Jean Jacques Trouessart
Tom Hiddleston makes the world go round
Zawsze chciałem napisać poemat na dwie linijki
Ale mi nie wychodzi
Jestę Jeanę
Urodzony 1 czerwca 1980 roku w Paryżu (on tak twierdzi, tak naprawdę urodził się w Ermont, takim zadupiu pod Paryżem, ale w końcu bardziej dumnie brzmi ‘urodziłem się w Kielcach’ niż ‘urodziłem się w Sitkówce-Nowiny’, gdzie nawet teelki nie stają), wychowany przez najdroższą mamę Jeanette Julie i równie najdroższego tatę Jacquesa Jerome, dodatkowo w towarzystwie starszego o sześć lat brata Jacquesa Jeana, tym razem już w Paryżu, a nie na zadupiu pod Paryżem. Siostra Josette Julienne, rocznik ’81, również tam była i miała się dobrze. Wciąż w sumie się ma dobrze. Rodzinę Trouessartów sponsoruje litera J, zdecydowanie. Jean ukończył bardzo nierenomowane liceum w dzielnicy, o której mało kto słyszał, ale był na tyle zdolnym młodym człowiekiem, że wywalczył sobie w krwawej bitwie miejsce na Sorbonie, gdzie dzielnie studiował filologię francuską. Na trzecim roku stwierdził, że to genialny pomysł wykorzystać swoje aktorskie talenty i takim sposobem wylądował na Université de Vincennes à Saint-Denis. Wychowany zgodnie z dobrymi, ateistycznymi tradycjami, dobry mąż pięknej Lauren, dobry tata czteroletniej i również pięknej Jeanette Julienne. Znaczy, on tak do końca nie ma pewności co do tej piękności, bo od urodzenia (tak, tego w Dzień Dziecka Anno Domini 1980) może się pochwalić byciem niewidomym, ale ludzie mówią, że obie piękne, to Jean skwapliwie wierzy. Przecież ładni ludzie, do których on się niezaprzeczalnie zalicza, przyciągają tylko innych ładnych ludzi. I wszystko jasne.
W Liceum im. Benjamina Platta w Nowym Jorku, zgodnie ze swoim wykształceniem, uczy języka francuskiego i prowadzi zajęcia teatralne, od 2009 roku.
Jestę wariatę
Jean nawet nie próbuje być poważnym człowiekiem. To by mu nie wyszło na zdrowie. Jest szalony, uśmiech nie schodzi mu z twarzy nawet na sekundę i należy do podgatunku wiecznych optymistów. Nie uiścisz depresyjnych gadek, głębokich przemyśleń o sensie życia i innych tego typu pierdół, od których słuchania i produkcji można dostać żylaków mózgu. Jean nie traci czasu na intelektualne wypociny, chociaż tak naprawdę jest całkiem mądrym stworzeniem i ma coś do powiedzenia. Ale uważa, całkiem zresztą słusznie, że opinia jest jak dupa, każdy ma własną, tylko po co od razu pokazywać. Nie przeszkadza mu, że jest pewna określona grupa jednostek ludzkich, które i tak dopiszą pesymistyczną filozofię do jego absolutnie pozytywnego usposobienia i uznają je za obronę przed trudami życia, z którymi on sobie tak bardzo nie może poradzić. Ale zaraz, zaraz… Czy Jean naprawdę wygląda, jakby sobie z czymkolwiek w swoim życiu nie radził? No, właśnie, chyba nie. Dlatego przyjmuje taktykę ‘pierdol, pierdol, ja posłucham’ i zdania, których nie ma ochoty nawet przetwarzać na zrozumiałą treść wpadają mu jednym uchem, przelatują przez głowę w ekspresowym tempie i ze złowieszczym świstem wypadają drugim. Bo jemu generalnie nic nie przeszkadza, jemu jest dobrze w życiu, jemu się wszystko podoba. Jean do tego jeszcze jest gadatliwy i produkuje zadziwiające ilości słownictwa, zazwyczaj bez większego sensu, chociaż potrafi być bardzo konkretny, kiedy wymaga tego sytuacja. Jeśli sytuacja tego nie wymaga, może godzinami rozmawiać nawet o kolorach i pięknych widokach, nie prezentując przy okazji chociażby grama ignorancji. Chociaż ma usposobienie przyjaciela wszystkich, to nie wszystkim jego usposobienie odpowiada, bo potrafi nieco przytłaczać swoją radością życia i nadmiarem energii. Jean sprawia wrażenie totalnie chaotycznego, jednak jego świat i przestrzeń dookoła są dokładnie poukładane i rozplanowane, zgodnie z jemu tylko znanymi zasadami. Nie ma problemów ze szczerością, dlatego zdarza mu się obudzić święte oburzenie. Ale rzadko, tak, bo generalnie nikomu źle nie życzy i tylko w wyjątkowych przypadkach rzuca mocnymi opiniami.
Jestę profesorę
Na jego lekcjach nie ma spiny, jest za to wesołość, radość i śpiewanie francuskich piosenek. Jeśli ktoś śpiewa wyjątkowo zacnie, to czasem nawet na ocenę. Jean jest chory, kiedy musi zrobić jakiś sprawdzian i udawać, że nie zdaje sobie sprawy z oczywistości pracy grupowej, która odbywa się pod jego ‘pilnym’ nadzorem. Zdecydowanie bardziej woli opowiadać z pasją o francuskiej gramatyce i literaturze. I o tych wszystkich ogonkach i akcentach w dziwnych miejscach również.
Na zajęciach teatralnych nie zmusza uczestników do męczenia się z francuską klasyką, chociaż ma do niej zdecydowaną słabość i bardzo chętnie stworzyłby kolejną interpretację którejś ze sztuk Moliera (też zresztą Jeana). Zdaje sobie jednak sprawozdanie z tego, że nie wszyscy muszą pałać miłością do siedemnastowiecznej sceny europejskiej. Można się za to spodziewać budzących salwy śmiechu ćwiczeń intonacji, oddychania, artykulacji i barwy głosu. I bardzo przyjemnej zabawy w teatr, która owocuje stworzeniem kolejnego przedstawienia na zakończenie każdego semestru.
Jedynie spóźnianie się na jakiekolwiek zajęcia nie należy do polecanych praktyk.
Ma doktorat, wbrew pozorom nie kupił go na ebayu.
Ma doktorat, wbrew pozorom nie kupił go na ebayu.
Jestę nowojorczykię
Jean nie wie, jak to się stało, że nagle wylądowali z całą trzyosobową familią w Nowym Jorku, że porzucił swój Teatr Narodowy bez żalu i nie oglądając się za siebie (bo i po co w sumie, cóż za jawne marnotrawstwo energii by to było), że wynajęli pięćdziesięciometrowe mieszkanie na Górnym Manhattanie i że zadomowili się tam w ciągu dwóch tygodni od przylotu na JFK (prawie jak w piosence, ta historia też zaczyna się na JFK). Ale tak wyszło, handluj z tym. To pewnie była potrzeba zmiany, którą oboje nagle poczuli, a Jean uważa, że co masz zrobić jutro, zrób dziś i takim oto sposobem zrobili, są, przyjechali, wmieszali się w wielokolorowy tłum i dobrze im się tu żyje. A kiedy przyjdzie kolejna nagła potrzeba zmiany, wyniosą się za kolejny ocean i też będzie dobrze. Bo zawsze jest dobrze.
Nieistotne ale prawdziwe
- nie zauważa faktu, że jego tatuaż na wewnętrznej stronie prawego przedramienia (o treści ALWAYS LOOK AT THE BRIGHT SIDE OF LIFE) jest nieco bardzo ironiczny
- uważa, że biała laska niszczy misterny image, dlatego jest ludzkim waleniem/nietoperzem/delfinem (wybierz najbardziej podobne do niego zwierzę w twojej subiektywnej opinii) i używa echolokacji, żeby nie zabić się na pierwszym zakręcie
- od ponad trzech lat bawi się w gwiazdę YouTube i swoje życiowe mądrości przekazuje światu we vlogach, które tnie i edytuje brat Jacques Jean, z zawodu zresztą montażysta filmowy
- tęskni za nim nauczycielka baletu ze studiów, bo twierdzi, że był jej najbardziej pojętnym uczniem
- w życiu nie przekroczył progu żadnej szkoły muzycznej, ale zasuwa jak szatan na skrzypcach, magia świąt i prywatnych lekcji
- z kolei fortepian jest instrumentem, na którym za żadne skarby świata grać nie potrafi, chociaż niejeden przez lata nauki gry na skrzypcach próbował mu wpoić cokolwiek, co związane z tym wspaniałym meblem (bo dla Jeana fortepian to jedynie mebel)
- zabija swoim francuskim akcentem i istnieje niewielka/żadna szansa na to, że kiedykolwiek się go pozbędzie, ale to się tyczy jedynie codziennych kontaktów, teatralnie może się zmienić w rodowitego Nowojorczyka w ciągu sekundy
- potrafi chodzić na obcasach (?!)
- w przedstawieniu dyplomowym swojej grupy biegał nago po scenie
- przez kilka lat pracował w Dans Le Noir w Paryżu jako kelner
- nosi tylko czarne garnitury, ale za to koszule we wszystkich kolorach tęczy
- kiedy postanowili nie przyjąć go na aktorstwo, napisał odwołanie na trzydzieści stron i już po przyjęciu z łaski wielkiej nie dostał żadnej oceny, która nie byłaby piątką
- pochłania porażające ilości jedzenia, a wciąż wygląda jak anorektyczka, kwalifikująca się do leczenia w zakładzie zamkniętym
- jest absolutnym Apple Boyem, Steve Jobs uber alles
- nie ogarnia niemieckiego, hiszpańskiego, włoskiego, rosyjskiego i żadnego innego ludzkiego języka poza ojczystym i angielskim, ale za to zna łacinę i grekę
- nie pije kawy, bo po nawet najmniejszej dawce kofeiny łapie go atak gigantycznego nadmiaru energii i chce posprzątać cały świat
- pali rekreacyjnie dla zdrowia
- ma ukochaną maskotkę z dzieciństwa, która w zasadzie jest pieskiem, ale nikt go nie przekona, że nie jest misiem
- pamiątkę z pierwszej randki z żoną stanowią ułożone przez niego puzzle z zestawu Happy Meal, oprawione w ramkę i powieszone nad łóżkiem
- nigdy nie pojedzie na wycieczkę do Krakowa, ponieważ boi się, że potrąci go Melex lub zabytkowy tramwaj numer 0 (ten i żaden inny)
- ma dziadka, który miał dziadka, który miał babcię
- ta karta jest za długa
[jeśli chęć wątku z tamtego bloga jest, to ja się upominam o naszym gej party. :D ]
OdpowiedzUsuń[trololol, to jakiś taki konkretny pomysł? :>]
OdpowiedzUsuń[hahhahhahhah, nie mogę. Rzeczywiście, tytuł mistrza się należy XD ]
OdpowiedzUsuń[haha, też często tak robię, ale lubię również zaczynać, więc okokok :> To ten, naskrobię to. Tylko tumoroł, bo teraz muszę się zmyć, huehuehue. ale jutro na pewno napiszę to xD]
OdpowiedzUsuń[Witam :) chętny/-a (nie umiem określić płci na postawie karty bez powitania XD) na wątek?]
OdpowiedzUsuń[Dobra, teraz nie patrz na mnie jak na idiotkę; masz jakiś pomysł?]
OdpowiedzUsuń[No niech będzie ten teatr >.< nie mam siły i chęci na jakiekolwiek myśli w stronę genialnych pomysłów. Zaraz wpiszę i kwestia... kto zaczyna? Ja ogólnie nie znam się za bardzo na teatrze, więc jest kiepsko.]
OdpowiedzUsuń[Powiedzmy, że może być dobry, ale jest pierwszy raz na zajęciach - taka dorywcza zabawa (w końcu to optymista z krwi i kości).]
OdpowiedzUsuńChris, jak to Chris, chodził po całej szkole, a zawsze było go pełno, nawet w piaskownicy w wieku pięciu lat, więc nic dziwnego, że natrafił w ogłoszeniach na wielkiej tablicy korkowej propozycję do koła teatralnego. A czemu miałby nie spróbować? No czemu? Był chłopakiem otwartym, bo człowiek nieśmiały nie chodziłby do domu publicznego i nie mówił o tym tak otwarcie, bez skrępowania, więc nic nie stało na przeszkodzie, by staną przed jedną z większych sal, gdzie odbywały się zajęcia. A osoba, która nie zasmakuje czegoś wcześniej, później może żałować.
OdpowiedzUsuńWszedł tam rozluźniony, pełen energii, która wydostawała się z niego przez brak miejsca w jego ciele rażąc wszystkich dookoła świetnym humorem. O dziwo, wszystkie pomysły zwariowanego nauczyciela tak mu się spodobały, że chętnie brał udział w ćwiczeniach, nawet czasem sobie żartując, bo jakżeby inaczej. Ze zdziwieniem przyjął wiadomość, by chwilę pozostał zamiast pójść jak reszta jego rówieśników, którzy kręcili z rozbawienia głowami. Poczekał, aż reszta wyjdzie, by podnieść się spod ściany i podejść do profesora i z uśmiechem, bez skrępowania, spytał się:
- Coś się stało, profesorze?
[Jestem pod głębokim wrażeniem Twojej przeogromnej wiedzy. Ja jestem na tym etapie w przygotowaniach maturalnych :) Ochota jest zawsze, więc jeśli masz pomysł, zaczynaj.Btw: o konia mój historyk serio pytał na sprawdzianach... ]
OdpowiedzUsuńCasyan
[Moja droga, ja też nie mam nic przeszkadza kochaniu wszystkich. Wszystko zależy od Twojej wyobraźni, zdaję się na Ciebie. Możesz miec koncepcję jakąkolwiek, ja podobno i tak wszystko zawsze niszczę :D 7.59? Pisane z pracy wakacyjnej :D ]
OdpowiedzUsuń[Patrzę teraz na potworka, którego masz wyżej. Przepraszam, nie wiem, co było w mojej głowie podczas pisania :) Jeszcze nie robi mi c z kreskę, ostrzegam.]
OdpowiedzUsuń[Mogę Ci zaśpiewać: do boju, do boju~! Z pewnością usłyszałaś ten fałsz. :D Ostanę przy wymachiwaniu pomponami.]
OdpowiedzUsuńOgłuszający jęk syreny strażackiej rozległ się w czteropokojowym mieszkaniu Casyana powodując standardowe stukanie miotłą w pułap i podłogę sąsiadek zarówno z dołu, jak i z góry. Tak się akurat złożyło, że mieszkał w kamienicy z samymi babami i choć nie miał nic przeciwko damskiemu towarzystwu... to naprawdę w tym przypadku okazało się to niczym innym, jak jakąś zemstą Boga na biednym, wrażliwym człowieku z klasy inteligenckiej. Trafił bowiem nie na baby, a wręcz czyste jędze, ale nigdy nie używał tego słowa; był przekonany, że one mogłyby się o tym w jakiś magiczny sposób dowiedzie i .... Tak, one mogły mieć jakieś konszachty z Szatanem. A Casyan z natury wolał unikać wrogów. Szczególnie, jeśli nie byli oni ludźmi.
Szarpnął za słuchaweczkę antycznego wręcz aparatu (miał jakieś siedemnaście lat i trochę mało antyczny wygląd - przypominał bardziej jakiegoś komunistycznego gruchota, ale za to zachowywał się już bardzo statecznie, jak na swój wiek odrzucając większość rozmów nie informując przy tym właściciela o tym zdarzeniu żadnym sygnałem, ani niczym z pokroju tych nowomodnych rzeczy) i niemalże wyśpiewał "Halo" do mikrofonu. W tym miesiącu miał etap na odkrywanie u siebie talentu wokalnego.
[ No to przenoś, a ja tu czekam. Albo ewentualnie na moją ładną prośbę możesz zacząć wątek Jeanę. :D Bo ja jadę na kawach, znowu, znowu ponad dobę nie spałam. :D]
OdpowiedzUsuń[Kongratulejszyn. Ja jeszcze nie jestem na etapie studiów, aczkolwiek przyszłość swoją widzę w bardziej różowych barwach, bo w Biedrze na kasie :D A tak z ciekawości: co studiujesz?]
OdpowiedzUsuńObruszył się.
- W przeszłym życiu byłem słowikiem i nie wmówisz mi niczego, ty... ty.... - chwilę myślał, co by mu odpowiedzieć na tę impertynencję, ale potem usłyszał świetlaną ideę wypuszczoną z ust Jeanę Wariatę, która podziałała niczym miód na jego uszy i tak tez oto zapomniał się na niego obrazić
- Myślisz, że walniesz sobie sentencją i mnie przekonasz?! -zrobił traumatyczną pauzę, żeby potrzymać go trochę w niepewności- A więc ruszajmy! - ucieszył się. Od trzech dni kisił się w tych czterech pokojach i powoli zaczynało mu się już nudzić - A tak poza tym, zrobimy jakieś tournée (element francuski) po lokalnych spelunach, czy burżujsko przepijamy wszystko w jednym lokalu?
[UJ. Mój historyk czci ten uniwersytet :D I gardzi Warszawą. Ale to normalne na Śląsku, u nich ponoć jest odwrotnie. A Twój kierunek jest z gatunku tych bezprzyszłościowych, moich ulubionych. Życzę powodzenia w nauce, dobra pamięć się przyda do obsługi sklepowej kasy i remanentu. :D ]
OdpowiedzUsuńZacmokał niezadowolony.
- Czyli wpraszasz się do mnie, tak? Och, to wasze rozbuchane francuskie wyczucie i subtelność...- dodał lekko wyniosłym tonem - Dobra, niech będzie u mnie. Co prawda, jako porządny obywatel prawdopodobnie alkoholu u mnie niewiele, aczkolwiek zobaczę, co mogę wyciągnąć dla ciebie. - uznał wspaniałomyślnie - Tylko zjaw się za jakiś czas, aktualnie latam goły po mieszkaniu, bo twój telefon wygonił mnie spod prysznica. Już drugi raz, nawiasem mówiąc; połowa osiedla woła na mnie od tamtego czasu "pederasta". Cóż, nie wiem, o co im chodzi. Tak, czy siak, vale! - i trzasnął aparatem, co rozległo się głuchym łoskotem w pomieszczeniu.
[huehuehue, jestem. i już piszę. :>]
OdpowiedzUsuńMuzyka. Słowo te wymówione przeze mnie nie potrzebuje dalszych wyjaśnień czy historii. Dla mnie muzyka była oderwaniem się od szarej rzeczywistości, ucieczką od wielu problemów, a przede wszystkim tak zarabiałem na życie. Wcześniej, będąc małym chłopcem, ojciec zapisał mnie na naukę na fortepianie, a po ukończonym kursie (z wynikiem wybitym, oczywiście, a co!) rozpocząłem kolejne. Tak oto opanowałem wiele instrumentów za sprawą ojca. I to chyba na tyle jeśli wymieniać zasługi ojcowskie, bo nic więcej dobrego mnie od tego człowieka nie spotkało. Dzisiaj również miałem mieć dość muzykalny dzień, który miałem spędzić z moim dobrym kolegą z pracy, Jeanem. Właściwie, to nasze spotkanie miało na celu nagrania coś ala dema czy debiutanckiej płyty, dokładnie nie wiem. Aczkolwiek byłem bardzo podekscytowany tymże faktem. Wchodząc do pomieszczenia, w którym się umówiliśmy, nie zobaczyłem mężczyzny. Prawdopodobnie byłem pierwszy. Złapałem więc za stojącą obok kanapy gitarę i zacząłem grać, tak o, dla rozgrzewki.
David Smith
[ Ja nie umiem spać jak jest impreza. Wczoraj miałam ognisko za miastem i po pierwsze nie było gdzie spać, a najlepsze miejsce było przy ognisku. Zabawa do rana, a teraz dobra kawa i jestem jak nowo narodzona. Za długie mam wakacje i też tryb przestawiłam. :(]
OdpowiedzUsuńGabriela właściwie miała zamiar spędzić ten dzień spokojnie, w domu, ze swoim Panem Psem i Panem Kotem, gotując coś w kuchni dla samej siebie. Tak też lubiła spędzać czas, czasami nawet rozwiązując krzyżówki. Tylko, że zastępca dyrektora zadzwonił, że nie ma nikogo na trzygodzinny dyżur, i czy by Gabriela nie była chętna. A więc Gabriela pożegnała się grzecznie ze swoimi pupilami, swoją kuchnią i krzyżówkami i powędrowała jedyną dobrze znaną trasą do szkoły. Mimo roku spędzonego w Nowym Yorku dalej umiała tylko dojść do szkoły i osiedlowego, dobrego marketu. Nigdzie więcej się nie zapuszczała.
Tym bardziej zdziwiła się, że wchodząc do pokoju, teoretycznie powinno być pusto. Teoretycznie, bo siedział tu jeden z profesorów, którego Gabriela kojarzyła jedynie z widzenia. Czyżby komuś tam na górze pomylił się grafik i Hernandez zjawiła się tu zupełnie niepotrzebnie.
- Dzień dobry.- Przywitała się spokojnym głosem i odgarnęła pasmo jasnych włosów za ramię.- Czyżby kazali mi podyżurować zupełnie niepotrzebnie?
Klasnąłem radośnie w rce, widząc wchodzącego mężczyznę. Na moje oko wyglądał na nieco zmęczonego oraz poirytowanego,a le to zapewne przez wspomniane kłopoty z komunikacją miejską. - No widzisz, Jean, dlatego nie mam żony. - rzekłem, szczerząc swoje bialutkie zęby w serdecznym uśmiechu. - Oczywiście, z całym szacunkiem dla innych, dobry żon. - dodałem, aby nie wkopać się w jakąś dziwną rozmowę o rodzinie, czego w tej chwili bardzo, ale to bardzo nie chciałem. Poza tym, sam nie miałbym do powiedzenia nic a nic na ten temat. Spojrzałem na skrzypce i saksofon, które mężczyzna przytargał ze sobą. - Trzeba było powiedzieć, podwiózł bym Cię.
OdpowiedzUsuńZnowu podskoczył jak dziki, kiedy usłyszał to dobijanie się do drzwi w rytmie mu przypominającym raczej "Siup, siup, słi libertina" czy jak to tam leciało Kate Ryan i psiknął sobie przez to wodą toaletową prosto w twarz; zawsze przed wyjściem porządnie się wypachniał, żeby... w sumie, nie wiedział, czemu, ale lubił to robi, a więc i tym razem nie omieszkał.
OdpowiedzUsuń- Ok, widzę, ze jednak rozumiesz, co sie do ciebie mówi.- przywitał go, otwierając na oścież drzwi i zupełnie ignorując jakiś komentarz sąsiadki odnośnie nie wiadomo czego. Na stole już czekało pozostawione przez niego szkło i kilka butelek bliżej niezidentyfikowanych alkoholi; trzeba przyznać, że jak na bifora było tego całkiem sporo, aczkolwiek Casyan zawsze starał się by szczodrym.
Wziął szybko na ręce czarnego dachowca, który przypałętał mu się pod nogi i rzucił go bezceremonialnie na kanapę, słuchając, jak miauczy z wyrzutem.
- Siadaj, przyniosę jakieś przeterminowane paluszki, czy coś innego. Zobacz, jaki jestem wspaniały. Drzewiej bym nawet o tym nie pomyślał, ale ty jesteś już taki stary...- pokazał, gdzie ma iść, a sam zniknął w kuchni - poza tym- dodał- ktoś to w końcu musi zjeść. Wybacz, ze traktuję cię jak pojemnik na odpadki, Żaaan!
Parsknąłem gromkim śmiechem, słysząc ostatnie zdanie jego wypowiedzi. Cóż, racja to racja. Przypomniałem sobie jednak, że i mnie zdażyła się taka sytuacja i natychmiast zamilkłem. To był mój wielki błąd, który zapewne będzie mnie prześladować do końca życia. I to przez alkohol! Przez te wszystkie piekielne, ale dobre trunki! Ah, szlag by to i tak się nie zmienię. - Nooo.. - mruknąłem. - W takim razie, do roboty. - rzekłem, wstając z kanapy. Gitarę miałem już w ręku, w razie czego w studiu były jakieś inne instrumenty, które zxapewne moglibyśmy użyczyć, chociaż fletu tam nie widziałem.
OdpowiedzUsuńFlety zostawmy kobietą, pomyślałem z uśmieszkiem na twarzy.
- Jakkolwiek, cokolwiek, byle grało i miało się to wszystko razem dobrze. - rzekłem, wytrzeszczając bialutkie zęby w szerokim, serdecznym uśmiechu, po czym wziąłem gitarę i wszedłem do specjalnego pomieszczenia. A tak w ogóle, pomyślałem, mam użyć tylko giatry czy swojego talentu wokalnego też? Otóż jest pytanie. Być może Jean nie wiedział o owym talencie, mało osób wiedziało i czasami byłem z tego zadowolony. - Wszystko okej? - zapytałem
OdpowiedzUsuń- Dobra, Żąąąąąąą~! - wydarł się i przyniósł trochę aż nazbyt suchych rzeczy; czyli orzeszków i paluszków w ilości tym razem skromnej, ale tyle zdążył wygrzebać z szafki. Strach mówić, ale tak naprawdę on też nie do końca wiedział, co stoi na tym stole; połowa z tego to były prezenty z okazji urodzin/imienin/dnia kota/święta niezapominajki i tak dalej. Opadł na kanape na przeciw niego i wziął do reki przyniesioną buutelkę.
OdpowiedzUsuń- Łał, chciałeś zaprawiać się tequilą? Ta melancholia się w tobie jakoś wyjątkowo słabo odzywa. - zaśmiał się - Leśnego Dzbana ewentualnie jeszcze bym zniósł, ale nie takie rzeczy. - odstawił ją z powrotem, przyglądając się mu uważnie.
- Jakież to wspaniałe, kiedy ludzie kłamią w imię miłości....!- dodał sztucznie patetycznym tonem, ocierając niewidzialną łzę i z żalem pociągając nosem - Musisz mieć wspaniałą żonę, Żąąąąąąąą! -wziął orzeszka - A ta pani chyba chciała poprawić ci humor. Wiesz, ostatni śmiech u kresu życia.- mrugnął do niego porozumiewawczo, czego tamten nie mógł przecież zauważyć z wiadomych względów, aczkolwiek nie przeszkadzało mu to.
[Dziękuję! Zanim zastosowałam, zaczęło mi działać :D ]
- I italinista. Chyba?- Dopowiedziała i rozwiązała błękitną apaszkę, którą powiesiła na drewnianym wieszaku tuż przy drzwiach. Mimo lata i wysokich temperatur z tą częścią garderoby ciężko było się jej rozstać. A zresztą w Nowym Yorku nie było jeszcze tak gorąco. Hiszpania ją zahartowała, można by rzec.
OdpowiedzUsuń- Teraz to już chyba buenas tardes, ale dziękuję.- Dodała po chwili patrząc na zegarek i uśmiechnęła się wesoło, znajdując sobie całkiem wygodne krzesło. Takie krzesło od którego na pewno cztery litery nie zabolą, a w tym pokoju to była nadzwyczajna rzadkość, trafić na takie cudeńko. Poza tym to Gabriela była czasem małostkowa i dochodził tu w jakimś stopniu perfekcjonizm, to dlatego odruchowo mężczyznę poprawiła. I miała nadzieję, że się za to nie obraził. W Hiszpanii nikt by się nie obraził, ale to przecież inna kultura!
Popatrzył na niego tak, jakby oznajmił mu, że właśnie na dachu jego kamienicy wylądowało UFO i ze pójdą zaraz się z nimi przywitać.
OdpowiedzUsuń- No co ty, ja nie umrę nigdy. - zaśmiał się - nie mogę umrzeć, bo moja twarz się zmarnuje. I wiele innych przydatnych rzeczy, które w jakiś sposób do mnie należą. A w ogóle, to musiałbym cię spotkać potem i serio, nie uśmiecha mi się.
Splótł ramiona na piersiach.
- A co! Gdzie ja nie mam znajomych! U nas w Skandynawii stoją na rogach ulic, w warzywniakach i tak dalej. I czasem jeszcze ci coś dają, jeśli zgodzisz się być królikiem doświadczalnym przy testowaniu ziół i magii celtyckiej - zrobił do tego minę 'lajk e bos' - to też ma swoje minusy, chociaż trudno w to uwierzyć. Potem nie wolno takich prezentów długo zostawiać.- pochylił się nieco w kierunku stolika- Okej, zaczynamy od twojego, żeby nie było, że beznadziejny ze mnie gospodarz.- stwierdził i nalał im obu totalnie ignorując zalecenia wobec ilości poszczególnych trunków w naczyniach.
W jakiś sposób poczuła się lepiej, że mężczyzna nie obraził się za taką małą poprawkę z jej strony. To było już bardziej odruchowe, niż wyuczone. I może to lepiej, że sam obrócił wszystko w żart? To może była jedna z decydujących cech czemu udało mu się odbić taką wspaniałą białogłowę.
OdpowiedzUsuń- Gabriela Hernandez. Miło mi.- Odparła po chwili, delikatnie ściskając jego dłoń. Delikatnie to w sumie mało powiedziane, bo jako posiadaczka drobnej budowy ciała i równie niewielkich dłoni, mężczyzna pewnie ledwo to wszystko poczuł.- Ja mam tylko pamięć do twarzy, z imionami może być gorzej. Od razu uprzedzam, gdybym naprawdę zapomniała. Chociaż francuskie imiona i nazwiska lubię, ze względu na sentyment.- Przyznała po chwili i uśmiechnęła się delikatnie, by po chwili znowu opaść na całkiem wygodne siedzisko.
Zdziwił się, gdy nauczyciel odpowiadał za niego na zadane przez siebie pytania. Tak z deka wyglądało to komicznie, ale pozostawił utrzymać kamienną twarz, co wychodziło mu zaskakująco dobrze, zważywszy, że uczył się takich trików przy prostytutkach, które próbowały go uwieść.
OdpowiedzUsuńZamyślił się na moment, podbierając głowę na ręce, która podpierała się o ramię zaplecione na klatce piersiowej, obliczając godziny wolnego i czy jego zapał nie okaże się tym słynnym i dobrze znanym, słomianym. Mruknął coś pod nosem, ale nadal myślał, wystukując o brodę dwoma palcami tylko sobie znany rytm.
To może się udać, stwierdził wyrywając się z zamyślenia.
- Tak, myślę, że dałbym radę uczęszczać na zajęcia, ale nic nie obiecuję, bo jak okażę się, że mam występować publicznie nago, to podziękuję - zachichotał, przedstawiając sobie taką scenę przed oczami. - A tak w ogóle; jak ma pan na drugie imię? - spytał podejrzliwie.
[Na serio drugi raz? Haha XD Ja po prostu kocham jego zamiłowanie w tej dziedzinie, więc możesz oczekiwać, że będę używała często takich sformułowań. :D]
OdpowiedzUsuńSkinąłem głową. Jakbym miał nie znać klasyki rocka, a przede wszystkim tej wyjątkowej ballady, bo raczej tak ją mogę nazwać, Ironów? Na moich ustach pojawił się serdeczny uśmiech, który rozjaśniał moją dość bladą twarz. Przełożyłem sobie pasek od gitary na ramiona, siadając jednocześnie na wysokim kreśle. By było mi wygodniej podparłem się nogą o wzaczniać do giatry akustyczno-elektrycznej. - Gotów. - mruknąłem, spoglądając na Jeana.
OdpowiedzUsuń[Dzięki za uwagę, wiedziałam, że w końcu coś pochrzanię, nie sądziłam tylko, że w rzeczy na którą zwykle zwracam uwagę. Chętnie nawiązałabym jakiś wątek, ale moja głowa świeci obecnie pustkami, może ty masz jakąś koncepcje?]
OdpowiedzUsuń- W tym domu chyba najłatwiej byłoby o tę Meksykankę. Acz chwilowo niestety nie mam takiej w zapasie.- stwierdził, smutnie kiwając głową – Ale powiem ci, że ty serio ostatnimi czasy się po pańsku nosisz. Sól? Limonki? Nie wiem jak tobie, ale mi się nie przelewa; mam tylko napoje druidów w domu. Ale zainspirowałeś mnie.
OdpowiedzUsuńWstał i wrócił do kuchni otwierając lodówkę i wyjął z niej coś małego, okrągłego w niebiesko-szarym kożuszku pleśni.
- Dobre, że mi przypomniałeś!- wrzasnął i wrzucił kilka takich kulek do kosza. Potem usiadł znowu na kanapie, zasłaniając sobie twarz dłonią i robiąc przerażoną minę – Boże, dlaczego ja?! Dlaczego ja muszę być świadkiem tak wielkiej tragedii! Nie znasz się na winach? Straszne. Francuz i nie zna się na winach. A ja jestem Finem i nigdy nie trzymałem siekiery w rękach. I nokii też nie. Napijmy się za nasza opłakaną sytuację. – stwierdził w końcu i jednym haustem opróżnił swoją szklaneczkę do połowy.
- Dokładnie, coś w tym stylu.- Przyznała, słysząc fragment i jej znanej piosenki, uśmiechając się wesoło. A kiedy mężczyzna spokojnie opadł na krzesło i założył nogi na stół, ona wyciągnęła się wygodniej, przez chwilę po prostu przyglądając się dobrze znanemu wnętrzu, raz czy dwa nawet mężczyźnie, od tak, odruchowo.
OdpowiedzUsuń- To w takim razie może kawy? Herbaty?- Spytała po chwili i wstała, uśmiechając się ciepło. Jakoś nie uśmiechało się jej trzy godziny siedzieć leniwie w jednym miejscu. A dzisiaj wyjątkowo, nie potrafiła się skupić na tak prostej czynności na kilka minut. To dlatego podeszła do niewielkiego aneksu kuchennego, wahając się jeszcze z wyborem naczyń. Najpierw wolała wiedzieć czy robi dwie kawy, czy może jednak kawę i herbatę.
Zaśmiał się, wyobrażając sobie różne wersje owego spektaklu dyplomowego. CO jak co, ale takich zabaw nigdy nie opuszczał w trakcie filmu - zawsze było przy nich pełno śmiechu, ale jak to wygląda na żywo, nigdy nie miał tego zaszczytu.
OdpowiedzUsuń- W takim razie, profesorze JJ - Ot, do tego było mu drugie imię, bo jakoś nie przepadło mu do gustu to pierwsze. - Zapewne pokarzę się na następnych zajęciach. - oznajmił, uśmiechając się do nauczyciela. - No, to do zobaczenia.
Poprawił plecak na ramieniu i wyszedł z sali, pogwizdując wesoło. Musiał przyznać, że podobało mu się - coś innego.
[To, jest, słabe! Nie morduj! Ja chcę jeszcze żyć!]
[Wątek?]
OdpowiedzUsuń[spoczko. :D]
OdpowiedzUsuńBradley High School. Mówi ci to coś? Koniecznie sprawdź! www.bradlet-high-school.blogspot.com
OdpowiedzUsuń[mezu moj zacny xD]
OdpowiedzUsuń"uważa, że biała laska niszczy misterny image, dlatego jest ludzkim waleniem/nietoperzem/delfinem (wybierz najbardziej podobne do niego zwierzę w twojej subiektywnej opinii) i używa echolokacji, żeby nie zabić się na pierwszym zakręcie" - To znaczy, że jest niewidomy?
OdpowiedzUsuń[To znaczy, że nie umiesz czytać - pogrubione słowa/stwierdzenia w pierwszej części karty.]
Usuń[Prosiałke w szpilkach xD <3]
OdpowiedzUsuń[Ależ oczywiście ;D Podejrzewam, że dość ciekawy będzie ;D]
OdpowiedzUsuń[jestę Francuzkę... ;)]
OdpowiedzUsuń[Z góry przepraszam za SPAM. Zaznaczam jednak, iż otrzymałam zgodę od właścicielki bloga.]
OdpowiedzUsuńWrzesień. W Birmingham High School pojawiają się nowe twarze, niektórzy odchodzą. Szkoła jednak nieustannie od kilkudziesięciu lat tętni tym samym życiem, a nauczyciele zarażają tą samą pasją. Ty też już dziś możesz dołączyć do najsłynniejszej szkoły z internatem w Wielkiej Brytanii.
Możesz wcielić się w rolę szkolnego kujona, kapitanki drużyny cheerleaderek, szkolnego sportowca. Wspinaj się po szczeblach szkolnej drabiny popularności i z niepopularnej pierwszoklasistki zmień się w królową balu!
Już dziś dołącz do http://birmingham-high-school.blogspot.com/
[Blog wciąż w budowie, jednakże najważniejsze zakładki są już dostępne.]
[może jakiś pomysł na wątek? ;>]
OdpowiedzUsuń