądze. Ale Gabriela nigdy nie była zbytnio przesądna. Trochę ryzyka nikomu jeszcze nie zaszkodziło, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  134. Sądząc po zachowaniu jej pupila, chyba nawet wytarzanie się w kałuży wcale by mu nie przeszkadzało. Gabriela podejrzewała nawet, że zwierzak nie poczuł mokrych łap, ale zgromiony musiał odejść. Pani każe, pies musi, nie było innego wyjścia.
    - Miałam Ci to właśnie zaproponować, ale mnie wyprzedziłeś. Chodź.- Sama przeszła te kilka metrów do przodu, by nie musieli się tłoczyć w wąskim korytarzyku. Szczególnie, że jasnowłosa miała wrażenie, że Casyan na pewno by tego nie chciał, szczególnie biorąc pod uwagę kilka zaistniałych w Oceanarium incydentach, przez które blondynka poczuła się naprawdę niezręcznie, by nie powiedzieć- głupio.
    - Tu masz ręcznik, tu masz szampon i żele pod prysznic, chociaż uprzedzam, że nie pachną jakoś przesadnie męsko. A jakbyś wolał kąpiel, to nie ma żadnego problemu.- Powiedziała, wprowadzając go do łazienki. O ile nie przejawiała jakiegoś luksusowego standardu życia, to łazienka znacznie od tego odstawała- Była trochę większa niż przeciętne, utrzymana w raczej ciepłych barwach, gdzie była i kabina prysznicowa, i wanna. I nawet ręczniki musiały kolorem pasować do wnętrza. Niestety, na tym punkcie miała całkiem niezłego fioła.
    - Dobrze by było gdybyś dał mi te mokre rzeczy, powieszę je na suszarce to szybciej wyschną. Ale właściwie to ja już nie przeszkadzam.- Lekko potarła czerwony policzek, uśmiechając się przepraszająco. Dlatego od razu cofnęła się, zamykając drzwi i zostawiając go samego.
    W tym czasie zdążyła przebrać się, rozwiesić mokre ubrania, doprowadzić jasne, mokre włosy do porządku i spojrzeć na siebie bardzo krytycznym wzrokiem w lustrze. Skoro to miała być kolacja- nieważne, że w domu- to chyba czarne, wygodne dresy i luźna, biała koszulka, w której ciągle opadało jedno ramię nie był za dobrym wyjściem. A z kolei założenie sukienki też chyba nie wchodziło w grę, to by była z kolei przesada w drugą stronę. Dlatego Gabriela pokręciła ze zrezygnowaniem głową i zniknęła w swojej kuchni, wyciągając odpowiednie na paellę składniki.

    OdpowiedzUsuń
  135. Kiwnęła głową z aprobatą, sama również wolała już opuścić to zatłoczone miejsce i chwilę odpocząć. Zaśmiała się na gest mężczyzny
    - Tak, oczywiście - powiedziała wciąż rozbawiona. Sama również nie lubiła tej oficjalnej formy "pan/pani". Miała wrażenie, że4 to do niej nie pasowało.
    - Nie wygląda pan na Amerykanina - stwierdziła wciąż się mu przyglądając - Mogę spytać skąd pan pochodzi? - jedną z rzeczy które uwielbiała w Ameryce była możliwość poznania tu niezliczonej ilości obcokrajowców. Ona sama przez chwilę mieszkała w Londynie, ale to nie to samo. Była więc zachwycona każdą możliwą okazją poznania kogoś o innej kulturze i historii.
    Michelle Dockery

    OdpowiedzUsuń
  136. Vivianne tylko wzruszyła ramionami.
    - Nie wiem. Po prostu zawsze wydawało mi się, że takich poważnych przedmiotów jak łacina czy historia powinni uczyć poważni ludzie, starzy profesorowie, przed którymi powinnam drżeć. Za to większość z was jest jeszcze przed trzydziestką. - powiedziała jednym tchem, wskazując na Casyana szmatką, którą wcześniej wycierała budowlę.
    Kiedy miała przenieść się do tej szkoły, zupełnie inaczej sobie ją wyobrażała. Może gdzieś w jej pokoju był jeszcze pamiętnik z tamtego okresu, w którym opisała jak bardzo szkoła odstawała od tego, co dziewczyna wymyśliła. Pamiętała nawet, jak po pierwszym dniu pisała notatkę, siedząc na parapecie okna. Z jednej strony była okropnie zawiedziona, jednak w gruncie rzeczy cieszyła się, że nie uczyła się w szkole z jej snów.
    - I to jest to co pan chciał robić w życiu? - zapytała nagle, znów wycierając budowlę. - To znaczy, wyobrażał pan sobie, że będzie nauczycielem czy tak po prostu się zdarzyło? - dodała jeszcze, a kiedy przedmiot był już czysty, położyła go na parapecie i wzięła kolejny.

    OdpowiedzUsuń
  137. [ Padłam, padłam ze śmiechu. :D[

    Ryż wesoło skwierczał sobie w głębokiej patelni, a jasnowłosa kroiła pomidory w zgrabną kostkę, które dorzuciła do naczynia wraz z dużą ilością szafranu. Przy okazji, z racji tego, że Casyan brał kąpiel, ta mogła bez większego problemu podjadać kolejne kawałki świeżych warzyw. O ile nigdy nie mogła jakoś znieść owoców, tak z warzywami nie miała kompletnie tego problemu. Niechęć do owoców objawiała się też w jej łazience, co pewnie zauważył Agent Korhonen- Nie miała cytrusowego żelu pod prysznic albo gruszkowego szamponu do włosów. Te omijała w sklepach szerokim łukiem.
    Pewnie gdyby Pan Pies nie szczekał tak głośno, w ogóle nie zdałaby sobie sprawy z tego co dzieje się tuż obok, kompletnie nie usłyszała wychodzącego z łazienki Casyana. Dopiero kiedy poderwał się tak wielki huk i szczekanie jej pupila, ta, krojąc paprykę zaklęła w ojczystym języku, zdając sobie sprawę, że właśnie ucięła sobie kawałek własnego palca, a krew ściekała jej leniwie po dłoni. Nie zdążyła nawet urwać kawałek papierowego ręcznika, bo szybkim krokiem przeszła do tej przestrzeni między łazienką a salonem i mało nie wybuchła głośnym śmiechem, widząc swojego gościa w takim stanie, rozłożonego na podłodze i jej psa, który chyba uznał to za najlepszą zabawę jaką ktokolwiek mógł mu sprezentować.
    - A Sio Psie, nie dostaniesz dzisiaj kolacji!- Krzyknęła na własnego pupila, który początkowo nic sobie z tego nie zrobił. Dopiero kiedy Gabriela podniosła nogę jakby miała go.. kopnąć, w wiadome miejsce, ten podkulił ogon i znowu wycofał się do salonu.
    - Przepraszam, on Cię za bardzo polubił. I mimo wszystko zachował się jak bydlę. Nic Ci się nie stało?- Spytała, próbując nadać swoim słowom nutę troski. Niestety, wyszło to pewnie jak kurczowe powstrzymywanie się od radosnego śmiechu, a jasnowłosa z trudem udawała, że wcale nie przygląda się półnagiemu mężczyźnie rozłożonemu na jej podłodze. Po chwili jednak kucnęła przy nim i zdrową rękę wyciągnęła w jego stronę by pomóc mu wstać.

    OdpowiedzUsuń
  138. O ile on był zawstydzony, o tyle Gabriela miała trudność by chociaż wyglądać na poważną, zmartwioną takim wypadkiem kobietę. Ledwo udało się jej zdusić w sobie wesoły chichot, który teraz pobrzmiewał jej w głowie. I chwała Bogu, przynajmniej on nie musiał tego słyszeć, bo wtedy wszystko skomplikowałoby się jeszcze bardziej.
    - Wystarczyło mnie zawołać, podałabym Ci rzeczy i obyłoby się bez większych urazów. Na mnie mój Pies by nie skoczył. Nie wolno się zanosić na rękę, która karmi.- Stwierdziła, spoglądając na swojego pupila z nieskrywanym wyrzutem. Ten jednak chyba zupełnie tego nie dostrzegał, tylko całkiem zadowolony z siebie tarzał się po podłodze w salonie. Gabriela już wiedziała, żeby uniknąć kolejnych szkoda, Pan Pies na czas kolacji wyląduje zamknięty w sypialni. Tam przynajmniej na nikogo kto czuje, skakał nie będzie.
    W pierwszej chwili słysząc 'mój chłopak', Hernandez zupełnie to zignorowała. Dopiero po kilku sekundach, kiedy pulsujący ból wskazującego palca powrócił, do jej zmoczonej przez deszcz głowy dotarło co powiedział. W pierwszej chwili nawet uznała to za żart i już na jej twarzy formował się uśmiech, ale.. Widząc jego minę- Dobrze, że się od tego powstrzymała.
    - Spokojnie, poradzę sobie.- Odparła po chwili i przycisnęła papierowy ręcznik do rany, malując go momentalnie na czerwono. A potem jak gdyby nigdy nic wycofała się do kuchni, z przesadnym zainteresowaniem próbując dokroić resztę warzyw, które niezdarnie, ale jakoś wrzuciła na patelnię, lewą, zdrową ręką co raz mieszając paellę i koncentrując wzrok tylko na niej.
    Z niej to dopiero była skończona idiotka, bo nawet nie zauważyła.. Zresztą, ona chyba nigdy nie miała gej-radaru.

    OdpowiedzUsuń
  139. Gabriela była chyba zbyt zajęta przygotowywaniem całej tej misternej kolacji, by w ogóle podnieść głowę i spojrzeć na mężczyznę, który wrócił do kuchni, już ubrany i chyba w całkiem dobrym nastroju. Przynajmniej jego głos brzmiał dosyć swobodnie, i po raz pierwszy Hernandez w ogóle to nie ucieszyło.
    Może to kwestia innej kultury, innego wychowania wywołała w niej różne, sprzeczne emocje, które zresztą skrzętnie ukrywała? Nie była żadnym homofobem, ani nikim podobnym, ale akurat dzisiaj, akurat teraz poczuła się jak.. Trochę jak idiotka. Może w głębi duszy czuła się trochę oszukana? I chyba w jakiś sposób zawiedziona.
    - To paella, tradycyjna potrawa hiszpańska. Uprzedzam, że powinno się jeść z naczynia, w którym się ją przygotowywało, a w tym względzie jestem trochę tradycjonalistką? Nie przeszkadza Ci to? Mi bynajmniej nie, będę miała mniej do zmywania.- Teraz to ona przejęła słowotok, który chyba częściej towarzyszył Casyanowi, przytrzymując pozostałymi palcami papierowy ręcznik i szukając czegoś w lodówce. I przez ten cały czas nie miała nawet okazji spojrzeć na niego, choćby przelotnie. Tłumaczyła to sobie jedynie tym, że kolacja się sama nie zrobi, prawda?
    - Możesz powoli wrzucać camarón.- Powiedziała odruchowo, wyjmując z lodówki umyte już krewetki. Często zapominała angielskich odpowiedników słów, jeśli chodziło chociażby o produkty spożywcze. - To znaczy krewetki.- Mruknęła w końcu, na moment przymykając powieki. Trochę dziwnie było o tym słuchać w czasie przygotowywania kolacji. Tym bardziej, że Korhonen mógł po prostu pominąć ten temat i zacząć rozmowę kompletnie o czym innym.
    - W porządku, nie musisz się przede mną tłumaczyć.- Dodała już swobodnie i po raz pierwszy podniosła głowę, siląc się na serdeczny uśmiech.

    OdpowiedzUsuń
  140. Vivianne wzruszyła tylko lekko ramionami i dopiero po chwili podjęła temat.
    - To nie jest tak, że nie mam ochoty tu być. Może nie jest to najprzyjemniejsze - chodzenie do szkoły i nauka, ale w gruncie rzeczy cieszę się, że tak jest. Ktoś podjął decyzję, Vivianne ma się uczyć i tyle. Gdybym miała teraz możliwość... gdybym miała możliwość robienia tego co bym tylko chciała, to nie wiem czy potrafiłabym wybrać. Nie jestem z tych osób, które od początku wiedzą, że chcą być lekarzem czy sportowcem. Ja nie mam pojęcia, a przynajmniej teraz nie mam pojęcia. Tak przynajmniej dano mi trochę czasu. Jedyne co mogłam wybrać to szkołę czy miasto, bo urodziłam się w takiej rodzinie, że miałam taką możliwość. I wybrałam Nowy Jork. Więc... gdyby pan mógł wybrać, co by pan teraz robił? Gdzie by pan był? - powiedziała czyszcząc kolejną budowlę i zawzięcie się w nią wpatrując. Dopiero po chwili podniosła wzrok na zamyślonego mężczyznę. Chyba nigdy nie nauczy się, że nie powinna o wszystko pytać. Tym bardziej swoich nauczycieli. - Przepraszam, za dużo mówię...

    OdpowiedzUsuń
  141. Przytakująco kiwnęła głową, słysząc jego słowa. W jakiś sposób poczuła się lepiej. Może dlatego, że ostatnio ludzi szczerych, którzy nie ukrywali ważnych rzeczy przed innymi było jak na lekarstwo. - Miło jest wiedzieć, że ktoś chce być szczery. To się coraz rzadziej zdarza, niestety.- Odpowiedziała powoli, coraz machając w paelli drewnianą, płaską łyżką. Gabriela miała czasami wrażenie, że świat wraz z ogólnym rozwojem zmierza w coraz gorszą stronę. Tak było kiedy zaczęli za mocno ingerować w naturę, kiedy bycie dziewicą to wstyd i lepiej w ogóle nikomu nic nie mówić, z nadzieją, że prawda po prostu nie wyjdzie na jaw. Smutne.
    - To nawet lepiej, że nie jadłeś. Ciężko trafić w sklepie na naprawdę dobre krewetki, a ludzie często nie potrafią ich przyrządzić. Nawet w restauracji, z tym trzeba uważać. Ale spokojnie, Agencie Korhonen, Agentka Hernandez od dziecka ma do czynienia z tym ustrojstwem, damy radę.- Stwierdziła głosem przepełnionym powagą i nawet patosem, by po chwili wyprostować się i uśmiechnąć. Jej też nie uśmiechało się spędzenie reszty wieczoru w ciężkiej atmosferze. Po co to komu?
    - Przypilnujesz tego przez chwilę?- Spytała i uniosła lekko papierowy ręcznik, by przekonać się że on wcale za wiele jej nie dał. Dlatego jedną ręką zaczęła szperać w dolnych szafkach, szukając wody utlenionej i jakiegoś solidnego plastra. O ile wyjęcie tego nie było problemem, tak odkręcenie małej buteleczki jedną ręką było już większym wyzwaniem. Ale Gabriela z zaciętą miną nie miała zamiaru się poddać, chociaż tej zaciętej miny chyba nie było widać za kurtyną jasnych, długich włosów.

    [ Chyba zaraz będę musiała zniknąć, na godzinę, górę dwie. Tak uprzedzam, że uda mi się wrócić dosyć szybko, ale póki co jeszcze jestem i czekam na odpowiedź. :D]

    OdpowiedzUsuń
  142. Spojrzała na niego i uśmiechnęła się lekko.
    - Czuję się winna, bo jest pan nauczycielem, a ja czasami mówię o naprawdę głupich rzeczach. Niedługo pozna pan historię mojego życia, choć to pana w ogóle nie interesuje, więc moje gadulstwo jest o wiele gorsze. - stwierdziła, po czym nagle uznała, że już za długo męczy budowlę, którą trzymała w ręce i odstawiła ją na miejsce. Spojrzała na dwie ostatnie i po chwili zdecydowała się na małą wieżę Eiffela.
    - Osobistość ze świata mediów? - powtórzyła po chwili podnosząc wzrok. - Myślę, że mógłby pan prowadzić program rozrywkowy albo zasiadać w jury. - uśmiechnęła się lekko. Gdyby rzeczywiście występował w jakiś sposób w telewizji, pewnie by go polubiła. Komentowałaby pozytywnie jego wypowiedzi jak to zwykle robiła przy swoich ulubieńcach, patrząc na jakiś program. Tak, Vivianne mówiła wtedy sama do siebie.

    OdpowiedzUsuń
  143. - Nie do końca jestem pewna czy udałyby się panu te wszystkie mądre rozmowy. - powiedziała uśmiechając się lekko. - A nasz program nie musiałby być wcale taką wielką klapą. Nudę możemy nadrobić wyglądem. Ja nie będę zdejmować okularów przeciwsłonecznych i ludzie będą zakładać się, jaki mam kolor oczu. - zaśmiała się. Ze swoim zamiłowaniem do kapeluszy i właśnie ciemnych okularów, ludzie nie myliliby jej z nikim innym. To byłby jej znak rozpoznawczy. ("Vivianne zdjęła kapelusz! Jak to możliwe?"). Projektanci zabijaliby się o zaprojektowanie dla niej tych dodatków. Och... przecież i tak nie zostanie wielką sławą. Nawet nie chciałaby być wielką sławą.
    - Może zaproszą pana kiedyś do porannego programu, gdzie będzie pan opowiadał o zainteresowaniu nastolatków łaciną. Potem ktoś pana zauważy i zostanie pan wielką gwiazdą z własnym show. Wszystko jest możliwe! - powiedziała, po chwili przypominając sobie o wierzy, której nawet nie zaczęła czyścić.

    OdpowiedzUsuń
  144. Gabriela jednak wierzyła, że Ci którzy naprawdę chcą coś w sobie zmienić, z jakimś trudem na pewno do tego dojdą. Po części było tak z nią, ale to był już długi, przeraźliwie nudny wywód, na pewno nie na teraz. I jeśli sama ceniła sobie szczerość, starała się być jak najbardziej szczera w stosunku do innych, to jednak.. Jednak pewnych granic nie przekraczała, przemilczając pewne sprawy. Bo o ile nie było to problemem, to Gabriela wolała się w to zbytnio nie zagłębiać. - W takim razie ja jestem ewenementem i całkiem się cieszę, jeśli ktoś jest szczery. Lepsze to niż zapętlanie się w kolejnych kłamstwach, to do niczego dobrego nie prowadzi.- Odpowiedziała po chwili, nieco zawstydzona i niepewna swoich słów. Głównie dlatego, że to on potrafił tak dokładnie wgryźć się w problem i naprawdę się nad tym rozwodzić; jej słowa w porównaniu z tym co mówił Casyan brzmiały zbyt prosto, za bardzo dziecinnie. Niedojrzale.
    - O ile dasz sobie radę, to nie będę walczyć. Jedyną bronią jaką w tej chwili posiadam to fakt wysmarowania Cię krwią. Co byłoby kompletnie bez sensu.- Dodała po chwili i wyciągnęła w jego stronę drobną dłoń, która teraz wydawała się jeszcze chłodniejsza niż zwykle. Może to wina upływu krwi? To nie pół litra, ale więcej niż przy normalnym skaleczeniu.
    - Od dawna już tak nie dzielić ludzi na płcie?- Spytała po chwili nieco ciszej, jakby się bała jego reakcji na to pytanie.- Przepraszam, nie powinnam o to pytać, ale czasami ciekawość bierze górę. Nawet w moim przypadku, bo nie należę do tych wścibskich. Chyba.- Tu lekko schyliła głowę, przygotowując się na zruganie jej biednej osóbki. Miała pewność, że Korhonen tego nie zrobi, ale.. Przezorny zawsze ubezpieczony, tak?

    OdpowiedzUsuń
  145. I znowu- Kolejna rzecz, której Gabriela śmiało mogła mu zazdrościć. O ile teraz miała po prostu drobne, stosunkowo niewielkie dłonie, tak w dzieciństwie wyglądało to trochę inaczej. Do tej pory pamiętała jak wróciła z przedszkola z wielkim płaczem, bo jakiś dzieciak spojrzał na jej rączki (wtedy jeszcze małe no i pulchne, przez ten 'dziecięcy tłuszczyk'), wzdrygnął się malowniczo i uciekł do pani mówiąc, że Gabriela ma pulpety zamiast rąk. Właściwie w przełożeniu z hiszpańskiego byłyby to raczej wielkie klopsy. O ile teraz, jako dorosła kobieta nie miała już chyba wielkich, tłustych pulpetów, to.. Ahh, to nie zmieniało faktu, że zawsze zazdrościła nieco większych, smukłych rąk.
    - Pięknie.- Skwitowała patrząc na swój iście fachowy opatrunek i uśmiechnęła się delikatnie. Kolejna blizna do kolekcji, których Gabriela trochę miała, a których na pierwszy rzut oka nie było widać. Podłużną, przy prawym uchu tylko w cieplejszym świetle, i to pod odpowiednim kątem. Również pamiątka z lat dziecięcych, kiedy w trakcie ucieczki zaczepiła o wystający drut. Ojciec zemdlał widząc jak małą Gabrysia trzyma w ręku kawałek twarzy, tak to podobno z daleka wyglądało.
    - Spokojnie, nie plącz się. Już kończę ten temat.- Dodała uspokajająco i poklepała go po ramieniu z delikatnym uśmiechem. Nic więcej nie musiała wiedzieć, a na pewno nie kosztem takich problemów z odpowiednim przekazaniem informacji, żeby nie brzmiało to.. No, tak jak brzmiało kiedy usłyszała to po raz pierwszy. Lekko przekręciła głowę w bok, z zadowoleniem spoglądając na swoje danie. Z racji tego, że Casyan przed nią klęczał, nie bardzo jak miała okazję sięgnąć do kuchenki. - A skoro jesteś bliżej, to mógłbyś przekręcić gaz? Chyba już jest gotowe.

    OdpowiedzUsuń
  146. [ Dobranoc, dobranoc :)]

    Cała sprawa wyszła na jaw w zgoła przedziwnych okolicznościach i pewnie wszystko wyglądałoby inaczej, gdyby.. No właśnie, można tak gdybać i gdybać, a nic nowego to nie wniesie. Temat był z tych, które określają mianem 'tematu-rzeki", ale póki co Gabriela nie chciała pytać o więcej. Na pewno nie dzisiaj, bo nic nie wiadomo, skoro latały tu już ręczniki, noże i doszło nawet do rozlewu krwi.
    - Gdybym miała jeszcze plasterki z Kubusiem Puchatkiem, to byłaby to... Sztuka użytkowa! Niestety, nie posiadam. Ale na przyszłość chętnie się w coś takiego zaopatrzę.- Stwierdziła i wstała powoli, uśmiechając się nieco pewniej. To był całkiem dobry pomysł, z tymi kolorowymi plastrami. Na pewno by jej trochę życia ubarwiły, nie ma co.
    - Ojej, tak bardzo chcesz się na coś przydać?- Spojrzała na niego z uwagą, unosząc do góry jasne brwi. Jakby nie było, jasnowłosa w swoim życiu miała do czynienia głównie z takim typem faceta, który wolał kiedy mu się usługiwało. A to była miła odmiana, zważywszy na to, że Hernandez nigdy się nie godziła na takie usługiwanie. Znała swoją wartość i w jej mniemaniu była czymś więcej niż kobietą od prania, gotowania i sprzątania.
    - W takim razie w salonie, w tej dużej, przeszklonej gablocie są kieliszki do wina. Możesz wyjąć jakie Ci się tylko podobają. A wino jest w barku zaraz obok. A z resztą powinnam sobie poradzić, lewą ręką i tak robię znacznie więcej.- Stwierdziła wesoło, chociaż na jej twarzy pojawił się nieopisany grymas, kiedy Pan Pies jak gdyby nigdy nic wmaszerował do kuchni. - O nie, Ty to na jakieś dobre kąski nawet nie licz.- Mruknęła w jego stronę i pokiwała mu palcem przed czarno- białym pyskiem. Pan Kot od razu wskoczył na stół, obwąchując dłoń mężczyzny, z którym nie miał jeszcze okazji się poznać.

    OdpowiedzUsuń
  147. Vivianne uśmiechnęła się lekko, kiedy skończyła czyścić wieżę Eiffela. Ostatnią z budowli trzymał nauczyciel.
    - Och, nie dalibyśmy bez pana rady. Wszyscy zdychalibyśmy po kolei z tęsknoty. Nasze kółko byłoby pierwsze. - zaśmiała się. Tak naprawdę nie znała jeszcze Casyana jako nauczyciela z lekcji łaciny. Teraz był tylko jakimś łacinnikiem, nie zyskał jeszcze miana wymagającego czy interesującego. Wiedziała jedynie, że był sympatycznym człowiekiem, no i znała kilka szczegółów z jego życia.
    - Myślę, że tak prędko pana nie opuszczę. W pokoju też czeka mnie trochę sprzątania, więc wolę sprzątanie w dobrym towarzystwie. Może następnym razem to pan mi pomoże? - powiedziała i rozejrzała się po sali. W końcu wzięła jedną ze szmat i zaczęła wycierać wszystkie parapety. - Mój pokój musi jakoś wyglądać przed przyjazdem siostry. Jeśli ona zobaczy taki bałagan, zaraz zacznie sprzątać za mnie. Powinnam dać jej jakiś dobry przykład, chociaż mała Lise jest o wiele bardziej porządna i poukładana ode mnie. - przyznała. Vivianne czasami zachowywała się bardziej niedojrzale niż jej młodsza siostra.

    OdpowiedzUsuń
  148. - Co prawda nigdy nie byłam w Finlandii, ale słyszałam, że to piękny kraj - powiedziała wyobrażając sobie zalesione tereny. Usłyszawszy uwagę mężczyzny zaśmiała się - Faktycznie, przepraszam - powiedziała lekko. - Pochodzę z Anglii - dodała - Do Ameryki przybyłam niedawno by pracować. A ty? Co ciebie to sprowadziło? - spytała zaciekawiona.
    Michelle Dockery

    OdpowiedzUsuń
  149. Faktycznie byłby pierwszą osobą, która wyróżniałaby się prezentem na tle innych, co do tego nie było żadnych wątpliwości. Chociaż konkurencji nie miał zbyt wielkiej, bo Gabriela z trudem przyjmowała prezenty od kogokolwiek. W dzień urodzin barykadowała się w domu, by nikt niczego jej nie podrzucił. W imieniny nie odbierała telefonów od ciotek, które chciały zdobyć jej nowy adres by wysyłać jej różne 'prezenciki'. Nie chodziło o to, że mogą się wybrednej Hernandez nie spodobać. Bardziej o to, że za każdym razem czuła to wielkie zakłopotanie i nie wiedziała co powiedzieć. Bo zwykłe 'ojej, dziękuję' nie wchodziło w grę za coś naprawdę cennego czy drogiego. Przynajmniej ona, pokręcona, tak właśnie myślała.
    - Faceci rzadko sprawdzają się jako pomoc domowa. Nie chodzi o wypadki, raczej o ich powszechny brak chęci i ruszenia szanownych czterech liter.- Przyznała, buszując przy okazji po wszystkich szafkach. Szukała drewnianej podstawki pod patelnię, którą przywiozła z Hiszpanii i która zajmowała szczególne miejsce w jej sercu. Z kurzą pamięcią nie wiedziała tylko gdzie mogła ją ostatnio schować.
    - Haa, mam Cię! Zawsze wydaje mi się, ze chowam to w jednym miejscu, a potem znajduję to zupełnie gdzie indziej. Może mam krasnoludy w domu. Albo to oni.- Tu wskazała podstawką na swoje zwierzaki, które momentalnie odwróciły się od niej, jakby uciekały od oskarżeń. Gabriela westchnęła cicho i pokręciła głową, biorąc w jedną rękę gorącą patelnię, w drugą podstawkę i żałowała, że nie ma jeszcze trzeciej ręki. Ta sprawdziłaby się idealnie kiedy trzeba było wyjąć sztućce.
    - Hmm.. Tu, w szufladzie masz sztućce. Mógłbyś wyjąć? Ja to zaniosę.- Nigdy nie lubiła wydawać komuś poleceń. Te zawsze miały pytający wydźwięk i zazwyczaj były odbierane jako prośby. Tak Hernandez zdecydowanie wolała i uśmiechnęła się z zadowoleniem, wychodząc z kuchni do salonu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [ U mnie niekoniecznie dobry, miałam ciężką noc. Nigdy więcej nie tknę parówki. I nie popiję jej jakąś kawą z saszetki ze sztuczną pianką z proszku. Przysięgam... Ale dzień dobry. :D]

      Usuń
  150. [ Całe życie popijałam parówki kawą i nic się nie działo. Ale przyjaciółka przyniosła jakąś warstwową kawę w saszetkach z jakąś tam pianką, która swoją drogą smakowała jak styropian. Jakbym wzięła sprawdzoną Inkę, to może bym nie miała problemu. :D Powiem tak- Wszystko, co było niepożądane już się ze mnie wydostało... :D]

    O ile dostawać prezentów nie lubiła, z dawaniem był już mniejszy problem. To znaczy- Ona ze swoim pokręconym sumieniem nie miała problemów. Kłopot stanowił fakt, że nigdy nie potrafiła się na cokolwiek zdecydować. Nawet znając kogoś bardzo długo miała tyle możliwości, nigdy nie wiedząc do końca która opcja będzie najbardziej tej osobie pasować. Zwykle dzień wyboru jakiegoś upominku był dniem sądu ostatecznego. Takim samym dniem jak ten, w którym przyszło opłacać rachunki, bo ona kompletnie nie znała się na biurokracji, na papierkowej robocie i zazwyczaj ginęła pod stertą rachunków, dochodząc co, do czego, gdzie i jak po kilku godzinach wyczerpującej bitwy.
    - Tak, też to już gdzieś słyszałam. Może tacy są, ale widzisz, od razu jakaś sprytniejsza złapie i taki chodzący ideał ma żonę i gromadkę dzieci. To kobietom tyka zegar biologiczny, to one powinny być szybsze. No a reszta kończy z takimi co ledwo ruszają się, by podnieść ze stołu pilot, bo myślą, że na więcej to je nie stać. To smutne.- Stwierdziła, kiedy już usiadła wygodnie na kanapie, podciągając nogi do góry i zwijając się na niej w niewielki kłębek. Przez chwilę nawet była zwyczajnie nieobecna, przypominając sobie ze szczegółami jej związki. I na całe szczęście ona ceniła się wyżej, zostawiając takiego delikwenta w jego własnych brudach. Bez przesady, chyba nie po to się było z drugim człowiekiem, by go wykorzystywać tylko do domowej roboty.
    - Może to Cthulu? Kiedyś czytałam taką książkę... Jeśli masz Cthulu, to nic dziwnego, że ludzie nie chcą Cię odwiedzać.- Powiedziała wesołym tonem, uśmiechnęła się szeroko i podniosła się na moment by wziąć do lewej dłoni widelec i przysunąć sobie kieliszek z winem.
    - Tylko jak nie będzie Ci smakować, to powiedz od razu. Nie męcz się żeby być dobrym gościem i zjeść jak trzeba.- Zastrzegła od razu wskazując na jego osobę widelcem, drugą ręką poprawiając opadającą na ramię, białą bluzkę.

    OdpowiedzUsuń
  151. [ Kurcze, doszłam do tego samego wniosku jak to przeczytałam czwarty raz.. :D a spokojnie, jeszcze nie jestem ryczącą czterdziechą czy coś, to mogę się chwalić wiekiem. Rocznikiem dziewiętnaście, ale ja to jestem chuchro z końca grudnia.. :D]

    Może problem leżał w tym, że niektórzy wyznawali konsumpcyjny styl życia, wieczną rozwiązłość i brak odpowiedzialności w postaci dzieci. Gabrieli było do tego daleko, ale jeśli chodziło o dzieci.. Nie, jej zegar biologiczny nie tykał i na pewno nie potrzebowała reproduktora. Na pewno nie teraz, chociaż podejrzewała, że za kilka lat też dzieci będą ją przerażać w równym stopniu. Jeśli i nie bardziej.
    - Odwieczny dylemat, pytanie bez odpowiedzi: Czemu wartościowe osoby zawsze lądują z takimi zrzędami i pasożytami? Zawsze mnie to dziwiło i chyba nigdy tego nie zrozumiem. Niby człowieka ciągnie do złego, zakazany owoc lepiej smakuje, ale.. Nie wiem, ja nie jestem taką masochistką. Tak patrzę ostatnio, żeby chyba tylko ja jedna.- Powiedziała cicho, grzebiąc widelcem z gorącej paelli. Nie poświęcała takim przemyśleniom za wiele czasu by i własnej głowy nie zatruwać takimi myślami. O ile ona potrafiła rozsądnie myśleć i raczej uciekała od destrukcyjnych osób, tak szkoda jej było całej masy innych, wartościowych ludzi, którzy cierpieli u boku kogoś, kto wyraźnie na nich nie zasługiwał. Z kolei zaraz myślała sobie, że może te ich męczarnie się na coś zdadzą. Zawsze istniały dwie strony. Gabriela im współczuła, a oni pewnie patrzyli na nią z pogardą, mówiąc, że: "My przynajmniej kogoś mamy, a Ty siedź sama w tej swojej pieczarze". Tak, połowa jej znajomych, którzy byli w związkach pewnie w myślach powtarzali dokładnie to samo.
    Po chwili jednak ocknęła się z tego letargu, lekko potrząsając głową. Na jej wargach zamajaczył delikatny uśmiech i Gabriela przez dłuższy czas zajmowała się konsumowaniem kolacji, coraz sięgając po kieliszek z winem.
    - Tak? Ja właśnie wolę od takiej chemii uciekać. Tu jej nie ma. A raczej jest mało, teraz to już we wszystkim jest chemia, nawet w tych genetycznie modyfikowanych warzywach.- Stwierdziła, krzywiąc się lekko. Ona co do jedzenia potrafiła być wybredna, a teraz ze zdrową żywnością było coraz gorzej.

    OdpowiedzUsuń
  152. [ Tobie to dobrze, ze stycznia.. Ja musiałam się wycierpieć jako ostatnia w roczniku. Ostatnia impreza, wszyscy kupują alkohol, a ja musiałam na to patrzeć.. :D]

    - Niektórzy też chyba za bardzo biorą do siebie fikcję literacką. Przeczyta taki ktoś "Romea i Julię", już jest gotów umierać dla kobiety, bo tak trzeba. Bo tak było napisane. Chociaż, gorzej jest jak ktoś na okrągło czyta romanse, które zawsze dobrze się kończą i wszystko jest tam idealizowane.- Mruknęła nieco ciszej, lekko kręcąc głową. Dobry obserwator na pewno zauważyłby ledwie widoczny, pobłażliwy uśmiech na jej twarzy. Nigdy nikogo za gusta nie negowała, ale naprawdę nie mogła patrzeć jak jej znajome zaczytywały się w tych tomiszczach z wypiekami na twarzy. Tego nie mogła przeboleć.
    - Akurat to wzięło się od hiszpańskich robotników, którzy często jadali gotowany ryż. Ale paelli odmian jest mnóstwo. I w zasadzie jak jest ryż, to już połowa sukcesu. Wrzucić do tego można było wszystko.- Uśmiechnęła się delikatnie, popijając białe wino. Wino z własnej winnicy warto by było dodać. Teoretycznie, bo przecież Hernandez sprzedała ją po śmierci ojca. Ale chyba można mówić tak o miejscu w którym spędziła większą część swojego życia, prawda? Słysząc jego pytanie wyprostowała się i od razu stanowczo pokręciła głową, jakby odganiała od siebie natrętnego komara.
    - Nie nudzisz mnie! Absolutnie! Przepraszam, czasami tak już mam, powinnam jakoś nad tym panować, ale ciężko mi to idzie. Obiecuję, że będę na to uważać, nie chcę, żebyś myślał, że mnie nudzisz. Wręcz przeciwnie, rzadko zdarza mi się poznać tak dobrego towarzysza do rozmów. Poza tym gdybyś mnie nudził, to uciekłabym już słysząc o sowach i nietoperzach, prawda? Nie uciekłam. Nie nudzisz mnie.- Słowotok który kompletnie nie miał ładu, składu. Nawet chyba to sensu nie miało, ale Gabriela bardzo chciała, by Casyan nie pomyślał, że ją nudzi. Tak bardzo, że sama zaczęła się trochę w swojej wypowiedzi plątać. Miało wyjść przekonująco, a chyba wyszło.. No, jak zwykle.

    OdpowiedzUsuń
  153. [ Chodziło o moje wywody, bo mam wrażenie że czasami pisze jak pięciolatek. Swoje czytałam kilka razy w tym miejscu gdzie 'wszystko się wydostało'.. :D Mi zawsze dają 26. :(]

    Gabriela przez dłuższą chwilę nie mogła opanować wyjątkowo głośnego śmiechu, oczywiście za sprawą tego osobliwego cytatu. Dobrze, że wcześniej zdołała odłożyć widelec i odstawić kieliszek, bo pewnie albo by coś rozlała, albo by i siebie dźgnęła. To było bardzo możliwe, skoro śmiała się tak, że musiała zakryć czerwoną twarz poduszką, a ramiona skakały niekontrolowanie to w górę, to w dół. Powinna to chyba gdzieś zapisać, bo naprawdę.. To był dobry kąsek.
    - Ja przeczytałam jeden, jako nastolatka. Stwierdziłam, że o jeden za dużo.- Wydukała ciężko, wciąż trzymając twarz w poduszce. Nie, najpierw musiała się uspokoić, odetchnąć. Dopiero wtedy mogła się pokazać mężczyźnie, chociaż pewnie i tak uznał ją już za wariatkę; Gabrieli nigdy nie zdarzało się aż tak śmiać w towarzystwie. W żadnym. Ale może po prostu nie miała do tego większych powodów.
    - Mamy wino, więc jesteśmy odpowiednio na te wywody przygotowani. Z mojej winnicy, żeby się pochwalić. To znaczy już nie z mojej, ale.. W jakimś stopniu to i tak będzie zawsze moja winnica.- Odparła, kiedy już udało się jej uspokoić, wyprostować i odgarnąć z różowych policzków jasne włosy. Przy okazji wzięła do ręki swój kieliszek, kompletnie go osuszając. Jakoś nigdy nie potrafiła pić wina tak przeraźliwie wolno jak większość osób.
    Uśmiechnęła się delikatnie i lekko, chyba trochę z zawstydzeniem skinęła głową. Zawsze ciężko jej było słuchać komplementów czy takich szczerych wyznań. Głównie chodziło o mapy, ale oboje wiedzieli, że to był tylko... Środek do celu? Dziwnie to brzmi.
    - Ja się cieszę z kolei, że niektórzy uczniowie nie potrafią zaliczyć hiszpańskiego. to okrutne, ale tylko dzięki poprawkowym pracom tam wtedy zostałam.- Przyznała z jakby skruszoną miną, że cieszyła się z cudzego nieszczęścia. I mimo to na jej wargach zadrgał niewinny, może trochę cwany uśmieszek.
    [ Musze wybyć na godzinę, na ten beznadziejny upał. 15:39 jestem z powrotem. :D]

    OdpowiedzUsuń
  154. [ 6 minut poślizgu, zrzucam to na skręconą kostkę którą mam w stabilizatorze.. A teraz idę odpisywać. :D]
    GABRIELA

    OdpowiedzUsuń
  155. O tak, teraz tylko wystarczyło zrobić jej zdjęcie i podpisać je jakoś w stylu: "Gabriela Carmen Hernandez, lat 24. Uwielbia, kiedy jej uczniowie oblewają hiszpański.". I od razu dać to do szkolnej gazetki. Może wtedy miałaby ciekawsze wieczory? Na przykład zmywanie jaj z samochodu? Chociaż ona nie miała samochodu, bo jej ostatnie auto po kolejnej już kraksie nadawało się tylko do kasacji. Ona kierowcą była całkiem niezłym (jak na kobietę), tylko inni chyba nie uważali tak bardzo jak ona. I można w to włączyć skaczące przy drogach słupy, które pojawiają się zupełnie znikąd.
    - Tylko nie mów nikomu, bo żądni zemsty uczniowie będą mi urządzać sceny rodem z horroru.- Mruknęła z przesadzoną obawą w głosie i nawet objęła się rękoma, jakby naprawdę tego w życiu obawiała się najbardziej.
    - Nie przesadzajmy, że bogactw. Dostałam ją w spadku po ojcu, ale jestem raczej kiepskim zarządcą. Za dużo papierkowej roboty, a jak ja widzę dokument to czuję skurcze w brzuchu i mdłości. Nawet z rachunkami mam podobnie. No i jak już błysnęłam odrobiną inteligencji, stwierdziłam, że się nie nadaję, to wolałam sprzedać ją komuś bardziej kompetentnemu. A jak już sprzedałam, to polatałam trochę po Europie i w końcu przywiało mnie tutaj.- Tylko prace uczniów była w stanie sprawdzić spokojnie, bez większych rewolucji i bólu głowy. No, nie zawsze. Gdyby jeszcze miała jakiś talent, czy chociaż potrafiła ładnie malować, broniłaby się tym, że z niej taka 'ARTYSTYCZNA DUSZA'. Tak, za pięć groszy.
    - Powinieneś się tam kiedyś wybrać. Może ten las to nie tylko hektar zwyczajnych drzew, nigdy nie wiadomo.- Stwierdziła z błyskiem w oku, odstawiła pusty kieliszek i wygodnie oparła się na kanapie. Póki co wolała sobie nie nalewać wina, bo pewnie wyszłaby na jakąś alkoholiczkę, z takim zawrotnym tempem.

    [Ta, niestety. O dowód w życiu się mnie nikt nie zapytał. To trochę smutne... Ale może będę miała podobnie jak Benjamin Button? On ciągle młodniał, może ja jako czterdziestolatka będę wyglądała młodziej niż teraz? :D]

    OdpowiedzUsuń
  156. [ Ale jak obiecałam, to trzeba było się z tego wywiązać. :D Pierwszy raz skręciłam w październiku, drugi raz w marcu, trzeci teraz. Tą samą kostkę. :D Tak się to kończy, jak się tańczy całą noc w obcasach, chociaż powinnam chodzić w płaskich butach. Dlatego na tą imprezę dzisiaj nie pojechałam, bo to za daleko żeby pojechać i całą przesiedzieć..]

    - Póki stać Cię na wycieczki po oceanariach, jest dobrze. Podejrzewam, że zanim wybudowałbyś tam tą rafinerię trochę czasu by minęło..- Powiedziała nieco zamyślonym tonem, bo momentalnie zaczęła sobie wyobrażać cały proces budowy tej rafinerii, czas i koszty takiego przedsięwzięcia. I o nie, znowu to robiła- Zachowywała się jak skończona ignorantka, której nie odpowiada towarzystwo. A to nie było prawdą. Towarzystwa Casyana odpowiadało jej, nawet bardzo.
    - Miałam podobną rzecz w planach, ale z moją pamięcią.. Zostałabym wielką morderczynią kwiatków. Nawet kaktus by przy mnie wymiękł. Zwierzaki się jeszcze upomną o jedzenie, ale kwiatki w doniczkach mnie już nie zawołają, że im trzeba wody. Tak jak z winnicą, wolałam sobie oszczędzić.- Westchnęła ciężko i zaczęła bawić się rogiem poduszki, którą ułożyła sobie na brzuchu. -A jak już się tak chwalisz, to może kiedyś uda mi się wstąpić do tego ogrodu?- Rzuciła dosyć niepewnie, nie chcąc się w żaden sposób napraszać. To by było zwyczajnie nie na miejscu. Gabriela chciała po prostu, jakoś delikatnie wybadać czy w ogóle jest jakakolwiek szansa, że ta dwójka jeszcze się spotka.

    OdpowiedzUsuń
  157. DISTRICT-PARTY1 sierpnia 2012 16:56

    Rozkręcamy ponownie największą blogową imprezę. Dołącz, a nie pożałujesz.
    district-party.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  158. [ Tak, ja MUSZĘ tą nogę doprowadzić do porządku do 14 sierpnia, bo wtedy jadę na wesele.. I znowu, obcasy, zabawa. Jak mi tej stopy nie amputują to naprawdę będzie jakiś cud. :D]

    Słowa mężczyzny dochodziły do niej chyba ze znacznym opóźnieniem. W dodatku stłumione, jakby on sam mówił przez chusteczkę. Gabrieli to nie dziwiło, bo od wczesnego ranka ten dzień zapowiadał się.. Cóż, zwariowanie. Ona niby była taka aktywna, ale w końcu zmęczenie wzięło nad nią górę. Dobrze, że jeszcze nie kleiły się jej oczy, bo wtedy Casyan uznałby ją za wyjątkowo niemiłą i niegościnną osobę. A Gabriela była gościnna, jak na Hiszpankę. Czasami aż za bardzo. Kiedyś, jeszcze jako nastolatka przyprowadziła do domu swojego rówieśnika z Argentyny, który nie mógł nigdzie w pobliżu znaleźć żadnego hotelu. Ojciec też nie miał nic przeciwko. Tu co prawda nie miała już takiej okazji, ale byłaby do tego zdolna. Złośliwi by powiedzieli, że Hernandez to biedna, naiwna, zbyt ufna. A jej wystarczało określenie: gościnna.
    - Spokojnie, nie jestem wielką pedantką i nie odwiedzam innych z dzienniczkiem czystości. Pewnie przesadzasz.- Stwierdziła i niedbale machnęła ręką. Przynajmniej tak się jej wydawało, bo dłoń zawisła tylko kilka centymetrów nad dekoracyjną poduszką.
    - Nie dziękuj, to ja dziękuję za możliwość zgłębienia wiedzy o ślimakach i meduzach. Poza tym nawet nie wiesz jaka to frajda ugotować coś dla kogoś, a nie tylko dla siebie. Lubię gotować, ale nie opłaca mi się dużo pichcić, sama bym tyle nie zjadła.- Przyznała z cichym westchnieniem i odgarnęła z policzków jasne, pachnące deszczem włosy.

    OdpowiedzUsuń
  159. [ Też fakt.. Zobaczymy.. Takie ładne buty jakie mam nie mogą się zmarnować, jak już kupiłam to będę musiała założyć. U mnie w rodzinie wesel bardzo mało, to trzeba korzystać :D]

    Gabriela odruchowo spojrzała na przegub swojej ręki, zupełnie zapominając, że dzisiaj zdjęła zegarek bo kompletnie do niczego nie pasował. Uświadamiając sobie, że jest jednak za mało rozgarnięta lekko przechyliła głowę, spoglądając na wiszący na ścianie zegara. Nawet nie spodziewała się, że cały wieczór minął tak szybko. Jasnowłosa podniosła się ostrożnie z kanapy, ciesząc się w duchu, że nie jest jeszcze zmęczona aż tak, by się słaniać na nogach. Kiedy ktoś ją zbudził w środku nocy (zdarzało się) potrafiła ze zmęczenia wpadać na szafy, obijać się o ściany albo i lądować ponownie na łóżku. Na szczęście teraz obyło się bez takich upokarzających przedstawień z nią w roli głównej. Zapadłaby się chyba pod ziemię.
    - Nie mam takich białych rękawiczek. Nawet jakbym miała to nie martw, się, nie jestem fanką tego typu nalotów.- Stwierdziła całkiem pogodnie i zebrała ze stołu tyle, ile tylko zdołała unieść. Zostały już tylko kieliszki, którymi spokojnie Casyan mógł się zatroszczyć.
    - Znowu wyjdę na straszną, bezduszną osobę, ale mnie ten upadek wcale nie bolał. I to była całkiem niezła rozrywka, chociaż współczuję. Mam nadzieję, że już nie boli, co?- Odwróciła się na moment w jego stronę, w dalszym ciągu idąc w stronę kuchni. W ostatniej chwili udało się jej wyminąć ścianę tak, że nie rozpłaszczyła się na niej jak jakaś wielka, zielona ropucha.
    I w sumie ona też przy tym ucierpiała biorąc pod uwagę brak kawałka palca. Ale.. Już nie bolało, jasnowłosa szybko zdążyła o tym zapomnieć.
    [MIŁEJ ZABAWY :D]

    OdpowiedzUsuń
  160. Na jego twarzy pojawił się uśmiech.
    - Mówisz o tym sprzątaniu jakby to było coś wyczynowego- zaśmiał się- Mam jednak nadzieję, że nie mam się czego obawiać i wszystko pójdzie dobrze- dodał- No to pijemy za nasze sprzątanie... ups pomyliło mi się. Za nasze poznanie i za moje sprzątanie- stuknął szklanką o szklankę, po czym upił łyk najlepszej na świecie whisky.

    OdpowiedzUsuń
  161. Była ciekawa jego planów, ale nie chciała być wścibska więc nie pytała. Gdy usłyszała, że jest nauczycielem lekko się uśmiechnęła.
    - Tak się składa, że ja również pracuję w szkole - powiedziała.
    Rozglądała się po otoczeniu, a raczej po budynkach, które otaczały ich z dwóch stron. Gdyby ktoś jej nie powiedział, że w tym miejscu mieści się herbaciarnia nigdy by na to nie wpadła. Takie miejsca kojarzyły jej się z rabusiami a nie z delikatnym zapachem herbaty. Ale cóż, nigdy nie zaszkodzi spróbować, a nuż jej się spodoba.
    Wchodząc do herbaciarni była zdumiona. Było to pięknie urządzone miejsce, stylowe, ciche i relaksujące. Rozejrzała się jeszcze raz i była zachwycona.
    - Bardzo tu nastrojowo - powiedziała z uśmiechem - To chyba najfajniejsze herbaciarnia w jakiej w życiu byłam.
    Michelle Dockery

    OdpowiedzUsuń
  162. [ Ohh jak ja Ci zazdroszczę. Sama klepałam biedę, cały dzień siedząc w domu, bo z taką nogą się nigdzie nie ruszę. Ale ciesze się, że było super. :D]

    No i znowu, znowu chciał się spierać o zwykły dres, który ponosił może ledwie godzinę? I odbierać jej przyjemność prania? I zignorować jej prośbę? I jej gościnność? No nie, tak tego Gabriela nie mogła zostawić. A widząc trzymany przez niego tobołek westchnęła ciężko, opierając się o framugę drzwi salonowych. Pan Pies nadal czekał poczciwie w kuchni, mając chyba nadzieję, że Gabriela mu coś rzuci, a figa, na pewno tak nie będzie. Za dużo dzisiaj krzywdy wyrządził, uskuteczniając pewnie kilka niewyględnych siniaków na ciele Agenta Korhonena.
    - Szkoda, że tak uciekasz. Ale cieszę się, że Ci smakowało i mam nadzieję, że przez mojego psa to nie był najgorszy wieczór w Twoim życiu. Nie wybaczyłabym sobie, a raczej jemu.- Powiedziała po chwili, nawet nie próbując wyglądać swojego pupila, bo pewnie by go zgromiła wzrokiem. Ale, ale.. Korzystając, że mężczyzna był właśnie w bliskim kontakcie ze swoimi sznurówkami, ona schyliła się sprytnie i podniosła owy dres, uśmiechając się niewinnie, jak aniołek.
    - Mówiłam, że nie musisz tego prać. Gdybym Ci pozwoliła, zachowałabym się nie jak Hiszpanka, a na to nie mogę sobie pozwolić.- Usprawiedliwiła się, wolną ręką delikatnie przecierając powieki. Pewnie znów zrobiła się na efektowną pandę, ale nawet nie zdała sobie do końca z tego sprawę. Za wygodnie było jej przy tej framudze, prawie jak we własnym łóżku..

    OdpowiedzUsuń
  163. Vivianne zaśmiała się i podeszła do biurka, którego część udało jej się już dziś uporządkować. Wszystkie dziwne przedmioty, które stały na blacie, odstawiła na inną ławkę i biurko już nie prezentowało się najgorzej.
    - Więc niech pan się cieszy, że nie jest najstarszy. Taki brat powinien być pomocny i bronić swojego młodszego rodzeństwa. Przynajmniej ja mam takie zdanie... - powiedziała i otworzyła szufladę. W środku leżał stos papierów, który dziewczyna od razu wyjęła i położyła na uprzątniętej części blatu. - Ja się nie nadaję do roli starszej siostry. To Lise powinna być starsza. Taka siostra, w mojej opinii, musi dawać cenne rady, pomagać w miłosnych rozterkach i kryć jakieś występki przed rodzicami. I to wszystko robi za mnie Lise. - dodała, przeglądając stos. Znalazła w nim stare sprawdziany i kartkówki, niektóre z nich nie były nawet sprawdzone. - Chyba nikt nie będzie się o to upominał. Rok 2006, 2008...

    OdpowiedzUsuń
  164. [ Tak, tak, jeszcze żyję i szprycuję się kawą. :D]

    Uśmiechnęła się pobłażliwie, kiedy wspomniał, że na pewno jeszcze kiedyś wypierze ten dres, sam, własną pralką. Bo według Gabrieli było to raczej mało prawdopodobne, ale.. W sumie to nigdy nic nie wiadomo. Nie miała pojęcia co się zdarzy jutro, co dopiero gdybać tu o praniu jakiegoś dresu?
    Hernandez miała już nawet podejść i jak na gospodynię tego kramu otworzyć mu drzwi, podziękować i kulturalnie się pożegnać. Naprawdę miała to w planach, tylko jej nogi nie bardzo słuchały się reszty ciała. Może dlatego, że te miały ochotę po prostu ugiąć się i wylądować na przyjemnie miękkim łóżku. Pewnie też przez to fakt takowej krótkiej, przyjemnej pieszczoty jak ten pocałunek, dotarł do niej z wyraźnym opóźnieniem. Na jej drobnej twarzy nie zdążył więc nawet zagościć wyraz niemego zaskoczenia tym, co Casyan właśnie zrobił.
    - To dobrze, nie musisz pytać...- Odpowiedziała po chwili i uśmiechnęła się delikatnie, odprowadzając mężczyznę w stronę drzwi. - Miłych snów.- Dodała nieco głośniej, zanim zamknęła za nim drzwi. Te zresztą również domknęła z większym opóźnieniem, wodząc wzrokiem za oddalającą się na schodach sylwetką.
    [ Ba dum tss, teraz chyba powinnam nawet ja zacząć. Ale nie wiem czy mam jakiś godny pomysł. Masz jakiś pomysł? :D]

    OdpowiedzUsuń
  165. No i ostatnie dni nie były najlepsze, jeśli chodziło o samą Gabrielę. Dobra, szczęśliwa passa skończyła się bowiem po weekendzie, który nawiasem mówiąc był naprawdę znakomity. Po sobocie w oceanarium przyszła niedziela, a po niedzieli.. Po niedzieli przyszedł katar, gorączka, ból mięśni i suchy kaszel. Tak tak, Hernandez przypłaciła ten deszczowy wypad najgorszym z możliwych przeziębień. I choć leżąc pod kocem z herbatą i aspiryną klęła na co popadło, tak weekendu nie żałowała. Ba, mogłaby się tak zmoczyć jeszcze raz, gdyby tylko ktoś zagwarantował jej, że nie będzie gorzej chora.
    Niestety Pan Pies i Pan Kot nie byli na tyle inteligentni by zrobić za nią zakupy. Pewnie by nawet chcieli, ale to spotkało by się z dezaprobatą całej apteki. Dlatego Gabriela, ubrana w wyjątkowo ciepłą bluzę- Tą, którą ostatnio pożyczała Casyanowi, której nie zdążyła wyprać i która pachniała nim, w leginsy i tenisówki, w trzydziestostopniowy upał (nikt nie patrzył na nią jak na osobę zrównoważoną..), z czerwonym nosem i podkrążonymi oczami stała w kolejce w aptece, która była chyba dłuższa niż Chiński Mur. Akurat, chyba na złość jasnowłosej, która marzyła tylko o tym, by wziąć jakiś syrop, witaminy i położyć się w łóżku. A raczej zakopać pod stertą ciepłych koców.
    [ Grafomania, na na na na.]

    OdpowiedzUsuń
  166. [ Będę koło 21:30, okej? :)]
    GABRIELA

    OdpowiedzUsuń
  167. [ A jednak jestem trochę wcześniej. :D No zawsze uprzedzam o której będę, w razie czego. :D]

    No nie. W tym momencie Gabriela pomyślała tylko o tym, że ten dzień nie może być gorszy. Nie chodziło o fakt spotkania Casyana, broń Boże! Z tego cieszyłaby się niesamowicie, gdyby tylko była przyzwoicie ubrana, uczesana, jakkolwiek pomalowana, a już na pewno nie z czerwonym nosem, podkrążonymi oczami i chrypką, przez którą jej głos brzmiał niemal jak typowy, męski bas. To było najgorsze co mogło się dzisiaj przytrafić.
    Obróciła się powoli, jakby miała nadzieję, że przez przedłużenie tego gestu albo Korhonen zniknie i nie będzie musiał na TO patrzeć, albo to ona w jakiś magiczny sposób będzie znowu wyglądała jak człowiek. I niestety tak się nie stało, chociaż na jej drobnej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, kiedy miała okazję spojrzeć w błyszczące, wesołe tęczówki mężczyzny.
    - Tak, pomoc się przyda. Trochę mnie rozłożyło.- Przyznała mocno zachrypniętym głosem i wsadziła chłodne dłonie do kieszeni bluzy, lekko wzruszając ramionami. Tak przynajmniej to wyglądało, bo ona w tej chwili trzęsła się z gorączki i zimna. Tak, mimo upału na zewnątrz.

    OdpowiedzUsuń
  168. Vivianne zaraz wyrzuciła cały stos do kosza, przy okazji przyglądając się rysunkom uczniów, którzy błagali o lepszą ocenę.
    - A więc obiecuje mi pan serniczek, który mam odebrać jutro? To taki chwyt, żebym nadal pomagała? - zaśmiała się, wracając na swoje miejsce. - Może trochę przesadzam z Lise. Nie chodzi o to, że jej nie pomagam. Ja jej po prostu nie mam w czym pomagać. Może jej to przejdzie, ma dopiero 13 lat. - dodała i otwarła kolejną szufladę. Ta zawierała rysunki różnych budowli czy króli (niekoniecznie udane) oraz stare plakaty dotyczące różnych dat. - Po prostu wydaje mi się, że ja w jej wieku byłam straszną smarkulą... Co z tym zrobić? - zapytała wskazując na kolejny stosik, który przeniosła na blat biurka. Plakaty mogła przykleić na ścianę lub po prostu wyrzucić.

    OdpowiedzUsuń
  169. - Nie, nie- odpowiedział śmiejąc się- Jeżeli chodzi o dziewczyny, to jakoś z żadną się nie związałem od czasu rozwodu- powiedział. Nie miał nic do ukrycia, a pewnie prędzej czy później by i tak się o tym dowiedział- Mamy remont w bloku, kładą jakieś rury czy cos tam i dozorca kazał znaleźć jakieś lokum zastępcze na ten czas. Mnie jakoś powiedział o tym kilka godzin temu. Więc lepiej późno niż wcale.

    OdpowiedzUsuń
  170. [ W porządku, rozumiem. Ja się rozkoszuję chwilą samotności, bo ostatnio u mnie w domu to się rzadko zdarza. Za rzadko.. ]

    Jasnowłosa westchnęła cicho i również podsunęła się do przodu, chociaż ze znacznym opóźnieniem. I jakoś tak ociężale, jakby to był dla niej wielki wysiłek.
    - No widzisz, sama jestem sobie winna, to był mój pomysł. Szkoda, że to przechodzi na mnie, w takim razie powinnam zerwać z Tobą wszelkie kontakty, skoro to idzie w tak zastraszającymn tempem. Tylko, że raczej tego nie chcę.- Przyznała po prostu, chociaż 'chcę' w jej wykonaniu zabrzmiało bardziej jak wyrwane z kontekstu, niekontrolowane w dodatku 'EEEEHRG'. Naprawdę, chyba jeszcze w życiu nie była tak przeziębiona, a przecież nie pierwszy raz latała w deszczu. To chyba był zwykły pech.
    - Najchętniej nie wychodziłabym spod kołdry i wysłała Psa do apteki. Ale obawiam się, że o ile on byłby chętny na taki wypad, o tyle aptekarki nie byłyby zadowolone z takiego klienta. I mnie pewnie potraktują jak jakąś lekomankę na głodzie, widząc mnie w bluzie w takim upale..- Dodała jeszcze ciszej, mając wielką chęć nasadzić na głowę kaptur. Podejrzewała jednak, że w takim wypadku od razu wygoniliby ją z apteki, nie sprzedając jej nawet witaminy C. Dlatego skuliła się bardziej, o ile było to w ogóle możliwe, tak, że uszy częściowo miałą schowane w kapturze. I była potwornie zła, że Casyan widzi ją w takim stanie, kiedy wygląda jak siedem nieszczęść. Ewentualnie sto. Albo i dwieście, w tym przypadku to było chyba najbardziej adekwatne.

    OdpowiedzUsuń
  171. [Jestem kompletnie zakochana w Lauridsenie od lat! *.* pierwszy raz widzę jego wizerunek na blogu grupowym, także muszę zapytać! Masz pomysł na jakiś wątek? Zgodzę się na wszystko! :3]

    OdpowiedzUsuń
  172. Vivianne wrzuciła stosik do szuflady, wcześniej wyjmując z niego jeden rysunek.
    - A myślałam, że to ja jestem tą, której trudno się pozbyć. Jak mogłam dać się tak wykorzystać... - pokręciła głową. - Może jeszcze nie jest za późno na zmianę języka. Chociaż... przez to sprzątanie powinnam mieć jakieś plusy, lepsze traktowanie. - stwierdziła, po czym usiadła obok mężczyzny na biurku i pokazała mu kartkę, którą wydobyła. - Co to jest? Kleopatra? - zaśmiała się, patrząc na krzywy rysunek jakiegoś ucznia, który w ogóle nie miał talentu. Kobieta miała krzywe oczy, chude ręce i wielkie dłonie. Vivianne zaczęła szukać jakiegoś podpisu, jednak jedyne co znalazła, to data (rok 2007) i podpis jakiegoś nauczyciela, którego nie dało się rozszyfrować.

    OdpowiedzUsuń
  173. [ Nabroiłam jedzeniem schabowych o 22 :D Było warto :D]

    - Przepraszam, ale po prostu nie lubię się kimkolwiek wysługiwać, nawet jeśli jestem chora. Ty też byś musiał poświęcić swój czas, w jakimś stopniu siłę specjalnie dla mnie, ciężko mi przychodzi akceptowanie takiego stanu.- Stwierdziła cicho i wyjęła z kieszeni chusteczki, które póki co tylko trzymała w dłoniach, tak na wszelki wypadek. Podchodząc do okienka natomiast skuliła się, odwróciła w bok by na nikogo z kolejkowiczów nie kaszleć, to był chyba dobry pomysł. A potem była już jej kolej i nie zdążyła mężczyźnie na nic więcej odpowiedzieć, więc przysunęła się bardziej do szybki i przelotnie spojrzała na stojącą za nią ekspedientkę.
    - Poproszę jakieś leki przeciwbólowe, przeciwgorączkowe, tabletki do ssania i syrop na suchy kaszel. I może jakieś witaminy..- Poprosiła niemal błagalnie tym swoim zachrypniętym głosem. Aptekarka uśmiechnęła się do niej ciepło i zaczęła szukać całego arsenały leków, które Gabriela miała zamiar wykupić. Korzystając z tego mogła z powrotem zainteresować się stojącym obok Casyanem, bo i tak zdążyła się poczuć wyjątkowo głupio w ciągu tych kilku minut. Jeszcze tego brakowało, żeby przez to ogólne zamieszanie z jej zdrowiem go teraz zignorowała, co to to nie.
    - W takim razie od dzisiaj powinnam mianować Cię jako Bohater Casyan? Albo superbohater Casyan, zamiast Agenta?- Spytała i uśmiechnęła się delikatnie, płacąc za leki, dziękując kobiecie i odbierając od niej pokaźną reklamówkę. Przy okazji stanęła z boku, czekając na Korhonena i trzęsąc się z zimna. W trzydziestostopniowym upale.

    OdpowiedzUsuń
  174. [ Co ja zrobię, że schabowy jakoś lepiej smakuje o tej 22.. :D]

    - Komfort, to na pewno. Nie jestem tylko do niego przekonana, od dłuższego czasu wszystko muszę zrobić sama i wyjątkowo mi to nie przeszkadza. Chyba nawet to lubię. Wolałabym wyręczyć kogoś, niż być wyręczaną.- Przyznała, z wyjątkową niepewnością i opóźnieniem podając mu swoją reklamówkę. Była lekka jak piórko, może też dlatego nie czuła potrzeby by ktokolwiek musiał nieść ją za nią. Nawet jeśli była chora. Dlatego znowu musiała wcisnąć zimne dłonie w kieszenie, próbując nie spoglądać na mijających ją ludzi. Akurat mało ją obchodziło co myślą o kobiecie w ciepłej bluzie w środku dnia, w upał. Mało ją to obchodziło, ale wolała sobie tych dziwnym spojrzeń oszczędzić, po prostu.
    - Dobrze, Agencie Korhonen. Masz niebywałą okazję, ale uprzedzam, że na własną odpowiedzialność. Naprawdę dziwnie się czuję jeśli ktoś mi aż tak pomaga.- To nie było wcale wiele, pozornie. Dla Hernandez nawet niesienie reklamówki z lekami równało się ze zbyt wielką pomocą.

    OdpowiedzUsuń
  175. Vivianne zeskoczyła z biurka z pomocą nauczyciela, nadal trzymając w ręce rysunek.
    - To bardzo dobra umiejętność. Niecne wykorzystywanie ludzi i sprawienie, żeby jeszcze czuli się winni. Ale to także okropna umiejętność. Nie wiem czy nauczyciel powinien wpajać takie wartości uczniom. - stwierdziła poważnie, po czym zaśmiała się. Wzięła z biurka taśmę klejącą z wzorem w pieski, którą znalazła wcześniej i przykleiła rysunek na ścianę, zaraz obok tablicy.
    - Zróbmy tu wystawkę: ciekawe spojrzenie na historię. Czy pan nie powinien czasem uczyć historii? - zapytała nagle, kiedy już udało jej się urwać ostatni kawałek taśmy. Potem odłożyła ją na biurko i skierowała się ku wyjściu z sali.
    - Postaram się dobrze udawać zmęczoną i jednocześnie zadowoloną z pracy. - obiecała posłusznie i uśmiechnęła się lekko. - Tego dnia wcieliłam się w więcej roli niż na kółku teatralnym. Może pan uczyć wszystkiego! - stwierdziła. - Jaka dobra służba... nie dość, że wykonuje pracę z uśmiechem to jeszcze docenia władcę.

    OdpowiedzUsuń
  176. [ Ja miałam zamiar zrobić ciasteczka maślane, ale w tym domu się po prostu nie da. Nie da się, bo wszyscy się we wszystko muszą wtrącić. To zrezygnowałam.]

    Gabriela uśmiechnęła się delikatnie, lekko kiwając głową. Może i potrafiła się zaprzeć, milczeć, nic nie mówić, ale w towarzystwie tak rozgadanego człowieka było to o wiele trudniejsze. Mogła przyjąć wyzwanie, ale nie oczekiwała po sobie zbyt wiele w tym temacie.
    - Postaram się, ale będzie ciężko.- Stwierdziła tylko, ponownie wzruszając ramionami. W tej chwili naprawdę zatęskniła do swojego łóżka, z którego by po prostu nie wychodziła. Nigdy nie była ani śpiochem, ani leniem. Dopiero w chorobie była w swoim miejscu odpoczynku bezgranicznie zakochana.
    - Widzisz? To też dlatego nie lubię, kiedy mnie ktoś wyręcza. Jeszcze byś nie wyszedł cało z tych zakupów do domu, jeśli bym Cię o nie poprosiła.- Zauważyła, a raczej zachrypiała, wskazując podbródkiem na chodnik. Normalnie od razu by mu pomogła, ale teraz.. Czuła, że jeśli się schyli, to później się już nie wyprostuje, niestety. Dlatego skończyło się na niewinnym uśmiechu i poklepaniem mężczyzny po ramieniu, jakby w geście współczucia.

    OdpowiedzUsuń
  177. [heluu, pomysł na wątek może? :>]

    OdpowiedzUsuń
  178. [mam pewien pomysł, ale powiedz mi proszę, czy Twoja postać mieszka w centrum czy raczej na uboczu? Czytałam kartę, ale to jakoś nie rzuciło mi się w oczy.]

    OdpowiedzUsuń
  179. [ No i jak wszyscy się ode mnie odczepili, to byłam w stanie coś tam upiec, nawet wyszły. :D Pierwszy raz robiłam od początku do końca sama, nawet miałam z tego frajdę. Co do 'dworca'- Współczuję.. :)]

    Gabriela rzuciła kluczyki na półkę, kompletnie ignorując przywitanie Pana Kota, który przyszedł by otrzeć się o jej nogę. Zazwyczaj pochylała się wtedy by go pogłaskać z uczuciem, ale dzisiaj.. Znowu- Już by się nie podniosła, więc wolała tego nie próbować.
    - Cóż, jeśli do jedzenia zalicza się gorąca herbata z miodem, to tak.- Odpowiedziała po chwili wahania i oparła się o ścianę, przymykając oczy. Właściwie było prawie jak w jej łóżku, tylko bez poduszki, kołdry no i trochę twardo. Ale Hernandez miała wrażenie, że z każdą chwilą coraz trudniej będzie się jej stąd ruszyć.
    A jeść? Mówią, że trzeba się dobrze odżywiać w chorobie, bo to połowa sukcesu. Gabriela jednak nie miała apetytu, a chore gardło, które bolało przy przełykaniu śliny nie było sojusznikiem w jedzeniu czegokolwiek, niestety.
    - No i jeszcze malinowy syrop, ale się skończył.- Dodała po chwili, jakby ten syrop mógł poprawić poprzednią marną wypowiedź i zrobić z niej trochę bardziej odpowiedzialną, chorą kobietę.

    OdpowiedzUsuń
  180. [Tożto się idealnie składa na mój dziwaczny pomysł :>]

    Surprise była znana ze swoich wybryków dotyczących dilowania oraz posiadania narkotyków. Na jej szczęście, narazie w Ameryce nie było słychać o popełnionych przez nią zabójstwach, chociaż przeczuwała, że już niedługo i tutaj, w Nowym Jorku, będzie musiała jeszcze bardziej uwżać niż dotychczas. Suri była bowiem ścigana nawet w NY, ale ze względu na sprzedaż narkotyków. Sama sobie winna, bo się z tym nie kryła. Policji nie pasowało również jej zarabianie na zycie, Avannue była bowiem prostytutką. Przebywała zazwyczaj w bocznych uliczkach i za pieniądze robiła różne ciekawe rzeczy, jakie tylko zapragnęli sobie klienci. Nie uważała tego za coś złego, ale jak taka kryminalistka może odróżniać dobro od zła? Brunetka westchnęła cicho, pokonuąc kolejną ulicę Nowego Jorku. Szukała jakiegoś domu na uboczu, opuszczonego, a chociaż wyglądającego na niezbyt zamieszkiwany. Potrzebowała się gdzieś ukryć, a takie miejsca są najlepsze. Jej apartamentowiec nie był już bezpiecznym miejscem jak się jej wydawało. Ostatniej nocy musiała z niego uciec i teraz szuka schroniena. Biedna kobieta? Nie sądzę, pamiętajmy o przestępstwach Suri. Pod żadnym pretekstem nie powinno się jej wpuszczać do swojego domu. Kto wie czy Cię nie okradnie?
    Tracą już powoli nadzieję na ciepłą kąpiel w wannie, dziewczyna przysiadła na pobliskiej ławce. Jej wzrok powędrował gdzieś przed siebie i spoczął na ogromnej, postarzałej kamienicy. Miejsce idealne. Nie czekając dłużej weszła do budynku i udała się na przed ostatnie piętro, jej ulubione. Nacisnęła klamkę od pewnych drzwi, były jednak zamknięte. Mogła więc wywnioskować, że nikt tu nie mieszka albo aktualnie wyjechał gdzieś. Postanowiła więc włamać się. Cóż to dla niej.
    Parę minut później znalazła się w środku.

    OdpowiedzUsuń
  181. [Mam ochotę na jakieś drobne powiązanie. Moze masz jakiś pomysł?]

    OdpowiedzUsuń
  182. - Ciężko idzie mi jedzenie ze ściśniętym gardłem.- Przyznała po prostu i otworzyła oczy, spoglądając na krzątającego się po jej domu mężczyznę. Jakkolwiek by nie patrzeć, to było wielką nowością dla niej samej. Nie chodziło o mężczyznę jako takiego, ale o to, że ktoś obcy (w tym sensie, że nie był jej rodziną ani w jakikolwiek sposób spokrewniony) potrafił poświęcić swój czas żeby w ogóle jej pomóc i się trochę o Hernandez zatroszczyć. Bo ona dalej była do tego sceptycznie nastawiona, czując się bezużyteczna i nieporadna. Trochę to tak wyglądało, szczególnie kiedy była chora i bardzo chciałaby się w ogóle na coś przydać.
    Po chwili jednak oderwała się z trudem od ściany, którą i tak dla pewności przytrzymywała jedną ręką, kierując się powoli w stronę swojej sypialni i miękkiego, pachnącego łóżka. Nawet nie bawiła się w jakąś w miarę ludzką pozę- Po prostu przed samym meblem przestała kontrolować swoje mięśnie i rzuciła się na nie, trafiając twarzą w poduszkę. Od razu zakopała się pod ciepłą kołdrą i dopiero wtedy skuliła się w pozycji embrionalnej, przymykając oczy.
    - W szafce na górze są kubki, obok herbata, kawa. W lodówce powinno być jakieś jedzenie, mikrofala jest podłączona do prądy.- Zachrypiała jeszcze z nadzieją, że Casyan w ogóle ją usłyszał. Przynajmniej tak mogła mu ułatwić krzątanie się po sporej kuchni.
    I mimo wszystko, mimo bólu głowy, gorączki i donośnego kaszlu potrafiła się nawet uśmiechnąć. Taki uśmiech pewnie nie schodziłby z jej twarzy, gdyby tylko przy ich kolejnym spotkaniu wyglądała jak człowiek.
    [ Zaraz będę musiała ogarniać jakiś obiad, bo dzisiaj w tym domu wszyscy malują szafki. Dziwny dzień :O]

    OdpowiedzUsuń
  183. - Nie mylę pojęć! - zaprotestowała nagle. - Wcale nie czułam się ważna, przychodząc tutaj. Czułam się winna, bo się narzucam, a pan może mieć mnie dość. A teraz okazuje się, że to ja powinnam mieć dość pana. - zaśmiała się i ruszyła ku wyjściu z pokoju.
    Słyszała od uczniów z kółka, że Casyan często poruszał na lekcjach temat historii antycznej. Ktoś nawet dodał, że czasami nie mówił o niczym innym. Vivianne lubiła antyk. To znaczy nigdy w ogóle nie przepadała za historią, ale wolała antyk niż nudne średniowiecze.
    - Powinien być pan ze mnie dumny. Taka mądra uczennica wybrała pana przedmiot. I jeszcze pracuje jako niewolnik. - stwierdziła. - A raczej powinien być pan dumny z siebie! Przecież udało się panu zwabić taką mądrą uczennicę. - dodała i zaśmiała się.

    OdpowiedzUsuń
  184. -Na szczęście- zaglądnął do szklanki, oglądając dno, po czym nalał sobie jeszcze alkoholu. Lubił czasami raz na jakiś czas wypić- Niezła su.ka z niej była- powiedział o swojej żonie. Ona pewnie też na niego gadała różne rzeczy. Nawet go to nie interesowało- Mogłem też pojechać do Newark, ale jak pomyślę, że mogłem ją tam spotkać, to aż mi się niedobrze robi- stwierdzil.

    OdpowiedzUsuń
  185. [Nie wiem, jakoś Mathias ma w sobie coś, co przyciąga moją uwagę. A i Twoja postać jest świetna. Skandynaw, cudownie. :3 generalnie, Casyan jest świeeetny, ale Jas na łacinę nie chodzi, niestety, także nie wiem... :C]

    OdpowiedzUsuń
  186. Jasmine Delacour5 sierpnia 2012 12:05

    [To może znajomy jej najstarszego brata? ;)]

    OdpowiedzUsuń
  187. Jasmine Delacour5 sierpnia 2012 12:15

    Jasmine nigdy nie była śpiochem. Zawsze wstawała najwcześniej z całej rodziny. I nigdy nie siedziała bezczynnie, ani nie trwoniła czasu na leniuchowanie. Tego dnia więc nie mogło być inaczej. Od rana latała po mieście, robiąc zakupy i załatwiając sprawy dla całej rodziny. Papiery brata, badania mamy. Doszło już do tego, że rankiem dziewczyn znajdowała w kuchni listę spraw do załatwienia od całej rodziny. Nie miała jednak nic przeciwko. Lubiła być w ruchu.
    Została jej ostatnia sprawa. Victor poprosił ją o odniesienie jakiejś paczuszki. Podał adres. Jasmine nie miała pojęcia co tam jest, ale brat twierdził, że nic ważnego, po prostu musi być odniesione. A sam miał dużo pracy, podobno. Dziewczyna nie wypytywała więc. Pojechała pod wskazany adres, zapukała do drzwi.

    [Nie wiem, co ja tu stworzyłam, mam nadzieję, że może być.]

    OdpowiedzUsuń
  188. [Ależ oczywiście, bo on taki fajny jest <3 ;D]

    OdpowiedzUsuń
  189. Jasmine Delacour5 sierpnia 2012 12:52

    Jasmine ledwo udało się ukryć rozbawienie, kiedy zobaczyła zaspanego, niemal nagiego mężczyznę w drzwiach. Och, tak, powinna się zachwycać i podniecać, albo być przynajmniej onieśmieloną, ale cóż, nie ona. Mając dwóch starszych braci, zdążyła się przyzwyczaić do takiego widoku. Zmieszała się tylko nieco, rozpoznając w owym mężczyźnie nauczyciela od niej ze szkoły. Cholerny Victor, mógł ją chociaż uprzedzić. Bogu dzięki, nie miała z nim żadnych lekcji.
    - Dzień dobry. - powiedziała wesoło, uśmiechając się radosnym uśmiechem od ucha do ucha. Wyciągnęła w jego stronę paczkę. - Od niejakiego Victora Delacour. Nie mam pojęcia, co to jest. - dodała, wzruszając wątłymi ramionkami i wpatrując się w niego wyczekująco.

    OdpowiedzUsuń
  190. [Przykro mi, ale to jedna z rzeczy, których za cholerę nie potrafię ;x Mogę ci co najwyżej rzucić pomysłem ;p]

    OdpowiedzUsuń
  191. - Żebby to było tylko kłamstwo, to byłoby pół biedy- stwierdził, wzruszając mimowolnie ramionami. Upił kolejny łyk ulubionej whisky, wzdychając cicho- Kiedy wydawało mi się, że jest wszystko jak powinno, okazało się, że zdradzała mnie z jakimś czterdziestoletnim gościem.

    OdpowiedzUsuń
  192. [Jeśli cos wymyślę to napisz ;)]

    OdpowiedzUsuń
  193. Już miał coś odpowiedzieć, ale przerwało mu pukanie do drzwi.
    - Czyżby Twoje sąsiadki już coś wywęszyły?- zapytał, spoglądając na niego. Nie miał najmniejszej ochoty na spotkanie ze starszymi paniami z sąsiedztwa.

    OdpowiedzUsuń
  194. [Oooo, ja wiem! Eklerka chciała ogarnąć łacinę, ale powiedzmy, wywalili ją za kiepskie wyniki i chodzi sobie do niego na korki, hm?]

    OdpowiedzUsuń
  195. Jasmine stała w miejscu, z wyciągniętymi rękoma, w których trzymała paczkę. Wpatrywała się w niego wyczekująco, uśmiechając się radośnie, jednak starając się ukryć rozbawienie. Chciała zrobić po prostu miłe, sympatyczne wrażenie, nic więcej. Żadnych nieprzyjemnych sytuacji.
    Na jego słowa, ściągnęła brwi w głębokim zamyśleniu, zagłębiając się w zakamarki swojej pamięci, ale nic nie mogła sobie przypomnieć. Chyba jej pamięć aż tak daleko nie sięgała.
    - Nie, chyba nie pamiętam. - powiedziała z szerokim uśmiechem, opuszczając ręce, gdy w końcu wziął od niej paczkę. - Ach, pewnie. Z przyjemnością wejdę. Nie mam nic do roboty, a może co nieco sobie przypomnę. - stwierdziła, śmiejąc się. Gdy zrobił przejście, weszła do środka, zdejmując buty.

    OdpowiedzUsuń
  196. Zacznijmy od tego, że Larousse wychodziła z założenia, iż zawsze ma mnóstwo czasu, nawet gdy była już spóźniona. Poza tym, była tak wykończona po treningu, że nie chciało jej się ruszyć tyłka. W końcu jednak zmusiła samą siebie do ogarnięcia się, bo przecież sama się o to prosiła i teraz musiała się wywiązać, nie było innego wyjścia. Toteż z piętnastominutowym spóźnieniem wyszła z domu, a zanim dotarła na miejsce, z piętnastu minut zrobiło się ponad pół godziny. Komunikacja miejska, czyste zUo normalnie. Zadzwoniła do drzwi, tupiąc niecierpliwie nogą, bo jakoś tak nagle zaczęło jej się niesamowicie dłużyć. Skrzywiła się lekko na widok nauczyciela, jednak sekundę później uśmiechnęła się nieco sztucznie i przekroczyła próg domu, rozglądając się z zaciekawieniem.
    - Przepraszam za spóźnienie - mruknęła, nie mając najmniejszego zamiaru podawać powodu. - Że tak prosto z mostu spytam, mogę po imieniu? Bo głupio się czuję tak poza szkołą mówiąc ''panie profesorze''.

    OdpowiedzUsuń