Infantylna dwudziestolatka (amerykanka) wychodzi za mąż za porządnego, szanowanego lekarza (Austriaka). Postrzelona kobieta i poukładany mężczyzna pozornie do siebie nie pasują. A guzik- Akurat ta para może być przykładem dozgonnej miłości. Uśmiechnięta właścicielka cukierni o elfiej twarzy rodzi bliźniaki i za nic nie daje się przekonać do normalnych imion dla tej osobliwej dwójki. Wybiera takie, które łagodnie mówiąc- Są powodem problemów psychicznych dorastających nastolatków. A potem to już matka, umiera, ojciec przechodzi załamanie nerwowe, a dzieci udają, że jakoś sobie radzą w tym świecie. I nigdy nie przedstawiają się innym prawdziwymi imionami.
Navia Calliope Schmidt
urodzona o godzinie 02:25 pierwszego sierpnia
Bardziej znana jako Laura z klasy III
Język hiszpański, francuski, łacina, WOK, WOS, historia, matematyka, fizyka, chemia i rozszerzona biologia, gimnastyka artystyczna
A ponadto
Koło teatralne, malarstwo i drużyna pływacka
Jestem, jestem kamykiem lecącym w twoje okno
stukotem dziobu ptaka w rytm alfabetu Morse'a
stukotem dziobu ptaka w rytm alfabetu Morse'a
Z sierpniowej dwójki to ona jest 'tym starszym bliźniakiem'. I jak na starszą przystało- Zdecydowanie wiedzie prym. Jeśli oprzeć się na przeciwieństwach takich jak ogień i lód, ziemia i powietrze, chaos i spokój, Navia jest tą groźniejszą, tą niepokorną, tą niezależną. Po matce odziedziczyła donośny głos, zdecydowanie, niespożytą ilość energii i talent kucharski, który dosyć często wykorzystuje. Po ojcu natomiast ma duże, ciemne, orzechowe oczy, okropne pismo i gust muzyczny.
Pierwsze wrażenie chyba nie jest najlepsze. Mimo drobnej postury, można nawet powiedzieć, że wątłej, jasnych, długich włosów i delikatnych rysach twarzy, wcale grzeczną laleczką nie jest. Rzadko kiedy potrafi z serdecznym uśmiechem przywitać się z kimś nieznajomym i zacząć rozmowę. Zazwyczaj omija takie sytuacje szerokim łukiem, i dopiero zmuszona jest w stanie burknąć 'Cześć'. Ale jeśli ktoś ją zna, to wcale nie jest łatwiej...
W gronie znajomych ma zawsze dużo do powiedzenia. I broni swojego zdania jak lwica. Nie należy do hipokrytów i potrafi wysłuchać czyjejś opinii, ale i tak zawsze woli swoje. Jej ulubionym powiedzeniem jest "Możesz mieć swoje zdanie, ale moje i tak zawsze jest lepsze". Zazwyczaj opryskliwa, trochę wyniosła i naprawdę niepokorna. Raczej nie ustępuje komuś miejsca, chyba, że musi. Nigdy miło nie przytakuje. A miłym ludziom z zasady nie ufa, bo są jej zdaniem dziwni. To chyba nienaturalne być miłym dla wszystkich, prawda? Nie boi się głośno powiedzieć, że coś jej nie pasuje. Nie boi się eksperymentować ze swoim ubiorem, chociaż najbliżej jej stylem do boho. Ale i w trampkach śmiga dosyć często. I jak lwica będzie broniła starego, dobrego rocka.
Szanuje ludzi, którzy potrafią się jej odgryźć. Lubi tych, co też są opryskliwi i mają niebanalne poczucie humoru, zupełnie jak ona sama. I to chyba naturalne, że nie lubi tych, którzy chowają się przed nią na korytarzach. Może i nie jest za grzeczna i lubiana, ale żeby od razu tak przed nią tchórzyć? To już szczyt!
Uczennicą jest... Problematyczną. Swoim lekceważącym zachowaniem potrafi zrazić do siebie nauczycieli, a nawet pozbawić ich cierpliwości. Na zajęciach też pojawia się dosyć rzadko, ale mimo wszystko oceny ma nad wyraz dobre. Takie to stworzenie, zdolne, ale leniwe.
Śmierć matki przeżyła najspokojniej z całej rodziny. Może dlatego, że od małego była śmiercią dziwnie zafascynowana. Nie na tyle, by była to już choroba psychiczna, ale.. Zawsze można zrzucić to na 'artystyczną duszę'. Malarze podobno często myśleli o śmierci. Ba, nawet eksperymentowali. Podduszanie chyba też nie było im obce. Ale ja nie o tym..
Grono najbliższych znajomych wie, jaką jest wrażliwą pasjonatką. To oni wiedzą, że Navia dosyć często się uśmiecha, i wygląda przy tym jak wesoły chochlik. Wiedzą też, że dla prawdziwych przyjaciół jest w stanie poświęcić naprawdę wiele i zrobić praktycznie wszystko. Tylko w tak wąskim gronie daje się poznać jako pełna współczucia, pełna wyobraźni, kreatywna osóbka.
Jeśli nie jest na zajęciach- Głównie przesiaduje na korytarzach ze swoim szkicownikiem i maluje. Po jakimś czasie nikogo już nie dziwi, że Schmidt przygląda się komuś przez całą długą przerwę, a potem chodzi za nim i bazgrze w tym swoim magicznym 'zeszyciku'.
Jest fanką natury i bardzo często snuje się po nowojorskich parkach, przesiaduje tam na trawie i to jest jej ulubiona forma spędzania wolnego czasu.
Od momentu śmierci matki to ona musiała przejąć na siebie wszystkie domowe obowiązki. Szczególnie ulubiła sobie prasowanie i gotowanie, co wychodzi jej zresztą bardzo dobrze. Przez jakiś czas była wegetarianką, ale.. Potrzeby jej własnego organizmu były po prostu ważniejsze.
Jest dobrze zorganizowana, mimo artystycznej duszyczki. Potrafi też pracować w grupie (tylko jeśli odpowiadają jej osoby), potrafi sprawiedliwie rozdzielić zadania do wykonania i bez problemu je nadzoruje. Niezwykle punktualna dziewoja, nigdy się jeszcze nie spóźniła. Potrafi być też sumienna i obowiązkowa. Jeśli ma na to chęć, oczywiście.
Niepodlewaną ziemią złożoną topografią
stopami które boso przeszły
drogi szmat
stopami które boso przeszły
drogi szmat
Z ciepłych napojów toleruje tylko zieloną herbatę, a od zapachu kawy ją mdli, dlatego omija wszelkie kawiarnie. Jest wielką fanką słodyczy, i pewnie gdyby nie spędzała aktywnie czasu, byłaby szersza niż wyższa. Do szkoły jeździ rowerem, bo nie lubi komunikacji miejskiej. Jest uczulona na orzechy. Nie rozumie fenomenu przedmiotów ścisłych. Nie ufa miłym, łysym, rudym i tym co mają piątkę z chemii. Mając 8 lat uległa poważnemu wypadkowi, w wyniku którego praktycznie nie słyszy na prawe ucho, więc jeśli jesteś po złej stronie.. Nic dziwnego, że Navia Cię zignoruje. Nieświadomie, oczywiście. Marzy jej się własna wystawa swoich prac. Ma lęk wysokości, Empire też omija szerokim łukiem. Nie maluje się przesadnie mocno, bo jest typem skąpca- Niewiele wydaje, bo szkoda jej pieniędzy na bezużyteczne rzeczy. Nie lubi złotej biżuterii. Poliglotka, nauka języków przychodzi jej niezwykle łatwo, prywatnie próbuje swoich sił w nauce portugalskiego. Urodzona kinomaniaczka.
[Lubię obszerne wątki, ale odpisuję na wszystko. Na zdjęciach Sigrid Agren. :)]
Jemu nie wydawało się, aby byli wstanie skakać sobie do gardeł. Nic przecież na to nie wskazywało, dla niego droczenie się z kimś było na porządku dziennym. A kasjer, pewnie do teraz wspomina ich spotkanie, bo przynajmniej zażył nieco rozrywki w swojej strasznie nudnej robocie.
OdpowiedzUsuńGdy ta zaczęła mówić coś o higienie, zmarszczył brwi i podejrzliwie spojrzał na swoją koszulkę z nadrukiem Slasha, jednak po chwili wzruszył ramionami. Tak, z pewnością była czysta i nie śmierdziała piwem, papierosami, potem, ani niczym takim, więc w żadnym wypadku nie była to aluzja do jego osoby. Bynajmniej.
Leniem jako takim chyba też nie był, choć może czasem się zdarzało. No ale czy ktoś mówił, że nie można sobie zrobić lżejszego dnia i nie przejmować się skarpetkami, kartonem po pizzy. A jeżeli taki stan się przedłuża do tygodnia czy dwóch? Co to za problem? Zwłaszcza w akademiku.
Zmarszczył w końcu brwi i spojrzał na blondynkę.
- Dobra, piękna Lauro... Daleko to jeszcze? - zapytał nieco ironicznie, choć oczywiście za brzydką ją nie uważał, po prostu ten ton już mu wszedł w krew. Zwłaszcza przy niej. No cóż, po prostu odpłacał się tym samym.
- Bo mam ochotę na piwo, film, ewentualnie dobrą płytę. A jak mniemam z wyrazami wdzięczności ty mi tego nie zapewnisz - wzruszył jedynie ramionami, bo naprawdę nic z podobnych rzeczy od niej nie liczył.
Szedł chwilę w milczeniu. Niedaleko, niedaleko... Powtarzał sobie w głowie i obstawiał, który to blok czy nawet apartamentowiec. Zmarszczył brwi i jedynie westchnął, nic już na ten temat nie mówiąc. Przecież te reklamówki nie były na tyle ciężkie, by jej tu marudził. Poza tym nawet jeżeli byłyby takie nie przyznałby się do tego. Miał swą męską dumę, jak każdy facet. I przyznanie się do tego, że tak zwyczajna czynność sprawia mu trudność byłoby końcem. Wstydem wręcz. Ale w każdym razie szło mu się całkiem dobrze, więc nie musiał się o takie drobiazgi martwić.
OdpowiedzUsuń- No proszę... - odparł i uśmiechnął się kącikiem warg - To właśnie teraz masz okazję być komuś wdzięczna, a tak dokładniej to mnie - powiedział i skinął głową, tak jakby doskonale wiedział o czym w tym momencie mówi.
Uśmiechnął się kącikiem warg, słysząc jej cichy bulwers w głosie. Nie miał nic do winyli, ale większość tych płyt już nie nadawała się do słuchania. Zazwyczaj były strasznie zarysowane, a i sprzęt było ciężko zdobyć, zwłaszcza sprawny sprzęt. Dlatego on nic nie miał do płyt kompaktowych, które miały coraz lepsze brzmienie.
- Póki nie wiem czego słuchasz, nie mogę ci przyznać racji - odparł zgodnie z prawdą.
Spojrzał na jej grymas i roześmiał się, kręcąc głową.
- Jeszcze trochę, a ci tak zostanie...
Pewnie i by zagubił się w akcji albo faktycznie na nią wpadł, a to mogło być katastrofalne w skutkach. Pewnie pogubiliby sporo, a jeżeli miała w tych siatkach jajka, na pewno byłoby po nich. Trzecie piętro to jeszcze nic strasznego. Zwłaszcza dla kogoś kto codziennie biegał i trzy razy w tygodniu miał treningi piłki nożnej.
OdpowiedzUsuńSłysząc jej słowa, nie musiał widzieć jej miny, bo już ją sobie potrafił wyobrazić. Roześmiał się cicho pod nosem i pokręcił lekko głową.
- Bez tej miny zapewne też straszysz dzieci, więc co za różnica? - zapytał i wzruszył lekko ramionami. Przystanął obok niej, gdy otwierała drzwi i popatrzył na nią przez moment. Tak naprawdę jej buzia była urocza, jeśli mógłby tak to nazwać. Jednak nie dał po sobie poznać, że tak uważa, przynajmniej na razie. Kiedyś może to wykorzysta. Np. wtedy gdy nieźle sobie nagrabi, chociażby.
- Dogadamy się... Okej - odruchowo też spojrzał na swoją koszulkę i uśmiechnął się pod nosem, po czym jak gdyby nigdy nic wszedł pierwszy do mieszkania i na stole w kuchni zostawił siatki. Spojrzał w dół na swoje czerwone glany. Były czyste, więc nie powinien jej nasyfić.
Rozejrzał się dookoła i wyciągnął ze zlewu szklankę, którą obmył i nalał sobie wody z kranu. No co? Pić mu się chciało.
Może kiedyś było w tej wodzie coś dziwnego, ale teraz? Teraz każdy budynek miał wymagania takie, by woda w kranie była zdatna do picia. W starych budynkach zakładano stacje uzdatniania wody, a w nowych to był już standard. Gdy napił się zimnej wody, popatrzył na nią i uśmiechnął się z wdzięcznością.
OdpowiedzUsuńNie chciał być na tyle niegrzeczny, dlatego wyszedł na moment do przedpokoju i tam ściągnął swoje glany, co trochę mogło potrwać. W końcu wrócił do kuchni w samych skarpetkach i wrzucił swoje zakupy do oddzielnej reklamówki.
- Nie spieszy mi się prawdę mówiąc, więc mogę poczekać na tą muzykę - odparł i wzruszył po chwili ramionami. Zaciekawiony podszedł do okna i wyjrzał przez nie na ulicę.
Sam jednak wolał przedmieścia, większy spokój. Dziwne, prawda? Że taki facet jak on wolał spokojne okolice. No cóż, musiał zachować jakiś kontrast między osobowością, a resztą życia.
Poza tym, potrafił się droczyć, ale być poważnym też umiał być. Zwłaszcza przy ostatnich wydarzeniach, które wręcz tego od niego wymagały.
On jednak nie zwracał uwagi na takie szczegóły, więc mogła byś spokojna o to, że pewnie i tak nie zauważył tego uśmiechu. Może coś tam widział, że wyglądała chociaż przez chwilę pogodnie, ale jemu aż tak bardzo na tym nie zależało. Cóż jeżeli lubiła być pochmurna i naburmuszona, to czemu by nie? Jemu tak to wielce nie przeszkadzało, nawet nie czuł się tym urażony. No bo jak?
OdpowiedzUsuńPoza tym... Czy diabełki nie były bardziej intrygujące od aniołków? Te grzeczniejsze były zbyt łatwe do rozgryzienia i przewidzenia, a te niegrzeczne... Z tymi bynajmniej nie można było się nudzić.
Brunet spojrzał na to, co wyciąga i sam zabrał jej z rąk szklanki i talerze.
- Tak będzie bezpieczniej, jeszcze się skaleczysz i będziemy mieli problem, a ja w roli pielęgniarza to nie jest dobry pomysł - odparł i uśmiechnął się złośliwie pod nosem, po czym ruszył do wskazanego przez nią miejsca.
O dziwo trafił bez problemu.
Zmarszczył na moment brwi, jednak po chwili uniósł je zdumiony.
OdpowiedzUsuń- No ale ja w porównaniu do brata czy ojca byłbym przy tym wszystkim na pewno zabawniejszy - odparł i wzruszył jednak ramionami.
No tak by pewnie było, bo już sobie wyobraził jej rodzinę z poważną miną, którzy tylko robią swoje, a on przy okazji pewnie zrobiłby z siebie idiotę, poprawiając nastrój dziewczynie. Choć nie zakładał, że byłaby w tamtym momencie ponura.
Zagryzł dolną wargę gdy wszedł do jej pokoju. Szklanki i talerze położył na stole i nawet nie czekając na jej zezwolenie, zaczął oglądać jej pokój. Uśmiechał się pod nosem, widząc rysunki, malunki, ale także płyty, choć póki, co na nich nie skupiał swojej uwagi. W pewnym momencie przystanął i uniósł nieco zdziwiony brwi. No widział tu Maddie. Roześmianą Maddie, która podobno w ciąży teraz jest, pewnie w tamtym momencie nie miała o tym bladego pojęcia. No tak... Wpadli nieźle, tego nie da się ukryć, no ale cóż. Teraz nie było już odwrotu, trzeba będzie pomóc kumplowi.
Ruszył dalej, na biurku leżał plik kartek, najwyraźniej z niedokończonymi szkicami. Przewertował je i wpadł na coś jeszcze bardziej zaskakującego.
- To ja? Ale skąd ja tutaj? - zmarszczył brwi i pokazał jej kartkę.
[relacja? mogą za sobą nie przepadać bo ewidentnie oboje nie mają najłatwiejszych charakterów i bronią własnego zdania do upadłego ;>]
OdpowiedzUsuń[Wątek?]
OdpowiedzUsuńMajorka – największa w archipelagu Balearów wyspa hiszpańska na Morzu Śródziemnym. Zamieszkuje ją około 846 000 mieszkańców.
OdpowiedzUsuńAkcja blogu rozgrywa się tutaj, na hiszpańskiej wyspie, a dokładnie w jej stolicy Palma de Mallorca. Zabawa, miłość, twarda szkoła życia-to właśnie wszystko co może Cię tu spotkać. Słońce delikatnie muskające twoją skórę, morska bryza i klimat, którego nie znajdziesz w żadnym innym miejscu. Słynne turystyczne miasto co roku przyciąga rzeszę turystów ale poza sezonem nadal pozostaje intrygujące.
Wciel się w kogo tylko zechcesz. Ucznia tutejszego liceum, właściciela uroczej knajpki czy też pracownika wielkiej korporacji. Daj się ponieść i wykreuj nowatorską postać, właśnie tutaj, w miejscu gdzie liczy się tylko i wyłącznie dobra zabawa.
majorka-life.blogspot.com
[Odpiszę po powrocie z małych warszawskich wakacji, czyli za tydzień, proszę o cierpliwość, postaram się ją wynagrodzić :D]
OdpowiedzUsuńBradley High School. Mówi ci to coś? Koniecznie sprawdź! www.bradlet-high-school.blogspot.com
OdpowiedzUsuń[Hmm, o ile rzucisz jakąś dokładniejszą propozycją dotyczącą powiązań, chętnie zacznę. Z tym, że o ile mam jako taki pomysł na wątek, o tyle zupełnie nie mam pomysłu na to, skąd mogliby się znać. Chociaż myślę, że tu powinien być jakiś związek z ojcem Navii - skoro jest szanowanym lekarzem, możliwe, że rodzice Liama będą go znali. Może zaprosili ich kiedyś do siebie? W każdym bądź razie, tutaj zostawiam pole do popisu Tobie. Zgodzę się na prawie każdą opcję ;P]
OdpowiedzUsuń[Nie tylko, rzuciłam tylko taki pomysł, bo wydaje mi się, że to najbardziej prawdopodobne ;P W takim razie zaczynam.]
OdpowiedzUsuńLubił spędzać chłodniejsze popołudnia w parku. Siedział wtedy na ławce i, naśladując ojca, popijał gorącą kawę z papierowego kubka, czytając gazetę, której zupełnie nie rozumiał. Zwykle męczył się po kilku minutach, wylewał kawę i wyrzucał kubek wraz z gazetą do śmieci. Zamiast tego zaczynał przyglądać się ludziom. A jeśli ktoś odpowiedział mu spojrzeniem, nie peszył się, jak to zwykle z ludźmi bywa. Gapił się jeszcze bezczelniej, doprowadzając niektórych do szewskiej pasji.
Tak było i tym razem. Rozglądał się dookoła, ale na zielonych pagórkach nie siedział nikt interesujący prócz pochylonej nad czymś wątłej blondynki. Siedziała do niego tyłem, postanowił więc przesiąść się na inną ławkę. Przechodząc niedaleko niej, spojrzał na jej twarz. Okazało się, że znał ją doskonale, jeszcze zanim "zszedł na złą drogę". Uśmiechnął się więc nikle i niezauważenie usiadł niedaleko niej.
- Cześć, wariatko - rzucił.
- Wiesz, że zawsze byłem typem chłopaka, co to sobie chętnie po parku pohasa, ptaszki poobserwuje, kilka wianuszków splecie.. - odparł, udając śmiertelnie poważnego. Po chwili jednak zaśmiał się cicho. - Co tu robisz, mała? Czyżbyś jednak była we mnie zakochana i śledziła w każdej wolnej chwili? Powiedz jedno słowo, a padnę ci do stóp, Navio.
OdpowiedzUsuńBył dumny z tego, że mógł jako jeden z nielicznych poznać prawdziwe imię osoby, którą z czystym sumieniem mógł nazwać swoją przyjaciółką, choć od ich ostatniego spotkania zmieniło się dużo. Zmieniło się w zasadzie wszystko. Zarówno u niej, jak i u niego. Cieszył się jednak, że mimo tragedii, jaka ją spotkała, nie traciła pogody ducha i była tą samą sarkastyczną Navią, jaką znał od lat.
- Gdybym wiedział, że spotkam tu panią mego serca, coś bym przyniósł, a tak.. Od rana piłem tylko za gorzką kawę - uśmiechnął się ciepło, kiedy dziewczyna położyła głowę na jego ramieniu. Objął ją delikatnie. W gruncie rzeczy, zawsze traktował ją jak kochaną młodszą siostrę. - Chyba, że dasz się zaprosić na śniadanie, albo ciastko. Albo i to, i to, jeśli zmieścisz - zlustrował ją spojrzeniem i pieszczotliwie dźgnął w płaski brzuch. - Właśnie, czyżbyś ostatnio trochę przytyła? A może zgwałciłaś mnie, kiedy spałem i teraz jesteś ze mną w ciąży? Lepiej już zacznę wymyślać maluchowi zestaw ekstrawaganckich imion.
OdpowiedzUsuń- To idziemy, chuda gwałcicielko, która pobiła mnie w jedzeniu pączków? - zapytał, unosząc brew w pytającym geście. Wstał, wyciągając rękę w kierunku Navii, by pomóc jej wstać. - Znam świetną naleśnikarnię całkiem niedaleko. Możliwe nawet, że pączki też tam serwują. Swoją drogą, czy ty też nie możesz już na nie patrzeć? Po tamtym głupim konkursie wymiotowałem pączkami przez cały weekend.
OdpowiedzUsuń- To ty jesteś mutantem, moja droga. Każdy normalny człowiek po takiej ilości żarcia rzyga dalej, niż widzi - powiedział, cicho się śmiejąc. Rzeczywiście, kilku pierwszych dni po tamtym pamiętnym popołudniu nie wspomina zbyt dobrze. - Chodźmy uczcić to, że jesteś w ciąży, kochanie - powiedział dostatecznie głośno, by usłyszała ich para idąca nieopodal. Posłali Navii ciepłe uśmiechu. Sam Liam parsknął śmiechem i objął dziewczynę w talii.
OdpowiedzUsuńNaleśnikarnia była całkiem niedaleko, tuż za rogiem. Dotarli tam w mniej, niż minutę. Kiedy Smith popchnął szklane drzwi i oboje dostali się do środka, poczuli słodką woń naleśników i ciast. Usiedli przy jednym ze stolików i zaczęli przeglądać menu.
- To mogłoby być całkiem ciekawe.. Gwarantuję ci okładkę gazetki szkolnej, a może nawet jakiegoś lokalnego brukowca - zaśmiał się, przypominając sobie spojrzenie, jakie Navia posłała owej parze.
OdpowiedzUsuńPrzez chwilę przeglądał menu, po czym zdecydował się na tradycyjne naleśniki z syropem klonowym. Można by pokusić się o stwierdzenie, że lubił je tak bardzo tylko dlatego, że przypominały mu niedzielne śniadania w domu.
- Naprawdę chciałabyś być rozpoznawalna jako "dziewczyna ubiegająca się o alimenty"? - uniósł brwi, po czym się zaśmiał. Dopiero po chwili namysłu odpowiedział na pytanie o wakacje. - Co robię? Hmm, to, co robiłem od dwóch lat - piję, narkotyzuję się, uprawiam hazard. Nic, z czym chciałabyś mieć cokolwiek wspólnego - zamilkł na chwilę, obserwując jej reakcję. - A ty? Co robisz w wakacje prócz gwałcenia niewinnych mężczyzn?
OdpowiedzUsuń- Chyba nie odpowiedziałaś na moje pytanie - odparł wypranym z emocji głosem. Pospiesznie skierował swój wzrok na stosik naleśników polanych syropem klonowym, które przed momentem przyniósł mu kelner. Wbił widelec w sam środek. Nagle zupełnie odszedł mu apetyt. Miał ochotę wyjść i zaszyć się w swoim apartamencie.
OdpowiedzUsuń- Moja droga, czy ja wyglądam na kogoś, komu pasowałoby skakanie jak w cyrku? - zapytał, uśmiechając się lekko. Poprawiła mu nieco humor, ale zapewne do końca dnia będzie lekko przybity. - Moja perfekcyjna twarz nie pasuje do takich pierdół. Zresztą, dziwię się, że jeszcze nikt nie zaczepił mnie, żeby złożyć mi propozycję udziału w jakiejś reklamówce. Sądzisz, że szampon byłby odpowiedni? Czy może.. żel pod prysznic?
OdpowiedzUsuń- Bardzo śmieszne - powiedział, usiłując naśladować jej ton głosu. - Uważaj, bo jeszcze znajdziesz się na tej okładce "People". Już widzę te plotkujące o tobie pierwszoklasistki, które będziesz gromiła każdego dnia wzrokiem. A może nawet zrobią z tobą wywiad? Albo lepiej, reality-show z twoim udziałem.
OdpowiedzUsuń[Cóż, powiązania zawsze jakieś mogą być. Od dawnej przyjaźni, po nową. A co do wątków... To zależy od powiązania, wg. mnie. Jest wygodniej.]
OdpowiedzUsuńDante był już przed barem mlecznym, gdzie umówił się z Navią. Zerknął na kolorowy zegarek na swoim nadgarstku i odetchnął cicho - zostały jeszcze trzy minuty do godziny, na jaką się umówili. Wszedł do baru i rozejrzał się po jego wnętrzu, a gdy przyuważył obecną tam Navię, podszedł do niej, szczerząc białe zęby w uśmiechu.
OdpowiedzUsuń- Cześć. - Przywitał się. - Nie spodziewałem się, że będziesz szybciej. Długo czekasz? - Spytał, nie spuszczając z dziewczyny wzroku.
Chłopak usiadł na miejscu, obdarzając ją kolejnym spojrzeniem.
OdpowiedzUsuń- Nie przepraszaj, to nic takiego. - Mruknął w odpowiedzi, a jego usta wygięły się znowuż, acz tym razem w subtelniejszym uśmiechu. - Szkoda tylko, że musiałaś czekać. Jakbyś mi napisała sms'a, to byłbym pewnie trochę szybciej, no ale, już trudno.
Zerknął na menu, które mu podsunęła, ale słysząc jej propozycję, postanowił, że na nią przystanie - brzmiała całkiem zachęcająco.
- No cóż, skoro polecasz, to chyba się skuszę.
- W sumie, chyba masz racje. - Powiedział lekceważącym tonem, który zastąpił machnięcie dłonią i oznaczał, że tę sprawę uważa już za nieistotną. - A co do tych zbrodniarzy, uwierzę Ci na słowo. I uśmiech - Stwierdził.
OdpowiedzUsuń[Cóż, jeśli chodzi o Santiago, to on jest raczej typowym wzrokowcem i to po tym zwraca uwagę na ludzi, ażeby uznać, że warto z nimi rozmawiać. Lubi widzieć twardość ich charakteru, czy coś w tym guście. Wiem, trochę trudny, ale taki już jest.]
OdpowiedzUsuń[Z góry przepraszam za SPAM. Zaznaczam jednak, iż otrzymałam zgodę od właścicielki bloga.]
OdpowiedzUsuńWrzesień. W Birmingham High School pojawiają się nowe twarze, niektórzy odchodzą. Szkoła jednak nieustannie od kilkudziesięciu lat tętni tym samym życiem, a nauczyciele zarażają tą samą pasją. Ty też już dziś możesz dołączyć do najsłynniejszej szkoły z internatem w Wielkiej Brytanii.
Możesz wcielić się w rolę szkolnego kujona, kapitanki drużyny cheerleaderek, szkolnego sportowca. Wspinaj się po szczeblach szkolnej drabiny popularności i z niepopularnej pierwszoklasistki zmień się w królową balu!
Już dziś dołącz do http://birmingham-high-school.blogspot.com/
[Blog wciąż w budowie, jednakże najważniejsze zakładki są już dostępne.]
Eddie kochał swój rower. Naprawdę kochał. Miłością szczerą. Podobnie, jak siostrę, choć chyba jednak trochę lżej. Za rower by jednak życia nie oddał. O tym przywiązaniu mógł świadczyć fakt, że wciąż na nim jeździł, choć w tym czasie powinien mieć już ze trzy kolejne, biorąc pod uwagę częstotliwość jego używania. Ale on był do niego przywiązany. Więc, choć był stary o rozklekotany i wszyscy dokoła słyszeli, że jedzie, to nie chciał go wymieniać, za nic.
OdpowiedzUsuńDzisiejszy dzień był jednak poważnym dla niego sprawdzianem. Eddie jechał sobie spokojnie (dość szybko, co prawda, ale nad wszystkim panował), kiedy nagle jakiś rower zajechał mu drogę. Chłopak dał nieźle po hamulcach, jednak było już za późno na cokolwiek. Rower został, a Eddie wylądował przed nim. Kiedy minęło już pierwsze oszołomienie, chłopak podniósł głowę i dostrzegł drobne dziewczę leżące kawałek dalej. Od razu spostrzegł jej dziwnie wygiętą kostkę i już wiedział, że wesoło nie będzie. Podniósł się i podbiegł do niej czym prędzej.
- Żyjesz? - zapytał, nachylając się nad nią i lustrując z uwagą jej twarz swoimi dużymi oczami w kolorze czekolady. Poklepał ją delikatnie po policzku.
Eddie Delacour
Eddie zaśmiał się szczerze na samą myśl o tym, że jako rower mógłby się uszkodzić. On uszkadzał się nawet przy zwyczajnej jeździe, ale chłopak bardzo lubił przy nim majstrować i nie miał nic przeciwko temu, by spędzać na tym czas codziennie. Przynajmniej nie musiał siedzieć w domu i się nudzić, kiedy już nie było nic do roboty. Także w gruncie rzeczy, powinien dziewczynie podziękować.
OdpowiedzUsuńMiał też nadzieję, że śmiechem i uśmiechem nieco rozluźni atmosferę, widząc, że biedne dziewczę naprawdę przejęło się tym wypadkiem. A to ona była tu przecież teraz najbardziej poszkodowana.
- Pewnie się rozpadł na tysiąc kawałków, jak zawsze. Ale on ma tyle lat, że już nie mogę zliczyć. Poskładam go raz dwa. Ale chyba najpierw muszę chyba pomóc tobie się poskładać. Dasz radę wstać? - zapytał, spoglądając na nią niepewnie. Wyciągnął do niej rękę.
Eddie patrzył na dziewczynę szczerze zmartwionym wzrokiem. Tak, współczucia to on miał w sobie sporo. I pomagać chciał zawsze wszystkim. A szczególnie tak uroczym osobą, jaką była nieznajoma. Niewiele myśląc, bez żadnego pytania ją o zgodę, wziął ją bez żadnego problemu na ręce (była w końcu taka drobniutka) i posadził na najbliższej ławce. Jej rower postawił tuż obok niej, a swój podniósł i obejrzał. Nic się wielkiego nie stało! Nawet da radę jechać.
OdpowiedzUsuń- Dobra, to ja teraz odwiozę swój rower, a ty tutaj grzecznie poczekasz. Wrócę za chwilę, bo mieszkam niedaleko, wtedy wezmę ciebie, twój rower i przetransportuję cię do lekarza, okej? - zapytał, patrząc na nią z uwagą. Mówił jednak tonem i patrzył na nią takim wzrokiem, że musiała wiedzieć, że sprzeciwu nie przyjmie.
Eddie spojrzał na nią z politowaniem, kręcąc zrezygnowany głową. Tego mógł się spodziewać. Właściwie, zdziwiłby się, gdyby było inaczej. Dziewczyna od samego początku wydawała się niesłychanie uparta. Uśmiechnął się do niej pokrzepiająco.
OdpowiedzUsuń- Nastawiłbym ci kostkę sam, ale boję się, że zemdlejesz, dlatego lepiej, jak zrobi co specjalista. A nóż stało się coś poważnego. Siedź tu i nigdzie się nie ruszaj. To dla mnie żaden kłopot. No, daj mi podbudować swoje ego. Każdy mężczyzna chciałby uratować z opresji jakąś damę. - Mrugnął do niej figlarnie, uśmiechając się. - Nie ruszaj się. - powtórzył stanowczo i wsiadł na swój rozklekotany rower, szybko odjeżdżając w stronę swojego domu.
Eddie czym prędzej pognał do domu. Jako żywiołowy, pełen energii, chęci niesienia pomocy i, nie ukrywajmy, podbudowania własnego ego młody mężczyzna, czuł się wyjątkowo podekscytowany tą sytuacją. Oczywiście, ubolewał nad faktem, że dziewczyna jest ranna, ale cieszył się, że może jej pomóc. Przydać się na coś, w końcu.
OdpowiedzUsuńOdstawił rower do garażu, odnotowując w pamięci, że wieczorem znów musi przy nim pomajsterkować i biegiem wrócił do dziewczyny. Na szczęście, kondycję miał całkiem niezłą.
- Dasz radę utrzymać mi się na plecach? A ja poprowadzę twój rower. - powiedział, bez zbędnych wstępów. Posłał jej uśmiech.
Eddie patrzył na nią ze współczuciem, ale i szczerze rozbawiony. Ciekawe, czy naprawdę męczyłaby się, próbując iść, gdyby nie był tak uparty i bezpośredni? Przecież jej kostka nawet nie była już kostką. Wyobrażał sobie tylko, jak musi boleć. Pokręcił głową.
OdpowiedzUsuń- Dziewczyno, czy ty słyszysz, co mówisz? Będziesz się krzywić za każdym razem, kiedy tylko nią ruszysz, a co dopiero, kiedy ją postawisz. Nie ma mowy, moja empatia tego nie wytrzyma, bo będę cierpiał razem z tobą. Wskakuj. - Odwrócił się do niej tyłem i przykucnął, chcąc, by dziewczyna weszła mu na plecy. - Naprawdę, dam radę. Tylko wyglądam na takie chuchro. - Uśmiechnął się do niej przez ramię.
Słuchał jej z niedowierzaniem. Cóż za uparciuch. Ta dziewczyna chyba zrobiłaby wszystko, by wcale na jego plecy nie wchodzić. Domyślał się jednak, że kostka musiała ją naprawdę boleć, skoro jeszcze nie zabrała roweru i nie odjechała od niego czym prędzej.
OdpowiedzUsuń- Myślę, że jakoś podołam. - powiedział pogodnym, wesołym tonem, śmiejąc się. Podniósł się wraz z nią na plecach, stwierdzając, że dziewczyna wcale taka ciężka znowu nie jest. Złapał ją delikatnie za uda, chcąc ją odpowiednio ułożyć.
- Trzymaj się. - powiedział, puszczając ją, po czym złapał jej rower. Ruszył do wyjścia z parku, prowadząc jej rower. Uśmiech nie schodził mu z twarzy. - Jesteś jak piórko. - odezwał się, zerkając na nią przez ramię. - Swoją drogą, jestem Eddie.
[Tfu, Eddie :D]
UsuńEddie roześmiał się szczerze, klepiąc ją czule po nodze. Nie ma co, podbudowywała jego ego, wątpiąc w jego siłę i kondycję. Cóż, pozostawało mu śmianie się z tego. I może odwiedzanie siłowni.
OdpowiedzUsuń- Dobrze, dam ci znać. Wtedy zadzwonisz po karetkę i oboje udamy się do szpitala. - powiedział rozbawiony, zerkając na nią przez ramię. Dziewczyna niesłychanie go bawiła, naprawdę.
- A mi tam jest miło. No, może gdyby nie twoja kostka. Ale poza tym... Nie jest źle. - Wzruszył delikatnie ramionami, nie chcąc jej przy tym uszkodzić. Znów spojrzał na nią przez ramię.
- Dlaczego miałbym się śmiać? - Uniósł brwi, przyglądając jej się uważnie. - Bardzo wdzięczne imię, Navio.
Eddie od razu uznał ją za kogoś szalenie uroczego. A to jaka była uparta i nieco mrukliwa niesamowicie go bawiło. Czując, że dziewczyna zjeżdża z jego pleców, podniósł ją delikatnie, uważając na jej nogę i jedną ręką złapał za udo, mając nadzieję, że nie uzna tego za molestowanie.
OdpowiedzUsuń- Wytykana? Przez jakichś półgłówków chyba. - Wywrócił oczami, kręcąc głową. Zawsze drażniło go podejście ludzi do jakichkolwiek odmienności. Często do takich, na które sam pokrzywdzony żadnego wpływu nie miał. - Laura? Szczerze mówiąc, wolę Navię. - Uśmiechnął się do niego przyjaźnie. Wyszli z parku, Eddie ruszył w stronę najbliższego szpitala.
Gburowata może i tak. Ale to chyba to tak bawiło i w pewien sposób rozczuliło Eddiego w Navii. Czy wyniosła, tego stwierdzić nie mógł, bo póki co, chyba miała wyrzuty sumienia za ten wypadek. Chociaż to świadczyło o tym, że tak źle z nią nie jest. Inna dziewczyna pewnie jeszcze, by go opieprzyła za to, że nie uważał.
OdpowiedzUsuń- Według mnie, naprawdę, imię jest piękne, ale skoro tobie tak przeszkadza, dlaczego go po prostu nie zmienisz? Kilka formalności w urzędzie i mogłabyś oficjalnie zostać Laurą. - Spojrzał na nią z uwagą. - Nikt cię nie skrzywdził, po prostu wyróżnił. Widocznie twoja mama wiedziała to od pierwszej chwili. - Uśmiechnął się do niej szeroko. Poklepał ją pokrzepiająco po nodze.
W takim razie, Eddie powinien dziękować Bogu za to, że stało się tak, jak się stało. Choć i tak rady był, że wpadł na niego ktoś taki, jak Navia, a nie łzawa nastolatka, która pewnie rozpłakałaby się tysiąc razy powtarzając 'przepraszam'.
OdpowiedzUsuńPokiwał głową ze zrozumieniem.
- Rozumiem. W takim razie pozostaje ci jedynie zaakceptowanie swojego imienia. Jest naprawdę piękne, nie wstydź się go, to i ludzie nie będą krzywo patrzeć. Wbrew pozorom, żadnym dziwakiem nie jestem, więc skoro mi się podoba, innym też może. - powiedział pokrzepiająco, wciąż się uśmiechając. Dochodzili już powoli do szpitala.
Eddie roześmiał się. Często słyszał, że jest dziwnie. Ale to tylko dlatego, że wielu ludzi nie pojmowało, jak można mieć tyle energii. No i, nie ukrywajmy, miewał czasami głupie pomysły.
OdpowiedzUsuń- Ciekawymi kryteriami się kierujesz. Ale fakt, rower to jeden z najlepszych wynalazków ludzkości. Swój kocham tak bardzo, że od lat mam ten sam i wolę spędzać godziny na naprawie, niż kupić nowy. - Wywrócił oczami ze śmiechem. Ile już osób mu o tym mówiło, to już zliczyć nie potrafił.
Przed szpitalem, Eddie przypiął jej rower do bramki i wszedł z nią do środka. Ostrożnie usadził ją na siedzonku, po czym poszedł do izby przyjęć i siedzącej w niej pielęgniarce powiedział, co i jak.
Eddie póki co zbyt wiele stwierdzić nie mógł, ale na pewno nie mógł powiedzieć, że się jej bał. Pozostawało mu mieć nadzieję na bliższe poznanie i ewentualne przekonanie się o tym.
OdpowiedzUsuń- W końcu ktoś mnie rozumie. - Uśmiechnął się szeroko. Spojrzał na lekarza, a kiedy Navia podniosła się z miejsca, automatycznie do niej podskoczył, by jej pomóc, łapiąc ją delikatnie za ramię. Słysząc słowa lekarza, spojrzał na niego szczerze rozbawiony, jednak nie zaczął zaprzeczać.
- Nie, poczekam na nią tutaj. Przyniosę jej coś do jedzenia. Na co masz ochotę, ukochana? - zapytał, patrząc jej czule w oczy i uśmiechając się słodko. Niezmiernie go to bawiło.
- Oczywiście, już się robi. - odparł, nieco może zbyt przesłodzonym tonem, głaszcząc ją czule po ręce i odprowadził ją wzrokiem do gabinetu. Gdy lekarz zamknął za nimi drzwi, Eddie zaśmiał się do siebie, ściągając tym samym spojrzenia kilku stojących w pobliżu ludzi. Posłał im wesoły uśmiech i udał się do szpitalnej kawiarni, by spełnić zachciankę swojej tymczasowej żony.
OdpowiedzUsuńZ pączkiem i kubkiem herbaty, stał wiernie pod gabinetem, czekając aż Navia pojawi się w drzwiach.
Eddie, widząc ją w drzwiach gabinetu, od razu spoważniał, przyglądając się jej z uwagą. Spojrzał z troską na jej kostkę i uśmiechnął się do niej czule. Sam nie wyobrażał sobie, co by było, gdyby teraz zwichnął sobie kostkę. Miałby siedzieć w miejscu? On? Dobre sobie.
OdpowiedzUsuńUsiadł na krześle tuż obok niej i wyciągnął w jej stronę pączka i herbatę, uśmiechając się wciąż.
- Proszę, skarbie. - powiedział pogodnym głosem. - Przykro mi z powodu twojej nogi. Naprawdę. Jestem gotów zaoferować ci się jako szofer, póki ci tego nie ściągną. Sam bym umarł, musząc siedzieć w miejscu, a te dwie piękne - Skinął głową na kule. - Szkoda na nie słów.
Eddie trzymał ręce wyciągnięte z pączkiem i herbatą, czekając cierpliwie, aż dziewczyna się zdecyduje, a uśmiech nie schodził mu z twarzy. Zdecydował się na herbatę, bo była bardziej uniwersalna. Kawy sam nie pijał (i bez niej miał za dużo energii), ale też nigdy nie było wiadomo, jaką ktoś pija. Biała, czarna, z cukrem, bez cukru. Za dużo zachodu.
OdpowiedzUsuń- Ja też nie piję. - powiedział, uśmiechając się szerzej. Jakoś bardzo chciał poprawić jej humor.
- Możemy postraszyć go razem. - Mrugnął do niej. - W końcu jestem twoim mężem, muszę dbać o swoją żonę. - Uśmiechnął się od ucha do ucha, głaszcząc ją czule po głowie. Zaśmiał się. - Urozmaicę ci ten czas, co ty na to? Jeśli tylko chcesz. Lubisz chodzić do kina? Na spacery? Może teatr, opera? I nie wciskaj mi tylko, że będę marnował czas, bo i tak strasznie się nudzę, odkąd wróciłem do Nowego Jorku. No, chyba, że to ty będziesz tracić czas ze mną. - Zrobił minę zbitego psa, patrząc na nią smutno.
Eddie, osobiście, nic do kawy nie miał. Całkiem nawet lubił to, jak pachniała. Ze smakiem było gorzej, ale jakoś by to zniósł, gdyby nie wyraźny zakaz osób z jego otoczenia. Jego i bez kawy było wszędzie pełno.
OdpowiedzUsuń- Nie ma pierścionka? No wiesz?! Skarbie, znowu go zgubiłaś? - zapytał, robiąc złą minę, po czym pokręcił głową ze zrezygnowaniem. - No nie, już trzeci w tym miesiącu... Przecież ja chyba zbankrutuję! - powiedział z wyrzutem, patrząc na nią karcącym wzrokiem, ale po chwili znów się roześmiał. Kiepski byłby z niego aktor. Nieustannie by się śmiał.
- Wiesz, mój rower ma bagażnik. Jak obiecam, że będę ostrożny, pozwolisz się czasami podwieźć? - zapytał z uśmiechem, podając jej herbatę, gdy tylko zjadła pączka.
[dzień dobry, ale za chwilę robię do widzenia :c]
OdpowiedzUsuńZa wariatkę? O, nie, nie, nie. Eddie miał ją za coraz słodsze dziewczę. Naprawdę. Miał ochotę ją rozśmieszać. I zająć się nią. Zupełnie, jak z Jasmine. Wzbudzała w nim podobne uczucia, jak siostra, chociaż była tak różną od niej osobą.
- Obiecuję. - powiedział poważnym głosem, kładąc rękę na sercu. - Poradzę sobie. Całe życie woziłem na swoim złomie starszego brata. To dopiero jest chłop. Ze dwa razy ja. - dodał ze śmiechem. No, może trochę przesadził z opisem Victora, ale Navia i tak go nie znała. Nie musiała wiedzieć.
- Jesteś słodka, naprawdę. - powiedział nagle, gdy się roześmiała, przyglądając jej się z uśmiechem. - Tylko, że zaraz się oblejesz. A jak się poparzysz, to wrócisz do tamtego lekarza, także lepiej uważaj. - Mrugnął do niej, skinąwszy delikatnie na drzwi gabinetu, z którego wyszła.
[Musisz mi wybaczyć Milady. Moja nieuwaga najwyraźniej, wtedy pakowanie i odpisywanie na komentarze było ciężkim zadaniem, więc musi mi panienka wybaczyć ;x Bo i tak nie mam nic na swoje usprawiedliwienie]
OdpowiedzUsuńPrzyjrzał się jeszcze uważniej swojej podobiźnie i mimowolnie uśmiech pojawił się na jego ustach. Nie sam nie gniewał się o to, że ktoś próbował go w ten sposób uwiecznić. Przecież nie było to nic uwłaczającego ani strasznego. Nawet całkiem miły gest.
- Ej, ej... Hemoroidów nie mam na pewno. Owsików ani innych robaków w tyłku także nie, więc na mnie nie zwalaj. Mogłaś poprosić o to bym ci pozował, a nie tak z ukrycia - wytknął język i odłożył szkicownik na swoje miejsce.
Ruszył do stojaka z płytami i wyciągnął płytę Pink Floyd The Wall. Uśmiechnął się pod nosem, widząc oryginalną okładkę, w której niektóre cegiełki się otwierały. Podszedł do adaptera i włączył muzykę, po czym wrócił do dziewczyny i usiadł obok niej na łóżku.
[A i ładne zdjęcia ^^ No ja nie wiem w jaki sposób się chcesz rozkręcić, bo oni ledwie się znają ;)]
OdpowiedzUsuńUsiadł sobie pod ścianą i skrzyżował nogi, siadając po turecku. Jak to dzieci w przedszkolu. Pozwolił sobie na to, gdyż nie miał na nogach ciężkich butów, a i może też dlatego, że chciał ukryć swoich czarnych skarpetek z czerwonymi dodatkami z Simpsonów. Ale w sumie nie, on się ich nie wstydził. Lubił je i tyle. Bywał infantylny, wiec czemu miałby to ukrywać? I tak nie dałby rady.
Dopiero w pewnym momencie go olśniło.
- Czemu nic nie mówisz, że chodzimy razem na biologię? - zapytał, ale w sumie po chwili wzruszył jedynie ramionami. Bo niby, co ta informacja zmieniała?
[Ja też nie mam żadnego intrygującego pomysłu]
OdpowiedzUsuńDojadł swoją sałatkę i odstawił talerz na stolik po czym spojrzał na nią, po czym uśmiechnął się pod nosem, wysłuchując jej dokładnie.
- No i w sumie prawidłowo, po co przejmować się wszystkimi wokół i zwracać na nich uwagę, jeżeli najlepszym towarzystwem jest się dla siebie samym... Ale z drugiej strony jak długo można tak wytrzymać? - zapytał i uniósł brew. Pokręcił lekko głową. Z pewnością nie był typem samotnika, dlatego też nie umiał takich ludzi zrozumieć. Sam w domu czy w akademiku po prostu by zwariował i nawet muzyka niewiele by tu zdziałała. Niestety.
Zastanowił się chwilę nad jej słowami. Musiał przestudiować grono, którym to on się zajmował. Miał dużo znajomych, jednak przyjaciół zaledwie czterech. Więc... Był chyba całkiem normalnym człowiekiem, tak?
OdpowiedzUsuńWzruszył lekko ramionami, sam do siebie raczej.
- No ja mam teraz lekki problem, ale... - zmarszczył brwi - Nie, to nie ważne - zakłopotał się nieco i przeczesał palcami swoje włosy.
Nie umiał nawet mówić o problemach, które dotknęły jego i Ali. Nie umiał sobie z nimi poradzić, ale mówić o nich także nie.
Ale Eddie nie należał do ludzi, którzy wyrabiali sobie opinię, opierając się o zdanie innych. Póki sam nie poznał, starał się nie oceniać. Sam kiedyś padł ofiarą takich ludzi i to wcale przyjemne nie było. A ona przecież nie mogła być taka zła, skoro w ogóle potrafiła być całkiem miła.
OdpowiedzUsuń- Dobrze, więc już się poprawiam. Jesteś okropna. Taka okropna, że najchętniej bym od ciebie uciekł. - powiedział, starając się brzmieć poważnie, ale nie wytrzymał i parsknął śmiechem.
- Wierzę. - dodał, słysząc uwagę o lekarzu. Zaśmiał się cicho, widząc, jak łapczywie wypiła herbatę. Pokręcił głową ze śmiechem. Twarda, albo przekorna. Albo jedno i drugie. Przyglądał się jej przez chwilę, nie bardzo wiedząc, co dalej.
- Będziemy siedzieć w szpitalu? - zapytał rozbawiony, klepiąc ją po policzku delikatnie, jakby chciał ją obudzić. - Mało przyjemne miejsce chyba.
Był jej za to wdzięczny, bo po prostu mógł się niepotrzebnie zdenerwować, a nie był typem człowieka, który był wyjątkowo spokojny. Miewał wybuchy agresji. Tak, nawet do tego dochodziło. Ale kobiety nie uderzył nigdy, na szczęście.
OdpowiedzUsuń- No tak, powinienem to zauważyć, ale wiesz... Łudzę się jeszcze, że mogą ludzie szczęście dawać - wzruszył jedynie ramionami - Jednak jeszcze tego nie doświadczyłem.
Nie powiedział już nic więcej tylko sam się położył tuż obok niej i przekręcił na brzuch.
OdpowiedzUsuńZamknął oczy i uśmiechnął się kącikiem warg, relaksując się w tym momencie.
- Masz całkiem wygodne łóżko, więc jak zasnę to z góry przepraszam - mruknął i powoli odpływał. A przynajmniej czuł to, jednak nie miał zamiaru nic z tym fantem zrobić.
Leżało mu sie całkiem dobrze, a obecność prawie, że obcej dziewczyny zupełnie mu nie przeszkadzała.
Eddie, osobiście, o swoją opinię nigdy nie dbał. Nie chciał jednak, by jego biedną, niczemu nie winną siostrę kojarzyli z kimś wyjątkowo nieprzyjemnym i dziwnym. I choć miał swoje odchyły, to generalnie niewielu ludzi naprawdę coś do niego miało.
OdpowiedzUsuńSpojrzał na nią, wciąż szczerze rozbawiony, kręcąc zrezygnowany głową. Jakoś nie do końca wierzył w to, że była taka okropna. W rzeczywistości, na pewno nie była.
- Poćwiczymy chodzenie z twoimi nowymi przyjaciółkami. - Wyszczerzył w uśmiechu swoje śnieżnobiałe zęby. - A tak serio, nie jesteś może głodna? Czy ten pączek ci wystarczył?
Eddie patrzył na nią rozczulony, z troską w oczach, widząc, jak męczy się z tymi kulami. Jak jest jej ciężko i jak ocierają się jej delikatnie, drobne rączki. Zastanawiał się intensywnie nad tym, jak może jej pomóc, ale nic genialnego, jak na złość, nie chciało wpaść mu do głowy.
OdpowiedzUsuń- Tylko trochę zajechałaś mi drogę. Nic się przecież nie stało. Nie myśl już o tym. - Machnął niedbale ręką, zbliżając się do niej nieco. Gdy wyszli ze szpitala, zatrzymał się. - Może wolisz oprzeć się o mnie i tak iść? Te kule są fatalne. - powiedział, patrząc z politowaniem na dwie, rozpadające się już niemal kule. Jak mogli coś takiego w ogóle jeszcze wciskać ludziom? Nie rozumiał.
No to powinien czuć się naprawdę wyjątkowo, bo nadal tu leżał. Roześmiał się cicho pod nosem gdy szturchnęła go lekko, jednak nie dało mu to do zrozumienia, że powinien wstać. I tak nie miał zamiaru tego zrobić.
OdpowiedzUsuń- Dobrze, jak będę niegrzeczny to skopiesz mnie jakoś na podłogę, wierzę ci - mruknął, jednak doskonale można było wyczuć uronię w jego głosie, bo jakoś nie wierzył w jej słowa.
Nie wiedział nawet kiedy naprawdę usnął, rozkoszując się dźwiękami muzyki z gramofonu.
Nie w głowie mu były kradzieże, z takich rzeczy już wyrósł, naprawdę. Nie sprawiało mu to przyjemności, a kleptomanem nie był.
Eddie tak został po prostu wychowany. I taki był. Nie mógł normalnie funkcjonować, widząc, że ktoś się męczy. A ta drobna, jasnowłosa istota istotnie męczyła się z tymi okropnymi kulami. W dodatku, wzbudzała w nim coś na kształt instynktu opiekuńczego. Wydawała się taka zagubiona, że miał ochotę się nią zająć.
OdpowiedzUsuńSpojrzał na nią zrezygnowany. Wciąż tak samo uparta. Zatrzymał ją i odebrał jej kule, biorąc je w jedną rękę. Wyciągnął do niej drugie ramię.
- Zapraszam. - Uśmiechnął się szeroko, patrząc na nią wzrokiem nie znoszącym sprzeciwu. - I nie waż się sprzeciwiać. No, już. Myślisz, że bliskość takiej uroczej dziewczyny to dla mnie problem? Wyglądam na geja? - Zaśmiał się.
Eddie roześmiał się. Jego też wciąż bawiło to, że wzięto ich za małżeństwo. Musieliby być naprawdę młodym małżeństwem. I albo bardzo mocno się kochać, albo Navia musiałaby być w ciąży. Bo kto normalny bierze ślub w takim wieku?
OdpowiedzUsuńChłopak odsunął nieco rękę, by dziewczyna kul nie sięgnęła i pozwolił jej się ponownie na sobie oprzeć. Tak szła już dużo sprawniej, więc i jemu było to na rękę.
- Przynajmniej się nie wleczemy. I nie jest tak źle. - powiedział wesoło, wciąż się uśmiechając. Nierzadko brany był za naćpanego z tego powodu. - To na co masz ochotę, żono?
Sen ogarnął go całkowicie, więc takiego obrotu spraw naprawdę się nie spodziewał. Gdy poczuł ból w okolicy karku od razu się podniósł i przetarł zaspane powieki. Palcami przetarł poplątane włosy. Odetchnął i poszedł wyłączyć płytę, która już dawno pewnie przestała grać. Odłożył ją grzecznie na miejsce i sam usiadł sobie na biurku. Przechylił lekko głowę i spojrzał na nią. Dojrzał w kącie pokoju aparat, dlatego po niego sięgnął i pstryknął jej zdjęcie. Usiadł przy komputerze i wydrukował je. Zadowolony ze swojej pomysłowości namalował jej wąsy i położył przy jej twarzy. Miał zamiar się już zwinąć do domu, bo przecież nie będzie jej niepotrzebnie budził. Sam trafi do wyjścia.
OdpowiedzUsuń