poniedziałek, 23 lipca 2012

No entres donde libremente no puedas salir.


Pedro Hernandez był naprawdę ułożonym człowiekiem. Statecznym mężczyzną, właścicielem niewielkiej, aczkolwiek znakomitej winnicy. Interes odziedziczył po swoim ojcu, który przeżył dwa rozległe zawały i jeszcze za życia przepisał wszystko na syna. Był chyba środek lipca, kiedy to zaczął się sezon wycieczek turystycznych po okolicznych winnicach. Ta Pedra, uważana za najlepszą w tej części Hiszpanii była wręcz oblegana przez wycieczkowiczów. Właśnie podczas takiego zwiedzania Jego dobytku, zauważył w tłumie turystów kobietę. Chociaż nie, tego nie był pewien od razu. Z daleka wyglądała bowiem jak nimfa wodna. Jak elf. Jak chochlik. Delikatne rysy twarzy przyciągały wzrok, ale oczy nawet po długim wpatrywaniu się w to jasnowłose cudo nie były zmęczone. Tak jakby właśnie po to ta kobieta, ten elf, ta nimfa była stworzona. Po to, by ją oglądać.
Okazało się, że jest rodowitą Paryżanką, która wybrała się na urlop do słonecznej Hiszpanii. Hernandez nie był jedynym mężczyzną, który zabiegał o względy ślicznej dziewczyny. Ale jakimś cudem to właśnie on skradł jej serce, w zaskakującym tempie. Zaledwie dwa miesiące później oboje mieszkali już w drewnianym, dwupiętrowym domu obok winnicy. Wzięli szybki ślub, bez wesela i gości, którzy w ich mniemaniu nie byli im wcale potrzebni. Dwa lata później na świat przyszła ich pierwsza i zarazem ostatnia pociecha. Brigitte zmarła na skutek komplikacji po porodzie, zostawiając rumianą córkę pod całkowitą opieką Pedro.

 

Gabriela Carmen Hernandez bardziej przypominała matkę. Nie tylko jeśli chodziło o wygląd, ale też o zachowanie, chociaż o tym wiedziała tylko z opowieści ojca. Od małego nie potrafiła usiedzieć w miejscu, była uparta i wiecznie szukała czegoś nowego. To zostało jej nawet do teraz. Wyleciała z Hiszpanii przeszło dwa lata temu, po śmierci ojca. Sprzedała rodzinny interes, za który nie chciała już odpowiadać. I wyruszyła gdzieś, w poszukiwaniu czegoś nowego w życiu. Przez pół roku była w Paryżu, ukochanym mieście swojej matki, a potem przeprowadziła się do Nowego Yorku.



Najprościej byłoby napisać o tym, jaka jest teraz. Paradoksalnie, jest to najtrudniejsza część do przedstawienia, ponieważ każdy odbiera jej osobę zupełnie inaczej.

Sąsiedzi uważają ją za próżną elegantkę, która nawet w mieszkaniu chodzi w szpilkach i stuka tym biednym na dole w sufit. Nie mówi im dzień dobry i ranem jest zawsze ponura, a windzie przebiera nogami, jakby się wiecznie spieszyła. Nikogo nie ma, bo nikogo nie zaprasza na noc, ale często słucha muzyki, bardzo głośno. I to bardzo różnej muzyki, od klasycznej, przez jazz, soul, aż po rock i symfoniczny metal. Wygląda na nad wyraz zadbaną i pewnie spędza godziny przed lustrem, męczy się na dietach, bo ciągle biega. Jest samotną kobietą, bo sprawiła sobie i psa, i kota. 
Uczniowie uważają ją za miłą, pomocną i wyluzowaną nauczycielkę, która ma dystans do siebie jak i do prowadzonych zajęć. Umie dotrzeć do każdego ucznia, jeśli nie w grupie, to indywidualnie. Przykłada się do swojej pracy, jest obowiązkowa i wywiązuje się ze swoich obietnic. Potrafi być wyrozumiała, traktuje każdego z należytym szacunkiem, na zasadzie "Ty jesteś dobry dla mnie, ja będę dobra dla Ciebie". Nie ingeruje w życie i prywatność swoich uczniów, a oni nie robią tego w stosunku do niej. Szanuje ludzką prywatność, a i pożartować z nią można.
Pracownicy niewiele mogą o niej powiedzieć. Pokój nauczycielski jest dla niej miejscem, gdzie chowa się w kącie i sprawdza testy, rzadko kiedy wdaje się w pogaduszki między nauczycielami. Ale wydaje się miłą, spokojną osobą. Taką rozważną. No i jest zadbana, gdyby nie oficjalny, profesorski ubiór z klasą, pewnie wzięliby ją za uczennicę. Niektórzy mówią, że jest niedoświadczona i za młoda, ale mimo tego radzi sobie nieźle. Nie słyszą skarg ze strony uczniów, a to na ich opinii bazują. Wydaje się inteligentna i oczytana, pewnie da się z nią swobodnie porozmawiać.
Przyjaciele wiedzą, że jest oazą spokoju. Rzadko kiedy podnosi głos, nieczęsto zdarza się jej denerwować i rzucać czym popadnie. Owszem, jest wiercipiętą, lubi aktywny tryb życia, ale nigdy nie była wybuchowa, w stosunku do nikogo. Potrafi jednak głośno i zdecydowanie wyrazić swoją opinię. Nie boi się tego, co powiedzą ludzie. Jest też dobrą słuchaczką, chociaż sama dużo, mądrze mówi. Potrafi być pewna siebie, zdecydowana, niezależna i samodzielna. Zawsze od początku do końca załatwia swoje sprawy, nigdy nie odkłada niczego na ostatnią chwilę. Prywatnie? Tak bardzo prywatnie ujawnia swoją niepokorną stronę, stronę w której nie boi się flirtu i niedomówień, nie kryje swoich atutów, walorów i nie ma problemu ze swoją seksualnością. Lubi dominować, ale jest też w tym dziwnie wyrozumiała. Potrafi się o bliskich zatroszczyć, chociaż ma niewielu dobrych znajomych. Nawet w stosunku do najlepszych przyjaciół potrafi być niekiedy skryta i odrobinę nieufna.

Nikt nie wie o niej wszystkiego. Za bardzo lubi tajemnice. Mimo bardzo ludzkiej natury, rzadko do końca przed ludźmi się otwiera.

Mimo hiszpańskich korzeni jest blondynką, o naturalnie złocistej karnacji. Po matce odziedziczyła sarnie, zielone oczy, włosy i pełne usta. To ojciec jest sprawcą jej lekko zadartego noska, który mimo wszystko zdaje się współgrać z resztą twarzy. Nie jest wysoką modelką, mierzy tylko 167 centymetrów wzrostu. To dlatego często chodzi w szpilkach. Oficjalnie nie rozstaje się z ołówkowymi spódnicami lub eleganckimi sukienkami, a w spodniach można ją zobaczyć jedynie podczas joggingu. Lubi klasyczną elegancję, złotą biżuterię i styl retro. Usta bardzo często podkreśla czerwoną szminką. Jeśli perfumy, to tylko klasyczne chanel no.5, w niewielkich ilościach.

 
Bardzo lubi stare samochody, hiszpańskie kino, oraz hiszpańską kuchnię. Mimo, że mieszka sama, często gotuje- głównie dla siebie. Jest posiadaczką niebanalnego poczucia humoru, o czym nie każdy ma pojęcie. Szczerze nie znosi truskawek, w ogóle rzadko sięga po owoce. Zdarza się jej zapalić, chociaż robi to sporadycznie, w stresie. Ma sporo oszczędności ze sprzedania rodzinnej winnicy, ale nie trwoni pieniędzy na lewo i prawo. Zakupy robi dosyć rzadko, ale jeśli już.. Musi to być dobra, sprawdzona marka. Z zasady nie kupuje byle czego. Poza tym stara się nie przywiązywać ani do miejsc, ani do ludzi. Nieuzasadniony lęk do dzieci? Owszem, ma takowy. Nikt jednak nie wie, że sama kiedyś była matką.

Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz.



Gabriela Carmen Hernandez
24 lata, ur. 28.12.1988
Nauczycielka języka hiszpańskiego


[ Twarzy użyczyła Anna Jagodzińska. Lubię konkretne, rozbudowane wątki. Zaczynanie wychodzi mi... Kiepsko, ale próbować mogę, nie ma problemu. :)]

185 komentarzy:

  1. [Czeeeeść :D Jak mi się zaraz zachce może przenieść kartę, to możemy kontynuować gadanie o mikrofali i paelli przy winie :D]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Hm, patrząc na postac (przepraszam, ale czasem nie robi mi małego c z kreską :() można znaleźć zaledwie jeden punkt wspólny: pewność siebie. Chociaż nawet nie, bo Casyan trochę gra, aczkolwiek... hm, może jako koledzy z pokoju nauczycielskiego... eh, Casyan na pewno lubi wszystko to, co jest obce i tajemnicze. Zresztą, to aż bije po oczach. Nie wiem, naprawdę nie wiem; może wyjmiesz coś z tego wywodu, bo jeśli chodzi o mnie-bardzo chętnie powątkuję. O, moja posta jest prawie nowa w szkole. Może coś na tej płaszczyźnie. ]

    OdpowiedzUsuń
  3. [Nie przejmuj się! Już lecę z kontynuacją! :D ]
    Casyan wtłoczył się tyłem do pokoju nauczycielskiego, dźwigając naręcze map, które pożyczył od jakiegoś historyka. Bezceremonialne walnął je na stolik obok okna, dopiero po chwili zauważając kobietę siedzącą w rogu, przy wątłym świetle lampki. Zdziwił się nieco, że ktoś o tej porze tutaj jeszcze jest oprócz niego - Casyan bynajmniej nie zostawał po godzinach dla przyjemności, ale jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, lubił sobie grasować po szkole, żeby się do niej w końcu przyzwyczaić i nauczyć, co gdzie jest. Bo orientacje w terenie miał tragiczną, a pamięć jeszcze gorszą, jeśli chodzi o tak trywialne rzeczy.
    - Dobry wieczór! - przywitał się donośnym głosem, co najwyraźniej trochę przestraszyło nauczycielkę, bo drgnęła niespokojnie - Przepraszam, że zakłócam spokój, ale sekundka i już mnie nie ma.- uśmiechnął się - Poza tym, ośmielę się zauważyć, że siedzenie po nocach jest bardzo niezdrowe. Chyba, że ktoś ma pokrewieństwo z sowami, ale pani bynajmniej nie wygląda na taką. W ogóle, to całkiem prawdopodobnym jest, że pani wie, kim ja jestem, ale odnoszę dziwne wrażenie, że popełniłem potworne faux pas nie przedstawiając się. Casyan Korhonen, uczę łaciny.

    OdpowiedzUsuń
  4. [Trzeba spać, chociaż ja generalnie ostatnimi czasy przerzuciłam się na tryb nocny i zamiast spać w godzinach 24-8, to śpię w godzinach 6-14 XD]

    Nie ma to jak przyjemny dyżurek w pokoju nauczycielskim (lub też - nie ma to jak jazda po półlitrze, którą to mądrość przekazał pewien polski zespół i Jean kiedyś miał okazję sprawdzić, jak to jest z tą jazdą po półlitrze i wciąż uważa, że to była jedna z najgłupszych... najgłupsza rzecz, którą zrobił w życiu) podczas wakacji. Prawdopodobieństwo, że pojawi się którykolwiek z jego uczniów wynosiło mniej więcej jeden do miliona stu czterdziestu trzech tysięcy siedemset osiemdziesięciu jeden, czyli był przygotowany na trzygodzinne posiedzenie w towarzystwie sudoku na ajfonie - jeden z niewielu strawnych dla Jeana odmian matematyki. Założył więc nogi na biurko, prezentując ich długość i zgrabność w pełnej okazałości, a logo Louboutina na podeszwach rozświetliło pomieszczenie. Jean pałał miłością do swojego rodaka (oczywiście od momentu, kiedy było go stać na zakup choć jednej nowej pary jego butów w ciągu roku), a w szczególności do tego konkretnego dzieła z roku 2010, które jeszcze mu się nie znudziło, a nosił swoje naćwiekowane lakierki do wszystkiego, co się tylko nawinęło. To tyle z rozważań o butach, Jean zajął się swoją butelką z mrożoną herbatą, rozkoszując się myślą o nadchodzącym turnieju sudoku. Telefon kontra J. J. Trouessart, cóż za pojedynek!

    OdpowiedzUsuń
  5. - Więc bardzo mi miło panią poznać. - skwitował prezentację teraz już nowej znajomej i znowu się uśmiechnął, bo to podobno wyjątkowo dobrze mu wychodziło - Można jeszcze zrobi test na pokrewieństwo z nietoperzami - ciągnął nadal temat komplikacji rodzinnych a ich wpływu na sposób spędzania wolnego czasu - aczkolwiek trzeba wtedy sprawdzić, czy wiszenie na przykład w jaskini z głową w dół sprawia przyjemność. - zastanowił się w końcu nad swoimi słowami, wypuszczając ów potok zupełnie bez przemyślenia. -plotę głupoty, ale to u mnie naturalny stan. Wybaczysz, Gabrielo. Mogę do pani mówić po imieniu? Jest naprawdę ładne i uważam, że nie trzeba wciskać tego oficjalnego "pani" przed. - zaproponował, opadając na krzesło przed stolikiem - Jestem teraz szalenie niekulturalny, że tak zakłócam twoją uroczą samotność, ale ja po prostu dbam o twoje samopoczucie. Będąc zupełnie naturalnym już na początku, nie doznasz jakiegoś niemiłego zawodu. Prawda, że wspaniale to wymyśliłem? - zaśmiał się krótko, zerkając na ścienny zegar, który wybijał już jedenastą.

    [Btw: Gabriela to jedno z moich ulubionych żeńskich imion :D]

    OdpowiedzUsuń
  6. [ Dziś nie mam za wielu pomysłów:( Jak chcesz to możemy poczekać do jutra, aż coś wymyślę. No chyba, żę ty masz jakiś pomysł ;)]

    OdpowiedzUsuń
  7. - Wręcz przeciwnie, powinien tu jeszcze być rusycysta i włoski... włosko... nauczyciel włoskiego, ale najwyraźniej oboje słusznie przewidzieli, że nikt nie wpadnie na osobistą audiencję do dowolnie wybranego językowca, bo i w sumie po co. I dzień dobry, serdecznie witam, buenos dias, bonjour, zdrastwujtie, buongiorno. - Wspiął się na wyżyny swoich językowych możliwości, prezentując znajomość jakże skomplikowanych zwrotów we wszystkich językach, których nauczyciele powinni tego właśnie dnia mieć swoje obowiązkowe dyżury. Jean nie miał z nimi problemu (dyżurami, nie nauczycielami, chociaż... z nauczycielami w sumie też nie miał), kazali, to przychodził, nie rozpaczał, nie pomstował na czym świat stoi, nie płakał krwawymi łzami nad swoim pedagogicznym losem.

    OdpowiedzUsuń
  8. [Phi, i Ty lubisz dziwne imiona? Ismena, Eleonora, Antonina. :D To te mniej hardkorowe.]

    - O, to mamy coś wspólnego! - ucieszył się - Ja tez nie lubię zwracania się do mnie per "pan". Jeszce jestem za młody i zbyt mało nieodpowiedzialny, żeby mnie tak dostojnie tytułować.
    Skandynawie kojarzeni są głównie z powściągliwością i iście podbiegunowym chłodem, ale Casyan pod tym względem był mało skandynawski. W ogóle, skandynawski to był jedynie z wyglądu: lubił ludzi, był aż za nadto gadatliwy, lubił się śmiać, ale też prowadzić ożywione dyskusje na bardziej poważne tematy.
    Poderwał się szybko z miejsca, widząc wstającą Gabrielę.
    - Nie, nie, nie! Absolutnie nie! Nie wiem, cz jestem staroświecki, czy też nie, ale mało odnajduję się we współczesnym świecie i sądzę, ze wielce nieodpowiednim było, ze mnie uprzedziłaś z tą propozycją.- odetchnął głęboko- Cóż, wszystko jednak można zawsze naprawić. A przynajmniej tę sytuację na pewno. - pokiwał ochoczo głową i podszedł do ekspresy - Może więc napijesz się kawy, lub herbaty? - spytał, zupełnie dobrze naśladując jej ton- Gdybyś była spokrewniona z nietoperzami, musiałbym zaproponować filiżankę nektaru kwiatowego, lub w bardziej diabolicznej wersji spodeczek pełen krwi. Jakie to szczęście, ze jednak nie jesteś; mógłby być z tym pewien kłopot.- zaśmiał się znowu - Wiem, wiem, ja w kółko o jednym.

    OdpowiedzUsuń
  9. [ :D ]
    - Ja za to lubię być obsługiwany, ale nie przez kobiety. To jest chyba uwłaczające, prawda? Tak sobie myślę, że gdybym był kobietą, to kazałbym się obsługiwać każdemu. Tak mogę tylko facetom. Ale nie cierpię jakoś strasznie z tego powodu. Dlaczego nie wykorzystasz tego, że jesteś kobietą? - wyjaśnił lekkim tonem, już nie protestując, kiedy wyjmowała te filiżanki z szafki,. Włączył ekspres i zaparzył pachnącej kawy.
    - Nie wiem, jak ty, ale ja nie słodzę,a ni nie dodaję niczego innego kawy. To świętokradztwo próbować "ulepszyć" - o tak, w jego głosie dało usłyszeć się ten cudzysłów- ten napój bogów.
    - W końcu żyjemy po to by pić kawę. A kawę piejmy po to, by żyć. Okej, znowu przewrotny banał z mojej strony, ale lubię ludzi zanudzać pseudofilozofią, lub nietoperzami. Ucinam sobie czasem pogawędki o tym, co łączy kefir i rajstopy, natomiast najmądrzejszy jestem wtedy, kiedy już coś wypiję. - znowu się zaśmiał i zaniósł kawę na stolik, zapalając przy okazji nieco większą lampkę, która rozproszyła nieco półmrok w pokoju - Jak tak dalej pójdzie, to nas wywalą. Już raz woźny tak zrobił. W ogóle, twierdzi,z e jestem chory psychicznie. Może to i prawda, nie znam się. Ale zamykanie mnie w szkole wiedząc, ze ja nada w niej jestem nie jest normalne, prawda? Ludzie czasem są tacy zabawni... - westchnął - Może dla odmiany teraz ty coś powiedz, bo gadam jak jakaś stara plotkara. O, zrymowałem. -zauważył z udawanym zachwytem- Powinienem być poetą.

    OdpowiedzUsuń
  10. - Pani tu rządzi, ja tylko służalczo zamiatam podłogę. - Odparł z szerokim uśmiechem człowieka, który zasadniczo nie potrafił się obrażać. Nie obraził się nawet za zmianę fasonu jego twarzy przez jednego miłego znajomego, któremu odbił swoją obecną żonę. Znajomy ów do tej pory jest obrażony śmiertelnie, trudno mu się zresztą dziwić, nie co dzień miało się przyjemność zdobywać takie wspaniałe kobiety, strata na rzecz kumpla z roku musiała boleć męską dumę. - Głos poznaję, ale do nazwiska go dopasować nie potrafię, a ja zawsze pierwszy wyciągam rękę na powitanie, chociaż to wstyd i hańba dla dobrych manier, ale unikniemy tej sytuacji, kiedy oboje będziemy czekać z wyciągniętymi rękami, a pani nie będzie wiedziała, o co chodzi. Dlatego... Jean Trouessart. - Jak powiedział, tak zrobił; wyciągnął rękę na powitanie, wcześniej oczywiście zdejmując nogi z biurka (to dopiero oznaka posiadania dobrych manier, prawda?) i wstając.

    OdpowiedzUsuń
  11. Zaśmiał się.
    - "W mojej kulturze". To zabrzmiało tak, jakbyś przyleciała co najmniej z obcej galaktyki. W Skandynawii w ogóle panuje równouprawnienie i tak dalej, więc wiem, co to znaczy. A jednak już mówiłem, że chyba urodziłem się w złych czasach.
    Tak, Casyan często to stwierdzał; nigdzie nie pasował tak dokładnie i nie było mu z tym źle; cechował się również duża elastycznością. Aczkolwiek nie pozwalało mu to znieść tego dystansu, który mimo wszystko zawsze się pojawiał i jakoś nigdy nie potrafił go pokonać. Taki typ, najwyraźniej.
    - Cóż, ja uważam, że należy korzystać ze wszystkiego, póki można. Jest jedno życie, a zwykle, choć jest to smutna o nim prawda, nie zostajemy w czyimś umyśle, czy sercu tak długo, jakbyśmy tego chcieli. Może to i dobrze; mniej złych rzeczy się pamięta...- zauważył pogodnie, upijając nieco ze swojej filiżanki. Potem spojrzał na zbrodniczy gest pocukrowania kawy i zrobił przerażającą minę.
    - Gdybym był królem, skazałbym cię teraz na śmierć przez powieszenie. Albo chociaż na jakąś małą banicję. - stwierdził grobowym tonem - Widzisz, dobrze jednak, że nie jestem królem, a tylko nauczycielem w jakimś liceum. Znowu byłoby mnóstwo kłopotu.
    Potem zmarszczył brwi, wstając znowu od stolika. Nie zrobił tego tak szybko, jak sobie wyobrażał; wypadku nie udało się uniknąć, aczkolwiek liczą się dobre chęci.
    - Widzisz? Trzeba było się wysłużyć mną i oddelegować mnie do zapalenia większej ilości świateł, bo sam chyba trochę to przeoczyłem. - podszedł do niej, przyglądając się plamie i przeglądającemu przez mokry i cienki materiał koszuli kawałkowi brzucha - Mam nadzieję, że nie oparzyłaś się mocno.- mruknął jakoś tak machinalnie, niechętnie odwracając wzrok w stronę rolki z ręczniczkami papierowymi, która stałą na parapecie. Sięgnął po nią i oderwał kilka z nich podając Gabrieli, a także samemu zostawiając sobie parę.
    - Normalnie pomógłbym ci to wytrzeć, ale że jesteś samowystarczalna, posprzątam tylko to, co zostało na stole. - spróbował wrócić do swojego normalnego tonu, patrząc na jej twarz.

    OdpowiedzUsuń
  12. [kontynuujemy wątek ze starego bloga czy może masz ochotę na nowy? Jeśli w ogóle jest ochota na takowe :D]

    OdpowiedzUsuń
  13. - I've never been too good with names but I rememeber faces, jak w piosence, która czeka na moją przeróbkę. - Tak, piosenka Lemonheadsów zdecydowanie potrzebowała małych innowacji i zmiany słów na 'I've never been too good with faces but I remember names', żeby Jean też miał prawo się z nią identyfikować. W końcu to jedna z istotniejszych funkcji muzyki jako takiej! Jean wrócił do swojej poprzedniej pozycji, uznając ich znajomość za tak zażyłą, że mógł sobie na to bez żądnego problemu pozwolić i miał nadzieję, że Gabriela Hernandez o mimozowatym uścisku dłoni nie miała nic przeciwko. W końcu były wakacje, więc wszystko wolno, hulaj dusza.

    OdpowiedzUsuń
  14. Pokiwał głową.
    - Czyli reasumując, dobrze, że akurat stało się jak się stało i że żadne z nas nie musi dzierżyć w dłoniach władzy. To chyba zbyt trudne i zbyt odpowiedzialne. Przy okazji czasem wymaga naprawdę twardego charakteru, a u mnie z tym szalenie cienko. - zauważył, zabierając się w końcu za osuszanie blatu z kawy. Chwilę później gniótł z palcach mokre ręczniczki i uśmiechał się pod nosem, przypominając sobie, jak to za czasów swojego wczesnego dzieciństwa bawił się w rzucanie takim czymś i naklejanie na ściany, bądź na sufit. Była to jedna z jego ulubionych zabaw i do tej pory nie zapomniał, jak głośno darła się jego matka, kiedy co jakiś czas musiała zeskrobywać zaschnięte kulki papieru, lub co gorsza, takowa spadała jej na głowę.
    Nareszcie wyrzucił ręczniczki do kosza, chociaż z jakimś wahaniem, jakby nie bardzo był zdecydowany to zrobić. Przez ułamek sekundy można było nawet dostrzec w jego oczach żal, który jednak szybko zamienił się na wesołe iskierki. Znowu zerknął na ścienny zegar i zrobił zmartwioną minę.
    - Bardzo mi przykro, ale chyba będę już musiał wracać do domu. I tobie też radziłbym to zrobić. Głównie dlatego, że obecnie moim planem jest odprowadzić ciebie do domu. A ty co sądzisz o tym pomyśle? Rzetelnie uprzedzam, że spacerowanie/jechanie tak późną porą jest wielce niebezpieczne. A tak będę miał jeszcze trochę czasu na zanudzanie cię opowieściami z gatunku "jak sprawdzić swoje pokrewieństwo z nietoperzami", czy innymi bzdurami tego typu.- zaśmiał się i dopił do końca swoją kawę, krztusząc się przy okazji, bo jednak nie była aż tak chłodna, jak sobie wyobrażał.
    - Prze...praszam. - wydukał w końcu z trudem, ocierając sobie wargi wierzchem dłoni - zero klasy, wyrafinowania... jakież to smutne...

    OdpowiedzUsuń
  15. [Pattinson..O Boże. Aż się przestraszyłam.
    Co do watku, to ja także bardzo chetnie. Zapewne się znają, ale nie za dobrze, bo Xavier zaczął naukę w tej szkole dopiero ostatnio. Na razie ich stosunki chyba mozna określić jako...obojętne ;) Jeżeli ci to odpowiada, naturalnie. W zasadzie mogę zacząć, ale jeżlei podsuniesz mi pomysł gdzie właściwie mogliby się spotkać? Znaczy, gdzie byłoby najwygodniej.]

    OdpowiedzUsuń
  16. [mi pasuje pierwsza wersja ;) Nawet jakoś sobie dałam radę…Nie jest tak źle!] Dzień był wyjątkowo słoneczny jak na Nowy Jork, więc w parku kłębiło się o wiele więcej ludzi niż zazwyczaj. Rankami widywał tu głównie zapalonych biegaczy – masochistów i ludzi z psami (ewentualnie kotami…raz widział nawet królika na smyczy. Nowojorczycy…). Dzisiaj jednak dosyć sporo ludzi złośliwie postanowiło wybrać się na spacer. Jakby naprawdę nie mogli zostać w łóżkach…
    Xavier postanowił pilnować swojej ulubionej ławki. Siedział na niej ze skrzyżowanymi nogami i rzucał wszystkim przechodniom nieprzyjemne spojrzenie. Niech tylko ktoś spróbuje się do niego dosiąść. Nie ma zamiaru odgrywać sceny rodem ze „101 dalmatyńczyków”.
    Westchnął tylko bezradnie, wpatrując się w już prawie pusty kubek kawy. Przyłożył go do ust i dopił resztkę gorzkiego napoju. Wrzucił kubek do kosza, stojącego obok i sięgnął do kieszeni spodni, by wyjąć ta jakże drogą, małą paczuszkę. Po chwili odpalił papierosa i poczuł jak w płucach rozlewa się szary, brudny dym. Miał głęboko w poważaniu zdanie innych ludzi. Naprawdę, jaką różnice zrobi jeden papieros w mieście przykrytym odpadami?
    Rzucił jeszcze jedno spojrzenie psu leżącemu pod jego nogami.
    - BJ, ty leniu – mruknął, kopiąc go delikatnie czubkiem buta. Ten nawet tego nie zauważył…Albo się przyzwyczaił.

    OdpowiedzUsuń
  17. [Okej, najpierw, o co Ci chodzi z tym niksim wzrostem? :D Wybacz, ale mam 152cm i wiem, co to znaczy być niską :D A 165 to dla mnie już gigant, haha. ]

    Zamyślił się na moment.
    - Moim zdaniem kobieta na obcasach to właśnie łatwiejszy cel. Podobno trudniej w nich uciekać. Tak słyszałem, oczywiście. - mruknął do niej porozumiewawczo. Tak naprawdę Casyan trochę doświadczeń z nimi miał: lubił zakładać się o różne rzeczy i czasem zdarzyło mu się przegrać. Wtedy trzeba było wypić ten gorzki kielich i spełnić warunki umowy. A one nigdy nie były zbyt łaskawe i o zgrozo, dwunastocentymetrowe szpilki też się zdarzyły. Casyan traktował to doświadczenie bardzo poważnie, wrzucając je pod kategorię "sporty ekstremalne" i był nawet z tego bardziej dumny, niż ze zjedzenia płaskiej łyżeczki soli z gryzieniem. [Hm, z racji swojego wzrostu lubię takie buty, może nawet wyższe :D ]
    - To naprawdę dziwne! - przyznał - Ale widzisz, nawet, gdybyś nie była taka urocza i mi o tym nie powiedziała i tak bym to robił. To część mojego stylu. Miło słyszeć, ze cię to nie zniechęca i że dalej możemy prowadzić tę rozmowę. Ale znasz mnie bardzo krótko, to bardzo ekscytujące, że jeszcze może się to zmienić.
    Potem zabrał od niej paczkę i wyjął jedną chusteczkę, oddając jej ją i przy okazji uśmiechając się, kiedy poczuł przez ułamek sekundy dotyk jej palców na swoim ramieniu.
    - Dziękuję. - wytarł się dokładnie i wyrzucił chusteczkę do kosza.
    Potem zerknął w bok i uchwycił spojrzeniem cienką kurtkę z ciemnego materiału.
    - Domyślam się, że jest twoja. - kiwnął głową w jej kierunki i zabrał ją z oparcia krzesła - Pozwolisz, ze pomogę ci ją założyć- i pełnym uprzejmości gestem, otulił jej ramiona, pozwalając, by wsadziła ręce w rękawy.
    - Widzisz, uśmiechać się można by było wtedy, gdyby ludzi bez ogłady, takich jak ja było bardzo mało. I to by mogły by być nawet ciekawe przypadki. Problem w tym, że fajtłap nie brakuje. - wyjaśnił pogodnym tonem - Ale normalnie poruszam się jak rosyjska baletnica, to był tylko drobny wypadek. Codziennie mam takich ze trzydzieści. - uśmiechnął się naprawdę szeroko i otworzył przed nią drzwi W międzyczasie pogasił lampki i odstawił kubki do zlewu.

    OdpowiedzUsuń
  18. [a proszę bardzo ;)]
    Spokojnie obserwował, jak biały dym maluje w powietrzu abstrakcyjne wzory. Po chwili uśmiechnął się delikatnie, słysząc głos kobiety. Spuścił wzrok i patrząc na swojego psa rzucił chłodno:
    - Bon Jovi, idioto. Chyba ktoś cię podrywa. – Pies najwidoczniej nie był tym w ogóle zainteresowany. Xavier wbił, więc wzrok w właścicielkę psa, szybko poznając w niej…kogoś, z kim pracował. Najwidoczniej tak bardzo się starał nie zwracać na nikogo większej uwagi, ze mu się to udało. Nie pamiętał imienia kobiety. Przez chwilę przypatrywał się jej dokładnie. Jak ona mogła się nazywać? Isabella? Nie, inaczej.
    W pewnym momencie go olśniło.
    Gabriela! – krzyknął głosik w jego głowie. Jednak nie był aż takim ignorantem.
    - Przepraszam – westchnął, kręcąc głową. – Właśnie zerwał z dziewczyną. Nie rozumiem, dlaczego dalej jest na mnie obrażony za to, ze nazwałem ją suką – powiedział, a na jego twarzy znów pojawił się ledwo zauważalny uśmiech.
    Przez chwilę jego myśli skupiły się na tym, za kogo muszą mieć go pozostali pracownicy liceum. Wiedział, ze uczniowie mają go za niezłego dziwaka, bojąc się go przy okazji (co go, naturalnie niezwykle radowało), ale nauczycieli nie był w stanie rozszyfrować. Ciekawe, co już o nim wiedzą. Zaśmiał się w myślach. Wątpił by był aż na tyle interesujący, by ktoś chciał się dowiedzieć o nim czegoś więcej. Zawsze uważał, że imię, nazwisko i ewentualnie wiek powinny wystarczyć. Uczniowie chyba nawet nie znali jego imienia. Jednak, dlaczego mieliby je znać? Nie miał zamiaru się z żadnym z nich pobrać, a więc Pan Beakland powinien wystarczyć

    OdpowiedzUsuń
  19. [ Dobrze, że zauważyłaś "męskie" i "panuje moda". Moda, coś dla ludzi kompletnie niekreatywnych, którzy nie są w stanie wymyślić czegoś od siebie. Och, przepraszam, ale moja opinia w tym temacie jest dość ostra .:D Ja jestem dumna ze swojego wzrostu, ponoć przypominam laleczkę, a mam kilka znajomych dorównujących mi wielkością. Ale masz rację, 98% to giganty. ]

    Zaśmiał się.
    - O tak, musiał zauważyć, że bardzo kogoś potrzebuje. To z pewnością bardzo ładna historia, ja jednak póki co pilnuję, by moja fajtłapowatość szkodziła najwyżej mnie i żeby żaden bezbronny i nieświadomy moich latających we wszystkie strony bezsensownie kończyn na tym nie ucierpiał. To mój cel. Nie zawsze się udaje, ale z ręką na sercu mogę powiedzieć, że bardzo się staram. Inaczej pozbawiłbym życia co najmniej połowę ludzkości. Cieszę się, że jak na razie jest całkiem dobrze.
    Zamknął za nimi drzwi i wyszli na zewnątrz. W okolicy szkoły było całkiem pusto, jeśli liczyć się z nowojorskimi standardami; to znaczy, nie było tłumu i jakoś bez większego trudu można było przejść chodnikiem.
    - Myślałem, że chociaż odrobinę cię uszczęśliwiłem, kończąc temat sów i nietoperzów. - zauważył- Ale nie wiem o nich już praktycznie nic więcej. Sowy polubiłem, bo czytałem Harry'ego Pottera. Tak, to swojego czasu była moja ulubiona książka; mało poważna z czarami dobrem, które zawsze zwycięża.- zaśmiał się - A ty? Lubisz czytać? Na przykład poradniki dla bezbronnych elegantek w stylu "tysiąc zastosowań butów na wysokim obcasie, które pomogą ci przetrwać w mieście abyś żyła długo i nader szczęśliwie"?
    Splótł ramiona na piersiach i wyprostował się. Od całodziennego siedzenia porządnie rozbolały go gości, więc teraz wyciągnął się na całe swoje metr osiemdziesiąt dziewięć i patrzył zadowolony przed siebie na migoczące w oddali światła z centrum.

    OdpowiedzUsuń
  20. [Ja XS też nie noszę. Moja droga, nie należy sobie niczego odmawiać, żeby wpasować się w jakieś głupie kanony. I dobrze, że mi przypomniałaś, zaraz lecę po kanapki z grubą warstwą majonezu. Cieszę się, że ktoś się zgadza ze mną w tym temacie. Zabiorę do grobu ewentualnie swoją otyłość, której się nabawię, jeśli dalej będę prowadziła taki tryb życia. Cieszmy się jego wszystkimi aspektami. Btw: nie rozumiem tendencji do dążenia, aby mieć ciało jak wygłodzone dziecko z Erytrei...]

    - Ja jestem szczęśliwy. Nie zabiłem i mam jeszcze do tego miłe towarzystwo u boku. No coś wspaniałego! - ucieszył się i skręcił w prawo, nakierowany przez Gabrielę. - Widzisz, kolejna cecha mojego charakteru. Nie patrzę, gdzie idę i zbyt wysoko trzymam głowę. Jeśli wiesz, co mam na myśli. - dodał nieco tajemniczym tonem, ale zaraz uśmiechnął się znowu. Tego wieczora chyba robił to non stop.
    Szli teraz nieco węższą uliczką, kroki Gabrieli odbijały się echem od nagich murów budynków wokół.
    - Ciągle gadam i gadam. Do rana znałabyś całe moje życie i wiedziała chyba wszystko, co mogę o sobie powiedzieć. Czy to nie jest straszne? Mój ojciec zwykł mawiać, że człowieka najlepiej poznaje się po kawałku, że to jest dużo bardziej interesujące. - urwał. Rzeczywiście za dużo mówił - A "Chatki Puchatka" nigdy nie czytałem. Nie lubię misia o bardzo małym rozumku, ale za to przemawia do mnie twórczość Andersena, jeśli jesteśmy przy tym temacie. Chociaż nie ukrywam, że we wczesnym dzieciństwie nie lubiłem jego historii, które niemal zawsze miały w sobie dużo smutku. Ale uważam, że życie nie jest czymś wesołym i sekret popularności jego opowieści właśnie tkwi w tym, że są takie jak ono; zawierają dużo kolorów i różnie smakują. No i zawsze dobrze się kończą, chociaż czasem nie widać tego na pierwszy rzut oka.- stwierdził i rozejrzał się wokół - To całkiem niezła okolica. Jeśli mieszkasz w którymś z tych domów, to chyba nie narzekasz, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  21. Xavier był prawie pewny, ze jego pies był hetero. Najwidoczniej zraził się do gejów, mieszkając z nim. Nie znaczy, to przecież jednak, że nie mógł się podobać innym psom! Nie był koneserem psiego piękna, ale Bon Jovi zapewne zaraził się od niego przystojną mordką, tak długo z nim żyjąc.
    Skrzywił się, słysząc swoje imię. Oczywiście, kazał się do siebie zwracać w ten sposób, ale i tak go nie znosił. Nie można go było normalnie skrócić (Xavcio? Litości). Na domiar złego jego drugie imię – Evenezer, które ukrywał w tajemnicy tez się do niczego nie nadawało. Chyba, że do Opowieści Wigilijnej. Xavier nie był co prawda rozrzutny, ale nie był też starym postrachem dziecięcych snów.
    - Tak, Xavier – przyznał z pewnym wyrzutem. – Moi rodzice to sadyści. Może mieli jakieś plany dostania się do terrorystów-zamachowców, ale nie zdążyli, więc wyżyli się na mnie.
    Popatrzył znów na swojego psa. Bon Jovi podniósł rudy łeb i popatrzył na niego jak na idiotę. Niezbyt przyjemne spojrzenie. Czuł, ze jego własny pies nim gardzi.
    - Cóż… - zaczął cicho, przykładając papierosa do warg. Gdy z jego ust wypłynął już mleczny dym, kontynuował z namysłem:
    - Zgodziłbym się, ale on daje mi dosadnie zrozumieć, że nie ma zamiaru mi wybaczyć. Ostatnie dwa dni spałem na kanapie, bo rozłożył się na mim łóżku i nie chciał zejść. Potem uświnił mi całą kuchnie karmą, porwał rękaw marynarki i nasikał na laptopa.- Pokręcił z rozbawieniem głową. – Wcale nie wydaje mi się, bym na to zasługiwał, ale on najwidoczniej wie lepiej…

    OdpowiedzUsuń
  22. [Na zdrowie :D Mnie wkurza, jak na nie najeżdżają. Co prawda, ja sama pogardzam wszystkimi celebrytami i nawet one wydają mi się śmieszne i kompletnie nie rozumiem ich popularności, ale podziwiam ich przedsiębiorczość.]

    - Jest mi bardzo miło. Ja także lubię słuchać ludzi, ale jeszcze bardziej lubię gadać. Sama zresztą widzisz. Poznawanie innych i odkrywanie ich wnętrza jest szalenie zajmującą i arcyciekawą rzeczą. W ogóle, ludzie są interesujący. Nie wierzę, ze ktoś może być nieciekawy. Co prawda, czasem sposób, w który ktoś jest ciekawy komuś może nie odpowiadać, ale nie ma czegoś takiego jak nudziarze. - spojrzał na nią uważniej - To miłe, kiedy dzieci mają coś wspólnego z rodzicami. Mam na myśli rzeczy, które lubią oboje. Mam wrażenie, że teraz w ogóle się to nie liczy.
    Przez chwilę milczał, co było jak na niego dosyć dziwnym stanem, ale po prostu patrzył na siebie myśląc o tym, co usłyszał i od czasu do czasu zerkał kątem oka na Gabrielę, która wydała mu się teraz jakaś bardziej nieobecna. Ocknął się dopiero na informacje o jej osiedlu.
    - O, ja też mieszkam w kamienicy, ale w trochę innej części miasta. I niestety nie mam szerokich parapetów, ale i to nie odstręcza mnie od spędzania na nim całych godzin także w towarzystwie kota, książki i lampki wina. Strasznie wchodzi między pośladki; to rozrywka, za którą płacę surową cenę.- wyszczerzył się, krocząc nieco wolniej, jakby chciał opóźnić ich rozstanie.
    - Jest ci zimno? - spytał - Szkoda, ze nie mam niczego, co mógłbym ci oddać. Niestety. - pokiwał z żalem głową, patrząc w niebo, na którym nie było widać ani jednej gwiazdy; stało się ciemnogranatowe pod wpływem nowojorskich świateł.

    OdpowiedzUsuń
  23. [O, dziennikarka. Jak miło :D Ja pamiętam Wojewódzkiego, jak tam był taki "wokalista" disco polo, Tomasz Niecik. No myślałam, ze odfrunę w kosmos. Jakbyś nie widziała, to polecam :D]

    - Moja mam uważa, że psychoterapeuci i psycholodzy są najbardziej chorymi ludźmi. Jedna z koleżanek powiedziała mi, ze 80% psychologów tak naprawdę wybiera się na takie studia, żeby odkryć, co z nimi jest nie tak. Mogę potwierdzić, miałem takie aspiracje i nawet nie wiem, jak to się stało, że wylądowałem na tym, kim teraz jestem. - przyznał szczerze, a potem zaśmiał się serdecznie - O, tak, będę żył z bolącymi pośladkami. Kolejny temat do wspaniałych i wzniosłych konwersacji z gatunku o sowach i nietoperzach. Ciesze się, że mi to mówisz, sam nie spojrzałbym na to z tej strony.
    Naprawdę lubił takie wieczory na parapecie. Lubił także inny rodzaj wieczorów; w ogóle, cenił sobie noc i wszystko, co przynosiła. Tak naprawdę jego życie zaczynało się równo z zachodem słońca, a wcześniej, mimo, że energiczny i żywy jak zawsze... no, to nie było to samo. Dopiero w nocy czuł się dobrze.
    - Wspominałaś, że masz kota i psa. Podobno ludzie, którzy trzymają w domu zwierzęta o tak skrajnych temperamentach, sami są do nich podobni. Tak słyszałem. Nie wiem, ile w tym prawdy, ale ja do mojego Hectora jakoś specjalnie podobny nie jestem; on by tylko żarł i spał. Ja ograniczam się tylko do jedzenia, przynajmniej.
    Znowu spojrzał w górę i przytaknął.
    - Ja lubię wysokości. A ty sprawiasz wrażenie kobiety bardzo zdecydowanej i pewnej siebie. Nie przypuszczałbym, ze masz lęk wysokości.- mruknął.

    OdpowiedzUsuń
  24. - No proszę, po raz pierwszy słyszę twój śmiech. Znamy się od godziny, to chyba bardzo dobry wynik, prawda? - spytał zadowolony, wkładając ręce so kieszeni- Wiem, że to nieeleganckie, ale też mi hest zimno. Zreszta, od kiedy ja się takimi rzeczami przejmuję... - wymruczał jakby odrobinę do siebie, zauważając, źe śmiech Gabrieli był bardzo przyjemny dla uszu. Dla jego uszu przynajmniej, ale miał tez dizwne wrażenie, że ona nie śmieje się zbyt często. Być może był to jej styl, a moze po prostu miała mało powodów do śmiechu w życiu. Cóż, jak sam zauważył, życie nie było czymś wesołym. To by przynajmniej było zgodne z jego teorią. A lubił, kiedy tak właśnie było, chociaz w tym przypadku wolałby, by było inaczej.
    - Było coś takiego, jak "złote myśli". Nie wiem, czy bawiłaś się w takie coś, ale tam zawsze trzeba było umieścić swoje ulubione zwierzę. Zawsze dawałem meduzę, choć jakoś specjalnie meduz nie kochałem. Ale uwielbiam wszystko, co jest oślizgłe i galaretowate, chociaż meduza unosząca się w wodzie wygląda naprawdę... - przez moment szukał odpowiedniegfo słowa - dostojnie. - zaczął się śmiać - Prtzepraszam, znowu pozwalam swojemu językowi włazić na te wielce niebezpieczne tereny. Pewnie niegdy nie myślisz o takich głupotach, jak ulubione zwierzę i gracja pływającej meduzy. - zerknął na nią, jakby chciał się upewnić, że tak właśnie jest.
    - I naprawdę nikomu o tym nie mówiłaś? Czuję się zaszczycony. Przyznawanie się do czegokolwiek ludziom przychodzi z wielkim trudem; co prawda, nie zawsze jest to konieczne, ale zwykle jest tak, że zmagają się z nie do końca uzasadnoonymi lękami, że mogą zostac przez kogoś skrzywdzeni. To przykre, prawda? Poczucie nieustającego zagrożenia...

    [Tak sobie pomyślałam, że skoro jesteś dziennikarką, to te moje literówki muszą Cię szalenie irytowac. Przepraszam. :D A Niecika zobacz sobie jak najszybciej. I zaopatrz się w jakiś Nervosol, czy tam coś jak już się tego podejmiesz. :D]

    OdpowiedzUsuń
  25. [Przepraszam, już nie zdążę odpisać. Ale postaram się to zrobić jutro :) Ja nie widzę błędów, dopóki coś już nie jest wysłane. :) Dobranoc! ]

    OdpowiedzUsuń
  26. - Ślimak, meduza…. Nie znam się na biologii, ale to chyba jest ze sobą jakoś spokrewnione, prawda? W takim razie, znowu mamy coś wspólnego. Oj, chyba wszędzie doszukuję się takich rzeczy.- powiedział z lekkim zakłopotaniem.
    Potem Gabriela wspomniała o zmarłych powiernikach jej sekretu i Casyanowi wydało się, że atmosfera wokół nich jakoś zgęstniała. Nie bardzo wiedział, co może odpowiedzieć na takie coś, to też milczał przez dłuższy moment. W dodatku ta dziwna mina zupełnie niedostosowana do tego, co przed chwilą usłyszał i ton kobiety… Po prostu to wszystko wydało mu się jakieś dziwaczne i nieco groteskowe.
    - Jeśli jest coś w tym pozytywnego, to na pewno to, że twoja tajemnica jest bezpieczna. Co prawda, teraz i ja znam jej część, ale nie musisz się obawiać. – uśmiechnął się z jakimś wahaniem.
    - Tu? – spytał jakby sam siebie – A więc w takim razie to koniec naszego spotkania. – również jego głos nie zabrzmiał specjalnie wesoło, ale nie był też smutny – I ja bardzo się cieszę, że ten spacer sprawił ci przyjemność, bo też się dobrze bawiłem. Aż dziwnie, że nie zauważyłem cię wcześniej w szkole i nie zagadałem cię moimi mniej lub bardziej wzniosłymi epistołami. Chyba z naciskiem na to drugie. Tak… - nastało jakby odrobinę niezręczne milczenie – Tak więc chyba powinienem powiedzieć ci dobranoc. I życzyć przyjemnej, bardzo spokojnej nocy. Żebyś znowu mogła tak długo siedzieć w szkole i żebyśmy znowu mogli przypadkiem na siebie wpaść. Nie wiem jak ty, ale ja sobie tego życzę. Naprawdę. – przyznał się otwarcie i popatrzył na nią badawczo.

    [Ja też tego nie cierpię i równocześnie oglądam wszystkie Rozmowy w toku i te typu programy. Bardzo mądrzy ludzie się w nich wypowiadają. O, jeszcze zdążyłam napisać. Ale teraz już dobranoc ]

    OdpowiedzUsuń
  27. [ Haha. "Chcem" zamiast "chcę", "czy" zamiast "trzy", "'ószko" zamiast "łóżko", "majo" zamiast "mają", "lubiem" zamiast "lubię", "umieszczam do" zamiast "umieszczam w"... pomijając już styl niektórych wypowiedzi i ich... no, podciągnijmy to pod sens, bo lepszego słowa nie znam. To tylko niektóre kwiatki :D ]

    Granatowe niebo nad ich głowami powoli zaczynało szarzeć; chyba zbliżał się już powoli ranek. Casyan nie był zadowolony; to by oznaczało, że będzie musiał spać z zaciągniętymi roletami. A ponieważ jego mieszkanie miało mnóstwo usterek, tak i w tym przypadku nie było inaczej; bo jeśli chciał spuszczać rolety, musiał zamykać okna, a to oznaczało spanie w gorącym, dusznym pokoju. Nie wiedział, co prawda, dlaczego i w jaki sposób zachodzi ta zależność, ale tak niestety było i nie wydawało mu się, ze coś może na to poradzić.
    Pokiwał głową z wolna, jakby brał sobie porządnie do serca jej wskazówkę odnośnie spełniania się co poniektórych rzeczy.
    - Naprawdę będę uważał, na to myślę, co mówię i czego chcę. W końcu to wszystko jest bardzo niebezpieczne, prawda?- puścił jej oczko i z uśmiechem przyjął ten buziak w policzek, samemu odwdzięczając się równie subtelnym i nader krótkim gestem.
    - Dziękuję ci również. Dobranoc.- powiedział i odwrócił się na pięcie, by odejść. Czuł się jakoś dziwnie... sam w tej ciszy, która obległa go teraz? Przez tę godzinę zdążył chyba zbyt mocno przywyknąć do towarzystwa tej pięknej blondynki.
    - Em.... Gabrielo! - zawołał, kiedy oboje odeszli parę kroków, każde w swoim kierunku. Ucieszył się, że kobieta to dosłyszała i zaszczyciła go spojrzeniem.
    - Tak sobie pomyślałem, że te ślimaki i meduzy to bardzo żenujący brak w naszej edukacji. BARDZO żenujący. - podkreślił, podchodząc do niej nieco bliżej - Może więc czas najwyższy zatroszczyć się o swoje wykształcenie i wypełnić te rażące ubytki, co? Na przykład w tę sobotę w Oceanarium? Myślę, że tam mają i meduzy i ślimaki. Oni naprawdę mogą zadbać o nasz intelekt. Co o tym sądzisz? - spytał z rosnącą nadzieją, że jednak te ślimaki i meduzy jakoś ją przekonają. Liczył na to z całego serca.
    Zastukał nerwowo podeszwą w płytę chodnikową.

    [Nie wiem jak Ty, ale już myślę. :D ]

    OdpowiedzUsuń
  28. [Nie zapomniałam o żadnym dialogu, ale muszę wstać na 4:19 na pociąg i nie będzie mnie przez tydzień, więc proszę o cierpliwość :)]

    OdpowiedzUsuń
  29. od tamtego spotkania minęły pełne dwa dni. No właściwie jeden, jeśli zważyć na to, że pożegnali się już rankiem. Przez te dwa dni Casyan w ogóle nie pojawił się w szkole; miał mnóstwo pracy w domu, no i jeszcze obiecał siostrze, ze zaopiekuje się jej dzieckiem na jakiś czas. Mała Rozalindah była chyba jedyna, jeśli chodzi o te małe stworzenia, które zdawały się go lubić. Piątkowego wieczoru układał właśnie jedną ręką fortecę z klocków, a drugą szukał w Internecie jakiegoś interesującego miejsca. Nie chciał zabierać Gabrieli do pierwszego lepszego pojemnika z wodą, które ktoś szumnie nazwał oceanarium, ale też nie chciał wybierać jakiegoś szalonego centrum,w którym będzie mnóstwo ludzi. Tym bardziej, że to już weekend.
    W końcu znalazł takie miejsce, tyle że jakoś położenie nie bardzo mu odpowiadało; nie wyobrażał sobie zabierać kogoś gdzieś autobusem lub metrem, taksówka też mu się nie uśmiechała,a samochodu nie miał. Poza tym, zwyczajne rzeczy były dla zwykłych ludzi, a przecież panicz Korhonen taki nie był. Pozostawała więc jedna, jedyna opcja, która była dość ekstremalna, aczkolwiek modlił się w duchu, żeby jej to tylko odpowiadało.
    I już chciał ją zapytać o porę, w której będzie dostępna, ale tylko popatrzył w lustro, z politowaniem kręcąc głową nad swoją głupotą. Nie miał przecież jej numeru...
    Ale geniusz Casyana był niezmierzony, o czym wiedział tylko on sam i wkrótce, po krótkiej rozmowie ze szkolną sekretarką, która jakimś cudem dzisiaj dłużej siedziała w swoim gabinecie, dzierżył w dłoniach karteczkę z numerem pani Hernandez. Niezmiernie z siebie zadowolony wpisał ciąg cyfr do swojego aparatu i opadł na fotel, przy okazji przytrzymując trzyletnią dziewczynkę na kolanach. Siedziała nad wyraz spokojnie, co odrobinę go zdziwiło, ale postanowił zastanowić się nad tym później.
    - Dobry wieczór, mówi Casyan Korhonen. Przepraszam, ale musiałem wyłudzić twój numer od pani z sekretariatu, mam nadzieję, że się nie gniewasz, co? - wyrzucił jednym tchem do mikrofonu.

    [Znam kobietę, która mówi "cweter" zamiast "sweter". :D]

    OdpowiedzUsuń
  30. Rodzice Xaviera nosili imiona Charles i Agness. Całkiem pospolite. Do dzisiaj nikt nie wie skąd wziął się pomysł na Xaviera Evenezera. Być może nosili w sobie potrzebę artystycznego wyrazu czy innego idiotyzmu.
    Nie żeby Xavier nie wierzył w artystów, czy coś. Wręcz przeciwnie – gdyby miał jakikolwiek związany z tym talent dawno siedziałby zapijaczony w pobliskiej knajpie a noce spędzał nad „spełnianiem się”. Niestety go nie miał, wiec rozprawianie o tym było zabawnie bezsensowne.
    Pewnie dlatego został nauczycielem.
    W końcu musiał być jakiś powód. Skoro nie przypadek ani ambicja, ani powołanie to może brak jakiejkolwiek innej możliwości..? Albo pech.
    - Może i masz rację. Musze sprawić sobie taką lekturę na urodziny…albo walentynki – zaśmiał się cicho. – Idealna po podnoszenia nastroju.
    Wysłuchał słów kobiety, widocznie zamyślony.
    - Wiesz…może być, że sunia sąsiada lubiła złych chłopców. Podobno kobiety za nimi przepadają. Cóż, są dobrzy na jeden raz, ale potem staja się nudni – odparł, puszczając jej oko, po czym uniósł delikatnie kąciki ust.

    OdpowiedzUsuń
  31. [Jestem więc Twoim źródłem ciekawostek :D ]

    - Hm, nic nie szkodzi, wcale nie dzwoniłem aż tak długo. Przepraszam, że cię obudziłem, ale byłem święcie przekonany, że jak nic spędzasz czas na czymś zupełnie innym, niż sen. - stwierdził lekko, nawet zbytnio nie zastanawiając się nad tym, co mówi. - A może jesteś chora? Jeśli się źle czujesz, powiedz, naprawdę. -umilkł na moment - Mam nadzieję, że nie podkusiło cię do sprawdzania meduz i ślimaków. Chciałbym, żeby one były dla ciebie totalnym zaskoczeniem - zaśmiał się serdecznie do słuchawki, patrząc na Rozalindah, która niespodziewanie urządziła sobie świetną zabawę z klocka i jego ramienia, a konkretniej z uderzania tym pogromcą nocnych spacerów po salonie, lego w jego wrażliwe ciało.
    - W każdym razie, chciałem spytać, czy odpowiada ci godzina osiemnasta jutro. Wczesny wieczór i całe dwie godziny na zwiedzanie oceanarium, które zamykają o dwudziestej. No i czy jeździłaś kiedykolwiek na skuterze...- tu zagryzł nerwowo wargę - Cóż, pomimo tego, że stary ze mnie dziad, jak już wiesz, nie mam żadnego samochodu, ani niczego z takich rzeczy. Może to i dobrze; kto wie, czy to by się dobrze skończyło dla ludzkości...- zamyślił się na moment.- Tak więc jak? Masz jakieś zastrzeżenia, albo inną wizję? - spytał, odsuwając od siebie małą, bo powoli zaczynały mu już łzy stawać w oczach przy każdym kolejnym ciosie. Co by nie mówić, krzepę miała. Chyba nawet większą, niż Casyan. Cóż za niefart...

    OdpowiedzUsuń
  32. - Naturalnie, że od patrzenia na ślimaki i meduzy można zrobić się tylko i wyłącznie głodnym. – powiedział absolutnie poważnym tonem, zupełnie nie współgrającym z jego radosną miną, kiedy to mówił. Rozalindah w tym czasie zsunęła mu się z kolan i Casyan bardzo niechętnie musiał wstać i pobiec za nią na korytarz. Szkoda, że kabel jego aparatu był tak krótki (tak, miał przewodowy i w dodatku nie używał żadnego innego poza nim), ale jakoś w ostatniej chwili udało mu się ją złapać za rączkę, co dziewczynka skomentowała niezbyt miłym wrzaśnięciem czegoś z pogranicza „gupi” i manifestacją swojego niezadowolenia tupaniem w skrzypiącą podłogę jego mieszkania.
    - Na kolację? Ty? To znowu takie nowomodne zachowanie, jednak serio tutaj nie pasuję. – zaśmiał się – Ale jakoś nie mam siły ci się przeciwstawiać. Przynajmniej w tym momencie żaden argument nie przychodzi mi do głowy. – przyznał szczerze – Mimo wszystko, jest mi niezmiernie miło z tego powodu. To naprawdę świetny pomysł, żeby uczcić mięczaki jakąś kolacją i wznieść za nie toast. To miłe, że tak o nich myślimy, prawda? W końcu tylko o to chodzi. To nawet w pewien sposób szlachetne, chyba się ze mną zgodzisz. – mówił dalej, jednocześnie układając usta w bezgłośne „cicho już” do Rozalindah, która zaczęła się drzeć jak opętana, zalewając pulchną twarzyczkę łzami.
    - Przepraszam, to moja siostrzenica! – wyjaśnił podniesionym głosem, próbując zabawić dziewczynkę pluszowym misiem i „kuku-acha”, co jakoś nie poprawiło sytuacji.- W takim razie, będę jutro przed szóstą po ciebie, dobrze? – zapytał już w akcie desperacji zasłaniając usta Rozalindah dłonią, bo prawie w ogóle nie słyszał słów Gabrieli.

    OdpowiedzUsuń
  33. [Może spotkaliby się na spacerze ze swoimi pupilami?]

    OdpowiedzUsuń
  34. - Chyba pierwszy raz nie załapałaś mojej jakże wyszukanej aluzji. - stwierdził, a w jego głosie pobrzmiewała nutka radości, która natychmiast zamieniła się w ton nieco inny, bardziej surowy.
    - Rozalindah, zachowuj się! Jak będziesz dalej tak robiła, to nie dostaniesz deseru!- zagroził jej, na co dziewczynka wydarła się tylko głośniejszym płaczem, na który postanowił już nie zwracać uwagi. Podobno to daje najlepszy efekt - ignorowanie. Tak gdzieś słyszał, chyba w jakimś programie śniadaniowym, który jakimś przypadkiem obejrzał od początku do końca nawet z zainteresowaniem, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że nie przysnął przed telewizorem. A teraz miał zamiar zastosować te wskazówki, żeby sprawdzić użyteczność owych programów. Szczerze mówiąc, jakoś wątpił w ich skuteczność.
    - No co ty! Uwielbiam jeść wszystko, co kiedyś się ruszało i żyło. To jest taka swego rodzaju doza sadyzmu w moim życiu.- zaśmiał się do słuchawki, konsekwentnie unikając wzroku siostrzenicy. Wiedział, że natychmiast będzie musiał jej ulec, jak tylko zrobi tę minkę zbitego pieska i na nic jego wspaniałe metody wychowawcze. W takich chwilach sądził, że jednak zrezygnuje z posiadania jakiegokolwiek dziecka, gdyby jednak coś takiego za dwadzieścia lat miało jednak nastąpić. Bo Casyan sądził, ze do roli ojca ewentualnie może dojrzeć około pięćdziesiątki, jeśli w ogóle.
    - Ok, Gabrielo. Sądzę, że czas zakończyć naszą rozmowę, bo moja protegowana rzuciła się na dywan i tłucze w niego czołem. To chyba nie jest normalne, nawet jak na małe rozwydrzone dzieciaczki - stwierdził przerażonym głosem - Będę jutro przed szóstą, jeśli nie masz nic przeciwko. Do zobaczenia! - i trochę niegrzecznie odłożył słuchawkę, zanim usłyszał od niej jakąkolwiek odpowiedź łapiąc dziecko zdecydowanie pod pachami i unosząc ją wysoko.
    -Idziemy spać! - zadecydował tonem nie znoszącym sprzeciwu. Zastanawiał się tylko, jak ją teraz ma niby uśpić, bo bynajmniej Rozalindah nie wyglądała na taką, której marzy się ciepła kołderka i podusia pod główką.

    OdpowiedzUsuń
  35. Udało mu się uśpić Rozalindah nadzwyczaj szybko. Potem sam osunął się na łóżko i wstał kwadrans przed południem. Przerażony pobiegł natychmiast do tymczasowego pokoiku dziewczynki z sercem wybijającym szaleńczy rytm- był niemal pewien, że coś się stało, kiedy spał. Musiało się stać, bo zawsze się działo, jeśli chodziło o tego małego potwora. Ale o dziwo Rozalindah grzecznie siedziała w łóżeczku, bawiąc się jakimiś pluszakami, które Yenefer przytargała razem z nią samą. W tej chwili dziękował dobremu Bogu za to, że nic nie jest spalone, mała ma się dobrze i oprócz tego, że będzie musiał jej zmienić posikaną pościel i ją nakarmić nic takiego się nie stało.
    Kilka godzin później był już w wypożyczalni skuterów; skoro Gabriela nie miała żadnego doświadczenia, uznał, ze pojada na jednym, bo to był dość spory kawałek drogi, a czasu na naukę nie było zbyt dużo. No, mimo, że nie było to nawet specjalnie skomplikowane, wolał uniknąć spóźnienia. Co jak co, ale ślimaki i meduzy nie mogły czekać.
    Rozalindah zostawił tymczasowo u sąsiadki, jedynej miłej pani w jego kamienicy,z którą nawet się przyjaźnił: miała coś koło sześćdziesiątki i temperament jeszcze żywszy, niż on sam. A poza tym, dobre serce, rękę do dzieci i mnóstwo cierpliwości do Casyana, którego traktowała prawie jak syna.
    Podjechał pod kamienicę Gabrieli ubrany jak zawsze w wyjątkowo gustowny sposób i z wyjątkowo niegustowną fryzurą, która kiedyś, nim założył kask jeszcze pasowała do wszystkiego, ale teraz smutno oklapłe jasne kosmyki straszyły z czoła. W sumie, nie stało się nic strasznego, bo i tak, sekundę po tym, jak zszedł ze skutera lunęło takim deszczem, że w sumie jego starania i tak poszły na marne i ten kask w gruncie rzeczy aż tak nie zaszkodził.
    Szybko odprowadził skuter pod jakiś daszek z tyłu budynku; w tym czasie zdążył już przemoknąć całkowicie i w takim to stanie ustawił się przed drzwiami z przepraszająco- rozbawionym uśmiechem wciskając dzwonek.

    OdpowiedzUsuń
  36. Spojrzał na psa jakby odrobinę z wyrzutem, a potem podniósł wzrok na Gabrielę. I już miał coś powiedzieć, ale zamiast tego kichnął strasznie głośno, na co pies znowu szczeknął, Casyan się przestraszył i jak ostatni debil potknął się o własne nogi, siadając w kałuży, którą wniósł na butach do domu.
    - O matko, jaka za mnie łamaga. - wyszczerzył się bez żadnego skrępowania nad brakiem jakiejkolwiek koordynacji ruchowej i podniósł do przysiadu.
    Tak, jutro z pewnością będzie chory, czuł to. Szybko się przeziębiał, a nawet bez tego był w stanie to sobie wmówić. Hipochondryk jakich mało.
    - Mam propozycję. Poczekamy, aż przestanie padać i pojedziemy, co? - spytał, z nadzieją w głosie. Nadzieją na ciepłą herbatę, która w sumie i tak już mu nie pomoże, ale cóż miał innego zrobić - Znam się na chmurach.- dodał po chwili - Altostratusy mówią, ze to będzie przejściowa ulewa. - stwierdził bardzo poważnym tonem, jakby to była najczystsza prawda. Oczywiście nie miał pojęcia, jakie właściwie tam są te chmury, ale te pierwsze przyszły mu do głowy, to też uznał, że można się nimi posłużyć, jako świetnymi argumentami.

    OdpowiedzUsuń
  37. Dopiero teraz poczuł się jak jakiś wyjątkowy idiota.
    - Jezu, będziesz miała wszystko mokre! - powiedział, zdejmując szybko buty. Słysząc propozycję Gabrieli uśmiechnął się lekko - Tak. Poproszę herbaty. Może wrzuć do niej cynamony, albo imbiru... albo czegokolwiek rozgrzewającego.
    Na dworze nie było jakoś szczególnie zimno, ale upału tez nie. A mokre ciuchy klejące się do ciała w całkiem przestronnym i dość chłodnym mieszkaniu bynajmniej nie pomagały mu zachować właściwej temperatury ciała.
    - Głupio mi strasznie, ale obiecuję, ze meduzy i ślimaki ci to wynagrodzą! Naprawdę! - pokiwał energicznie głową na potwierdzenie swoich słów. Potem spojrzał na nią zakłopotany.
    - W sumie, jeśli masz jakiś namiot pod ręką, to może się owinę. - zaśmiał się nerwowo; Hernandez nawet w szpilkach wydawała mu się nadzwyczaj drobna. No i jeszcze ta jej delikatna uroda... Okej, sam był całkiem wysoki; może nie gigant, ale na pewno mężczyzna o słusznym wzroście. To pewnie była kwestia perspektywy, czy czegoś w tym rodzaju.
    Rozejrzał się po mieszkaniu; było naprawdę ładnie urządzone. Tak mu się wydawało, kiedy patrzył na te wszystkie klasyczne meble i przyjemną, bardzo przytulną atmosferę wnętrza. Podobno mieszkania też wiele mówiły o człowieku: on sam miał w swoim nieustanny bałagan, którego nie potrafił zlikwidować nawet, kiedy bardzo się starał. Ale poza tym, oba mieszkania były bardzo do siebie podobne: też nie miał niczego nowoczesnego, wszystkie meble pamiętało dawniejsze epoki, a ciepłe światło zalewało każde pomieszczenie. Zupełnie jak tutaj.

    OdpowiedzUsuń
  38. [ No nie tłumacz się. Ja też znikam bez pożegnania. Mam nadzieję, że się dobrze bawiłaś :D ]

    W czasie, kiedy Gabriela szukała dla niego namiotu, on miał czas na dokładniejsze przyglądanie się wnętrzu jej mieszkania. I stwierdził, że miał rację, co do podobieństw między nimi.
    Przyjął od niej bluzę z uśmiechem i zdjął z siebie mokrą koszulę. Skóra na torsie jakoś błyskawicznie wyschła, więc wciągnął na siebie bluzę i zadowolony spojrzał na nią. Dopiero potem zorientował się, że znowu zachował się jak jakiś niedorozwój.
    - Eeee... przepraszam. Pewnie powinienem wyjść żeby to zrobić. Zapomniałem. - i uśmiechnął się z zakłopotaniem. Odgarnął włosy z twarzy, próbując gorączkowo znaleźć coś, czym mógłby kolejną wtopę zagadać.
    - Ciekaw jestem, skąd masz takie rzeczy. Nie wyglądasz na sportsmenkę, a nawet jeśli nią jesteś, to nie sądzę, żeby ten rozmiar był dla ciebie wygodny. - złapał za materiał z przodu i obejrzał logo.
    Pokiwał energicznie głową na zdanie o kuchni.
    - Jasne, już idę. - i mimowolnie kąciki jego ust znowu powędrowały mu w górę - W takim razie zaręczam ci, że po dzisiejszym wypadzie będziesz miała dość gadania, albo przynajmniej słuchania, jak ktoś gada.- przyznał radośnie i poszedł za nią do pomieszczenia utrzymanego w tym samym klimacie, co salon i korytarz. Tego nie mógł powiedzieć o swojej kuchni; było to pomieszczenie, które w jego domu nie pasowało do niczego, a i sprzęty w nim też do siebie nijak się nie miały.. To było takie wydanie trochę bardziej uprzątniętej graciarni, nie to, co tutaj.

    OdpowiedzUsuń
  39. On nie lubił sporu, choć było to naprawdę dziwne przy tak aktywnym trybie życia, jaki prowadził. Po pierwsze, stwierdzał, że bieganie i angażowanie się w milion przedsięwzięć naraz w zupełności zastąpi mu bieganie, jazdę na rowerze, pływanie, czy te wszystkie inne śmieszne męczące rzeczy, do których nigdy nie umiał się przekonać. Poza tym, mając do wyboru dres i książkę zawsze wybierał książkę. Albo dres i telewizor... tutaj też wygrywał telewizor. W ogóle, wszystko wygrywało z dresem, jeśli dobrze się zastanowić. [ Ja lubię takie zapętlenia myśli, które teoretycznie nic nie wnoszą, ale miło się je czyta. Sama stosuję, jak widzisz. To nadaje kolorytu postaci. No, ale to moja opinia :D]
    - Ciesze się w takim razie, bo obawiam się, że jeszcze bym tutaj nie wszedł, a już musiałabyś mnie przeprosić.- skomentował jej słowa odnośnie dobrych manier. Casyan starał zawsze zachowywać się dobrze i przyzwoicie, żeby nikomu nie sprawiać problemu, a w szczególności sobie. Bo o ile pamięć miał kiepska, tak wszystkie swoje nawet najdrobniejsze porażki rozpamiętywał jeszcze przez długi czas.
    Usiadł więc czy kuchennym stole, czekając aż woda zacznie wrzeć i zerknął na kark Gabrieli, a konkretnie złoty łańcuszek, który nosiła. On sam lubił biżuterię i często ją nosił; sygnety, bransoletki... to wszystko doskonale pasowało do jego urody i sposobu ubierania się. Oczywiście, jeśli było subtelne i w dobrym guście, żeby nie wyglądać jak jakiś kiczowaty amerykański raper, czy inny zamożny, pożal się Boże, pan z Węgier.
    - Bardzo ładny naszyjnik.- stwierdził, przyglądając się złotym ogniwom połyskującym na dekolcie Gabrieli. Pomyślał, że na pewno ma go od kogoś z rodziny; zwykle takie piękne i delikatne rzeczy dostawało się właśnie od rodziców.

    OdpowiedzUsuń
  40. [ No to się cieszę. Ja najbliższą imprezę mam dopiero w środę :D Poza tym, w nocy oglądałam ceremonie otwarcia Igrzysk. Bardzo mi się podobała. :)]

    Odruchowo zerknął za okno: o tak, jego racja co do chmur była co najmniej wątpliwa. Ale także nie tracił nadziei.
    - Myślę, że przejdzie. To tylko letnia ulewa. One zazwyczaj szybko przechodzą, a jeśli nie, to zawsze w ostateczności możemy się porwać na podróż w deszczu. - stwierdził pogodnym tonem, sypiąc sobie kilka łyżeczek cukru do herbaty - Cóż, to też jest gwałt. - powiedział, mieszając powoli pachnącą ciecz, której aromat rozszedł się po pomieszczeniu - Niestety, to jest ten drugi rodzaj sadyzmu, który uprawiam po jedzeniu mięsa. Jest ich jeszcze kilka, ale na razie wolałbym cię nie straszyć. I tak już jestem zbyt demoniczny. - puścił jej oczko i szybko odnalazł wzrokiem jakąś szmatę. Wstał i wytarł to, co ona rozlała.
    - To już drugi raz. Myślę, że to może oznaczać, że fajtłapowatość jest zaraźliwa. A jeśli to postępuje w takim tempie, to biada ci. - spróbował nadać przerażający ton swojemu głosowi, ale nie wyszło mu to zbyt dobrze, czym się też zresztą nie przejął zbytnio - Także musisz jakoś temu zaradzić. Może to znak, że nie powinniśmy ze sobą przebywać. Albo inaczej: moja nieporadność przechodzi na ciebie i nareszcie stanę się wolny...! - popatrzył na nią wzrokiem szaleńca, by po chwili roześmiać się serdecznie. Nie, nie życzył jej tego. On przynajmniej był już przyzwyczajony do tej sytuacji.

    OdpowiedzUsuń
  41. [Niezwykle odpowiedzialne. Dobrze, że masz ten gaz. :D W sumie, jeśli się chce, to się dotrze. Ja akurat wybieram się do wiochy obok, do której można dojechać tylko przez centrum. Masakra jakaś, z przesiadką. Haha, dodatkowa atrakcja, jak nie zdążę/pomylę się z autobusami, czy co tam jeszcze może się zdarzyć. ]

    Casyan sobie nie wyobrażał być chorym. Nienawidził tego, obojętnie, czy miał mnóstwo pracy, czy mógł leżeć cały miesiąc i nic nie robił. No i trochę się bał, szczerze mówiąc. Zawsze miał wrażenie, że jeszcze chwila, a z pewnością umrze. Za dużo się naczytał o chorobach przypominających zwykłe przeziębienie i tak dalej. W ogóle, nie wiedział dlaczego, ale lubił czytać takie rzeczy. Zawsze jakiś dreszczyk emocji: pod koniec lektury wykrywał u siebie co najmniej siedem chorób, z czego trzy śmiertelne. Miał o czym myśleć przez tydzień, no i przy okazji w końcu coś go zmuszało do uporządkowania pewnych rzeczy. W razie przykrych wypadków. Przezorny zawsze ubezpieczony, podobno.
    - Opatrzyłaś to sobie? - spytał, słysząc o jej wypadku - Ja sińce leczę, bo zostają mi prawie miesiąc, nawet jeśli sobie przytrzasnę palec drzwiami, czy zrobię inną głupią rzecz, które jak wiesz, nader często mi się zdarzają. - uśmiechnął się, patrząc na nią uważnie. Nie wiedział, czy po prostu nie zauważył tego wcześniej, czy może w jakiś sposób ona po prostu stała się jeszcze ładniejsza, niż wcześniej. Chociaż ona nie była ładna; ładnymi były ewentualnie jakieś nastolatki. Gabriela była po prostu piękna.
    I kiedy uświadomił sobie te wszystkie rzeczy, stwierdził, że jego myśli nigdy nie brzmiały tak głupio, jak teraz.

    OdpowiedzUsuń
  42. [Nie wiem, co oznacza 18 km :D Serio. Ja dla przyjaciółki się poświęcam i jadę na Coke Live Festival. Czy jak to się tam pisze. Na początku poświęcałam się dla siebie, ale po odbyciu... eee, małego survivalu w mojej byłej pracy, chciałam to działanie uszlachetnić i twierdzę,z e to dla niej :D]

    Oderwał w końcu wzrok od niej i zmusił się w końcu do spojrzenie na psa.
    - Jestem wiec szczęśliwy, ze przeszedłem eliminacje u tej uroczej psiej osobowości. - no, za psami nie przepadał, ale mimo wszystko uznał to za spory sukces, że przynajmniej spowodował jakieś jednostronne uczucie ze strony tego zwierza.
    I znowu zerknął za okno; nadal padało, ale wydawało mu się, że teraz już odrobinę mniej.
    W tej bluzie zaczęło mu się już robić strasznie gorąco i miał straszną ochotę ją rozpiąć ale trzymał się dziennie, wmawiając sobie, że jeśli trochę się spoci, to zrzuci parę kilo. Cóż, wolałby na przykład nie w jej towarzystwie, aczkolwiek sytuacja była jaka była i on nic nie mógł na to poradzić, a przynajmniej nie miał ani wiedzy, ani umiejętności, by sprostać temu problemowi.
    - Ja ufam swojemu kotu w pewnych sprawach. Podsuwam mu pod nos jakiś produkt spożywczy i jeśli on odwróci łebek ze wstrętem, to oznacza, że i ja nie mogę tego jeść. To lepsze, niż patrzenie na datę ważności. - zażartował. Nie, aż tak źle z nim nie było, nie zaniedbywał się aż tak bardzo. Najlepszym dowodem było to, że tak ja już wcześniej było mówione, nadal żył. I miał się dobrze.
    - Pan Pies to imię, tak? - spytał retorycznie - Może do Hectora też się tak powinienem zwracać; byłby bardziej posłuszny...- zamyślił się na moment - chociaż nie wiem, czy cokolwiek wpływa na koty, że są bardziej... hm, zdyscyplinowane.

    OdpowiedzUsuń
  43. [Cóż, na bilet sobie zarabiałam sama i nikt mi nie pomagał. :D Ale to już za mną.]

    - Jak tak ciebie słucham, to moje mitologiczne "Hector" wydaje się beznadziejnie pospolite i oklepane.- westchnął z uśmiechem.
    Co prawda, nie wiedział, co ma wspólnego jego kot z greckim bohaterem, ale liczył raczej, że to imię zdeterminuje charakter, a nie odwrotnie. Chyba się jednak pomylił, choć dalej nie tracił nadziei. To był prawie psychiczny masochizm, biorąc pod uwagę prawdopodobieństwo takiego biegu wypadków. Hector też był cwany. I także go lubił, nawet mimo tej cechy jego charakteru.
    - Tak zmieniając temat, to bardzo smakuje mi ta herbata. Sam, nie chwaląc się robię świetną, ale ta nawet dobija do mojego poziomu.- mrugnął do niej porozumiewawczo.
    Tak, to akurat robić potrafił. Nawet sam był skłonny się z tym zgodzić, a to już coś. Okej, ze swoimi skłonnościami do szukania w sobie talentów, dzięki którym miał być sławny, nie mógł być jednak sprawiedliwy w osądzaniu tego, aczkolwiek przyznawali to nawet jego znajomi, którzy jakoś specjalnie do kłamstwa powodu nie mieli, bo Casyan się za krytykę nie obrażał, a nawet cieszył się, ze ktoś mu mówi prawdę.

    OdpowiedzUsuń
  44. - Skoro tak mówisz, to tak właśnie musi być. A więc jestem człowiekiem zdecydowanym, wspaniale! Dopiszę to do obszernej listy zalet mojej osoby, może nareszcie zrównoważy się z wadami.- zaśmiał się - A ja myślę wobec tego, że Pan Pies i Pan Kot mają bardzo dobre imiona. Widzisz, myślę, że przez nie czują się traktowane poważnie. No i lepiej już im to zostawić, skoro przywykły i jakoś specjalnie się na to nie skarżą, prawda? - zauważył jakże błyskotliwie i poderwał się z kanapy. Potem spojrzał na bluzę, którą miał na sobie.
    - Z pewnością moje ubrania jeszcze nie wyschły, ale jeśli je ubiorę i wyjdzie słońce.... - chciał dodać, że na pewno wyjdzie słońce, bo jak ma nie wychodzić, kiedy widzi sobie o, takiego Casyana, ale w porę się powstrzymał - To wyschnę szybko. Poza tym, to szczęście, że wziąłem coś z niegniotącego się materiału. Nie będę przy tobie wyglądał jak jakiś kloszard. - ucieszył się - A bluzę wezmę do domu i wypiorę. Muszę ci ją jak najszybciej oddać, żeby w razie kolejnego braku mojej zapobiegliwości mogłabyś mieć możliwość zaradzenia temu. I tak, masz racje odnośnie tych komplementów. Jeśli ktoś coś w tobie chwali, to właśnie należy podziękować, a nie zaprzeczać, bo w ten sposób obraża się czyiś gust. A gust to prawie jak duma. Tak przynajmniej ja uważam.- wyjaśnił i zaczął ubierać swoje buty, które zostawił w przedpokoju rozglądając się przy okazji nerwowo, bo zrobiło mu się głupio, że zapomniał, gdzie odłożył swoją koszulę.

    OdpowiedzUsuń
  45. - No cóż, tę zaletę nazywamy nieszczerością. - mrugnął do niej - Nie mniej jednak, miło mi.
    Słuchał uważnie, co Gabriela ma do powiedzenia na temat oddawania bluzy i już miał ochoczo zaprotestować, ale końcowo zamknął tylko usta, zanim krótki monolog odnośnie tego, co powinien zrobić się z nich wydobył. Casyan właśnie twierdził, że upranie jest jego obowiązkiem, w końcu to on w niej łaził; no krótko, ale jednak. Nie godzi się przecież, żeby ktoś obcy, a tym bardziej nowo poznany prał twoje brudy. Jednak mimo wszystko zrezygnował, gdyby Gabriela poczuła się jakoś źle przez to.
    - Dobra. Jak już kiedyś mnie odwiedzisz.. - urwał zawstydzony, że właśnie to powiedział - wtedy będziesz sobie mogła ponosić moje rzeczy. Żeby była równowaga.
    Dopiero po kilku sekundach zdał sobie sprawę, jak to w ogóle głupio zabrzmiało, ale nie chciał już pogarszać swojej sytuacji, która ze złej stała się tragiczną.
    - Yyy... to znaczy... yy... - w końcu zdjął te bluzę nic już więcej nie mówiąc i jakoś z wahaniem jej ją wręczył. Miał dziwne wrażenie, że atmosfera wokół nich się zagęściła, a w dodatku nie miał kompletnie pojęcia, jak temu zaradzić. - Proszę. - mruknął tylko z pewną dozą niepewności.

    OdpowiedzUsuń
  46. Zasłonił sobie oczy dłońmi tak, że widać było tylko lekko rozciągnięte w uśmiechu usta.
    - Ok, nie widziałem. - zgodził się i zaczął ubierać koszulę. Cieszył się, że poszło mu w miarę szybko i że nie pomylił guzików, nie zaplatał się we własne kończyny, ani nic z tych rzeczy. Tak, to był naprawdę wielki sukces. Mniej więcej wtedy Gabriela znowu pojawiła się w korytarzu, a Casyan założył na głowę kask.
    - Dla ciebie schowałem w bagażniku. - wyjaśnił i poczekał, aż kobieta zamknie drzwi. Potem zeszli po schodach na podwórze, na którym, nawiasem mówiąc jeszcze od czasu do czasu kapnęło im na głowę, ale Casyan był szczęśliwy, że jego (nie)znajomość chmur się potwierdziła. W ogóle, to nie wiedział, czemu plecie takie bzdury. To znaczy, zawsze plótł. Ale troszkę mniejsze, niż teraz. Okej, kogo on próbuje oszukać.
    - Widzisz, miałem rację. To był tylko mały letni deszczyk. - powiedział bardzo dumny z siebie i wskazał brodą tył kamienicy - Tam zostawiłem Smoka. Mam go tylko na dzisiejszy wieczór, a już zdążyłem go nazwać. To głupie, będzie mi przykro, kiedy będę go musiał zwrócić. - znowu się wyszczerzył i otworzył bagażnik, podając Gabrieli kask. - Lubię smoki. - dodał jeszcze- Jak byłem mały, to zawsze chciałem mieć smoka. Albo dinozaura. Albo oba naraz. Wyobrażałem sobie, że wkładają głowę do mojego pokoju przez okno, a ja je karmię sałatą. Oczywiście, poza lataniem na nich. - uściślił. Nie powiedział już, że nadal o tym marzy.

    OdpowiedzUsuń
  47. - Myślę, że smoki jadły jednak sałatę. A poza tym, ja wcale nie jestem próżny!- wykrzyknął, udając ogromne oburzenie - Jest też opcja z dziewicami,a le szkoda młodych, ładnych dziewczyn. Wiec w sumie ta sałata jest bardzo dobrym wyjściem. Taka plantacja tych roślin to by był bardzo intratny biznes. Tak sądzę. Poza tym, smoki mają magiczną moc, a czasem nawet jeśli cie polubią, to spełniają życzenia. No i przy okazji żyją bardzo długo, więc byłyby świetnym źródłem informacji o dawnych czasach. Ale wtedy musielibyśmy jeszcze opanować ich język, a to podobno bardzo trudne, słyszałem. - i paplał w najlepsze o tych smokach, jakby to były zupełnie oczywiste rzeczy. Dopiero, kiedy zorientował się, że znowu wpadł w jeden ze swoich licznych słowotoków o byle czym, umilkł. Usiadł na skuterze i zerknął na nią, odchylając szybkę.
    - Teraz możesz poudawać, że jesteś rycerką. Zasuń przyłbicę nadobna dziewojo i ruszamy! - wykrzyknął - Niechaj powiedzie nas przygoda! Czy cokolwiek innego. I trzymaj się mnie bardzo mocno; nie wybaczyłbym sobie, by przez moje głupie wybryki komuś coś się stało.

    OdpowiedzUsuń
  48. Z tymi dziewicami to mogła być naprawdę dobra teoria. W każdym razie, Casyan nareszcie znalazł odpowiedź, dlaczego nigdy nie miał smoka i najprawdopodobniej mieć nie będzie: po prostu nie było go stać na odpowiednią liczbę dziewic! Pomijając fakt, że w tamtym okresie w ogóle nie wiedział, co to znaczy.
    - Gabrielo herbu...- tu zastanawiał się moment - Leśnej Pieczarki! Ruszajmy na szlak! Niechże nie brakuje nam odwagi, Boga w sercu i szlachetnych zamiarów!
    Czując pewny uścisk drobnych dłoni kobiety w swoim pasie uznał, że chyba jest wystarczająco bezpieczna i mogą jechać. Toteż odpalił skuter i na próbę zrobił powoli jedno maleńkie kółeczko, żeby zobaczyć, jak się będzie zachowywała jego towarzyszka podróży. Przy robieniu skrętu poczuł tylko, jak go mocniej obejmuje, więc uznał, że niestraszne jej będą trudy podróży, a co najważniejsze... może jej się nawet spodoba i kiedyś pojadą gdzieś raz jeszcze...?
    Odgonił od siebie jednak szybko te myśli i tylko zerknął na nią przelotnie.
    - To jedziemy. Czeka cię całe dwadzieścia minut mojego milczenia. Cóż za strata!- zaśmiał się.

    OdpowiedzUsuń
  49. Przez całą drogę uśmiechał się do siebie, co jakiś czas tylko ściągając łopatki i poruszając się odrobinę, żeby na wszelki wypadek obudzić śpiącą Gabrielę. Nie wiedział, co ona robi tam z tyłu, ale za każdym razem, kiedy uścisk się poluźniał miał zamiar zatrzymać skuter i wszystko sprawdzić. Dobrze, że w tym samym momencie obejmowała go mocnej, co jakoś go uspokajało. Oczywiście, do następnego razu.
    W końcu dojechali do wielkiego oszklonego budynku lśniącego w promieniach zachodzącego słońca. Napis nad głównym wejściem głosił, że dobrze trafili, bo to "Nowojorskie oceanarium" mogło pochwalić się aż siedmioma tysiącami gatunków.
    Casyan stwierdził, że więc na pewno mają tu ślimaki i meduzy i razem z Gabrielą będą w końcu mogli rozwiązać tak bardzo trapiącą ich zagadkę.
    Zatrzymał skuter, pewne stając nogami na ziemi i poczekał, aż kobieta z niego zejdzie. Sam zdjął kask i schował go do bagażnika, uprzednio odbierając od Gabrieli jej własny. Odruchowo przeczesał włosy palcami, żeby nie były już tak spłaszczone i stanął naprzeciw niej.
    - A więc oto dotarliśmy. To kres naszej podróży, przynajmniej na godzinę, która pozostała nam, aby rozwiązać największy sekret tego świata. Pani przodem! - skłonił się dwornie, wskazując jej drzwi.

    OdpowiedzUsuń
  50. - Prawdziwy rycerz musi być uprzejmy. - skwitował tylko.
    Od razu podszedł do kasy kupując dwa bilety i wrócił do Gabrieli, podając jej kartonik.
    - Proszę. - powiedział - Możesz go teraz wsadzić do kieszeni, i w ogóle o nim zapomnieć. Jeśli to będzie udany wypad, to następnym razem, kiedy założysz te spodnie znajdziesz go i sobie o tym przypomnisz. I pewnie nawet się uśmiechniesz. No, a jak się nie uda, to najwyżej przebolejesz i tyle. - uśmiechnął się. On sam miał we wszystkich ubraniach wypchane kieszenie po brzegi i dopóki nie zrobił gruntownego prania, mógł od czasu do czasu znajdywać całe góry tych niespodzianek. Szkoda tylko, że takie bilety rzadko się zdarzały; przeważnie były to jakieś zwykłe papierki po batonach, czy coś w tym stylu i bynajmniej te puste opakowania nie poprawiały mu humoru. Ale nawet to nie powstrzymało go od zaprzestania robienia takich rzeczy.
    Przeszli powoli do długiego korytarza, w którym minęli kilkunastu ludzi, przeważnie rodzin z dziećmi, które z oczami wlepionymi w piętrzące się po obu stronach szklane akwaria plątały się dosłownie wszędzie z głośnym "łaaaaaaaaał" na ustach. Były tu bowiem miniaturowe tropikalne rybki, wszystkie zadziwiająco przypominające postaci z filmu "Gdzie jest Nemo".
    - Ślimaki i meduzy pewnie będą dalej, ale możemy też pooglądać te stwory.- powiedział i podszedł do szybki oddzielającej ich od ściany wody.

    OdpowiedzUsuń
  51. Pokiwał głową mechanicznie, bo jakoś średnio słyszał to pytanie zadane przez Gabrielę. Był zajęty patrzeniem na nią kątem oka zamiast w akwarium. Szczególnie po tym, jak schowała ten bilet do portfela. To było naprawdę miłe z jej strony.
    - Myślę, że w siedmiu tysiącach gatunków nie może zabraknąć fok. Ale tak mi się coś zdaje, że te wszystkie rzeczy które tak bardzo chcemy zobaczyć, są dalej i chyba nieco dłużej będziemy musieli na nie poczekać. żeby nie odbierać sobie frajdy. - stwierdził - Najlepsze rzeczy przeważnie są na końcu. A jeśli nie są, to zawsze staram się zrobić tak, by były. Miło jest wiedzieć, że dotarło się w końcu do tego, za czym najbardziej się tęskniło.- umilkł na moment - Na przykład pączki. Zawsze objadam całe cisto, żeby nadzienie wyjeść na końcu. - wyszczerzył się, bo coś mu się zdało, ze zabrzmiało to za bardzo patetycznie jak na Casyana. ten wcześniejszy wywód, oczywiście.
    A potem sam zaczął dziobać palcem w akwarium, zwabiając tym samym rybkę o kobaltowych łuskach, która chyba myślała, ze jego palec to jedzenie, bo przekonawszy się o tym bolesnym fakcie natychmiast odpłynęła. Może nawet się na niego obraziła i następnym razem, kiedy tutaj się zjawi, nawet nie raczy go zauważyć...?
    Zaśmiał się pod nosem. No tak, co on sobie właściwie wyobrażał...

    OdpowiedzUsuń
  52. - Czasem tęsknię za czymś, czego kompletnie nie znam, albo nawet nie potrafię określić. Myślę wiec, że twoja sympatia do pływania jest dla mnie całkowicie zrozumiała.- uśmiechnął się, widząc jej twarz tak blisko swojej. I nagle przyszła mu ogromna ochota na zrobienie czegoś totalnie niedopuszczalnego, ale w tym samym momencie, coś go mocno szarpnęło na łydkę i przestraszony zauważył dzieciaka, który ciągnął go za nogawkę.
    - Pseplasam, ale zasłanias mi Nemo. - powiedział na oko czteroletni brzdąc, pokazując mu wszystkie swoje mleczaki.
    - Jasne, już się odsuwam. - powiedział bardzo miłym tonem i odsunął się, żeby chłopczyk mógł sobie pooglądać pomarańczowe rybki. Po kilku sekundach dobiegła do nich jakaś kobieta, najwyraźniej matka tego chłopczyka, bo zaczęła mu coś mówić o odpowiednim zachowywaniu się i czym prędzej pociągnęła go za rączkę w stronę wyjścia.
    - Hm, może nic nie robią, ale za to nie są wolne. Chciałabyś, Gabrielo, być niewolnicą? - spytał, zastanawiając się chwilę nad tym - Chociaż tak naprawdę wszyscy jesteśmy niewolnikami. Albo dóbr materialnych, albo pewnych wartości, albo emocji, albo po prostu własnej głowy. To trochę smutne, nie sądzisz? Chociaż może nie jesteśmy wolni do końca dlatego, ze to wcale nie jest takie dobre, kto wie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Jezu, przepraszam za wszystkie błędy, ale coś mi się tu dzieje i z moim wzrokiem i z klawiaturą!]

      Usuń
  53. [Dzień dobry. :)]

    Miał dziwne wrażenie, że Gabriela znowu jest jakaś spięta. Pomyślał, że zapewne znowu musiał zrobić coś głupiego, tyle że teraz nawet o tym nie wie i nie ma pojęcia, jak mógłby to naprawić. W sumie, mógłby spytać, ale znając Casyana pogorszyłby tylko sprawę, więc postanowił taktownie pominąć tę sytuację nie wypytując o nic.
    - Myślę, że jedzenie i zmieniane wody jednak nie może się równać z uczuciem pewnej swobody. - uśmiechnął się - Ale mam wrażenie, że z tej wolności, za którą wszyscy ganiamy jak opętani najlepiej korzystają zwierzęta.One nie mają w sobie sprzecznych natur, a my już tak. Czyli pewne ograniczenia, jak już mówiłaś, z pewnością są dobre i należy się skoncentrować nad czymś bardziej produktywnym, niż wszczynaniem rebelii o nie wiadomo co.
    Potem podeszli do przeciwnej ściany oglądając kilka okazów w milczeniu. Normalnie to Casyanowi przeszkadzałaby ta cisza, jaka ich ogarnęła; przecież zawsze mu przeszkadzała! W tym momencie jednak nie poczuł żadnej potrzeby, żeby ją przerwać. Tym bardziej, że te część oceanarium opuściła większość ludzi i teraz tylko nieliczni, samotni goście podziwiali egzotyczne okazy.
    - Gabrielo, zobacz!- ożywił się, gestem wskazując tabliczkę przy łuku oddzielającym jedno pomieszczenie od drugiego - mają delfiny! - odcyfrował z tabliczki przybitej do słupa obok. Nie wiedział, czemu tak podnieca się tymi delfinami i było mu głupio, że teraz jego zachowanie jest dokładnie tako samo, jak większości przedszkolaków tu przebywających, ale nie mógł tego powstrzymać. Uspokoił się i spróbował nie szczerzyć się już tak otwarcie.
    - Oprócz smoków chciałem mieć też delfiny. - wyjaśnił, jakby to mogłoby być doskonałym wytłumaczeniem, dla jego głupich wyskoków.

    OdpowiedzUsuń
  54. - Jeśli mam być do końca szczery, to z blisko dziesiątki moich wymarzonych zwierząt udało się mi tylko nabyć kota i to w całkiem przypadkowy sposób. - powiedział, ale nie rozwijał już tej myśli, bo właśnie do szklanej ścianki podpłynął jeden z delfinów. Teraz to już w ogóle w Casyanie zaginęła jakakolwiek samokontrola i ucieszony przyłożył dłoń do akwarium, obserwując, jak zwierze próbuje trącać ją swoim pyskiem. W tej chwili żałował, ze nie ma możliwości zanurkowania razem z nimi. Co prawda, z nurkowaniem było u niego średnio, ale nie przestawał wierzyć, że jakoś jednak dałby sobie radę. Casyan zresztą ciągle wierzył w wiele rzeczy; był czymś na kształt Piotrusia Pana, który nigdy tak do końca nie zamierza dorosnąć. Oczywiście, potrafił być też poważny i zachowywać się jak dojrzały człowiek, ale robił to tylko wtedy, kiedy naprawdę wymagała tego sytuacja.
    W końcu oderwał się od tego zajęcia i spojrzał na ciągle uśmiechająca się Gabrielę.
    - Pewnie uważasz, że jestem odrobinę jak duże dziecko. - stwierdził - Masz rację, ale nie myśl, że do końca jestem taki, jak każdy pięciolatek. Nie chcę, żebyś tak myślała. - powiedział trochę nienaturalnym głosem. Jakby naprawdę mu zależało, żeby w jej oczach nie być tylko i wyłącznie głupiutkim, momentami niezdarnym, cieszącym się z byle czego nauczycielem łaciny.

    OdpowiedzUsuń
  55. [witam! XD ja chce watek, chce, bardzo :) jako ze widze ze pani jest z tych stosunkowo spokojnych, choc lubiacych zaszalec, co powiesz na wypady na miasto z Georgia? ;>]

    OdpowiedzUsuń
  56. [a na gifach u Lauren, Melanie Laurent :) i rowniez z nia chce watek, zdecydowanie xD jako ze niebanalny to moze znalybys sie juz jakis czas i to o dziwo nie ze szkoly tylko z jakiegos innego miejsca? skoro jest aktywna, mogly sie poznac na jakims fitnesie i dopiero pozniej ogarnac ze przeciez razem pracuja :) ]

    OdpowiedzUsuń
  57. [Nie ma problemu! :)]
    GEORGIA.
    - Wiesz..? Kompletnie nie rozumiem dlaczego poświęciłyśmy spanie do 10, na poranną kawę Ja rozumiem... Moje doborowe towarzystwo swoje robi, ale mimo wszystko.. nie wiem jak ty, ale ja po wczorajszej imprezie wymiękam.. - Georgia spojrzała dość nieprzytomnie na Gabriele po czym przeniosła swój wzrok na kubek ciepłej kawy stojący na stole w jej kuchni - Przypomnij mi, że mam nigdy więcej nie mieszać takiej ilości alkoholi.. W dodatku w niedziele. Boże błogosław brak trzech pierwszych lekcji... - złożyła dłonie jak do modlitwy i z niekłamaną ulgą spojrzała w sufit.

    OdpowiedzUsuń
  58. LAUREN.
    - Częściej? Powiedz to mojemu mężowi, chyba w ogóle bym go nie widywała gdybym przychodziła tu częściej.. - uśmiechnęła się lekko przecierając ręcznikiem twarz - Poza tym, żeby osiągnąć lepsze wyniki zawsze możemy umówić się na bieganie przed zajęciami. No wiesz.. Przebiec się z domu tutaj i spowrotem.. To musiałoby być coś.. - spojrzała gdzieś przed siebie zasanawiając się nad ilością kilometrów, które musiałyby pokonać - Chociaż nie. To nie jest dobry pomysł.. - dodała po chwili z rozbawieniem sięgając po swoją butelkę wody - To co, teraz mrożona kawa z lodami i duża pizza, nie? - zapytała ze śmiechem czując na sobie zgorszony wzrok pozostałych uczestniczek zajęć fitness.

    OdpowiedzUsuń
  59. LAUREN.
    - A propos męża i jedzenia, może wpadłabyś do nas na kolację w sobotę? - zapytała z uśmiechem patrząc na nią z nad swojego telefonu - Jean nie będzie miał nic przeciwko, założę się. Tylko ostrzegam, w weekendy panuje u nas istny rozgardiasz, więc mam nadzieję że nie przestraszysz się czterolatki biegającej w kółko z koroną na głowie? - uśmiechnęła sie niewinnie zmieniając koszulkę. To prawda, w weekendy dawali sobie dyspenzę od wszystkiego, więc Mała umierała z radości mając rodziców na własność przez caaały dzień!

    OdpowiedzUsuń
  60. GEORGIA.
    - W sumie to nie czuje się aż tak źle jak trzy tygodnie temu.. - skrzywiła sie na samą myśl o wieczorze panieńskim jednej ze swoich koleżanek po czym westchnęła cicho biorąc solidny łyk kawy - Ale, ale..! - ożywiła się nagle i zmrużyła oczy - O ile mnie pamięć nie myli, przegadałaś wczorajszy wieczór z jakimś całkiem przystojnym brunetem. Kim on jest i dlaczego siedzisz tutaj zamiast wcinać z nim śniadanie? - zlustrowała ją wzrokiem po czym oparła głowę na dłoniach wpatrując sie w nią wyczekująco.

    OdpowiedzUsuń
  61. GEORGIA.
    - Dobra.. niech będzie że mnie przekonałaś. - ugryzła kawałek rogalika i przymknęła oczy delektując się jego smakiem - Wiesz? Musze znaleźć ci faceta.. Takiego naprawdę fajnego faceta, który wart będzie Gabrysi. - przytaknęła sama sobie uważając to co powiedziała przed chwilą za cudowny pomysł- Oczywiście najpierw spiszemy umowę, że zanim pójdziesz do niego z pysznymi rogalikami, to wpadniesz do mnie z porcją tych najpysznieszych i najbardziej świeżych - spojrzała na nią wymownie z delikatnym uśmiechem. [nic sie nie stałooo! :)))) ]

    OdpowiedzUsuń
  62. LAUREN.
    - Ale w ogóle weź przestań! - machnęła ręką - Jestem przyzwyczajona do tego, że ludzie boją się mojego dziecka.. Ostatnio szliśmy kulturalnie przez centrum handlowe i w pewnym momencie jakaś biedna babcia zaczęła piszczeć na pół budynku bo Jeanette postanowiła zaprezentować jej żarcik, którego nauczył ją Jean. - przewróciła oczami z rozbawieniem - Nie bój się, że ją przestraszysz.. Czasem mam wrażenie, że w szpitalu wycieli jej gen strachu, jeśli takie coś w ogóle istnieje.. - zastanowiła się przez chwilę - I nie uznae odmawiania w sprawie kolacji. Obrażę się, ostrzegam. - dodała z lekkim uśmiechem.

    OdpowiedzUsuń
  63. GEORGIA.
    - Właśnie, pies! DAISY! - krzyknęła na pół mieszkania rozglądając się za szczeniakiem, który zazwyczaj o tej porze biegał już wesoło po całym domu - Chyba mi pies umaa..aaa nie. Jest. - uśmiechnęła się wesoło i po chwili sypała młodemu 'śniadanko' do miski. Georgia do tej pory zastanawia się dlaczego nazwała prześlicznego samca boksera damskim imieniem, ale któż by zwracał na to uwagę? - Zastanawiałaś się kiedyś nad tym jak nazywa się samiec foki? - Panna Washington postawnoiła nie ciągnąć tematu facetów... Przynajmniej nie tych posiadajcych dwie nogi i dwie ręce - Panowie Fokowie? - zmarszczyła lekko czoło zastanawiajac się nad poprawną formą.

    OdpowiedzUsuń
  64. LAUREN.
    - No nie rób takiej zbolałej miny.. - objęła ją ramieniem z ciepłym uśmiechem - Młoda zmyje się na bajki do naszej sypialni tuż po 20, a my będziemy mogli spokojnie porozmawiać. - kiwnęła głową puszczając jej oczko - Pizza jak najbardziej, obowiązkowo z jakimś drinkiem, chyba że jesteś samochodem to wtedy drinka mogę odpuścić. - ona sama przyjechała taksówką, głównie dlatego że w całym zamieszaniu przed jej wyjściem nie mogła znaleźć kluczyków. Ups? Zdarza się przecież, że człowiek posieje gdzieś kluczyki i jakoś tak dziwnym trafem nigdzie nie może ich znaleźć dokładnie wtedy kiedy nabardziej ich potrzebuje. Ale taksówki też są fajne!

    OdpowiedzUsuń
  65. GEORGIA.
    - Fok? Myślisz, że coś takiego istnieje? Wiesz, że kiedfyś chciałam zostac treserką fok? - spojrzała na nią całkiem serio - Miły pan Bill załatwiał mi darmowe bilety do oceanarium niedaleko mojego dmu i mogłam podziwiać jak on je trenuje. Fascynujące zwierzęta.. No ale, niestety pan Bill zmarł z przepicia po śmierci ulubionej foki, Daisy. - szczeniak momentalnie podniósł głowę - I właśnie dlatego nazwałam psa babskim imieniem. - zakończyła monolog z głupawym wyszczerzem - I dlatego też zostałam nauczycielką biologii a nie sławną treserką fok - westchnęła z rozmarzeniem.

    OdpowiedzUsuń
  66. LAUREN.
    - Jak o czymś usłyszę to ci dam znać. - uśiechnęła się lekko zakładając na siebie sweterek - Ja niczego nie mam zamiaru szukać. Rok szkolny w zupełności mi wystarczy.. Zresztą, chce namówić Jeana na jakieś wakacje 'w samochodzie'. No wiesz... chciałabym wsiąść w auto i pojechać przed siebie bez większego celu. Zrobiliśmy tak kiedyś w Europie, mówię ci niesamowita przygoda. Jedyny problem w tym, że nie wiem co na to Jeanette, bo o ile teraz zapewne wyrazi niesamowite chęci przejażdżki to boję się, żę w połowie drogi zmieni zdanie. - zmarszczyła nieco brwi - No i trzeba przejrzeć domowy budżet, żeby nie okazało się że jedyne na co nas stać to wypad za miasto - odparła ze śmiechem.

    OdpowiedzUsuń
  67. - Nie wiem, co powiedzieć, Gabrielo. - odparł szczerze. Nie był bynajmniej zawstydzony słowami tej kobiety, raczej towarzyszyło mu bardzo miłe uczucie rozchodzące się ciepłą falą po całym organizmie. A przecież to były tylko słowa; chociaż prawdziwe, jak utrzymywała, to jednak dalej słowa.... - i nie trzeba niczego zazdrościć. Czasem... wbrew pozorom to może być również kłopotliwe. - dodał po krótkiej chwili intensywnego wpatrywania się w jej twarz.
    I Casyan wiedział coś o poczuciu totalnego niedopasowania: miał wrażenie, że nigdzie nie ma dla niego miejsca, choć świetnie nadaje się niemalże do każdego towarzystwa. Ale to nie było to... Miał wrażenie, że jest jakimś wolnym elementem większej układanki, który w gruncie rzeczy można ułożyć gdziekolwiek i kształtem będzie przystawał, ale z daleka wszyscy widzą, że nie był tutaj od początku.
    Wszyscy się czegoś bali, uciekali, coś zatajali przed całym światem. Casyan także miał kilak rzeczy, o których nikomu nie mówił i nie miał zamiaru mówić, ale bardzo dbał, żeby nikt w jego towarzystwie nie czuł się obco. Nienawidził granic i wszystkiego, co narzucało mu pewne z góry ustalone, sztywne normy, których nie potrafił przełamać. Albo których nikt inny nie chciał przełamywać oprócz niego, a tak właśnie było najczęściej. Po prostu nie był stworzony dla tego świata; tego był bardziej, niż pewien.

    OdpowiedzUsuń
  68. - Każdemu zdarzają się słabsze dni. Szkoda tylko, że na mój trafiłaś tak szybko. - zaśmiał się krótko i dał się poprowadzić w stronę innych akwarium.
    On też uważał, że cisza w jego towarzystwie będzie czymś zdecydowanie nienormalnym; że inni na pewno nie będą się dobrze czuli, kiedy nagle z okropnego gaduły zamieni się w milczący posąg. Cieszył się więc, że przynajmniej Gabriela nie odczuwa tego w ten sposób, a co najważniejsze powiedziała mu o tym. Jakby doskonale znała jego obawy. Dzięki temu, nie musiał znowu wymyślać czegoś pokrętnego, żeby się tego od niej dowiedzieć. To naprawdę ułatwiało sprawę.
    A kiedy chwyciła go pod ramie, mimo, że był to naprawdę nie znaczący gest, zrobiło mu się jeszcze lepiej, chociaż wątpił, by jeszcze coś było w stanie podnieść jego samopoczucie o kilka stopni.
    Przeczytał tekst na strzałce znajdującej się akurat na przeciw jego oczu: informowała, że już niedługo przeniosą się do działu że ślimakami. Chyba, ze "mięczaki" to coś zupełnie innego, Casyan jednak nie był do końca pewien.
    - Zaraz odkryjemy wielka tajemnicę. - szepnął do niej, jakby się bał, ze ktokolwiek to usłyszy i ich misja zakończy się niepowodzeniem. Powiedział to zresztą bardzo miękko, prosto do jej ucha schowanego w skręconych blond kosmykach.

    OdpowiedzUsuń
  69. Wyprostował się dumnie przy niej; wszystko doskonale usłyszał. Bo uszy miał wyjątkowo dobre, zresztą, tak samo jak oczy. Coś musiało w końcu zrekompensować tę okropną pamięć i kilka innych usterek w jego organizmie. Na przykład kompletny brak koordynacji ruchowej.
    Bo w sumie był tylko zdolny do przechadzania się z gracją modela po szkolnych korytarzach; to jedno mu dobrze wychodziło. I jako, że tylko to, jeśli chodzi o te rzeczy, praktykował swój chód nadzwyczaj często. Aż w końcu stał się jego naturalnym.
    - Ja jestem gotowy na wszystko. My rycerze zawsze musimy być. Chociaż w tym momencie bardziej chyba pasowałaby nam rola jakichś agentów, nie sądzisz? - spojrzał na nią, a kąciki ust zadrgały mu leciutko.
    Już po chwili stanęli w tym ostatnim pomieszczeniu, które oddzielało ich od spotkania się z tym największym sekretem. Casyan stwierdził, że teraz brakuje tylko dramatycznej muzyki, najlepiej jakiejś melodii skrzypcowo-fortepianowej z podłożonym do tego chórem i już w ogóle czułby się w jakimś filmie fantasy, lub co najmniej akcji.
    Zatrzymał się gwałtownie, ściskając swoją towarzyszkę za ramię. Niezbyt mocno, żeby nie zostawić jej jakiegoś sińca, czy nie przyprawić ją o ból.
    - Stój. – powiedział poważnym tonem – To stanie się właśnie teraz. Zaraz przekroczymy granice naszych świadomości, zaraz posiądziemy wiedzę, o której ludzie mogli tylko marzyć. Minie moment i już Salomon zbladnie w obliczu blasku naszej mądrości, niczym gwiazda o wschodzie słońca. – napięcie w jego głosie miarowo wzrastało; już nie przejmował mijającymi ich ludźmi. W sumie, oni chyba i tak ich nie słuchali, a nawet gdyby, to przecież i tak widzą go pierwszy i ostatni raz w życiu.
    - Gabrielo, czy ty naprawdę tego chcesz? Czy jesteś gotowa poskromić ślimaki i meduzy? Czy zdajesz sobie z nieodwracalnych skutków naszego posunięcia?

    OdpowiedzUsuń
  70. GEORGIA.
    - A tak to chcesz, żebym to ja wyglądała jak orka? A potem co? Uwolnić orkę 4? - zmrużyła nieco oczy patrząc na niąz rozbawieniem. Okruszki zniknęły, a i owszem. Za sprawą Daisy, który jest prawdziwym domowym sprzętem sprzątającym. Gabriela nie zdązyła skończyć zdania a okruszków już nie było, za to pod stołem wesoło merdał krótki ogonek.

    OdpowiedzUsuń
  71. LAUREN.
    - Z pewnością dosaniesz! Nawet jeżeli skończy się wizytą w parku. - zaśmiała sę wesoło. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że być w może w tym roku jej plany spęłzną na niczym i pozostaną w domu. Chyba, że rodzice albo teściowie wyciagną pomocną dłoń i wakacje, albo przynajmniej ich część spędzą we Francji, co było całkiem przyjemną wizją spędzenia kilku tygodni - Najwyżej odwiedzimy rodziców we Francji, chociaż to też całkiem spory koszt.. - zastanowiła się chwilę - No nic, nie będziemy się ntym teraz martwić. Teraz czas na pizze. - przytaknęła sama sobie z rozbawieniem.

    OdpowiedzUsuń
  72. Pokiwał głową, jakby doskonale zrozumiał, że etap, na którym się znaleźli już jest nie do cofnięcia.
    - Dobrze. Tak właśnie powinno być, agentko Hernandez. Lub Gabrielo herbu Leśnej Pieczarki. – stwierdził i poszedł za nią.
    Zalało ich bladoniebieskie światło, chyba najmocniejsze ze wszystkich tych pomieszczeń, w których już byli. Od razu było widać, ze ślimaki i meduzy muszą być jakoś spokrewnione, bo po jednej stronie w lekko mętnej wodzie unosiły się skorupy w różnych kształtach i kolorach. Oczywiście, największe ich zagęszczenie występowało na żwirowych dnach tych akwarium, ale pewnym było, że jest och całe mnóstwo wszędzie. Gdzieś w połowie drogi tradycyjnie stał słup z informacją o mięczakach, a po drugiej stronie unosiły się różowe, białe, żółtawe dzwony meduz pulsując lekko, jakby wykonywały dziwny układ taneczny o nieokreślonym rytmie, jednak wyjątkowo pięknym. Dalej były wszelakie głowonogi z ośmiornicami i tego typu zwierzętami, ale tam już Casyan nie patrzył.
    - W końcu dotarliśmy. – uśmiechnął się – Teraz tylko wystarczy, że poczytamy plakietki i cała wiedza będzie nasza. Czy to nie wspaniałe, że po trudach podróży, po przeprawianiu się przez te wszystkie pomieszczenia nareszcie tutaj jesteśmy?
    Kiedy to powiedział, światło niespodziewanie zaczęło gasnąć i już po chwili wszystko tonęło w półmroku, oświetlane zaledwie przez podłużne żarówki wbudowane w ściany i ciała niektórych fluorescencyjnych mieszkańców oceanu.

    OdpowiedzUsuń
  73. - Nie rozumiem…- wymamrotał – Przecież została jeszcze… no, zostało jeszcze całe pół godziny do zamknięcia. – stwierdził, wytężając mocno wzrok i wpatrując się w cyferblat swojego zegarka. Na szczęście coś tam jeszcze było widać, nawet w tym naprawdę słabym świetle.
    - Zgadzam się. – zdążył tylko dodać na wzmiankę o wrogu numer jeden, a potem wszystko działo się tak szybko, że Casyan oparł się w ostatniej chwili o ścianę patrząc w dół z przerażoną miną. Nie, żeby się bał, ale w tej ciemności przez pierwszy ułamek sekundy miał wrażenie, ze coś się niedobrego stało. Dzięki Bogu to była tylko uwieszona na nim Gabriela. Cieszył się, że zdążyła go przynajmniej złapać i nie zrobiła sobie żadnej krzywdy.
    - Agentko Hernandez, chyba nie jesteś przyzwyczajona do chodzenia w takich butach. – uśmiechnął się i jakoś zupełnie machinalnie i kompletnie nieświadomie objął ja w talii i przez dłuższy moment, zastanawiał się, co też teraz powinien powiedzieć. To już drugo raz, kiedy się to zdarza w jej towarzystwie i Casyan stwierdził, że jednak dzisiaj jest w wyjątkowo niedobrej formie. Tylko jakoś… niespecjalnie go to obeszło; a może całe zmartwienie utonęło gdzieś w twarzy Gabrieli: w jej jasnych włosach, pełnych wargach i elektryzujących oczach.
    Odchrząknął więc wymijająco i odsunął ja delikatnie od siebie.
    - Mam nadzieję, że teraz już pewnie stoisz na nogach. – stwierdził i tylko coś mu w głowie mówiło, że jednak nie to powinien teraz zrobić.

    OdpowiedzUsuń
  74. - Tak, to musi być awaria. – zgodził się w końcu takim trochę bezbarwnym tonem. A przynajmniej trochę innym, niż głos, jakim mówił na co dzień, czy chociażby do niej. O tak, od tego ostatniego to ta różnica była jednak odrobinę większa.
    Stanął więc obok niej i odcyfrował napis z tabliczki pod akwarium.
    - Cyanea capillata. Nie podoba mi się. Jest zbyt wielka. To wcale nie jest ładne. – powiedział, jakby ta cyanea była sobie sama winna, że jest taka duża i ze sama zajmuje całe ogromne akwarium. Z glonami, ewentualnie.
    Cieszył się w sumie, że ogarnęła ich ta prawie-ciemność. Jakoś uśmiechnięcie się w tym momencie przychodziło mu z trudem. Nie wiedział, dlaczego właśnie teraz tak się dziwnie czuje. Przecież nic się nie stało, w gruncie rzeczy.
    A potem odwrócił się, bo do pomieszczenia ktoś wszedł.
    - Przepraszamy, ale mamy awarię elektryki w całym budynku. Muszą państwo wyjść, ale zapraszamy innym razem, na przykład jutro. Bilety będą po połowie ceny z uwago na okoliczności. – stwierdził męski głos odbijając się echem od ścianę pomieszczenia.
    Casyan drgnął niespokojnie, otrząsając się ze wszystkich tych myśli, które towarzyszyły mu, dopóki on się tutaj nie pojawił.
    - Gabrielo, to chyba koniec naszej wyprawy, jeśli chodzi o oceanarium.
    I nareszcie udało mu się uśmiechnąć.

    OdpowiedzUsuń
  75. GEORGIA.
    - Aleeee ci się zbiera normalnie. No ale dobrze, niech ci będzie że tak się właśnie dzieje. - przytaknęła jej z poważną miną po czym wybuchnęła głośnym śmiechem. - No nic, trzeba się powoli ogarniać, przynajmniej tak mi się wydaje.. Co ty na to?

    OdpowiedzUsuń
  76. [Dzień dobry! :D]

    Casyan uważał dokładnie na odwrót. Ta meduza miała właściwie t y l k o to do zaoferowania, że była taka wielka. Nie miała ani ładnego koloru, ani przezroczystego dzwonu, który by był…. Właściwie nie wiedział, jak ma to określić. Poza tym, to było naprawdę głupie; myślenie o takich rzeczach. Jakby ta meduza miała jakieś większe znaczenie.
    I już chciał zmienić temat i zabawić ją jakąś kolejną „mądrością” na jego poziomie, ale odkrył, że najwyraźniej agentka Hernandez jest trochę daje, niż przypuszczał. Tak by przynajmniej wskazywał jej głos, który dobiegał chyba gdzieś z końca sali.
    - Agentko Hernandez, właśnie miałem o to samo zapytać. – powiedział pełnym radości tonem, który byłe efektem ogromnej ulgi, jakiej doznał, że mimo wszystko jest jeszcze tutaj. Casyan, co prawda, nie wiedział, co by takiego strasznego mogło się stać, gdyby sama wyszła z oceanarium; tu nawet specjalnie nie można było się zgubić. Ale pewnym było to, że poczułby się winny, jakkolwiek dziwnie to zabrzmi.
    Widząc ledwie majaczącą na tle jakiegoś akwarium sylwetkę kobiety, podszedł do niej dość szybko, uważając, by po drodze nie walnąć do słupa z informacją i zdecydowanie złapał ją za rękę; znaczy, najpierw złapał ją za przed ramię, dopiero potem splótł swoje palce z zimnymi palcami Gabrieli.
    - Hernandez, to ja dowodzę tą misją. Nie wolno się oddalać. Opuszczamy sektor A. – spróbował ją strofować, jak robią to ci starzy weterani, kiedy przesyłają im tych żółtodziobów, ale znowu się nie udało. Jak nic miałby nominacje do Złotej Maliny.

    OdpowiedzUsuń
  77. - Ważne, że zrozumiałaś swój błąd. Dzięki temu zabezpieczeniu – tu potrząsnął ich złączonymi dłońmi – Jest szansa, że ty się nie przewrócisz, ja się nie przewrócę. Lub ewentualnie przewrócimy się oboje. Ale ani ty, ani ja nie wpadniemy na słup, czy ścianę. – urwał na moment, po czym się zaczął śmiać – Lub wpadniemy oboje. Jak widzisz, zawsze jest jakaś opcja. Lubię mieć wielki wybór. Myślę, że ty też lubisz, prawda?
    I jakoś wspólnymi siłami udało im się dotrzeć już do porządnie oświetlonego holu; Casyan przez chwile mrużył oczy i krzywił niemiłosiernie twarz, bo miał wrażenie, że za chwilę żarówki wypalą mu spojrzenie.
    - Udało się. Jesteśmy uratowani, a świat znowu jest bezpieczny. – mruknął w końcu, usiłując wyostrzyć sobie obraz Gabrieli, która stała obok niego. I zauważył, że ciągle trzyma ją za rękę, co jest już absolutnie mało konieczne, jednak jakoś trudno mu było cofnąć swoją.
    Zawsze mógł sobie wmówić, że tutaj jeszcze wiele niebezpieczeństw na nich czyha, choćby ten portier, ale tak szalony to nawet Casyan nie był.
    Bzdura.
    On właśnie taki był.
    Nie mniej jednak w końcu puścił ją. Nie chciał, żeby to jakoś dziwnie wyglądało; przecież agenci nie trzymają się za ręce. Chyba, że pokonują jakieś przeszkody: na przykład wspinają się po wysokim ogrodzeniu pod prądem, czy coś w tym stylu. Albo kiedy są Jamesem Bondem. Wtedy nawet ze swoimi partnerami robią dużo więcej, niż takie trzymanie, ale pan Korhonen stwierdził, że chyba za bardzo zagalopował się w swoich wyobrażeniach i powinien jak najszybciej je przerwać.

    OdpowiedzUsuń
  78. - Myślę, że jednak super bohaterowie są gorzej opłacani. Coś w tym jest, bo zwykle są niepozornymi obywatelami, którzy nic nie chcą za swoje usługi. No, przykro mi. Niestety nie nadaję się na super bohatera, muszę za coś żyć, a latanie w rajtuzach i z peleryna na wierzchu średnio mi się uśmiecha. Chyba nie mam do tego odpowiedniej figury. – wyjaśnił rzeczowo, żegnając się z kasjerką.
    Wyszli na zewnątrz.
    Gabriela miała jednak słuszność, co do tego, że zabrała parasol: znowu lunęło tak mocno, że nie było praktycznie nic widać na odległość kilku metrów. Tylko szum i podwójne światła samochodów zdradzały, ze są niedaleko drogi.
    Pociągnął ją wiec za sobą pod daszek przed wejściem do oceanarium i smutnie się uśmiechnął.
    - Jaka szkoda, ze nie miałem czasu, żeby pooglądać chmury. Wtedy na pewno byśmy wiedzieli, że się rozpada… - powiedział takim tonem, jakby to była najbardziej oczywista prawda.
    - I teraz agent Korhonen powinien cię przeprosić za impertynenckie zachowanie wewnątrz obiektu, bo tylko agent Hernandez ma parasol. Stwierdzam ponadto, iż należy zostawić tutaj skuter i poczekać0 na dogodniejsze warunki, bądź odesłać go do bazy. No chyba, ze na horyzoncie czeka na nas kolejna misja wymagająca szybkiego dostania się do celu. Bo jeśli nie, to jednak parasol stanowi lepsze zabezpieczenie.

    OdpowiedzUsuń
  79. Spojrzał nieco zdziwiony na poczynania Gabrieli i złożył z powrotem parasolkę, którą zdążył już rozłożyć, żeby mogli razem gdzieś pójść. Na tę kolację, o której mówiła.
    - W angielskiej literaturze dziewczęta wystają na deszczu po to, by mieć ładna brzoskwiniową cerę. Nie wiem, ile w tym jest prawdy, ale sądzę, że będziemy zaczerwienieni z powodu zimnej wody, a jutrzejszy dzień spędzimy w łóżkach popijając herbatę z sokiem malinowym. – powiedział i dołączył do niej. Cóż, ostatnim razem chory był jakieś cztery lata temu, więc chyba tym razem mu nie zaszkodzi. Mogła też istnieć teoria, według której odbywanie co jakiś czas katarów, czy przeziębień chroniło od bardziej poważnych chorób. Tak naprawdę mogło być: Casyan twierdził, ze wszystko dąży do równowagi i kilka małych przeziębień może zastępować… no, na przykład raka, czy coś w tym stylu
    - A co filmów, to masz racje. Zwykle to są jakieś komedie romantyczne, lub thrillery, w których krótko po tej scenie główni bohaterowie zostają zamordowani, żeby zrobić miejsce innym głównym bohaterom, którzy zastanawiają się, jak do tego doszło i dlaczego. Wolę te drugie. – dodał, uśmiechając się promiennie. Mu też wystarczyło kilka sekund, żeby stać się przemoczonym Skandynawem w sklejonych wilgocią blond włosach i w ściśle przylegającym do ciała kostiumie na miarę super bohatera. Teraz już nawet miał warunki, żeby rozpocząć swoją działalność, jednak brak zapłaty ze strony kogokolwiek kładł się głębokim cieniem na jego planach.
    - Hm? Co więc teraz? Czy nie sądzisz, że będziemy stanowili dość osobliwy widok w jakiejś restauracji?- zagadnął, stając bardzo blisko niej. Tak blisko, że mógł zobaczyć pojedyncze krople deszczu spływające po jej policzkach.

    OdpowiedzUsuń
  80. - Agentka Hernandez co raz bardziej mnie zaskakuje. Agentka Hernandez oprócz tego, że nosi ze sobą parasol, to jeszcze gotuje! – ucieszył się. Temat umiejętności kulinarnych Casyana chyba był już poruszany, aczkolwiek słowo „Casyan” i „umiejętności kulinarne” stanowiły dość ciekawy, wzajemnie wykluczający się związek. O ile coś, co się wzajemne wyklucza może być związkiem.
    Zauważywszy, że Gabriela domalowała sobie właśnie malowniczą kreskę biegnąca od policzka w stronę skroni, uśmiechnął się tylko.
    - Teraz możesz być indiańską wojowniczką. Mogę nawet zaraz wymyślić ci tytuł: Przemoczony Słonecznik. Przemoczony oczywiście od okoliczności, a Słonecznik z powodu twojej ciepłej urody. Być może nie jest to miano najwyższych lotów, ale chwilowo nie stać mnie na nic lepszego. Sama zresztą miałaś okazję się o tym przekonać, kiedy nadałem ci herb Leśnej Pieczarki. – i ujął dłonią jej twarz, kciukiem zmazując plemienne wzory z jej twarzy. Zrobił to przy tym z niebywałą delikatnością, jakby kobieta była porcelanową lalką niezwykłej kruchości byle jaki nieostrożny ruch z jego strony mógłby jej zaszkodzić.
    Potem szybko się cofnął, jakby trochę nienaturalnie i przygryzł nerwowo wargę.
    - Chusteczek nie mam. – stwierdził tylko, jakby chciał usprawiedliwić swoje postępowanie – To jak? Idziemy?

    OdpowiedzUsuń
  81. Założył kask na głowę, odbierając go wcześniej z rąk Gabrieli. Nie spojrzał na nią przy tym ani razu, bo też nie chciał, aby ona dostrzegła jego wzrok, tak samo zresztą zachmurzony, jak teraz już nocne niebo.
    - Uprzedzam tylko, że teraz nasza podróż będzie jeszcze bardziej niebezpieczna. – stwierdził, manipulując przy klipsie pod brodą. Potem usiadł na skuterze i spokojnie czekał, aż kobieta mocno go chwyci w pasie. Dopiero wtedy go odpalił i ruszyli przez zalane deszczem ulice w stronę jej domu.
    Tym razem nie odwrócił się ani razu; wystarczyło, że czuł jej ręce mocno przylegające do swojego ciała. Tak minęła im cała trasa, a Casyan zauważył, że atmosfera wokół nich znowu zgęstniała. Pewnie sam był temu winien, ale starał się o tym zbytnio nie myśleć.
    Swoje rozważania przerwał dopiero, kiedy zatrzymali się przed kamienicą Gabrieli. Znowu zaparkował skuter z tyłu budynku i dopiero teraz zauważył, że przez całą drogą miał zawieszona na przedramieniu jej parasolkę. Pewnie wyglądało to co najmniej głupio, ale przecież i tak nikt ich nie widział.
    - No to jesteśmy w bazie. – powiedział, uśmiechając się w ledwo zauważalny sposób i gestem wskazał jej wejście przepuszczając ją przy okazji przodem – Agentko Hernandez, nasza misja została pomyślnie zakończona. Teraz, po mozołach naszego zadania można w końcu odpocząć.

    OdpowiedzUsuń
  82. Już nawet nie miał nic przeciwko rzucaniu się Pana Psa na jego skromną osobę. W końcu, to zwierze chyba samo się wkopało, bo teraz to ono miało łapy mokre. Casyan nie zrobił się, co prawda, cudownie suchy, ale pomyślał, że cierpieć zawsze jest lepiej grupowo i mimo, że zmoczone łapki to w gruncie rzeczy nic wielkiego, to jednak morale podnoszą.
    - Specjalna misja? – zaciekawił się. Może to będzie pomoc w przygotowaniu posiłku? Jakby co, to Casyan zawsze był do tego bardzo chętny; nie lubił, kiedy ktoś wszystko za niego robił i to w dodatku, kiedy była to kobieta.
    - Gabrielo, to będzie bardzo niestosowne pytanie, zważając na to, ile dla mnie zrobiłaś, ale czy mógłbym… skorzystać z prysznica…? – spytał. Nie lubił pachnąć deszczem dłużej, niż wymagała tego sytuacja, a poza tym, czuł się cholernie nieświeżo i nie wiadomo, czy nie mogłoby mieć to również wpływu na kobietę. W końcu jakoś swobodnie się nie czuł, klejąc się od wody i pachnąc tą mieszanką h2o i pewnie miliona innych pierwiastków, które niewątpliwie unosiły się nad Nowym Jorkiem.
    Rozwiązał przy okazji buty i odstawił je do kąta, na wycieraczkę. Po chwili namysłu zdjął również skarpetki, stwierdzając, że przynajmniej nie będzie co krok wyciskał deszczu z materiału na podłogę, przez co będzie mnie do sprzątania.

    OdpowiedzUsuń
  83. - Dziękuję. – powiedział tylko, zanim opuściła łazienkę i zaczął się rozbierać. Zwinął mokre ciuchy w wałek: i tak miał zamiar je rozwiesić później i wszedł pod prysznic, zamykając za sobą drzwiczki, a wcześniej przewieszając ręcznik przez ściankę. Odkręcił ciepła wodę i wziął pierwszy z brzegu żel pod prysznic: Gabriela miała racje, fiołek i jaśmin to jakoś specjalnie męskie zapachy nie były, ale przecież najważniejsze, żeby być świeżym. W sumie i tak spłucze to dużą ilością wody.
    Casyan miał dziwny zwyczaj zaczynania toalety od umycia całego ciała a dopiero na końcu włosów. Toteż, kiedy już dokładnie wmasował żel, porządnie go spłukał, to sięgnął po inną buteleczkę, tym razem z lawendowym szamponem.
    W końcu stwierdził, że tyle wystarczy i wyszedł na dywanik przed prysznicem trzęsąc się lekko z zimna. Okej, nie było tu chłodno, ale wrzątek, którym się polał stworzył taki kontrast temperatur, ze teraz miał okazje się o tym boleśnie przekonać.
    Wziął ręcznik dokładnie susząc sobie włosy, a potem cały korpus, na końcu owijając się nim w pasie. I kiedy już miał na siebie wciągać ubrania na zmianę, przypomniało mu się, że nie zabrał ich do łazienki. Pacnął sobie ręką w czoło, mrucząc krytykę dla swojego zapominalstwa pod nosem i złapał mocniej za ręcznik, który co chwilę mu zjeżdżał.
    Nie będzie się przecież darł do Gabrieli, żeby mu go dała; nie chciał po raz kolejny wyjść przed nią na jakiegoś idiotę, który nie pamięta o tak oczywistych rzeczach, toteż powziął przed siebie plan. Ciągle trzymając ręcznik otworzył cichutko drzwi i niczym kot przemknął do salonu, gdzie zostawił dres. Po drodze na króciutką chwilę zerknął do kuchni, ale kobieta była tak zajęta, że nawet go nie zauważyła.
    Pochwalił się w duchu: chyba naprawdę będzie mógł stać się agentem!
    I kiedy z triumfującym uśmiechem wracał już do łazienki, niespodziewanie zza zakrętu wylazł Pan Pies, szczekając na niego, jakby właśnie zrobi cos złego.
    - No cicho…- burknął do niego najniżej, jak tylko się dało i chciał przejść obok niego, ale zwierzę najwyraźniej miało inne plany: szybko okrążyło Casyana, a ten, chcąc jak najszybciej dopaść łazienkowych drzwi zrobił gwałtowny krok w przód, przydeptując sobie swoją nową spódnice frotte. Dzieła dokonał Pan Pies, który szczeknął chyba najgłośniej w tym momencie i już tradycyjnie, Casyan wylądował na podłodze z głośnym hukiem.
    Ból stłuczonej kości nie był niczym w porównaniu ze świadomością, że ona zaraz może tutaj przyjść i tak go zastać. Czym prędzej więc naciągnął sobie ręcznik na tyłek, próbując odgonić to bydlę, które teraz z zadowoleniem usiadło na nim merdając ogonem i szczekając jak opętane.

    OdpowiedzUsuń
  84. [ Przepraszam, że tak długo czekałaś, ale w międzyczasie musiałam zaopiekować się siostrzeńcem, pozmywać i tak dalej. :D]

    Jego twarz przybrała intensywny kolor wozu strażackiego. Jeszcze przed sekundą miał zamiar drzeć się, żeby pod żadnym pozorem tutaj nie przychodziła, ale było już za późno. A skoro już przyszła, to głupio tak nie skorzystać z jej pomocy. Złapał więc jej rękę z totalną pustką w głowie uroczyście sobie przyrzekając, że już nigdy więcej czegoś takiego nie zrobi.
    Och, ile razy już sobie coś przyrzekał! A i tak wychodziło jak zwykle.
    Dopiero po chwili zorientował się, ze zapomniał trzymać ręcznika i przerażony podciągnął wysoko materiał licząc w duchu, że nic nie było widać.
    - Boże, jestem beznadziejny, wiem. Na każdym kroku robię jakąś idiotyczną rzecz. A moim największym nieszczęściem jest to, że za każdym razem masz okazje to oglądać. – wymamrotał wciąż z piekącymi policzkami – Ja… chciałem tylko wziąć swoje cichy do przebrania, a on mnie tak zaskoczył i….- urwał, bo zdał sobie sprawę, jak tragicznie brzmią jego tłumaczenia. Może by przeszło, gdyby miła dziewięć, a nie dwadzieścia dziewięć lat.
    Tak więc w końcu stanął na równe nogi i ściskając kurczowo ręcznik zrobił najbardziej skruszone spojrzenie, jakie udało mu się uzyskać. Teraz dopiero zauważył, ze z palca Gabrieli ścieka krew.
    - Nic ci nie jest? Niech zgadnę: rąbnąłem tak mocno, ze się przestraszyłaś i się przecięłaś. – pokiwał głową, będąc pewnym, że tak właśnie się stało – A ja się cieszyłem, że jeszcze cię nie uszkodziłem… - wymamrotał pod nosem i nie czekając, aż coś odpowie, poszedł do kuchni i wziął kilka ręczników.
    - Proszę. Myślę, że dobrze będzie to opatrzyć. Gdzie masz apteczkę? To pójdę. Mam w tym wprawę. - uśmiechnął się trochę weselej – Ludzie tacy jak ja doskonale znają się na pierwszej pomocy, bo inaczej wszyscy by zginęli. Mój były chłopak, on to dopiero miał przerąbane…
    Jezus Maria. Jeśli myślał, ze już nic głupszego dzisiaj nie zrobi, to właśnie się tragicznie pomylił. A przecież sam uczył: nigdy nie mów, że masz źle, bo los potraktuje to jako wyzwanie…

    OdpowiedzUsuń
  85. Wrócił do łazienki, przebrał się w normalne ciuchy myśląc gorączkowo, jakby z tego wybrnąć. Mógł zrobić dwie rzeczy: przemilczeć to i być już stuprocentowo pewnym, że w tej materii żadnej gafy nie popełni przy okazji… no, nie ukrywajmy, możliwość dalszych spotkań z nią. Mógł też wszystko spróbować wytłumaczyć, licząc się z tym, że teraz to już będzie nie tylko idiotą do kwadratu, ale do sześcianu i w cichości serca może będzie mógł modlić się o jej wyrozumiałość. Rozwiesił więc ubrania wygładzając je pieczołowicie, jakby to była najważniejsza rzecz w życiu i wrócił do kuchni.
    - Pomogę ci przy tej potrawie. Nie wiem, co to jest, ale jestem pewien, że dam sobie radę, jeśli tylko odpowiednio mnie poinstruujesz. – powiedział, próbując przywołać na twarz swój zwyczajowy wyszczerz i poprawił sobie bluzę. Potem podszedł do blatu, stając niedaleko niej i wciągnął z lubością zapach. Zanosiło się na wspaniałą kolacje. Nie wiedział tylko, czy w obliczu najświeższych wydarzeń nie powinien po prostu wyjść.
    - Wydaje mi się, że zakłopotałem cię moim zachowaniem. Przepraszam, nie chciałem. To po prostu samo się dzieje, najpierw robię, a dopiero potem myślę. – chciał mówić jasno i rzeczowo, ale wydawało mu się, że cała kwestia, którą chciał wygłosić utkwiła mu gdzieś w połowie gardła – Bo to nie jest tak, Gabrielo, że… - urwał i wziął głęboki oddech - w sumie, skoro już wystrzeliłem z takim czymś, to chyba najrozsądniej będzie dokończyć ten temat, żeby nie było żadnych nieścisłości. Lubię klarowne sytuacje z pewnymi niedomówieniami, aczkolwiek w tym przypadku…- jakoś w tym momencie nie mógł na nią patrzeć: Boże, znał ją od wczoraj, a już sprawy przybrały taki obrót, że szkoda gadać – Ja nie jestem gejem. - wydusił z siebie w końcu- To znaczy, jestem. To znaczy, jestem i nie jestem.
    O, matko. Nic, tylko strzelić sobie w łeb – pomyślał, zastanawiając się, dlaczego co rusz wpada w jakieś kłopoty i dlaczego zawsze odkręcanie tego wszystkiego jest takie trudne.
    - Nie dzielę ludzi na płcie. Wiesz, ta trzecia, najbardziej niezdecydowana orientacja. – wymamrotał, wbijając spojrzenie w blat – To jak? Co mogę pokroić?

    OdpowiedzUsuń
  86. Potrząsnął głową. Nie, mu naprawdę nic nie przeszkadzało. Bez słowa wziął te krewetki, próbując sobie powtórzyć w myślach tę nazwę, którą wymieniła Gabriela. Poodcinał im główki, powyjmował to długie czarne ze środka i jedna po drugiej wrzucał je do naczynia, przyglądając się, jak układają się na powierzchni mieszanki warzyw i przypraw
    - Nie chcę ci się tłumaczyć. Chcę tylko, byś nie czuła się jakoś obco w moim towarzystwie. – wyjaśnił – A po dłuższym przemyśleniu stwierdzam, że dobrze, że to się stało. Przynajmniej jestem wobec ciebie szczery i poza totalnym brakiem taktu, czy ogłady nie mam sobie nic do zarzucenia.
    Zdziwił się, że znalezienie jakichkolwiek. Nawet najmniejszych plusów tej sytuacji zajęło mu tak mało czasu. Bo zwykle znajdował je dużo później, jeśli w ogóle.
    - Może cię to zdziwi, ale nigdy nie jadłem owoców morza. Żadnych. Ciekaw jestem, jaki mają smak. To dziwne, zważywszy na to, że w Finlandii żyjemy właśnie z morza i lasu. Ewentualnie technologii jeszcze, ale to jest tylko konsekwencja natury. – zmienił temat oglądając znowu te krewetki. Nie wyglądały zbyt apetycznie, ale gulasz też nie wyglądał, a Casyan go lubił. Taką rozgotowaną, brązową breję z kawałkami mięsa i warzyw.
    Potem zerknął ostrożnie na Gabrielę. Chciał, żeby było tak jak na początku, kiedy któryś raz z rzędu próbowała się z niego nie śmiać.

    OdpowiedzUsuń
  87. W kuchni roznosił się coraz bardziej intensywny zapach, a Casyan poczuł mocne ssanie w okolicach żołądka.
    - Szczerość, mimo, że tyle o niej się mówi, tak naprawdę nie jest pożądaną dzisiaj cechą. Liczy się umiejętne przedstawianie rzeczywistości, zaginanie jej determinantów stosownie do swoich potrzeb. Ale myślę też, że kiedyś nie było wcale inaczej: może trochę zmieniła się mentalność ludzi, może w końcu coś zechcieli zrozumieli, ale teraz zmierzamy do drugiej skrajności w przesadnym eksponowaniu własnego wnętrza. Nawiasem mówiąc, to i tak jest zasłona, bo zwykle z prawdziwym wnętrzem ma to niewiele wspólnego. Ale uważam, że człowiek się nie zmienia. Niezależnie od czasów w głębi duszy wszyscy jesteśmy tacy sami. Tylko konwenanse ulegają zmianom, natura nigdy. Jeśli zdarzyło ci się czytać Harrego Pottera, to jest tam fragment, w którym jeden z przyjaciół głównego bohatera mówi „Jadowite ropuchy nie zmieniają skóry”. Zgadzam się z nim w stu procentach.– powiedział.
    Kiedy zwróciła się do niego per „agencie” poczuł się znacznie lepiej. Może nie tak swobodnie, jak wcześniej, ale w każdym razie było dużo lepiej, niż przed chwilą. Chciał powiedzieć, że zostawianie go samego z czymkolwiek, co się gotuje nie jest dobrym rozwiązaniem, ale było już za późno. Więc wlepił skupione spojrzenie w naczynie, licząc na to, że niczego nie przeoczy; kiedy spostrzegł, że Gabriela siłuje się z jakąś flaszeczką.
    - Mówiłem, że lepiej to opatrzyć. – zauważył tonem ciotki dobra rada i wyjął jej ją z rąk, szybko odkręcając buteleczkę. Potem pomieszczał wszystko, co było na patelniopodobynym czymś i uspokoiwszy się, że nic jak na razie się nie pali powrócił wzrokiem do kobiety.
    - No to jak? Czy twoja duma pozwoli, abym jednak się tym zajął? – zagadnął z uśmiechem, unosząc lekko brwi.

    OdpowiedzUsuń
  88. LAUREN.
    - Wiesz, ze też mam ochotę na coś z oliwkami? Masz dzisiaj wolne pole do popisu, w sumie po takim wycisku zgodzę się naabsolutnie wszystko - uśmiechnęła się lekko pisząc smsa do Jeana, że jednak zjawi się w domu nieco poźniej niż to planowała - I do tego chłodne piwko w doborowym towarzystwie.. - rozmarzyła się lekko z delikatnym uśmiechem.

    OdpowiedzUsuń
  89. Wskazał gestem jej krzesło, a sam uklęknął na podłodze. Wcześniej zabrał z półki wyciągnięte już wcześniej przez Gabrielę plastry, wodę utlenioną i jakiś opatrunek. Potem podciągnął jej rękaw bluzki i ujął jej dłoń. Casyanowi wydawała się niezwykle mała i drobna, choć sam nie miał jakichś niesamowicie ogromnych. Miał za to długie blade palce, które zawsze kojarzyły mu się z wampirami, czy innymi stworami tego typu; ponadto pani Korhonen zawsze twierdziła, ze jej synek ma predyspozycje do zostania świetnym złodziejem. On nie miał nigdy takich aspiracji, a kiedy okazało się, ze jest tak wybitnie niezdarny to Nawe jego matka pozbyła się złudzeń. Z pewnością byłby najgorszym złodziejem na świecie.
    Dopiero teraz zobaczył, jak porządnie się skaleczyła i jeśli to było w ogóle możliwe, to zrobiło mu się jeszcze bardziej głupio. Że to w sumie przez niego.
    Polał więc rankę wodą utlenioną i osuszył wcześniej wyjętym wciskiem. Miał okazje również zobaczyć, jak kobieta wzdryga się i odruchowo próbuje cofnąć rękę, ale Casyan trzymał ją mocno. Potem owinął rankę kilkoma plastrami z opatrunkiem i podniósł na wysokość wzroku swoje dzieło.
    Uśmiechnął się ponadto, słysząc jej pytanie.
    - Od kiedy zacząłem interesować się ludźmi również w t e n sposób.- podkreślił – czyli… no… - zaczerwienił się. Chyba nie pytała, kiedy pierwszy raz z kimś spał, czy co..? Spojrzał na nią uważnie. Nie, to przecież Gabriela. Nie spytałaby o takie rzeczy.
    -… dość wcześnie. Od samego początku, w sumie. – dokończył – i nie krępuj się, ja naprawdę się nie wstydzę…- znowu urwał – to znaczy, to nie tak, że ja chcę bezwstydnie o czymś opowiadać i w ogóle… i… o Boże…- odwrócił głowę, bo po raz kolejny zapętlił się we własnych słowach – Cokolwiek nie powiem, brzmi to tragicznie. Przyzwyczaj się, bo zwykle to brzmienie trochę odbiega od intencji.

    OdpowiedzUsuń
  90. Uśmiechnął się.
    To nie było tak, że wstydził się o tym mówić; dopóki ktoś nie chciał zagłębiać się w jakieś intymne szczegóły ten temat nie stanowił dla niego absolutnie żadnego problemu. I doskonale rozumiał ciekawość: w końcu był w mniejszości, jakby na to nie patrzeć. Jeśli ktoś był ciekaw to mówił. Wszystko w granicach dobrego smaku i tyle. A fakt, że przy okazji zachował się jak niedoinformowana panienka był całkiem odrębna sprawą. Po prostu bardzo, ale to bardzo nie chciał się przy niej wygłupić. Zwłaszcza przy niej.
    - Cieszę się więc, ze ci się podoba. – skwitował jej pochwałę, odnośnie opatrunku i podniósł się z kolan, wyłączając gaz pod potrawą.
    - Jak rozumiem, będziemy jeść w salonie. Może więc nakryję, czy coś? Wiem, wiem, to się je z naczynia, w którym się przygotowało, ale jednak jakieś podkładki pod ciepły garnek, czy coś się by przydało. Ja bym na przykład chciał się w końcu na coś przydać. – zaśmiał się i pomieszał drewnianą łyżką zawartość patelni. Wyglądało i pachniało naprawdę znakomicie.
    W międzyczasie do kuchni wbiegł Pan Pies i Pan Kot, najwidoczniej zwabieni aromatami dolatującymi do sypialni. Casyan już nawet przestał się gniewać na Pana Psa… w sumie, nawet specjalnie nie miał o co.
    Zerknął więc tylko na Gabrielę.
    - To jak? Może ja zrobię jednak wszystko, tylko ty mi powiesz jak, okej? Bo z tym palcem to pewnie nie jest ci najłatwiej…- zauważył ostrożnie.

    [Wyłączają mnie. Dobranoc! :): )]

    OdpowiedzUsuń
  91. On sam miał w domu plastry z jakimiś postaciami z bajek. Co prawda, nie był to Kubuś Puchatek, bo strasznie nie lubił tej książki, ale i misie się tam znajdowały. Już od dawna takie miał: plastry, to było coś w bardzo częstym użyciu; zresztą jak masa innych rzeczy do ratowania życia. Okej, plastrem za bardzo nie można się uratować, za to w każdym razie produkty medyczne cieszyły się u niego ogromnym powodzeniem. Gdyby ktoś był kolekcjonerem takich rzeczy, to na pewno dom Casyana wydał mu się rajem.
    W każdym razie, on już wiedział, co jej da przy najbliższej okazji. Może nie był to prezent wysokich lotów, ale Gabriela z pewnością będzie mogła z niego skorzystać. No i dostając od kogoś zestaw plastrów z pewnością sobie go gruntownie zapamięta. Wątpił, by ktokolwiek jej coś takiego podarował. Będzie pierwszy.
    - A to coś tak dziwnego że chcę? No jestem facetem, czy nie? Pomijając fakt, że hoduję smoki, jestem agentem i średniowiecznym rycerzem świetnie też się sprawdzam jako pomoc domowa. Naprawdę. Oprócz małych.. ee… wypadków radzę sobie doskonale. - na wspomnienie owych „wypadków” uśmiechnął się z zakłopotaniem, ale jego uwaga została natychmiast pochłonięta przez kota, który z zadowoleniem zaczął się ocierać o jego dłonie. Uwielbiał koty. Najbardziej takie zwykłe, dachowce.
    - Ależ ty masz mięciutkie futerko… od razu widać, że cały dzień leżysz i nic nie robisz. Znam takich jak ty…
    Potem poszedł do salonu i szybko odnalazł przeszkloną gablotę. Co prawda, miał poważne obawy, kiedy usłyszał słowo „przeszklona” (mu się od razu skojarzyła ze „stłuczona” ) ale jakoś dał radę. Jak na razie gablota miała się świetnie, mimo bliskiego kontaktu z blondynem.
    Wyjął kieliszki do białego wina: stwierdził, że warzywa i owoce morza to jednak coś bardzo delikatnego, więc to się nada najlepiej.
    I wrócił do kuchni, żeby pomóc jej przenieść to jedzenie.

    [Dzień dobry.]

    OdpowiedzUsuń
  92. A Casyan lubił dostawać prezenty, a jeszcze bardziej lubił je dawać. Naprawdę, nawet jeśli nie były trafione, to zawsze na twarzach gościły uśmiechy, dlatego, że ktoś się postarała. Bo on wiedział, że się starają: tylko takich znajomych miał. To znaczy, bliższych znajomych, którzy chcieli wymieniać się z nim prezentami. To był bardzo uroczy zwyczaj.
    - Zaczynam wątpić w swoją męskość teraz. - zaśmiał się - Ale jedna z moich koleżanek zwykła mawiać, że mili, przystojni, bogaci, inteligentni i uczynni faceci mają już swoich chłopaków. Próbuję ją nauczyć innego myślenia, ale nie bardzo mi idzie. Ona jest zbyt oporna, a ja z pewnością muszę być transwestytą, bo takie rzeczy się nie zdarzają. Ale poważnie, to znam kilku naprawdę miłych mężczyzn, którzy nie widzą problemu we wcielaniu się w rolę kury domowej. I wszyscy mają żony i dzieci. Może więc powinienem umówić tę moją koleżankę z tymi żonami…? Nie wiem. Ale jak ona będzie miała takie nastawienie, to chyba nigdy nikogo nie znajdzie. A już blisko jej do czterdziestki… Przepraszam, znowu gadam o bzdurach, które cię nie interesują.
    Spojrzał na zdobycz Gabrieli i uniósł ręce w geście zwycięstwa.
    - To muszą być krasnoludki. Wiem to na pewno, bo u mnie też żyją. Czasem nawet myślę, że tam bytuje coś więcej, niż tylko one, ale wole o tym nie mówić. Zwykle po takim wyznaniu nikt mnie nie chce już odwiedzić. – mrugnął do niej porozumiewawczo i pokiwał głową energicznie – Jasne, już niosę.
    I zniknął na parę chwil w kuchni, wygrzebując sztućce z szuflady. Potem pojawił się w salonie i ułożył je na stole.
    - Jest jeszcze coś do roboty? – pacnął sobie ręką w czoło – Aha. Jeszcze wino. – przypomniało mu się i wyjął jedną z butelek z barku.

    [Popiłaś parówkę kawą? :D Okej, ja nie powinnam udzielać wskazówek, bo sama mieszam takie rzeczy, że ludzie nie chcą tego słuchać, ale współczuję. Mam nadzieję, że wszystko już dobrze :D]

    OdpowiedzUsuń
  93. Pomyślał chwilę nad jej słowami. Rzeczywiście, to kobietom tyka zegar. No, ale, czy facet nie powinien jak najszybciej zatroszczyć się o byt swoich potomków i złapać taka, która jeszcze mu je może dać? W ogóle, przecież natura urządziła to tak, że facet powinien polować a kobieta być bardziej stateczna i nie musieć się martwic o sprawy, z którymi radzić sobie powinien facet. To na pewno przez te feministki: Casyan naprawdę był za równouprawnieniem i tak dalej, ale czasem wydawało mu się, że budując na siłę swoją niezależność stajesz się kimś godnym pożałowania. Wszyscy przecież są sobie nawzajem potrzebni: mężczyźni kobietom i kobiety mężczyznom też. W jego przypadku ewentualnie istniało jeszcze inne połączenie, ale to nie zmieniało faktu, że wszyscy żyją dla kogoś, a nie dla siebie i kompletnie nie ma sens udawać, że jest inaczej. Bo nigdy nie będzie i należy się z tym pogodzić. Nigdy nie będziemy na świecie sami.
    - Masz rację. Ale faceci też nie mają lepiej. Czasem też lądują z jakąś zrzędą, bo ich poczucie wartości leży i kwiczy. Często zresztą ukrywają ten fakt pod wybujałym ego, no ale sama widzisz. Chociaż i tak teraz, teraz, kiedy niby mamy XXI wiek, kiedy wszyscy są tacy samowystarczalni, to i tak mężczyźni nadal mają przewagę jako tako. Lepiej zarabiają na przykład nawet w tych rozwiniętych krajach i coś mi się wydaje, że niestety, to się szybko nie zmieni. Błędów, które ciągnęły się przez tysiąclecia, nie da się naprawić w przeciągu kilku dekad.
    Usiadł przy stole na przeciwko Gabrieli i uśmiechnął się pod nosem.
    - Może to i Cthulu. Więc teraz już jest wszystko jasne, mam to w domu i to wszystko przez nie… i jestem pewien, że na pewno będzie mi smakowało. Nie chcę cię martwić, al. Jeśli chodzi o jedzenie, to nie jestem z byt wybredny. O ile nie jest naszpikowane chemią zjem wszystko. Naprawdę. Jestem trochę jak odkurzacz. Wiecznie głodny.

    [Zabrzmiało to tak, jakby to żyło :D
    No, powiem ci, że dziwne masz zwyczaje żywieniowe. Ale dobrze, że już jest wszystko w porządku. O, a mogę Cię spytać, ile masz lat? Jeśli nie masz nic przeciwko, naturalnie.]

    OdpowiedzUsuń
  94. [Widzisz, no to jesteśmy prawie rówieśnice, bo ja jestem osiemnastką ze stycznia :D ]

    Wzruszył ramionami.
    - Nie mam pojęcia, Gabrielo. Zwykle jest tak, że dobre i wartościowe osoby myślą, że nie zasługują na więcej i tak właśnie kończą. Albo mają jakieś niezdrowe skłonności do umartwiania się w imię dobra jak bohaterowie romantyczni. A może to kwestia jeszcze innej rzeczy, której nigdy nie zrozumiem, a której nazwy nawet nie potrafię wymienić. Z drugiej strony, znam też mnóstwo ludzi, którzy podobierali się na zasadzie, że oboje są mili i dobrzy i razem żyją. To chyba nie jest jakaś reguła w tym przypadku, a tylko konsekwencja życia. A jeśli chodzi o zakazane owoce i tak dalej: hm, przecież każdy z nas jest bardzo dychotomicznym stworzeniem, więc w sumie nie ma wśród nas przeciwieństw. Są tylko ludzie, którzy eksponują złą stronę. Nikt nie jest do końca zły tak samo, jak nikt tak naprawdę się nie zmienia. Ale w sumie to tylko moje zdanie i jest szansa, że mam trochę wypaczony obraz rzeczywistości. Chociaż bez subiektywizmu raczej się nie da, prawda?
    Skosztował potrawy do której przyrządzenia się przyczynił(!). W małym stopniu, ale jednak. I stwierdził, że jest naprawdę smaczna. O ile do tych krewetek nie był na początku entuzjastycznie nastawiony, tak teraz uznał, że nie było co wyprzedzać faktów i poddawać się mylnym osadom.
    - Naprawdę mi smakuje. W ogóle nie wiem, dlaczego przyszło ci do głowy, że mógłbym coś udawać, żeby być dobrym gościem. – zaśmiał się - Nie potrafię kłamać, nie jestem też dobrym aktorem. Od razu byś poznała, że coś nie gra, a teraz przynajmniej już wiesz, że jestem zachwycony tą potrawą. Mówiłaś, że to tradycyjna potrawa w Hiszpanii, tak? Mam znajomego, który jest kucharzem. I on twierdzi, że wszystkie potrawy, te najlepsze, oczywiście, biorą się z biedy. Zwykle są to namieszane resztki z terenów, na którym się żyło. Takie żabie udka. One też się z bogactwa nie wzięły, prawda? Ale dążę do tego, że najlepsza jest prostota w kuchni. Tym usprawiedliwiam swoje lenistwo gastronomiczne. – wyszczerzył się i upił łyk ze swojego kieliszka i wrócił do jedzenia – Wybacz, że spytam, ale czy tylko przy mnie tak często odpływasz? Czy nudzę cię za bardzo?

    OdpowiedzUsuń
  95. [ A tam wcześniej napisałaś, że coś czytałaś 4. razy. Ja jakoś niewyraźnie piszę, czy coś? Ja wiem, że jak czasem się zapętlę, to szkoda gadać. Ale jak nie wiesz, to się zapytaj. Postaram się wyjaśnić.
    A co do osiemnastki…hm, czy ja wiem? Reszta oczekiwała, że ja im będę wszystko kupować :D a w mojej pracy myśleli, że mam GÓRA 15. lat. Taką twarz mam :D]

    - Romanse kojarzą mi się z Harlequinami. Kiedyś nawet przeczytałem kilka, żeby sprawdzić, czy jednak są tak bezwartościowe, jak uważałem. Były. I co prawda, nie jestem do końca pewien, ale słowa „I chędożył mnie na sianie niczym huculski kombajn” muszą stamtąd pochodzić. Chociaż nie czytam wcale czegoś o wiele ambitniejszego, jeśli jesteśmy już przy tych tematach. I naprawdę lepiej jest, kiedy ludzie czytają cokolwiek, niż nie czytają niczego. Tak sądzę, przynajmniej.
    A więc połową sukcesu był ryż? Skoro tak, to okazuje się, że Casyan taką paellę chyba będzie mógł jeść codziennie. Co prawda, nie był do końca pewien, czy „wszystko” obejmuje i składniki, które można znaleźć w jego lodówce, ale był gotów nawet zaryzykować. W końcu, gdyby kiedyś przypadkiem gotował coś takiego i mu się nie udało (a prawdopodobieństwo tego, że tak będzie było niesamowicie wysokie), to zawsze będzie mógł do niej zadzwonić, żeby spytać o radę. O tak, to byłby doskonały pretekst, żeby to zrobić.
    - W porządku, jestem takim razie spokojny i już przygotowuję się na kolejną serię mniej lub bardziej genialnych wywodów z naciskiem na to pierwsze. Tobie też bym radził. Muszę ci zresztą powiedzieć, że bardzo się cieszę, że jednak wpadłem na pomysł odniesienia tych map do pokoju nauczycielskiego dwa dni temu. To była naprawdę świetna idea i chwalę się w duchu za to, że udało mi się coś takiego wymyślić. No bo wiesz, że w moim życiu nie ma przypadków - zaśmiał się; jego życie w ogóle było jednym wielkim przypadkiem.

    OdpowiedzUsuń
  96. [ Aż tak poważnie wyglądasz? Kiedyś zatrzymała mnie na drodze starsza pani i mówi: aleś ty urosła… ja cię ostatnio widziałam, jak byłaś tak (tu pokazuje) taka mała…ile ty masz lat? Trzynaście? :D No ja nie mogę.
    Coś Ty, nie zauważyłam Twojego rzekomego stylu pięciolatki. Czasem sobie myślę, że to ja tak pisze w porównaniu z Tobą i to nie jest żadne pochlebstwo. Ok. Sprawdzę Twoją punktualność,. :D]

    Fakt, bardzo dobrze, że mieli wino. To w pewnym sensie powinno pomóc im znieść wszystkie tematy, które się pojawią. Szczególnie te mniej spodziewane, bo Casyan już się z tym wolała liczyć. Ostrożność nigdy nie była mocną stroną jego charakteru, chociaż naprawdę pilnie ją ćwiczył. Ale czasem, mimo najszczerszych chęci nie wszystko przecież się udaje, prawda? Taktem było i w jego przypadku, ale nie przejmował się. W końcu coś mu jednak musiało nie wychodzić, z a ze trafiło akurat na to… no cóż.
    W tamtej chwili wydała mu się niezwykle urocza. Taka zawstydzona… chociaż kompletnie nie rozumiał jej zachowania: w końcu nic takiego nie powiedział. Ale być może po prostu nie mógł tego właściwie ocenić? Kto tam wie.
    - Tak, to zdecydowanie okrutne. – zaśmiał się –Jesteś największą zimnokrwistą bezdusznicą, jaką miałem okazje spotkać w życiu. – on nie pił tak szybko jak Gabriela; koledzy się z niego śmiali, kiedy sączył ze dwie godziny jedno piwo, ale po prostu nie potrafił inaczej. Tak, z pewnością kiedyś musiał być panienką.
    - Twojej? No proszę, jesteś taka młoda, a już dorobiłaś się winnicy? Imponujące. Ja na razie mogę pochwalić się tylko mieszkaniem i etatem w szkole. W porównaniu z tobą to prawie nic.- stwierdził lekko. Casyan mimo wszystko uważał, że sporo osiągnął w życiu. Może nie tyle, ile sobie zakładał, ale był samodzielny, samowystarczalny, a w dodatku lubił swoje życie i to się dla niego najbardziej liczyło.
    - Ja mogę pochwalić się hektarem lasu, który praktycznie nic nie jest warty i którym nawet nie zajmuję myśli. To jest niby część mojej ziemi w Finlandii, a powiem tylko, ze chyba nigdy nie widziałem tego lasu na oczy. Także to tyle z moich bogactw.

    OdpowiedzUsuń
  97. [ Nie musiałaś aż tak dosłownie brać moich słów, ale jestem Ciebie dumna. Biedna, nawet się nie zalogowałaś, żeby mi o tym napisać :D Skręcona kostka? Od dawna to masz?]

    - Wiem, ze to nie jest tylko las. To jest mój kawałek ziemi! - powiedział z udawaną dumą, by potem się roześmiać – Ale dopóki nie wybuduję tam rafinerii, czy czegoś tym rodzaju, to pieniędzy z tego nie będzie. Chociaż, nie są mi nawet jakoś specjalnie potrzebne. Może jakimś patrycjuszem nie jestem, ale także nie zdycham z głodu. A co najważniejsze, stać mnie na wycieczki po oceanariach. – tu puścił jej oczko – I tak, powinienem się tam wybrać. Zdecydowanie. Tylko jakoś ostatnimi czasy Finlandia mi nie po drodze….- zamyślił się na moment.
    Jeśli chodzi o biurokracje, to Casyan w miarę się w tym odnajdywał; oczywiście w mniej skomplikowanych sprawach, żeby nie było. I też nie miał możliwości zrzucić tego na swoją artystyczna duszę, choć charakter artysty miał na pewno, jeśli chodzi o popadnie w skrajności i tak dalej. Tak, jego przeszłość była usiana mnóstwem dziwnych wypadków, które na pierwszy rzut oka wydają się w ogóle nie pasować do jego zachowania, czy tez sposobu bycia. Co nie zmienia faktu, że dużo się działo. Zawsze. On jakoś specjalnie czasu na nudę nie miał, bo co rusz musiał odkręcać kłopoty, które powstawały z na pozór kolejnych drobnych wpadek w jego wykonaniu. A to należało zdecydowanie do zajęć pracochłonnych.
    - Nie wiem, czy ci się chwaliłem, ale mam też ogród. To znaczy, tak nazywam te kilka doniczek na balkonie mojej kamienicy. A ten balkon kilka metrów kwadratowych jednak ma.- pokiwał głową z powagą – Cóż, chyba z bardzo staram się udowodnić, ze nie pochodzę z warstwy plebsu. Ale cóż, my plebejusze chyba tak mamy.- uśmiechnął się lekko, dokańczając jedzenie.

    OdpowiedzUsuń
  98. Casyan podejrzewał, że jego opiekuńczość w stosunku do roślin i zwierząt przewyższa tę, którą zwykł obdarzać ludzi, ale twierdził, że oni w najgorszym razie jakoś sami sobie poradzą, a takie rośliny na przykład nie.
    - Cóż, są odmiany, które wytrzymują tysiące lat przy minimalnej ilości wody. Jest nawet takie coś, nie wiem, jak się nazywa, ale żyje na pustyni, w samym piachu i znaleziono okazy żyjące około czterech tysięcy lat. Podejrzewam, że są też starsze, ale kiedy oglądałem, to wyglądało to jakoś mało dekoracyjnie.- uśmiechnął się. Jego balkon był stylizowany na dżunglę: tak przynajmniej sobie to tłumaczył, kiedy wszystkie powoje i inne pnące rośliny splotły się razem tworząc mur szczelnie oddzielający go od oczu wścibskich sąsiadek. Prawie cała powierzchnia tego miniaturowego ogrodu skąpana była w zielonkawym świetle, a wszędzie unosił się odurzający zapach kwiatów. Bo posadził takie, żeby prawie przez cały rok coś tam jednak kolorowego było.
    -Oczywiście, że będziesz miała okazje go zobaczyć. Pewnie już niedługo, jak tylko doprowadzę do porządku moje mieszkanie. Bo chyba spaliłbym się ze wstydu, gdybyś ujrzała, w jakich warunkach potrafię żyć. Jestem chyba mniej wymagający, niż taki kaktus.
    Tak, miał w planach ją tam zaprosić, aczkolwiek nie chciał tego robić za szybko, żeby nie pomyślała sobie, że ma do czynienia z jakimś natrętem, który będzie ją gnębił do końca życia. Jak już było mówione, opinia Gabrieli bardzo go obchodziła.
    - Dziękuję za kolację. To było naprawdę pyszne. I wino: może nie jestem jakimś znawcą, czy koneserem, ale też mi odpowiada.

    [O, matko :D Ja jeszcze nigdy nie miałam nic złamanego/skręconego czy coś w tym stylu i raz w życiu byłam w szpitalu: przy porodzie. Swoim, oczywiście :D Biedna jesteś. A ja właśnie sobie myję włosy i wykonuje wszelkie zabiegi kosmetyczne przed moja imprezą. Szkoda, ze Ty nie dojedziesz. Ale odbijesz sobie innym razem najwyżej. Do końca wakacji jest jeszcze kupa czasu. :)]

    OdpowiedzUsuń
  99. [Weź i nie mów takich okropnych rzeczy. Musisz się oszczędzać i nie brykać na obcasach przez jakiś czas. Jednak taka stopa czasem się przydaje i szkoda byłoby ją stracić :D]

    - Cieszę się w takim razie, bo u mnie z gotowaniem jest źle, a nawet jeszcze gorzej. Nigdy jakoś nie przywiązywałem do tego wagi. – zauważył - A teraz chyba nadszedł ten moment, żebym pomógł ci to zmyć i po angielsku wymknął się z twojego domu – uśmiechnął się – Tylko sobie nie myśl, że przyszedłem tylko się najeść, zużyć trochę twojej wody i wyjść. Co to, to nie. Ale sądzę, że i tak bardzo szybko się zobaczymy. – znowu się uśmiechnął, jakby sama świadomość tego, że tak będzie sprawiała mu naprawdę ogromną radość.
    - I cieszę się również z tego, że nie latasz z białą rękawiczką i nie dotykasz na przykład listwy podłogowej od wewnętrznej strony, żeby tylko pokazać, jak wielkim niechlujem jestem. – zaśmiał się przypominając sobie jeden z tych programów pokazujących jak być dobrą panią domu. Casyan zmęczył się tym sprzątaniem od samego patrzenia i uznał, że jednak na perfekcyjnego gospodarza się nie nadaje, a co najważniejsze, do tej pory jakoś wszyscy żyją. I nikt nigdy jeszcze się mu nie skarżył, że to właśnie u niego złapał astmę, alergię, czy inną chorobę.
    - I wiem, będę się powtarzał, ale naprawdę cię przepraszam za wszystkie przykrości, których doświadczyłaś z mojego powodu. Do tej pory jest mi głupio i chyba już tego nigdy nie naprawię. Liczę jednak na to, że jakoś zrozumiesz, że ja robię takie rzeczy zupełnie niechcący. Kto by zresztą chciał rąbnąć dla rozrywki całym ciałem w podłogę…. – powiedział, chociaż wcale nie to miał na myśli.

    [To już mój ostatni komentarz dzisiaj. Trzymaj się i nie załamuj : D O, i siedź grzecznie. Do napisania!]

    OdpowiedzUsuń
  100. LAUREN.
    - Sądzisz, że któraś z nich odważyłaby sie tutaj choćby wejść? Słyszałam kiedyś jak narzekały że wszelkie pizzerie i bary szybkiej obsługi powinny być zamniete bo 'one muszą trzymać linię'. - pokręciła głową - Wyobrażasz sobie cos takiego? Ja na przykład, osobiście, uwielbiam kawę z McDonalds'a... Uwierz mi, jeszcze nigdy nie piłam lepszej, oczywiście nie liczę tej kawy robionej przez mojego męża rano.. - rozmarzyła sie z delikatnym uśmiechem - No, ale McDonald's jest zaraz za nim.

    OdpowiedzUsuń
  101. GEORGIA.
    - Tak poza tym... Lauren nie zrobiła swojej imprezy urodzinowej.. A coś mi się obiło o uszy, że pod koniec wakacji mają z Jeanem jakąś rocznicę czy inne coś w tym stylu. Słuchaj, może byśmy zorganizowały jakąś fajną, małą imprezkę-niespodziankę? Co jak co, ale Lauren takie uwielbia więc myślę, że byłoby jej miło... - zastanowiła się chwilę. - Co myślisz? - spojrzała na dziewczynę po czym włożyła do ust ostatni kęs rogalika

    OdpowiedzUsuń
  102. [Nie powinnam tego mówić, ale też jestem wyznawczynią: umrę przynajmniej w pięknych butach. :D ]

    Zabrał kieliszki i przeniósł je do zlewu, po czym zajął się ich myciem pod bieżącą wodą.
    - Poza tym, ty serio jesteś bezduszna. Nawet nie wiesz, jak głupio leżeć na podłodze gołym, z obtłuczonymi kośćmi, psem na plecach i patrzeć przy tym osobę, która jeszcze świetnie się przy tym bawi.- zauważył, mimo wszystko jednak ciągle się do niej uśmiechał. Potem wytarł dłonie w ręcznik i odstawił kieliszki na suszarkę. Był z siebie niesamowicie dumny, że żadnego nie stłukł.
    Poszedł więc do łazienki, gdzie przebrał się w swoje pachnące deszczem ciuchy i złożył zarówno dresowe spodnie i bluzę w równą kostkę. Tym razem zamierzał je zabrać, niezależnie, co by Gabriela miała w tym temacie do powiedzenia.
    Chwilę później pojawił się w salonie; Pan Kot znowu zaczął się o niego ocierać, tym razem o jeszcze odrobinkę wilgotne nogawki jego spodni mrucząc przy tym z zadowoleniem.
    - W takim razie, na mnie już chyba pora. – powiedział, zapinając ostanie guziki koszuli – Jeszcze raz ci dziękuję za ten wieczór. I liczę na to, że nie zniechęciłem cię sobą tak bardzo, że już nie będziesz chciała mnie widzieć. Bo wiesz, mój ogród na balkonie to coś naprawdę godnego zobaczenia. – wyszczerzył się i zaczął zawiązywać buty.

    [Dziękuję, zabawa była przednia. Spałam 2h i aktualnie jestem zombie. Zaraz zresztą znowu idę, bo jutro robię nalot na sklepy. A Ty? Dobrze się czujesz? :)]

    OdpowiedzUsuń
  103. [Hej, haj, heloł, wróciłam do świata żywych. Mam nadzieję, że Ty w nim dalej jesteś. :D]

    - Ależ ja wcale nie uciekam, Gabrielo. Ja się właśnie dyskretnie wymykam. – uśmiechnął się, a potem po prostu wybuchnął śmiechem – Przepraszam, ale użyłem słowa „dyskretnie” i po prostu zabrzmiało to tak sztucznie, jak tylko sobie można to wyobrazić. A pies… cóż, przynajmniej dzięki niemu mogłaś się pośmiać. Jakbym sam był nie wystarczającym powodem…- dodał z nutką autoironii w głosie.
    Dobry nastrój go nie opuszczał, mimo, że nadszedł ten smutny moment, by się pożegnać.
    - Okej, nie będę się już z tobą kłócił, ani walczył o ten dres. Wiedz jednak, że kiedyś i tak nadejdzie dzień, w którym go wypiorę. Sam. Własną pralką. – dodał podniosłym tonem, kiedy zauważył, jak sprzed oczu znika mu ów elegancki strój, w którym miał okazję zjeść dzisiaj kolację.
    W końcu podniósł się z podłogi i obmacał dokładnie wszystkie kieszenie sprawdzając, czy komórka, portfel i dokumenty znajdują się na swoim miejscu. Odkrywszy, że jakimś cudem dzisiaj niczego nie zgubił, wyprostował się na całe swoje prawie metr dziewięćdziesiąt i znowu się uśmiechnął, tym razem w nieco inny, trochę jakby koci sposób.
    - W takim razie, ja już będę leciał. Dziękuję za cały ten miły wieczór. – powiedział i już miał wyjść, kiedy uznał, że wielkim, naprawdę wielkim marnotrawstwem byłoby nie skorzystać z sytuacji.
    - Po raz pierwszy Gabrielo będę umyślnie grubiański i nie spytam cię o zdanie. To wszystko z troski, że możesz jednak coś mieć przeciwko. – odwrócił się i zrobił kilka kroków w jej stronę. A kiedy już był blisko, naprawdę blisko niej, delikatnie ujął jej policzek dłonią i musnął krótko jej wargi swoimi ustami – No, to do zobaczenia. Wyśpij się. Nawet sowy muszą odpoczywać. – rzucił i zamknął za sobą drzwi.
    Możliwe, że właśnie zachował się jak jakiś głupiutki nastolatek, ale miał to gdzieś. W końcu nie jest jeszcze taki stary, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  104. [ O, kurde. No chyba nie mam żadnej świetlanej idei w głowie, a nie chcę walnąć najbardziej oczywistą oczywistością wszech czasów. :D Nawet kawka obok monitora nie pomaga.]

    OdpowiedzUsuń
  105. [ Weź mi tu bez takich :D Ja najlepiej teraz zamilknę. :) ]

    A u Casyana wszystko układało się jak najlepiej. Nie zachorował, nie miał więcej idiotycznych wypadków niż zwykle, w dodatku odpoczywał sobie od szkoły... no raj, nie życie. Jedynym bardzo, ale to bardzo malutkim zmartwieniem był fakt, że w łazienkowej szafeczce, która od góry do dołu wypełniona była lekarstwami brakowało mu części witamin. A bez witamin nie mógł się obejść, no i ziejąca dziura po pudełku wyglądała odrobinkę przygnębiająco.
    Toteż podjął decyzję o wybraniu się do apteki, żeby uzupełnić sobie wszystkie braki w tej szafce i żeby znowu kolorowy murek poupychanych do granic możliwości pudełek zapewnił mu spokój duszy, umysłu i ciała.
    I z racji swojego dobrego humoru, postanowił przejść się do apteki położonej nieco dalej, aby przy okazji dwudziestominutowego spaceru nałapać sobie niezbędnej witaminki D, która czyniła jego kości jakże odpornymi na te wszystkie upadki, oraz rozjaśniała przepraszające uśmiechy, które rozsyłał w ilości przekraczającej dopuszczalne stężenie.
    Właśnie wtedy zauważył nieco skuloną postać na końcu wężyka sfrustrowanych, kaszlających, kichających odwiedzających to miejsce ludzi. A dzięki temu, że ten dres zdał się mu dziwnie znajomy (oczywiście nie zorientował się, że już zdarzyło mu się go nosić) niemalże od razu rozpoznał postać Gabrieli.
    No czyż ten dzień mógł być lepszy?!
    Opuścił wiec swoją kolejkę i stanął w drugiej, tuż za agentką Hernandez.
    - Dzień dobry. Jakie to szczęście, że spotykamy się w miejscu, w którym na pewno udzielą nam fachowej pomocy, gdybym znowu zechciał z czymś wykoczyć. - uśmiechnął się - Co słychać?

    OdpowiedzUsuń
  106. [Dziewczyno, Ty mi nie musisz się tłumaczyć, o której będziesz :D Jasne, jasne, bądź o której tam sobie chcesz. ^ ^]

    OdpowiedzUsuń
  107. [Może więc i ja powinnam? W każdym razie, przepraszam, że tak wolno odpisuję, ale mam gości. :) ]

    - Myślę, że to może być wina naszego wypadu do oceanarium. A tak konkretniej, to chyba twój szalony pomysł chodzenia w deszczu. Haha, miałem racje z tym pechem: teraz serio przechodzi na ciebie. Normalnie to ja byłbym chory. - stwierdził, uśmiechając się szeroko.
    Tak, Gabriela wyglądała dzisiaj jakby trochę inaczej, ale nie potrafił dokładnie sprecyzować, o co chodzi ale stwierdził, że to może być wina zaczerwienionych powiek, czy czegoś w tym stylu.
    - I będąc chorą, latasz sobie tak beztrosko po mieście, tak? Jeszce w tak koszmarny upał...- westchnął, wachlując się przy okazji ręką. Całkowicie odruchowo, bo naprawdę nie dało się wytrzymać. A w aptece chyba było jeszcze cieplej, niż na zewnątrz. Potem spojrzał na nią uważniej i spostrzegł, jak bardzo się trzęsie.
    - W sumie, miałem kupić tylko witaminy. A tobie chyba się przyda coś naprawdę mocnego. Powiedz mi, może zrobić ci jakieś zakupy do domu, czy coś? To znaczy, ja nie chcę się narzucać, ale jak już mówiłem, takie latanie po dworze nie jest dobre. W twoim stanie, oczywiście. - dodał szybko i posunął się odrobinę naprzód, bo właśnie kolejka pomniejszyła się o jedną babcię, która sapiąc głośno wyszła z apteki.
    0 No więc, mogę jakoś pomóc?

    OdpowiedzUsuń
  108. [Drga Gabrielo, walczyłam jak lew, ale nie mogę tu dłużej zostać. Dobranoc, odpiszę jutro jak tylko będę mogła. :)]

    OdpowiedzUsuń
  109. [Dzień dobry, witaj w ten uroczy… ee, ok. ranek. Dzisiaj chyba będę miała trochę spokoju, a przynajmniej nie przyjdą i nie powiedzą mi „złaź” ot tak, po prostu. Co prawda, znowu opóźnienia, bo sprzątanko, aczkolwiek, nie jest źle. Jak tam Twoja wczorajsza samotność domowa? Co nabroiłaś? Mnie matka nie chce zostawiać… ciekawe, czemu ;>]

    - I tak nie odpowiedziałaś na moje pytanie. Jakie to smutne, ze człowiek oferuje się z pomocą, a zostaje brutalnie zlekceważony …! – stwierdził z udawanym dramatyzmem, zupełnie ignorując jakiegoś starszego pana, który popatrzył się na niego tak, jakby był świadkiem ucieczki jednego z pacjentów psychiatryka.
    Potem pokiwał energicznie głową.
    - Racja, na takie eskapady lepiej wysyłać koty. Wiem, co mówię, uwierz mi. Sam mam jednego i jak tylko mnie cos zmoże, to leci po wszystko, o co go tylko poproszę. - wyszczerzył się – ale na pocieszenie dodam, że można go chyba jakoś wytresować. Co prawda, nie wiem, czy w tym zakresie, ale spróbować nie zaszkodzi. – dodał lekko i wsadził sobie ręce w kieszenie – Poza tym, czuję się po prostu bardzo oszukany przez los. Liczyłem na miłe, nocne spotkanie dzisiaj w szkole…. – tutaj zorientował się, jak to zabrzmiało, więc szybko kontynuował temat – a tu nic.
    W końcu kolejka zbliżyła się wystarczająco do okienka; Casyan zamrugał szybko.
    - Lekomanka na głodzie? No tak, to mogłoby być to. W takim razie musisz być niesamowicie szczęśliwa, że tutaj jestem i rozmawiamy ze sobą, bo to oznacza, że jest duże prawdopodobieństwo, że w oczach pani farmaceutki za taką nie uchodzisz. Oni zwykle przyjaciół mają niewielu. Ach, znowu wszystko dzięki mnie. Doprawdy, czuje się jak bohater. Nieco tragiczny, ale jednak bohater. Bohater to bardzo miłe słowo, nie sądzisz? Dopóki się go nie określi, wszyscy myślą o nim w pozytywny sposób. Dlatego niedomówienia są z natury bardzo złe. I na niedomówieniach opiera się właśnie współczesny świat. Bo czyste kłamstwo już jest czymś zdecydowanie za mało sprytnym. – zastanowił się na moment, a potem przyłożył sobie dłoń do policzka zrobił wielkie oczy - I znowu gadam jak najęty, a ty mnie nawet nie powstrzymujesz. Pewnie już wiesz, że nie masz szans, lub jest to jakaś metoda, żebym sam przestał. A tak w ogóle, to teraz twoja kolej. – wskazał podbródkiem kontuar, przed którym już nikt oprócz nich nie stał – a potem pogadamy o tym, czego najbardziej ci brakuje i co ja mogę w tym zakresie zrobić.

    OdpowiedzUsuń
  110. [Moje posiłki kończą się około północy, jakby co... :D Szalona jesteś zatem. ]

    - Hm. –zastanowił się przez moment nad słowami Gabrieli – Może więc najwyższy czas przyzwyczaić się, że od czasu do czasu nie musisz się troszczyć o wszystko sama? Powiem ci, że to może być pewien komfort dla ciebie. – zauważył i podszedł do drugiego okienka, bo właśnie zwolniło się tam miejsce. W ogóle, oglądając tych przesuwających się ludzi miał zawsze, ale to zawsze wrażenie, że im to wszystko idzie jakoś sprawniej. Podobno była nawet jakaś teoria na ten temat; prawo Murphy’ego, czy tam coś.
    Kupił witaminy i spostrzegł, że Gabriela skończyła robić już swoje zakupy.
    - Jednak agent brzmi jakoś lepiej. Nie tak pretensjonalnie jak bohater, więc ostanę przy tym i od czasu do czasu będę wymieniał na rycerza. Kiedyś może nawet zdradzę ci mój herb… ale musi minąć trochę czasu, zanim się przekonam co do tego. Zdradzanie herbu to już bardzo poważny etap. – pokiwał głową z wolna i wyjął jej z rąk reklamówkę – A teraz robię ci pierwszy etap przyzwyczajania się do komfortu. Poniosę twoje eliksiry wzmacniające, a w domu sprawdzę, jakie masz warunki do stoczenia tego straszliwego boju z chorobą. – uznał i wyszli na zewnątrz apteki.
    Mylił się; jednak na zewnątrz było bardziej gorąco.

    OdpowiedzUsuń
  111. [Dzisiaj mam schabowe na obiad… :D]

    Zerknął na nią z nieco.. zakłopotana mina, albo takim wyrazem twarzy, jakby się o coś niepokoił.
    - Spokojnie, jeszcze nic nie zrobiłem, Hernandez. Odrzuć swoją niezależność i samowystarczalność choć na chwilę. Przecież jesteś chora, zupełnie ci więc wolno. – uśmiechnął się w końcu – A poza tym, to z chrypką, kaszlem i bolącym gardłem radziłbym jak na razie przestać się odzywać. Niepotrzebnie nadwyrężasz swoje ciało. Pomijając fakt, że właśnie nadeszła moja chwila chwały, w której od gadania nic mnie już nie powstrzyma! – zamachnął się lekko reklamówką z lekarstwami i zatrzymał się niespodziewanie, zastanawiając się, gdzie właściwie teraz powinien skręcić. W końcu odnalazł wzrokiem właściwą uliczkę i z zadowoleniem pognał w jej stronę. Dopiero po chwili przypomniało mu się, że z tyłu wlecze się chora Gabriela i przystanął na moment, żeby mogła go dogonić.
    - Przepraszam, znowu zapominam o wszystkim!- znowu zamachnął się reklamówką, tyle że tym razem nieszczęście miała przechodzić tamtędy starsza kobieta. Minęło kilka sekund, zanim Casyan zorientował się, że wszystkie lekarstwa wylądowały na chodniku, a kobieta wygląda na bardziej przestraszoną, niż powinni wyglądać ludzie w takie upalne, letnie dni.
    - Przepraszam panią! Nic pani nie jest? To wszystko moja wina! – wykrzyknął i podbiegł do niej, upewniając się, ze wszystko jest praktycznie w porządku.
    Starsza pani tylko się uśmiechnęła i powiedziała coś o uważaniu następnym razem, by po chwili zniknąć za rogiem.
    Fin zaczerwienił się gwałtownie: jego twarz teraz ciekawie kontrastowała z blond włosami nadając im osobliwy wygląd flagi Polski.
    - Jezu, ja jestem niebezpieczeństwem dla ruchu ulicznego. Czas najwyższy zamknąć się w domu i nie wychodzić… - uklęknął i pozbierał wszystkie pudełka. Jakże się cieszył, ze syrop został spakowany do plastikowej!

    OdpowiedzUsuń
  112. [Znikam na dłuższy czas, znowu goście. Moja siostra przynajmniej już się zatroszczyła o ciasto...]

    OdpowiedzUsuń
  113. Wskazał na nią oskarżycielsko palcem.
    - Już nie wymyślaj! To, że ja się potykam o własne kończyny, to całkowicie moja wina. – zaśmiał się i podniósł z chodnika zadowolony, że już wszystko pozbierał. Potem otrzepał spodnie z niewidzialnego miejskiego kurzu i wyprostował się dumnie.
    - Teraz już możemy dalej iść.
    I po kilkunastu minutach intensywnego marszy ze strony Gabrieli i spacerowego kroku ze strony Casyana (zwalniał, jak tylko mógł) stanęli przed kamienicą agentki Hernandez. Trafił tam zresztą bez większych instrukcji z jej strony, więc znowu był bardzo z siebie dumny, jednak nie okazał tego wcale, poza tym, że uśmiechnął się szeroko. Postanowił już zrezygnować z wymachiwania reklamówką.
    Poczekał cierpliwie, aż kobieta go wyminie przy drzwiach i zapalił światło na zdumiewająco ciemnej i dusznej klatce schodowej. Miał nadzieję, że chociaż w jej mieszkaniu będzie odrobinkę chłodniej, bo ta temperatura na pewno nie wspomagała powrotu do zdrowia.
    Chwilę postali przy drzwiach, aż Gabriela skończy manipulować kluczem w zamku i weszli do środka.
    - Nie będę ci mógł towarzyszyć cały dzień, co prawda, ale zostanę tak długo, jak tylko będę mógł. Jadłaś w ogóle coś dzisiaj? – zagadnął, odstawiając worek na szafkę.

    [Moja przygoda z pieczeniem skończyła się, zanim tak naprawdę się zaczęła… to tak a propos tych ciastek. : ) A pieczesz często?
    Btw: mój dom powoli zamienia się w dworzec. ]

    OdpowiedzUsuń
  114. Pokiwał głową z ubolewaniem.
    - I ty jesteś niby dorosła, tak? Tata cię nie nauczył, że nie ważne, jak bardzo jesteś chora nie wolno doprowadzić do jeszcze większego osłabienia organizmu? Musisz pić. Bardzo dużo. I jeszcze jeść.
    Rozejrzał się po pomieszczeniu i w końcu zauważył wejście do kuchni.
    - Jak mniemam, łóżka nie zaścieliłaś, więc po prostu otworzę okno, żeby jednak trochę powietrza wpadło do środka. - uznał i skręcił tam, gdzie powinien spodziewać się tej sypialni. (zrobił to na drodze eliminacji: kuchenne wejście nie może być tym sypialnianym). Za pierwszym razem trafił do łazienki, ale już po chwili udało mu się znaleźć pokój urządzony w dokładnie takim samym stylu, jak reszta jej mieszkania: bardzo klasycznym i przytulnym. Podszedł do okna i otworzył je dość szeroko, na wszelki wypadek wciskając między szybę a ramę jedną z ozdobnych poduszek, które znalazł na łóżku. Potem poszedł do kuchni i nalał wody do metalowego czajnika stawiając go przy okazji na piecu.
    - Przepraszam, że się tak szarogęszę i w ogóle zachowuję się tak, jakby to wszystko było moje, ale niestety tak musi być. Tym razem sama o siebie nie zadbasz, a przynajmniej tak dobrze, jak zwykle to czynisz. Także możesz iść się położyć, a ja zrobię coś do picia i ewentualnie pomyślę nad jedzeniem.

    [Co chwilę ktoś u nas jest. A ja latam jak opętana.. .:D
    Gratulacje z powodu ciastek. Podobnie jak Casyan jestem kuchenną katastrofą i to jest jedyna rzecz, którą mam z nim wspólną.]

    OdpowiedzUsuń
  115. [Przepraszam Cię bardzo, że wczoraj tak zniknęłam, ale do tego czwartku będę miała „wczasowiczów” w domu, także moje pojawianie się na tym blogu będzie nieco rzadsze. ]

    - Jasne! Leż tam sobie, ja jakoś sobie poradzę. – zawołał do niej z kuchni i wydobył rzeczone kubki. Tak, pierwszy etap miał już za sobą. Chwilę później parzył w nich pachnącą herbatę, do której dodał w bardzo dużej ilości miodu, cynamonu, jeden goździk i oczywiście potężny plaster cytryny.
    Później zaczął kombinować, co by mógł przyrządzić do jedzenia i fakt, że kompletnie nie potrafił gotować, cholernie mu to utrudniał. Przecież nie mógł dać jej czegoś, czym żywił się sam, bo istniało duże prawdopodobieństwo, że może jej to jeszcze bardziej zaszkodzić. A przecież, jakby na to nie patrzeć, chciał jakoś przyspieszyć jej zdrowienie.
    Toteż wybór padł na parówki ośmiorniczki: może to nie było ani odżywcze ani specjalnie wykwintne danie, ale chciał jednak podać coś, co mu się uda. Z gotowaniem makaronu i innymi tego typu rzeczami w ogóle nie chciał ryzykować. Cóż, sam chciał się w to angażować, więc teraz ma. Pewnie Gabriela po tym daniu zerwie z nim wszystkie kontakty. Westchnął.
    I tak jak postanowił; tak tez zrobił: rozkroił parówki na pół, a potem ponacinał je tak, żeby uzyskać przy smażeniu te odnóża, które miały nawiązywać do ośmiornic: żeby jednak wykazać się jako taka wirtuozerią, posypał je przyprawami. Oczywiście, niezbyt ostrymi, żeby nie podrażniać bardziej gardła kobiety.
    Kiedy masło rozgrzewało się na patelni, zaniósł jej herbatę z uśmiechem.
    - Proszę. Jedzenie już się robi.
    Chwilę później pojawił się ponownie w sypialni, tym razem z talerzem podsmażonych parówek, którym dorobił oczka z ziela angielskiego, a ponadto przystroił bazylią i innymi liśćmi, które znalazł w doniczkach na jej parapecie. Żeby chociaż ładnie wyglądało.
    - To jest… eee… coś, co udało mi się przygotować. – wyszczerzył się, licząc w duchu na to, że za chwilę ta „potrawa” nie wyląduje mu jednak na głowie.

    OdpowiedzUsuń
  116. [Czy Gabriela pragnie zapoznać się z Michelle nieco bliżej ?]

    OdpowiedzUsuń
  117. [A ja kocham Anię Jagodzińską :3]

    OdpowiedzUsuń
  118. - I ewentualnie jakieś frytki do tego. Albo chociaż foie gras. - Cholerne Francuzy, stawiają wymagania, może jeszcze do tego szampan wprost z Szampanii, owoce morza i kilka dziurawych tankowców z dna Morza Północnego. - Herbatę owocową poproszę, tak, kradzioną astrofizykowi, dzika róża i malina, zdecydowanie. - Podjął męską decyzję w temacie najbliższego wlanego w siebie napoju. Dobrze wiedział, że jeśli z wrodzonej grzeczności zgodzi się na kawę, to będzie chciał później posprzątać cały świat i koniec końców padnie na twarz, a że akurat będzie wtedy czekał na metro, jak wynikało z jego skomplikowanych wyliczeń, to może się ta niewinna kawka źle skończyć. Lepiej pić kradzioną herbatę.

    OdpowiedzUsuń
  119. [Z góry przepraszam za SPAM. Zaznaczam jednak, iż otrzymałam zgodę od właścicielki bloga.]
    Wrzesień. W Birmingham High School pojawiają się nowe twarze, niektórzy odchodzą. Szkoła jednak nieustannie od kilkudziesięciu lat tętni tym samym życiem, a nauczyciele zarażają tą samą pasją. Ty też już dziś możesz dołączyć do najsłynniejszej szkoły z internatem w Wielkiej Brytanii.
    Możesz wcielić się w rolę szkolnego kujona, kapitanki drużyny cheerleaderek, szkolnego sportowca. Wspinaj się po szczeblach szkolnej drabiny popularności i z niepopularnej pierwszoklasistki zmień się w królową balu!
    Już dziś dołącz do http://birmingham-high-school.blogspot.com/
    [Blog wciąż w budowie, jednakże najważniejsze zakładki są już dostępne.]

    OdpowiedzUsuń
  120. [Tak, a jaki to konkurs?
    I przepraszam bardzo za długie milczenie, ale jestem ślepa jak kret i nic tego nie zmieni. Tym razem nie mam nic na swoje usprawiedliwienie.]

    Zrobiło mu się znowu niewyobrażalnie głupio, ale i jakoś milej na sercu.
    - No, nie jest to nic wykwintnego, ale myślę, że jest całkowicie jadalne. Parówki ośmiorniczki to danie moich studiów. W sumie, jem to i tak najczęściej: nie wymaga pracy, a i przy braku jakichkolwiek umiejętności jest chyba najlepszym wyjściem. – wyjaśnił i usiadł obok niej na łóżku.
    Co prawda, nie wiedział, czy powinien tak zrobić, bo podobno takie paskudne przeziębienia i bakterie je roznoszące gromadzą się właśnie najbardziej w pościeli, ale stwierdził, ze najwyżej jakoś to przeboleję. Zresztą, w razie ewentualnej rozmowy, będzie już miał kogoś, kto się nim zaopiekuje. Bo zamierzał sterroryzować Gabrielę, gdyby ta miała odmienne zdanie w tej kwestii. Póki co, na szczęście, jeszcze zdawałz się o tym nie wiedzieć, ale to byłą kwestia czasu. Do momentu, w którym rozlegnie się tu ostrzegawczy kaszel.
    - No, zrobiłem herbatę, jedzenie, otworzyłem okno… Nie wiem, jak jeszcze mógłbym ci się przysłużyć, ale liczę na to, że nie będziesz miała żadnych oporów w wypowiadaniu swoich próśb. Pamiętaj, że jestem tylko tymczasowy. No i przy okazji, to mój pierwszy raz, jeśli chodzi o pomaganie komuś w chorobie. - uśmiechnął się i spojrzał na nią uważnie. Teraz jej oczy wydały mu się jakby mniejsze: ale pewnie był to efekt zaczerwienionych przeziębieniem powiek.

    OdpowiedzUsuń
  121. [ Aaa… w takim razie daj znać, jak już Was wylosują :D poza tym, zaraz sobie tu poczytam, o co w tym chodzi…. ^ ^ ]

    - Samodzielność sama w sobie wadą nie jest, moim zdaniem. Wada jest dopiero wtedy, kiedy wręcz chorobliwie obawiamy się pomocy, zainteresowania, czy czegokolwiek naprawdę normalnego ze strony drugiego człowieka wraz ze świadomością, że jeśli się nie zrewanżujemy staniemy się darmozjadami, czy w jakikolwiek sposób zależnymi od niego. A przecież nie na tym to wszystko polega, prawda? – uśmiechnął się serdecznie, patrząc, jak z talerza znikają ośmiorniczki. Żałował, co prawda, ze nie zjadła wszystkiego, ale przecież na początku miała go wyrzucić z domu nawet nie tknąwszy tego „dania”, więc w sumie był dobrej myśli.
    - Nie spodziewałaś się? No, pewnie liczyłaś na coś bardziej burżujskiego, ale niestety, nie stać mnie na takie wyczyny. Poza tym, wzmocnisz się. Mięso zawiera dużo białka, a w pietruszce jest mnóstwo witaminy C. – zabrał od niej talerz i kubek, stawiając je sobie na kolanach – Pewnie jesteś potwornie zmęczona. Idź spać, dopilnuję, żeby cię nikt nie ukradł. Poza tym, widziałem, że twoja lodówka jest niemal całkowicie pusta. Może bym skoczył na jakieś zakupy, czy co? Jeśli, naturalnie, nie masz nic przeciwko. – dodał szybko, żeby te wszystkie propozycje nie brzmiały zbyt nachalnie, bo naprawdę tego nie chciał.

    OdpowiedzUsuń
  122. [Byłam na tej stronie. Czy tam gdzieś można znaleźć Wasze zdjęcie? :D ]

    - To przecież takie nienormalne, że ktoś komuś chce pomagać… zobacz, jak idiotycznie jest skonstruowany człowiek, skoro ze strony ludzi oczekuje jedynie zagrożenia….- zamyślił się na moment, uważnie przyglądając się blondynce ze zmęczonymi oczami, zaczerwienionym nosem i kosmykami rozsypanymi w nieładzie po całej poduszce. Fakt, może w szczytowej formie nie była, ale Casyan uznał, że u niektórych nawet ta najgorsza kondycja prezentuje się całkiem dobrze, jeśli nie użyć jeszcze lepszego słowa.
    Zaśmiał się cicho.
    - Jesteś szalenie niepoważna, Gabrielo. Ostatnią rzeczą, jaką bym się przejmował w takiej chwili to wygląd. Ale kto tam wie: może bardzo ci zależy, żeby dobrze wyglądać przede m n ą – podkreślił dobitnie i zrobił krótką pauzę, widząc jak delikatny rumieniec rozlewa się po jej twarzy – Tak czy siak, nie powiem ci, że chyba nigdy nie wyglądałaś tak pięknie, jak teraz. Myślę, że kobieta taka jak ty nie wierzy w takie szczere, aczkolwiek banały, które w sumie może usłyszeć kiedy tylko ma ochotę. – podniósł się z łóżka, zabierając talerz, kubek i sztućce. Potarł nerwowo skroń, jakby nad czymś intensywnie się zastanawiał.
    - Oczywiście, że chcę. Wiesz, jestem bardzo miłym, uczynnym facetem, ale zdarza mi się być leniwym i wtedy nie wyskakuję z takimi propozycjami. Nie myśl, że kiedykolwiek robiłem coś wbrew sobie. Ludzie są przecież z natury egoistami. I to bardzo dobrze: inaczej w ogóle byśmy się nie rozwijali. – westchnął - Cieszę się, że mi ufasz. Mógłbym na przykład ci wszystko ukraść, a ty z takim spokojem mówisz, gdzie co jest. – mrugnął do niej jednym okiem i zamknął za sobą cicho drzwi, odnajdując jej torebkę.

    OdpowiedzUsuń
  123. [Aha :D W takim razie zobaczę, jak już wygrasz.]

    Prawdę mówiąc Casyan chyba pierwszy raz w życiu porządnie zastanowił się, co też tak naprawdę ma kupić. Bo zawsze szedł na żywioł przynosząc do domu kupę nieprzydatnych rzeczy, albo czasem po prostu nic. Tym razem jednak dokładnie się przygotował: być może nie było to przygotowanie najwyższych lotów, bo zerknął do lodówki na resztki produktów i zobaczył, jakie papierki leżą na wierzchu w koszu, ale jednak zawsze coś. Tak zaprawiony odwiedził supermarket, delikatesy i parę innych sklepów po drodze, końcowo dźwigając ogromne torby zakupów, jakby w domu Gabrieli szykowała się impreza, na którą przyjdzie co najmniej pół miasta. Ale przezorny zawsze ubezpieczony.
    Wrócił do domu, zamknął za sobą drzwi i stękając już odrobinę z wysiłku doniósł torby do przedpokoju i w końcu z ulgą odstawił je na ziemię. Potem wszedł do jej sypialni, sprawdzając, czy czasem się nie obudziła, ale uśmiechnął się tylko widząc lekko rozchylone usta i zamknięte powieki u blondynki.
    Niechcenie więc znowu zabrał się za te zakupy, zanosząc je do kuchni. I już miał je postawić na blacie, ale naturalnie nic w jego przypadku nie mogło być tak proste i oczywiste. Szczęście tylko, że zanim standardowo zwalił się na podłogę, zdążył je jakoś oprzeć o szafkę i wysypało się tylko kilka warzyw.
    Podniósł się szybko, licząc na to, że ten huk był nieco cichszy niż ostatnim razem i przynajmniej jej nie zbudził. Poszedł więc do sypialni, żeby ewentualnie wytłumaczyć cały ten hałas; tak jak przypuszczał – obudziła się.
    - Spokojnie, to tylko ja. Nic się nie dzieje, wszystko jest w jak najlepszym porządku, twoje mieszkanie nadal istnieje. – uśmiechnął się najszerzej, jak tylko potrafił i zaczął sobie rozmasowywać biodro.

    OdpowiedzUsuń
  124. [Trzymam kciuki.]

    Pokiwał energicznie głową.
    - No tak. Kuchnia to wyjątkowo niebezpieczne miejsce, bardziej niż łazienka. To całkiem logiczne posunięcie z twojej strony… - zamyślił się na moment – Być może sam powinienem zacząć tak robić. Ale zastanowię się nas tym później. - zdecydował, ciesząc się jednocześnie, że nie zastał jej wystraszonej.
    - Wydaje mi się, że powinnaś zjeść troszkę syropu. I przestać gadać na przykład. Ja wiem, że prowokuję. – wyszczerzył się, a potem dojrzał jeszcze kropelki potu, które sperliły jej się nad czołem – I zmierzyć temperaturę – dodał po chwili – A tak ogólnie rzecz biorąc – podszedł do niej bliżej – chyba lepiej by było, gdybyś jednak poszła do jakiegoś lekarza. Albo chociaż umówiła się na wizytę domową, czy coś. Tak mi się przynajmniej wydaje. Podobno lepiej unikać różnych powikłań. – stwierdził tonem wybitnego znawcy i zaśmiał się po cichu. Potem zniknął na kilka chwil, przynosząc jej owy termometr, syrop i łyżeczkę: dziwnym trafem nie było tego w stosie leków na szafce nocnej obok łóżka.
    - Idę teraz powkładać te zakupy do lodówki, czy gdzieś. Melduję poza tym, że jeden pomidor nie przeżył upadku i leży plackiem na podłodze. Zresztą, jego zwłoki zaraz uprzątnę, nie kłopocz się.

    OdpowiedzUsuń
  125. W kuchni poukładał wszystkie produkty, co zajęło mu wyjątkowo mało czasu i szybko wrócił do sypialni. Tam z wyczekującą miną wystawił rękę po termometr.
    - Być może zachowuję się teraz jak jakiś nadpobudliwy psychol, albo rodzic, ale niestety, wpraszając się do ciebie równocześnie mam obowiązek kontrolować sytuację tak długo, aż mnie w końcu nie wyrzucisz, albo sam nie będę musiał pójść. – dodał na swoje usprawiedliwienie i popatrzył na skalę z uśmiechem, który jednak spełzł zaraz z jego twarzy– trzydzieści osiem i jedna kreska. Czyli nie jest jeszcze tak tragicznie, ale powinnaś wziąć więcej leków. W ogóle, to przyniosłem ci butelkę wody mineralnej – wyciągnął ją zza siebie – bo musisz dużo pić. A, i zaparzyłem coś koło dwóch litrów herbaty w termosie. To też zaraz przyniosę. – poinformował ją i zniknął na chwilę.
    Później pojawił się z rzeczonym termosem i paroma innymi niezbędnymi w chorobie rzeczami wszystko ułożył wokół niej tak, żeby nie musiała za bardzo wyłazić spod kołdry.
    - A teraz, niestety, muszę iść. Przeleciało już dziesięć minut moich wakacyjnych zajęć z łaciny. – wyjaśnił i pochylił się nad nią, żeby poprawić jej poduszki. Wygrzebał z kieszeni jeszcze karteczkę z ciągiem cyfr – to mój numer. Jakby ci się po ostatniej rozmowie nie zapisał, czy coś. Możesz dzwonić, kiedy tylko będziesz chciała. – dodał i przygryzł nerwowo wargę odsuwając się od niej z pewnym zawahaniem.
    - No, to do zobaczenia niedługo.

    OdpowiedzUsuń
  126. Widząc wstającą Gabrielę zmarszczył brwi nieznacznie.
    - Teraz mógłbym ci powiedzieć, że to naprawdę niestosowne i w ogóle nieodpowiednie, że wstajesz z łóżka, ale to by była już przesada. – zauważył i już nic więcej nie mówił na ten temat, śledząc jak blondynka pewnym, choć zmęczonym krokiem odprowadza go do korytarza – Spokojnie, wiem, gdzie są drzwi. Świetnie bym sobie poradził – uśmiechnął się i wsadził sobie do kieszeni swoja komórkę – A poza tym, nie wiem kompletnie za co ty mnie właściwie przepraszasz. Przecież sam się zaoferowałem, no i już chyba zdążyłem ci wspomnieć, że jeśli czegoś nie mogę lub nie chcę zrobić, to tego po prostu najzwyczajniej tego nie robię. Trudno w to uwierzyć, prawda? – zaśmiał się krótko. – Pij dużo i jedz sporo, mierz gorączkę, łykaj syropki, tabletki, a jak do jutra nie będzie lepiej, to do lekarza. Tak, tak, możesz do mnie mówić „tato” – zauważył pogodnym tonem i nacisnął klamkę – I dzwoń. Gdyby coś się działo. Albo gdybyś po prostu się nudziła. – stwierdził lekko i na pożegnanie krótko cmoknął ją w policzek- przecież i tak już się mógł zarazić.

    OdpowiedzUsuń
  127. Minęły dwa dni, podczas których Gabriela w ogóle się nie odzywała. Fakt, nie powinien tego od niej oczekiwać, przecież to była całkowicie luźna propozycja. Ale brak odzewu z jej strony mógł również oznaczać, że coś się niedobrego dzieje. A ponieważ to ona miała dzwonić, postanowił po prostu sprawdzić wszystko osobiście. Lepiej zamęczyć kogoś wizytą, niż uprzedzać czyjeś telefony. Chyba.
    No w każdym razie nie wymyślił żadnej przypadkowej sytuacji, pod której pretekstem mógłby się u niej pojawić i w dodatku mówił ostatnio coś o takim zachowaniu ostatnim razem.
    Ubrał więc buty, założył coś luźnego na górę i spacerowym krokiem skierował się w stronę jej kamienicy, przy okazji odwiedzając bibliotekę. Oczywiście wiedział, że takie coś na pewno będzie miała w domu, ale głupio przecież było przychodzić z pustymi rekami. „Kubuś Puchatek” pod pachą był jednak całkiem wygodnym rozwiązaniem, toteż pod drzwiami mieszkania Gabrieli stanął niemal całkowicie rozluźniony. Nacisnął dzwonek i zaczął nasłuchiwać, czy ktoś się kręci po mieszkaniu.

    [Przepraszam, że wczoraj zniknęłam, ale komputer mi się psuje non stop, a jak już go przywróciłam do życia, to wyłączyli mi Internet. To się dzieje tak szybko, że czasem nie zdążę powiedzieć. I wiem, początek nowego wątku nie jest najlepszych lotów, ale nic innego nie mogłam wymyślić zważywszy pod uwagę okoliczności.]

    OdpowiedzUsuń
  128. [ U mnie routerem zarządza siostra, więc sobie wyobraź! :D Idę na obiad.]

    Już miał wrócić z powrotem do domu, kiedy po trzecim, bardzo natarczywym dzwonku nikt mu nie otworzył. Zbiegł po kilku schodkach z wyraźnie pogorszonym humorem: dopiero wtedy usłyszał radosne szczekanie, a chwilę później zobaczył Pana Psa, który chyba miał zamiar go przewrócić, ale spokojnie poczekał, Az skończy opierać o niego łapy i nawet pogłaskał go po łbie.
    Kiedy spojrzał w dół, zauważył również podążającą ku niemu Gabrielę. Ucieszył się, że jednak jest cała i zdrowa i chyba nic nie wskazuje na to, ze ta choroba miała jakiś bardziej dramatyczny przebieg. Gdyby przecież miała, to chyba nie wybrałaby się na spacer, prawda?
    - Dzień dobry. Pomyślałem sobie, że coś niedobrego się dzieje, skoro w ogóle nie dzwonisz i przyniosłem ci trochę rozrywki. – tutaj zamachał książką, którą trzymał w ręku – Ale widzę, że jesteś już zdrowa, tak? No to w sumie tylko to chciałem sprawdzić. – wytłumaczył się szybko i po raz milionowy zrobiło mu się bardzo głupio, że ją nachodzi, że ją osacza, a ona chyba po prostu nie miała ochoty się z nim kontaktować. No bo po tym wszystkim, co nawyczyniał….

    OdpowiedzUsuń
  129. Popatrzył na swoje ramię, które jeszcze przed chwila dotykała. Teraz to już kompletnie nie wiedział, czy lepiej zostać, bo ona mówi prawdę, czy sobie po prostu iść, bo Hernandez stara się być grzeczna. Z dwojga złego wybrał te pierwsza opcję, bo jakoś wierzył w jej szczerość.
    - Może mój angielski nie jest zbyt dobry, ale przecież sam wyraźnie powiedziałem, że możesz zadzwonić, jak tylko będziesz chciała i że to na pewno nie będzie odebrane jako narzucanie mi się. Gabrielo, masz bardzo słabe pojęcie jeśli chodzi o nachalność i te wszystkie inne uciążliwe rzeczy. Naprawdę. – uśmiechnął się – A co do wchodzenia: to zależy, co też dobrego masz w domu. – uśmiechnął się i jeszcze raz podrapał za uchem Pana Psa, który teraz wesoło biegał między ich nogami merdając przy tym ogonem i głośno szczekając.
    Ale te dwa dni miały też swoje plusy: Casyan posprzątał cały swój dom: był nawet odrobinkę zdziwiony, że na początku tak właśnie to wyglądało, jednak uznał, że teraz po prostu może to dopisać do listy swoich sukcesów i już prawie bez obaw zaprosić ją do siebie. Pozostawało jedynie dobre dobranie okazji.
    Weszli w końcu do środka, drzwi zamknęły się za nimi z trzaskiem. Casyan postanowił zabawić jedynie krótka chwilkę, żeby przypadkiem nie nadużywać jej gościnności i nie wyjść na większego natręta, niż był.
    - No więc tu są przygody Misia o Bardzo Małym Rozumku. Pomyślałem sobie, że będziesz miała ochotę poczytać w łóżku. – podał jej książkę jeszcze w korytarzu.

    [O matko. :D Starsze siostry są straszne.
    Zaraz pójdę robić pranie i od soboty do wtorku raczej mnie nie będzie: jadę na Coke’a.]

    OdpowiedzUsuń
  130. Tak, Casyan nie pamiętał, jaki jest dzień tygodnia, co miał dzisiaj omawiać na lekcjach, co ma kupić w sklepie, gdzie iść, żeby gdziekolwiek dojść, a jednak Puchatek zagrzał na dłużej miejsce w jego głowie, z czego był naprawdę zadowolony.
    Patrzył więc, jak Gabriela ogląda książkę z taką fascynacją i trochę go to bawiło: jej mina, taka pełna zainteresowania. Jakby to było naprawdę coś wielkiego. A przecież nie było. On tylko wypożyczył książkę.
    - Więc cieszę się, że jesteś z tego powodu zadowolona. Cieszę się, że też na to wpadłem: ogólnie, ta sytuacja dobrze świadczy i o tobie i o mnie. Jesteśmy nadzwyczaj porządnymi ludźmi. – zaśmiał się, jakby naprawdę tak o sobie myślał, a potem zagłębił się w korytarzu i bezceremonialnie wszedł do kuchni.
    - No, nie powiem, zachęciłaś mnie wszystkim, a najbardziej tym ciastem. Może w czymś mógłbym ci pomóc? – spytał, zdejmując z ramion kurtkę, którą wcześniej zarzucił na ramiona: jako wybitny znawca chmur (!) spodziewał się deszczu.

    OdpowiedzUsuń
  131. Otworzył więc lodówkę i wyjął babkę oblaną czekoladą. I pewnie z czymś w środku, tak mu się wydawało. W każdym razie, Casyan uznał, że jak na jego standardy, to właśnie zderzył się z maksymalnym osiągnięciem światowej kuchni.. Postawił ja na stole, ukroił kilka kawałków i przełożył je na talerz, zaś resztę wstawił z powrotem do lodówki.
    - Mam ochotę na kawę. Co prawda, jest już trochę późno, ale muszę jakoś nakarmić swoje ADHD. – uśmiechnął się wesoło i usiadł przy kuchennym stole.- Zresztą, tą lemoniada też bym się poczęstował, skoro sama robiłaś. – dodał po chwili zastanowienia i nalał sobie odrobinę do szklanki.
    Upił łyk i pokiwał z uznaniem głową, było naprawdę smaczne.
    - No, może znawcą nie jestem, ale ta lemoniada ci wyszła. – stwierdził, przyglądać się jak promienie zachodzącego już słońca igrają w blond kosmykach kobiety. Wyglądała w tym momencie niezwykle łagodnie i delikatnie; być może będzie to odrobinę kiczowate, ale Finowi skojarzyła się z jakąś istotą ze świata tych greckich boginek, o których tyle czytał. Tak, mitologia to było jego drugie życie. Uświadomiwszy sobie ten fakt, stwierdził, że zidiociał do reszty i przestał się na nią patrzeć, żeby się biedna czasem nie wystraszyła. Pewnie znowu jego oczy miały ten szczególny wyraz kwalifikujący go od zakładu psychiatrycznego. Ale takim spojrzeniem obdarzał wszystko, co go fascynowało.
    Potem Gabriela zaparzyła kawę i oboje przenieśli się wraz z nią i ciastem do salonu. Tam Casyan zajął miejsce na sofie naprzeciw Gabrieli.
    - Czy ktoś tutaj doglądał cię przez te dwa dni? – spytał nagle, opierając się wygodnie o miękkie obicie mebla.

    OdpowiedzUsuń
  132. - Może po prostu nikomu nie dałaś okazji, żeby mógł tego spróbować. Szkoda, pozbawiasz ludzi wielkich przyjemności. – uśmiechnął się i przeniósł swoje spojrzenie na kota, który mruczał zadowolony na jego kolanach. Doprawdy, zauważył, że kot to jedyne zwierzę, które nie żywi do niego uprzedzeń i od razu używa go jako swojego materaca. Tak właśnie robił Hector, kilka kotów znajomych i Pan Kot Gabrieli.
    On swoje ciasto pochłonął błyskawicznie: pewnie wyszedł teraz na jakieś niedożywione afrykańskie dziecko, które widzi pierwszy raz w życiu ten rodzaj jedzenia, ale już się nawet tym nie przejmował. Podobnie, jak blondynka nie potrafiła powoli pić, tak on musiał wszystko szybko zjadać.
    - Oczywiście, że będziesz dzwonić do mnie. Nie powiedziałem tego przecież tylko po to, żeby zapełnić sobie pauzę między kolejnymi oddechami, Gabrielo. – zgodził się i odłożył talerzyk na stół.
    Pan Kot zamruczał głośniej, bo Casyan podrapał go za uszami, po czym zaczął wbijać pazurki w jego spodnie, co już średnio mu się podobało, więc złapał go w połowie ciała i odsunął go na bok. Ale kot niezrażony ani odrobinę znowu się ułożył na jego nogach i znowu zaczął mruczeć i wbijać pazurki w odzież.
    - Masz naprawdę bezczelnego kota. On chyba wyrabia twoją normę. - zaśmiał się i uniósł go odrobinę. Tym razem Pan Kot zaczął miauczeć z wyrzutem, jakby to Casyan zachował się nieodpowiednio.

    OdpowiedzUsuń
  133. Parapetówka. Ludzie, którzy mogą na niej być.
    Casyana mocno zainteresowało, jakich znajomych ma Gabriela. Bo o ile on naprawdę miał ich bardzo różnych, ze skrajnymi charakterami, z różnych miejsc i pozycji społecznych, tak teraz jakoś wydawało mu się, że taka kobieta jak ona celuje w konkretny typ ludzi. I coś mu się wydawało, że ci ludzie nie byli zgrają wyszczerzonych, nieporadnych blondynów w stylu Casyana.
    Głupie rozmyślania; nie wiedział, czemu takie idiotyczne rzeczy przychodzą mu do głowy.
    - Nie zrobiłaś jeszcze parapetówki? Toż to straszne. Ja co prawda tez nie miałem, ale to ze względu na panie mieszkające w mojej kamienicy. Kiedy chcę kogoś zaprosić do domu, co rzadko robię, to musi to być osoba względnie spokojna. Większe grono w ogóle nie wchodzi w rachubę. A choć nie wynajmuje tego mieszkania, to i tak one nie chcą się przyzwyczaić, że jest moje. – wyjaśnił. O tak, wbrew pozorom imprezy w jego domu były czymś, co praktycznie nie istniało. Za to on sam chodził na nie bardzo chętnie.
    I nagle znowu naszedł go ten debilny rodzaj rozmyślań typowych przecież dla każdego faceta: że naprawdę nie miał by nic przeciwko, żeby Gabriela robiła z nim różne rzeczy. Wbijanie paznokci w jego ciało też by mogło ujść, nie był jakoś negatywnie nastawiony do tego typu zaba..
    - Dziękuję! To wszystko jest bardzo smaczne! – powiedział nieco głośniej, niż zamierzał, jakby chciał zagłuszyć tego potworka, który już się w nim chyba trochę z bardzo rozbrykał. Znowu pochłoną błyskawicznie to cisto i tym razem stanowczo złapał go i uniósł na wysokość swoich oczu. I wtedy coś mu zaczęło nie pasować.
    - Gabrielo, jak długo masz tego kota? – spytał ostrożnie.

    OdpowiedzUsuń
  134. Za śmiał się. Najwidoczniej oboje nie trafili dobrze, jeśli chodzi o sąsiadów, ale na dłuższą metę w jego przypadku nie było to aż takie uciążliwe.
    On nie miał w domu mebli z Ikei, ani w sumie żadnych specjalnie drogich też nie. Chociaż, kto wie. Były tak stare, że mogły już chyba uchodzić za antyki, a Casyan uważał, że niektóre z nich można nazwać stylowymi.
    - Powinni najpierw cię poznać, a potem dopiero obgadywać. Tak przynajmniej będą mogli się upewnić, że jesteś próżną snobka, która cały świat ma gdzieś. – zażartował i znowu odsunął od siebie kota. Pokręcił głową, mrużąc oczy, które teraz zwęziły się do dwóch cienkich szarych kreseczek.
    - Wiesz, nie jestem do końca pewien, ale z kotami dość dużo miałem do czynienia w swoim życiu i… - to mówiąc, podniósł się z kanapy i wziął kota stanowczo, mając zamiar kompletnie zignorować jego ewentualne protesty. Ale teraz chyba już dał za wygraną i już kompletnie znieruchomiał w jego dłoniach.
    Podszedł do niej i bezceremonialnie chwycił kota pod łapkami, bardzo blisko ciała, żeby nie uszkodzić go w jakiś znaczący sposób, a przynajmniej żeby znowu nie zaczął wyrażać dźwiękami swojej dezaprobaty, no i żeby nie mógł nikogo podrapać.
    - Coś mi się wydaje, że „Pan Kot” to trochę nietrafione imię dla tego zwierzaka – uśmiechnął się – Być może to powinna być Pani Kotka.- to mówiąc, pokazał jej zwierzę z przodu, a potem położył je na oparciu fotela, tuż obok drobnej dłoni Gabrieli.

    OdpowiedzUsuń
  135. U Casyana aż tak źle nie było. Mu panie z kamienicy „dzień dobry” odpowiadały, choć czyniły to z pewnym wahaniem, jakby się zastanawiały, czy właśnie tego dnia pan Korhonen sobie na to zasłużył.
    Słysząc śmiech Gabrieli on sam tylko wygiął lekko wargi. Ten dźwięk ostatnio był jednym z najprzyjemniejszych, jakie mógł usłyszeć. Być może nie miała wielkiej konkurencji w na przykład zrzędzących nieustannie sąsiadkach, ale był święcie przekonany o tym, że parę innych źródeł mogłaby przebić.
    - Widzisz, twoja ignorancja w tym temacie mogłaby w sumie tłumaczyć jej nieposłuszeństwo i samowolkę. Chociaż myślę, że to by i tak niewiele zmieniało. Koty tak mają. To jest właśnie w nich najlepsze.- skwitował tylko i jakoś automatycznie usiadł na podłodze, opierając brodę o bok fotela i głaszcząc kotkę na jej kolanach.
    - Pan Kot….- wymruczał do siebie, całkiem dobrze naśladując przy tym zwierzątko, które chyba zasnęło już na dobre, nie wydając już żadnego innego dźwięku. Pewnie była zmęczona tą wiekopomną chwilą.
    Podniósł się odrobinę niechętnie i powrócił na sofę, dopijając swoja kawę do końca. Nie pogwałconą ani mlekiem, ani cukrem.
    - Myślę, że mogła czuć się smutna. – kiwnął głowę w stronę kotki – To było prawie małe zatracenie własnej tożsamości. Masz rację, to naprawdę wielkie szczęście, że w końcu o tym wiesz. Teraz będziesz miała z kim plotkować, malować paznokcie i tak dalej.

    OdpowiedzUsuń
  136. - Jestem pewny, że twoja kotka przyjmie to z wielkim entuzjazmem. – pokiwał tylko głową i znowu zaczął się w nią intensywnie wpatrywać. Tym razem robił to całkowicie świadomie, próbując pozbyć się ze swojego wzroku tego elementu jakiegoś maniaka.
    A jeśli chodzi o wstawanie którąś z nóg, to Casyan nie bardzo się orientował. Wstyd przyznać, ale tak szalenie męska cecha jak rozróżnianie kierunków nie wychodziła mu wcale. Może i to było pewne utrudnienie, ale Casyan także po damsku w ogóle nie bał się spytać, gdzie jest i gdzie ma pójść. A przecież gubił się stosunkowo często, za każdym razem znosząc to z uśmiechem na twarzy i pewnością, ze kiedyś ktoś go ukradnie, a PN się nawet nie zorientuje.
    Poza tym, na ewentualnego napastnika miał tajna broń w postaci swojego gadulstwa, a gdyby i to nie pomogło, to można poratować się od biedy tym boksem, choć Casyan przemocy nie lubił i okoliczności, w której musiał ja stosować, unikał jak ognia. No, może poza tym, ze nocami grasował po mieście, żeby chronić niewinnych.
    - Gabrielo, robisz coś interesującego w przyszłym tygodniu? Bo tak sobie pomyślałem, ze skoro ja znam rozkład pomieszczeń w twoim mieszkaniu, to w sumie mogłabyś poznać także mój. No wiesz, w celach badawczo-orientacyjnych. Znowu edukacja, jak widzisz. – uśmiechnął się, licząc po cichu na to, ze się zgodzi.
    I znów ta edukacja.
    Jak w przypadku meduz i ślimaków.

    OdpowiedzUsuń
  137. - Wspaniale! – stwierdził może nazbyt entuzjastycznie. Obawiał się teraz, że Gabriela faktycznie weźmie go za psychoza, który tylko marzył, żeby zaciągnąć ją do domu, a potem przeprowadzać na niej eksperymenty. Ale szybko się zreflektował, upijając łyk z kubka, w którym już nic przecież nie było. W tym momencie był w stanie wycisnąć tę kawę nawet z porcelitu, czy innego tworzywa, z którego ten kubek był zrobiony.
    - Nie musisz niczego piec. Czułbym się głupio, gdybym cię zapraszał, a w dodatku oczekiwał, że przyniesiesz coś do jedzenia ze sobą. – powiedział szybko. Oczywiście c h c i a ł, żeby coś upiekła, ale jednocześnie za wszelka cenę chciał okazać się dobrym gospodarzem; tak samo dobrym jak ona. W końcu jego mieszkanie nie było aż tak ładne, jak jej, żeby zatrzeć jakieś niemiłe wrażenie. Nie, żeby Gabriela musiała.
    - W takim razie dogadamy się jeszcze co do dnia i godziny, dobrze? – spytał z nadzieją w głosie. W końcu chciał mieć pretekst, żeby zadzwonić jeszcze przed ich spotkaniem. Gdyby przypadkiem ona znowu nie chciała się narzucać.
    Ogólnie Casyan miał słabość do osób nieśmiałych i delikatnych; kiedyś nawet stwierdził, że kobieta podoba mu się najbardziej, kiedy jest słaba i kompletnie bezbronna. Ona oczywiście taką nie była, ale czasem zauważał u niej wyraz twarzy i zachowanie zupełnie pasujące do małej dziewczynki, naturalnie, nie w negatywnym znaczeniu tego słowa. Broń Boże, nie uważał, żeby była niedojrzała!
    Potem przypomniał sobie, ze miał być tutaj tylko przez chwilę i nagle poderwał się z sofy, jakby sobie coś przypomniał.
    - Chyba będę już musiał iść. Dziękuję za kawę, ciasto i lemoniadę. I za miłe towarzystwo. Za to ostatnie dziękuję najbardziej. – uśmiechnął się – Przecież przyszedłem tutaj tylko po to, żeby dać ci tę książkę. – skłamał.

    [Ja wiem, wiem. Z tego Casyana jest taka panienka, że szkoda gadać. :D]

    OdpowiedzUsuń
  138. Miał już odpowiedzieć, że robi to bardzo niechętnie, ale czeka na niego całkiem dużo pracy i szkoła, i w ogóle…
    Ale wszystkie myśli, które nawet nie zdążyły się uformować w słowa w jednej chwili uciekły mu z głowy, pozostawiając dziwne a jednocześnie bardzo przyjemne uczucie kompletnej pustki. Mechanicznie wręcz wplótł palce w jej włosy i wsunął język w jej usta, pieszcząc chwilę podniebienie i wdychając zachłannie zapach jej skóry, a potem odsunął się z wolna. Nadal czuł ciepły oddech na swojej twarzy i wpatrywał się w otwierające się oczy Gabrieli.
    - No, to do zobaczenia - stwierdził w końcu i sięgnął znowu do klamki. Tak naprawdę, przed sekundą pomyślał, że powinien ją za to przeprosić i obiecać poprawę, ale chyba ocierałoby się to już nie o uprzejmość i kulturę, ale o zwykłą głupotę. Tym bardziej, że agentka Hernandez wyglądała na zadowoloną.
    I uznał, że w sumie nic więcej nie powie, a nawet nie powinien tego robić, bo znając Casyana zniszczyłby wszystko, co się tylko da przez swój małpi rozum.

    OdpowiedzUsuń
  139. [ No, teraz chyba Twoja kolej. :) ]

    OdpowiedzUsuń
  140. A Casyan tego wieczora… cóż, przeszedł gruntowną transformacje zostając emerytem i na pół drzemiąc rozwiązywał krzyżówki. Już dawno nie miał tak spokojnego wieczoru, pomijając fakt, że po kilkunastu latach przypomniał obie, jak krzyżówki wyglądają. Ambitnie wziął sobie tę oznaczoną najwyższym z poziomów i uzupełniwszy zaledwie połowę stwierdził, że intelektualnie mocno się zaniedbał i nie pozostaje mu nic innego, jak poszukać wygodniej jaskini i kilku krzemieni do rozpalenia ogniska.
    Akurat wtedy w jego mieszkaniu rozbrzmiał dźwięk telefonu: spodziewał się, że któryś z jego kolegów zechce wyciągnąć go na piwo, albo do klubu. Ale mylił się. Słysząc w słuchawce głos Gabrieli, automatycznie pozbył się lekkiej senności, która zdążyła do ogarnąć po całym szalonym dniu.
    - Miło, że dzwonisz.

    [:)]

    OdpowiedzUsuń
  141. - Och Gabrielo, chyba dzwonisz nie w porę. Mam mnóstwo zajęć, nie starcza mi czasu na złapanie oddechu, a co dopiero na jakieś spotkania. – napawał się chwilę tą straszna cisza po drugiej stronie, świadczącą o tym, że agentka Hernandez kompletnie nie ma pojęcia, co powiedzieć. – Żartowałem. Nie chciałem tylko zdradzić ci, jak żałośnie spędzam swój wolny czas. To naprawdę godne litości. – wyjaśnił, układając się wygodniej na sofie. Szczekanie w słuchawce odstraszyło Hektora, który wcześniej ułożony na jego kolanach zmienił miejsce na zaciszny kąt w drugim końcu pokoju, oznajmiając swoje niezadowolenie głośnym miauknięciem.
    - Jak rozumiem, mam wpaść do ciebie i cię gdzieś zabrać, tak? Powiedz mi tylko, ile czasu potrzebujesz na zebranie i już jestem. – gadał dalej do słuchawki – chyba, że chcesz powiędnąć do jutra. Lub nawet dłużej. Nie ma problemu, wtedy też się mogę dostosować. Ale mam nadzieję i wybacz mi to, ze zdążyłaś porządnie się już zasuszyć i dłużej tego nie zniesiesz. Więc?

    OdpowiedzUsuń
  142. Natychmiast zszedł ze sofy i jedną ręką zdarł z siebie koszulkę. Był zdziwiony, że potrafi robić takie rzeczy bez przewracania się, z przekładaniem telefonu. Wyciągnął z szafy koszulę i zapinany szary sweter. Potem wyplątał się ze spodni, nawet całkiem zgrabnie trzeba przyznać i zmienił je na jakieś mniej domowe.
    - Ja jestem gotowy już teraz. Może pójdziemy na spacer, co? Już nie jest tak gorąco. – zaproponował – Wiem, wiem, może to nie jest mojej szczyt pomysłowości, a ni nic, co mogłoby zadowolić wybredne gusta, jednak liczę na to, że masz ochotę. Ewentualnie możemy przemyśleć jeszcze jakąś inna opcję, jeśli bardzo ci się nie będzie podobało.
    Przy okazji złapał grzebień i uporządkował nieład na swojej głowie i zrobił jeszcze masę rzeczy ze swoim wyglądem; wszystko w czasie trwania tej jednej rozmowy. W końcu naprawdę był gotowy i zajęło mu to tak mało czasu, że znowu miał niesamowicie dobry humor. Ostatnio pobił naprawdę wiele miłych rekordów w swoim życiu i cieszył się niezmiernie z tego powodu.

    OdpowiedzUsuń
  143. Odłożył słuchawkę i zajął się wiązaniem butów. Potem wpakował do kieszeni dokumenty, klucze i telefon; zapiął sweter i stwierdził, że już może wyjść. I kiedy zamykał drzwi, przypomniało mu się, że nie nakarmił kota, toteż szybko nasypał mu suchej karmy, nalał wody i uznał, że jakoś te czas bez niego będzie musiał przeżyć.
    Trasę do domu Gabrieli pokonał raźnym krokiem: nie chciał po prostu biec jak jakiś ostatni idiota, a powolne odmierzanie tej odległości kompletnie nie wchodziło w grę.
    I faktycznie, po kilkunastu minutach pojawił się przed jej kamienicą. Pokonał wielkimi susami schody i dopadł w końcu wejścia do mieszkania Gabrieli.
    - Dobry wieczór. – przywitał się, kiedy pojawiła się na progu – Pięknie wyglądasz. - dodał jeszcze, lustrując spojrzeniem całą jej sylwetkę. Szybko jednak przestał, przypominając sobie, że to mogłoby.. w sumie, dużo by mogło. A przecież obiecał się pilnować; w końcu lepiej zapobiegać, niż leczyć.

    OdpowiedzUsuń
  144. [Kurde, przepraszam, ona przecież czekała na niego przed kamienicą... ]

    OdpowiedzUsuń
  145. Torbę z rogalikami obrzucił szybkim spojrzeniem: nie chciał się rzucać na nie od razu, co było dość trudne zważywszy na to, że przez ułamek sekundy mógł czuć ich zapał wydostający się z torebki.
    - Więc jednak upiekłaś. - uśmiechnął się, a potem tylko zrobił dziwny grymas w odpowiedzi na komplement Gabrieli – jestem pewien, że będą przepyszne. Zresztą, jak już wiesz, nie jestem zbyt wymagający. Naturalnie, nie ubliżając twoim kulinarnym zdolnościom. – dodał szybko i gestem wskazał jej najbliższy zakręt, tuż za murami jej kamienicy.
    – Pomyślałem sobie, że może miałabyś ochotę zobaczyć teatr uliczny. Udało mi się dowiedzieć, że kawałek stąd rozłożyła się trupa. Okej, nie będę ukrywał, dość spory kawałek…- tu spojrzał z wahaniem na jej jasne szpilki – No, w każdym razie liczę na to, że lubisz takie rzeczy. Wyglądasz na osobę, która teatr lubi. Ale myślę też, że raczej preferujesz te ogromne budynki wypełnione po brzegi samymi sławami, także jeśli nie masz ochoty, to mów. Wymyślimy coś innego. – znowu trajkotał odrobinę zdenerwowany, że faktycznie może się to jej nie spodobać.

    [Dzień dobry, tak w ogóle :)]

    OdpowiedzUsuń
  146. [Nie, spoko. Ja też latam jak durna, co prawda po domu, bo robię pakowanko :D]

    Ucieszył się, że jednak demonstracyjnie nie zwróciła do swojego mieszkania. Pewnie nawet gdyby jej się nie podobało, to by tego nie okazała, ale nawet taka wizja przez kilka chwil gościła w jego umyślę.
    - Świetnie. – pokiwał głową - W takim razie, zanim dotrzemy na spektakl, a musze cię uprzedzić, że nie mam pojęcia, co też takiego zobaczymy, czeka nas całkiem długi spacer. Tak jak było umówione. – uśmiechnął się i otulił szczelniej swetrem: zaczęło dość mocno wiać, co sprawiło, że zrobiło się chłodno, nawet po tak gorącym dniu, który właśnie dobiegał końca; niebo barwiły ostatnie pomarańczowo złociste promienie słońca, które już od kilku dłuższych chwil było schowane za horyzontem
    - A skoro idziemy do teatru, to chociaż jest uliczny, wypada, żebym zachowywał się jak dżentelmen. – zauważył i podał jej swoje ramię, żeby Gabriela mogła swobodnie go złapać. Co jak co, ale skoro oboje tak wytwornie wyglądają, to jakieś zasady obowiązują. Zaśmiał się w duchu.

    OdpowiedzUsuń
  147. - Tak, samotność w końcu naprawdę może się znudzić. Nawet osobom, które do niej przywykły i są święcie przekonane, że czują się w niej dobrze. Samotność wyzwala ciszę, a cisza jest najgorsza. – powiedział.
    Nie chodziło mu oczywiście o ciszę w dosłownym znaczeniu tego słowa, ale był przekonany, że Gabriela doskonale rozumie, co chce jej powiedzieć.
    - Pewnie nie wyglądam, ale kiedyś byłem typem człowieka, który unikał ludzi jak ognia, a wszelkie kontakty z nimi traktował jako zło konieczne. To była prawie choroba. A w dzisiejszych czasach wydaje mi się, że to właśnie ona zabija najwięcej ludzi. Bo śmierć wnętrza, któremu nie są dostarczane żadne bodźce z zewnątrz jest najgorsza. Tak myślę. – stwierdził, a po chwili zaśmiał się- Przepraszam, znowu opowiadam jakieś niestworzone rzeczy. Chyba po prostu nie potrafię inaczej. – dodał, chwytając blondynkę nieco pewniej.
    Był zdziwiony, podobno Nowy Jork nigdy nie zasypia. A tu pustki.
    Chociaż w sumie w jego okolicy było podobnie: cóż się dziwić, skoro wokół sami emeryci.

    [Jesteś godna najwyższej nagany :D]

    OdpowiedzUsuń
  148. Cóż, on miał dokładnie tak samo po śmierci Victora, gwoli ścisłości swojego eks, który miał nieszczęście, lub tez nie zejść z tego świata znacznie szybciej niż zamierzał. Ale nie chciał o tym mówić, ani nawet wspominać. To by mogło całkowicie zepsuć nastrój, zwłaszcza, że Casyan jak już coś zaczynał, to potrafił grzebać się w tym w nieskończoność. To nie było potrzebne.
    Pokiwał głową jedynie na znak, że doskonale ją rozumie.
    - Podobno to częsty odruch, kiedy kogoś tracimy. Człowiek dąży do zapełnienia sobie wszystkich luk w swoim życiu, a kiedy jeden ze stałych elementów determinujących właściwie nasze jestestwo nagle znika, to cała konstrukcja psychiczna może ulec zawaleniu. Nie można przetrwać będąc niepełnym. Bo tak naprawdę tworzą nas ludzie, nie my sami. Szkoda, że tak mało osób to rozumie….
    Tak, to znowu był ukłon w stronę niezależności, samowystarczalności i tych wszystkich innych wartości, do których ludzie pędzą jak szaleni nie znając w ogóle ich znaczenia. Bo to po prostu stało się modne.
    Casyan moda pogardzał: okej, nie dotyczyło to jego wyglądu, bo lubił czuć się dobrze, ale niekoniecznie jako kopista haseł rzucanych to tu, to tam.
    - Ale myślę, że braki zmuszają nas w pewnym sensie do aktywności i dzięki temu w jakiś sposób możemy się rozwinąć. Oczywiście, jeśli jesteśmy w stanie pogodzić się z nową sytuacją.

    OdpowiedzUsuń
  149. Coś mu się wydawało, że w tamtej chwili Gabriela trochę mu opowiedziała o sobie. Zadziwiającym było, że od czasu, kiedy się poznali (chociaż było to tak niedawno) głównie to on opowiadał o swoim życiu i tak dalej. O niej tylko tyle wiedział, ze lubi Kubusia Puchatka, że słodzi kawę, że potrafi i lubi gotować, że małą winnicę, że jest skłonna… a jednak nie było wcale tak mało, jak sobie myślał. Twierdził jednak nadal, że Gabriela jest postacią niezwykle tajemniczą i o ile z osobami skrytymi miał wiele w życiu do czynienia, tak jej zachowanie było jakby nieco inne. Mniej oczywiste i przewidywalne…
    - Oczywiście. Jednym z podstawowych dążeń człowieka jest bezpieczeństwo. Trzeba być chorym, żeby porywać się na jakiś masochizm. Lepiej się nie wychylać, nie angażować i tak dalej, bo wtedy unikniemy zranienia. Pozostaje tylko pytanie, czy całe życie warto się bać i przegapić praktycznie wszystko tylko z powodu obaw, które mogą być zupełnie irracjonalne. Szkoda chyba czasu na takie myślenie i postępowanie, przecież jakby nie patrzeć, tutaj nie będziemy istnieć wiecznie. – uśmiechnął się – Wielu osobom po prostu brakuje odwagi, by pozwolić sobie na szczęście. A przecież to nasze najwyższe prawo.

    OdpowiedzUsuń
  150. Wydało mu się teraz, że chyba nie powinien tyle gadać. Nie wiedział, która część jego wypowiedzi mogła ją urazić, ale najwidoczniej to musiało się stać, bo mina trochę się jej zmieniła. Cóż, możliwym było także, że zauważył po prostu coś niewłaściwego i wzięła to za bardzo do siebie…
    Chyba nie powinien o tym myśleć, tym bardziej, że większego sensu w tym analizowaniu nie było.
    - Tak, podwieczorek to doskonały pomysł. – zgodził się i rozwinął torbę z rogalikami, żeby Gabriela mogła się poczęstować.
    Ugryzł kawałek i pokiwał głową z uznaniem
    - Tak, te rogaliki są nawet lepsze, niż to pyszne cisto, które u ciebie jadłem. Już dawno nie czułem się tak rozpieszczany, a przynajmniej nigdy nie jadłem z taką częstotliwością tylu dobrych rzeczy. – pochwalił ją, cięgle trzymając torebkę – Zbiera mi się spory dług. Tylko nie wiem, czy dobrym pomysłem będzie coś ugotować. To by mogło naprawdę źle się skończyć. – uśmiechnął się i wyjął kolejnego rogalika na potwierdzenie własnych słów.
    Na ulicy zaczęły zapalać się na razie pojedyncze neony i latarnie: ludzi też się zrobiło jakoś więcej. Teraz już ich rozmowa nie wydawała się aż tak głośna, jak jeszcze kilka chwil temu.

    OdpowiedzUsuń
  151. - Gordona Ramsaya prawie się boję. Prawie, bo nie potrafi wyjść z telewizora. W innym przypadku chyba bym umarł. - zaśmiał się. Tak naprawdę nie przychodziło mu w ogóle do głowy, kim musiałby być człowiek, żeby Casyan musiał się go bać. Ale facet, który bezustannie wydziera się na ludzi i to często bez konkretnego powodu… cóż, mógłby być trudnym partnerem do rozmowy. Czy do jakichkolwiek innych relacji.
    Ośmiorniczki. Ojej. To miało być jednorazowe danie, które udało mu się akurat najszybciej wymyślić. Ale nie powiedział już nic na ten temat: przekrojone parówki chyba nie były super skomplikowanym przepisem.
    Potem zauważył, że Gabriela jakoś skurczyła się w sobie, a na domiar złego ociera sobie oczy, jakby właśnie płakała.
    Zatrzymał się gwałtownie, zastanawiając się, czy czegoś przypadkiem nie przeoczył: to było w jego mniemaniu bardzo prawdopodobne zważywszy na sposób bycia i zachowanie. Ale dość szybko zorientował się, o co naprawdę chodzi i dzięki temu obydwoje uniknęli tych niezręcznych pytań: czy coś się stało? Dlaczego płaczesz?
    Zamiast tego, ściągnął z siebie sweter i potarł ramiona, żeby trochę poprawić krążenie.
    - Masz, zabierz sobie. Nie byłoby dobrze, gdybyś znowu zachorowała. – powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu i potrzymał sweter tak, by mogła się w niego ubrać.

    OdpowiedzUsuń
  152. - Po ostatnim razie śmiałbym zauważyć, że okazało się, że to ja jestem bardziej odporny. – powiedział z nieukrywaną dumą – Nie wiesz dalej, gdzie mieszkam, ponieważ jeszcze cię tam nie zaprowadziłem. Ale pomyślałem sobie, że jak już znudzi ci się oglądanie aktorów poprzebieranych w dziwaczne stroje i wykrzykujących do siebie nawzajem różne kwestie, to możemy się przejść do mnie. Albo wrócić taksówką, czy czymś. Jeśli będziesz już zbyt zmęczona. – i w tej chwili pomyślał, jak to w ogóle musi brzmieć: przecież Gabriela przyzwyczajona była do dużo wyższych standardów, a on proponuje jej taksówkę. Dobrze, że chociaż nie wyskoczył z autobusem, czy metrem, ale nagle bardzo zaczął mu przeszkadzać fakt, że sam nie ma jakiegoś porządnego samochodu. Wtedy mógłby się wozić do woli. I ją przy okazji tez.
    - Daj mi się poczuć niesamowicie męskim, zrezygnuj na chwilę ze swojej samowystarczalności i ubierz go. – zachęcił ją, ciągle się śmiejąc z tego, co właściwi mówi i myśli – No dalej…- zamachał jej swetrem [cwetrem, ofc. Rozbawiłaś mnie :D] przed twarzą – Nie mogę wykazać się na razie niczym bardziej rycerskim, Gabrielo Herbu Leśnej Pieczarki.

    OdpowiedzUsuń
  153. Kiedy Gabriela powiedziała „zaprawdę, powiadam ci” Casyanowi nic innego nie przyszło do głowy, jak „jeszcze dziś ze mną będziesz w raju.” Nie, żeby to były jedne z ostatnich słów Chrystusa przed śmiercią; patrząc z bardziej świeckiej perspektywy w jego głowie ta myśl miała nieco bardziej frywolny charakter, ale to chyba była tylko i wyłącznie kwestia tego, że jednak był tym facetem. I myślał jak facet, chociaż czasem wydawało mu się, że niewiele różni go od zwykłej świni. Poza tym, pocieszał się zawsze, że niektóre kobiety są takie same, a być może Nawet gorsze, tylko one jakoś lepiej się z tym kryją. Nie mniej jednak, starał się i to bardzo.
    - No widzisz. To nie było takie trudne, prawda? – powiedział tonem, jaki zwykle kieruje się w stosunku do małych dzieci, ale był to rewanż za tę cierpiętniczą minę, jaka przed chwilą zrobiła. Ale tym razem to on zachował się dziecinnie, próbując przeciągnąć to ubieranie swetra jak tylko się dało. Udał, że na przykład zaczepił paznokciem o jakąś nitkę i teraz nie może się wyswobodzić. Kiedy zdał sobie sprawę, jak bardzo jest to żenujące, w końcu zrezygnował ze swoich poczynań i skręcił w boczną uliczkę. Stąd zostało jeszcze jakieś dziesięć minut drogi.
    Ciekaw był, czy bolą ją nogi od takich butów. Nie skrzywiła się ani razu, więc może jednak nie, ale Casyan nie potrafił uwierzyć, że można trzymać stopę prawie pionowo i chodzić tak dłużej, niż dwie minuty nie narażając się na jakieś uszczerbki na zdrowiu.
    - Okej, teraz prawda się wydała. Tak naprawdę nie mam ogrodu. – stwierdził jakby z pewnym oporem, grając dramatycznie pauzą. – to jest kilka doniczek i tylko ja nazywam o ogrodem. To był tylko chwyt, żebym mógł cię do siebie zwabić. – spróbował jeszcze bardziej obniżyć sobie głos i powstrzymać to nieznośne drganie kącików ust.

    OdpowiedzUsuń
  154. [Przepraszam, ale musiałam wyjść na pilne zakupy. ^ ^ Jeszcze czeka mnie małe prasowanko.]


    - Hah, jestem genialny, doprawdy! – uniósł ręce w geście zwycięstwa i popatrzył na nią z triumfującym uśmiechem – Wybrałem doskonałą chwile, teraz po prostu głupio jest ci się wycofać i mój cel został osiągnięty.
    I jeszcze długo rozpływałby się nad swoją cudownością, gdyby na horyzoncie nie pojawił się park. To właśnie tam miał być wystawiany spektakl i Casyan był niesamowicie szczęśliwy, że jednak udało mu się ich tutaj doprowadzić, bez narażenia się na całonocne błąkanie po mieście.
    - Zobacz, Gabrielo. Właśnie tam doświadczymy sztuki. Nie ma co, super trafiłaś! Dbam o twój rozwój intelektualny, teraz duchowy, a wcześniej nawet w pewnym sensie fizyczny i zdrowotny! – puścił jej oczko i pewniejszym krokiem podążał już w stronę błyskających świateł zupełnie innych od neonów, które raz po raz ich oślepiały.
    Może był też zdecydowany dlatego, że naprawdę było mu zimno, co oczywiście twardo ukrywał. Jakby co, to miał w zanadrzu odpowiedź, że w Finlandii nie takie mrozy przeżywał i ogólnie czuje się tutaj jak w tropikach. Nie wiedział, okej, wątpił, że ona mu uwierzy, ale był gotów spróbować.
    W końcu przeszli na drugą stronę ulicy mijając pierwsze parkowe drzewa: w oddali gromadził się już mały tłumek ludzi zwiastujący, że mają jeszcze szansę coś zobaczyć.

    OdpowiedzUsuń
  155. [To już mój ostatni wpis tutaj, zaraz idę spać, bo muszę szybko wstać. Życzę Ci udanego weekendu i w ogóle trzymaj się :)]

    OdpowiedzUsuń
  156. [GRATULACJE! :D Wiedziałam, że się uda. Ja dopiero w sumie teraz dokopałam się do komputera, także życzyć Ci udanej zabawy weselnej nie zdążę. Poza tym, wszystko mnie boli po tym festiwalu, ale było warto! :D]

    Zaśmiał się, dając się jej ciągnąć przez ulicę.
    - Jak to: za bardzo? Powinienem teraz spytać, czy zawsze o siebie musiałaś sama się troszczyć, żeby teraz uważać, że ktoś robi to „za bardzo”. Nie ma czegoś takiego: albo ktoś o ciebie dba, albo nie. – złapał poły swetra, rezygnując już z powiedzenia jej, że nie powinna była tego robić: oddawać go mu, kiedy było naprawdę zimno.
    Teraz znajdowali się na skraju wielkiego parku, oświetlonego przez uliczne latarnie i kilka papierowych lampek zawieszonych w koronach. Faktycznej sceny jako tako nie było: była za to drewniani płyta, na której stało kilka postaci obleczonych w ciasne czarne kombinezony, zakrywające każdą część ich ciała, nawet twarz. Wokół płyty stała już mała grupka ludzi, zawzięcie między sobą szepczących, jakby stali tu od dłuższej chwili w oczekiwaniu na początek występu.
    Casyan przysunął się bliżej agentki Hernandez i popatrzył w bok, odnajdując tam niską drewnianą ławkę, niezajętą w sumie przez nikogo.
    - Chodź, tam będziemy mieć dobry widok. – wskazał Gabrieli podbródkiem miejsce z jednej strony zasłonięte przez spory kwitnący krzew, który roztaczał wokół ciężki, słodki aromat, w pewien sposób nawet przyjemnie uderzający do głowy.
    Chwilę później, aktorzy rozeszli się wśród publiczności: każdy z nich trzymał własną latarenkę na długim uchwycie, które kołysały się lekko na wieczornym wietrze.

    OdpowiedzUsuń
  157. [Cieszę się, ze zabawa Ci się udała i jeszcze raz gratuluje wyjazdu- kurczę, miałaś nieprawdopodobne szczęście, że Cię wylosowali! Miło po tych kilku dniach widzieć Twoje literki ]

    Nie chciał pytać o matkę Gabrieli; sam wyznawał zasadę, że niezbyt dobrze jest w ogóle mówić cokolwiek zmarłych, bo to zwykle przywołuje mnóstwo wspomnień; często bardzo bolesnych, na czele ze świadomością, że tej osoby już nie ma z nami. Nie skomentował więc jej słów w tym temacie, a zamiast tego objął jej wąską talię, żeby przypadkiem sobie krzywdy w tych niebotycznych obcasach nie zrobiła, stając na nieco krzywych deseczkach ławki. Oczywiście, nawet sam przed sobą nie potrafił skłamać, że zrobił to TYLKO I WYŁĄCZNIE dlatego, ale w sumie ten fakt nie przeszkadzał mu tak bardzo.
    Aktorzy tymczasem zaczęli odgrywać swoje role: chyba akurat trafili na pantomimę, bo dialogów nie było żadnych; tylko gesty i pojedyncze dźwięki odsłaniające powoli przed nimi sens i przesłanie spektaklu.
    - Myślę, że przynajmniej zimno nie szczypie ich w policzki, tak jak ciebie. – uśmiechnął się, dostrzegając w słabym świetle delikatne plamy czerwieni na jej drobnej twarzy – Powinienem znowu zmusić cię, żebyś założyła mój sweter, ale pewnie walczyłabyś jak lwica. A szkoda zmarnować energię; można ja przecież później wykorzystać w dużo przyjemniejszy sposób. – dopiero po krótkiej chwili zdał sobie sprawę, jak to mogło zabrzmieć. Zaśmiał się więc nerwowo i odgarnął włosy z czoła – Na przykład spacer. Czeka nas jeszcze jeden.

    OdpowiedzUsuń
  158. Drgnął, słysząc jej słowa i zerkną ostrożnie na jej twarz opartą o jego ramię. I stwierdził, że nie będzie nic już więcej mówił, jeśli chodzi o te kwestie, bo po prostu reakcja Gabrieli mogłaby… cóż, mogłaby być… właściwie nie wiedział, jaka mogłaby być, choć miał wielka nadzieję na jej szczególny typ, w którego detale nie powinien się zagłębiać. Powrócił więc wzorkiem do oglądania spektaklu, ale już nie bardzo przywiązywał wagę do tego, co się dzieje przed jego oczami. Jego myśli już pobiegły całkiem odmiennym torem, a co gorsza, zupełnie nie zatrzymywane przez nikogo pędziły coraz szybciej i szybciej zamieniając się w bardzo, ale to bardzo rzeczywiste obrazy.
    I tak w milczeniu upłynęło im całe, czterdziestominutowe przedstawienie. Casyan czuł się zwykle skrępowany taką ciszą ale nie w tym przypadku; teraz po prostu było mu dobrze ze świadomością obecności Gabrieli, której chłodne ręce nieco ziębiły go przez materiał swetra, a policzek wciąż dotykał jego ramienia.
    Pomógł jej zejść z ławeczki i podszedł bliżej drewnianej płyty, wrzucając kilka banknotów do skrzyneczki, specjalnie przeznaczonej na ten cel. Tym gestem zaskarbił sobie uroczy uśmiech pewnej aktorki, która nareszcie wyswobodziła się ze swojego kombinezonu – chyba nie do końca zdawał sobie sprawę, że do końca miesiąca będzie musiał naprawdę oszczędzać.
    - Teraz zaprowadzę cię do mojej nory. Do moich wścibskich sąsiadek, bałaganu i w ogóle do centrum nędzy i rozpaczy. Mam nadzieję, ze będziesz czuła się jak u siebie. – zaśmiał się i przyciągnął ją mocnej do siebie, kierując się przy okazji w głąb parku.

    OdpowiedzUsuń
  159. Zaczął się śmiać.
    - Gabrielo, to będzie bardzo niegrzeczne pytanie, ale czy podobnie jak ja jesteś może wampirem? Bo wyglądasz bardzo młodo, ale użycie słowa „czadowo” wskazywałoby, że swój nastoletni okres przebiegał gdzieś w połowie lat siedemdziesiątych. – wyszczerzył się w całkiem bezczelny sposób, jeśli nie brać pod uwagę okoliczności – I to zeszłego wieku. – dodał po chwili, próbując pogorszyć jeszcze ten wniosek, który i tak do optymistycznych nie należał. Chociaż, kto wie, może bycie wampirem było przyjemne? Zresztą, co on się nad tym zastanawiał, skoro sam nim był! Bycie wampirem więc miało swoje plusy i minusy, blaski i cienie, dobre i złe… ee… no, w każdym razie dychotomia takiego stanu rzeczy mocno rzucała się w oczy, a przynajmniej Casyan tak sądził.
    - Ludzie rzadko mnie odwiedzają. To z pewnością przez moje sąsiadki, które śpią przez większość dnia, i za każdym razem, kiedy je obudzę grożą mi procesem, eksmisją i tak dalej. Być może powinienem sobie na drzwiach wywiesić tabliczkę „NORA CZADOWEGO CASYANA KORHONENA” i ktoś mimo tych wszystkich niesprzyjających okoliczności jednak by się skusił na bardziej regularne wizyty? Jak widać, twój zamierzchły język mnie inspiruje. – puścił jej oczko, zwalniając odrobinę kroku, bo wydało mu się, ze szybki rytm wystukiwany obcasami nie bardzo służy Gabrieli. A przecież mieli mnóstwo czasu; nigdzie nie trzeba było się spieszyć.

    OdpowiedzUsuń
  160. [Jezuuu, ale przyspałam! PRZEPRASZAM!
    Pracujesz? To świetnie :D A zarabiasz na coś konkretnego, czy po prostu nudzi Ci się w domciu? Bo widzę, że Ty mi tu o jakichś luksusach mówisz! :D Trzy gwiazdki, a za chwilę cztery… dzięki Tobie, no łał!]

    ”Czadowo” w głowie Casyana dalej jednak pozostawało archaizmem, mimo że został nawet swego rodzaju cielesną karę za zauważenie tego faktu. Nie wolno uginać się przed władzą, jakakolwiek by ona nie była…! Czy tam coś.
    - No ty się lepiej tak nie rozpędzaj.- zaśmiał się – Jeszcze nie widziałaś tych warunków, a już chce wejściówkę, jaka mądra, patrzcie ją! Potem dostaniesz, nie spodoba ci się i co? Mój jedyny VIP nie będzie mnie odwiedzał! Czy ty w ogóle nad tym pomyślałaś, Gabrielo!?- dodał z udawanym dramatyzmem, jakby to naprawdę mogło być coś strasznego.
    Chociaż sam przed sobą musiał przyznać, że gdyby jednak to była taka jednorazowa wizyta, to mógłby być rozczarowany. Nawet bardzo. Żeby tylko nie nazwać tego innym określeniem, zbyt dosadnym; takim, którego na razie trochę się jeszcze bał.
    Poprowadził ją w stronę najbliższego zakrętu; zdążyli już opuścić park, a wkroczyć znowu do tej części miasta, gdzie ludzi było jakby mniej. Co by nie mówić: mężczyzna poczuł teraz jakiś niepokój. Dziwnie ssąco-kłujący w okolicach żołądka, jakby właśnie zdawał jakiś egzamin, czy coś w tym rodzaju. Już dawno czegoś takiego nie miał: był przecież okazem zrelaksowania i udawanej pewności siebie, toteż to uczucie… cóż, było mu jednak w tej chwili bardziej obce, niż przypuszczał. Chciał dobrze przed nią wypaść. Do tej pory nie narzekała, ale co potem? Przecież w końcu jej się znudzi, na pewno się znudzi…

    OdpowiedzUsuń
  161. [No to się ciesz, że masz pracę :D To na pewno lepsze, niż telemarketing. Płacą Ci chociaż po ludzku?
    Na 6.00? To ile godzin tam musisz siedzieć?]

    - Wcale się nie martwię. – stwierdził jakoś tak automatycznie – Oczywiście, że ci się spodoba. Nora norze nie równa, a moja to już wiesz… - uśmiechnął się. Gdyby teraz był jakąś piszczącą piętnastką łamane na piętnastkiem, zacząłby piszczeć, że teraz już nigdy nie umyje tej ręki, której dotknęła Gabriela. Na szczęście ten etap chyba już miał za sobą, toteż tylko stwierdził, ze częściej będzie okazywał swoje obawy.
    Trochę tutaj podkolorował fakty, odnośnie braku zmartwień, ale uznał, że takie małe kłamstewko nikomu krzywdy nie zrobi, a jak już się wyda, to tylko jemu znowu będzie głupio. Zauważył, że stosunkowo najczęściej z tym uczuciem ma do czynienia. Niedobrze.
    Droga powrotna minęła im jakoś szybciej: a może to znów Casyan gnał na złamanie karku, kompletnie nie zdając sobie z tego sprawy…? W każdym razie, ogarnęła ich przyjemna cisza: znowu nie ta z rodzaju piętnujących, wskazujących na brak tematu, ale ów szczególny rodzaj milczenia w pewnym sensie pełen wzajemnego porozumienia. Chociaż, może i tym razem to Casyanowi się coś wydawało?
    W końcu zatrzymali się pod jego kamienicą. Blondyn przybrał bardzo poważną i uroczystą minę, a potem wskazał podbródkiem na drzwi.
    - Pewnie nie tego się spodziewałaś, ale niestety, jesteśmy skazani na zachowywanie się jak jakieś nastolatki Wszystkie emerytki kamienicy już śpią, a mnie pod żadnym pozorem nie wolno naruszyć ich spokoju. – potem złapał ją za rękę i wciągnął do przedsionka – Teraz możesz zacząć się bać, bo od tej chwili jesteś kompletnie zdana na moją łaskę. Po dwudziestej pierwszej nie wolno włączać światła, jakkolwiek dziwnie to zabrzmi. – umilkł na moment – pewnie zastanawiasz się, jak to sprawdzą, ale o tym powiem ci już w bazie, Hernandez. Mieszkając tutaj, szkolenie miałem już zagwarantowane od początku. To dlatego jestem jednym z najlepszych agentów na świecie, a ty masz szczęście ze mną współpracować. – dodał patetycznym tonem i puścił jej oczko w ciemnościach. Może nie zauważyła, ale jak już zrobił…

    OdpowiedzUsuń
  162. [No to nie jest źle, jak na pracę sezonową. Ja miałam mniej :D
    Ale osiem godzin… cóż, grancie mojej wytrzymałości to około 6., więc podziwiam!]

    Casyan chyba powinien ją ostrzec, że zdanie „od teraz jesteś zdana na moją łaskę” ma istotne znaczenie; nie było bowiem powiedziane sobie ot tak, dla zapełnienia przerwy między kolejnymi oddechami, albo dla zaspokojenia jego gadulstwa. Bo chyba nie ma nic bardziej niebezpiecznego, niż brykanie po ciemnej klatce schodowej na śliskich, kamiennych posadzkach w jego towarzystwie.
    Tak więc praktycznie przez całą trasę na górę wpadali Ra po raz to na ścianę, to na poręcz (na poręcz wpadała właściwie Gabriela, bo miała nieszczęście znajdować się po prawej stronie: z dwojga złego, była w gorszej sytuacji, gdyż wbijające się w ciało pręty chyba są mniej komfortowe od zimnego, ale jednak zawsze płaskiego muru)
    Agent Korhonen tylko co jakiś czas mamrotał „przepraszam” lub „nie chciałem”, ale potem już i tak zaniechał nawet tego. Stwierdził, że Gabriela wyraźnie i niemal fizycznie to zrozumie.
    Zatrzymali się pod drzwiami opatrzonymi jedenastką: co prawda, blondyn nie był do końca o tym fakcie przekonany, ale ufał w tym przypadku swojemu brakowi orientacji w terenie wspieranemu przez dość długi pobyt w tej kamienicy.
    - Za chwilę zapalę światło. Ale dopiero za chwilę. – szepnął – Trochę ponaciągałem fakty, agentko Hernandez. Nawet w tym domu można zapalić światło. Powiem więcej, można zapalić je, kiedy się chce i na jak długo ma się ochotę! Ale wszystko dokładnie przemyślałem i teraz jestem pewny, że tak właśnie powinienem zrobić. Nie martw się, że brzmi to bardziej głupio, niż sobie wyobrażałaś.
    Otworzył przed nią drzwi i delikatnie pokierował, gdzie ma iść. Przedsionek był bowiem niezwykle wąski, jak na to stare budownictwo, w dodatku zajmowany częściowo przez garderobę, która teraz uprzątnięta i zmniejszona do możliwie najmniejszych rozmiarów zajmowała o jedną trzecią miejsca, niż zwykle.
    Kiedy Casyan zrobił porządek parę dni temu; zdziwił się, że ma to mieszkanie tak duże. Stwierdził, że może nawet za duże, ale w końcu, kiedy już będzie sławny, nikt mu palcem nie będzie wytykał klitki o powierzchni czterech metrów kwadratowych, o tak! Pozostawało tylko zamienić te dzielnicę na pełną modnych klubów, drogich sklepów i tak dalej, do których nigdy by nie wszedł, ale za to wszyscy mieliby nadzieję tam właśnie go spotkać.

    OdpowiedzUsuń
  163. [ Ło Jezusie! Nie dość, że z końca świata, to jeszcze masz szansę na spotkanie ze sławą :D
    To niepojęte. Siedzieć tyle w pracy… ja bym się zabiła. Tak sądzę.]

    - Wiedziałem, że pojętna z ciebie agentka. Zauważyłem to już wtedy w szkole, kiedy ślęczałaś nad wypocinami tamtych biednych śmiertelników.
    Zamknął za nimi drzwi, dopiero teraz spostrzegając, że Gabriela nie ma ubranych butów. Fakt faktem, przez całą drogę wydawała mu się jakaś niższa, niż zazwyczaj, ale Casyan tłumaczył sobie, że to nie ona jest niższa, tylko jego ego tak się rozdęło i wszystko zależy od perspektywy, z której się spojrzy na całą sytuację. Zapalił światło, po burżujsku rzec można i zauważył, że kobieta ogląda swój łokieć w korytarzowym lustrze.
    - Odniosłaś rany. Teraz będziesz mogła pokazywać wszystkim znajomym swoją rękę i opowiadać, jak dzięki tobie ten świat jeszcze istnieje. Ja tak zawsze robię. – uśmiechnął się, a potem zaraz spoważniał – Przepraszam, to z pewnością przeze mnie. Nie jest dobrze ze mną spacerować, a co dopiero w ciemnościach. Jednak mój plan nie był tak genialny, jak sobie założyłem. – przyznał, z wyraźną obawą w głosie. I nim zdążyła mu cokolwiek odpowiedzieć, zniknął w łazience, przynosząc jej „lód w spreju” (tak przynajmniej on to nazywał).
    - Nie powinnaś tak ciągle stać w korytarzu. Co prawda, nie zaprosiłem cię do środka, ale sadziłem, że to oczywiste. Kolejne zaniedbanie z mojej strony. – wskazał jej podbródkiem przestronny salon, a wcześniej pomógł jej się wyswobodzić z żakietu. W jego mieszkaniu było nadzwyczaj ciepło: ogrzewanie działało nawet latem, z uwagi na reumatyzm dziewięćdziesięciu procent mieszkańców tego budynku.

    OdpowiedzUsuń
  164. [Zaraz muszę wyjść i nie wiem, czy zdążę wrócić jeszcze dzisiaj. Tak więc na wszelki wypadek: na razie! :)]

    OdpowiedzUsuń
  165. [Ja żyję myślą, ze za chwile TAM będę musiała wrócić,a Tymi tu o wakacjach...
    Hej, czyli jak długo tam pracowałaś? Znowu wróciłam z centrum i może nogi jeszcze unoszę, ale z jakimś takim małym entuzjazmem. Szykuje mi się kolejny tydzień imprez, masakra. Gdzie jest ta dziewczyna w okularach na nosie z książką w dłoni...? :D]

    Uniósł nieznacznie brwi.
    - Seksowne, powiadasz? W wieku sześciu lat byłem najbardziej posiniaczonym dzieckiem w miasteczku. Dziękuję, że znowu pomogłaś mi odkryć zagadkę mojego niezwykłego powodzenia w tamtym okresie. - uśmiechnął się, przypominając sobie, ile średnio rocznie miał złamań w tamtych czasach; jak to dobrze, że udało mu się to jakoś zmniejszyć! Chociaż pewnie i teraz jest facetem, który w tym mieście ma pierwsze miejsce, jeśli chodzi o niezbyt groźne acz bolesne urazy na tle upadkowym, czy też jakimkolwiek innym.
    - Powinienem teraz spytać, czy ty też na to lecisz, ale to by mogło być obcesowe. Poza tym, nawet jeśli, to jak na nieszczęście nie mam ostatnimi czasy żadnych siniaków, zadrapań, czy choćby małego strupa, którymi mógłbym ci się zareklamować. Cóż za niefart. - ciągnął dalej.
    Jedynym jego poważniejszym obrażeniem była blizna na lewym policzku, ale ona była i tak na tyle mało widoczna, że... ojej, co to się z nim dzieje! Jeszce chwila i wziąłby jej słowa na poważnie.
    A potem uśmiechnął się, słysząc komplement na temat swojego mieszkania.
    - Sam zauważyłem, że kiedy się posprząta, nie jest już aż tak źle. Ale jednak nadal to nora. Mimo, że w twoich oczach tak nie wygląda. Obiecałem ci norę, więc musi być nora. Musisz mi uwierzyć i wmówić sobie, że tak właśnie jest. - zniżył głos niemalże do szeptu, a potem wskazał jej sofę.
    - Proszę, usiądź. Nie przygotowałem, co prawda, wykwintnej kolacji, nie będzie też czegoś pokroju parówek ośmiorniczek, ani też dania, które zamówiło moje lenistwo w najbliższej knajpce. - powiedział, zerkając niecierpliwie w stronę kuchni - Ale mogę powiedzieć, że bardzo się starałem. I niestety, nie jestem tak wspaniałomyślny jak ty, jeśli chodzi o kwestie gustu. Ode mnie nie wyjdziesz, aż nie wmuszę w ciebie całej porcji tego dania. - mrugnął porozumiewawczo do niej - Czy staję się z moim każdym kolejnym słowem coraz bardziej mroczny...? - to ostatnie powiedział bardziej do siebie, niż do Gabrieli.

    OdpowiedzUsuń
  166. [No to bardzo się cieszę, że miło spędziłaś wakacje. Gdybym słuchała radia, to bym miała okazję Cię posłuchać. A tak, jak to u nas mówią: już po ptokach! Ja dzisiaj odpoczywam po imprezie, w środę kolejna! Btw: czytam POTOP... ]

    Casyan jednak po cichu w duchu liczył, że trochę mroczny jest. Podobno źle jest, kiedy człowiek ma zbyt... jednostajny wizerunek. Chociaż z drugiej strony, nie mógł przecież wmówić sobie, że jest bezbarwną postacią! Co to, to jednak nie. I znowu nie mógł czegoś dopisać do już i tak przydługawej listy kompleksów, która przechowywał gdzieś z tyłu mózgu, a która od czasu do czasu, w najmniej oczekiwanym momencie się uaktywniała.
    Pokiwał z wolna głową, patrząc na Gabrielę.
    - No, miło, że jesteś mi posłuszna. Jako nauczyciel zdążyłem się już takiego skrzywienia nabawić... - zaśmiał się krótko - Witaj w mojej norze, Hernandez, a teraz pozwól, że zniknę na sekund pięć w kuchni. - stwierdził - Wiesz, muszę dodać trucizny do dania, zanim ci je podam. - dodał po chwili nad wyraz poważnym tonem i zniknął za drzwiami.
    Podszedł do lodówki i otworzył ją szeroko w poszukiwaniu indyka na zimno: było to popisowe danie w jego domu, przygotowane tylko na czas letnich upałów, które jakoś super często się nie zdarzały. Wymagało poświecenia wielu godzin pracy i trochę pieniędzy także: zdobycie wszystkich przypraw graniczyło niemal z cudem, nawet tutaj w Nowym Jorku. Ale Casyanowi się udało, z czego był niezwykle dumny.
    Wyciągnął więc naczynie z lodówki, przyglądając się uważnie folii aluminiowej, którą je przykrył. Nie wiedział, skąd się wzięło dziwne wybrzuszenie po środku, ale uznał, że to pewnie mięso wystaje i nie ma się czym przejmować, więc tylko wzruszył beztrosko ramionami. Zamknął drzwiczki i odstawił indyka na blat, po czym zabrał się na rozwijanie; już przy pierwszym ruchu w nozdrza uderzył go silny aromat przypraw połączony z zapachem czegoś, czego na pewno nie dodał do środka. A potem przerażony zaklął pod nosem nieco głośniej, niż zamierzał.

    Casyan

    OdpowiedzUsuń
  167. Cieszył się teraz, że jednak jest dwujęzyczny. Fińskie przekleństwa chyba nie były znane Gabrieli i Casyan był z tego powodu wielce szczęśliwy. Wyjął z szuflady widelec i zaczął trącać mięso, próbując zidentyfikować to dziwaczne wybrzuszenie: za dużo filmów się naoglądał, w których przybysze z kosmosu zagnieżdżają się... w sumie, nawet lepiej nie wiedzieć, gdzie.
    Był tak zaaferowany swoją czynnością, że nie usłyszał kobiety wchodzącej do kuchni, zaś: "wszystko okej?" niespodziewanie wyprowadziło go z równowagi, tak bardzo, że podskoczył ze strachu, upuścił widelec i odwrócił się z wystraszoną miną w jej stronę.
    - Obawiam się, że nie mamy co jeść. - oświadczył grobowym tonem, zasłaniając ciałem swoją popisową potrawę - szkoda, chciałem cię czymś poczęstować, ale teraz pozostaje głodować, lub na szybko zrobić coś nowego. Lub coś zamówić. - umilkł na moment - Przepraszam cię, Gabrielo. Wiedziałem, że nie jestem dobrym kucharzem, ale nie aż tak... - uśmiechnął się mimo wszystko i wyjął z szafki wielki czarny worek na śmieci, w który zapakował całe danie wraz z naczyniem.Potem otworzył okno, żeby wyzbyć się tego okropnego zapachu, który zawisnął w powietrzu - To kiedyś był indyk. Z szafranem i tak dalej...Ale nie ma się co martwić. - opowiadał, myjąc ręce w kuchennym zlewie. Już nawet nie przejmował się swoją kolejną kompromitacją: to było do przewidzenia.
    - Tak więc, na co masz ochotę? - spytał w końcu, podchodząc do niej bliżej. Być może trochę nawet za blisko, ale przestał się nad tym zastanawiać.

    Casyan

    OdpowiedzUsuń
  168. Casyan chciał powiedzieć, że tak naprawdę kuchnia nie jest królestwem, a przynajmniej na pewno nie jego. Zapuszczał się tutaj nadzwyczaj rzadko, czego efekty było widać na załączonym obrazku. Może mały trening uchroniłby go od kolejnych gastronomicznych katastrof...? Jaka szkoda, że nie pomyślał o tym kilka lat temu; teraz już pewnie byłby wykwalifikowanym kucharzem i taki indyk to mogłoby być pestka. Niestety, chyba było już za późno; może przysłowie, że na naukę zawsze jest czas było prawdziwe, aczkolwiek w tej materii Casyan miał pełne wątpliwości; szczególnie, jeśli brał pod uwagę fakt, że to on miałby sobie ową wiedzę przyswajać.
    Uśmiechnął się pod nosem.
    - Pewnie, że mam. Przygotowałem się chyba na wszystko, łącznie z końcem świata. Po twoim wyjściu zacznę wszystko pakować do słoików i gdyby jakaś apokalipsa w najbliższym czasie miała ochotę się rozegrać, znowu mogę się po rycersku zachować i przedłużyć twój żywot o kilka dni, podrzucając ci jeden z takich słoiczków. - zerknął w stronę lodówki, którą miał ze swojej prawej strony - Ja troszczę się o wszystko, Gabrielo. Nie zawsze jest to troska dopracowana w każdym najdrobniejszym szczególe, ale cóż. Podobno jesteśmy ludźmi. - wzruszył beztrosko ramionami, już praktycznie całkowicie zapominając o truchle, które leżało w czarnym worku.
    - I jako ludzie mamy prawo do pewnych zaniedbań. Myślę, że przez moje błędy jestem najbardziej ludzkim człowiekiem pod słońcem. Powinni pokazywać mnie w telewizji. - stwierdził, wypuszczając te głupoty z siebie jedna po drugiej, ale uznał, że wstydzić się za nie będzie później, może już nie w jej obecności. Takie wyrzucane sobie idiotyzmów, które się popełniło mogło być świetnym urozmaiceniem wolnego czasu, w którym za towarzystwo będzie miał jedynie siebie.
    Tymczasem zerknął na Gabrielę nie po to, by sprawdzić, jak przybiera zakłopotaną/znudzoną/jakąkolwiek inną minę, ale po to, by ująć dłonią jej policzek i przysunąć jej twarz ku swojej i łącząc usta w pocałunku; tyle że tym razem posunął się krok dalej, obejmując ramieniem ją w wąskim pasie. W pierwszej chwili wytłumaczył sobie, że to tylko po to, by niewygodna futryna nie wbijała jej się w plecy, ale potem przestał na to zważać, przyciskając ją do siebie już zupełnie mocno, jakby w obawie, że Hernandez mogłaby mieć na ten moment zupełnie inny plan.

    Casyan

    OdpowiedzUsuń
  169. Przycisnął ją do ściany obok, coraz zachłanniej wpijając się w jej usta. Czuł, że chyba traci kontrolę, bo cały pocałunek zaczął się niebezpiecznie przeradzać w coś niemal zwierzęcego, nad czym tracił panowanie. Fakt, że mu się nie opierała, że nawet najmniejszy gest z jej strony nie świadczył o jej sprzeciwie wcale nie polepszał sytuacji: to było zupełnie coś innego, niż poprzednim razem; mniej niewinnego, a bardziej natarczywego w swej naturze.
    Objął ją jeszcze bardziej rozkoszując się smakiem warg i dotykiem jej drobnych jak zawsze lodowatych dłoni na karku. Krążył niespokojnie językiem po całym wnętrzu jej ust, jakby w gorączce, dopóki powietrza nie przeciął głośny, piskliwy dźwięk telefonu. Dopiero wtedy odsunął się niechętnie od niej i wymamrotał coś na kształt "przepraszam" pod nosem, przechodząc na korytarz i odbierając telefon. Chwilę rozmawiał przyciszonym głosem, który przybrał nadzwyczaj poirytowany ton i rzuciwszy słuchawkę wrócił do kuchni.
    - No to będziemy gotować, Gabrielo. - powiedział z jakimś małym entuzjazmem i otworzył lodówkę, intensywnie wpatrując się w półki przed sobą. Tak naprawdę niczego nie widział i miał nieodpartą chęć w ogóle rzucenia tego w cholerę i powrócenia do czynności, które miały miejsce przed chwilą, prawie bestialsko przerwanych przez pewnego osobnika z drugiego końca miasta, ale stwierdził, że na narzucanie się przyjdzie jeszcze czas.

    Casyan

    OdpowiedzUsuń
  170. [Nie no, nie tłumacz się. Co jak co, ale ja wiem, co to jest praca :D ]

    Pewnie jeszcze długo zastanawiałby się, czym się teraz zająć, żeby ukryć swoje niezadowolenie i fakt, że aż tak mu zależało, ale pomoc nadeszła szybciej, niż przypuszczał. I to z jej strony!
    Bez słowa zaczął znowu ją całować, za każdym razem przyciskając ją do siebie coraz mocniej i mocniej. Przytrzymywał jedną ręką jej policzek, a drugą oplótł ponownie wokół jej wąskiej talii. Wdychał przy tym jej zapach i wiedział, że chyba na zawsze już go zapamięta: słodki i zniewalający, rozkosznie przyprawiający o zawroty głowy. Bez słowa wsunął dłoń pod jej udo, podciągając je lekko do góry i delikatnie usadził ją na kuchennym blacie, wciąż nie przerywając pocałunku.
    A potem odsunął się od niej, próbując zaczerpnąć tchu.
    - Och, Gabrielo… zanosi się na to, że dzisiaj już chyba nic nie ugotujemy… - stwierdził w końcu, uśmiechając się pod nosem i spoglądając jej w oczy. Może to była wina oświetlenia, ale Casyan był święcie przekonany, że jeszcze nigdy nie widział tych zielonych tęczówek błyszczących w tak intensywny sposób.
    I stwierdził, że po takim wniosku najlepiej będzie, jeśli już w ogóle przestanie się nad czymkolwiek zastanawiać, pozwalając już absolutnie jej sobą zawładnąć. Przygryzł więc nerwowo wargę, żeby powstrzymać się od oblizania jej i na nowo przywarł do jej ust.

    Casyan

    OdpowiedzUsuń
  171. [A dużo Ci jeszcze zostało? :D]

    Cóż, podobne myśli towarzyszyły Casyanowi: że się wygłupi, bo będzie chciał zrobić coś, czego ona jednak chcieć nie będzie. Pomijając już fakt, że miał niby nie myśleć, nie zastanawiać się i działać instynktownie. I wiedział, że choć przyszłoby mu to z łatwością, to coś jednak nakazywało mu panować nad tym wszystkim, nad swoim ciałem i odruchami: pewnie w innej sytuacji, z kimś innym w ogóle nie brałby tego pod uwagę. Ale to była Gabriela.
    Czując jej nogi splatające się wokół jego bioder drgnął mimowolnie, a potem tylko uśmiechnął się wprost w jej wargi przygryzając jedną z nich lekko. Jego ręka błądziła po udach kobiety, pozwalając wspinać się długim palcom coraz wyżej i wyżej. Usta Casyana mimowolnie zsunęły się niżej, pieszcząc miękką skórę jej szyi. Znowu zawirowało mu w głowie od tego uroczego zapachu; nie czuł już właściwie niczego innego.
    Marzył przecież o tym od tak dawna, od pierwszej chwili, w której ją zobaczył. Ale nie było to zwykłe, zwierzęce pożądanie nie poparte niczym innym; chciał przecież z nią dzielić wiele rzeczy, nie tylko takie chwile jak ta.
    I w końcu się poddał. Poddał się rytmowi pocałunków, dotykowi palców Gabrieli, jej przyspieszonemu oddechowi owiewającemu jego policzki. Już nie myślał nad tym, co robi, napawał się tylko tym, że ma ją tutaj blisko siebie.

    Casyan

    OdpowiedzUsuń
  172. Oddech Casyana przyspieszył, kiedy poczuł chłodne palce Gabrieli rozpinające jego koszulę. Na moment oderwał się od niej i wyswobodził się z drażniącego materiału, który spłynął miękko na kuchenną podłogę odsłaniając blady tors mężczyzny. Z nową falą entuzjazmu zabrał się do całowania jej warg - teraz lekko nabrzmiałych od pocałunków, manipulując dłońmi wzdłuż jej pleców, w poszukiwaniu suwaka. Rozpiął go jednym płynnym ruchem: sukienka zsunęła się gładko z jej ramion, zatrzymując się dłużej na biodrach, jednak niecierpliwa ręka Casyana zdjęła ją z nóg kobiety.
    Wplótł palce w jej włosy by jeszcze raz zanurzyć się w tym zapachu, a potem przycisnął ją do siebie mocniej sprawiając, że nie opierała się już o blat, ale trzymała mocno jego karku; objął ją w pasie, przytrzymując jej udo.
    Kiedy niósł ją do sypialni w ramionach, wydawała mu się jeszcze delikatniejsza i drobniejsza niż zwykle, jakby była kruchą porcelanową laleczką, dla której każdy nieodpowiedni dotyk mógłby skończyć się tragicznie.
    Ułożył ją ostrożnie na łóżku pochylając się nad jej ciałem; tak doskonałym, tak idealnym, w tej chwili należący, tylko do niego.
    - Gabrielo, to będzie pewnie największy banał, jaki słyszałaś w życiu, ale chyba nigdy nie wyglądałaś tak pięknie, jak teraz. – szepnął,, patrząc na nią z zafascynowaniem i niejakim uwielbieniem w jasnoszarych oczach.

    Casyan

    OdpowiedzUsuń
  173. Ale rumieniec Gabrieli wcale nie umknął uwadze Casyana. Został zauważony, mimo, że był dobrze ukryty pod jasnymi kosmykami.
    Teraz gorączkowość jego ruchów ustąpiła ich płynności, swego rodzaju zwierzęce zaślepienie niememu uwielbieniu dla niej, dla tej chwili. To był przecież pierwszy raz, kiedy miał ją tak blisko, na wyciągnięcie ręki: kiedy całe jego ciało czuło subtelny dotyk jej dłoni, kiedy w powietrzu unosił się jej zapach, a każdy kolejny pocałunek zapewniał go o jej realnej obecności, w którą przecież do końca nie wierzył. W jego myślach zdążył już powstać obraz wielkiej pani Hernandez, która stanowiła zespolenie ziemskiej kobiecości owianej tajemnicą rodem z baśni i legend. Casyan przecież częściowo żył w takim magicznym świecie, pełnym mitów i zabobonów, toteż jego umysł był wielce podatny na takie wizje – napawające go ciekawością i przedstawiające inną, sekretną krainę, do której tylko nieliczni mieli wejście. Teraz część tej krainy stała się fizycznie obecną.
    Gabriela rozpięła zamek spodni mężczyzny, z których mężczyzna zgrabnie się wyplątał, pozostając podobnie jak ona już w samej bieliźnie. Pociągnął ją ku sobie i rozsunął jej uda sprawiając, że usiadła na jego kolanach, przywierając do niego całym ciałem. Nie przestając całować jej ust delikatnie pieścił zaledwie opuszkami palców jej gładkie plecy, przesuwając się z wolna ku ich dołowi. Rozpiął jej biustonosz i odrzucił go na bok niedbałym ruchem, by natychmiast powrócić do masowania skóry. Znowu ułożył ja ostrożnie na wznak w pościeli i pochylił się nisko wysuwając koniuszek języka, którym zaczął drażnić jej sutki.


    Casyan

    OdpowiedzUsuń
  174. Wodził językiem po jej miękkiej skórze, wzdłuż obojczyków, po szyi, między piersiami, by potem zjechać nim niżej aż do pępka wokół którego zaczął zataczać małe kółka. Krążył nim leniwie po jej podbrzuszu tuż przy linii bielizny. Wsunął dłonie pod jej rozgrzane uda, pozwalając im po chwili znaleźć się wyżej i krótko zacisnąć na krągłych pośladkach Gabrieli powoli zdejmując z nich majtki .
    Widział drgające mięśnie tuż pod jej skórą, napinające się jak postronki przy każdym, nawet najmniejszym dotyku. Wpił się łapczywie w jej wargi tłumiąc kolejny jęk, który chciał się wydostać z ust. Oderwał się potem tylko na moment, by zobaczyć jak kropelka potu perli się na jej skroni, a potem spływa po gorącym policzku kończąc swój krótki żywot w splotach jasnych włosów, które rozsypały się wokół jej głowy. Przywarł do niej całym ciałem czując nogi skrzyżowane wokół jego pasa, falującą pierś tuż pod własną, w której serce wystukiwało szaleńczy rytm, jej słodki oddech i paznokcie wbijające się w jego plecy.
    Wszedł w nią delikatnie napawając się tą chwilą, na którą czekał tak długo. Gabriela znowu jęknęła, ale dźwięk ten zmieszał się w jedno z casyanowym westchnięciem. Zaczął poruszać biodrami, zanurzając się w nią coraz głębiej i głębiej. Rytmiczność ruchów powoli ustępowała ich chaotyczności; każdy nerw każda komórka w jego ciele krzyczała w nim z przyjemności prosząc o więcej i więcej. Przygryzł skórę na jej karku zatracając się w tym ekstatycznym tańcu namiętności, nie panował już nad sobą, nie panował nad tym, co robi – liczyła się tylko rozkosz łącząca ich ciała.

    Casyan

    OdpowiedzUsuń
  175. Zdawało mu się, jakby wszystkie jego zmysły osiągnęły nowy poziom wrażliwości: wszystko było takie realne, takie intensywne i nieokiełznanie. Każdy fragment skóry niemal palił go od wrażeń i przepływających przez nie nowych, jeszcze silniejszych fal uniesienia. Uległość Gabrieli, jej chętne wszystkim pieszczotom ciało sprawiały, że Casyan zaczął przekraczać granice tego, co określane jest ekstazą.
    Krzyk kobiety przeciął powietrze, jej paznokcie przebiły się przez jego skórę na plecach, po których spłynęła stróżka krwi. Ale Casyan tego nie poczuł: chciwy potwór w jego wnętrzu nareszcie został nakarmiony, kiedy oboje zaczęli szczytować.
    Chłonął tę chwilę każdą cząstką siebie, jego ramiona zacisnęły się wokół niej jeszcze mocniej, ich sterczące sutki ocierały się o siebie, spragnione pieszczot usta złączyły się w długim finalnym pocałunku.
    Oddychając ciężko położył się obok niej i spojrzał na nią spod półprzymkniętych oczu, uśmiechając się pod nosem. Odgarnął jej blond kosmyki z czoła i znowu przyciągnął do siebie, zanurzając twarz w jej włosach.

    Casyan

    OdpowiedzUsuń
  176. A więc miał rację. Jeszcze raz sobie przypomniał to nieszczęsne „jeszcze dziś będziesz ze mną w raju” i kąciki jego ust mu zadrgały. Cóż, o ile wyobraźnię miał niesłychanie bujną, tak takiego obrotu spraw się nie spodziewał. Ale przecież jego życie było pasmem ciągłych niespodzianek, czasem przyjemnych, a czasem nie; zdarzały się również chwile prawie tak doskonałe jak ta teraz, chociaż dużo rzadziej, niż by sobie tego życzył.
    Zaśmiał się tylko na jej słowa.
    - Powiedziałaś, że rany są seksowne. Teraz pewnie będę ci się podobał jeszcze bardziej. – puścił jej oczko, powoli przesuwając ręką wzdłuż jej boku, po gładkiej niczym aksamit skórze, podążając szlakiem pełnych bioder i wąskiej talii, aż do miejsca, gdzie ramię łączyło się z jej szyją.
    Potem złapał kołdrę i narzucił ją sobie jedynie w okolice pasa: było mu zbyt gorąco i wątpił, żeby ta temperatura szybko opadła. Ułożył się wygodniej, opierając podbródek na ręce i wpatrując się w nią zamglonym spojrzeniem zupełnie ignorując szczypiący ból, który niespodziewanie odezwał się w okolicach jego ramienia.

    Casyan

    OdpowiedzUsuń
  177. - No już, już. Nie tłumacz się. Jestem jeszcze bardziej atrakcyjny, niż byłem dotychczas. Czas najwyższy zacząć się zamartwiać, czy moja cudowność czasem nie przytłoczy wszystkich mieszkańców tego smutnego grajdołka. – zażartował, całkiem wprawnie udając pełen wyższości ton.
    Przyłożył na krótką chwilę wargi do jej czoła i objął ja pewniej przykrywając pościelą. Senność powoli zamykała mu oczy i spowalniała oddech, który stał się głębszy i bardziej spokojny. Zamruczał z zadowoleniem wpatrując się w przestrzeń ponad jej głową, w okno, przez które do wnętrza wpadały srebrzyste księżycowe promienie i światło ulicznych latarni, które jedna po drugiej na zmianę zapalały się gasły. Jak to w tej części miasta, w której nikt za bardzo się nie troszczył o ich sprawność.
    - Nie kłopocz się, Gabrielo. Jestem pewien, że znajdziemy jeszcze mnóstwo okazji ku temu, żebyś mogła uspokoić swoje stroskane sumienie. Obiecuję ci, że o to doskonale zadbam. – stwierdził cichym głosem, uśmiechając się w trochę przebiegły sposób i pozwolił by kobieta wtuliła się w niego.

    Casyan

    OdpowiedzUsuń
  178. Być może to było niezbyt grzeczne i tak dalej, ale nim Gabriela zdążyła odpłynąć, zrobił to Casyan. Usłyszał tylko jej słowa, cos na nie odmruknął z uśmiechem na ustach, a potem wszystko wokół dziwnie się zamazało i nim zdążył się zorientować, zasnął mocnym snem.
    ***
    Ale za to obudził się bardzo wcześnie: słońce dopiero co barwiło ścianę za jego głową na ten szczególny różowo złoty kolor. Miły ciężar w postaci głowy Gabrieli spoczywał na casyanowych piersiach, kiedy ten leniwie otwierał oczy. Delikatnie odsunął ją od siebie i wyszedł z lóżka: kobieta nawet nie drgnęła. Ucieszył się więc, jaki to on jest zwinny i w ogóle, ale natychmiast zaprzestał tych myśli: zwykle w takich sytuacjach przydarzał mu się kolejny wypadek.
    Poszedł do łazienki, wziął kąpiel i przeprowadził te wszystkie czynności, dzięki którym wyglądał znów jak człowiek. Potem wrócił do sypialni i uprzątnął porozrzucane ubrania z tego pomieszczenia, z korytarza i pojawił się w kuchni wieńcząc ten etap sprzątania.
    Chwilę później zbiegał po schodach z torbą na zakupy, tuż do pobliskiej piekarni wyławiając dla siebie co ciekawsze okazy ciepłych jeszcze bułek.
    Wszystkie zużył do niezbyt skomplikowanego śniadania z udziałem pokrojonych i ułożonych na talerzu wymyślnie warzyw i owoców, pieczywa, soku pomarańczowego w dzbanku, a także prostych w przygotowaniu placuszków z różnego rodzaju ziaren polanych obficie miodem.
    Kiedy już wszystkie naczynia stały przygotowane na stole, Casyana coś uderzyło. Jeszcze nigdy nie wręczył Gabrieli kwiatów! Pomijając fakt, że w ogóle przyszła tutaj zobaczyć „ogród”, a skończyło się na… i w tym momencie niemal bezczelnie się uśmiechnął.
    Trochę czasu zajęło mu znalezienie odpowiedniego okazu na balkonie: teraz mało co kwitło nadając się przy tym do zerwania. Ale w końcu przyciął biały kwiat, jeszcze nie do końca otwarty kształtem przypominający dzwoneczek, tyle że nieco większy. Zabrał go ze sobą wcześniej z lubością wdychając jego woń i ułożył go na spodeczku jeszcze pustej filiżanki Gabrieli. Woda na kawę gotowała się w czajniku, a Casyan uznał, że może sobie teraz trochę odpocząć, toteż oparł się o parapet krytycznym okiem mierząc zastawiony jadalniany stół. Wtem usłyszał ciche kroki.


    Casyan

    OdpowiedzUsuń
  179. Odwrócił się od niej gwałtownie i uśmiechnął się do niej. Pierwszy raz widział ja taką: bez makijażu, z niedopracowaną fryzurą, słowem tak naturalną, jak chyba nigdy. Nie, żeby twierdził, że z pomalowanymi na krwisto ustami i zagęszczonymi tuszem rzęsami wyglądała jakoś plastikowo lub w jakikolwiek inny zły sposób. Ale było w tym coś także nowego, jakby pieczętującego wczorajsza noc, która tak mile wspominał.
    - Dzień dobry. – przywitał się i odsunął jej krzesło, zapraszając do stołu – Nie mam pojęcia, co jadasz zwykle na śniadania, więc przygotowałem kilka rzeczy, żebyś mogła sobie wybrać. – gestem wskazał wszystko, co stało na blacie, nie kryjąc pewnej dumy z tego, co osiągnął. Zanim jednak kobieta zajęła miejsce, pocałował ją krótko w usta: był to subtelny pocałunek, nie próbował wedrzeć się do ich środka. Znów był tym niesamowitym dżentelmenem. Zaśmiał się w duchu nad swoimi myślami i zaczął parzyć poranną kawę.
    Warto tutaj wspomnieć, że kawa, to było coś w casyanowym domu, na co nigdy nie żałował pieniędzy, mógł więc pochwalić się kilkoma wykwintnymi gatunkami, a nie tą marną rozpuszczalną, jaką na przykład serwowali w szkolnym automacie do napojów.
    Przysunął jej spodeczek z kwiatkiem, ułożył na nim filiżankę, a potem zajął się swoją. Kawowy aromat wypełnił niemal całe pomieszczenie pieszcząc nozdrza intensywnym zapachem.
    - Proszę, częstuj się.

    Casyan

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odwrócił się do niej i uśmiechnął się* miało być

      Usuń
  180. Patrzył chwilę, jak Gabriela podnosi kwiat do nosa i wdycha jego zapach. Uśmiechnął się do niej lekko i upił łyk kawy.
    - Własnoręczna hodowla. Nie jakieś cudze z kwiaciarni. – powiedział.
    Wzruszył beztrosko ramionami na jej słowa o wczesnym wstawaniu nałożył sobie owych placków na talerz, wcześniej oblewając je dodatkowa warstwą miodu, tak, że teraz miał przed sobą złocisty ocean z kilkoma pływającymi wyspami spieczonymi w południowym słońcu. Tak to sobie właśnie wyobrażał.
    - Spokojnie, przecież nie zrobiłem tego specjalnie. – nawet nie starał się, żeby zabrzmiało to jakoś wyjątkowo prawdziwie – po prostu czasem budzę się wcześniej, a wszystko, co przygotowałem jest na miarę moich możliwości. Wiec możesz sobie wyobrazić stopień skomplikowania owych potraw. – zaśmiał się krótko – I co to znaczy: nie trzeba było? Nie ma czegoś takiego. Miałem ochotę to zrobić, więc zrobiłem. – ciągnął dalej – Uczyń mi tę przyjemność i zacznij jeść. Inaczej okaże się, że moja dobra wola poszła na marne. A bardzo źle mi z tym, że wczoraj nic nie zjedliśmy.
    To też nie do końca była prawda, bo o ile rzeczywiście nieudana kolacja budziła w nim jakieś niemiłe ssanie w żołądku, tudzież w okolicach serca, tak wszystko, co działo się później już absolutnie nie.

    Casyan

    OdpowiedzUsuń
  181. Zaczął przeżuwać powoli warzywa na zmianę z pieczywem i dopiero po chwili uniósł wzrok znad talerza i skupił spojrzenie na Gabrieli. Zaśmiał się krótko i nałożył sobie więcej wszystkiego, tak, że teraz miał przed sobą całkiem sporą górkę specjałów, które przygotował.
    - Z pewnością tylko dlatego, że nikomu na to nie pozwoliłaś. No, i że nikt nie jest aż tak bardzo nachalny, jak ja. To wszystko wyjaśnia. – pokiwał głową z uznaniem i posmarował sobie bułkę masłem – Poza tym - ciągnął dalej – pewnie ci to już mówiłem i wydaje mi się, że powtórzę to jeszcze tysiące razy, ale uroczo wyglądasz, kiedy się zawstydzasz. – to akurat powiedział nieco cichszym głosem i ręką, w której akurat nic nie miał, sięgnął ku jej podbródkowi przez stół, unosząc go lekko.
    - Pamiętaj, że nic, z tych rzeczy, które zrobiłem, żeby sprawić ci przyjemność nie kosztowało mnie dużo wysiłku, ani pracy. Nie dziękuj mi więc teraz, bo ja dopiero się rozpędzam. – cofnął dłoń – Brzmi trochę strasznie, prawda? Ale powinnaś się przestraszyć. – umilkł na moment - Ja nigdy nic nie robię wbrew sobie. I nie chcę, żebyś myślała o tym w ten sposób. Doskonale wiesz, że zasługujesz na dużo więcej.

    Casyan

    OdpowiedzUsuń